- Opowiadanie: Artrea - Podróż na Północ cz.1

Podróż na Północ cz.1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Podróż na Północ cz.1

Na parapecie okna siedziała niewysoka, szczupła dziewczyna, o kruczoczarnych, kręconych włosach do ramion i oczach brązowych, jak orzechy laskowe. Przywdziana była w skromną sukienkę na ramiączkach, w kolorze jasnej czerwieni, z koronką na dekolcie, przepasaną w talii ciemniejszą wstęgą. Była jednym, z wielu gości na dworze wybitnego i wielce szanowanego profesora. Jej ojciec był bliskim przyjacielem gospodarza, tak więc i ona mogła przebywać w jego towarzystwie.

 

Pokój, w którym się znajdowała nie był duży. Wypełniały go jedynie dwie małe komódki, niewielka sofa, obita niedźwiedzią skórą i gobelin, przedstawiający scenę pogoni za jeleniem, wiszący na ścianie, naprzeciw grubo ciosanych drzwi. Przez okno można było zobaczyć ogrody, pełne żywopłotów, krzaków róży, z fontanną w samym środku, z której tryskała, krystalicznie czysta woda.

 

Dziewczyna westchnęła i zeszła z parapetu, kierując się w stronę drzwi. Jednak zatrzymała się w połowie kroku, gdyż do pomieszczenia wszedł jej ojciec. Mężczyzna odziany był w granatową marynarkę i tegoż koloru spodnie. Zawiązany pod szyją krawat był w kolorze ciemnobrązowym, z ukośnymi paskami w jaśniejszym odcieniu tego koloru. Jego włosy, gdzieniegdzie poprzecinane były siwizną, a jasnoniebieskie oczy, wręcz przenikały każdego na wskroś.

 

– Szukałem cię – odezwał się, po chwili ciszy – Czemuż to siedzisz tu samotnie?

 

– Za duży gwar był w holu, więc postanowiłam tu spędzić wieczór – uśmiechnęła się. Jej ojciec odwzajemnił gest.

 

Mężczyzna objął ją ramieniem i oboje wyszli z pokoju. Długi korytarz, oświetlony pochodniami, wbitymi w ściany, ciągnął się niemal przez całą długość tego ogromnego domu. W przerwach, między palącymi się pochodniami, zawieszone były liczne obrazy władców, portrety przodków gospodarza, obrazy, przedstawiające najrozmaitsze uczty… Słowem – dworek kipiał bogactwem. Marmurowe schody, przykryte pojedynczymi dywanikami, po lewej prowadziły na wyższe piętra, a te po prawej – do holu. Dziewczyna miała zamiar skręcić w prawo, ale ojciec ją zatrzymał i wskazał na schody po lewej. Wzruszyła ramionami i ruszyła za ojcem, po stopniach. Nie wiedziała, dokąd ją prowadzi, lecz nie pytała się o to, gdyż i tak miała się tego za moment dowiedzieć.

 

Kiedy jej ojciec skręcił, na następnym piętrze w prawo, podążyła za nim. Mężczyzna otworzył drzwi, ukazując wnętrze pomieszczenia, wypełnionego po brzegi smakowitymi zapachami. Na środku ogromnej komnaty stał długi stół, zastawiony potrawami, a nad nim wisiał kryształowy żyrandol. W dalekim kącie, znajdował się kamienny kominek, w którym delikatnie tlił się ogień.

 

Sala zapełniona była ludźmi, z którymi nastolatka nigdy nie zamieniła, ani słowa. Nigdy wcześniej nie widziała ich na oczy.

 

Usiadła przy stole, obok ojca. Po drugiej stronie stołu, stał chłopak, który bacznie ją obserwował już od jakiegoś czasu. Miał na sobie czarną marynarkę i spodnie w tym samym kolorze. Jego włosy, w kolorze dojrzałej pszenicy, były elegancko potargane, co odwracało uwagę od, dość mocno zakrzywionego, nosa. Mógł mieć nie więcej, jak szesnaście lat. Dziewczyna odwróciła wzrok, wypatrując w tłumie profesora. Jednak za wiele osób było wokół, by mogła go dostrzec. Co prawda widziała go tylko raz, przy powitaniu na samym początku bankietu, ale ma na tyle dobrą pamięć fotograficzną, że bez problemu rozpoznałaby go.

 

Spojrzała na swój talerz, świecący pustkami, następnie na potrawkę z kurczaka. Chwyciła srebrną chochlę i zanurzyła ją w sosie, po czym nałożyła sobie tą ilość na talerz. Może nie wypada jeść przed rozpoczęciem uczty, lecz z głodu nie mogła wytrzymać. Włożyła chochlę z powrotem do garnka i zajęła się jedzeniem. Po chwili usłyszała dźwięki, towarzyszące stukaniu łyżeczką od herbaty w kieliszek. Podniosła głowę. Przy stole, na samym jego końcu, stał nie kto inny, jak sam profesor – człowiek, noszący okrągłe okulary, na haczykowatym nosie, posiadający siwą, obszerną brodę, w wieku sześćdziesięciu paru lat, ubrany w wypłowiały, czarny garnitur. Kiedy wszyscy zwrócili na niego uwagę, odłożył łyżeczkę, następnie kieliszek, lecz po chwili przewrócił go łokciem, próbując się odwrócić, by usiąść. Dało się słyszeć pojedyncze chichoty. Profesor odchrząknął i przemówił:

 

– Tak… A więc… Może zacznę… Otóż… Bardzo dziękuję, że zechcieliście przybyć na tę uroczystość. Jest mi niezwykle miło z tego powodu – uśmiechnął się ciepło – Zapewne zastanawiacie się, czemu wyprawiłem ten bankiet. Dokładnie dziś mija trzydziesty rok moich badać nad przestrzenią kosmiczną – rozległy się brawa. Policzki pana profesora zaczerwieniły się – Oh… Bardzo dziękuję. Jednak nie udałoby mi się zajść tak daleko, bez pomocy niejakiego doktora Villigera, mojego sponsora. To on finansował moje podróże, między innymi, na Saharę, Grenlandię, czy w głąb Tybetu, tylko po to, bym narysował mapy nieba w poszczególnych miejscach i czasach. Bardzo mu za to dziękuję. Przykro mi z powodu braku jego obecności, to bardzo zapracowany człowiek, więc mu wybaczę – puścił oczko do zgromadzonych – Co mógłbym wam jeszcze zdradzić…? – zastanawiał się przez chwilę, po czym niespodziewanie usiadł.

 

Na tych słowach profesor zakończył przemówienie, jednak wiele osób jeszcze patrzyło na niego, oczekując dalszego ciągu wypowiedzi.

 

Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, na reakcję tych ludzi. Jej ojciec wstał od stołu i podszedł do profesora. Schylił się i szepnął mu coś do ucha, następnie wrócił na miejsce, obok córki. Dziewczyna spojrzała na niego, pytająco, a on tylko uśmiechnął się tajemniczo. Wzruszyła ramionami i ponownie wróciła do jedzenia. Co chwila podnosiła głowę, gdyż miała przeczucie, iż chłopak, który uprzednio na nią patrzył, robi to znów. Jednak on cały czas był odwrócony. Musiał dobrze wyczuwać, kiedy ma się odwrócić.

 

Po zjedzeniu przepysznego deseru, złożonego z galaretki z bitą śmietaną i owocami, wszyscy rozeszli się po domu, zajmując się sobą. Dziewczyna odeszła od stołu, z zamiarem wyjścia przed dom, jednakże została zatrzymana przez profesora. Spojrzała w jego szaro-błękitne oczy i uśmiechnęła się.

 

– Moja droga – zaczął profesor, kładąc rękę na jej ramieniu – Słyszałem o twoich planach, jakie masz zamiar zrealizować w najbliższej przyszłości i muszę przyznać, że… No, no! Bardzo mnie zainteresował pomysł wyjazdu na Grenlandię, by zobaczyć zorzę polarną. Zadziwiające zjawisko, niezwykle zadziwiające. Zapiera dech w piersiach i powoduje, że wzroku nie można oderwać – słowa te wypowiedział profesor z nutką tęsknoty w głosie.

 

– To pan był w tamtym miejscu? – dziewczyna uniosła brwi, pozytywnie zaskoczona.

 

– O tak! A jakże! Zwiedziłem niemal cały świat! Pytaj, o co chcesz, drogie dziecko.

 

Dziewczyna pomyślała chwilę nad pytaniem, jakie mogłaby zadać profesorowi. Najchętniej zasypałaby go gradem pytań, ale w porę się opamiętała.

 

– Czy… – zawahała się. Spuściła wzrok, pocierając nerwowo ręce – Chciałam się zapytać, czy mógłby mnie pan zabrać na Grenlandię? Czy to zbyt śmiałe pytanie?

 

– Ależ nie, skądże! Właściwie, sam miałem niedługo wyjechać w tamte okolice, no… może bardziej na południe, lecz sama lodowa pustynia fascynuje mnie tak bardzo, jak ciebie.

 

– Naprawdę?! – dziewczyna była wniebowzięta, wręcz mało brakowało, a uniosłaby się ponad posadzką.

 

Jednak od jeszcze jednej osoby zależało, czy pojedzie, a mianowicie od jej ojca. Dziewczyna, ogarnięta euforią, podbiegła do niego. Rozmawiał ze starszą panią, która miała niesamowicie miły uśmiech.

 

– Mogę przerwać? – spytała dziewczyna, pukając palcem ramię ojca.

 

Mężczyzna uprzejmie skinął głową kobiecie i odwrócił się do córki:

 

– Mów, skarbie.

 

– Profesor… To znaczy ja zaproponowałam profesorowi wyjazd na Grenlandię. Powiedział, że bardzo chętnie by mi towarzyszył w tej podróży. Wiem – powinnam była najpierw ciebie spytać o zgodę, lecz pan profesor był szybszy, a ja…

 

– Nie zadręczaj się – wpadł jej w słowo ojciec – To ja powiedziałem mu o twoich planach. Już od jakiegoś czasu zastanawiałem się nad tym, jak spełnić twoje marzenie. No i w końcu nadarzyła się okazja.

 

Dziewczyna rzuciła się ojcu w ramiona, poruszona aż do łez szczęścia. To, co czuła w tej chwili, nie mogło być w żaden sposób opisane słowami. Jeszcze nic nie uszczęśliwiło jej tak, jak słowa ojca.

 

Po kilku minutach, trwania w uścisku, odsunęli się od siebie. Mężczyzna objął ją ramieniem i razem ruszyli przez salę, w poszukiwaniu gospodarza. Długo nie szukali. Dźwięk tłuczonego się szkła mówił sam za siebie, gdzie w profesor przebywa w danej chwili. Kiedy dotarli na miejsce zdarzenia, ujrzeli uczonego, stojącego pośród szczątków dawnej lampy, nagminnie przepraszającego za swoją niezdarność:

 

– Tak, tak… Ja to… posprzątam, gdy tylko… Oj! – nadepnął na spory kawałek, krusząc go doszczętnie.

 

Dziewczyna zaśmiała się cicho i podeszła do profesora.

 

– Ależ narozrabiałem – nerwowy śmiech przeistoczył się w milczenie, a na bladych Polikach profesora zakwitł czerwony rumieniec.

 

– Każdemu mogło się zdarzyć.

 

Profesor odzyskał po chwili zdolność mówienia i, z promiennym uśmiechem, zapytał:

 

– To kiedy możemy wyruszyć?

 

– Em… Ja… nie wiem… A jaka data odpowiada panu?

 

Gospodarz zastanowił się. Po chwili namysłu oznajmił:

 

– Czy w następnym tygodniu, moja droga, pasowałoby ci? Będziesz miała czas, by spakować wszystko, co niezbędne – dziewczyna kiwnęła głową, wyrażając aprobatę do pomysłu profesora – Wiesz co? Zrobię ci listę najpotrzebniejszych rzeczy. I jeszcze chciałbym poznać twoje imię. Chyba, że chcesz, bym nazywał cię „dziewuszką”.

 

– Czułabym się dość… dziwnie. Na imię mi Melanie.

 

– Cudownie! – ucieszył się profesor – Do mnie mów zwyczajnie „wujku”, czy „wuju”, jak tylko chcesz.

 

– Dobrze… wujku.

Koniec

Komentarze

Czemu na północ zawsze, co to duma Aryjczyka

Cóż... Ja sama uwielbiam takie klimaty, więc i tu postanowiłam wpleść tytułową "Północ" ;)

NIE KOHAM

@ Arctur Vox

Strasznie mnie ciekawi, czy cię zbanują za trollowanie... no nic, czekam.

Co do tekstu - też nie koham. Po pierwsze, przerażająca drobiazgowość autora zmusza czytelnika do dowiadywania się mnóstwa niepotrzebnych szczegółów. Kolor krawata, kolor pasków krawata, tajemnicy chłopiec (nasłany przez rosyjską agenturę?). Po drugie, naiwny świat przedstawiony. Pochodnie wbite w ścianę (ekhm...) w czasach marynarek, mężczyzna wysyłający swoje dziecko na niebezpieczną wyprawę do Grenlandii bez żadnych obaw (może chciał się pozbyć córeczki?), dorośli organizujący tą wyprawę niczym wyjazd do najbliższego supermarketu. Dziw dziwem pogania.

Technicznie marnie, fabularnie sztuczno. Chociaż najbardziej razi wspomniany wcześniej nadmiar szczegółów i chyba tym bym Ci radził zająć się najpierw. 

 

fabularnie sztucznie*, goddamnet!

Cześć

Mężczyzna odziany był w granatową marynarkę i tegoż koloru spodnie.Zawiązany pod szyją krawat był w kolorze ciemnobrązowym, z ukośnymi paskami w jaśniejszym odcieniu tego koloru. Jego włosy, gdzieniegdzie poprzecinane były siwizną - powtórzenia.

 po chwili ciszy - brak kropki.

Marmurowe schody, przykryte pojedynczymi dywanikami, - na tym się chyba można łątwo pośliznąć i zrobić sobie krzywdę.

prawej – do holu. Dziewczyna miała zamiar skręcić w prawo,

Usiadła przy stole, obok ojca. Po drugiej stronie stołu,

Miał na sobie czarną marynarkę i spodnie w tym samym kolorze. - to zdanie mi przypomina to z początku.
uśmiechnął się ciepło – Zapewne - brak kropki.

moich badać nad - literówka.

Policzki pana profesora zaczerwieniły się – brak kropki.

Plecam spojrzeć do zapisu dialogów, bo leżą kwiczą i wołają o pomste do nieba.
Dziewczyna pomyślała chwilę nad pytaniem, jakie mogłaby zadać profesorowi. Najchętniej zasypałaby go gradem pytań,

Dziewczyna, ogarnięta euforią, podbiegła do niego. Rozmawiał ze starszą panią, która miała niesamowicie miły uśmiech.
- Mogę przerwać? – spytała dziewczyna, pukając palcem ramię ojca.

gdzie w profesor przebywa w danej chwili. - w zaplątało się niepotrzebnie.

a na bladych Polikach  - to jakieś ciekawe słotwórstwo czywćisnełąs shift przez przypadek?

Rzygam tęczom.

daje 2

Pozdrawiam

 


*tęczą

Dużo rzeczy do poprawki:

1. Nadopisowość - mnóstwo zbędnych szczegółów. Praktycznie połowa tekstu to opisy.

2. Powtórzenia, zdecydowanie nadużywany czasownik "być".

3. Choć to zaledwie krótki fragment, już widać, że fabuła śliną klejona. Proponuję poczytać co nieco o tego typu wyprawach, bo na pierwszy rzut oka widać, że jak ognia unikasz jakichkolwiek szczegółów - trudno się oprzeć wrażeniu, że nie masz pojęcia o podjętym temacie (zorganizowanie wyprawy w tydzień i to na zasadzie: "powiem ci, co potrzebne, dziewuszko", jakby o wypad do spżywczaka chodziło...)

 

Pozdrawiam.

 

Hmm... Bardzo słabowite. Niestety, wszystko dęte i sztuczne - i postać dziewczyny, i profesora, i ojca, dokonania profesora,  i propozycja wyprawy na Grenlandię, tak ni z gruchu, ni z pietruchy. Z góry wiadomo, że chłopak też tam ię uda.

Zero emocji w tekscie.

Sposób narracji - fatalny.

A w jakich czasach to się tak w ogóle dzieje? W miarę  wspólczesnych, sądząc po garniurach... Swiat był już wtedy dość odkryty, choć jeszcze nie do końca.

Do przemyslenia i napisania od nowa. 

Pozdrówko.

 

_Przygniatająca_ nadszczegółowość (po co z detalami opisywać pokój, z którego bohaterka właśnie wychodzi?),

Błędy leksykalne typu "przywdziana w sukienkę" (przywdziewa się coś, nie kogoś w), "aprobata do pomysłu" (powinno być "dla") i tak dalej.

Nadzaimkoza: "Jednak za wiele osób było wokół, by mogła go dostrzec. Co prawda widziała go tylko raz, przy powitaniu na samym początku bankietu, ale ma na tyle dobrą pamięć fotograficzną, że bez problemu rozpoznałaby go." - go, go, go...

Kolejny tekst, w którym sa poliki zamiast policzków - to jakiś regionalizm?

Ogólna rada: dużo czytać. Książki, najlepiej klasykę, bo z rusHoffYch blogasków koleżanek to tylko się błędów nuaczysz.

Ajajaj... Widzę, że koleżanka szybko sobie odpuściłą rady spod pierwszego tekstu...

www.portal.herbatkauheleny.pl

Po kilku minutach, trwania w uścisku, odsunęli się od siebie - mam rozumieć, że ojciec przerwał rozmowę z jakąś kobietą na parę minut, bo ściskał się z córką? Zresztą z tekstu wynika, że nawet się z ową kobietą nie pożegnał, tylko opuścił ją bez słowa.

To co mnie zraziło w tym opowiadaniu: nadmiar przecinków w miejscach, w których nie powinny zostać użyte; szczegółowe opisy każdej postaci, które niczego tak naprawdę nie wnoszą; brak logiki w niektórych momentach oraz infantylizm w narracji, który jest nie do zniesienia. Aż wreszcie kluczowa sprawa - o czym jest to opowiadanie? O marzeniu dziewczynki. Jakim marzeniu? Wyjeździe na Grenlandię. O czym jeszcze? O niczym. Dosłownie, o niczym.

Nowa Fantastyka