- Opowiadanie: Lulu - Uległość

Uległość

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Uległość

 

 

A więc było to tak, że z reguły nie wchodziłam w kontakty z takimi ludźmi. Dopiero kiedy dowiedziałam się, że z Centralnego Więzienia, Varilli Północnej, uciekła Lattoo, postanowiłam nagle, owe kontakty nawiązać.

 

Bo uciec zza murów to jedno, a przetrwać za nimi to drugie.

 

Ciekawiło mnie, jak tego dokonała, jak długo układała plan, a co najważniejsze, jaki był cel? W jaki sposób narodziła się jej determinacja?

 

Jaki był konkretny powód?

 

Gdy w końcu spytałam, odpowiedziała bez zastanowienia…

ULEGŁOŚĆ

 

 

 

 

Wieczorami trzeba było porządnie palić w piecu, aby nie zamarznąć. Temperatura była wybitnie dokuczliwa tego roku i nieraz spadała do trzydziestu stopni poniżej zera.

 

Nawet konie w stajniach odczuwały ten ciągnący do miasteczek chłód, który nachodził mieszkańców Varilli prosto ze szczerbatych Gór Duchowiąza.

 

Ludzie różnie mówili na temat sięgających nieba, ośnieżonych wierchów.

 

Jedni byli nimi fascynowali twierdząc, że gdzieś w nieodkrytych jaskiniach Duchowiąza leżą niezliczone skarby Lodowego Wędrowca jakim był wspomniany Halona Bailey „Duchowiąz”, a drudzy stronili od nich jakby samo wspomnienie o paśmie górskim, było niezmazywanym grzechem.

 

Bali się, bo chodziła pogłoska, że podróżni, którzy niegdyś przepadli w mroźnych szczelinach niebezpiecznych turni, wcale nie umierali.

 

Żyli.

 

Nie dalej jak wczoraj panna Tanita Zelie wysłuchiwała historii swej rozgadanej sąsiadki z naprzeciwka, która twierdziła, że dwie noce temu, gdy wracała z pracy przez tory kolejowe, spotkała na przejeździe jednego z górskich piechurów, Arnolda Lewisa. Twierdziła, że nie posiadając zapalniczki, poprosiła mężczyznę o rozpalenie jej papierosa.

 

Lewis rzecz jasna nie odmówił i z przyjemnością pomógł pani Cornett w kontynuowaniu jej nałogu lecz w ostateczności okazało się, że rzekomy Arnold Lewis był martwy już od dwudziestu czterech godzin.

 

– Nie uwierzysz Fina, co się wydarzyło! – powitały ją rozhisteryzowane krzyki gdy tylko przekroczyła próg domu – Pan Lewis nie żyje! Znaleźli go dzisiaj rano w lodowej rozpadlinie zaraz przy wejściu na Błękitny Szlak! Grupa mężczyzn próbowała do niego zejść, aby wydobyć ciało, a raczej jego resztki, bo ponoć została z niego mokra plama, ale kiedy już znaleźli się na dole, Lewisa nie było. Aż dreszcz przechodzi po plecach, prawda?

 

Zależy komu.

 

Dla panny Tanity Zelie były to kompletne, absurdalne, astronomiczne bzdury. Z pewnością często naginająca rzeczywistość pani Cornett, znów posłużyła się swą nieograniczoną wyobraźnią żeby wzbudzić zainteresowanie wobec własnej osoby.

 

– Nie śpisz jeszcze? Tanita? Do diaska, co ty robisz?

 

W drzwiach do kuchni stanęła zaspana Lattoo. Jak zwykle w ogromnej, włochatej pidżamie z jakiegoś niewinnego zwierzęcia, nadającej się w sam raz na tak okropne noce jak ta, i jak zwykle z wielgachnym tasakiem w ręce, jakby na każdym kroku czyhał na nią ktoś, kto pragnie ją zabić.

 

– A ty dlaczego nie śpisz?

 

– Zadałam pytanie pierwsza.

 

– Będziesz się ze mną kłócić?

 

– Przyszłam coś zjeść – wzruszyła ramionami brunetka o oczach zielonych jak szmaragd. Nóż w jej lewej dłoni zalśnił niebezpiecznie gdy przechodziła obok lampki, w której kotłowały się płomienie pozapalanych świeczek. Zajrzała do nieco przypalonego garnka stojącego na kaflowym piecu.

 

Kapusta.

 

– Jak będziesz jadła o tej porze to będziesz gruba.

 

– Już jestem, a ty co tu robisz?

 

– Rozmyślam.

 

– I przy okazji zużywasz bezcenne świeczki – poirytowana, porzuciła bezkarne objadanie się i porwała ze stolika lampkę, aby ratować ich jedyne źródło światła na najbliższe kilka dni. Zapanowała nieprzenikniona ciemność.

 

– Dzięki Lattoo. Od razu lepiej. Gdzie ty jesteś? Muszę uważasz na twój nóż… mogłabyś go odłożyć do czasu aż sobie stąd pójdę?

 

– Nie.

 

Sprawa należała do tych przegranych już z góry, albowiem panna Lattoo Warnicova nie rozstawała się ze swoim wiernym tasakiem, zwłaszcza w godzinach nocnych. Twierdziła, że dzierżenie go w dłoni od momentu, w którym zajdzie słońce, do momentu, w którym wzejdzie, jest nawykiem pozostałym jej z czasów więziennych, bo niewinnie wyglądająca kobieta o oczach okrągłych, a przy tym bystrych, miała już za sobą jedną, dotkliwą odsiadkę.

 

– To nie ruszaj się z miejsca, a ja pójdę do siebie – zaproponowała bez przekonania Zelie.

 

– A o czym myślałaś, jak tak sobie tutaj stałaś?

 

– O Duchowiązach.

 

– Przecież ty nie wierzysz w takie bujdy.

 

– Niby nie, ale chyba coś w tym wszystkim musi być. Sama nie wiem, czemu zaprzątam sobie tym głowę.

 

– A ja wiem – odparła pewna siebie Lattoo – brakuje ci roboty więc sama wymyślasz sobie zagadkę. Masz spaczenie zawodowe.

 

– Muszę czymś zająć myśli żeby kompletnie nie zwariować. Wcześniejsza emerytura – prychnęła z pogardą pod nosem – trzeba mieć tupet… a wszystko przez to, że wpadłam na trop niewyobrażalnej afery!

 

– Wciąż tego nie przetrawiłaś? A tak w ogóle to na twoim miejscu też chodziłabym wieczorami z nożem.

 

– Dlaczego?

 

– Bo jeśli faktycznie masz rację i wpadłaś na trop tej „niewyobrażalnej afery” to prędzej czy później staniesz się dla kogoś niewygodna i twoja egzystencja zacznie przeszkadzać.

 

– Czy wyście zgłupiały?

 

Wraz z oślepiającymi kulkami światła na dłoni oraz białym, puchatym kotem pod pachą, w wyłożonej bordowymi kaflami kuchni, pojawiła się blond włosa piękność w postaci Chazelle. Zwierzak zamiauczał ze swego rodzaju, pretensją, a jego zaspana właścicielka ubrana w długą koszulę nocną i wełniane bambosze odznaczała się tej nocy koszmarnymi sińcami pod oczami.

 

– My zgłupiałyśmy? Chyba ty! Zgaś to do cholery, bo jeszcze kto zobaczy i dopiero będzie! Na jakim ty świecie żyjesz?!

 

– W sumie racja – panienka DeNolwen z pokorą przyjęła reprymendę Zelie i jak gdyby nigdy nic, wypuściła świecące kulki z dłoni. Trzy elementy powstałe z inicjatywy półprzytomnej Chaz, najzwyczajniej w świecie, rozpłynęły się w powietrzu – to co robimy dalej?

 

– Idziemy spać.

 

– Ja idę jeść.

 

– Gdzie ty jesteś z tym nożem Lattoo? Miałaś się nie ruszać!

 

– Jestem głodna.

 

– Tłuczecie się, a ja jutro rano wstaję do pracy.

 

– Wszystko przez Zelie! Siedzi tu i rozmyśla przy naszych ostatnich świeczkach!

 

– Paliłaś świeczki?!

 

– Tylko dwie!

 

– Tanita!

 

– Po ciemku nie umie myśleć…

 

– Bo cię trzasnę Lattoo.

 

– Mam nóż.

 

– Wątła obrona jeśli Zelie się wkurzy.

 

– Niech ćwiczy panowie nad nerwami.

 

– Czy ja czuję kapustę?

 

– Teraz obie będzie jeść? Chazelle, idź się kłaść, bo jutro nie wstaniesz.

 

– Na głodnego ciężko jest spać. Gdzie jesteś Lattoo? A raczej, gdzie jest nóż?

 

– Czy wy się mnie boicie? Przecież nic wam nim nie zrobię.

 

– To przestań go z sobą nosić!

 

Koniec.

 

Światło w kuchni pojawiło się ponownie lecz tym razem w drzwiach wiodących do pomieszczenia nie stanęła żadna wysoka postać, a siedmioletnia dziewczynka o kruczoczarnych włosach, z równiutką grzywką opadającą na czoło. W jej drobnych rączkach, niczym ukryty w norze gryzoń, siedział jarzący się płomień. Ciemne jak studnie oczy nie zdradzały posiadania jakichkolwiek emocji i można powiedzieć, że dziecko choć urocze, przyprawiało o dreszcze gdy wpatrywało się w cudze źrenice zbyt długo.

 

– Znowu? – jęknęła na widok trzech dorosłych kobiet w pełnej gotowości do rzucenia się sobie do gardeł, w tym jednej z pokaźnych rozmiarów tasakiem, uniesionym niebezpiecznie do góry.

 

– Coś się stało kochanie? – spytała niewinnie Zelie.

 

– Drzecie się do siebie. Już trzecią noc pod rząd. Tak nie da się mieszkać. Chcę spać.

 

– Już dobrze, idź do łóżka. My też będziemy się kłaść.

 

– To nie jest normalne mamo.

 

– Wiem, idź do siebie.

 

– Ma nas za wariatki, mówiłam – szepnęła podejrzliwie Lattoo do szczupłej blondynki, która razem z nią zajadała się gotowaną kapustą.

Koniec

Komentarze

Dobra, od wczorajszego wieczora na portalu i zero komentarzy. Nawet mnie się żal zrobiło:). Na początek napiszę, dlaczego, według mnie, komentarze się nie pojawiły. Bo to kolejny prolog. Mało kto tu wierzy, że po prologu pojawi się dalsza część. Niezmiernie rzadko się pojawia. Czy ta opowieść jest skończona? To znaczy – czy w swoim komputerze masz całość?  Z powodu szczątkowości tekstu nic nie mogę powiedzieć na temat fabuły. Nie wiem, kim są pojawiające się postacie, nie wiem, o co chodzi, nie wiem, jak wstęp ma się do tego fragmentu.  Do tego piszesz w sposób dość chaotyczny – dialogi, pewnie też ze względu na to, że nic nie wiem właściwie o bohaterkach, są dla mnie bałaganiarskie. Do tego interpunkcja – trudno zorientować się w zdaniu wielokrotnie złożonym, w którym brakuje kilku przecinków. Podobał mi się fragment o Górach Duchowiąza. Dialogi mnie znużyły. Ale, tak jak napisałam na początku: najważniejsze jest to, ze nic nie mogę powiedzieć o fabule, bo z takiego urywka nic na jej temat nie wiem.

Zbyt krótki to fragment, by można o nim cokolwiek powiedzieć, cokolwiek ocenić. Może tylko podzielę się wrażeniem, że niektóre zdania są jakby przekombinowane, mało czytelne. Jeśli się dobrze domyślam, ma to być historia o paniach, cechujących się magicznymi umiejętnościami. Pytanie –– czy ta opowieść istnieje, czy Autor napisał tylko prolog?  

 

„Bo uciec zza murów to jedno, a przetrwać za nimi to drugie”. –– Czy Autor ma na myśli trudność przetrwania za murami, przed ucieczką, czy już po ucieczce, czyli wtedy raczej przed murami? ;-)  

 

„…jakby samo wspomnienie o paśmie górskim, było niezmazywanym grzechem”. –– Czy tu nie miało być: …jakby samo wspomnienie o paśmie górskim, było niezmazywalnym grzechem.

 

„Nie dalej jak wczoraj panna Tanita Zelie wysłuchiwała historii swej rozgadanej sąsiadki z naprzeciwka, która twierdziła…” –– W tym zdaniu przedstawiłabym rozgadaną sąsiadkę, bo później czytelnik może się nieco pogubić. Ja się pogubiłam. ;-)

Proponuję: Nie dalej jak wczoraj, panna Tanita Zelie wysłuchała historii swej rozgadanej sąsiadki z naprzeciwka, Finy Cornett, która twierdziła 

 

Twierdziła, że nie posiadając zapalniczki, poprosiła mężczyznę o rozpalenie jej papierosa”. –– Papieros to nie ognisko. ;-) Wolałabym: Mówiła/opowiadała, że nie posiadając zapalniczki, poprosiła mężczyznę o zapalenie/przypalenie jej papierosa. Sąsiadka twierdzi już w zdaniu poprzednim.

 

„Lewis rzecz jasna nie odmówił i z przyjemnością pomógł pani Cornett w kontynuowaniu jej nałogu lecz w ostateczności okazało się, że rzekomy Arnold Lewis był martwy już od dwudziestu czterech godzin”. –– Nie podoba mi się to zdanie, jest mało czytelne. Może: Lewis, rzecz jasna nie odmówił, ale potem się okazało, że w chwili gdy pomagał pani  Cornett trwać w nałogu, był martwy już od dwudziestu czterech godzin. Nałogu się nie kontynuuje; w nałogu się trwa lub z nim zrywa, porzuca się nałóg.

 

„…żeby wzbudzić zainteresowanie wobec własnej osoby”. –– Wolałabym: …żeby wzbudzić zainteresowanie własną osobą.

 

„…jakby na każdym kroku czyhał na nią ktoś, kto pragnie zabić”. –– …jakby na każdym kroku czyhał ktoś, kto pragnie ją zabić.

 

„…aby ratować ich jedyne źródło światła na najbliższe kilka dni”. –– Wolałabym: …aby ratować ich jedyne, na kilka najbliższych dni, źródło światła…

 

„Muszę uważasz na twój nóż…” –– Muszę uważać na twój nóż

 

„…panna Lattoo Warnicova nie rozstawała się ze swoim wiernym tasakiem…” –– …panna Lattoo Warnicova nie rozstawała się z wiernym tasakiem… Skoro tasak był wierny, to z pewnością nie był cudzy.

 

„…pojawiła się blond włosa piękność w postaci Chazelle”. –– …pojawiła się blondwłosa piękność w postaci Chazelle.

 

„Zwierzak zamiauczał ze swego rodzaju, pretensją, a jego zaspana właścicielka ubrana w długą koszulę nocną i wełniane bambosze odznaczała się tej nocy koszmarnymi sińcami pod oczami”. –– Jaki jest związek między pretensjami zwierzaka a strojem i sińcami zaspanej właścicielki? To zdanie jest chyba trochę bez sensu.

 

„– Idziemy spać. (…) – To przestań go z sobą nosić! Koniec”. –– Jestem zdania, że dobrze byłoby wzbogacić rozmowę o informacje, która pań wypowiada daną kwestię. Bez tego  dialog jest mało czytelny i jałowy jak strawa na przednówku. Uwaga dotyczy też ostatniego dialogu.

 

„…w tym jednej z pokaźnych rozmiarów tasakiem, uniesionym niebezpiecznie do góry”. –– Czy coś może być uniesione w dół? Może wystarczy: …w tym jednej z pokaźnych rozmiarów tasakiem, uniesionym niebezpiecznie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za komentarze, dalsza część opowiadania oczywiście istnieje. Mam wszytsko na komputerze i nadal dopisuje kolejne fragmenty Pierwszy raz poddaję swoją pracę opinii innych, do tego czasu pisałem raczej do szuflady ;)

Czyli całość jeszcze nie istnieje. Problem z publikowaniem nieukończonych tekstów polega na tym, że – pisząc sobie dalsze fragmenty – możesz wpaść na jakiś fajny pomysł, do którego grunt trzeba było przygotować, powiedzmy, trzy odcinki wcześniej. I wtedy lipa. Bo do opublikowanego fragmentu już nic nie dopiszesz, więc albo zrezygnujesz z pomysłu, albo wprowadzisz go ni stąd, ni zowąd. Obydwa wyjścia nienajlepsze, oględnie mówiąc. Już nie mówiąc o tym, że nieskończone opowieści rzadko doczekują się tutaj finału. Bo – żeby znalazły czytelników – teksty w odcinkach muszą być maksymalnie dopracowane i wrzucane w rozsądnych, w miarę regularnych odstepach czasu. Może spróbuj napisać jakiś skończony, nie tak długi tekst, który mógłbys zaprezentować tu w całości? Wtedy opinie i komentarze miałyby jakikolwiek sens.

Mogę się podpisać pod większością opinii wyrażonych tu przez Ochę.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nawet podejrzewam, z którą opinią się nie zgadzasz :).

Sprawdzimy, czy Twoje podejrzenia są słuszne? ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ogólnie – uważasz, że publikowanie tu tekstów w częściach ZAWSZE jest bez sensu. Szczegółowo: nie podobał Ci się fragment o Górach Duchowiąza.

To przerażające. Bo masz rację. Muszę na Ciebie uważać :P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

:). Jak się robi diabolicznego emota?

<diabeu>

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No tak, kolejny niedokończony twór literacki. Tak, jak już zostało powiedziane – nikt tu nie czytuje opowiadań w częściach, bo najczęściej są nieprzemyślane i bez szans na zakończenie. Nie mogłaś oczywiście tego wiedzieć, autorko, bo jesteś tu od niedawna, ale liczę, że będziesz trzymać się tej niepisanej zasady i nie publikować niedokończonych opowieści. Ja osobiście chętnie przeczytałbym coś skończonego twojego autorstwa, więc czekam z niecierpliwością, aż pokaże się tu coś takiego.

Jak większość wolę teksty publikowane w calości, zwłaszcza jeżeli są krótkie i dowcipne. Niestety ten nie jest taki. Ale trening czyni mistrza. Więc trenuj Drogi Autorze

Nowa Fantastyka