- Opowiadanie: cygan21 - Senator

Senator

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Senator

SENATOR

 

Obudził się przez szczególnie paskudny sen, w którym błąkał się po jakichś lochach. Cały czas miał wrażenie, że ktoś go śledzi. Kątem oka dostrzegał ledwie zauważalny cień, który odbijał się na ścianach w blasku pochodni, kurczowo trzymanej w spoconej dłoni. Nie miał pojęcia, gdzie jest i dokąd zmierza. Bał się, a to uczucie wciąż potęgowało wrażenie, że krok w krok podąża za nim coś, co niekoniecznie jest człowiekiem, a takie stworzenia z reguły nie mają pokojowych zamiarów wobec ludzi. Przed sobą ujrzał ogromne mosiężne drzwi. Klamka była pięknie zdobiona, lecz nie mógł jej nacisnąć. Nie chciała ustąpić pod naporem jego dłoni. Zza drzwi dobiegał jakiś dźwięk, jakby ciche westchnienia osoby, która bardzo cierpi, lecz nie ma zbyt wielu sił, by krzyczeć. Po chwili coś drgnęło, zaskrzypiał zamek i mosiężne wrota otworzyły się, rozrywając przy tym kilka pajęczyn. W środku panował mrok, lecz gdy oczy Senatora przyzwyczaiły się do ciemności, ujrzał przerażający widok. Na środku pomieszczenia znajdowała się gilotyna, w której zakuty był nagi mężczyzna. Dookoła niego biegał roześmiany diabeł, w oczach którego wesoło tańczyły płomienie. Trzymał on we włochatych łapach długi bicz. Raz po raz okładał nim nieszczęśnika po plecach i karku. Dało się również dostrzec jeszcze jednego mieszkańca piekieł, który z pieczołowitością sprawdzał stan gilotyny. Prawdopodobnie to jemu przypadł zaszczyt pozbawienia życia skazańca, gdyż na łeb miał naciągnięty katowski kaptur. Senator zdał sobie sprawę, że te trzy postaci nie widzą go, nie mają pojęcia o jego obecności. Pokrzepiony tą świadomością postanowił zaspokoić swoją ciekawość i sprawdzić, kim jest ów nieszczęśnik, który za chwilę miał wyzionąć ducha (i najprawdopodobniej trafić do piekielnej czeluści, gdyż czarty raczej nie zajmowały się rekrutacją do Królestwa Niebieskiego). Podszedł bliżej gilotyny i zamarł. Z ręki wypadła mu pochodnia. Zobaczył siebie. Osobą, która była torturowana i miała za chwilę stracić głowę, był on. Patrzył w swoje oblicze, gdy nagle minął go diabeł w kapturze i uruchomił zabójczą maszynę. Ostrze błyskawicznie opadło na szyję skazańca.

 

Senator nienawidził poranków, które witał z donośnym krzykiem i uczuciem ulgi, gdy jego świadomość powoli oswajała się z rzeczywistością. Koszmary powodowały, że zawsze budził się zmęczony, niewyspany i z podwyższonym tętnem. W dodatku był spocony, jakby dopiero co przekopał pół ogrodu i postanowił odpocząć chwilę w brudnym ubraniu pod świeżą pościelą. O tak, poranki po przebyciu sennych przygód źle nastrajały go na calutki dzień. Gdy był dzieckiem, bardzo często w koszmarach ganiały go potwory z bajek, które przeważnie oglądał w telewizji po kolacji. Matka, po kilku nieprzespanych nocach, kategorycznie zabroniła mu spędzania wolnego czasu przed telewizorem i to głównie dzięki niej narodziła się u niego miłość do futbolu. Od szóstego roku życia piłka stała się nieodłącznym elementem jego życia i zawsze, niezależnie od natłoku pracy, musiał znaleźć czas, by w weekend ponownie poczuć się jak nastolatek.

 

Wstał z łóżka i przeciągnął się, zrobił kilka przysiadów. Kości zatrzeszczały w kilku miejscach. Zbliżał się do czterdziestki, ale nadal był w znakomitej formie i czuł się doskonale. Zdawał sobie sprawę z upływającego czasu, ale, prawdę mówiąc, nie przejmował się uciekającymi latami. Wciąż był przystojny i czarujący, a ci, którzy nie znali jego wieku, wielokrotnie przysięgali, że nie daliby mu więcej niż trzydzieści dwa lata. Senator był przekonany, że to nie była jedynie kurtuazja z ich strony.

 

Gdy skończył poranną gimnastykę, udał się do łazienki. Zdjął przepocone ubranie i rzucił je do kosza na pranie. Wszedł pod prysznic i odkręcił kran. Letnia woda zadziałała na niego orzeźwiająco. Po raz pierwszy od dawna od razu udało mu się odrzucić od siebie wspomnienia złego snu. Miał dobry humor, co go zaskoczyło. Zaczął śpiewać, a zdarzało mu się jedynie wtedy, gdy doprowadzał do przeforsowania niezwykle istotnej dla niego ustawy. Ostatnio przytrafiało mu się to dość często, dlatego wielokrotnie w czasie porannych i wieczornych kąpieli w łazience dało się słyszeć donośny śpiew, który znacząco odbiegał od oryginalnych utworów. Senator wiedział, że jego wykonanie nie spodobałoby się autorom tych wybitnych piosenek, lecz, prawdę mówiąc, miał to gdzieś.

 

Wyszedł spod prysznica, wytarł się i założył świeże ubranie. W kuchni nastawił wodę na kawę i zrobił sobie kanapkę. Instynktownie chwycił za pilot od telewizora i ustawił kanał informacyjny. Uwielbiał to uczucie, gdy decyzje podejmowane przez niego miały wpływ na wydarzenia dziejące się w mieście i kraju. Czuł się wtedy silny, wiedział, że ma władzę i jedna jego decyzja, jeden podpis na kartce papieru może diametralnie odmienić życie dziesiątek tysięcy ludzi, których nigdy nie widział. Podniecała go władza i zdawał sobie z tego sprawę, choć jego kariera w polityce narodziła się z całkowicie innych pobudek.

 

Usiadł w fotelu i jadł kanapkę, popijając czarną kawą. Miał jeszcze godzinę do wyjścia i mógł się zrelaksować przed trudnymi rozmowami, które czekały go po południu. Na razie słuchał, jak wystrojona i umalowana kobieta w telewizji beznamiętnym głosem oznajmiała, że w nocy znów miały miejsce zamieszki pod Ministerstwem Pracy. Sprawcami tego wydarzenia byli pracownicy jednej z fabryk działającej jeszcze miesiąc wcześniej w południowej dzielnicy miasta. Senator doskonale znał tę sprawę, gdyż sam głosował za likwidacją placówki. Przestała ona przynosić zyski po tym, jak udziały w niej wykupił jeden z jego polityków. Chciał on, by przetarg na planowaną od trzech lat modernizację sprzętu wygrała firma jego szwagra. Dzięki temu kwota całej operacji została zawyżona. Panowie podzielili się zyskiem, a fabryka miała zostać sprzedana w najbliższym czasie. Niestety nie pojawił się żaden kupiec i właściciel przez swoje machlojki musiał ją zlikwidować. Oczywiście, opinia publiczna usłyszała wersję, że ten kupił placówkę, wierząc, iż uda mu się uratować ją przed rychłym bankructwem, lecz nie spodziewał się tak dużych problemów i został zmuszony ją zamknąć. Senator razem z innymi swoimi współpracownikami postanowił pozbawić stanowiska nieodpowiedzialnego polityka i ten z miejsca został zwolniony. Rzecz jasna Senator miał główny głos w sprawie odwołania tego Rewidenta, jak nazywano polityków Kolegium Państwa, czyli organu podporządkowanemu Senatowi Państwa, jednak nie uczynił tego z pobudek czysto zawodowych, ale również dlatego, że wiedział o przekręcie w sprawie przetargu i głosował za likwidacją fabryki. Musiał być czysty, a media z satysfakcją przyjęły informację, iż niekompetentny polityk nie ma już wpływu na funkcjonowanie kraju.

 

Teraz, gdy myślał o tej sprawie, było mu trochę żal zarówno ludzi przed Ministerstwem, jak i byłego pracownika. Wszyscy oni przegrali, a stało się to jedynie z żądzy zarobku jednego człowieka, który przecież miał dobrą pracę, świetną pensję i wszelkie szanse ku temu, by w ciągu kilku najbliższych lat zyskać awans na stanowisko w jednym z ministerstw, albo nawet do Okrągłej Sali Senatu Państwa, na czele której stał Senator. Rewident jednak najwyraźniej był już zarażony chorobą, na którą zapadało coraz więcej polityków. Senator często obserwował młodych ludzi, którzy po studiach zakładali ciemne garnitury, kupowali skórzane torby i szli dziarskim krokiem do urn wyborczych, pozdrawiając szary elektorat i głosząc swoje propagandowe hasła o odnowie kraju, cały czas mając uśmiech na ustach. Nie wątpił w to, że ci ludzie wierzyli w słowa, które głosili. Naprawdę mieli nadzieję na to, że ich najbliższe lata będą pełne sukcesów, przeforsowanych ustaw i ciągłych awansów na drabinie politycznej. Chcieli zostać sławnymi i cenionymi osobami, o których dzieci w przyszłości miały uczyć się z podręczników do historii. Jednak czas bardzo szybko weryfikował te oczekiwania i każdy początkujący polityk zderzał się z brutalną rzeczywistością, w której o wszystkim decydowały układy, pieniądze i wyrachowanie, a jedynym celem była władza. Niektórzy szybko odrzucali swoje ideały i z ochotą wkraczali w świat pełen alkoholu, cygar i pięknych kobiet, przymrużając oczy na biedę i coraz bardziej narastającą frustrację społeczeństwa. Wierzyli, że gdy będą otoczeni przez to, co piękne i drogie, nie dostrzegą prawdziwych problemów świata. Zdarzali się jednak i tacy, którzy pozostawali wierni swoim przekonaniom i opuszczali szeregi zdegenerowanych ludzi u władzy. Nie chcieli brać udziału w teatrze kłamstw, intryg i nie mieli zamiaru ćwiczyć przed lustrem rozbrajającego uśmiechu i palety populistycznych gadek, które z czasem przyszłoby im prezentować na żywo jednej z telewizji. Tacy ludzie przechodzili do obozu opozycji, która po cichu próbowała rozbić zgniły polityczny beton. Nie mieli oni pieniędzy, poparcia wpływowych ludzi i znajomości w mediach, a mimo to często utrudniali życie Senatowi Państwa. Senator szczerze cenił i podziwiał tych, którzy mieli odwagę głośno wyrażać swój sprzeciw, jednak z równie wielkim zaangażowaniem zwalczał ich. Nie robił tego dla zabawy czy też przyjemności. Taki był jego obowiązek, ponieważ chcąc nie chcąc, był jedną z ważniejszych osób w całym tym cyrku i chodziło mu głównie o własne bezpieczeństwo.

 

Wstał z fotela i zrobił sobie w kuchni drugą kanapkę. Spojrzał na zegarek. Była za piętnaście jedenasta i miał jeszcze trochę czasu. Wrócił przed telewizor i tym razem słuchał wiadomości na temat ostatniej kolejki Ligi Narodowej, w której po raz kolejny jego ukochany zespół przegrał i był coraz bliżej spadku do niższej fazy rozgrywek. Pod wpływem wspomnienia na temat nierozważnego Rewidenta wrócił myślami do swoich początków w brudnym świecie polityki. Miał dwadzieścia pięć lat, gdy po raz pierwszy wystartował w wyborach. Był to impuls, chciał dokonać zmian w rodzinnym mieście, w którym przez dekadę rządzili ci sami bierni ludzie. Nie podobały mu się zniszczone drogi, brak miejsc parkingowych, przestarzały sprzęt w szpitalu i podupadające przedszkole. Prawdę mówiąc, było wiele innych rzeczy, które budziły w nim złość, ale to właśnie te najważniejsze przedstawił w swoich wystąpieniach przed wyborami do Rady Miasta. Zasłynął wtedy jako doskonały mówca i młody człowiek z dużymi ambicjami. Udało mu się uzyskać wymaganą liczbę głosów, co uznał za swój duży sukces, i z ogromnym zapałem wziął się do pracy. Już na początku zorientował się, że wiele nieprzychylnych osób próbuje pokrzyżować mu plany. Niektórym nie podobało się to, że młokos bez doświadczenia chce psuć to, co starzy wyjadacze wypracowali przez lata swojego spokojnego i niezbyt efektywnego rządzenia. W ciągu kolejnych dwóch lat młodemu Senatorowi udało się zrealizować kilka ze swoich celów, ale były one okupione ogromnym wysiłkiem i wymagały podlizywania się wielu osobom, które miały się za lepsze i bardziej doświadczone tylko z racji tego, że dłużej siedziały na starym i zniszczonym stołku w Radzie Miejskiej. To właśnie wtedy Senator zdał sobie sprawę, że musi zmienić swoje postępowanie i spróbować zbliżyć się do tych starych palantów, by móc mieć większy wpływ na funkcjonowanie miasta. Nadal jednak nie wątpił w to, że może zdziałać wiele dobrego. Fakt, iż był jednym z niewielu, którym zależało na zmianach, działał na niego jeszcze bardziej mobilizująco. Czuł się jak opuszczony glina, który sam postanawia na dobre rozprawić się z gangiem trzęsącym miastem.

 

Kiedy zorientował się, że zamiast powoli odsuwać od władzy zdegenerowanych polityków sam zaczął być podobny do nich? Szczerze powiedziawszy, Senator nie miał pojęcia. Coraz częstsze spotkania w ekskluzywnym gronie, drogie wina i kontakty z grubymi rybami z całego stanu sprawiły, że szybko zapomniał o swoich utopijnych planach. Zdał sobie sprawę, że jego życie stało się łatwiejsze, weselsze. Nie umiał powiedzieć nie, uderzyć w pięścią w stół i postawić na swoim. Zbytnio rozbrajały go poklepywania po plecach, komplementy płynące z każdej strony i zapewnienia, że w przyszłym tygodniu na pewno znajdzie się czas na rozpatrzenie jego planu zagospodarowania terenów pomiędzy kinem a pocztą. Czas pomiędzy partyjką pokera a kolacją.

 

Kolejne lata i coraz większe znajomości pozwoliły mu na spory awans. Senator spojrzał na zdjęcie wiszące na ścianie. Przedstawiło ono jego wraz z żoną w czasach, gdy pracował w Kolegium Państwa. Tak, miał żonę, choć ten etap w jego życiu trwał bardzo krótko i nie był zbyt udany. Szybko zdał sobie sprawę, że nie potrafi zostawić pracy poza domem. Zbyt częste kłótnie i zbyt duża ilość potłuczonych talerzy przekonały go po dwóch latach, że lepiej będzie mu samemu. Najwidoczniej jego małżonka doszła do tego samego wniosku, ponieważ któregoś dnia wyprowadziła się, gdy on akurat brał udział w posiedzeniu Rewidentów w sprawie zmniejszenia budżetu szkoły na najbliższe miesiące. Pół roku później Senator dowiedział się, że kobieta, z którą dzielił łoże, skoczyła z mostu. Czy czuł się winny? Po długich i intensywnych przemyśleniach doszedł do wniosku, że nie miał z tym wiele wspólnego, gdyż żona nigdy nie zdradzała objawów świadczących, jakoby chciała odebrać sobie życie. Pomimo tego że rozstali się wiele miesięcy przed jej śmiercią, poszedł na pogrzeb i wygłosił wzruszającą mowę. Mało tego, udało mu się wycisnąć kilka łez. Jak każdy polityk musiał mieć w sobie coś z aktora.

 

Elektryczny zegarek na ścianie z dźwiękiem oznajmił, że minęła godzina jedenasta. W tym czasie kolejna młoda prezenterka państwowej telewizji informowała, że najbliższe dni przyniosą duże opady deszczu. Możliwe są również wichury, dlatego zaleca się przygotowanie cieplejszego ubrania i zabranie ze sobą parasolek. Co prawda słońce za oknem nie zwiastowało tak diametralnie dużej zmiany w pogodzie, jednak Senator postanowił, że weźmie ze sobą parasolkę, która na pewno jest w którejś z szuflad. Wstał z fotela i wyłączył telewizor, w momencie gdy zapraszano na wieczorną rozmowę z przedstawicielami pięciu szkół miejskich, w których doszło do redukcji etatów nauczycieli. Senator nie planował oglądać tego programu, ponieważ z góry wiedział, czym zakończy się ta sprawa. Już w zeszłym tygodniu zaplanowano, że nauczyciele stracą pracę. Czy kilku głośno krzyczących związkowców mogło skruszyć serca członków Okrągłej Sali Senatu Państwa? Z rozbawieniem stwierdził, że jego mięsień nie zgłasza żadnych problemów.

 

Odnalazł swój portfel, który leżał na półce obok wielu nieprzeczytanych książek, i wsadził go do kieszeni. O wiele większe wyzwanie stanowiło odnalezienie kluczy od samochodu, które coraz częściej zdradzały zamiłowanie do ukrywania się w najmniej oczekiwanych miejscach. Senator obszedł swój obszerny salon dookoła i dostrzegł je włożone do wazonu, w który kiedyś jego żona wsadzała świeże kwiaty. Przyjrzał się z zaciekawieniem szklanemu naczyniu i nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego nigdy nie przyszło mu do głowy, by zanieść je do piwnicy. Fakt, że akurat w wazonie znalazł kluczyki od auta nie był dla niego tak zaskakujący zważywszy na to, że kilka tygodni temu z nieznanych mu przyczyn wsadził je do piekarnika. Mógł to sobie tłumaczyć tylko tym, że wcześniej wypił o kilka szklanek whisky za dużo wraz ze swoimi kumplami, lecz okazja była przednia. Udało im się doprowadzić do wejścia w życie ustawy o zwiększonych emeryturach dla polityków, którzy w swojej karierze przepracowali co najmniej sześć lat na wyższych stanowiskach w Senacie Państwa.

 

Zaopatrzony w dwie najważniejsze rzeczy, czyli portfel i kluczyki, chwycił wiszącą na krześle marynarkę i sprawnym ruchem założył ją. Spojrzał jeszcze raz na zegarek, który wskazywał równo siedem minut po jedenastej. Miał niecałą godzinę, by dotrzeć do budynku Senatu, i w duchu liczył na to, że nie napotka po drodze zbyt dużych korków. Chciał jeszcze porozmawiać z kilkoma senatorami przed rozpoczęciem obrad. Miał szczerą nadzieję na to, że uda mu się przekonać ich, by poparli jego pomysł w sprawie przeniesienia dofinansowania z budżetu państwa z małych i średnich przedsiębiorstw na wielkie firmy, które zdobywały coraz więcej udziału na rynku. Kilka dni wcześniej spotkał się na obiedzie z prezesem pewnego koncernu, który przedstawił mu wiele zalet tego pomysłu.

 

Pospiesznie zawiązał buty i chwycił za klamkę. Zawahał się, lecz po krótkim namyśle stwierdził, że raczej niczego nie zapomniał. Walizka z potrzebnymi dokumentami leżała w bagażniku w zamkniętym na klucz garażu. Otworzył drzwi i znieruchomiał.

 

Przed nim stał nieznajomy mężczyzna z bronią w wyciągniętej dłoni. Na głowę miał naciągnięty kaptur, lecz Senator był zbyt oszołomiony i przestraszony, by próbować dojrzeć jego twarz. Chciał coś powiedzieć, lecz słowa utkwiły mu w suchych ustach. Podniósł rękę, lecz nieznajomy w tej chwili wystrzelił z broni. Kula trafiła przerażonego Senatora w pierś. Upadł na ziemie, próbując złapać powietrze. Oddychał, lecz przychodziło mu to z trudem, a każde poruszenie piersi powodowało ból. Z powodu upadku stracił z oczu napastnika. Przekręcił głowę, by móc go dostrzec, lecz ten podszedł bliżej i wycelował ponownie. W głowę. Tym razem Senator nie miał sił, by ruszyć ręką, a z ust zamiast słów wydostała mu się krew. Napastnik ze spokojem nacisnął spust i zmasakrował jego twarz. Krew trysnęła na boki i ubrudziła spodnie nieznajomego. Ten ze spokojem schował broń do kieszeni, by po chwili wyjąć z niej chustkę. Wytarł swoje ubranie, rozejrzał się dookoła i spokojnym krokiem ruszył przed siebie. Czterdzieści metrów dalej skręcił w boczną ulicę i zszedł z pola widzenia potencjalnych świadków zdarzenia. Tych jednak i tak nie było.

 

Nikt nie widział śmierci Senatora.

Koniec

Komentarze

Całkiem zgrabnie napisane, dobrze się czytało, pomimo tego, że współczesna polityka to nie moje klimaty. Pozdrawiam.

Nie wiem co Autor chciał zawrzeć w tym opowiadaniu, ale cokolwiek by to miało być, jest tak strasznie nudne i tak monotonnie opisane, że niemal usnęłam. Pewnie dlatego nie wyłapałam wszystkich fatalnie napisanych zdań, powtórzeń i innych mankamentów.   „Nie chciała się zgiąć pod naporem jego dłoni”. –– Nie chciała ustąpić pod naporem jego dłoni. Klamka zginająca się pod naporem dłoni, nie zasługuje na miano bycia klamką. ;-)   „…lecz nie ma zbyt wielu sił, by głośno krzyczeć”. –– …lecz nie ma zbyt wiele siły, by krzyczeć. Krzyk z definicji jest głośny. Nikt nie krzyczy po cichu.   „…w której zakuty był nagi mężczyzna. Dookoła niego biegał roześmiany diabeł, a w jego oczach wesoło tańczyły płomienie”. –– Czy wesołe płomienie tańczyły w oczach zakutego mężczyzny, czy w oczach diabła? ;-)   „…gdyż na łeb miał zaciągnięty katowski kaptur”. –– …gdyż na łeb miał naciągnięty katowski kaptur.   „Od 6 roku życia piłka stała się nieodłącznym elementem jego życia…” –– Gdy skończył sześć lat, piłka stała się nieodłącznym elementem jego życia… Liczby piszemy słownie. Powtórzenie.   „…że nie daliby mu więcej niż 32 lata”. –– …że nie daliby mu więcej niż trzydzieści dwa lata.   „…w czasie porannych i wieczornych kąpieli w jego łazience…” –– …w czasie porannych i wieczornych kąpieli w łazience… Zakładam, że nie chodził śpiewać i kapać się do cudzej łazienki. ;-)   …donośny śpiew, który znaczącą odbiegał…” –– …donośny śpiew, który znacząco odbiegał…   „…przed trudnymi rozmowami, jakie czekały go po południu”. –– …przed trudnymi rozmowami, które czekały go po południu.   „Na razie słuchał, jak odstrojona i umalowana kobieta…” –– Na razie słuchał, jak wystrojona i umalowana kobieta…   „Teraz, gdy myślał o tej sprawie, było mu trochę żal zarówno tych ludzi…” –– Powtórzenie.   „…stało się to jedynie z żądzy zarobku jednego człowieka, który przecież miał dobrą pracę, świetne zarobki…” –– Powtórzenie.   „Nie chcieli brać udziały w teatrze kłamstw…” –– Literówka.   „…ostatniej kolejki Ligi Narodowej, w której po raz kolejny jego ukochany zespół przegrał i był coraz bliżej spadku do niższej ligi”. –– Powtórzenia.   „Miał dwadzieścia pięć lat, gdy po raz pierwszy wystartował wyborach”. –– Miał dwadzieścia pięć lat, gdy po raz pierwszy wystartował w wyborach.   „Czuł się jak opuszczony glina, który sam jeden postanawia…” –– A czy mógł postanowić, że sam dwóch? ;-)   „Czas pomiędzy partyjką w pokera a kolacją”. –– Czas pomiędzy partyjką pokera a kolacją.   „Pomimo tego że się rozstali przed jej śmiercią, poszedł na pogrzeb i wygłosił wzruszającą mowę”. –– Oczywiście, gdyby rozstali się po jej śmierci, nie poszedłby na żaden pogrzeb i z mowy żałobnej byłyby nici. ;-) To moje ulubione zdanie w tym opowiadaniu, a może nawet w tym miesiącu. ;-)   „…nie zwiastowało tak diametralnie dużej zmiany…” –– Masło maślane. Zmiana diametralna z definicji jest dużą zmianą.   „…przepracowali co najmniej 6 lat…” –– …przepracowali co najmniej sześć lat…   „…chwycił ręką za wiszącą na krześle marynarkę i sprawnym ruchem założył ją”. –– Czy mógł chwycić marynarkę inaczej niż ręką? Może wystarczy: …chwycił wiszącą na krześle marynarkę i założył ją.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję bardzo za uwagi. Większość z mankamentów wynika zapewne z niedopatrzenia. Odnośnie zdania, które kandyduje na miano zdania miesiąca. Mianowicie – zapewne lepiej pasowałoby tutaj: "Pomimo tego, że rozstali się kilkanaście miesięcy temu", jednak chciałem podkreślić, że bohater przybył na pogrzeb, mimo iż nie był już ze swoją ex– żoną. Nie wydaje mi się, żeby to zawsze było tak oczywiste, a przynajmniej dla postaci takiej, którą przedstawiłem w opowiadaniu. Co do całości fabuły, której zarzucono, że nie ma sensu. Wydaje mi się, że wplotłem sporo powodów, dla których główny bohater zginął, a każde wydarzenie, które przypominał sobie powodowało, że, w moim mniemaniu, miało się coraz mniej sympatii do niego. Napisałem również, że w mieście miały miejsce zamieszki, a tak nagły przypływ agresji ze strony mieszkańców mógł spowodować, że owa agresja zostala wyładowana na jednej z najważniejszych postaci w okolicy. Jeszcze raz dziękuję za wszelkie poprawki i wyciągnięcie braki w tekście. Pozdrawiam!

Tekst jest dobrze napisany, ale nie wciąga. Jest to oczywiście moje subiektywne zdanie. Rozumiem zamysł – doceniam umiejętność wplecenia ważnych inforacji międzi fragmenty codziennego życia i pozornie nieistotne fakty. Doceniam, ale nie kupuję. Bo o ile sam pomysł jest godny pochwały, o tyle nie przemawia do mnie takie stężenie treści, w której nic się nie dzieje. 

Dzięki za uwagi :). Moim największym problem od zawsze jest brak umiejętności konstruowania ciekawej i wciągającej fabuły :). Jeśli już pojawia się jakiś pomysł, to jest to jedynie zarys, któremu brakuje takiego błysku :). Podobnie było również z tym opowiadaniem. Jeszcze raz dzięki za wszystkie uwagi i mam nadzieję, że kolejnym razem uda mi się wrzucić tutaj coś ciekawszego :) Pozdrawiam!

Sposób przekazanie, może i dobrego pomysłu, jest niestety bardzo nużący.

Nowa Fantastyka