- Opowiadanie: Mortis&Spiritus - Blask

Blask

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Blask

 

https://www.facebook.com/MortiSpiritus

 

Postanowiłem wykorzystać ostatnią porażkę. Stworzyłem coś nowego. Liczę na równie produktywną ocenę. Szybko się nie poddam (marzenie). ~Spiritus

 

Blask

 

Każdy, kolejny krok stwarzał coraz większą trudność. Ale każdy krok przybliżał do celu, a im więcej drogi przebyto, tym większa motywacja do pokonania reszty. Większość wojowników zrzuciło już hełmy, które zbyt bardzo utrudniały oddychanie. Dalon, który szedł na samym przedzie kolumny, obejrzał się za siebie. Wszyscy wojownicy ledwo powłóczyli nogami. Ich ciężkie zbroje płytowe dzwoniły głośno i utrudniały chód, lecz żaden z rycerzy nie ośmielił się odrzucić pancerza. Wszystkim przyświecał jeden cel, jedno zadanie dane od samego cesarza, które brzmiało, wyplenić zło. Złem mianowany został potężny mag, który nazywał samego siebie Duchem Śmierci. Dowódca kompani wiedział, że walka z mroczną istotą żyjącą w ciele maga, będzie trudniejsza od podróży przez piekielnie gorący kanion, czy wielu potyczek z opętanymi ludźmi różnego stanu społecznego. Ale wierzył również, że jego i jego wojowników prowadzi światło skrzące się, niczym pocierane o siebie krzemienie, w ich sercach. To ta święta moc dawała im siły do dalszej podróży, mimo że ciało odmawiało im posłuszeństwa. Kolejne kroki w skwarze, kolejne myśli, że już najwyższy czas się poddać i kolejne przezwyciężenie ludzkich słabości. Ponownie, jakby ze ścian, wyłoniła się grupa opętanych ludzi. Tym razem grupka bandytów, wszyscy w obszarpanych strojach, dzierżyli powyszczerbiane miecze, które z pewnością zdobyli ograbiając groby. Ruszyli w nierównym szeregu, powłócząc nogami, niczym trupy prowadzone przez tajemniczą, mroczną siłę. Znów nierówna walka, miecze zniewolonych ludzi pękały w starciu z bronią rycerzy, zwanych Paladynami Światła, którzy mimo zmęczenia, znajdowali resztki sił, by podnieść okutą w stal rękę dzierżącą miecze i opuścić go na ciała wrogów, niosąc ich zagładę.

Rycerze Cesarstwa, najlepiej wyposażone bataliony na całym kontynencie. Szabla, o lekko odchylonej głowni, bogato zdobionym jelcu, przechodzącym w osłonę dłoni, dwa sztylety o bezjelcowej, kościanej rękojeści i oczywiście ciężka płytowa zbroja, z zamkniętym hełmem to podstawowy ekwipunek każdego Paladyna. Dodatkowo niemal każdy z wojów brał mały obosieczny toporek, służący raczej do miotania, niż do walki wręcz i ogromny dwuręczny miecz. Tylko dwie osoby w oddziale Dolana zamiast tej broni siecznej używały kusz świetlnych. Oręż ten raził wrogów złotymi bełtami, naładowanymi energią, która znajdowała się w niewielkim kamieniu, umieszczonym na końcu kolby, co dawało siłę zdolną pokonać każdy pancerz. Każdy wojownik zobowiązany był do mistrzostwa w posługiwaniu się używaną bronią. Sztylety, które definicyjnie służyły do dobijania przeciwników, w rękach Paladynów były zabójczą bronią zarówno przystosowaną do walki w zwarciu jak i dystansowej. Cały ekwipunek wykonany był z najlepszej stali, nasyconej przez magów i alchemików energią światła.

I kolejne kroki przez piaszczysty kanion, i kolejne sygnały przypominające o doskwierającym pragnieniu, i znów kroki. Dolan jako pierwszy przeszedł zakręt i… W tym momencie poczuł jak chłodne powietrze uderzyło go w twarz. Nareszcie, koniec kanionu kilkanaście metrów za ostatnią ścianą kanionu było widać drzewa. Jednak chłód nie zdołał przyćmić światła w sercu generała, ani jego czujności. Spodziewał się, że to kolejna pułapka mrocznego maga. W spokoju ruszył do przodu, powoli, krok po kroku, mimo że miał chęć ruszyć pędem do świeżego powietrza. Gdy wszyscy zeszli z gorącego piasku i weszli na trawę przed lasem, byli uradowani. W końcu, wszyscy mieli już dość skwaru i wszyscy jak jeden mąż wciągnęli nosem masę świeżego, jak im się wydawało, powietrza. Wojownicy skrzywili się, zapach był tak wyraźny, że wszyscy byli pewni, drzewa skrywają bagna.

– Ruszamy dalej, niech światło nas prowadzi– powiedział Dolan, aby zmotywować nieco swoich żołnierzy.

Jeden z młodych rycerzy, o imieniu Albert, sięgnął do zawieszonej u pasa sakiewki. Wyciągnął rękę, w której trzymał światło, jakby ognika. Cisnął nim w górę. Dziwny migający obiekt ruszył wzdłuż linii lasu, Paladyni podążyli za nim. Oddział wstąpił za ognikiem na wąską ścieżkę, prowadzącą przez las. Odór bagna przeszkadzał nieco, lecz Dolan i tak wolał ten odór, od żaru. Po kilkunastu minutach ciężkiej wędrówki, wojownicy doszli do źródła. Nikt nie dotknął wody, wszyscy kierowani przeczuciem. Jeden z bardziej światłych wojów ściągnął swój medalion i zanurzył go w wodzie. Woda nie zmieniła barwy.

– Wygląda na to, że jest zdrowa– powiedział z uśmiechem na twarzy rycerz Adrian.

Wszyscy wojowie, cieszący sie z okazji do uzupełnienia płynów, skorzystali ze źródła. Po krótkim postoju ruszyli dalej, teraz, gdy już wszyscy byli napici, zaczęli coraz mocniej odczuwać głód. Wędrowali przez leśną ścieżkę, odór nie zmalał nawet na chwilę, ale zaczęli się do niego przyzwyczajać. Co jakiś czas dało się dostrzec wychylające się z bagiennej wody ślepia. Droga przebiegała bez przeszkód, aż do momentu, w którym natchnęli się na truchło człowieka. Ciało było niemal całkowicie zżarte. Dolan stał nad ciałem i sprawdzał, co spowodowało zgon, gdy usłyszał warknięcie, a potem odgłosy walki za sobą. Odwrócił się i zobaczył swojego wojownika przygniecionego przez mierzącego trzy metry wzrostu wilkołaka. Potężnie zbudowany Paladyn Frank wyszarpnął dwa sztylety i rzucił się na wilkołaka zrywając go ze swojego towarzysza. Z gęstwin wyskoczyło więcej potworów. Rycerze wyciągnęli z pochew swoje ogromne miecze. Rozpoczął się taniec ostrzy, lśniących w świetle, które dawał ognik. Dolan stał oddalony nieco od swojego oddziału, był otoczony. Zamachnął się mieczem. Wilkołaki uskoczył przed niezwykle szerokim ostrzem, jednemu się nie udało, więc padł rozcięty na pół. Czarna posoka obryzgała pancerz bojownika światłości. Generał kontem oka spojrzał na swój batalion. Frank dobijał na ziemi wilkołaka, który zaatakował, jako pierwszy. Niemal wszyscy Paladyni rozpierzchli się i walczyli samotnie. Jedynie Emma i Turil stali oparci o siebie plecami i wymachiwali swoim szablami, ich kusze na nie wiele się zdały przeciwko takiemu wrogowi. Walka trwała, wojownicy niesieni zewem światłości zdobywali przewagę. Dolan przykuł kolejną bestię swym mieczem do drzewa, rozejrzał się. Frank nie zdążył dobyć swojego ogromnego miecza, ale obcinał głowę kolejnemu wilkołakowi, w tym momencie inny stwór zaatakował go. Płyty pancerza nie przetrwały uderzenia, z pleców ogromnego Paladyna trysnęła krew. Bestia szykowała się do kolejnego ataku, lecz generał nie miał zamiaru czekać, wyrwał swój toporek i cisnął nim w bestię. Trafił prosto w paskudny łeb. Pozostali rycerze dobijali resztę stworów. Niemal każdy był skrajnie wyczerpany, Albert zajął się opatrywaniem ran, oprócz rany Franka, jeden z młodszych miał niemal całkowicie odgryzioną rękę. Dolan spojrzał na wilkołaka, którego przykuł do drzewa. Bestia jeszcze drgała.

-Komu służysz?– spytał wódz.

-Twojej zagładzie– wycharczała bestia i zapluła się krwią.

Dolan usłyszał jęk jednego ze swoich. Oczy mu zaszły mgłą, wyszarpnął miecz z ciała stwora i dekapitował go. Wojownicy odpoczęli chwilę. Młody wojownik nie był zdolny do walki, Frank również był ciężko ranny.

-Musicie wracać– powiedział do nich generał.

-Ja chcę walczyć– zaprotestował ludzki olbrzym.

-Jesteście zbyt cenni dla państwa, żeby tak ryzykować.– Wódz nie zostawiał złudzeń. Młody żołnierz opuścił głowę.

-Powołuję się na Prawo Honoru– huknął Frank. Wezwane prawo oznaczało, że dowódca nie mógł odmówić walki swojemu żołnierzowi.

Rozdzielili się, młody wojownik poszedł powrotną drogą, miał zaczekać na skraju lasu, a jeśliby nie wrócili, miał donieść o tym cesarzowi. Reszta ruszyła dalej ścieżką. Po godzinie dotarli do jaskini, całkowita ciemność zniechęciła Paladynów. Lecz jako nosiciele światłości ruszyli przełamując strach. Wielki rycerz zaczął dziwnie pokaszliwać. Wszyscy szli napięci, gotowi do odparcia ataku. Słabe światło ognika nie zapewniało im pełnego widoku, nie wiedzieli, co spotkają za zakrętem. Lecz to, co ta spotkali ucieszyło ich, ale też wystraszyło. Jaskinia kończyła się, za wyjściem znajdował się plac pełen obłąkanych ludzi. Po środku, na podwyższeniu stał odziany w czerń mag. Dostrzegł rycerzy, lecz nadal mówił coś do zebranych wokół niego. Dolan rozmyślał jak ma zawalczyć, gdy olbrzymi wojownik podszedł do niego, wyglądał dziwnie. Czarna krew kapała mu z pleców, nie była to ludzka krew. Twarz Franka była pokryta krótką sierścią. Generał rozwarł oczy ze zdziwienia, a potężny mężczyzna wywarczał.

-Czuję jak światłość we mnie walczy z mrokiem, muszę jej pomóc.

Wojownik zarzucił hełm na głowę i z niesamowitym pędem ruszył w stronę fanatyków. Wpadł w tłum i nie zważając na otrzymywane ciosy, kosił, swym niezwykłych rozmiarów mieczem, wrogów. Dolan nie namyślał się długo, wydał rozkaż do ataku. Strzały z kusz poszybowały w stronę Ducha Śmierci, lecz coś odbiło strzały przed magiem, który nie wykonał nawet ruchu, jakby jego cień wyszedł przed niego.

-Dobrze, ze przyszliście, tak doborowi wojownicy zapewnią mi każde zwycięstwo.– Mag szeptał, lecz jego głos słyszał każdy w okolicy.

Rozgorzała walka, gdy Paladyni przybiegli Frankowi z odsieczą, ten jeszcze trzymał się na nogach. Lecz zamiast walczyć dalej wbił miecz przed sobą i klęknął pochylając nisko głowę. Reszta rycerzy dalej walczyła, opętani ludzie nie stawiali zbyt wielkiego oporu, a żar, w sercach wojowników, płonął coraz bardziej. W pewnym momencie mag zszedł z piedestału. Niektórzy paladyni od razu rzucili się na niego, ale cień poodrzucał ich na boki. To samo stało się z kolejnymi. W końcu na placu zostali tylko Frank dalej klęczący z wbitym w ziemię mieczem, Duch Śmierci idący w jego kierunku, a między nimi Dolan. Reszta leżała martwa albo nieprzytomna. Generał z krzykiem rzucił się na maga, jednak także został odrzucony na bok. Po chwili otworzył oczy, nie miał siły wstać. Widział wciąż klęczącego Franka i stojącego przed nim maga. Cień nie chciał odrzucać olbrzymiego rycerza, jego palce raczej chciały go objąć. Gdy mu się to prawie udało, stała się rzecz, która jeszcze bardziej umocniła Dolana w wierze na całe życie. Zza pleców Franka wyrosły, najpierw skrzydła, a potem cały złoty anioł, w ręku ściskał włócznię. Dźgnął cień, a wraz z nim maga, który wydał przeraźliwy pisk. Drzewce złamały się, a duch światłości objął cień swoimi skrzydłami i zniknęli. Zapanowała ciemność.

 

Zapraszamy na https://www.facebook.com/MortiSpiritus

Koniec

Komentarze

Witaj, przeczytałam Twój tekst i jedna rzecz mnie zastanawia. Nie wytykam Ci błędów bo hipokryzji nie lubię (sama bywam na bakier z pisownią) ale powiedz mi szczerze: czy Ty ten teks chociaż raz przeczytałeś zanim wrzuciłeś go na stronę?  

Bóg stworzył ko­ta, żeby człowiek mógł głas­kać tygrysa.

Tu jest, w wielkim stężeniu, wszystko, czego bardzo, bardzo nie lubię: nieznośny patos, bezrefleksyjni, przerośnięci testosteronem i mięśniami rycerze, wypowiadane z powagą bezmyślne frazesy, dwuręczne miecze, a na sam koniec nachalna symbolika, która nie wiem, czemu ma służyć. Wojny, bitwy itd. nie są fajne i wzniosłe. Bolą, traci się przyjaciół, rodzinę, życie, rękę czy nogę. Ludzie, nawet wojownicy światłości czy jakiejś innej wzniosłej idei, powinni się bać, mieć wątpliwości, rozterki. Czasem nawet stchórzyć. No, myśleć i czuć powinni po prostu!  Wybacz, ja nie znoszę takich tekstów. A – oprócz tego – interpunkcja jest u Ciebie na dość osobistych zasadach, nawet jakiś ortograf by się znalazł (konto oka?). Ale – dobrze, nie poddawaj się. Tylko, kiedy piszesz, spróbuj sobie wyobrazić, co ci ludzie, w tej sytuacji, mogli odczuwać.

"Wszyscy wojownicy ledwo powłóczyli nogami." "Ruszyli w nierównym szeregu, powłócząc nogami, niczym trupy prowadzone przez tajemniczą, mroczną siłę." To było w pierwszym akapicie. Oczywiście było tego więcej, ale stanąłem po przeczytaniu pierwszych kilkunastu zdań. Tak naprawdę nie wiem, o co chodzi – w sensie, że najpierw jest o żołnierzach idących do walki ze złem, później coś o bandytach… Nie, nie daję rady. To wszystko mi się miesza. Radziłbym popracwać nad tekstem. Albo nie – popracować nad następnymi, bo nad tym to już nie ma sensu. korekta korekta korekta Na facebooku takie niepoprawione teksty przechodzą, ale na tym czy innym literackim portalu nie – wiem to po własnych błędach. Pozdrawiam.

Mee!

W ciągu dwóch tygodni, które minęły od chwili zaprezentowania pierwszego tekstu, umiejętności Autora pozostały na niezmienionym poziomie. Łapanki nie zrobiłam, bo nie sposób poprawiać każde zdanie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ten tekst ma dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze, kuleje warstwa językowa i interpunkcyjna. Wiadomo, że nikt nie rodzi się bogiem przecinków, ale jakieś tam podstawowe zasady należałoby znać, zwłaszcza, że odpowiednie infomacje można znaleźć bez trudu w internecie (no i należy pamiętać, że przecinkami oddzielasz od siebie właściwie tylko wrącenia, wyliczenia i zdania, w innych miejscach przecinek raczej nie ma prawa się pojawić). Co do języka należałoby powiedzieć, że zdania są kiepsko sklecone, najeżone błędami itd., należałoby również przytoczyć przykłady na poparcie tej tezy, ale nie chce mi się tego robić, więc możesz zwyczajnie mi nie wierzyć. Niemniej, polecałbym przeczytać własny tekst przed publikacją. Najlepiej kilka razy. Najlepiej na głos. To pomaga.  Po drugie, abstrahując już od warstwy językowej, najwięszym problemem tego tekstu jest to, że został napisany zupełnie na poważnie. Cały ten patos, męscy mężczyźni, świetlista światłość i wytarte frazesy sprawdziłyby się, gdyby tekst został celowo przerysowany, dla żartu, zaakcentowania jakiegoś społecznego absurdu, czy czegokolwiek innego. Ale w momencie, kiedy czytelnik zdaje sobie sprawę, że to wszystko jest pisane na poważnie, tekst zaczyna być w jego oczach po prostu kiepski. Co nie oznacza, że powinieneś przestać pisać. Każdy kiedyś zaczynał, a nikt nie rodzi się bogiem. Zobaczysz, że za kilka lat sam będziesz się śmiał z tego, w jaki sposób kiedyś pisałeś.

Nowa Fantastyka