- Opowiadanie: HariMichelson - Dante

Dante

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dante

Grobowiec w Mykenach, nienawidzę tego miejsca, a szczególnie rezydującego tu wampira, Adolf von Koffer, arystokrata z Bożej łaski, elokwentny myśliciel, gówno prawda. Koffer to nieuchwytny morderca, skubaniec krył się ze swoim uwielbieniem do ludzkiej krwi, nigdy nie atakował otwarcie. Polował tylko na wałęsających się po parkach pijaków i ćpunów. W końcu nikt nie przejmował się zaginięciem ludzi pozbawionych szansy na lepsze życie, ale jako że Koffer to arystokrata nigdy nie pił krwi z dodatkiem alkoholu porywał ludzi do swej rezydencji gdzie czekał aż otrzeźwieją, po czym wgryzał im się w tętnice. Po kilku miesiącach w Atenach odnajdywano ciała brutalnie zarżniętych ludzi. Koffer żywił się bezkarnie krwią ludzi przez pięć lat, aż w końcu popełnił błąd, zaatakował dwie nastolatki, które wracały z koncertu rockowego, oczywiście nawąchały się jakiegoś świństwa, przez co wyglądały jak dwa ćpuny. Dlatego Koffer nie wiedział że jedną z nich to siostrzenica prezesa firmy samochodowej. Trupa jej koleżanki znaleziono kilka dni później w Ateńskich slumsach, lecz ciało Jane, bo tak się nazywała siostrzenica pana prezesa; nie zostało znalezione. Wujek Jane wpadł w szał, przycisnął paru gliniarzy by coś zrobili w tej sprawie. Odkryli oni że na ciele znalezionej dziewczyny znajdują się dziwne ukłucia w okolicach tętnicy. Nasz zakon po otrzymaniu tej informacji od wtyki w policji od razu zainteresował się tą sprawą, szybko powiązano śmierć dziewczyn z Kofferem, po czym wysłano mnie bym sprowadził hrabiego przed Radę Zakonną. Łatwizna, ale Wielki Mistrz twierdzi inaczej dlatego przydzielił mi czterech uzbrojonych w M4 i miecze półtoraroczne rycerzy zakonnych. Tak naprawdę to dużo im z rycerskości nie zostało, właściwie to banda zabijaków z tytułem szlacheckim, którzy wytłukli by pół piekła z fanatycznym okrzykiem "In Nomine"; i oczywiście mój protegowany , przydzielony by zasmakował trochę praktyki po sześciu latach szkolenia. Cóż gorzej nie mógł trafić, nie jestem takim mistrzem jakim był dla mnie Piotr Jan.

Dobra, dosyć tego monologu robota czeka. Machinalnie napełniam bębenek mojego Smith&Wesson'a srebrnymi kulami.

– Srebrne? – Pyta zawsze ciekawski Alex. – Spodziewasz się kłopotów?

– Bóg jeden wie co mu strzeli do głowy.

Jak na Komedę, której nie wydałem mój oddział zmienia amunicje.

Podchodzę do grobowca, by otworzyć portal do posiadłości Koffera, kiedy doznaje olśnienia.

– Młody! – Wołam Alexa – Ty to zrób.

Odstępuje od wejścia dając uczniowi miejsce do popisu. Alex bierze głęboki oddech, wyłamuje palce, staje w rozkroku i wyciąga ręce w stronę grobowca, a jego dłonie składają się w odpowiedni znak.

– Pośpiesz się – Poganiam.

Nie zwracając na mnie uwagi Alex mamrocze zaklęcie, Zwykle otwarcie portalu nie trwa tak długo ani nie wymaga wielkich umiejętności, lecz staramy się wejść do posiadłości von Koffera, pomijając fakt że Alex to dopiero uczeń. Samo wygenerowanie portalu do rezydencji Koffera, która zapewne jest wzmocniona przez jego zaklęcia jest piekielnie trudne.

Wreszcie na prawej ręce Alexa pojawia się pentagram. zaczyna przybierać coraz jaśniejszą poświatę, która odbija się od wejścia do grobowca. Alex opuszcza ręce, a jego pentagram znika zostawiając jednak swoje odbicie na grobowcu, który można już nazwać portalem. Alex odwraca się do mnie czekając na słowa uznania.

– Tylko żeby był stabilny, bo utkniemy w nicości na długie lata – Przyznaje, potrafię być wrednym dupkiem. Odwracam się do mych podkomendnych – wasza czwórka zostaje tutaj, a ja i Młody złożymy Kofferowi wizytę. Zakonni zajęli strategiczne miejsca przed portalem, a Alex i ja ruszyliśmy po Hrabiego.

Jako że tworzył go mój uczeń, który mimo sporych umiejętności nie potrafił zakrzywiać czasu w portalach przez co podróż trochę potrwa. Alex tylko czekał na taką okazje. Jego ciekawość domagała się od dawna zadania mi pytań o mojej przeszłości, i tak należy się mu pochwała że wytrzymał cały rok.

– Mistrzu, mogę Ci zadać pytanie? – Pyta.

– Jeśli musisz – odpowiadam

– Naprawdę widziałeś piekło?

– Tak – Dlaczego ludzie zawsze pytają o piekło? Czemu nie zapytają o mój ulubiony kolor? Przynajmniej by mnie zaskoczyli.

– Jak tam jest?

– Inaczej.

– To znaczy? – Pyta nie zrażony. Powiem mu, a co tam

– Piekło jest podzielone na kręgi, które otaczają mury z ludzkiego cierpienia i grzechu. Na każdy poziom prowadzą dwie bramy dla grzeszników i dla istot piekielnych. Im dalsze kręgi tym więcej cierpienia. W samym środku piekła znajduje się Czarna Wieża, a w niej na Wielkim Tronie siedzi Lucyfer, Pan Piekła, który razem z Radą Upadłych rządzi swoim królestwem.

– Skąd to wiesz? – Dopytuje się Alex.

– W piekle czas płynie inaczej. Każdy dzień – A właściwie noc, bo piekło nie posiada słońca – trwa tyle co ziemski miesiąc.

– Mistrzu, ile spędziłeś czasu w piekle?

– Pięć naszych dni – te słowa trafiły Alexa jak piorun. Widać rozmyślał nad tym jak mogłem tam tyle przetrwać i dobrze, bo na resztę podróży nie odezwał się więcej.

Portal kończył się w czymś co przypominało bibliotekę ponieważ większość miejsca przy ścianach zajmowały półki z książkami. – Głównie filozoficznymi. – Resztę wolnego miejsca zajmował wielki palący się kominek nad którym wisiał herb Koffera, lew i lilia na niebieskim tle. Przez sufit, a właściwie przez wielki witraż w padały promienie słoneczne.

Na samym środku pokoju stało wielkie mahoniowe biurko w którym również wyrzeźbiono herb Koffera. Sam Koffer siedział właśnie za biurkiem. Był dziwnie zamyślony, lecz gdy nas dostrzegł szybko przybrał swoją minę lekkoducha.

– Dante! – zawołał – jaka miła niespodzianka!

Koffer raźnie wstał z fotela wyciągając do mnie rękę, wyglądał jak zwykle na trzydzieści lat, choć miał dobre trzysta. To chyba jedyna zaleta bycia wampirem, wieczna młodość.

Uścisnąłem Kofferowi rękę, po czym hrabia wskazał mi krzesło. Usiadłem czekając aż Koffer zajmie miejsce za biurkiem, lecz on stał i gapił się na mnie.

– Dante, może byś nas przedstawił? – zaproponował Koffer wskazując Alexa.

– Alex, mój uczeń, Adolf von Koffer, wampir.

– Ah! W końcu przydzielili Ci ucznia? Cóż chłopcze gorzej nie mogłeś trafić, proszę usiądź.

Obok mnie pojawiło się krzesło które wywołał zdumienie u Alexa, spojrzał na mnie pytająco.

– Iluzja – Odpowiadam

– Iluzja? – Spytał niedowierzając

– Rozejrzyj się, widzisz tu jakieś drzwi? Albo spójrz na witraże, jesteśmy pięć metrów pod ziemią i jest noc, więc jak mogą wpadać do pokoju promienie słoneczne? – Spytałem retorycznie – Cały ten pokój to iluzja.

– Mistrzu, jak więc to możliwe że możesz siedzieć na krześle?

– Pozwól – Przerwał mi Hrabia – że ja odpowiem na to pytanie, otóż to nie jest zwykła iluzja cyrkowa, którą stosują zwykli włóczędzy i tani magicy. Moja iluzja działa na wszystkie zmysły, nawet na zmysł równowagi. Dlatego Dante może wygodnie rozsadzić się na krześle z nogami na biurku.

– Ale skoro to iluzja to dlaczego Mistrz nie spadnie?

– Widzisz, to biurko jest jedyną prawdziwą rzeczą w tym pokoju, ma dla mnie wartość sentymentalną, ponieważ zostało wykonane na zlecenie mojego ojca prawie czterysta lat temu, a twój mistrz stara się wyprowadzić mnie równowagi. Widzę że ciągle nie rozumiesz, żebyś mógł siedzieć na krześle wystarczy minimalny punkt podparcia twojego ciała, nieważne że przeczy to prawom grawitacji, bo w końcu to magia.

Alex usiadł na krześle ciągle nie dowierzając w to co usłyszał.

– Panie Koffer, mogę zadać pytanie?

Hrabia uśmiechnął się raźnie – Lubię otwarte umysły. Proszę pytaj.

– Czy iluzją można zabić?

– Teoretycznie nie, ale człowiek, a właściwie jego mózg potrafi ciekawie zareagować na to co widzą oczy, nawet jeśli widzą coś, co nie istnieje – W ręku Koffera z nikąd pojawił się zdobiony sztylet, a moja ręka spoczęła na broni – Dla przykładu, jeśli dźgnę Cię moim sztyletem twój umysł odbierze to jako prawdziwą ranę, co spowoduje, że twoje nerwy zaczną reagować jakbyś otrzymał cios prawdziwym sztyletem, gdybym odpowiednio długo cię dźgał, zmarłbyś na skutek szoku – Alex był cały blady, Hrabia kontynuował przemowę – Jak więc widzisz iluzja to potężna technika, dzięki niej ginęli wielcy ludzie, jak na przykład Hektor, gdy uciekał przed Achillesem, starożytni magowie stworzyli iluzję greckiego boga, bodajże Apollona, by zmusić go do walki z Achillesem – Sztylet zniknął z ręki Koffera, co uspokoiło i mnie i Alexa – Iluzją można również upić człowieka. Pijesz alkohol którego właściwie nie ma, lecz twój umysł znów wysyła błędne informacje, co oznacza że po kilku drinkach czujesz efekty jego spożycia.

– Z iluzją jest tylko jeden problem – Postanowiłem włączyć się do rozmowy – nie można się nią najeść.

– Tak, to prawda, mimo że czujesz sytość, potrzeby organizmu nie zostaną zaspokojone, albowiem nic tak naprawdę nie zjadłeś – Widać, że Koffer wyczerpał temat, albo nie chciał wspominać co przedstawiciele jego rasy robili by potwierdzić tą teorię. Wciąż pamiętam ciała tych biednych ludzi. – Dobrze więc, Dante, czego Zakon żąda od prostego wampira?

Wstałem z krzesła, – które tak naprawdę nie istnieje – I wymówiłem formułkę – Hrabio Adolfie Von Koffer zostajesz zatrzymany pod zarzutem morderstwa Nelly Charlotte i Jane Morris. Zgodnie z postanowieniami rzymskimi o nietykalności osób pozbawionych wrażliwości na magię, mam prawo doprowadzić Cię przed obliczę Rady Zakonnej, gdzie zostaniesz sprawiedliwie osądzony, jeśli stawisz czynny opór możemy posłużyć się środkami ostatecznymi, które mogą doprowadzić do twojej śmierci.

Kontem oka dojrzałem rozmazujące się książki. Hrabia przestał się uśmiechać i pochylił się w moją stronę. W jego czerwonych oczach pierwszy raz dojrzałem cień strachu, co lekko zbiło mnie z tropu.

– Dante, ON wraca.

Słowa Hrabiego odbijały się jeszcze echem od sali, kiedy ciekawość Alexa wzięła nad nim górę.

– Mistrzu, kto wraca? – Zamiast odpowiedzi usłyszał pytanie, i nie skierowane do niego.

– Kiedy?

– Już niebawem – odpowiedział Hrabia, przyjmując swoją dawną maskę lekkoducha. Miałem jeszcze tyle pytań. „Skąd wiesz?", „Po co mi to mówisz", ale odpowiedzi raczej bym się nie doczekał. Za to Koffer zadał również istotne pytanie – Teraz stajemy przed innym problemem, mianowicie co zamierzasz ze mną zrobić?

Mam bardzo złe przeczucia.

– To zależy co Ty postanowisz zrobić – uśmiech Hrabiego mówił wystarczająco wiele. Szybkim ruchem wyciągnąłem broń starając się zakończyć sprawę zanim się na dobre zaczęła. Lecz nie doceniłem przeciwnika, Hrabia stworzył iluzję tego samego zdobionego sztyletu, który teraz leciał ku mojemu prawemu oku. Oczywiście wiedziałem że to iluzja, ale moje ciało zareagowało odruchowo, uchyliłem Si® przed ostrzem które zniknęło zanim nawet minęło cel. Starałem się jeszcze trafić uciekającego Koffera, ale moje strzały przeleciały przez książki nie czyniąc im najmniejszej szkody. W tym samym czasie Alex wyciągnął Berettę model 92f i starał się namierzyć cel, kiedy nagle zatrzęsła się cała sala, książki zaczęły spadać z regałów, lecz zamiast lekko upadać na jedwabny dywan robiły dziurę w ziemi wielkości arbuza, to oczywiście była iluzja, tylko kiedy trafi Cię taka książka to jak pięknie przedstawił Koffer umysł przetworzy informacje i poczujesz jakbyś oberwał cegłą w głowę. Szybko doskoczyłem do Alexa, który przykucnięty starał się uniknąć rozsypujących się po pokoju książek. Spojrzałem w górę i zauważyłem jak witraże zaczynają pokrywać się rysami.

Muszę przerwać tę iluzję.

Obróciłem Alexa twarzą do siebie i uderzyłem go w nos. Mój uczeń upadł, z ciężkim jękiem chwycił się za nos, a z oczu pociekły mu łzy. Szybko przycisnąłem go do podłogi. Sam kucnąłem obok niego i zamknąłem oczy. Zacząłem liczyć od dziecięciu do zera. – 10, 9, 8 – Poczułem jak strop zaczyna się walić – 7, 6, 5, 4, – Kurwa to się nie może udać, zginę tu– 3, 2, 1, – O dziwo już nic nie czułem, zaryzykowałem, wstając z otwartymi oczami. Nie było już wielkiego pokoju pełnego książek. Jego miejsce zajęło ciemne pomieszczenie pełne zgnilizny, okna zastąpiły ściany pokryte grzybem i pajęczynami, jedyne co zostało po dawnym salonie to mahoniowe biurko Koffera, iluzja prysła. Spojrzałem na Alexa który próbował otrząsnąć się z szoku.

– Mistrzu dlaczego mnie walnąłeś?

– Musiałem wydostać Cię z iluzji, a jedynym sposobem jest zagłuszenie zmysłów – odpowiedziałem.

– Mogłem zamknąć oczy – Powiedział ocierając oczy Alex.

– Prawda, ale moje rozwiązanie było zabawniejsze – podszedłem do biurka Koffera, dotknąłem jego gładkiego blatu i ręcznych zdobień, to naprawdę piękna rzecz.

– Mistrzu, jesteś… Wredny.

Unosząc rękę nad biurkiem odwołałem się do magii, całą moją dłoń otoczył niebieski ogień, który rozjaśnił pomieszczenie. Uderzyłem w biurko roznosząc je na kawałki. Ogień palił się na wiórach rozsianych w obrębie dwóch metrów, odwróciłem się do Alexa i odpowiedziałem – Wiem.

– Co teraz?

– Sprowadź rycerzy, trzeba przeszukać ten grobowiec.

Alex wyłamał sobie palce, gdy wracał do wciąż aktywnego portalu.

Zostałem sam.

Cisza.

Spokój.

Tylko ja i stary grobowiec.

Słyszę tylko własne szybkie bicie serca.

Zakładam słuchawki i puszczam muzykę, która od razu mnie uspokaja.

Zaraz, coś jest nie tak, czuje obecność innej osoby, obejrzałem się za siebie, ale nic tam nie było prócz otwartego portalu. Zdjąłem słuchawki by lepiej wsłuchać się w nową istotę. To nie zwierzę, tylko… Człowiek! Muszę się pośpieszyć.

Podbiegam do ściany, przykładam do niej rękę z pentagramem. Zacząłem spokojnie przesuwać ją po chropowatej powierzchni szukając ukrytego przejścia.

Jest, wziąłem zamach i uderzyłem pięścią obtoczoną niebieskim płomieniem ścianę, która rozpadła się w perzynę odsłaniając dalszą część grobowca.

Biegnę przez ciemne korytarze grobowca, wymawiam kolejne zaklęcie i mój pentagram zaczyna świecić bladym blaskiem.

Coraz słabiej czuje jej obecność, umiera.

Biegnę.

Rozwidlenie, którędy?

Wytężam zmysły, staram się uchwycić bardziej jej obecność.

Podejmuje decyzje, biegnę w lewo.

Widzę cele, nie zastanawiam się czy jest otwarta, wyciągam broń i strzelam w zawiasy. Drzwi ustępują, w środku widzę nagą dziewczynę o kruczoczarnych włosach. Dociera do mnie że ona nie umiera, ona staje się wampirem! Pieprzony Koffer, zachciało się mu pani domu. Brakuje mi czasu na pracochłonne rytuały.

To ryzykowne ale wiem co muszę zrobić.

Wyciągam z kieszeni płaszcza scyzoryk, którym nakłuwam jej mostek w miejscu gdzie znajduje się serce, czekam aż popłynie jej krew, a następnie rozcinam sobie rękę z pentagramem i przyciskam ją do mostka dziewczyny, tak żeby nasza krew się wymieszała, żeby tylko nie miała HIV'a.

Zamknąłem oczy, by skupić się na znalezieniu wampiryzmu, zacząłem od serca, bo to ostatnie miejsce obrony organizmu przed takimi chorobami.

Serce nie naruszone, ale czuje jak wampiryzm ogarnia cały układ krwionośny, Jedyną nadzieją dla niej jest wlanie w nią moją magię, nie ukrywam, że jest to trudne i niekoniecznie może się udać.

Jednak nie było czasu na bezpieczne wyjście. Zacząłem wtłaczać magię, tak, by stłumiła, a następnie usunęła wampiryzm z ciała dziewczyny. Nie mogę z tym przesadzić, jeśli oddam jej za dużo magii sam zginę, to tak jak oddawanie krwi, nie można jednorazowo oddać więcej niż 450 ml.

Coś jest nie tak, opanowałem wirusa, lecz ten zamiast grzecznie się poddać zaczął wchłaniać moją magię, jeśli nie przerwę połączenia wampiryzm wyżre mi całą magię, lecz jeśli przerwę ona stanie się wampirem, kurwa nienawidzę takich sytuacji. Wyszedł ze mnie bohater, bo zamiast postąpić jak rozsądny człowiek i przestać udzielać dalszej pomocy, ja oddaje jej coraz więcej magii. Mamrotam zaklęcia wspomagające regenerowanie się magii, ale na ile mi to pomoże?

Już dłużej nie mogę, to moja rezerwa, ale to działa, wampiryzm nie może wchłonąć więcej magii. Czuje jak opadam z sił, tracę kontakt ze świadomością. Ostatni wysiłek krzyczę by wydobyć z siebie ostatki magii.

Koniec, zniszczyłem wirusa, lecz czuje się źle, chyba tego nie przeżyje. Tracę świadomość. Jednak słyszę kroki Alexa, to jednak mało mnie obchodzi, już nic nie widzę, odpływam w ciemność.

– Mistrzu! – Słyszę wołanie – Mistrzu, co się stało? – Wiem że jest obok mnie, lecz słyszę go jakby był dziesięć metrów dalej.

– Dziewczyna – szepczę – Pomóż jej – Usłyszał mnie? Nie wiem.

Teraz już nic nie słyszę.

Nic nie widzę.

Nic nie czuję.

To koniec? Umieram po raz drugi?

Może.

Lecz mało mnie to obchodzi

Koniec

Komentarze

Drogi Autorze, popraw tytuł...
Pozdrowienia.   

Prawdę mówiąc, nie przebrnąłem nawet przez połowę.
Imiona się odmienia, zmiana czasów w tekście jest nieuzasadniona, "miecze półtoraroczne", literówki, błędy w zapisie dialogów. Wstęp w formie którą zastosowałeś, jest ciężkostrawny. Wszystkie te informacje można wpleść w akcję, bez przytłaczania czytelnika takim blokiem tekstu.

Jedyne, co mogę Ci teraz poradzić to ten wątek i ćwiczenia. Na Pasji Pisania znajdziesz kilka dobrych artykułów o technicznych aspektach tworzenia opowiadania. Z pewnością w przyszłości będzie lepiej.

Powodzenia! 

No to jedziemy:

"W końcu nikt nie przejmował się zaginięciem ludzi pozbawionych szansy na lepsze życie, ale jako że Koffer to arystokrata nigdy nie pił krwi z dodatkiem alkoholu porywał ludzi do swej rezydencji gdzie czekał aż otrzeźwieją, po czym wgryzał im się w tętnice" - powtórzenia, twój wróg.

"Dlatego Koffer nie wiedział że jedną z nich to siostrzenica prezesa firmy samochodowej." - po pierwsze, "jedna", a po drugie, to "dlatego" chyba jest tam zbędne. Nie wiem dlaczego Koffer nie wiedział, że jedna z nich to siostrzenica prezesa, ale napewno nie dlatego, że wyglądała jak ćpunka.

"Odkryli oni że na ciele znalezionej dziewczyny znajdują się dziwne ukłucia w okolicach tętnicy" - znalezionej, znajdują - powtórzenia, twój wróg v.2.0

"miecze półtoraroczne rycerzy zakonnych" - nie wątpię, że miecze te mogły mieć półtora roku, niemniej jednak, śmiem twierdzić, iż chodziło tu raczej o miecze "półtoraręczne"

"Machinalnie napełniam bębenek mojego Smith&Wesson'a srebrnymi kulami." - może jestem laikiem, ale zawsze wydawało mi się, że jeśli już obrało się czas prowadzenia narracji, to powinno się go chyba trzymać do końca.

"Jak na Komedę, której nie wydałem mój oddział zmienia amunicje." - skąd wielka litera?

"Nie zwracając na mnie uwagi Alex mamrocze zaklęcie, Zwykle otwarcie portalu nie trwa tak długo ani nie wymaga wielkich umiejętności, lecz staramy się wejść do posiadłości von Koffera, pomijając fakt że Alex to dopiero uczeń." - po pierwsze, znów pojawia się czas teraźniejszy narracji. Nie wiem czemu. Po drugie, albo piszesz "zwykle", albo zamieniasz przecinek na kropkę. Po trzecie, to co napisałeś brzmi mniej więcej tak: "staramy się wejść do posiadłości, nie zważając na fakt, że Alex to dopiero uczeń". Rozumiem co chciałeś powiedzieć, ale mimo wszystko, taki zapis może nie być odczytany poprawnie przez czytelnika.

"która zapewne jest wzmocniona przez jego zaklęcia jest piekielnie trudne." - jest, jest.

"zaczyna przybierać coraz jaśniejszą poświatę" - po pierwsze, nowe zdania zaczynamy wielką literą - uważaj na takie drobne błędy, bo świadczą one o twojej niechlujności i tym, że nie sprawdziłeś należycie tekstu przed publikacją. Po drugie, przybierać można na wadze, tu to słowo jakoś mi nie pasuje.

"- Mistrzu, mogę Ci zadać pytanie? - Pyta." - pytać o zadanie pytania, to tak jak mówić o mowie. Niedobrze, znaczy się.

"Pięć naszych dni" - jeśli każdy dzień w piekle trwa tyle co ziemski miesiąc, a bohater spędził tam pięć ziemskich dni, to w rzeczywistości siedział tam przez jedną szóstą dnia, czyli cztery godziny. Co innego, gdybyś napisał "pięć naszych miesięcy"...

"bo na resztę podróży nie odezwał się więcej." - "przez resztę podróży"

"zajmowały półki z książkami. - Głównie filozoficznymi. - Resztę wolnego miejsca zajmował wielki palący się kominek nad którym wisiał herb Koffera, lew i lilia na niebieskim tle" - co do ... ? Hola, hola. Albo wstawiasz dwie kropki, albo dwa myślniki. Nie można robić i jednego, i drugiego. A poza tym "zajmować" ci się powtarza, a powtórzenie, twój wróg v.3.0

"a właściwie przez wielki witraż w padały promienie słoneczne." - "wpadały" (Wielki Witraż W padał, ha!)

"wygodnie rozsadzić się na krześle z nogami na biurku." - po pierwsze, to zdanie sugeruje, że to krzesło ma nogi na biurku. Po drugie, "rozsiąść", nie  "rozsadzić". Już nawet nie chce mi się pisać zabawnego komentarza do tego błędu.

"uchyliłem Si®" - bardzo ciekawa wariacja słowa "się". Proszę cię, zapamiętaj sobie, że jeśli tobie - autorowi - nie chce się nawet czytać własnego tekstu przed publikacją, to dlaczego czytelnikowi miałoby się chcieć? Bezmyślne błędy - zwłaszcza w takiej ilości - naprawdę mnie irytują.

"dotknąłem jego gładkiego blatu i ręcznych zdobień, to naprawdę piękna rzecz." - "ręczny" może być hamulec. Zdobienia są "ręcznie wykonane"

"Zakładam słuchawki i puszczam muzykę, która od razu mnie uspokaja." - serio? Bohater, jak gdyby nigdy nic, zakłada słuchawki podczas misji, w grobowcu, gdzie czai się wampir? ... ... ... ech.

"uderzyłem pięścią obtoczoną niebieskim płomieniem ścianę" - "obtoczyć" można mięsne kulki w panierce. Tobie chodziło o "otaczać". Poza tym, tam chyba powinno być "w ścianę"

"Widzę cele, nie zastanawiam się czy jest otwarta" - "celę"

"tak żeby nasza krew się wymieszała, żeby tylko nie miała HIV'a." - po pierwsze, powtórzenie. Po drugie, to zdanie brzmi: "tak, żeby nasza krew się nie wymieszała, po to aby nie miała HIV". Chciałeś rzucić żartem, rzuciłeś błędem zapisu.

"wlanie w nią moją magię, nie ukrywam, że jest to trudne i niekoniecznie może się udać." - "mojej magii"

"nie można jednorazowo oddać więcej niż 450 ml." - ilość magii w organiźmie liczy się w mililitrach? Czad.

Nie mam pojęcia po kiego konia żonglujesz tak tymi czasami narracji? Albo jeden, albo drugi. Coś nie może dziać się jednocześnie w teraźniejszości i przeszłości. Poza tym masz stanowczo za dużo powtórzeń. Słowa "magia" i "wampiryzm" powtórzyłeś w ostatniej części chyba z dziesięć razy. Synonimy naprawdę są fajne.

Poza tym, przegrałeś życie na całej linii. Rozumiem, że można mieć problemy ze stylem, słownictwem, dialogami, interpunkcją czy warsztatem. To wszystko wyrabia się z doświadczeniem. Nikt nie rodzi się geniuszem. Jednak redakcyjne lenistwo zwyczajnie mnie irytuje. Tych wszystkich literówek, niepotrzebnych wielkich liter i braków ogonków można było uniknąć. Wystarczyłoby przeczytać własny tekst raz czy dwa. Tobie jednak nie chciało się zrobić nawet tego. Proszę cię, okaż czytelnikowi trochę szacunku.

Koledzy w wystarczającym stopniu wyżyli się literacko nad Twym dziełem. I generalnie widać jak na dłoni, że bardzo dużo pracy masz przed sobą.
Od siebie dodadam - co prawda wyżej zostało to już napisane - interpunkcja działa tutaj jak chce i kiedy chce. A tak nie może być. Istnieją zasady interpukcji.
Poza tym - logika większości zdań woła o pomstę do najwyższych władz administracji Nieba.
Np:
Resztę wolnego miejsca zajmował wielki palący się kominek - gdyby u mnie w domu zaczął jarać się cały kominek, to sorry Winetou, ale dzwoniłbym po straż pożarną.

Przez sufit, a właściwie przez wielki witraż w padały promienie słoneczne. - architektonicznie sufit z witrażu jest fizycznie na naszej planecie nie możliwy. Naprężenia są tak olbrzymie, że nie wytrzymałby i szklany dach/sufit runąłby na ziemię. Jeśli już, to powinno być tak: "Przez witraże w suficie wpadały promienie słońca". To oczywiście przykład, ale wiesz o co chodzi?

Dalej nie chciało mi się robić łapanki, bo jest tego sporo i trochę. Generalnie jest tragicznie. Do ponownego przemyślenia i napisania od nowa. Zasięgnij porad kolegów i ćwicz dalej. Pzdr
 

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Zgadzam się z poprzednikami.

I jeszcze ta Twoja magia. Zazwyczaj w fantastyce tworzy się taką magię, która opiera się na jakichś logicznych, sensownych podstawach; jeśli narusza prawa fizyki - to jest to w jakiś sposób uzasadnione. Albo przeciwnie - tworzy się magię komlentnie irracjonalną, powodującą, że świat przedstawiony staje się absurdalny i - często dzięki temu - zabawny. Przypuszczam, że Ty wybraleś ten pierwszy wariant. Iluzja oszukująca zmysł równowagi jest w porządku. Ale iluzja oszukująca grawitację - już nie. To już nie jest iluzja. Albo magia tworzy krzesło, które tam jest i można na nim siedzieć, albo też krzesła nie ma i wtedy bohater, nie opierając się nogami o podłoże - powinien upaść. Rozumiesz, o co mi chodzi? Sytuacja, w której postać opiera się nogami o podloże i może się rozluźnić dzięki oszukaniu zmysłu równowagi jest do przyjęcia, nawet pomysłowa. Ale gdy bohater przestaje się opierać o podłoże - powinien już upaść.

Co do całości, pomysł i fabuła nie są złe. Masz potencjał. Ale - jak już koledzy wspomnieli - warsztat jest kiepski. Dużo pracy przed Tobą. Czekamy na następny tekst. Jeśli się trochę postarasz, na pewno będzie lepszy. ;) 

uwielbieniem do ludzkiej krwi
 dla, nie do. 
W końcu nikt nie przejmował się zaginięciem ludzi pozbawionych szansy na lepsze życie, ale jako że Koffer to arystokrata nigdy nie pił krwi z dodatkiem alkoholu porywał ludzi do swej rezydencji gdzie czekał aż otrzeźwieją, po czym wgryzał im się w tętnice. 
Nie zrozumiałego tego zdania, jak i paru mu podobnych. Kolego, gdzie jest interpunkcja? Poza tym, wytrzeźwienie nie powoduje, że człowiekowi spada stężenie alkoholu we krwi.  
przez co wyglądały jak dwa ćpuny 
Chyba podoba ci się słowo ,,ćpun". 
Łatwizna, ale Wielki Mistrz twierdzi inaczej dlatego przydzielił mi czterech uzbrojonych w M4 i miecze półtoraroczne rycerzy zakonnych. 
Koniecznie półtoraręczne. To jest właśnie grafomania:). Nadużywanie pewnego schematu, słowa, funkcji i umieszczanie go w nieodpowiednim kontekście. 

 Odpadłem przy opisie walki, w którym Autor użył z 7 razy słowa iluzja, za każdym razem rozpisując się, że bohater, wiedział, że jest to iluzja, ale mimo wszystko (odruchowo, czy też nie), starał się z nią walczyć...

Nie czytam dalej. Zanudziło mnie na śmierć. Mnóstwo powtórzeń, brak interpunkcji, zdania, jak wskazałem powyżej, trącą brakiem logiki. Nie oceniam pomysłu, dla mnie to głupota. Pomysł jak pomysł, nie on się liczy. Liczy się wykonanie. A ono od strony technicznej jest kiepskie. Jeśli jest kiepskie od strony technicznej, ciężko, aby było ciekawe od innej. W każdym razie masz tendencję do posługiwania się schematami, elementami schematów, które są POTWORNIE stereotypowe, do takiego stopnia, iż trąci to właśnie grafomanią. 
 

vyzart  - świetna robota, ja się poddałem po pierwszym akapicie i postanowiłem nie wypisywac błędów. Jestes tytanem ciężkiej redaktorskiej pracy :) mam nadzieję, że autor wykorzysta Twoje poświęcenie

Pozostali też zamiescili trafne uwagi i rzeczywiście warsztat woła o pomstę do nieba więc fabuła i pomysł zupełnie mi gdzieś umnknęły. Skoro jednak wszyscy wyżywają się na stronie technicznej postaram się skupić na innych aspektach.

Dialogi - zupełnie przeciętne, czasami słabe.
Postacie - próbowałeś nadać im jakiś rys i mniej więcej w głowach pojawiły mi się, różniące się od siebie charaktery Koffera, Alexa i ucznia. W zasadzie szkoda było tych rycerzy - przyszli, bez słowa stanęli przy otwartym portalu i pewnie stoją tam do teraz :) Moim zdaniem obyło by się zupełnie bez nich.
Pomysły - powiedziałbym, że całość przeciętna, co nie znaczy zła. Jest potencjał w historii odwiedzania piekła i to mnie zaintrygowało, jednak nie zostało dostatecznie rozwinięte.

Myślę, że jednokrotne przeczytanie po napisaniu pozwoliłoby nie tylko usunąć literówki czy powtózenia, ale i dostrzec różne zgrzyty w prezentowanych scenach. Niezmiennie dobrym i skutecznym pomysłem pozostaje odłożenie "dzieła" na dzień lub kilka i korekta z nieco ostudzoną głową.

ale Wielki Mistrz twierdzi inaczej dlatego przydzielił mi czterech uzbrojonych w M4 i miecze półtoraroczne rycerzy zakonnych.- Dobra, po półtorarocznych mieczach odpadłem...

Przemielił toto vyzart, więc ja tylko wspomnę, że bardzo kiepsko napisane i niestety, a może stety, nie przebrnałem.

Ten tekst powinien iść na grafomanię 2012, ma duże sznase na bycie w ścisłej czołówce.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Chyba wszystko zostało napisane, więc tylko westchnę: jeżu kolczasty...

Witaj!

Jest źle. Zastosuj się do rad moich przedmówców (zawsze się przydają) i poświęć tekstowi zawsze dużo czasu na poprawki. Ja poprawiam mój ostatni tekst od dwóch tygodni i czuję, że jeszcze nie jest dobry. Zastanów się nad tym.

Pozdrawiam
Naviedzony

P.S. Myślałem mkmorgoth, że jesteś geologiem. Widzę, żeś człowiek o wielu talentach/zawodach. :)

@Naviedzony - a widzisz, mgłą tajemnicy owianej jestem człowiekiem, albo człowiekiem o wielu twarzach, czy też jak to nazwałeś po imieniu - talentach/zawodach :)
A tak na serio, to jestem geologiem z wykształcenia, a petrologiem - jako specjalista. Jako że petrologia (plus kilka innych dziedzin tej nauki przyrodniczej) ma bardzo dużo wspólnego z innymi dziedzinami jak np. z architekturą, ochroną zabytków czy z budownictwem). No i jak widzę, jak ktoś pisze bzdury na tematy na których się znam, to mnie normalnie jasna ch****** zalewa i muszę wylać z siebie całą masę wiedzy (o czym kilka osób się o tym już przekonało :) ).

Do Autora - patrz co napisał kolega Naviedzony; dostosuj się do tego i innych porad pozostałych portalowiczów (tekst musi troche odleżeć i musi być kilka razy przeczytany i poprawiony zanim gdziekolowiek zamieścisz). Kapewu?
P:

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Nowa Fantastyka