- Opowiadanie: 6Orson6 - Tak po prostu

Tak po prostu

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tak po prostu

Ryszard skończył myć zęby. Ubrał się i między kęsem kanapki, a ostatnim spojrzeniem w lustro, przeczesał włosy. Nie jest łatwo doprowadzić siebie do stanu ,, sumienny pracownik" po całoweekendowej imprezie. Ból głowy, suchość w ustach i wrażenie, że w czasie snu było się bitym grubą pałką, towarzyszyły Ryszardowi w drodze do pracy. Nie zapomniał o dniu roboczym, jednak z jego pamięci ulotniła się informacja o zebraniu zarządu. Obowiązkowym i najważniejszym od roku zebraniu zarządu. Firma reklamowa ,, Duża propozycja", w której pracował, była mała, ale dzielnie trzymała się na rynku. Pewnie gdyby nie kumpel ze studiów, Jarek, właściciel przedsiębiorstwa, Ryszard nigdy nie dostałby tej pracy. Nigdy też nie zasiadałby w zarządzie. Szczęśliwie miał pracę i był jedną z kluczowych osób dla spółki, lecz w przypadku kolejnego spóźnienia, stan rzecz mógłby drastycznie ulec zmianie.

* * *

Posiedzenie było śmiertelnie nudne. Plany rozwoju firmy, nowa kampania reklamowa dla sieci ,, Bliziutko", krótkie due diligence ofert sprzedaży, gadka o światowym kryzysie, propozycje nawiązania współpracy z tańszymi drukarniami– to wszystko obijało się echem w skacowanej głowie Ryszarda, łącząc w bolesny potok słów. Przez cały czas patrzył tępo na podnieconego nowymi perspektywami Jarka, który w uniesieniu zdawał się nie zauważyć, że przynajmniej jedna osoba w pomieszczeniu dawno już przestała go słuchać. Ryszard z całą pewnością nie miał siły na kreatywną debatę, ale nie stracił zdolności łączenia oczywistych faktów. Jarek nie nosił już okularów, co więcej, co chwila nie wyciągał nerwowo z wewnętrznej kiszeni garnituru lupy, jak to miał w zwyczaju. Szokiem był moment, kiedy właściciel ,,Dużej propozycji", bez żadnych problemów, przeczytał wyświetlany na niewielkiej tablicy tekst. Jarek, odkąd Ryszard go znał, czyli z dobrych dziesięć lat, prawie nie widział. Nie bez powodu na studiach miał ksywkę ,,kret". Problemy ze wzrokiem sprawiły, że należał raczej do nieśmiałych osób i nie przepadał za publicznymi występami, tymczasem teraz zdawał się dyskutować tak, jakby sam Schopenhauer szeptał mu ,,Erystykę" do ucha.

– Słuchaj – zaczął Ryszard, podchodząc po zebraniu do porządkującego notatki szefa – prezentacja bardzo ciekawa. Świetnie, że mamy nowe możliwości, ale…

– Wiem – przerwał mu radośnie Jarek – nic ci nie powiedziałem o imprezie. Sorry, nie miałem czasu. Wiesz, teraz tyle jest do roboty, ale rzecz jasna, oczywista, jesteś zaproszony.

– Imprezie?

– No tak, jutro około osiemnastej u mnie. Pewnie się dowiedziałeś od reszty, głupio wyszło. Nie miałem czasu, rozumiesz. Będziesz, mam nadzieję?

– Pewnie – wydukał po chwili Ryszard. – Jasne, że tak.

Znał Jarka od początku studiów i nigdy nie słyszał, żeby ten chodził na imprezy, nie wspominając już o ich wyprawianiu. Mężczyzna patrzył na szefa nieco osłupiały, a w połączeniu z trapiącym go kacem, musiał wyglądać, jakby odebrano mu rozum.

– A co do tych faktur, co mówiłem o nich pod koniec zebrania, przyniesiesz je na jutro? W sensie do pracy, nie na imprezę.

– Pewnie… Słuchaj, bo ja tak właściwie, to się chciałem zapytać o twój wzrok. Co to ma być? Spędziłeś weekend w jakieś cudotwórczej amerykańskiej klinice? Przecież ty…

– Ach to. No tak, widzę lepiej.

– Lepiej? Wreszcie widzisz jak człowiek! Jakim cudem?

– A tak po prostu. Słuchaj, mam za chwilę konferencję międzynarodową i to w językach ojczystych. Czesi, Włosi, angole i japońce. Już tam na mnie pewnie czekają. Jak uda mi się nawiązać z nimi współpracę, żegnamy nic nieznaczącą ,,Dużą propozycję", witamy wielki świat biznesu!

– Nieźle, nieźle. To kupę kasy na tłumaczy wydałeś. Moja premia jest bezpieczna?

– Żadna kasa na to nie poszła. Ja sam dam radę.

– Ty sam? Przecież ty ledwo po angielsku mówisz, stary! Jak chcesz to zrobić?

– Normalnie, tak po prostu – Jarek uśmiechnął się i klepnął kolegę po ramieniu. – Nic się nie bój, wszystko idzie dobrze. I nie zapomnij o tych fakturach. Ja uciekam, trzymaj się i do jutra.

Prezes wyszedł, zostawiając mężczyznę samego. Firma nagle ruszyła do przodu, a Jarek nie dosyć, że odzyskał wzrok, to jeszcze w ciągu trzech dni stał się lingwistą. Ryszard nie wiedział, co o tym myśleć i nie miał nawet siły, żeby się więcej zastanawiać. Wrócił do domu, wziął zimną kąpiel i poszedł spać, mając nadzieję, że ten dzień nie był wynikiem delirki. Przed zaśnięciem, jak zawsze, obiecał sobie, że nigdy już nie da się namówić na trzydniowe picie. Kiedy tradycji stało się zadość, zamknął oczy, po czym zasnął.

 

* * *

– Trzymaj – powiedział Ryszard, rzucając na biurko Jarka kilka papierów. – Załatwiłem je jak trzeba.

Reklamowiec spał dobrze, jak nigdy. Obudził się raniutko, ogolił, umył, wyperfumował, załatwił wszystkie ważne sprawy, nawet nie spóźnił się do pracy. Po kacu nie pozostał żaden ślad.

Jarek kiwnął głową i wrócił do wypisywania dokumentów.

– Jak po wczorajszej konferencji?

– Świetnie, wszystko poszło jak z płatka. Umówiliśmy się na kolejną, za tydzień. Szykujemy się na fuzje.

– Aż tak?

– Aż tak.

– Nieźle, nieźle. Ale… Jarek, jak ty to robisz?

– Że niby co?

– Wiesz, no wszystko. Wczoraj nie miałem siły się ciebie dopytać, ale teraz nie dam za wygraną. Pozbyłeś się wady wzroku, nagle gadasz w kilku językach i jeszcze te sprawy z firmą? Jakim cudem?

Szef westchnął, spojrzał Ryśkowi prosto w oczy.

– Stary, tak po prostu. Mamy szczęście.

– Nie, to nie jest szczęście. Coś kręcisz. Ale dobra, dobra– to twoje sprawy, twoja firma, wiesz, ja tylko…

– Słuchaj pogadałbym z tobą, ale umówiłem się z matką. Mam ją odebrać z lotniska. Wróciła z wakacji, a wiesz, dawno się nie widzieliśmy. Nie chcę nikogo po nią wysyłać.

– No rozumiem.

– Dobra, przypilnuj burdelu, będę za dwie godzinki. Kupiłem sobie jeszcze nowe sprzęty do domu i muszę je odebrać. Dwie godzinki i jestem z powrotem.

Ryszard poczekał, aż Jarek wyjdzie, jak zawsze trzaskając drzwiami. Usiadł w fotelu kierownika, rozprostował nogi. Kiedy miał pogrążyć się w marzeniach o nowym stanowisku, oraz pensji wypłacanej w euro, przez głowę przeszła mu myśl, która zmroziła go od stóp. Ryszard przełknął nerwowo ślinę.

– To niemożliwe – powiedział sam do siebie. – Ja pierdolę, to niemożliwe.

Żeby się upewnić, podszedł do ściennego kalendarza, na którym Jarek zaznaczał większość firmowych i prywatnych wydarzeń. Przerzucił kilka kartek na listopad, spojrzał na jedenasty dzień. ,, Święto zmarłych. Pojechać do Ani, odebrać plakietki. Odwiedzić grób matki". Pamiętał dobrze– matka Jarka nie żyła od dwunastu lat.

 

* * *

Ryszard był pewien, że coś jest nie tak. Miał już nawet teorię, co naprawdę się działo. Pewnie Jarek wydał kupę forsy na operację wzroku i w tajemnicy przed nim uczęszczał na kursy językowe. Wszystkie pieniądze zainwestował w siebie, a teraz desperacko liczy na to, że firma przyniesie większe dochody, a połączenie się z innymi przedsiębiorstwami zwiększy zyski. Pewnie z nerwów ma halucynacje. Prezes rzadko wspominał matkę, ale jeśli już, to zawsze z dużym szacunkiem i tęsknotą. Reklamowiec westchnął po cichu na myśl, że jego dobry kumpel może mieć tak duże problemy psychiczne. Jedynym rozwiązaniem, żeby to sprawdzić, było pójście na imprezę.

Ryszard wszedł na drugie piętro kamienicy i zadzwonił do drzwi. Jak na złość zapomniał kupić wódki. Otworzył mu Jarek.

– Nie dostałeś wiadomości? – zapytał z lekka zdziwiony.

– Jakiej znowu wiadomości?

– Odwołałem imprezę. Mam dużo pracy, a z mamą idziemy dzisiaj do kina. Mówiłem ci już, że dawno się z nią nie widziałem, prawda?

– Prawda, prawda – powiedział Ryszard, nie wiedząc za bardzo, co mógłby powiedzieć innego.

– Jak już jesteś, wchodź. Czegoś się napijemy. Z mamą jestem umówiony dopiero na ósmą. Nocne seanse, jak za dawnych czasów.

Ryszard uśmiechnął się słabo i wszedł do środka. Weszli do sporego salonu, zawalonego papierami i skoroszytami. Usiedli przy stole, stojącym po środku pokoju. Mężczyzna nie raz był w domu przyjaciela, więc nie zdziwiły go czerwone ściany i jasnozielone, rodem z dziecięcego pokoju, szafki. Jarek zawsze miał dziwny gust. W pomieszczeniu stało też coś, czego Ryszard wcześniej nie widział.

– A po co ci ten sprzęt? – zapytał szefa, wskazując na stojące pod ścianą ksero. – Firmowe ci nie wystarczy?

– Zawsze lepiej mieć swoje, na wszelki wypadek. Czego się napijesz?

– Może być jakiś drink. Obojętnie.

Ryszard poczekał chwilę, gapiąc się na maszynę, aż Jarek wróci z kuchni.

– I na serio ta kserokopiarka jest ci do czegoś potrzebna? Wszyscy mamy teraz sporo pracy, ale jak do tego ma się ksero?

– Wolę skopiować większość dokumentów, wiesz, jaki jestem zapominalski, wszystko gubię. Ale co? Chcesz gadać o mojej nowej kserokopiarce? Przecież mówiłem ci, że zamówiłem ostatnio kilka nowych sprzętów do domu.

– Niby tak… Dobra – powiedział stanowczo Ryszard i napił się łyka wódki z colą – Co jest grane? Stary, jeśli masz jakieś problemy, możesz mi powiedzieć. Ciągle pracujesz i pracujesz, może jakiś wypoczynek? Pójdź do klubu, nakręć jakąś laskę, wyjedź z nią.

– Nie, teraz to niemożliwe. Nawet po fuzji będzie mnóstwo roboty. Ale potem, czemu nie. Jak wszystko dobrze pójdzie, w sierpniu będzie więcej luzu. Wszystko jest ok.

– Jarek, dzisiaj po południu jechałeś po swoją matkę nieboszczkę na lotnisko. Od trzech dni mówisz niemalże wszystkimi językami świata, a twoje oczy nagle wyzdrowiały. Nie wspomnę już o nagłym rozwoju firmy. Jeszcze przed poniedziałkiem zastanawiałeś się jak spłacić kredyt. Pytam się, o co chodzi? Masz jakiś problem? Chcesz pogadać? Tylko nie mów, że to tak po prostu się wszystko dzieje, bo się pożegnam z tobą jako kumpel i pracownik.

Jarek dopił drinka, pokręcił głową i wstał od stołu.

– Dobra, wiedziałem, że nie dasz mi spokoju. Wiedziałem, że się wyda. Powiem ci, tylko morda na kłódkę. Jak coś piśniesz, to nie ręczę za siebie.

– Zgoda, ale jeśli to jest jakiś przekręt i wszyscy pójdziemy siedzieć, to…

– Żaden przekręt – Machnął ręką i podszedł do kserokopiarki. – Patrz.

Właściciel ,, Dużej propozycji" złapał za boczną ściankę maszyny i szarpnął ją do siebie. Ksero w środku było pozbawione mechanizmów. Tam, gdzie powinien znajdować się zbiornik na tusz, papier i cała elektryczność, siedział związany chudy, długowłosy mężczyzna. Ubrany był w ortalionowe dresy. Chyba spał.

– Kurwa… – szepnął Ryszard i już drugi raz dzisiejszego dnia nie wiedział, co powiedzieć. – Odbiło ci? Kto to jest?

– Jezus Chrystus – powiedział Jarek ze stoickim spokojem.

– Jesteś nienormalny… Jaki Jezus Chrystus?!

– Normalny, taki z krzyża w kościele, albo z obrazka.

– Co ty pierdolisz?!

– To było tak: wyobraź sobie, idę w piątek Krakowskim Przedmieściem, a tam przed bazyliką leży jakiś facet. Miał tylko przepaskę na biodrach, brudny jak Matka Ziemia, a na dodatek jakaś stara baba go ochrzaniała, że przed kościołem nie można żebrać. Spojrzałem na posąg Jezusa niosącego krzyż, potem na tego człowieka i myślę sobie ,,podobny". A, że facet leżał pod napisem ,,sursum corda", mnie jeszcze za serce chwyciło. Wziąłem go do domu, wykąpałem, dałem jeść, ubrałem i się przyznał, że jest Jezusem.

– Wierzysz każdemu bezdomnemu, który podaje się za mesjasza? Jarek…

– Nie przerywaj mi! Poprosiłem go o jakiś dowód, że jest Jezusem. Pogłaskał mnie po głowie, kazał zamknąć oczy, a kiedy je otworzyłem, widziałem normalnie. Z językami było to samo– jakby coś na mnie zstąpiło. Chciał wracać do nieba, ale wiesz, jest tyle potrzeb– jest tyle spraw, które chcę załatwić. Świat ma tyle spraw, które czekają do załatwienia! Związałem go i powiedziałem, że uwolnię, jak spełni kilka życzeń.

– Chcesz mi powiedzieć, że zrobiłeś ze zbawiciela jebaną złotą rybkę?

– Zdaje się, że tak – powiedział rozbawiony Jarek klepiąc kopiarkę z Jezusem w środku.

– Więc historia z matką, to na serio? Wskrzesił ją?

– Wskrzesił. Poszło prościej, niż myślałem. Po prostu powiedział, żeby weszła i nagle weszła do domu. Stary, nawet nie wiesz, jakim jestem teraz szczęśliwym człowiekiem! Moja matka znowu żyje, może być coś piękniejszego? Jak poczekasz do ósmej, to się poznacie.

– Ale skąd on się tutaj wziął?

– Twierdzi, że nie pamięta. Siedział po prawicy Boga, przymknął powieki, a kiedy się obudził, leżał pod bazyliką. Może się potknął i spadł z nieba, nie wiem. Zresztą, nie ważne.

– A co, jeśli się o niego upomną?

– Kto się upomni?

Ryszard podniósł wzrok i wskazał palcem na sufit.

– Ach, o Nim mówisz – prezes roześmiał się serdecznie – Nie, On nie stanowi już żadnego problemu. Wczoraj historia się powtórzyła.

– To znaczy?

– Pamiętasz, mówiłem, że zamówiłem kilka nowych sprzętów do domu.

– Mówiłeś już dwa razy. I co?

– No właśnie. Myślisz, że do czego były mi potrzebne? Zresztą, sam się przekonaj. Chodź, pokażę ci co mam w lodówce. Prawdziwy Deus ex machina!

Koniec

Komentarze

Tekst napisany ongiś. Mając chwil kilka odświeżyłem go i poprawiłem. 

Podobało się.

Nie najgorsze. Zainteresowało mnie na tyle, że bez zmuszania przeczytałem całość :) Może nawet z przyjemnością przeczytałem? Kto wie? Widzę parę niedociągnięć, ale stosunkowo niewiele. Takie tam głupoty jak "patrzyć się" zamiast po prostu "patrzyć".

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Fajny. Tylko trochę za krótki. Wiesz rozpędziłem się w tym czytaniu. Czekałem na małą awanturkę z udziałem Dwójcy.Pozdr.

„Mając chwil kilka odświeżyłem go i poprawiłem."
Oj, Orson, to jak ten tekst wyglądał przed poprawkami...?

,, sumienny pracownik", ,, Duża propozycja", ,, Bliziutko"... ekhm, a po kiego te spacje po otwarciu cudzysłowu? Widzę zresztą, że prawie wszędzie je stawiasz, dalej też.

 

„...Ryszard nigdy nie dostałby tej pracy. Nigdy też nie zasiadałby w zarządzie. Szczęśliwie miał pracę i był jedną z kluczowych osób dla spółki, lecz w przypadku kolejnego spóźnienia, stan rzecz mógłby drastycznie ulec zmianie." - Powtórzenie. Plus literówka - „stan rzeczy" a nie „rzecz".

 

„...z tańszymi drukarniami- to wszystko obijało się echem..." - brakująca spacja przed myślnikiem. (Podobnie jak „ cośtam", tych brakujących- spacji dalej jest dalej więcej.)

 

„Jarek nie nosił już okularów, co więcej, co chwila nie wyciągał nerwowo z wewnętrznej kiszeni garnituru lupy, jak to miał w zwyczaju." - Udziwniony szyk. Przeczytaj na głos i sam oceń.

 

Brakujących przecinków wymieniać mi się nie chce. Ale są. Znaczy, nie ma ich właśnie. ; P

 

„Szykujemy się na fuzje." - Zapewne fuzję.

 

„Reklamowiec westchnął po cichu na myśl, że jego dobry kumpel może mieć tak duże problemy psychiczne. Jedynym rozwiązaniem, żeby to sprawdzić, było pójście na imprezę." XD Dobre.

 

„Ryszard uśmiechnął się słabo i wszedł do środka. Weszli do sporego salonu..."

 

„- Niby tak... Dobra - powiedział stanowczo Ryszard i napił się łyka wódki z colą - Co jest grane?" - Brak kropki po „colą".

 

„- Żaden przekręt - Machnął ręką i podszedł do kserokopiarki." - Brak kropki po „przekręt".

 

„- Chcesz mi powiedzieć, że zrobiłeś ze zbawiciela jebaną złotą rybkę?" - Ahahahaha! Tylko „Zbawiciel" chyba wielką literą się pisać powinno.

 

„Zresztą, nie ważne." - > Nieważne. Razem.

 

„Ryszard podniósł wzrok do góry i wskazał palcem na sufit." - Orson, litości. Nawet Ty podnosisz do góry? I schodzisz w dół, tak? Gdyby nie to, siedziałabym cicho, ale teraz nie mogę się powstrzymać: Nikt nie jest wolny od błędów, jednak po członku Loży nie spodziewałabym się aż takiej ilości drobnych, durnych potknięć. Nie uchodzi, nie uchodzi...

 

„- Ach, o Nim mówisz - prezes roześmiał się serdecznie - Nie, On nie stanowi już żadnego problemu." - Brak kropki po „serdecznie".

 

Jeśli chodzi o pomysł, pointę i pociągnięcie historii - podoba mi się. Tym bardziej, że bardzo lubię te klimaty.
Ale pierdółki typu literówki itp. mnie przynajmniej mocno zakłócają odbiór tekstu. Chyba jednak jestem przedstawicielką i Artystów i Rzemieślników, bo obie szkoły są dla mnie bardzo ważne. Daję zatem 4. Gdyby nie potknięcia, byłoby 5.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

joseheim, masz rację, że zbyt mało poświęciłem czasu, żeby tekst odrestaurować. Najlepiej widać to na przykładzie interpunkcji, czy nie ważne, zamiast oczywistego nieważne. Podnoszenie wzroku do góry to też oczywiste masło maślane. Po prostu podnosi się wzrok, albo spogląda ku górze, do góry. 
A propos podnoszenia. Kiedyś spierałem się z kimś, kto twierdził, że nie można ,,podnosić twarzy" (oczywiście już bez ,,ku górze"). Ten zwrot jest bardzo popularny, spotykamy go między innymi u Sienkiewicza, czy też we współczesnej literaturze. Nie wiem więc, o co mogło chodzić mojemu rozmówcy.  

PS Wcale też nie uważam, żeby zwracanie uwagi na stylistykę, czy interpunkcję było przejawem uprzedmiatawiania literatury. To normalne, ważne i elementarne części składowe każdego tekstu, moim zdaniem nie ma to nic wspólnego z podejściem rzemieślniczym i dobrze czynisz, że je wytykasz:). 
Jeśli chodzi o fuzje, zamiast fuzję, to chodziło mi o fuzje, tak jak napisałem. Że wiele.  

to są takie językowe komunały. W takiej szermierce, na przykład, dałoby się cofnąć w prawo. Skoro da się w prawo to dlaczego nie do tyłu? Masło maślane jest błedem, ale Creme de la creme już nie?

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Dobre. Zapada w pamięć. Zwarty, dobrze skomponoany tekst. Puenta zaskakująca. I napisano całkowicie serio... 
Bardzo fajne opowiadanie.   

@Orson - no, mnie niestety "podnoszenie twarzy" również nie leży. Za bardzo kojarzy mi się z chwytaniem czegoś rękami. A jeśli chodzi o podnoszenie twarzy, to tylko botoksem. O.o
Podnieść można coś, co Ci upadło, względnie temat podczas dyskusji, albo siebie całego, ale jeśli chodzi o twarz, to obstawiałabym "unoszenie" jednak. ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Niezłe! Mimo wytkniętych - niekiedy słusznie - drobnych usterek.
Podobało mi się bardzo :)
 

Mnie też się podobało.Czemu średnia ocen taka niska? Zasługuje na więcej. Chociaż brakuje mu jednak czegoś ważnego. Co to może być...? A wiem! Rozwinięcia i zakończenia. :p

Tak, to faktycznie dziwne. Biorąc pod uwagę to, jak zareagowano powyżej na tekst (z wytknięciem błędów i łapanką, ale pozytywnie), a jaka jest średnia ocen, wyczuwam pewien trolling:P. 

Co masz na myśli Świętomirze pisząc o tym, iż brak rozwinięcia i zakończenia? I czemu Ci się podobało?

zle nie jest, ale faktycznie - drobne nieporadnosci jezykowe utrudnia czytanie

5/10

Podobał mi się ten nieco obrazoburczy żart. A czemu uznałem, że jest niezakończone? Hmm, sam nie wiem... Widać byłem zmęczony, kiedy go czytałem. :p Jeszcze na plus jest lekkość. Mimo zgrzytów, stylistycznie jest ok. Nie porywa, ale też nie razi. A czyta się całkiem przyjemnie.

Nowa Fantastyka