- Opowiadanie: Mulin - You can dance!

You can dance!

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

You can dance!

Od zawsze bawiły mnie choroby prionowe. Choroba szalonych krów, śmiertelna bezsenność rodzinna i przede wszystkim kuru, samoistnie wywoływały uśmiech na mojej twarzy. No bo jak tu przejść obojętnie obok drgających, niczym w spazmatycznym tańcu, bełkoczących i konających w męczarniach, wychudzonych Papuasów. Godzinami mógłbym oglądać archiwalne filmy, przedstawiające wioski tych pociesznych dzikusów, trzebione przez tę, jakże sympatyczną, chorobę.

 

Niestety, z powodu chorobliwej hipokryzji otaczającego mnie społeczeństwa, wolałem nie dzielić się z innymi swoim małym sekretem. Brak zrozumienia, tych obrzydliwie poprawnych politycznie matołów, wywoływał u mnie torsje, jednocześnie zrównując ich w moich oczach do poziomu wspomnianych już dzikusów. Ci drudzy mieli wszak sporą przewagę nad moimi odrażająco zidiociałymi pobratymcami. Ich problemy można było wytłumaczyć atakiem choroby. U "cywilizowanych" nie było okoliczności łagodzącej. Oni po prostu tacy chcieli być.

 

Gnuśni, głupi, podążający niczym owce na rzeź, wsłuchujące się przy tym w rytm skocznej melodii. Systematycznie zaprzepaszczali wszystkie wielowiekowe osiągnięcia, by ich wyjątkowość wykorzystać do bezmyślnego upraszczania swego mizernego istnienia, jestestwa promującego ociekający tłuszczem konsumpcjonizm. Napychając swe czaszki słonym popcornem i słodkim gównem płynącym z telewizorów, doprowadzali się do coraz większej degrengolady, zasłaniając swój brak jakichkolwiek odruchów obronnych tak zwaną poprawnością polityczną.

 

Jakkolwiek groźne nie byłoby zewnętrzne zagrożenie, uważali, że wszystko można rozwiązać rozmową. I tańcem. Tak, ta rzekoma oznaka kultury, miała być niejako uniwersalnym językiem łączącym zwaśnionych ludzi. Szczytowym zaś osiągnięciem tej pseudosztuki, były programy rozrywkowe udowadniające, że każdy może tańczyć, bo w końcu wszyscy są równi, będąc jednocześnie wyjątkowymi. Cóż za histeryczny bełkot!

 

Nienawidziłem ich, patrząc jak spasieni niczym rasowe tuczniki, podziwiali te podrygi, wsłuchując się w głos proroków z jury. Gardziłem ich bezkrytyczną wiarą w ludzkość, która jakoby mogła zjednoczyć się w tańcu, podczas gdy podziurawione magicznymi farmaceutykami mózgi, nie ogarniały już rzeczywistości za oknami. Było im z tym tak dobrze, że aż czułem, jak to prymitywne ciepło rozchodzące się po ich ciałach, zuchwale uderza w moje wyczulone oczy. Kiedy w prawdziwym, nietelewizyjnym świecie, ludzie ginęli za swe urojone wiary i ideały, oni marzyli o zjednoczeniu przez taniec. Dla tego marzenia byli gotowi żyć, a niektórzy twierdzili, że mogliby za nie zginąć.

 

W końcu mnie przekonali. Zrozumiałem, że tylko ja mogę im pomóc. Zebrałem fundusze i zdobyłem potrzebną wiedzę. Zamknąłem się w laboratorium, gromadząc materiały niezbędne do ożywienia papuaskiego ducha radości, jak w głębi serca nazywałem mego prionowego przyjaciela. Poświęciłem temu wiele lat, ale w końcu się udało.

 

Teraz wszyscy są szczęśliwi. Oni, bo taniec zwyciężył. Ja, bo oni tańczą dla mnie. A wszystko do melodii granej przez moje kuru.

 

Dzięki niemu każdy potrafi tańczyć do utraty sił. I jeden dzień dłużej.

 

I jeszcze jeden…

Koniec

Komentarze

Chodzi o to, że główny bohater doprowadzić do zagłady całej ludzkości? Jakieś takie dziwne.

Wysilone to skojarzenie tańca (na dodatek bohater przypisuje mu zbyt wielką rolę we współczesnym świecie) z objawami choroby. Za mało prawdopodobne, mam nadzieję:) Też przynajmniej jedna literówka (głos poroków) i nie zawsze dobra interpunkcja ("pseudosztuki, były" i "zrozumienia, tych"– bez przecinka). Żadne to arcydzieło, ale na Twoim miejscu przesadnie bym się za opko nie wstydził:)

Zdania kolejnego teksu Autora, dla mnie nadal pozostają zagadką.  

 

…archiwalne filmy, przedstawiajace wioski… – Literówka.

 

Niestety, z powodu chorobliwej hipokryzji otaczającego mnie społeczeństwa, wolałem nie dzielić się z innymi swoim małym sekretem. Brak zrozumienia, tych obrzydliwie poprawnych politycznie matołów, wywoływał u mnie torsje, jednocześnie zrównując ich w moich oczach do poziomu wspomnianych już dzikusów. Ci drudzy mieli wszak sporą przewagę nad moimi odrażająco zidiociałymi pobratymcami. – Przykład nadmiaru zaimków.

 

…swego mizernego istnienia, jestejstwa promującego… – Literówka.

 

Napychając swe czaszki słonym popcornem… – Gdybyż faktycznie, wszystko co jemy, szło nam w czaszki… ;-)  

 

…jak w ebi serca nazywałem mego prionowego przyjaciela. – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za literówki, których nie wychwyciłem. W ramach rewanżu, kieruję do regulatorów informacje, iż zjedli "t" w słowie tekstu. A co do wysilonych skojarzeń, to kuru nazywane jest często "tańczącą śmiercią", ale może faktycznie to trochę zbyt wysilone skojarzenie. Pozdrawiam

Nie zjedli, wypluli. Niestrawioną. Oto ona, na dowód: t.  ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Troszkę za duże stężenie nienawiści, jak dla mnie. A do tego fabuła wydaje mi się mocno naciągana, nawet jeśli w założeniu miała być przerysowana. Niemniej, warstwa językowa jest dobra, więc tekst można przeczytać bez zgrzytów.

W zasadzie zgadzam się z Vyzartem – początek nawet mnie zaciekawił, przeczytałam bez bólu, ale nie trafiło do mnie.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A mi się podobają myśli bohatera o poprawności politycznej : ) Chociaż cały ten motyw z tańcem już niekoniecznie. Tak samo jak to, że tekst jest przesolony.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka