- Opowiadanie: Urbi - Smak

Smak

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Smak

Smak

 

 

 

Konferencja zapowiadała się nudno. Miał ochotę zostać w domu lub przynajmniej powłóczyć się po wąskich uliczkach miasta, wpaść w plątaninę ludzkich głosów, klaksonów, skrzeku gawronów krążących gdzieś nad dachami. Oderwać się od przymusu obcowania z osobami, których napuszone opinie rozejdą się znikomą falą po dużej, klimatyzowanej sali. Nie jemu jednak było decydować o przebiegu tego dnia.

 

Kiedy dotarł na miejsce, spora grupka już zajmowała krzesła, przepychała się oznajmiając wszem i wobec kłamliwe „przepraszam", „proszę wybaczyć', „jak miło panią widzieć", „zdaje się, że będzie interesująco, czyż nie?". Całe szczęście do dyspozycji był barek, a tam, poszukiwane i wybierane w razie sukcesu poszukiwania, piwo. Poczekał aż „miłe panie" stojące w kolejce odbiorą swoje zielone herbatki czy inny, zbędny według niego płyn, i zamówił kufel jasnego.

 

Wszedł po schodach na górną kondygnację, gdzie szeroki balkon wznosił się nad aulą. Sądził, że nie będzie tam nikogo, może uda mu się nawet zapalić. Mylił się. Już od szczytu schodów dostrzegł opierającą się o balustradę samotną postać. Był nieco zaskoczony, ale nie miał szans otrząsnąć się z tego stanu, który niezwłocznie przeszedł w oszołomienie. Długie, szczupłe nogi wystrzeliwały niemal pod sufit z glanów i śmiesznych podkolanówek w paski. Po plecach dżinsowej kurteczki w niewielkim rozmiarze spływały ciemne, lekko potargane włosy i długi szalik. Dziewczyna spoglądała w dół na mrowie kłębiących się tam ludzi. Obserwowała ich.

 

Gdy usłyszała kroki, bo tak, nie zatrzymał się z obawy, iż będzie to wyglądało nienaturalnie, odwróciła twarz w jego stronę. Jej uroda była wręcz wulgarna, tak jak cały strój, który nosiła. Zrobiło mu się gorąco, choć zaledwie omiotła go wzrokiem. On jednak postanowił, że nie może tak zwyczajnie przejść obok, by dołączyć do tamtych i nigdy więcej już jej nie spotkać.

 

– Cześć. Przyszłaś posłuchać? – zapytał idiotycznie. W tej chwili miał tylko nadzieję, że nie zostanie spławiony jak korowa łupka wrzucona do rynsztoka.

 

Cholera, denerwował się jak dzieciak na klasówce, oczekując na jakąkolwiek reakcję.

 

– Ja tylko patrzę – oznajmiła, nie zaszczycając go spojrzeniem. – Wyszukuję talenty, jeśli wiesz, co mam na myśli – dokończyła wibrującym w uszach głosem.

 

– Jasne – odparł nic nie rozumiejąc. – To chyba dobre miejsce. Kilka utalentowanych preson wśród nas chyba się znajdzie – zaśmiał się głupkowato, co zaraz sobie uświadomił.

 

Wyprostowała się podciągając tułów na barierce i przybliżyła do niego twarz. Poczuł zapach, coś jakby słodycz przemieszaną z goryczą, kwiat orchidei, ulotne doznanie dusznej, kuszącej woni.

 

– Miejsce nie ma znaczenia – wyjaśniła mu, zaglądając wyzywająco w oczy.

 

Gdzieś zapodziało się powietrze i chłód kamiennych murów. Łukaszowi zabrakło tchu. Stojąc tak blisko nieznajomej poczuł pragnienie. Przypomniał sobie raptem o kuflu piwa trzymanym w dłoni. Upił parę łyków, ale wyglądało to się tak, jakby chciał przez to zyskać jedynie kilka chwil, opanować nerwy.

 

– Mogę? – zapytała wskazując na bursztynowy płyn.

 

– Proszę bardzo – wyciągnął rękę, którą ona złapała wraz ze szklanką w swoje dłonie. Przysunęła je do zmysłowych ust jakoby delektując się tą chwilą. Zawstydziła go jej pewność siebie i wrażenie, jakie na nim wywierała. Odsunęła obręcz naczynia i wlepiła spojrzenie w Łukasza.

 

– Naprawdę musisz do nich zejść? – padło nieoczekiwane pytanie.

 

– Muszę. Nigdy nie nawalam w takich sytuacjach – odparł, żałując już w duchu, że przez taką odpowiedź nie doczeka dalszego ciągu jej propozycji. Bo czyż to nie było wstępem do jakiejś oferty z jej strony? Cholera, tak chciałby teraz olać całe to zgromadzenie i odejść z nią w nieznanym kierunku, względnie kierunku prowadzącym w okolice łóżka.

 

– Rozumiem – zachmurzyła się odrobinę. Zapadła pełna napięcia cisza. – Zaczekam na ciebie – gruchnęło ni stąd ni zowąd.

 

Przez chwilę sądził, że się przesłyszał, zwłaszcza, iż zaraz odwróciła się do niego plecami by nadal obserwować tłum. Nie pozostało mu nic innego niż zejść i przyłączyć się do rozpoczynającej się dyskusji. W głowie jednak rozważał całą sytuację, przez co reszta docierała do niego jak przez kalkę.

 

Nie pamięta wiele z tych dwóch godzin spędzonych pośród „przyjaciół – intelektualistów". Jego myśli krążyły wokół wiotkiej postaci dziewczyny z góry. Kilka razy spoglądał w kierunku balkonu, by przekonać się, że nie miał jakiegoś dziwnego przewidzenia, zamroczenia zmysłów, ataku szaleństwa. Stała tam, oparta o marmurową krawędź.

 

Gdy tylko zdołał, pożegnał się pospiesznie i wbiegł po schodach. Nikogo jednak nie zastał już na miejscu. Poczuł się koszmarnie zawiedziony, choć nie dowierzał obietnicy, iż będzie tu na niego czekać do końca. Zrezygnowany zszedł po schodach by trafić raz jeszcze na kłębiących się przy drzwiach kolegów. Wymieniali zdawkowe uwagi dotyczące poruszonych dziś tematów, podnieceni zasłyszanymi komentarzami. Łukasz poczuł się naraz śmieszny i żałosny. Całe to zamieszanie nie było właściwie wiele warte – słowa rzucane pospiesznie na papier w odruchu chwilowego natchnienia, przebłysku, który weryfikowany czasem i dystansem – zdawał się być kolejnym miałkim spoiwem bytu. Miał ochotę wykrzyczeć jak bardzo gardzi nimi, podobnymi jemu i, rzecz jasna, samym sobą, a potem znaleźć jakiś obskurny bar z prawdziwymi, pełnowymiarowymi ludźmi, upić wódą, gorzką, wdać się w bójkę i w opłakanym stanie wrócić nad ranem do domu. Nie zrobił jednak nic.

 

Ględząc dalej w podobnym tonie minęli wyjście i zatrzymali się na fajkę. Łukasz złapał za szalik i walczył z nim na wietrze.

 

***

 

Czekała na zewnątrz, opierając plecy o zimny mur. Wypatrywała go. Widziała jak stanął z boku, przy drzwiach, rozmawiając wciąż z paroma osobami. Nie zauważył jej. Podeszła bliżej, chowając się za potężnym filarem. Wyjrzała zza niego, w nadziei że zwróci na nią uwagę. Przechyliła głowę, a gdy spojrzał w jej kierunku uśmiechnęła się i kiwnęła.

 

 

 

***

 

Dostrzegł jakiś ruch kątem oka. Gdy jego wzrok podążył w tamtą stronę, po jego ciele przebiegły dreszcze.

 

– „To ona" – uzmysłowił sobie pełen zaskoczenia i radości. – „Jednak poczekała".

 

Nie zwracając uwagi na komentarze grona, poszedł w jej stronę. Tamci zrozumieli w mig co się dzieje, widząc piękną dziewczynę uśmiechającą się zalotnie do Łukasza. Ukłucie zazdrości nie było im obce.

 

– Jesteś – rzucił cały rozanielony.

 

– Ciii – przyłożyła palec do ust, nakazując mu milczenie. – Podejdź bliżej – poprosiła.

 

Łukasz zrobił krok w jej stronę, nie odrywając spojrzenia od ślicznej twarzy.

 

– Bliżej – usłyszał znów i ponownie się przysunął.

 

Wlepiła wzrok w jego usta, a on już jak przez sen dosłyszał jeszcze:

 

– Bliżej…

 

Nachylił się nad nią i namiętnie wpiął w soczyste wargi. Nie zamknęła oczu, ale obserwowała go wyciągając język i zalotnie nim miotając. Przygniótł jej ciało do muru, o który nadal się opierała. Przez zbyt krótką minutę jego żyły wypełniał ogień. Pragnął jej teraz niemal do bólu.

 

Uwolnił się z pocałunku tylko po to by jeszcze raz na nią popatrzeć, wybadać jej reakcję. Zamglony wzrok nie pozostawiał złudzeń i obiecywał więcej. Znacznie więcej.

 

– Byłam pewna, że będziesz mi smakował – wyrzekła z lubością.

 

Gdyby wtedy przyszło mu do głowy, że nie żartowała…

 

 

 

 

 

24.11.2011 r.

Koniec

Komentarze

Zafascynowało mnie, coś musi w życiu fascynować, dodawanie szczypty niesamowitości i grozy do zamierzeń prozatorskich. Jeszcze kiełkuje to ziarno, ale mam nadzieję, że wkrótce przyniesie pozytywne rezultaty. Póki co, rozwijanie warsztatu... itp. Z góry dziękuję za opinie.

No cóż, napisane tak sobie. Niepotrzebnie kombinujesz konstruując zdanie. Pisz prosto. Przykładowo:

"Poczekał aż „miłe panie" stojące w kolejce odbiorą swoje zielone herbatki czy inny, zbędny według niego płyn, i zamówił kufel jasnego." - wytłuszczony fragment zbędny.

"Gdy usłyszała kroki, bo tak, nie zatrzymał się z obawy, iż będzie to wyglądało nienaturalnie, odwróciła twarz w jego stronę. " - jak wyżej.

"Był nieco zaskoczony, ale nie miał szans otrząsnąć się z tego stanu, który niezwłocznie przeszedł w oszołomienie. Długie, szczupłe nogi wystrzeliwały niemal pod sufit z glanów i śmiesznych podkolanówek w paski. Po plecach dżinsowej kurteczki w niewielkim rozmiarze spływały ciemne, lekko potargane włosy i długi szalik." - ten fragment jest okropny, do generalnej przeróbki. Pierwsze zdanie to bełkot.

"- Ja tylko patrzę - oznajmiła, nie zaszczycając go spojrzeniem." - przecież wyżej w tekście napisałaś, że odwróciła twarz w jego stronę. Omijała go wzrokiem, czy co?

"Odsunęła obręcz naczynia i wlepiła spojrzenie w Łukasza." - obręcz naczynia?
 
Błędów jest więcej, te wymieniłem dla przykładu.

Co do meritum, to tekst jest jedną z miliona scenek, jakie napisano o spotkaniu z wampirem/wampiropodobnym czymś i w tej kategorii plasuje się raczej nisko. Nic tu nie ma ciekawego. Ot powielenie schematu i tyle.
Słabe opowiadanie.

Pozdrawiam.


Błędy wymienił Eferelin, więc ja od siebie napiszę tylko tyle, że faktycznie strasznie schematyczny tekst.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

No, mogłoby się zadziać coś więcej.
Co do logiki- to mam obiekcje do tego piwa. Nie wiem ile masz lat i na ilu bywałeś konferencjach, ale w takich sytuacjach nie pije się alkoholu i nie paraduje po sali z kuflem piwa. To nie grill w ogródku. Alkohol (czasami niezłe ilości) jest już po wszystkim, wieczorem.

Treść i warsztat w sumie na 3

, skrzeku gawronów krążących gdzieś nad dachami
Kto krażył nad dachami?
 napuszone opinie rozejdą się znikomą falą po dużej
To znaczy?
 Długie, szczupłe nogi wystrzeliwały niemal pod sufit z glanów i śmiesznych podkolanówek w paski. Po plecach dżinsowej kurteczki w niewielkim rozmiarze spływały ciemne, lekko potargane włosy i długi szalik. Dziewczyna spoglądała w dół na mrowie kłębiących się tam ludzi. Obserwowała ich.
Pomijam opis, który miał być sugestywny, a jest nieco komiczny. Chyba nie o to chodziło Autorowi. I jest niepotrzebne superfluum- skoro spoglądała na ludzi, to chyba oczywiste, że ich obserwowała. 
jak korowa łupka wrzucona do rynsztoka
Jak co?:D
- Ja tylko patrzę - oznajmiła, nie zaszczycając go spojrzeniem.
 Patrzy, omiata wzrokiem, spoziera, obserwuje, znowu patrzy. Panie, odpuść Pan!
 - Zaczekam na ciebie - gruchnęło ni stąd ni zowąd.
A to już całkowita niespodzianka...
Ględząc dalej w podobnym tonie minęli wyjście i zatrzymali się na fajkę. Łukasz złapał za szalik i walczył z nim na wietrze. 
Szkoda, że piszesz bić, zamiast dawać wpierdol i tym podobne. To są zwroty z języka potocznego. Co one nagle robią w Twoim tekście? I co robił Łukasz z szalikiem? I właściwie po co mi to wiedzieć pod koniec części?

Po pierwsze Autor nie panuje nad językiem: nad interpunkcją, często nie rozumie znaczenia słów, które używa. Zdarza się, że używa ni z gruchy ni z pietruchy języka potocznego w narracji, zupełnie niepasującego i wyrwanego z kontekstu. Po drugie, Autor ma problem z budowaniem opisów i świata przedstawionego. Smukłe nogi strzelające aż pod sufit są hiperbolizacją, która nie oddaje uroku owych nóg, ani tego, że są smukłe. Wzbudza może uśmiech, jak to każda przesada, ale i nie tym razem- nie było śmiesznie, bo Autor nie chciał, żeby było śmiesznie. Przedstawiona sytuacja jest też kompletnie niewiarygodna- Autor obawiał się nawet wspomnieć co to za miejsce, co to za konferencja, na jaki temat, o co chodzi z tym spędem intelektualistów, o czym rozmawiali, jak gdyby nie był pewien, że nie popełni wtopy rozprawiając na jakiś temat na poziomie akademickim. Takie odniosłem wrażenie Autorze, po morzu ogólników, które zniechęcają i zabierają światu przedstawionemu wiarygodność. 
Po trzecie, tekst jest kompletnie o niczym, jest kompozycją otwartą w dodatku, nie wiadomo co to za dziewczyna, co ona właściwie chcem mu zrobić, po co się tam pojawiła, w zasadzie to nic nie wiadomo i nic z tego nie wynika. Kicha.  

PS No i cały komentarz napisało mi kursywą. Echhhh! Szalona edycja. 

Mnie się osobiście opowiadanie podobało. Ma błędy w narracji i edycji, ale to kwestia wprawy. Sam pomysł ciekawy, ale zabrakło głebszego wejścia w temat. Skupiłbym się bardziej na pokazaniu psychiki Lukasza. Zakończenie też mogłoby być lepsze, teraz tekst zdaje się kończyć w połowie. Przydałby się ciąg dalszy.

No ja bym podsumowała: wiele halasu o nic. Jak na tak rozwinięty wstęp, tekst zasługuje na jakieś lepsze zakończenie.  Już pomijam fakt, że calość wypada strasznie naiwnie.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka