- Opowiadanie: ElizabethBlacksmith - Bazyliszek

Bazyliszek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bazyliszek

Na Grafomanię trochę się spóźniłam, ale…

 

 

 

Marek wszedł do baru i rozejrzał się. Niemal wszystkie stoliki były zajęte, zresztą to nic dziwnego w piątkowy wieczór. Wciągnął w płuca papierosowy dym, wiszący w powietrzu i zaczął przedzierać się przez tłum. W końcu dotarł do niewielkiego stolika, przy którym zwykle siadał jego kumpel, Grzesiek. Tego wieczoru też tam był. Siedział rozparty w nieco chybotliwym krześle i popijał z brudnego kufla wstrętne piwo.

– Siemasz, koleś! – Sapnął widząc siadającego na drugim krześle znajomego.

– Się mam, się mam, ale Krzysiek to już nie. – Marek miał ponurą minę.

– On nie? A czego?

– A bo se w łeb strzelił.

– Jak to?!

– A tak. Przez tego bazyliszka, czaisz.

– Jakiego bazyliszka? Z gry? On nie lubił grać. Uważał, że gry to głupota. I, że gry…

– Nie o grę mi idzie. Kumasz, on se w tym bractwie rycerskim siedział. No i siedział, siedział… W końcu nudzić im się zaczęło i poleźli do Jacka Górki na bimber. Bo co se będą o suchym pysku siedzieć, czaisz?

– Czaje. A bimberek to on ma zarypisty! Sam bym se chlapnął kieliszek. Albo od razu beczkę.

– No i oni se też beczkę chlapli. Na czterech. I się Krzyś założył z takim jednym rudym fagasem, co se z nim w bractwie był. Maciek chyba się nazywał. Albo Wiktor… Chuj z tym.

Mężczyzna pociągnął łyk piwa z kufla, który właśnie przyniosła mu brzydka kelnerka, Kaliniakowa. Przez chwilę za nią spoglądał zastanawiając się ile musiałby wypić, aby uznać jej wielki tyłek i pryszczatą gębę za ładną. Zdecydowanie nie było go na to stać.

– Więc o co se ten zakład zrobili? -Spytał Grześ.

– Kto? A… Ci. Sorki zmyśliłem się nad brzydotą Kaliniakowej. No se się założyli o to, że Krzysiek jakiegoś bazyliszka ukatrupi. I Krzysiu polazł do tej piwnicy pod barem „Trupek”, wiesz, tam gdzie se kiedyś mieszkał morderca seryjny. Ten co se kiełbaski z kobitek robił. No i tam go spotkał. A właściwie ją. Bo to kobita była.

– A… Se żonę znalazł! A ja żem myślał, że ty o takim prawdziwym bazyliszaku gadasz!

– Prawdziwym jak rzeczywistość! Polazł do tej piwnicy, czaisz, i spotkał wielkie wężowate coś. A, że piany był to se spojrzał temu czemuś w oczyska i se się wzioł i zakochał. A jak Krzysiek to ty wiesz. Se się raz zakocha i koniec, cholera, na wieki. I tak co tydzień ma. Na szczęście ładny był to nieszczęśliwa miłość mu nie groziła. Poza tą do siostry… No, ale tam. Się zakochał i se z bazyliszkiem dziecko zrobił.

– Jak z bazyliszkiem? Przeca to to wężowate!

– No i co, że wężowate? Zalany był to i z wężem się przespał! Łapiesz? Wiem, że brzydkie to to było, nawet cycek nie miało, ale… – wzruszył ramionami.

Grzesiek skrzywił się. Seks z bazyliszkiem? To dopiero zboczenie! Ale Krzysiek, to Krzysiek. Zawsze był dziwny. Gust do kobiet miał kiepski, więc to nic dziwnego. Zresztą kto wie co dziwnego jeszcze kryje się w głowach tu obecnych. Mężczyzna rozejrzał się. Dwudziestoletni barman, który obgryzał brudne paznokcie wpatrywał się cielęcym wzrokiem w Kaliniakową. Samo to spojrzenie świadczyło o zboczeniu. Żeby czuć pociąg do takiego płaskiego, grubego, pryszczatego czegoś po pięćdziesiątce? A tamta panna co siedzi w rogu. Zawsze krótkie spódniczki odkrywają jej krzywe nogi, a głęboki dekolt odsłaniał małe coś, co śmiało nazywała biustem. Dziewczyna chyba marzyła o tym, by stracić cnotę w wyniku gwałtu. I to w jakiejś ciemnej piwnicy jak ta pod „Trupkiem”.

Jedno tylko nie dawało mu spokoju.

– Ej, ale jak się luknie w oczyska bazy… – beknął – bazyliszaka to się trupem staje. Takim zimnym i sztywnym, nie?

– Jak się w oczy gościa bazyliszka luknie, to ta. Ale jak w oczy laski bazyliszka spojrzy to miłość murowana.

– Na bimber Jacusia, wolałbym faceta spotkać.

– Nooo… – Marek beknął głośno i potarł nieogolony podbródek.

– I czego on se się zabił?

– A ty byś się nie zabił jakbyś, czaisz, z bazyliszkiem dzieciaka miał? Jak by cie taka do ołtarza ciągła?

– A no zbiłbym się chyba. Ale tak z łuku? Toż to trudne było.

– No. W chuj dobry rycerz Krzysiek być musiał.

– No. W chuj.

Mężczyźni przez chwilę milczeli, rozglądając się po sali. Właściwie nie było w niej nic interesującego. Proste pomieszczenie o odrapanych ścianach i zniszczonych meblach. Jedyną rzeczą, która przyciągała wzrok był wielki regał za barem, w całości zastawiony butelkami pełnymi alkoholu. Na ścianach nie wisiały obrazy, nawet najbardziej kiczowe. W jedynym, niedużym oknie smętnie zwisała brudna i porwana firana.

Nagle rozległo się szuranie odsuwanego krzesła, na które opadł barczysty mężczyzna. Pogładził dobrze przystrzyżoną bródkę i uśmiechną cię szeroko.

– Co tam, chłopaki? Alkohol już do szczętu przeżarł wam mózgi?

Mężczyźni patrzyli na niego rozszerzonym strachem oczami. Przez chwilę nie byli wstanie wydobyć z siebie głosu, a gdy w końcu udało im się, nie potrafili powstrzymać jego drżenia.

– Ty… ty… ty nie żyjesz!

– Oczywiście! Rozmawiacie z duchem! Jesteście aż tak głupi?

– No… Ale przecież popełniłeś samobójstwo! Z łuku się zastrzeliłeś! Ten zakład z Grześkiem…

– Ach, o tym mówicie. Mój zakład z Maćkiem dotyczył tego, czy znajdzie się jakiś idiota, który uwierzy w całą tą pokręconą historię z bazyliszkiem i postrzeleniem się z łuku. Gratuluję, pobiliście rekord głupoty! – chłopak roześmiał się.

Marek i Grzesiek przez chwilę spoglądali na siebie. Ich miny wyrażały konsternację, choć oni sami nie znali tego słowa. Na szczęście dotarło do nich, że się wygłupili i więcej nie poruszyli tematu.

Krzysiek siedział z nimi jeszcze kilka minut kpiąc z głupoty mężczyzn, po czym stwierdził, że musi już iść. Po wyjściu z baru przystanął i odetchnął chłodnym, jesiennym powietrzem. Niespecjalnie chciało wracać do domu, ale nie miał wyboru. Jego dziewczyna była potworem. I to prawdziwym. Odwrócił się, słysząc szelest łusek ocierających się o chodnik. Zbliżała się. Widział cień wielkiej wełnopodobnej postaci. Poruszała się szybko, kołysząc wielką głową na boki. W końcu jego małe, brązowe oczy spotkały się z jej ogromnymi i wyłupiastymi. Jak bardzo pijany był tamtej nocy, że uznał ją za piękność i zrobił jej dziecko? Pewnie nie wiele bardziej jak wtedy, gdy zaczął strzelać do siebie z łuku… Jakim cudem udało mu się coś takiego? Jak się zabił? A teraz jeszcze jest duchem. Myślał, że po śmierci będzie miał spokój z bazyliszkiem. Ale ta bestii uznała, że to romantyczne! Że zabił się z miłości do niej! I ciągle za nim chodziła.

Wolał się pogrążyć w swoim cierpieniu i udawać żywego niż przez chwilę zastanowić się co może zrobić bazyliszek duchowi. Jego wola.

Koniec

Komentarze

No średniawe to, a nawet bym "se" powiedział, że słabe. To znaczy - nie kupuję tego humoru. Dialogi fatalne i rozumiem, że celowo były wystylizowane na jakąś pijacko-młodzieżową gwarę, ale nie przesadzajmy. Zresztą, całe to gadanie "o dupie maryni" do niczego nie prowadzi i zakończenie brzmi jakby wymyślił je pięciolatek. Być może innym się ten tekst spodoba, ale moje klimaty to niestety nie są.


Pozdrawiam gorąco

Dobre. Nie spodziewałam się tego typu opowiadań po Tobie. Ale to może i lepiej.

Hah. A ja tak czytam. Historyjka z kobietą bazyliszkiem ciekawa. Nagle się zjawia Krzysiek^^ Padłam XD

Ogólnie to mi się podobało.

Pozdrawiam~

Grrrrrrr... dlaczego napisałas wzmiankę o grafomanii dopiero na końcu? A ja tak się namęczyłam wykopiowując błędy... O.o

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Krótko: w istocie tylko na Grafomanię ten tekst. Ale już po niej. Grafomanii konkursowej znaczy. Więc nie ma czego komentować.

 

Tekst z pomysłem nawet, ale sprawia wrażenie nieprzemyślanego. Sporo jest zdań, w których ty wiesz, co chcesz przekazać, ale czytelnikowi trudno się tego domyślić, np.

Dziewczyna chyba marzyła o tym, by stracić cnotę w wyniku gwałtu. I to w jakiejś ciemnej piwnicy w postaci tej pod „Trupkiem”.

Chyba nie do końca czaję w jakim sensie użyte jest tu wyrażenie "w postaci". Chyba chodzi o "w rodzaju", ale nadal zdanie ma niewiele sensu ;) Podobnie np. w tym: Wolał się pogrążyć w swoim cierpieniu i udawać żywego niż przez chwilę zastanowić się co może zrobić bazyliszek duchowi. Jego wola.

Jeżeli piszesz coś śmiesznego, musisz przekazać to tak, żeby nie tylko Ciebie śmieszyło, to podstawa. Akurat dialogi były nawet zabawne, podobnie jak cała absurdalna historia, ale całość pozostawia wiele do życzenia, i nie tłumacz tu się "Grafomanią" ;)

Dialogi mnie powaliły XD Historia z żeńskim bazyliszkiem- oryginalna i zabawna. Nie zgadzam się z poprzednikami.Tak samo jak Mia-chan nie spodziewałam się po Tobie tego typu opowiadania. Zaskoczyłaś mnie, pozytywnie.

Pozdrawiam

To ja się może uzupełnię - mnie też całkiem przypadł do gustu pomysł afery z żeńskim bazyliszkiem. Ale wolałabym, żeby jednak był opakowany w mniej grafomańskie pudełko. ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ok, wiem, że grafomania jezt złem:) Ale chciałam spróbować coś takiego napisać.

Nowa Fantastyka