- Opowiadanie: Igraszka - Czerwony

Czerwony

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czerwony

Pierdolona komunikacjapowiedziała właściwie do siebie, ale na tyle głośno, że kilka osób stojących niedaleko spojrzało na nią. Miała to gdzieś. Od godziny stała na przystanku. Było potwornie zimno. Wokół ludzie stali ciasnym kręgiem przy koksowniku i rozcierali zmarznięte dłonie. Mimo to, byli zadowoleni i uśmiechnięci. Patrzyła na nich zdziwiona. Sylwester to przecież zupełnie zwykły dzień. Jutro obudzi się w świecie pełnym kolejnych podwyżek, zmian, które zazwyczaj nic dobrego do życia nie wnoszą. Z czego tu się cieszyć ? Po drugiej stronie ulicy zauważyła idącego mężczyznę. Lekko utykał na nogę. Miała wrażenie, że od chwili gdy ją zobaczył, postanowił przejść na drugą stronę.

Przepraszam, mogłabyś mnie poczęstować papierosem ? – wypowiadał słowa bardzo powoli, jakby mówienie sprawiało mu trudność.

Popatrzyła na niego, po czym wyjęła paczkę cienkich papierosów.

Mam tylko takie.

Idealne.

Weź całą. Z nowym rokiem przestaję palić – dodała.

Podziękował i odszedł, ale niezbyt daleko. Zapalił jednego. Zauważyła, że ręce miał czerwone od mrozu.

Smakują ? – zapytała.

Chcesz mi je odebrać ? – uśmiechnął się.

Skąd wiedziałeś, że mam papierosy ? Przecież nie paliłam na przystanku ?

Odgadłem – zaśmiał się. – Igor – powiedział.

Monika. Czekasz na tramwaj ?

Nie.

To co tutaj robisz ?

Stoję i palę.

Starasz się być tajemniczy ?

Nie.

Więc co tutaj robisz ?

Zadajesz niewłaściwe pytania.

A jakie będzie właściwe ?

Wiesz to z pewnością.

Miłego wieczoru – powiedziała i odeszła. Dziwoląg. Sprawiał wrażenie pogrążonego w myślach. Jest nawet przystojny. Jednak te ciuchy ma koszmarne. Wygląda jak bezdomny.

Możemy gdzieś wejść na kawę i ciastko lub kolację z szampanem, w końcu to sylwester – zaproponował niespodziewanie podchodząc do niej. W oczach miał coś dziwnego. Determinację ?

Dziękuję, ale jestem już umówiona.

Szkoda – powiedział przeciągając sylaby, jakby rzeczywiście było mu przykro z tego powodu, jednak już po chwili dodał – Jeśli zmieniłabyś zdanie, będę tutaj.

Zaśmiała się.

Minęła dwudziesta. Za oknem było ciemno. Sylwestrowa noca zapowiadała się ciekawie. Nie zdąży już niczego załatwić na wieczór. W sumie ta noc, niczym nie różniła się od pozostałych. Wyjęła wino. Miało piękną, purpurową barwę. Prawie jak krew. Patrzyła w okno i nasłuchiwała odgłosów Sylwestra. Mężczyzna na przystanku. Ciekawe czy będzie czekał na nią, czy po prostu tak tylko powiedział. To szaleństwo – pomyślała i wyszła z domu.

Ulica Gwarna, mimo dużego mrozu, tętniła życiem. Przy koksowniku nadal stała grupka ludzi. Szła rozglądając się. Przystanęła przed wystawą sklepową. Lampki choinkowe migotały przyciągając uwagę.

Jednak przyszłaś – nagle usłyszała za sobą.

Odwróciła się. Kiwnęła głową.

Tak. Plany trochę się pozmieniały. Zimno. Może wejdziemy do tej knajpki ? – zaproponowała ruchem głowy wskazując na pobliską restaurację „u mnie czy u ciebie ?”.

Ukłonił się z uśmiechem.

Panie przodem.

Cieszę się, że przyszłaś. Twoje zdrowie – podniósł kieliszek do góry.

Nie zdarzają mi się podobne sytuacje.

A jakie ci się zdarzają ?

Normalne. Nie poznaję mężczyzn na ulicy, nie oddaję im papierosów, nie spędzam z nieznajomymi nocy sylwestrowych.

Może jestem wyjątkowy ?

Hm…

Przejdziemy się ? Jest tak pięknie. Niebawem będą darmowe pokazy sztucznych ogni.

Ok.

Ruch na ulicach wyraźnie malał. Noc sylwestrowa była dla wielu wyjątkowa i z otwartych okien słychać było odgłosy zabawy, śmiechu, totalnej beztroski. Cały stres skumulowany gdzieś w środku, musiał wreszcie gdzieś znaleźć ujście. Zduszenie go alkoholem i głośną zabawą, było na tę chwilę najlepszym rozwiązaniem.

Co lubisz robić ? – zapytał Igor.

Co lubię robić ? Nie wiem. Wszystko to, co sprawia mi przyjemność, tak chyba wszyscy robią – odpowiedziała wymijająco.

Lubisz czytać ?

Bardzo.

Jeździć samochodem ?

Jako pasażer czy kierowca ? – zapytała.

I tak i tak.

Wolę komunikację. Mam czas na rozmyślania.

Tak. To rzeczywiście ciekawe.

A ty co lubisz robić ?

Najbardziej, to przyglądać się ludziom, ich zachowaniom w niecodziennych sytuacjach.

Jakich sytuacjach ? – zaśmiała się – tylko nie mów, że jesteś podglądaczem.

Nie. Nie jestem – przybrał poważny wyraz twarzy jak gdyby ta uwaga sprawiła mu przykrość – ludzie na co dzień spotykają się z niecodziennymi sytuacjami. Widzą śmierć, czyjeś narodziny, ktoś pierwszy raz broni doktoratu itd. U wielu osób w ogóle nie da się zauważyć, że daną rzecz robią pierwszy raz.

Kim ty jesteś Igor co ?

Jestem zwykłym człowiekiem. Ładnie ci w czerwonym – zmienił temat chwaląc jej czerwony szalik – naprawdę ładnie. Najbardziej lubię kolor czerwony. Ma kolor krwi. Kolor życia. Jaki ty lubisz kolor ?

Oprócz czarnego wszystkie.

Z daleka słychać było pierwsze odpalone rakiety. Rozbłyskiwały na ciemnym niebie.

Wiesz co, mam świetny pomysł. Moglibyśmy pójść do ratusza i stamtąd obejrzeć pokaz sztucznych ogni.

No nie wiem – wahała się.

Obiecuję, że będziesz z pokazu bardzo zadowolona.

Jak tam wejdziemy ?

Mało kto wie, ale drzwi są tam zawsze otwarte.

Czym mnie jeszcze zaskoczysz ?

Drzwi do ratusza w istocie były otwarte. Schodami weszli na samą górę, na najwyższy balkon. To miejsce, chyba jako jedyne na świecie nie było dostępne dla turystów. Wielka szkoda. Stąd faktycznie rozciągał się piękny widok. O północy, gdy zegar wybijał dwanaście mocnych i głośnych uderzeń, Monika zachwycona wpatrywała się w niebo. Miała buzię dziecka, gdy patrzyła na rozświetlone feerią kolorów niebo. Igor patrzył tylko na nią. Jej twarz oświetlona latarniami, świątecznymi światełkami miała taki spokojny wyraz twarzy; podekscytowany.

Najpierw poczuła przeszywający ból pod lewą łopatką. Wygięła się z bólu i zamarł jej uśmiech na ustach. Później poczuła ból na szyi, tuż przy krtani. Potem kilka kolejnych. Już nie panowała nad tym i przestała rejestrować ból. Nie mogła wydobyć z siebie głosu. To wszystko działo się tak szybko, gwałtownie. Upadła. Obrócił jej ciało. Spojrzał dobrotliwie na nią i wyszeptał do ucha:

Naprawdę ładnie ci w czerwieni. Ładniej niż w czerwonym szaliku.

Monika leżała w kałuży krwi twarzą zwrócona do rozbłyskującego nieba. Pokaz sztucznych ogni był w tym roku nad wyraz zachwycający.

Koniec

Komentarze

nie ma to jak sobie tak jebnąć przekleństwem na sam początek dnia, od razu robi się weselej ;D ja tam bym miała podejrzenia co do faceta, który by mnie chciał zabrać na darmowy pokaz sztucznych ogni i jeszcze by tak podkreślał, ze jest on za darmola. znaczy, że gołodupiec jakiś i mu nie zależy ;D tak mnie zastanawia, czemu te dziewczyny są w tych opowiadaniach takie łatwowierne? spodziewałam się takiego właśnie zakończenia. spróbuj lepiej budowac atmosferę. prawie całe to opowiadanie było dialogiem. ja też mam z tym problemy, ale staram się nnie pisać takim ciągiem.

Bo gdyby były normalne (a co dopiero mówić, że bystre), nie byłoby o czym i o kim pisać.
Bardzo prosta fabuła nie jest błędem. Fabuła naiwna już nim bywa, jeśli rzeczona naiwność nie ma głębszego uzasadnienia.
Schodami weszli na samą górę, na najwyższy balkon. To miejsce, chyba jako jedyne na świecie nie było dostępne dla turystów.
Skoro na najwyższy balkon, to automatycznie oznacza, że weszli na samą górę. Swoiste masło maślane, czyli tautologia. Pozornie ukryta, ale jednak.
Ciekawe założenie, iż ten jedyny balkon zamknięto przed turystami. Jeśli się na nich zarabia, to postępuje się przeciwnie... Uwag byłoby więcej, ale nich się inni też wykażą :-)

Samotna dziewczyna, tejemniczy koles który okazuje się mordercą, romantyczny wieczór na wieży ratusza. Nie ma w tym tekście nic oryginalnego. Tyle było już tutaj takich opowiadań, że to przejdzie kompletnie bez echa.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

"Po drugiej stronie ulicy zauważyła idącego mężczyznę. Lekko utykał na nogę." - no tak. mógłby przecież utykać na rękę. albo ucho.

"Niebawem będą darmowe pokazy sztucznych ogni." - nie do końca rozumiem dlaczego został zaakcentowany akurat fakt darmowości tych pokazów.

poza tym powtórzenia - dużo, za dużo powtórzeń. dialogi też mogłyby być przerywane bardziej rozbudowanymi opisami, aby czytelnik mógł choć trochę wczuć się w losy bohaterów.
zakończenie, moim zdaniem przynajmniej, bardzo przewidywalne (jeśli nieznajomy zaprasza kobietę w ustronne miejsce, to albo się w sobie zakochują, albo ją zabija. zawsze). co gorsza, jest również fatalnie skonstruowane. śmierć bez atmosfery i bagażu emocjonalnego to najgorsza śmierć, jaką autor może pokazać czytelnikowi

Czytałem z ciekawością, ignorując potknięcia i czekając jak się rozwinie ta znajomość. Spodziewałem się jakichś czarów, wyznań nieśmiertelnego zakochanego w Wybrance, wampira, przeniesienia w czasie, a nawet obcych. A tu zwykłe sobie morderstwo. Nawet bez żadnej szarpaniny i emocji. Rozczarowałem się.
Z logicznych głupot- Ratusze się zamyka po pracy. Zawsze. Tam jest za dużo ważnej dokumentacji. Mogłaś wybrać coś bardziej prawdopodobnego, na przykład wieża kościoła. A nawet gdyby wejście na balkon było otwarte, to watpię, że w taki wieczór byłoby tam pusto. "Mało kto wie, że Ratusz jest zawsze otwarty", nie oznacza, że nikt nie wie i nit nie będzie miał podobnego pomysłu. Znaczy- oglądania sztucznych ogni.
W sumie- czytało się fajnie, zakończenie do luftu.

Ojej tyle komentarzy ;-) na drugi raz zamieni sie w rubmuraka ;-) Dzięki za wszelkie uwagi. pozdrawiam!

Igraszko, serio mówię, jakby ten facet na końcu zamienił się w Rumburaka, to ten tekst byłby o 500% lepszy. Obecnie jego jedynym atutem jest to, że jest krótki.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka