- Opowiadanie: Rekert - Ogniste Jarzmo

Ogniste Jarzmo

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ogniste Jarzmo

Przenikniona ciemnością puszcza, drgała gwałtownie przy każdym dotyku wiatru. Stare dęby, jesiony, lipy, graby i buki, swymi rozłożystymi ramionami dotykały się raz po raz, wydając przenikliwy pomruk. Porywisty orkan sięgał swym żalem każde drzewo, owijając grube konary i pnie, szeptał smutną historię. Przeniknął w leśną gęstwinę aż po skraje puszczy, tworząc wielkie poruszenie. Drzewa wysłuchały, a żal wiatru przerodził się w gniew. Wzmógł na sile. Rośliny wtórując swemu bratu, zaczęły kołysać się jeszcze gwałtowniej. Odpowiedział również i deszcz, zalewając swym smutkiem dolinę Shalott. Zmierzch szybko jednak okrył ten ponury widok, a wkrótce potem odezwał się grzmot chmur, uprzedzony przez srebrzystą błyskawicę. Wartki strumień rzeki rozszczepiały dwa wzgórza, wyrastające w środku doliny. Na najwyższym z nich stał ponury zamek, swymi wysokimi wieżami znacznie górował nad całym otoczeniem. Niegdyś tętniący życiem przez setki lat, teraz pogrążony w niemalże zupełnej ciemności. Łuna światła która biła z tego miejsca, widoczna była z odległych miejsc, stanowiąc bezpieczny znak dla wielu ludzi. Teraz, migotało tylko ledwo dostrzegalne światełko z okien komnat w jednej z najwyższych wież budowli. Mały płomyczek świecy swym delikatnym blaskiem rozjaśniał nieco pomieszczenie, ukazując wielkie łoże, okryte przezroczystym baldachimem. W środku bieli rysowała się sylwetka kobiety, przypominająca wyrzeźbiony w jasnym kamieniu posąg.Tylko miarowe unoszenie się piersi zdradzało, iż to żywa istota. Smutek wiatru dotarł i tutaj. Otworzył drewniane okiennice i wdarł się do środka komnaty. Mroźne powietrze zerwało zasłony łoża, a tlący się płomyczek świecy zgasł, zalewając pomieszczenie ciemnością.

Alicja zbudziła się ze snu. Przetarła zaspane oczy. Ciemność jej nie wystraszyła, bała się tylko chłodu, który objął jej ciało lodowymi szponami. Zadrżała, ale nie z zimna.

Wróciły wspomnienia… Jej oczom ukazał się ogień, który trawił całe wzgórze. Nozdrze nosa na nowo wyczuły swąd palonych ciał, a do uszu dotarły przeraźliwe jęki, błagające w swej prostocie o pomoc. Stała obok niej, trzymając ją za rękę. Znajdowały się na samym czubku wzgórza, w epicentrum pożaru. Ale ogień się ich nie imał, bo był ich sługą. Uniosła głowę i spojrzała w jej oczy. Kobieta zdawała się jej nie widzieć, wpatrzona w bezkresną dal, nie wykazywała żadnego zainteresowania otoczeniem. W jej czarnych oczach tańczyły ogniste płomienie. Usta poruszające się z niebywałą szybkością, intonowały zapomnianą pieśń. Wkrótce potem obraz znikł i nastała ciemna pustka. Nie wie, jak długo trwała pogrążona w niebycie. Kiedy się zbudziła, leżała na kamienistej podłodze, przemarznięta do kości. Ból w lewej ręce znów dał o sobie znać, mimo że od tamtych wydarzeń upłynęło sporo lat. Wiatr dął silnym podmuchem, trzaskając co chwila okiennicami. Szybko zerwała się z podłogi i zatrzasnęła okna. Wracając do łoża, potknęła się o leżący ogarek. Podniosła go i usadziła na szafce. Chwilę później, mały płomyczek znów oświetlił swym blaskiem jej komnatę. Płomienie zaczęły radośnie tańczyć na białych ścianach, przypominając Alicji dzieciństwo. Nie była w stanie ponownie zasnąć, słowa pieśni wciąż wiły się jej w głowie. Każdej nocy, klątwa przypominała o sobie, ale nigdy w taki sposób. I tak trwało to już od piętnastu lat, aż do teraz. Słowa wryły się jej tak głęboko w pamięć, iż w każdej chwili mogłaby wyrecytować całą pieśń, mimo iż została stworzona w starożytnym języku, niezrozumiałym dla wszystkich znanych jej ludzi.

Kiedyś znałam ich wielu… A teraz zaledwie kilka twarzy, których widok przyprawia mnie o mdłości.

Okryte mgiełką postacie, pojawiały się raz po raz przed jej oczyma. Nie była w stanie rozpoznać żadnej z twarzy, zamglone kontury chwilami stawały się bardziej wyraziste, ale zaraz po tym znów się rozmazywały. Zdążyła spostrzec jedynie niewzruszoną twarz ojca i jego bystre, szare oczy, wpatrzone w nią z wielkim smutkiem.

Zawsze potrafiła czytać z jego oczu i nigdy nie zapomniała tej sztuki. Starała się przypomnieć jego łagodny, ojcowski głos, przeznaczony tylko dla niej. Bezskutecznie.

Nagle, rozległo się głośne pukanie do drzwi, które wydarły Alicję ze wspomnień.

Niezmiernie zdziwiona tak nieoczekiwaną wizytą, zastanawiała się która to ze służących była już na nogach.

Kto tam?

Zza drzwi dobiegło ciche łkanie kobiety.

– Pani… To ja Elia, czy mogę wejść?

Tkliwy szloch szczerze zatrwożył Alicję, mimo iż nie znosiła służby. Każda z twarzy służących przypominała jej o wydarzeniach sprzed lat, piętno ognia widniało na czole każdej z nich.

– Tak, wejdź.

Alicja podparła się na łokciach i w tej samej chwili pojawiła się w drzwiach Pierwsza Kucharka Elia. Była drobną kobietą, a dodatkowo jej głowa, zakryta w całości białą chustą, zlewała się z jasnym drewnem drzwi. Ubrana była w czarną, prostą szatę z wełny, która stanowiła całość jej garderoby.

Pochylona, podeszła bliżej do łoża.

– Pani, wybacz że zakłócam twój spoczynek, ale tto przepadło. Tego już nie ma.

Po wypowiedzianych słowach, ściągnęła nakrycie z głowy i oczom Alicji ukazała się okrągła twarz, o bladej cerze. O dziwo, na czole służącej nie pozostał nawet ślad po ognistym znaku.

Serce zabiło jej gwałtowniej.

– Jak to możliwe? Klątwa przestała działać?

Służąca wciąż stała w milczeniu, spuściła głowę jeszcze bardziej. Z jej oczu pociekły łzy.

Alicja zdała sobie sprawę, iż nie są to krople smutku. Potrafiła coś takiego rozpoznać.

– Dlaczego nic nie mówisz?

– Pani… Twoje piętno wciąż jest widoczne.

Alicja szybko wstała z łoża, chwyciła tlący się kaganek i podeszła do lustra. Oświetliła swoją twarz.

Widok jej nie przeraził, chyba dlatego że już dawno się do niego przyzwyczaiła.

Na niemalże całym czole rozlewało się wypukłe znamię, o krwistoczerwonej barwie.

– Co z resztą służby? – zapytała, nie odwracając się od lustra. Z trudem nad sobą panowała. – Czy pozostałym też to zanikło?

– Ttak, ale ich już nie ma. Onne uciekły, zostawiły nnas – wyjąkała.

Czyli tak to się zakończy, umrę w smutku i zapomnieniu, przeklęta do końca życia.

Dopiero po jakimś czasie zdobyła się na te słowa.

– Ty też powinnaś odejść, Elio. – tym razem odwróciła się do niej. – Spójrz na mnie – powiedziała drżącym tonem.

Służąca posłusznie uniosła głowę, ale Alicja dostrzegła jak drży. Wiedziała, że tylko poczucie winy ją tu przywiodło i wciąż trzyma.

Napotkała jej wzrok błękitnych oczu.

– Zniknięcie piętna świadczy wyłącznie o tym, że winy zostały ci wybaczone. Klątwa zrzuciła z ciebie swe jarzmo. Nie możesz tutaj dłużej zostać. Odejdź.

Służąca przez pewien czas sprawiała wrażenie, jakby tego nie słyszała. Ale wkrótce potem, w milczeniu, zaczęła się powoli wycofywać, aż dotknęła swymi plecami drzwi. Chwilę później Alicja usłyszała tupot stóp zbiegających po kamiennych schodach.

Wszyscy odeszli, zostałam sama.

Dziewczyna zaniosła się obłąkańczym śmiechem, który później przerodził się w głośny płacz. Uklękła przed lustrem i spojrzała jeszcze raz na swoje odbicie.

Powinnam była zrobić to o wiele wcześniej – powiedziała na głos.

Podniosła się z klęczek i podeszła do okiennic. Przez szpary przedzierał się snop światła, w którym unosił się kurz. Chwyciła za drewnianą rączkę i rozwarła okiennice z głośnym trzaskiem. Oślepiający blask słońca uderzył bezlitośnie, niemalże zbijając Alicję z nóg. Dopiero po dłuższej chwili oczom ukazał się przepiękny krajobraz. Przez tyle lat widok ten był jej zakazany. Zapomniała już jak piękny świat ją otacza. Urzeczona, stała tak przez dłuższą chwilą i patrzyła z zapartym tchem na bezkresną puszczę, wartki nurt Gryeil’a, który rozszczepiał się na dwoje tuż przed jej wieżą. Zamknęła oczy. Słyszała tylko szum wody i świergot ptaków. Zaciągnęła się świeżym powietrzem i trwała w błogim bezruchu.

 

To będzie rozkoszna i zarazem szybka śmierć.

 

Chwyciła za mały taborecik i wskoczyła nań z całą stanowczością. Chwyciła się za jedną z ram okien i wdrapała się na kamienisty podokiennik. Zrobiła krok naprzód i spojrzała w dół. Pieniste fale rzeki rozbijały się o podnóże skały, na której została wzniesiona Zachodnia Wieża. Alicja raz jeszcze spojrzała na całe otoczenie i rzuciła się w objęcia Gryeil’a.

 

 

Gwałtowny prąd wody targał na wszystkie strony bezwładnym ciałem, niczym krwiożerczy zwierz. Co chwila kobieta znikała pod taflą wody, a gdy już długo się nie pojawiała, Jon obawiał się najgorszego. Zdawał sobie sprawę, że mogła nie przeżyć upadku. Gdy spadała z wysokiej wieży poczuł zupełną bezradność. Spóźniłem się. Ale znów dostrzegł błysk czerwieni w wodzie i nadzieja rozbłysła ponownie w jego sercu. Gdy wyprzedził swą królową, zeskoczył z konia i wbiegł do wody. Szczęśliwie nurt rzeki skierował ciało ku brzegowi, wprost w objęcia Jona. Gdy ją pochwycił, był pewien że jest martwa. Zaniósł ją na piaszczysty brzeg i delikatnie położył. Odgarnął ogniste włosy kobiety i jego oczom ukazała się smukła twarz o delikatnych rysach. Patrzył tak urzeczony, nie wiedząc co zrobić. Nie oddychała. Przybliżył jej twarz do swojej i złożył pocałunek na czole, niczym ostatnie pożegnanie.

 

Ujrzał piękną zieleń i zupełnie w niej zatonął.

Koniec

Komentarze

Zaznaczam swoją obecność.

 

Czemu tylko fragment? Czemu taki emo? (ten wstęp... ech). Mam jakieś kiepski humor i ta konwencja w ogóle do mnie nie trafiła. Jest parę literówek, powtórzeń oraz niefortunnie skonstruowanych zdań.

 

Przykład: "Porywisty orkan sięgał swym żalem każde drzewo..." - o, jeżu kolczasty. Pomijając to, jak to brzmi, raczej sięgał kogo? czego? dopełniacz niż kogo? co? biernik.

"Wartki strumień rzeki rozszczepiały dwa wzgórza..." - co to znaczy? Wzgórza rozszczepiały rzekę?

"Grzmotu chmur" bym się doczepiła, bo wyładowania elektryczne podczas burzy wywołuje różnica napięć pomiędzy chmurami a powierzchnią ziemi, a nie same chmury.

I tak dalej.

 

Czegoś, co nie stanowi całości, nie da się ocenić, więc nie oceniam.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Klątwa nade mną”, krzyczy w głos. / Pani z Shalott.


Czemu wiatr jest bratem roślin, ja się pytam?

Nadzaimkoza: swymi ramionami, swymi wieżami - przecież wiadomo, że nie cudzymi.

Początkowy opis trochę patetyczny; na błędy językowe już zwrócono uwagę.

Nozdrze nosa - po pierwsze, nozdrza (nozdrze jest jedno), po drugie - czy mogą być nozdrza czegoś innego? Na przykład oczu? Innymi slowy, zbędne dopowiedzenie.

 ...a do uszu dotarły przeraźliwe jęki, błagające w swej prostocie o pomoc. Stała obok niej, trzymając ją za rękę.

1) dlaczego "w swej prostocie"? Jeki chyba na ogół są dość proste: aau, aau, albo oooj, oooj. Nic skomplikowanego w tym nie ma. :-)

2) Pomieszanie podmiotów: ponieważ w zdaniu z nozdrzami nie ma podmiotu żeńskiego, a jedynym słowem w rodzaju żeńskim jest pomoc, składnia polska automatycznie przypisuje orzeczenie z drugiego zdania właśnie jej. Czyli pomoc stała obok... kogoś niesprecyzowanego. W dodatku "niej" i "ją" w takiej bliskości też podpada pod nadmiar zaimków. Feliks W. Kres w "Galerii złamanych piór" miał cały rozdział na ten temat, poczytaj.

...wryły się jej tak głęboko w pamięć, iż w każdej chwili mogłaby wyrecytować całą pieśń, mimo iż - nie za dużo tych iżów?

Była drobną kobietą, a dodatkowo jej głowa, zakryta w całości białą chustą, zlewała się z jasnym drewnem drzwi. - jaki związek ma zlanie głowy (o ile biała chusta kolorystycznie jest identyczna z jasnym drewnem, w co wątpię) ze wzrostem kobiety ("a dodatkowo" sugeruje, że jest jakiś związek) i w ogóle z czymkolwiek?

wartki nurt Gryeil’a - nie, na pewno nazw kończących się na l nie odmieniamy w taki sposób. Albo "Gryeila" albo "rzeki Gryiel" (swoją drogą, nie jesteś pierwszym autorem z upodobaniem wymyślającym nazwy, których nie umie odmienić przez przypadki).

Chwyciła za mały taborecik i wskoczyła nań z całą stanowczością. Chwyciła się za jedną z ram okien i wdrapała się na kamienisty podokiennik. - źle. Powtórzenia, nieprawidłowe związki wyrazowe, co najmniej jeden błąd leksykalny ("kamienisty" oznacza "pokryty kamieniami", nie "zrobiony z kamienia").

Poprawna wersja:

Złapała mały taborecik i wskoczyła nań z całą stanowczością. Chwyciła ramę okna i wdrapała się na kamienny parapet.

Ogólna rada: czytaj dużo książek, a własne teksty odkładaj do szuflady (lub na twardy dysk) co najmniej na miesiąc, po czym proś kogoś, by Ci je przeczytał na głos. To sprawdzona metoda wyłapywania różnych potknięć językowych i logicznych.

 

 

 

 

PS.Ale przynajmniej jest jakaś konkretna akcja, a nie przedstawianie tysiącletniej historii i geografii królestwa, jak u niektórych. :-)

Cześć

uzywając słowa "orkan" miałeś na mysli huragan? Mi tylko z tym się kojarzy. Jeśli mam rację to te drzewa powinny latać, a nie szeptać delikatnie

Zmierzch szybko jednak okrył ten ponury widok. - możesz wywalić jednak.

Na najwyższym z nich stał ponury zamek, swymi wysokimi wieżami znacznie górował nad całym otoczeniem. - górował stojąc w dolinie?

Alicja zbudziła się ze snu. - spała w dzień?

yła drobną kobietą, a dodatkowo jej głowa, zakryta w całości białą chustą, zlewała się z jasnym drewnem drzwi. - to jak z tym zamkiem spalił się czy nie? Wyremontowali go? Bo jesli tak to opisy do siebie nie pasują.

e przypadło mi do gustu, choć musze przyznać, że napisane jest całkiem sprawnie. Tak są drobne potknięcia językowe i interpunkcyjne, ale nie jest źle.

Pozdrawiam.

M.C.

To jedno z moich pierwszych opowiadań, w dodatku przed opublikowaniem sprawdzałem i wnosiłem poprawki samodzielnie, bez niczyjej pomocy, także proszę o wyrozumiałość.

Z pewnością gdyby ktoś wcześniej rzucił fachowym okiem na ten tekst, nieco inaczej by to wyglądało.

Ale właśnie dlatego to opowiadania trafiło tutaj - pragnąłem zaczerpnąć opinii tego szacownego grona specjalistów prozy i wnieść ew. poprawki.

Motyw przewodni opowiadania zaczerpnąłem z poematu autorstwa lorda Alfreda Tennysona, "The Lady of Shalott".

Wpadłem na ten pomysł, słuchając piosenki Loreeny McKennitt, pod tą samą nazwą.

Wykorzystałem w sumie tylko motyw klątwy, a resztę podpowiedziała mi wyobraźnia.

Wiem, że jest to często spotykane w literaturze fantasy, ale utwór Loreeny zrobił swoje :)

To smutna historia i zapewne stąd ten podniosły styl w początkowym fragmencie. Użyłem personifikacji natury i jak widać z kiepskim skutkiem. Cóż, nie wyszło, ale może w kolejnym opowiadaniu będzie widoczna poprawa.

"Czegoś, co nie stanowi całości, nie da się ocenić, więc nie oceniam. " - tylko tego nie rozumiem. To opowiadanie, to nie jest fragment. Oczywiście można je rozwinąć, ale znalezienie Alicji przez Jona można uznać niejako za koniec historii.

Chyba że wstęp, rozwinięcie i zakończenie w ogóle nie są ze sobą powiązane - ale ja nie mam takich odczuć.

Wybacz, ale muszę to napisać: opowiadanie wcale nie wydalo mi się smutne. Przynajmniej dla mnie.

Chwali Ci się, że chcesz się rozwijac. Czekam na następne opoiwadanie, które z pewnością będzie lepsze.

Aha... a to przepraszam. Nie odniosłam wrażenia, że to całość. Moment, w którym pojawia się Jon, wydaje mi się oderwany. Dlatego sądziłam, że będzie jakaś dalsza część, która wyjaśni to i owo. Jednak jeśli to jest całość - to nie podoba mi się, niestety. Emo stylu nie lubię, a fabuła do mnie nie trafiła.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

W odpowiedzi do  joseheim:

"Czemu tylko fragment?" - jak już napisałem wcześniej, to nie jest fragment, tylko całe opowiadanie z zakończeniem. Co prawda, można to kontynuować, ale równie dobrze można zostawić tak jak jest.

"Czemu taki emo?" - nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem to pytanie, ale odpowiedziałem na to we wcześniejszym komentarzu.

Co do reszty, to napiszę tylko: użyłem personifikacji natury (z góry zaznaczam, że stawiam w tym pierwsze kroki i zapewne popełniłem przy tym mase błędów)

W odpowiedzi do Achika:

Mam tylko zastrzeżenia do tej uwagi: " dlaczego "w swej prostocie"? Jeki chyba na ogół są dość proste: aau, aau, albo oooj, oooj. Nic skomplikowanego w tym nie ma. :-) " 

Otóż chciałem tutaj zwrócić uwagę, że palący się ludzie zazwyczaj nie krzyczą "POMOCYYY! PALĘ SIĘ!", tylko wydają z siebie nieartykułowane dźwięki. Pytanie: po co?  Z bólu? Nie tylko, w moim przekonaniu jest to również prośba o pomoc. 

W odpowiedzi do CzubekxD:

Używając słowa orkan nie miałem na myśli huraganu, tylko coś w stylu "wzbierający na sile wiatr". Niemniej jednak, masz słuszność, bo słowo orkan oznacza gwałtowny wicher, a nawet podchodzi pod miano huraganu - to błąd z mojej strony.

"Na najwyższym z nich stał ponury zamek, swymi wysokimi wieżami znacznie górował nad całym otoczeniem. - górował stojąc w dolinie? " - na najwyższym ze wzgórz siłą rzeczy musiał górować... 

(...) wartki nurt Gryeil’a, (...) rzuciła się w objęcia Gryeil’a. 

Pozwalam sobie na domniemanie, iż Gryeil jest rzeką. Podobnie pozwalam sobie mniemać, iż Gryeil to mianownik. Pozwalam sobie na domysł, iż ostatnia głoska nazwy rzeki jest wymawiana --- Griejl, w przybliżeniu. Jeśli moje przypuszczenia sa słuszne, zasadnym będzie pytanie: komu i do czego potrzebny apostrof przed końcówką fleksyjną?  

Też odniosłem wrażenie, że opowiadanie nie stanowi zamkniętej całości, ale Autor już to wyjaśnił. Niechaj będzie po Jego myśli --- ale uważać, że tekst stanowi niezły punkt wyjścia dla dłuższej historii będę i tak. Ale, uwaga taka drobna, po wyczyszczeniu go, czyli tekstu, z przeróżnych niedociągnięć, na przykład po zredukowaniu nadmiaru zaimków... 

P.S. Nie czytałem komentarzy, więc wyszło, że powtarzam to i owo za przedpiśczyniami i przedpiścami...

Nowa Fantastyka