- Opowiadanie: Morgon - Trzy dni cz1. (kontynuacja opowiadania "Nie pij tego!")

Trzy dni cz1. (kontynuacja opowiadania "Nie pij tego!")

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Trzy dni cz1. (kontynuacja opowiadania "Nie pij tego!")

– Jak mogłaś to spieprzyć? – pytał Samantę oburzony Skoczek, energicznie przy tym gestykulując. Od kilku godzin siedzieli u niej w mieszkaniu. Pogoda na zewnątrz wyraźnie się popsuła. Z chwilą gdy zaszło słońce, niebo zakryły gęste chmury, przygonione porywistym wiatrem, który teraz gwizdał w nieszczelnych oknach mieszkania. Przeszkadzał Skoczkowi w myśleniu, co dodatkowo go drażniło.

– Co miałam zrobić? Wlać mu to do gęby?! – podniosła głos. Miała już serdecznie dosyć obwiniania jej za niepowodzenie całej akcji.

– Profesjonalistka psia mać. Mówiłem zrobić to tradycyjnie. Guma do żucia, czekolada, albo nawet zastrzyk w dupę. Robiliśmy to wiele razy. Mieliśmy pewność, teraz masz coś chciał. Baby zarządziły jakieś Chinotto i…

– Zamkniesz się wreszcie? – ucięła monolog Skoczka. – Próbuję się skupić. – Leżała na łóżku z zamkniętymi oczami, opuszkami palców masując skronie. Mężczyzna zamilkł. Odwrócił się do okna. W zamyśleniu bawił się długą jasną brodą. Wiatr się wzmagał niosąc ze sobą pierwsze krople deszczu. Targał drzewami, rozrzucając ich gałęzie na wszystkie strony.

– Malguści są niedaleko, czuję ich – powiedziała po chwili.

– Wracaj tu, zobaczą cię.

– Nie. Nie szukają nas. Podążają za niewielkim śladem energetycznym – zaraportowała. – Przeoczyłam go wcześniej. Są w okolicy Starego Miasta i kierują się…

– Na południe. Na Płoskie. Do mieszkania Młodej? – zgadywał. Samanta nie przerywała transu. Mentalnie opuściła swoje ciało, by przeszukiwać okolicę i odnaleźć zdrajczynię Agnieszkę Gleszczukową i Andrzeja Nerwińskiego.

– Na pewno nie. Znajdź adres jego mieszkania. Na tablicy – poinstruowała. Skoczek podszedł do tablicy korkowej zawieszonej na ścianie, za komputerem. Poprzypinane były do niej różnokolorowe karteczki. Odnalazł właściwą.

– Ogrodowa trzydzieści siedem – przeczytał. – To chyba gdzieś na Nowym Mieście?

– Tak i tam najwyraźniej kierują się Malguści. Idą na piechotę.

– Widocznie ślad jest za słaby i nie wiedzą gdzie jej dokładnie szukać – myślał na głos, nadal patrząc na mroczny taniec drzew za oknem. Deszcz wzmagał się, bębniąc rytmicznie o szybę. – Przemieszczają się powoli. Mamy trochę czasu. – Nagle telefon zaczął wibrować, tańcząc na stole.

– Aga – oznajmił Skoczek, zanim odebrał. – Halo. Co ty wyprawiasz dziewczyno?! Rozum ci odjęło?!… Nie uciszaj mnie!… No… Idą do was Malguści… Jakieś pół godziny… Na starówce… Już jedziemy. – Rozłączył się. – Sami wracaj. Miałaś rację, są u niego. Jedziemy.

Kobieta wybudziła się i siadła na brzegu łóżka. Głowa strasznie bolała po takim transie. Z szuflady w nocnym stoliku wyjęła lek przeciwbólowy i połknęła popijając wodą z kubka.

– Jedźmy – oznajmiła gotowość. – Zanim wysłuchasz kłamstw które ci opowie, pozwól, że skopie jej dupę. Zasłużyła.

 

––––––––––

 

– Mieliśmy czekać tutaj – powiedział Andrzej, gdy jego dziewczyna oznajmiła, że uciekają. – Dokąd chcesz iść?

– Nie wiem – westchnęła i usiadła koło niego na łóżku. – Ale nie możemy zostać w miejscu. Chyba popełniłam błąd dzwoniąc do Skoczka. On mi nie daruje tego co zrobiłam, a Malguści… pewnie zabiją. – Rozpłakała się.

– Ale chyba twój znajomy nie będzie gorszy od magów?

– Nie… Nie wiem już co robić – szlochała. Chłopak widział teraz, jak Agnieszka różni się od dziewczyny, którą znał przed dzisiejszą wizytą w barze. Zawsze zabawna, pogodna i wesoła. Dziś po południu nawet nie siliła się na uśmiech. Nie grała. Była młodą niespełna dwudziestoletnią dziewczyną, którą przytłoczył ogrom zaistniałej sytuacji. Z drugiej strony wcale się nie dziwił. Sam nie należał do strachliwych ludzi, lecz gdy przypomniał sobie, o czekającej go przemianie i wiążącym się z tym bólem, paraliżował go strach.

– Czego oni właściwie od nas chcą? – próbował zmienić temat.

– Malguści? – Wzruszyła ramionami. – Nie wiem – odpowiedziała po chwili milczenia. – Skoczek mówił coś o czystości magii, o równowadze. Zakon nie zaakceptował sztucznej many i eliminował jej zwolenników. Na całe szczęście nigdy żadnego nie spotkałam. Nie ma ich w Zamościu, ale zdarzały się najazdy i regularne walki z naszymi. Nagle wrócili… zabijać.

– Zaczekajmy. Proszę.

– Nawet go nie znasz! – krzyknęła. – Boję się, że…

– Ja się boję, że nie wiemy co dalej robić! Wpadniemy prosto w ręce magów i po zawodach – również podniósł głos, co w żaden sposób nie uspokoiło dziewczyny. Za to Andrzej poczuł się trochę głupio. – Co proponujesz?

– Wiem gdzie możemy znaleźć schronienie – wyszlochała, z wolna powstrzymując płacz.

– Wolałbym zaczekać na pomoc tutaj.

– A co jeśli pierwsi dotrą tu Malguści? Idą od starówki. My pójdziemy w przeciwnym kierunku, czym być może zyskamy na czasie – wytłumaczyła. – Byle dotrzeć do Carefoura…

– A tam? – zapytał zaciekawiony.

– Zobaczysz – zbyła pytanie. – Tracimy czas.

– A niech to szlak! Idziemy – zadecydował – ale nadal uważam, że to kiepski pomysł.

– Zaufaj mi – oznajmiła i pociągnęła go za rękę. Ufał jej.

 

––––––––––

 

– Nie ma ich – oznajmił Skoczek wracając do samochodu. Samanta zaparkowała starego poloneza pod adresem zamieszkania Andrzeja Nerwińskiego, gdzie Agnieszka miała na nich czekać wraz z nim. Tymczasem mieszkanie było puste. – Nawet nie zamknęli za sobą drzwi.

– Cholera jasna – Samanta otwartą dłonią uderzyła w kierownicę. – Ukatrupię gówniarę!

– Czego się drzesz. Uspokój się i szukaj ich. Ja będę kierował – zarządził mężczyzna. Zajął miejsce za kierownicą, a kobieta bez słowa położyła się na tylnym siedzeniu i połknęła zieloną tabletkę. Znów zapadła w trans. Skoczek spojrzał na nią. Martwił się. Kobieta znacznie przekroczyła bezpieczną dawkę syntetycznej many. Nazbyt częste zażywanie tabletek mogło doprowadzić do uszkodzeń mózgu, lub zwiększyć prawdopodobieństwo wystąpienia chorób, jak choćby schizofrenii.

Nie byli małżeństwem, ani nawet parą. Mimo to łączyła ich silna więź. Jako partnerzy, rozumieli się bez słów, a różnica charakterów, z reguły pomagała spojrzeć na sprawę z dwu różnych perspektyw co niewątpliwie pomagało w działaniu.

Tym razem było podobnie. W sytuacji zagrożenia umysł Skoczka potrafił dokonywać szybkich i zwykle trafnych decyzji. Jego partnerka bez sprzeciwu połknęła kolejną tego dnia tabletkę. Narażała się. Jednak ufała trafności decyzji towarzysza. To tak naprawdę martwiło Skoczka. Ten brak sprzeciwu – dyskusji. Gdy tak patrzył na pogrążoną w transie Samantę, uświadomił sobie, że kiedyś może popełnić błąd. Co wtedy?

– Lwowska – poinformowała kobieta, wyrywając Skoczka z zamyślenia. – Ruszajmy. Zgarniemy ich po drodze.

Mężczyzna sam zażył dawkę syntetycznej Many. Musiał widzieć nieludzi, którzy staną na ich drodze. Gdyby tego nie zrobił, mogliby natknąć się na jakiegoś trolla, przez którego samochód wraz z kierowcą przemknąłby nie napotykając oporu. Za to pasażerka z tylniego siedzenia mogłaby poważnie ucierpieć w takim zderzeniu.

Ruch na ulicach był niewielki. To miasto wymierało po zmroku. Za dnia każdy gdzieś się spieszy, z chwilą zajścia słońca, wszystko zwalnia. Ludzie znikają z ulic. Zamość kładzie się do snu. Tego dnia Skoczkowi to nie przeszkadzało. Stary polonez miał zdrowy silnik i bez sprzeciwów wykonywał polecenia kierowcy. Dotarli na skrzyżowanie, które zdołali pokonać bez postoju na czerwonym świetle, co było zasługą Samanty. Nie spuszczając nogi z gazu, Skoczek skręcił kierownicą ostro w prawo. Z piskiem opon, w stylu starych, amerykańskich filmów sensacyjnych, wjechali na ulicę Partyzantów, skąd mieli już prostą drogę do celu.

Nagle samochód zahamował. Kierowca gwałtownie odbił kierownicą w lewo, dzięki czemu minimalnie uniknęli zderzenia z potężnym wilkołakiem. Następnie płynnie zredukował bieg i zaraz za nieludziem wrócił na prawy pas jezdni, cudem unikając zderzenia w nadjeżdżającą z przeciwka ciężarówką.

– Ciasno tu miejscami – skomentował pod nosem.

– Sto metrów przed nami – oznajmiła Samanta, nieświadoma faktu, że kierowca przed chwilą dwa razy omal nie spowodowali wypadku swoją szaleńczą jazdą przez miasto. Skoczek już nie potrzebował tej informacji. Przed chwilą sam zauważył dwoje młodych ludzi skręcających w stronę centrum handlowego. Przy skręcie na parking znacznie zwolnił, by nie wzbudzać niepotrzebnej sensacji wśród tłumów ludzi, którzy jak co wieczór urządzali sobie wycieczki do supermarketów.

Samanta wybudziła się z transu i połknęła kolejną tabletkę od bólu głowy.

– Niech ten dzień wreszcie się skończy – westchnęła. – Wsiadajcie! – krzyknęła do Andrzeja i Agnieszki, gdy stary polonez zagrodził drogę uciekinierom.

 

––––––––––

Andrzej nie znał kobiety, która krzyczała do nich z samochodu, ale widząc, że Aga nie rwie się do biegu, sam też powstrzymał się przed ucieczką. Po szybkiej wymianie zdań, Agnieszka spuściła wzrok i twierdząco pokiwała głową wsiadając do samochodu. Chłopak nie pytając o nic, postąpił podobnie. Domyślił się kim byli ci dwoje.

Samochód do którego wsiedli ruszył gwałtownie, wykręcając w miejscu. Pruł przez parking ciągle przyspieszając. Zszokowani ludzie z ledwością umykali spod kół pojazdu.

– Co się stało? – zapytała kobieta siedząca z tyłu, obok Andrzeja.

– Malgust! – odpowiedział zwięźle kierowca. Jak się po chwili okazało, nie sam. Mężczyzna w kolorowym, lśniącym płaszczu, siedział na grzbiecie olbrzymiego trolla, który wkroczył właśnie na parking. Mag rozłożył szeroko ręce i wydeklamował jakieś zaklęcie. Po chwili troll stanął w miejscu i zaczął głośno krzyczeć. Wymachiwał rękami chcąc zrzucić jeźdźca. Bezskutecznie. Malgust położył rękę na czole giganta, a ten natychmiast się uspokoił. Nie drgnął nawet, gdy skóra na jego łopatkach pękła, a z wnętrza ciała wyłoniły się dwa wielkie, skórzaste skrzydła.

Po kolejnym zaklęciu maga, rany błyskawicznie się zabliźniły, a nieludź został wybudzony z letargu. Na komendę ruszył do przodu, lecz nie pieszo.

Machnął kilka razy skrzydłami w powietrzu, testując nowy organ, po czym wzbił się w górę.

– Szybciej! – krzyknęła Aga widząc zbliżające się monstrum.

– To tylko stary Poldek, nie da się szybciej – odparł kierowca.

– Nie mamy szans! – podsumowała dziewczyna.

– Zamknij się! Myślę.

Troll zbliżał się nieuchronnie. Pozostała im najwyżej minuta. Jak na złość, miasto nagle ożyło. Na ulicy zaroiło się od samochodów. Skoczek musiał jak szalony manewrować pomiędzy innymi uczestnikami ruchu, którzy nie mogli wiedzieć, jaki jest powód tej brawurowej ucieczki. Na pewno nie widzieli skrzydlatego nieludzia i dosiadającego do człowieka – maga, który w czarodziejski sposób potrafił zapewnić sobie niewidzialność.

– Daj mu to – rozkazał Skoczek, gdy szczęśliwie wywinął się ze slalomu pomiędzy innymi samochodami. Podał Agnieszce brązową tabletkę w opakowaniu. – Sami, pokaż mu swój dom na wsi.

– Ale… – zaprotestowały niemal jednocześnie.

– Zróbcie co mówię – przerwał im Skoczek. Andrzej nie wiedział co się dzieje. Nie rozumiał o czym rozmawiają jego nowi towarzysze.

– Połknij to – powiedziała stanowczo Agnieszka, zwracając się do chłopaka. Wiedziała, podobnie jak Samanta, że co by się nie działo, w takich sytuacjach można bezgranicznie zaufać Skoczkowi. Ten człowiek miał dar do wyciągania z takich właśnie opresji. – Proszę – dodała gdy jej chłopak zawahał się. „Mana? Przecież pod żadnym pozorem nie mogę” pomyślał. Zmierzył wszystkich zebranych wzrokiem, ale w końcu uległ prośbie i połknął tabletkę, o nic nie pytając. Mimo wszystko ufał Agnieszce. Zresztą nie było już czasu na dyskusje. Jeżeli to miało ich uratować, musiał działać szybko.

Samanta przyłożyła mu dłonie do skroni. Momentalnie przed oczami chłopakowi stanęły obrazy starego wiejskiego domu. Po podwórzu leniwie snuło się stadko kur. Jakieś budynki gospodarskie, jakieś głosy: szczekanie psa, brzęk łańcucha, rżenie koni. Pojedyncze obrazy. Widział czarnego kota skaczącego w strachu z płota. Widział starą kobietę wyglądającą przez brudną szybę. Czuł jakby tam kiedyś był, a jednocześnie miejsce zdawało się być kompletnie obcym. Jakby w jego głowie pozostała świadomość, że to wspomnienia kogoś innego, a nie jego.

Nagle wszystko się skończyło, a umysł Andrzeja na powrót znalazł się w polonezie pędzącym przez noc, ulicami Zamościa.

– Prawie się udało – westchnęła Samanta.

– Co? – zapytał skołowany Andrzej, ale nie uzyskał odpowiedzi.

– Trzymajcie się! – krzyknął kierowca i zahamował z piskiem opon, wykręcając w miejscu. Troll przeleciał tuż nad nimi. Wyhamował wbijając pazury w podłoże, którego pasażerowie samochodu nie widzieli. Było w innym świecie.

Samochód gnał jakąś boczną uliczką, zyskując przewagę nad pościgiem.

– Słuchaj Młody – zaczęła Samanta. – Tylko ty możesz nas z tego wyplątać. Myśl intensywnie o tym miejscu, które przed chwilą zobaczyłeś przed swoimi oczami. Myśl o tym jak bardzo chciałbyś się tam znaleźć razem z nami. Już. Teraz. Nie traćmy czasu.

 

––––––––––

Tabletka jaką Skoczek dał Młodemu, była jedynie lekarstwem na biegunkę. No cóż, nic innego prócz Many tutaj nie posiadał. Andrzej nie musiał o tym wiedzieć. Tabletka miała wywołać w jego podświadomość, określony stan. Chłopak musiał uwierzyć, że dostał jakiś specyfik i dzięki niemu ma możliwości do działania. Tak naprawdę, przez trzy dni od zażycia pierwszej dawki Many, nie potrzebował niczego więcej. W tym młodym organizmie, było teraz o wiele więcej energii, niż w ścigającym ich Malguście. Jednak moc ta była chaotyczna, a jej właściciel kompletnie nie umiał się nią posługiwać.

Teleportacja czworga ludzi wraz z samochodem, nie byłaby dla niego teraz wysiłkiem. Problem w tym, jak w ciągu kilku sekund nauczyć kogoś magii.

– Znów jest – zaraportowała Samanta, gdy zza budynku wyłonił się troll. Odkąd stracili go z oczu, wyrosła mu druga para skrzydeł i teraz wyraźnie zyskał na prędkości, w zastraszającym tempie skracając dystans dzielący go od samochodu.

Skoczek nie wiedział jakie plany wobec nich ma ścigający ich Malgust. Na pewno nie chciał ich zabić, a już na pewno nie Młodego. Nie używał magii bezpośrednio w stosunku do uciekinierów, co bardzo zastanowiło Skoczka. Jednak tym razem mężczyzna nie miał czasu na myślenie o tym. W końcu uliczki wyrosła lita ściana budynku, a możliwe kierunki jazdy rozchodziły się w prawo i w lewo, pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Wiedział, że nie uda mu się skręcić przy tej prędkości, ale nie mógł zwolnić, gdyż troll był tuż za nimi. Znów zaufał swemu przeczuciu, przyciskając pedał gazu do podłogi. Samochód jeszcze bardziej przyspieszył. Skoczek znów miał rację. Ściana zniknęła.

(c.d.n.)

 

Koniec

Komentarze

Narzucasz tu takie tempo, że tak właściwie nie wiem, co się dzieje. I cały czas się zastanawiam, po kij Agnieszka dzwoniła do tej dwójki, skoro cały czas przed nimi uciekają? Przyznam szczerze, że ta część mnei zniechęciła. Jakbyś pisał na szybko i w ogóle tego nie przemyślał.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Jak on się bawił brodą, to niech już wiatr <co innego robi> z tymi drzewami. Wg mnie silnik poloneza może być w "dobrym stanie", ale "zdrowy" to być nie może. "Maga, który w magiczny sposób" to jakby powiedzieć, że "kierownik zajmuje kierownicze stanowisko". "Na pewno nie chciał ich zabić, a już na pewno NIE Młodego". - trzeba wstawić kolejny raz przeczenie. KĄTEM!! (Uznam, że to literówka).
Ja bym jeszcze przerobił trochę składnię niektórych zdań, ale bez przesady, w końcu to nie moje opowiadanie. Może dam tylko jeden przykład:
"Znów zaufał swemu przeczuciu i przycisnął pedał gazu do podłogi, jeszcze bardziej przyspieszając".
Postanowił zaufać swemu przeczuciu, więc wcisnął pedał gazu do podłogi, jeszcze bardziej przyspieszając.
To jest zdanie wynikowe i lepiej oddaje sens postanowienia, a następnie działania Skoczka, niż zdanie łączne.
Można by to jeszcze rodzielić na dwa zdania: Postanowił zaufać swemu przeczuciu. Wcisnął więc pedał gazu do podłogi, jeszcze bardziej przyspieszając.
Ponarzekałem, więc mogę przejść do pochwał. Nie czytałem "Nie pij tego!", mimo tego to opowiadanie jest dla mnie interesujące i z pewnością przeczytam kolejną część, jeśli się pojawi. Ciekawa fabuła, Zamość to też interesujący wybór, jeśli chodzi o miejsce akcji takiego opowiadania (czyżby patriotyzm lokalny ;)?)
Ogólnie opowiadanie na plus, a to, co powyżej potraktuj jako przyjazne porady.
Pozdrawiam 

Dzięki wielkie za komentarze. Wprowadziłem kilka zmian, przez co mam nadzieje tekst zyskał na wartości:)

fajne, podobało się :)
fikcja literacka zawsze jest jakimś odbiciem rzeczywistości. i nierzeczywistości ;)
ogólnie rzecz biorąc myślę, że to jednak użytkownicy sztucznej Many są w natarciu.
pozdrawiam

Nowa Fantastyka