- Opowiadanie: sesi19 - W matni [POLIFONIA 2012]

W matni [POLIFONIA 2012]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

W matni [POLIFONIA 2012]

 

Mlaskanie wypełniło salę tronową. Król majestatycznie, choć z niesmakiem, obrócił głowę. Jego Brat ssał pierś matki. Robił to zawzięcie, jakby instynktownie pragnął zdobyć możliwie jak najwięcej sił. Odkąd ten bachor pojawił się na świecie, Matka poświęcała uwagę tylko jemu. Powieka Króla zadrgała nerwowo, nie chciał jej przemęczać, więc zamknął oczy.

 

– Przestań! – krzyknął swym cienkim, niemal dziewczęcym głosikiem, aż kilku ze strażników podskoczyło. W rękę zaciśniętą na poręczy tronu weszły drzazgi. Pisnął. – Mamo boli!

 

– Bądź cicho – powiedziała Matka. – Chyba nie chcesz przestraszyć brata.

 

Istotnie, chciał dla brata czegoś lepszego. Pragnął, aby zdechł.

 

Ojciec Króla zawsze był szczodrym i hojnym człowiekiem, po równo dla swych poddanych i rodziny. Co prawda sposoby okazania uczucia różniły się w obu przypadkach, ale zawsze był ogromne. Wyrażał je choćby w ilości batów padających na plecy kmiotów, kary stosowanej częściej prewencyjnie niż z powodu realnych przewinień. Co tydzień jednego z poddanych przywiązywano do pręgierza i stosowano sowicie środki zaradcze. Król zawsze powtarzał im, że jeśli coś wywiną, wspomną ten moment w uśmiechem na twarzy. Robił to wyłącznie z troski; przestępczość w królestwie praktycznie nie występowała. Sprawa z rodziną miała się inaczej. Stary Król często obdarowywał swoich bliskich. Czy to klejnotami dla żony, czy to mieczem dla syna. Różnymi rzeczami. Jednak najlepszy prezent sprawił im wraz ze swoją śmiercią.

 

Stary Król odszedł całkiem niedawno, niespodziewanie i bez fanfar towarzyszących mu przez całe życie, zupełnie jakby w śmierci nie było nic podniosłego.

 

Wyruszył na jedną z tych bezsensownych wojenek toczonych dla zaspokojenia własnego ego, a nie z potrzeby ochrony królestwa. Tym razem jednak nie przybył o własnych siłach. Wrócił do zamku na tarczy trzymanej przez swych rycerzy. Wyglądał jak jeden z dzików, na które często polował, cały zakrwawiony, z szeregiem pospolicie wojennych ran. Szrama na twarzy nieboszczyka była ogromna, ale nie szpeciła Króla, wręcz przeciwnie. Biegła od jednego do drugiego policzka i obdarzała twarz króla uśmiechem, który prawie nigdy tu nie gościł. Czemu zawsze byłeś taki poważny?, pytała w duchu Królowa. Tego samego dnia zauważyła u siebie pierwsze oznaki ciąży, a jej pierworodny niemal zeszczał się z radości, gdy dowiedział się, że dostanie koronę w spadku. Chłopak miał wtedy zaledwie sześć lat.

 

– Mamo boli – krzyknął ponownie Król. Podstawił matce pod nos obolałą dłoń.

 

– Zawołaj medyka – powiedziała. – Przecież nie mam teraz czasu.

 

Medyka, tego podstarzałego dziada z bielmem na oku? Król zadrżał, jakby owiany zgrozą. Ostatnim razem nadworny uzdrowiciel próbował wepchnąć mu w tyłek zioła owinięte liściem. Podobno miało to pomóc zbić gorączkę, ale Król zdecydowanie wolał cierpieć niż dać grzebać sobie przy odbycie. Cóż, obrzydliwe i niepewne ręce starca mogły tylko zaszkodzić. Dłonie matki był czułe i opiekuńcze, to one zawsze wyciągały drzazgi z ciała chłopca. Kobieta śmiała się i szybkim ruchem usuwała zadrę. Nawet go nie bolało.

 

Król próbował się uspokoić. Wszystkie techniki przynoszące opanowanie zawsze skutkowały podczas spotkań Rady Królestwa, ale teraz zawiodły. Matka Króla siedziała tuż poniżej, po jego prawej ręce. Władca był praworęczny i miał ogromną ochotę to wykorzystać. Gdyby teraz ją uderzył, przekoziołkowałaby wraz z swym ukochanym synalkiem. Na tą myśl, ból w ręce przestał mu doskwierać. Właśnie wtedy wymyślił karę współmierną do winy.

 

Król jednak miał inwencję, nie był zwykłym chłystkiem lubującym się w zwykłej przemocy. Powiódł wzrokiem po ludziach zebranych na sali. Zaledwie kilku strażników, prostych i chudych jak halabardy, które trzymali. Ocenił ich możliwości i zdecydował, że są trochę za małe jak na jego pomysł. Tu potrzeba chłopa silnego jak byk. Wezwał kowala, giął on podkowy w samych tylko rękach.

 

– Matko – powiedział Król, podnosząc się z tronu. Kowal już przybył, stał w wejściu, głowę miał nisko pochyloną. – Masz go odrodzić –syknął, wskazując na Brata. Łzy spłynęły po policzkach władcy. – Jeśli sama nie dasz rady, chętnie ci pomogę.

 

Parsknęła śmiechem.

 

– No, chociaż masz poczucie humoru, nie to co twój Ojciec.

 

Król, niepomny na wybuch radości Matki, podszedł do stojącego w wejściu Kowala. Dokładnie poinstruował go co ma zrobić. Był wdzięczny Ojcu i wszystkim swoim poprzednikom za dokładne wytresowanie podanych.

 

Kowal wziął do pomocy dwóch strażników. Pochwycili Matkę szybko i sprawnie, jakby było to ich najważniejsze zadanie w życiu. Kowal wyrwał jej z rąk dziecko, a strażnicy zdzierali szaty. Krzyczała bardzo głośno, bezskutecznie błagała o litość. Po chwili była naga. Wartownicy rozszerzyli jej blade nogi, ukazując miejsce, w którym zawsze jest miło i przytulnie, zarówno dla dorosłego mężczyzny jak i skrytego w łonie dziecka.

 

– Zawsze byłem podobny do Ojca. – powiedział Król. Naprawdę cieszył się, że jego Brat wróci tam, gdzie wszyscy są szczęśliwi.

 

 

http://www.youtube.com/watch?v=VtShcJB1Exs

Koniec

Komentarze

Fajna historyjka. Bylo pare niedociagniec, ale przez komorke nie jestem w stanie ich zaznaczyc.

Pozdrawiam

I po co to było?

Bardzo fajne. Czytając miałem wrażenie, że to taka 4-kowa historia, ale zakończenie mile mię zaskoczyło. Mimo kilku niedociągnięć daje 5. Nie wiem tylko, co ma wspólnego utwór z opkiem. Nie znam się na tego typu muzyce, więc przydałby się komentarz autora.

DO KONKURSU!

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Jeszcze jedno.

Wspomniane wcześniej błędy wydają się być raczej niezgrabnościami niż czysto technicznymi  ubytkami. Kilka zdań brzmiało niefortunnie.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Opowiadanie to moja (nad)interpretacja poszczególnych wersów piosenki. Mam nadzieję, że nawiązanie nie jest zbyt odległe.

Warsztatowo jest porządnie, ale treść bardzo przewidywalna. Fakt, że zakończenie ma coś w sobie, zdacydowanie najlepsza część tekstu. Całosć jednak mnie nie przekonuje. Dobry pomysł, który można było rozwiązać dużo, dużo lepiej. Jak dla mnie 4 z małym minusikiem.

Jej, nie spodziewałam się tak interesującego opowiadania. Masz ich więcej?

(Zaznaczam, że w mojej wypowiedzi nie ma ani grama ironii)

Produkcja w toku.

Nowa Fantastyka