- Opowiadanie: Olaf Kan - Wprowadzam nowe / 1 -a

Wprowadzam nowe / 1 -a

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wprowadzam nowe / 1 -a

Siedziało dwojga ludzi w gospodarstwa izbie

Wtuleni w siebie, słyszeli wzajemnych serc bicie

Po podłodze zimnej kot latał, miałczał

Zanim drugi, jakby czarny, pierwszego ganiał

Woda gdzieś w dzbanku, gotowała para

Nad stołem, obok kredensu, mucha latała

Wtem, głosy, słowa w kuchni rozbrzmiały

Cicha to, stłumiona, rozmowa owej pary

 

 

– Chciałbym widywać cię każdego ranka, wiesz?

– Przecież tak właśnie jest

– Tak, tylko że skończyłaś szkołę, niedługo pójdziesz na studia do miasta, a ja zostanę tu sam, jak ten palec

– Boisz się, że ucieknę do wielkiego świata z jakimś przystojnym studentem?

– Tak, chyba tak. Można tak powiedzieć.. W końcu spotkasz tam facetów z przyszłością, z perspektywami, a ja? Jakiś marny rolniczyna, co do wieczora na polu gania i już nawet łysieć zaczynam. Pewnie całe życie na nim spędzę.

– Kochanie, znasz mnie już tyle lat i wiesz, że dla mnie liczysz się tylko ty. Pamiętasz, jak byliśmy dziećmi, bawiliśmy się w sieni, a twoja mama przynosiła nam ciepłe mleko?

– Pamiętam, twoja ciocia, robiła ci śliczne warkoczyki.

– Przestań, nie cierpiałam ich. Już wtedy wiedziałam, że chcę z tobą być. Nie wiem, czy to już była miłość, ale wiedziałam z kim pragnę spędzić resztę życia. Miałam nadzieję, że i ty będziesz chciał tego samego.

– Jak widać, łatwo mnie rozszyfrować. – Chłopak dziewczyny szyję ucałował.

– A poza tym, sam wiesz jacy my, młodzi ludzie jesteśmy. Szczególnie wy, mężczyźni. Każdy chce wstąpić do Unii Kosmicznej, szybko przywdziać Gwiezdną Zbroję, po czym spełniając chłopięce marzenia, walczyć z Federacją Wschodu. Mało to się słyszy, ciągle trąbią, że każdego dnia giną młodzi ludzie, w miejsce których na orbitę wysyłane są kolejne oddziały Zbroi.

– Tak. Zamiast pakować te miliony w różne, pokojowe ekspedycje i wspólnie odkrywać kosmos, to oni bez sensu się tam tłuką.

– Dobrze, że chociaż ty nie jesteś taki zadziorny i nie szukasz zwady

– Moja droga, wyobrażasz sobie mnie szukającego zwady? Po całym dniu spędzonym z rodzicami na polu, nie miałbym siły się bić.

– A właśnie, gdyby tak ktoś chciał mi zrobić krzywdę, obroniłbyś mnie?

– Naturalnie, gdybym widział, że jesteś w niebezpieczeństwie, bez wahania z motyką i kosą porwałbym się na cały oddział zbroi. – Dziewczyna wyczuwając sarkazm, uśmiechnęła się, po czym czule ucałowała chłopaka.

– A teraz na poważnie, gdyby ktoś mi cię porwał, przemierzyłbym cały wszechświat by cię odnaleźć i uwierz mi, zrobiłbym to choćby bez Gwiezdnej Zbroi.

– Zrobiłbyś to dla mnie?

– Oczywiście, choć w Zbroi byłoby mi trochę łatwiej. – Uśmiechnął się chłopak.

– Kocham twój uśmiech. A ponoć kierowanie taką Zbroją, wcale nie jest trudne, tak mówił mi Maciek. Ponoć sterujesz nią samymi myślami, czy jakoś tak.

– Czy ja wiem, to w końcu sprzęt wojskowy za grube miliony, chyba nie może być za prosty w obsłudze.

– W sumie po co nam to wiedzieć, skoro tobie wystarczy kosa i motyka. – Nikt, nic już nie powiedział. Nastała chwila czułości, pocałunek gonił pocałunek. Przepełniała ich namiętność. Karmieni wzajemnym uczuciem, trwali w zbliżeniu.

– Dobrze. – rzekła w końcu dziewczyna, poprawiając pogniecione ubranie. – Ty musisz już iść pracować, a ja jak zwykle udam się do siebie, pomagać mamie. Dzisiaj może skończę wcześniej, to odwiedzę cię na polu.

– Będę z utęsknieniem wypatrywał twojej pięknej buzi – Uradowany chłopak.

 

 

Żółtawe słońce zawisło na niebie wysoko

Swymi promieniami grzejąc glebę wkoło

Ciepły wietrzyk smagał kłosami rzepaku

Które niedługo na ścięcie pójdą, co do hektaru

A chłopak na polu trwał, pracując w pocie czoła

Jego rodzice przed gorącem uciekli do domostwa

Młodzieniec kolejno już godzinę na polu wyrabia

Mimo tego, i mimo słońca co promieniami stapia

Dzielnie pracuje, chwasty mnogie wyrywając

Lubi, gdy robota wykonana i spokojną ma noc

 

Wnet, błyski w chmurach zaczęły jarzyć

Cóż to być może, chłopak miał obawy

Nagle, coś wyłoniło się zza chmur

I zbliżało w stronę uprawnych pól

Z wielkim hukiem wbiło się w ziemię

Wyrzucając na wierzch czarną glebę

 

 

Młodzieniec oczom własnym uwierzyć nie mógł

Człowiek w kosmicznej zbroi u jego stóp

Wstając ociężale, ukazał świetność współczesności

Technologia nowoczesna okalała jego kości

Słońce padało na barwy srebra zbroję

Wywołując pełne kolorów morze

Tył machiny otworzył się, wypadł człowiek

Bezwładnie leżał na ziemi, nie mógł się podnieść

Chłopak by mu pomóc, podbiegł bez wahania

Lecz daremne były jego starania

Mężczyzna posapując, jedną dłonią chwycił drugiej

Odpiął z niej dziwny zegarek, robiąc to z trudem

Chłopakowi chciał przedmiot wręczyć

Lecz on, z niedowierzaniem głową kręcił

Żołnierz Unii, chciał podarek sprawić

Przecież to zaszczyt, a on ręce odstawił

Zakłopotany był, nie wiedział cóż począć ma

 

 

– Dalej, musisz to wziąć szczeniaku! Oni zaraz tu będą i z pewnością cię nie oszczędzą. To twoja jedyna szansa, niebieski guzik. – Powiedział, a ręka jego drgała.

 

 

Po czym razem z ciałem na ziemię opadła

Mężczyzna bez ruchu teraz, ducha wyzionął

Wnet, chłopak zauważył, że chmury znowu płoną

Świetląc na białym puchu, kolorów gamę

To wszystko z hałasem zmieszane

Nagle, kolejny żołnierz Unii, wyleciał zza chmur

Za nim, co go goniło, następnych dwóch

Słychać było kolejne i kolejne strzały

Kule po niebie targały, a lufy błyskały

Pociski, co żądne swej pierwszej ofiary

Bez wytchnienia ludzkiej krwi szukały

Zbroję Żołnierza Unii okalał dym

Kule zadowolone, Żołnierz wyzionął byt

Zbroja wbiła w ziemię z głuchym dźwiękiem

I tak, kolejny wojak, pożegnał się z lękiem

 

Pozostałe dwie postaci, wylądowały spory kawałek

Od chłopaka, lecz w jego kierunku robiły manewr

Młodzieniec strachem kierowany

Założył dziwny zegarek, przez żołnierza dany

Wcisnął niebieski guzik, jak przykazał nieboszczyk

Niewidzialna siła, pchnęła go ku zbroi

Gdy już się w niej znalazł, klapy zamknęły

Teraz cały pokryty pancerzem, od głowy po pięty

Jedynie twarz okrywała niewiadoma szyba

Bo czy na pewno, ona szybą była?

Obręcze masywne otaczały nadgarstki

W których dziwne dziury, lufy. Czyżby karabin?

Na plecach wyczuwał obciążenie

Nagle stał się jakiś mechaniczny – wrażenie

Wnet wydobył się hałas, jakby coś włączyło

Zaczął chodzić silnik, machina ruszyła

Na owej szybie, która okazała być ekranem

Wyświetliły ruchome paski, systemu ładowanie

 

 

Dwie wrogie Zbroje, podążały w jego kierunku

Szły powoli, nie robiąc sobie z tego wyrzutów

Zupełnie, jakby przekonani, iż nikt im nie ucieknie

Wyprostowani, na zbroi obce flagi, pewni siebie

„System załadowany” – na ekranie napis taki

Chłopak nie wie co robić, niegotowy do walki

Koniec

Komentarze

Autorze, popraw zaimki i powtórzenia. Zajrzę później i chciałbym zobaczyć poprawiony tekst.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Nie dotarło jakoś… Niecierpię poezji…

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Dwie wrogie Zbroje, podążały w jego kierunku

Szły powoli, nie robiąc sobie z tego wyrzutów

Zupełnie, jakby przekonani,  (…). To w końcu jakiego rodzaju – gramatycznego – są te Zbroje? One podążały, oni byli przekonani… Ja się byle czego nie boję, ale zadrżałem trwożliwie na myśl, co może oznaczać "1-a" po tytule. Jeszcze trzy porcje takiej "poezyi" każdemu zlasują mózg…

Tytuł powinien raczej brzmieć: "Wprowadzam kiepskie". No chyba że to jakaś kolejna prowokacja…

Takie troszkę częstochowskie te rymy, przyjacielu… Nie jest to wielkie dzieło, ale nie zrażaj się i próbuj dalej! :)

Nowa Fantastyka