- Opowiadanie: hocolephatus - Zderzenie

Zderzenie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zderzenie

 

Podłużny szary kształt sunął przez próżnię pozostawiając za sobą smugę ognia z dysz silników. Był to drobnicowiec Copernicus, który leciał z planety Beta-Gamma w układzie Alfa-Centauri, na planetę Hermes w tym samym systemie słonecznym. Przewoził on ładunek holowizorów o łącznej wartości półtora miliona dolarów.

 

-Jak myślisz, czy ta budowa drugiego miasta na Becie dojdzie do skutku?– na mostku Copernicusa dwóch ludzi prowadziła luźną rozmowę, która była jedynym środkiem na nudę podczas długiej podróży z użyciem autopilota.

 

–A czy ja wiem? Mam tylko nadzieję, że nie będzie tak, jak w dwa tysiące sześćdziesiątym na Tytanie. Słyszałeś, najpierw zbudowali drugie miasto, a potem nagle kazali wszystkim przenieść się tam ze starego, bo podobno nie opłacało się go utrzymywać– odpowiedział wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Jego rozmówcą był równego wzrostu blondyn, który teraz patrzył na wskaźniki swoimi brązowymi oczyma.

 

–Słyszałeś o tym, że mają na kilku statkach wymienić w ramach testów załogę na roboty?

 

-Żartujesz, Isaac?– Zapytał blondyn.

 

–Niestety nie. Mam tylko nadzieję, że nie zrobią tego na naszym statku.

 

–Jeszcze trochę i więcej rzeczy niż ludzie będą wykonywać te pieprzone automaty. Zapewne któregoś dnia w holowizji zobaczymy na przemówieniu prezydenta Ziemi twarz z diodami zamiast oczu, i głośnikiem zamiast ust.

 

–Oby się nie okazało, że przepowiedziałeś przyszłość, Tom– odparł Isaac. Gdy tak rozmawiali drzwi na mostek otworzyły się i zamknęły z cichym sykiem. W środku znalazło się dwóch ludzi w kombinezonach pilotów.

 

–Nadeszła zmiana– głośno powiedział jeden z nich, po czym zerknął na holograficzny wyświetlacz przymocowany do lewego nadgarstka– Kapitan mówi, że wynagrodzi wam te dodatkowe dwie godziny, które musieliście tutaj spędzić.

 

–Jak tam, czy mamy jakieś towarzystwo?– spytał się drugi człowiek, z przepisowym hełmem na głowie zerkając jednocześnie na ekran radaru, który mimo, że obejmował przestrzeń trzydziestu milionów kilometrów kwadratowych pozostawał pusty.

 

–Niestety, jak widzisz nie mamy żadnego– Odpowiedział mu Isaac– Szkoda, bo gadanie z jednym człowiekiem przez sześć godzin potrafi być nieźle wkurzające. A tak poza tym to w holowizji leci właśnie przemówienie zarządcy kolonii na Beta-Gamma.

 

–Okej, zobaczmy listę kontrolną– powiedział człowiek w hełmie – co z silnikami?

 

-Są ustawione na tryb marszowy– odpowiedział drugi zmiennik.

 

–Prędkość?

 

-Pięćdziesiąt kilometrów na sekundę.

 

–Temperatura w centralnej jednostce zasilającej?

 

-Sto sześćdziesiąt stopni.

 

–Lista kontrolna po zmianie sprawdzona– zakończył człowiek w hełmie. Isaac i Tom właśnie wyszli, gdy jeden ze zmienników podszedł zaciekawiony do radaru i patrzył na niego przez krótką chwilę– Jakieś cztery tysiące kilometrów od nas jakiś statek zmierza w naszą stronę.

 

–Być może jakiś frachtowiec z Afrodyty– odpowiedział mu drugi zmiennik, drapiąc się jednocześnie po ciemnych, przyprószonych siwizną włosach.

 

–Nie wiem, ten statek nie ma oznaczenia– odparł mu tamten– ciekawy początek zmiany, co Hank?

 

Drugi zmiennik podszedł do ekranu radaru i zobaczył iż obiekt zmierzający w ich stronę nie posiada obok siebie żadnych informacji. Nie było ani numeru lotu, ani nazwy, nic.

 

–Odległość, dwa tysiące siedemset kilometrów!- krzyknął Hank, naciskając jednocześnie guzik z boku hełmu. Na szybce wizjera pojawił się holograficzny panel, na którym załogant nacisnął szybko kilka guzików i zaczął mówić do wbudowanego w hełm mikrofonu.

 

-Niezidentyfikowany statek kosmiczny, tutaj drobnicowiec Copernicus, jesteście na orbicie kolizyjnej. Zmieńcie kurs, powtarzam, zmieńcie kurs!- Z głośnika umieszczonego w suficie mostka dobiegły trzaski i szumy, lecz nie było żadnej odpowiedzi ze strony załogi drugiego statku.

 

–Odległość, tysiąc trzysta kilometrów!- Krzyczał drugi załogant, jednocześnie zwiększając moc silników do maksimum.

 

–Jaka jest prędkość tamtego obiektu?– Spytał Hank.

 

–Trzydzieści kilometrów na sekundę, mam odpalić flary?

 

-Tak, odpalaj, Harris– Załogant o tym imieniu podbiegł do szerokiego pulpitu w centralnej części mostka, gorączkowo szukając potrzebnych przycisków. Gdy je znalazł z wyrzutni w dziobie maszyny wyleciały dwie niewielkie rakiety, pozostawiając za sobą czerwone smugi dymu. Harris rzucił okiem na radar. Tajemniczy obiekt nadal nie zmieniał kursu

 

–Już tylko dwieście kilometrów!- Hank patrzył z niedowierzaniem przez panoramiczną szybę mostka. Nieco z prawej strony nadlatywał obiekt, wykryty przez radar.

 

–O jasna cholera! On w nas wleci– Krzyknął, i używając po raz kolejny swego hełmu zaczął krzyczeć.

 

-Uwaga! Cała załoga! Przygotować się na uderzenie! Jakiś niezidentyfikowany obiekt leci prosto na nas i raczej nie unikniemy kolizji!

 

-Widzę gościa– Harris obserwował lecący w ich stronę wehikuł, który zdawał się być wymarły. Nie widać było ani strumieni ognia, które wydzielają dysze silników, ani świateł pozycyjnych. W miejscu gdzie zwykle położony jest mostek, nie paliło się żadne światło. Gdyby nie wyraźnie sztuczny kształt można by pomylić ten statek z asteroidą. Załogant padł płasko na podłogę i zamknął oczy, będąc pewnym, że za kilka sekund Copernicus zmieni się w kupę pogiętego żelastwa, a jego kończyny zostaną rozrzucone na przestrzeni kilku, bądź też kilkunastu kilometrów.

 

Wtedy wydarzyło się coś, co zaskoczyło zarówno Hanka, jak i Harrisa. Martwy statek nie wleciał w nich z impetem, lecz minął ich w odległości zaledwie stu pięćdziesięciu metrów. Dla człowieka, który nie ma wyobraźni o prędkościach statków kosmicznych może wydawać się to dużo, jednak w rzeczywistości odległość stu pięćdziesięciu metrów statek kosmiczny pokonuje w czasie mniejszym niż potrzeba na mrugnięcie okiem. Załoganci patrzyli przez kilka sekund na oddalający się wehikuł, po czym podnieśli się z podłogi.

 

–O kurde, żyjemy– Harrisowi drżał głos, a kolana i ręce trzęsły mu się niemiłosiernie.

 

–A już myślałem, że osierocę dwójkę małych dzieci– Hank szybciej doszedł do siebie, jednak słychać było szok w jego głosie.

 

–Czy widziałeś ten statek?

 

-Tak.

 

-Kurde, przecież tak nie wygląda żaden ziemski pojazd kosmiczny.

 

–Czy myślisz, że mogliśmy…

 

–Tego jeszcze nie powiedziałem– szybko uciął Hank– niemniej jest pewne prawdopodobieństwo, że omal nie wleciał w nas statek jakiejś obcej cywilizacji– komunikator wbudowany w hełm zatrzeszczał i dał się słyszeć głos kapitana.

 

–Jones, Stawinsky! Co się tam stało?

 

-Omal się nie zderzyliśmy z jakimś niezidentyfikowanym statkiem, przeleciał jakieś sto pięćdziesiąt metrów od nas– Hank pozbył się nutki szoku w głosie i dodał– To coś nie przypominało żadnego wytworzonego przez ludzi wehikułu.

 

–Pierdzielisz Jones? Czy jesteś pewien, że to był statek, a nie jakaś asteroida?

 

-Niestety, jestem pewien, że to był jakiś pojazd. Wyglądał na wymarły. Bóg wie ile dryfował po kosmosie nim znalazł się na naszej trajektorii.

 

–Musimy zaraportować o tym w Biurze do spraw Katastrof w Przestrzeni Kosmicznej. O mały włos nie zginęło dwanaście osób. Czy kamera dziobowa pracowała przez cały ten czas?

 

-Tak.

 

–Zaczekajcie chwilę, już idę na mostek– powiedział kapitan, po czym rozłączył się. Po chwili w drzwiach stanął średniego wzrostu mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat, z czarnymi, krótkimi włosami przyprószonymi siwizną.

 

–Pokażcie mi nagranie z tej kamery-rozkazał dowódca. Hank podszedł do holograficznego pulpitu umieszczonego tuż przy ścianie, kilka razy przejechał palcem po różnych przyciskach i na ekranie wbudowanym w tenże pulpit ukazał się obraz z kamery dziobowej, aktualnie pokazującej jedynie gwiazdy. Jones przewinął obraz, do momentu gdy tajemniczy pojazd znajdował się tysiąc trzysta kilometrów od Copernicusa. Kapitan oglądał nagranie z coraz bardziej zszokowanym wyrazem twarzy.

 

– Gdybyśmy lecieli o pół kilometra na sekundę szybciej, to nie rozmawiałbym teraz z wami-powiedział gdy podniósł głowę znad ekranu– Mieliśmy cholerne szczęście. Poza tym ten obiekt faktycznie nie przypomina nic wytworzonego przez ludzi, i jednocześnie jest zbyt proporcjonalny, jak na obiekt powstały w naturalny sposób. Sądzę, że kopie raportu o tym incydencie należy posłać nie tylko do Biura do spraw Katastrof w Przestrzeni Kosmicznej, lecz także do Biura do spraw Poszukiwań Życia Pozaziemskiego– Powiedział, po czym wyszedł z mostka, aby powiadomić o tym incydencie przełożonych.Przez resztę lotu, oraz podczas kilku następnych rejsów nie miały miejsca już żadne warte uwagi zdarzenia, jednak w pamięci Hanka Jonesa i Harrisa Stawinsky’ ego już na zawsze pozostał w pamięci dzień, w którym w statek, na pokładzie którego pełnili służbę omal nie wleciał obiekt mogący być wyrobem innej cywilizacji.

Koniec

Komentarze

W dialogu po myślniku spacja, spacja! Poza tym raz stosujesz krótki myślnik, raz długą półpauzę... brzydko to wygląda, zdecyduj się na jedną wersję.

Najczytelniej jest tak:

– Tekst tekst teks. – Tekst tekst tekst.

 

Ogólnie stosujesz nieprawidłowy zapis dialogów. Właściwy sposób zapisu znajdziesz TU.

 

Pamiętanie o kropkach na końcach zdań też byłoby mile widziane.

 

„Jego rozmówcą był równego wzrostu, co on blondyn, który teraz patrzył na wskaźniki swymi brązowymi oczami.” - Zdanie do rekonstrukcji. Blondyn równego wzrostu i swoje oczy. Nie.

 

Poza tym wcześniej piszesz „dwójka ludzi”, co sugeruje odmienność płciową, a skoro jest dwóch mężczyzn, to raczej „dwóch ludzi” właśnie.

 

„-Żartujesz, Isaac?- Zapytał się blondyn.”

Nie zapytał SIĘ, tylko zapytał Isaaca. Po prostu: zapytał blondyn.

 

„...gadanie z jedynie jednym człowiekiem przez sześć godzin...” - jedynie jedynym?

 

„powiedział człowiek w hełmie-silniki?” - pozostaje zapytać: A co to są hełmie-silniki?

 

„...nie miały miejsca już żadne warte uwagi zdarzenie...” - literówka: zdarzenia.

 

 Przeczytałam. Tyle.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Cholera, znowu zapomniałam dodać linku... W sprawie dialogów (i wielu innych użytecznych rzeczy), zapraszam tu.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przeczytałem, ale opowiadanie nie wzbudziło we mnie żadnych emocji. Pomysł ma potencjał na fajnego szorta, ale żeby się sprawdził, tekst musiałby mieć klimat - którego tutaj absolutnie nie ma.

 

Po względem warsztatowym nie jest źle, ale pozostaje trochę rzeczy do poprawki: zapis dialogów, nadmiar zaimków, interpunkcja.

 

Pozdrawiam.

"odpowiedział wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Jego rozmówcą był równego wzrostu blondyn," - równy mu wzrostem może?

"Gdy tak rozmawiali drzwi na mostek otworzyły się i zamknęły z cichym sykiem. W środku znalazło się dwóch ludzi w kombinezonach pilotów." - Wcześniej się zgubili i dopiero kiedy drzwi się otworzyły, to się odnaleźli.

To nie jest opowiadanie, o którym się pamięta. Bo tak naprawdę nic się w nim nie wydarzyło. Ale mogło być znacznie gorzej, czyli ciekawam, co jeszcze napiszesz.

Cześć

Martwy statek nie wleciał w nich z impetem, lecz minął ich w odległości zaledwie stu pięćdziesięciu metrów. Dla człowieka, który nie ma wyobraźni o prędkościach statków kosmicznych może wydawać się to dużo, jednak w rzeczywistości odległość stu pięćdziesięciu metrów statek kosmiczny pokonuje w czasie mniejszym niż potrzeba na mrugnięcie okiem. - no prosze Cię. Może wywalić to zdanie o 150 metrach, ponieważ w stworzonym przez Ciebie uniwersum, prawie wszyscy będą się na tym znali. Choćby z wiadomości. Jesli chcesz przekonać czytelników to nie rób tego nigdy więcej w taki sposób, ponieważ obrażasz ich inteligencję.

Widzę, że przejołeś się tez komentarzem ospacjach...

Pozdrawiam

M.C.

Dialogi --- masakra. Treść --- taka sobie. Prezentacja treści --- nie wywołująca emocji. Dolna strefa stanów niskich.

Przeczytałem; nasunęły mi się trzy wnioski. Po pierwsze - w szortach się nie zaczytuję, ale czuję tu jakiś niedosyt. Po drugie - tekst wydaje się trochę sztuczny: nie trudzisz się za bardzo z przemycaniem informacji. A po trzecie, to estetyka całości ma wiele do życzenia.

Ach, Hank... to była moja ulubiona postać z "dr. Quinn"...

Słabe

Nowa Fantastyka