- Opowiadanie: Saladyn - Karmazynowy Sztylet

Karmazynowy Sztylet

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Karmazynowy Sztylet

Marvel był niekwestionowanym liderem złodziei portowych i członkiem wysokiej rady Assasynów. Wiedział doskonale, że włamanie się do siedziby gildii zabójców i kradzież sztyletu, nie będzie ani mądra ani łatwa lecz nie miał wyjścia…

Teraz ścigany przez siepaczy Salvatora, miał jeszcze mniejsze szanse przeżycia niż przed desperacka kradzieżą.

– Te parszywe psy nie dadzą mi spokoju, dopóki mnie nie dopadną i nie rozerwą na strzępy, oczywiście uprzednio torturując godzinami w najbardziej wyszukany sposób. – Nie mogę zginąć, jeszcze nie teraz.
Znał doskonale działanie Mrocznej Pięści, najpotężniejszej , przestępczej organizacji w Mooncity. W końcu dzięki namaszczeniu Salvatora objął swoją pieczą największą dzielnicę miasta, stając się tym samym najbardziej wpływową, po mistrzu gildii zabójców postacią w przestępczym półświatku. Jednak teraz sytuacja zmieniła się diametralnie. Jeżeli jakimś cudem nie umknie pościgowi nie będzie miał drugiej szansy na odzyskanie artefaktu który w jednej chwili przewrócił jego życie do góry dnem. -Przeklęty sztylet! Przeklęty sztylet!, te dwa słowa nie przerwanie kłębiły mu się w głowie.
Przebieg już niemal połowę wąskiej uliczki łączącej dzielnice rzemieślników z kompleksem świątyń boga Koronosa. Jednak zamiast oddalać się od ludzi Salvatora, czuł już niemal ich oddech na plecach, nowe ciało nie było przystosowane do takiego wysiłku, jego nogi z sekundy na sekundę stawał się coraz cięższe co systematycznie zmniejszało dystans żądnych krwi zabójców do Maravela. Nagle zdała sobie sprawę, że zapędził się w ślepą uliczkę.
– To koniec pomyślał, moje pieprzone życie zostanie zakończone w tej małej cholernej uliczce pełnej wynędzniałych żebraków. Piękny koniec mojego nędznego życia, na jego twarzy pojawił się grymas zrezygnowania i zmęczenia, ledwo zdążył złapać kilka głębokich wdechów , kiedy na początku uliczki pojawili się Kazarowie. Postacie wyglądające nim czym demony z innego świata, ubrani w czarne płaszcze przepasane czerwono krwistą wstęgą, z zakrytymi twarzami o rubinowych oczach, przy pasie natomiast utkwione w pochwach najlepszej jakości katany. Elita Mrocznej Pięści, najlepsi zabójcy we wschodnich rubieżach Królestwa Abisynii, nie mający sobie równych pod względem morderczych umiejętności. Jako nadzorca dzielnicy portowej miał prawo posiadania takiej osobistej ochrony lecz teraz będąc nic nieznaczącym głupcem próbującym okraść największa przestępczą organizację, nie uchronnie stawał się ich ofiarą.
– Jakim byłem durniem, co ja sobie myślałem, że po prostu wejdę i wykradnę to przeklęte ostrze?
Z każdą sekundą zbliżającego się wyroku wnętrzności zaciskały mu się coraz mocniej, paraliżując i tak pozbawione siły ciało. Niestety, zamian ciał której został poddany przez przeklęty artefakt, pozbawiała go najmniejszych szans na zwycięską walkę. Prawie 50– letnie ciało którego stał się właścicielem dawno miało za sobą swoją świetność, mimo wyuczony latami kombinacji ciosów i ewolucji które znał doskonale i wykorzystywał w śmiertelny sposób jako 35 letni Marvel, nie mógł użyć w swoimi obecnym stanie a wszystko przez jego niepohamowaną pazerność na ostrze, na którym ciążyła potężna klątwa… Kiedy zaczynał godzić się z fatalnym losem, nagle kątem oka zauważył dwóch strażników miejskich będących w środku niedużego budynku starej gospody . Jego mózg pracujący na podwyższonych obrotach, miał już gotowy plan, mający chwilowo uratować mu życie.
– To moja jedyna szansa albo zabiją mnie kazarowie albo jak mi się poszczęści wyląduję w …. Nie zastanawiając się już ani moment ostatkiem sił, wskoczył przez okno do niewielkiej izdebki, prze katulał się przez cała szerokość pomieszczenia po czym z całą siłą wbiegł w stróżów prawa wykrzykując przy tym najgorsze przekleństwa pod ich adresem. Zaskoczeni nagłym szturmem miejscy gwardziści przez moment otępiale wpatrywali się w stojącego nad nimi mężczyznę, w podjęciu szybkiej i zdecydowanej reakcji pomógł im zamaszysty kopniak wymierzony przez niezrównoważanego napastnika. Marvel zdążył się jeszcze obrócić się w stronę zaskoczonych i zdezorientowanych zabójców , po chwili poczuł potężny cios w tył głowy i zapadł się w głęboka ciemność.

 

 

******************************

Kiedy otworzył oczy, czuł nie prawdopodobny ból w skroniach, przed sobą widział tylko lekko tlące się światło w rogu pomieszczenia w którym się znajdował. Chłód posadzki na której leżał zmusił go do szybkiego powrotu do pionu, jednak skończyło się to niezgrabną imitacją tańca i bolesnym upadkiem na podłogę, jego mięśnie były w równie opłakanym stanie co głowa, która pulsując od bólu zdawała się za chwile wybuchnąć, chwile po tym stracił przytomność.

Kiedy ocknął się po raz drugi piekący ból czaszki stopniowo ustępował, próbował się ponownie poderwać na nogi lecz zawczasu uznał to za równie kiepski pomysł jak za pierwszym razem. Pozbawiony zupełnie sił życiowych siedział oparty plecami o lodowatą ścianę miejskiego lochu, jak się mógł bez wysiłku domyśleć. Poukładanie sensownie myśli, w jedną całość ,wciąż sprawiało mu nie małe problemy. Jednak pomimo wszystko żył i to w tej chwili wydawało się dla niego najważniejsze, w jak dalece od komfortowej sytuacji się znalazł miał pokazać mu los i to w niedługim czasie….

 

 

 

c.d.n

 

To mój debiut literacki na łamach Fantastyki, mam nadzieje, że się nie wynudzicie przy tej krótkiej lekturze i udzielicie kilku cennych rad, młodemu i niedośwadczonemu twórcy :)

pozdrawiam i miłej lektury

 

 

 

Koniec

Komentarze

Wynudzić się nie wynudziłem. Ale też uwagę bym miał. Przede wszystkim rodzaj przyjętej narracji jest taki, że czytelnik otrzymuje wszystko "kawa na ławę" i bez konfliktu, bez mocnego "haczyka". Weźmy początek:

"Marvel był niekwestionowanym liderem złodziei portowych i członkiem wysokiej rady Assasynów. Wiedział doskonale, że włamanie się do siedziby gildii zabójców i kradzież sztyletu, nie będzie ani mądra ani łatwa lecz nie miał wyjścia…

Teraz ścigany przez siepaczy Salvatora, miał jeszcze mniejsze szanse przeżycia niż przed desperacka kradzieżą.

- Te parszywe psy nie dadzą mi spokoju, dopóki mnie nie dopadną i nie rozerwą na strzępy, oczywiście uprzednio torturując godzinami w najbardziej wyszukany sposób. - Nie mogę zginąć, jeszcze nie teraz."

A gdyby zacząć, powiedzmy, tak:

"Patzyłem na Marvela i było mi go cholernie żal. Bez wątpienia był niekwestionowanym liderem złodziei portowych, członkiem wysokiej rady Assasynów i Bóg wie, kim jeszcze. Wiedział doskonale, że włamanie się do siedziby gildii zabójców i kradzież sztyletu, nie będzie ani mądra ani łatwa lecz nie miał wyjścia. A jednak zrobił to i teraz, ścigany przez siepaczy Salvatora, miał jeszcze mniejsze szanse przeżycia niż przed desperacka kradzieżą.

- Te parszywe psy - odezwał się, widząc że na niego patrzę - nie dadzą mi spokoju, dopóki mnie nie dopadną i nie rozerwą na strzępy. Oczywiście uprzednio torturując godzinami w najbardziej wyszukany sposób.
Milczałem.
- Cholera - zaklął. - wiesz przecież, że mogę zginąć, jeszcze nie teraz."

Drogi autorze, wykonałem tylko drobny zabieg. Wprowadziłem tajemniczą postać, może przyjaciela, a może tylko milczącego obserwatora, żeby rozbić tę ścianę opowieści. I choć pewien jestem, że to tylko jeden z miliona narracyjnych pomysłów na ożywienie Twojej opowieści, wydaje mi się, że teraz jest jednak ciekawiej. Ale sam możesz zrobić jeszcze więcej, żeby było lepiej, bardziej intrygująco
To tak do przemyślenia.
Pozdrawiam. 


 

Ostatnie zdanie mi przycięło i dużą literę zjadło. Powinno być: 
"Cholera - zaklął. - Wiesz przecież, że nie mogę zginąć, jeszcze nie teraz."

Dziekuję za wskazówki, każdy komentarz to dla mnie cenna lekcja na przyszłość, w kolejnych tekstach postaram się dodać wiecej dialogów i zmienić trochę typ narracji.

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka