- Opowiadanie: adam sangreal - Płaszcz w kolorze indygo

Płaszcz w kolorze indygo

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Płaszcz w kolorze indygo

 

Płaszcz w kolorze indygo

 

Złe przeczucia rozchodziły się w sercu Nataniela niczym plama atramentu. Nie było ani chwili do stracenia. Mężczyzna w pośpiechu wrzucił do torby kilka rzeczy, założył płaszcz w kolorze indygo, chwycił miotłę i błyskawicznie rzucił się z okna. Oby nie było za późno, powtarzał w kółko pędząc tak szybko, na ile tylko pozwalała mu stara, zasłużona maszyna. Z każdą jednak sekundą, niebo ciemniało coraz bardziej, a rozszalała ulewa zmywała z mężczyzny resztki nadziei. Gdy dotarł na miejsce, wokół olbrzymiego, gotyckiego zamku krążyły już dziesiątki innych czarowników, wzajemnie się przekrzykujących, wymachując nerwowo różdżkami. Lodowaty deszcz ciął coraz mocniej, a wtórowały mu bijące z niezwykłą częstotliwością pioruny. Wszyscy, którzy pojawili się w okolicy zamku, w pełnej mobilizacji czekali na to, co miało za chwilę nastąpić. Kiedy pierwszy z setki kamiennych aniołów otaczających twierdzę poruszył skrzydłami, Nataniel sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, wyciągnął swoją różdżkę i wycelował w budzące się do życia posągi. Podobnie postąpili inni czarownicy i wiedźmy. Kamienne anioły, jeden po drugim rozpościerały skrzydła, a w dłoniach dzierżyły gigantyczne, płonące błękitnym ogniem, miecze. Obie strony były gotowe do ataku. Hrabina jest o krok od osiągnięcia swojego celu, pomyślał Nataniel, a na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech uznania dla tej diabolicznej, niezwykłej kobiety. W końcu tak niewiele dzieli ją od wygranej, że tym przyjemniej będzie pokrzyżować jej plany.

 

 

Bardzo dobrze pamiętał kiedy ich drogi skrzyżowały się po raz pierwszy. Nataniel należał do jednego z najstarszych magicznych rodów i mimo że dzisiejsza fortuna i wpływy były jedynie marnym cieniem dawnej potęgi, ich rodzina wciąż była znaczącym graczem w świecie czarowników. W końcu, w pewnych kręgach równie, jeśli nie bardziej istotne od bogactwa, była także czystość krwi. Nie można zapominać również o znajomości wielu nieprzyzwoitych sekretów i niewinnych grzeszków, oraz entuzjastycznie świadczonych drobnych przysługach „winowajców” by przenigdy nie ujrzały one światła dziennego. Nataniel, jako jedyny dziedzic rodzinnej spuścizny, a do tego młodzieniec wyjątkowej urody, uważany był za jedną z najlepszych partii. Chłopak, doskonale zdawał sobie również sprawę z faktu, że jego ojciec od jakiegoś czasu prowadzi niezbyt subtelne negocjacje handlowe, by przez mariaż z panną Lukrecją Emilią Kosakowską (dziewczyną nie dość że nie grzeszącą urodą, a dodatkowo nudną jak flaki z olejem), połączyć krew tradycji z olbrzymim bogactwem. Dopóki jednak całe to aranżowane małżeństwo było jedynie kolejnym ambitnym planem ojca, Nataniel nie przywiązywał do tego specjalnej wagi. W końcu, to nie pierwszy i z pewnością nie ostatni raz gdy plany tego nieudacznika pozostaną tylko i wyłącznie w sferze marzeń. Nataniel gardził ojcem i pokazywał mu to na każdym kroku. Przecież był tylko przeciętnym czarownikiem i jeszcze gorszym biznesmenem. Rodzinną fabrykę omal nie doprowadził na skraj bankructwa, całe szczęście w porę wtrąciła się babka. Tak naprawdę tylko dzięki jej wpływom i pieniądzom mogli żyć jak dawniej. Nikt zatem nie ośmielił się jej sprzeciwiać. Tym samym babka Rozalia podporządkowała sobie całą familię, bawiąc się nimi w zależności od swojego widzimisię. A była kobietą wyjątkowo kapryśną, despotyczną, oraz wyjątkowo przebiegłą. W końcu to z jej zdaniem musieli się wszyscy liczyć. Nataniel regularnie odwiedzał babkę Rozalię i w czasie jednej z takich wizyt miał okazję poznać elegancką kobietę ubraną w idealnie skrojony, podkreślający jej niezwykle zgrabną figurę, czerwony garnitur. Była to tylko wspólnie spędzona chwila w czasie której zdążyli wymienić kilka uprzejmości, jednak to w zupełności wystarczyło by tajemnicza kobieta o bursztynowych oczach, przedstawiająca się jako hrabina Zacharenko, zawładnęła sercem i umysłem Nataniela.

– Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miał przyjemność spotkać szanowną hrabinę – Nataniel nisko się ukłonił, całując jej bladą dłoń.

– Szybciej niż myślisz, mój drogi paniczu – odpowiedziała z mocnym, rosyjskim akcentem, uśmiechnęła się i zniknęła wewnątrz swojej czarnej limuzyny.

Babka nigdy nie prowadziłaby interesów z nikim, kogo wcześniej dokładnie nie prześwietliła. Tak było i tym razem, chociaż motywacja do poznania hrabiny było zgoła odmienna. Wokół kobiety narosło tak wiele przeróżnych plotek, że nawet szpiclom babki nie udało się dogrzebać do prawdy. I właśnie ta aura tajemniczości i skandalu, z pewnością umiejętnie podsycana przez samą hrabinę, do tego stopnia intrygowała babkę Rozalię, że ta musiała osobiście poznać kobietę, której nazwisko już od dobrych kilku tygodni nie schodziło z ust prawie wszystkich mieszkańców stolicy.

 

 

Potyczka trwała już ponad godzinę, ale anielska obrona wydawała się nie do sforsowania. Nataniel próbował przemknąć między walczącymi, ale omal nie przypłacił tego życiem, o włos unikając pchnięcia rozżarzonym do czerwoności mieczem. Czarownica obok miała zdecydowanie mniej szczęścia. Kamienny anioł wbił ostrze prosto w brzuch wiedźmy, by chwilę później rozerwać ją na strzępy. W powietrzu rozszedł się swąd spalenizny. Szlag by to! Nataniel za wszelką cenę musiał dostać się do zamku. Tylko kurwa jak?!

 

 

Umówili się punkt dziewiąta. Klub nazywał się „Pieprz i wanilia” i od jakiegoś czasu był ulubionym miejscem, gdzie bawiła się magiczna śmietanka. Nataniel siedział na fioletowej, pikowanej sofie powoli sącząc whisky z lodem, z lekkim znudzeniem przypatrując się otaczającym go ludziom. Prawdę powiedziawszy, jedynie co go tutaj przywiodło dzisiejszej nocy to obietnica świetnej zabawy, jaką miał zapewnić książę Maksymilian Nowodworski. Tak właściwie Xsięciunio jeszcze nigdy ich nie zawiódł, zatem zignorowanie takiego zaproszenia byłoby skrajną nieodpowiedzialnością. Kilka minut po dziewiątej zjawiła się już lekko zawiana Kornelia von Kaisenberg – córka jednego z najbogatszych ludzi w kraju. Rozpieszczona do granic możliwości, seksowna ruda wiedźma. Strasznie piegowata. Krążyły pogłoski, że liczba piegów na jej ciele jest zbliżona do liczby facetów z którymi się bzykała. Dziewczyna usiadła okrakiem na Natanielu i pocałowała go w usta, wciskając mu głęboko do gardła swój język. Nataniel szybko ją odepchnął.

– Jeszcze kiedyś będziesz mnie błagał, Świętoszku – wymamrotała roześmiana.

– Zatem miejmy nadzieję, że do tego czasu nie nauczysz się odmawiać.

– Akurat to jej nie grozi – odezwał się przystojny mężczyzna o długich, platynowych włosach. Franciszek Ketler. Swoją specyficzną urodę zawdzięczał ponoć nad wyraz rozwiązłej prababce, legendarnej kurtyzanie, która uwielbiała brać udział w elfickich orgiach. Ale to nie jedyna korzyść z posiadania babki dziwki. W końcu powszechnie wiadomo, że nic tak nie urozmaica rodowej magii jak choćby domieszka pradawnej krwi. Wielki talent i prace w pocie czoła można sobie wtedy wsadzić, bo i tak nie osiągnie się poziomu, który już na starcie gwarantuje odpowiednia, genetyczna krzyżówka międzygatunkowa. Pewnie dlatego większość postrzegała Franciszka jako leniwego, zadufanego w sobie dupka i generalnie niewiele się myliła. – Jakieś informacje co wymyślił Xsięciunio?

– Ponoć tym razem przeszedł samego siebie.

– I lepiej, żeby tak było – stwierdziła Kornelia wlewając w siebie kolejnego kolorowego shota – W końcu musiałam odmówić bardzo uroczym bliźniakom prywatnej lekcji prawdziwej magii. A z takim zapałem machali swoimi długimi, twardymi różdżkami – rozmarzona, oblizała lubieżnie usta.

– O jejku, jejku. Z pewnością do cna zszarga ci to opinie. – Do ich loży podeszła kelnerka i postawiła przed Franciszkiem kieliszek czerwonego wina. Cabernet sauvignon. – Ludzie na mieście zaczną gadać i wytykać cię palcami.

– Cóż poradzić – wzruszyła zrezygnowana ramionami – Jakoś będę musiała żyć z tym okrutnym piętnem cnotki niewydymki.

Dyskusję przerwało pojawienie się jak zawsze nieskazitelnej Bianki Burgart. Businesswoman z jajami większymi niż wszyscy faceci z którymi pracowała razem wzięci, pełniącej obecnie funkcję prezesa zarządu jednej z największych magicznych korporacji w tej części globu. Bianka od zawsze kierowała się prostą zasadą – po trupach do celu. Jeśli bardzo jej na czymś zależało, zawsze to dostawała. Bez wyjątku. A to, że zazwyczaj zostawiała za sobą pogorzelisko i stos padliny, „to już nie moja sprawa” odpowiadała z uśmiechem, wzruszając tylko ramionami.

Ostatni zjawił się Daniel Delaveaux. Najmłodszy w historii wiceminister ds. magii. Jednak patrząc na przeszłość jego rodziny i rolę jaką jej członkowie odegrali na przestrzeni wieków w kształtowaniu historii państwa, oczywistym była tak zawrotna polityczna kariera. Po cichu mówiło się także, że jeśli wszystko będzie rozwijać się w takim tempie jak dotychczas, Daniel jest murowanym kandydatem na prezydenta w kolejnych wyborach. Delaveaux perfekcyjnie władał również czarną magią. Potrafił czerpać moc z najmroczniejszej strony nicości. Zapuszczał się w jej najdalsze zakątki, coraz głębiej i głębiej, aż do miejsca gdzie światło nie miało już absolutnie żadnej racji bytu.

Kolejne godziny upłynęły im na szalonej zabawie, której prowodyrką była jak zawsze niezastąpiona Kornelia. W koło unosiły się bańki mydlane, co jednoznacznie znaczyło, że wiedźma postanowiła rzucić niewinny urok. Nataniel nie miał zupełnie ochoty walczyć i opierać się zaklęciom Rudzielca. Chłopak wziął głęboki oddech i poddał się jej magii. Bardzo szybko zrobiło się gorąco. Nataniel czuł jak krople potu spływają mu po ciele. Koszula kleiła się do pleców. Tłum gęstniał. Z głośników płynął Closer, Kings of Leon. Dłonie zupełnie obcych chłopakowi osób wędrowały po jego ciele. Ktoś rozpiął mu guziki koszuli i pieścił tors. Ktoś inny rozsunął mu rozporek, wsunął rękę do spodni i zaczął masować momentalnie sztywniejącego członka. Jakaś blondynka podeszła do Nataniela i przyssała się do jego ust. Po chwili zastąpił ją nieznajomy mężczyzna. Jego zarost drapał przyjemnie Nataniela po twarzy. Chłopak czuł rosnące z każdą sekundą pożądanie. Już miał zaproponować przystojnemu brunetowi by udali się w bardziej ustronne miejsce, gdy nieoczekiwanie usłyszał szept Rudej – Wiedziałem, że ci się spodoba Świętoszku, ale musimy iść. Xsięciunio czeka.

Książę Maksymilian III Nowodworski był ostatnim żyjącym potomkiem dynastii, której ponad tysiącletnie panowanie w dość brutalny sposób przerwała Zimowa Rewolucja. Historycy, opowiadając o tamtych wydarzeniach określają ją mianem najkrwawszej rzezi jaka kiedykolwiek miała miejsce w historii. Cel, jaki postawili sobie rebelianci, wraz ze swoim szalonym wodzem Aureolusem , był jeden – całkowita eksterminacja rodu panującego. Dziadek Maksymiliana, Fryderyk, niespełna roczne wówczas dziecko, życie zawdzięczał swojej niani, która dzień przed wybuchem Rewolucji, z sobie tylko wiadomych powodów (o motywy jej działania do dziś spierają się historycy), porwała chłopca. To, co działo się z nimi przez okres pięcioletniej wojny domowej, wciąż pozostaje wielką tajemnicą. Co ciekawe, młody książę Fryderyk, nawet nie pamiętał swojej niani. Chłopaka zaraz po wojnie przygarnęła pewna rodzina czarowników i wychowywała jak swoje dziecko. I na tym ta historia mogłaby się zakończyć, jednak los chciał zupełnie inaczej. Po wielu latach, do jednego z dzienników anonimowy nadawca wysłał kilka stron pamiętnika kobiety, która szczegółowo opisywała ucieczkę z księciem na dzień przed Zimową Rewolucją. Od publikacji, jak grzyby po deszczu wyrastali książęta, domagając się uznania praw do tronu i zwrotu zagrabionego majątku. Nikt z nich nie potrafił przedstawić jednak jednoznacznego dowodu na potwierdzenie swoich roszczeń. I tylko przypadek sprawił, że nastoletni Fryderyk, ówczesny uczeń szkoły magii, odzyskał należne mu miejsce w historii. W zawiłych losach księcia Fryderyka pozostaje wiele dziur i niedomówień, a odpowiedzi na kluczowe pytania mogłyby przynieść pamiętniki niani – do dziś zaginione.

Xsięciunio, wraz ze swoim nieodłącznym atrybutem – laseczką ze srebrną głową wilka – siedział w ich loży i z uśmiechem na twarzy popijał whisky z lodem.

– Długo kazałeś na siebie czekać – rzuciła z wyrzutem Bianka – Mam nadzieję, że były ku temu powody.

– Mon chéri, jestem absolutnie pewny, że nawet tak wymagająca osoba jak ty, będzie dziś maksymalnie usatysfakcjonowana. Ale fakt, mamy pewne opóźnienie, zatem nie ma co dalej przedłużać. Proszę za mną.

Nim weszli do lochów, tj. części dla bardziej wymagającej klienteli, każde z nich założyło na oczy czarną, koronkową maskę. Po kilku minutach wędrówki ponurymi, zimnymi korytarzami, Xsięciunio otworzył ciężkie, zardzewiałe drzwi. Znaleźli się w niewielkim przedsionku, prowadzącym do kolejnego pomieszczenia.

– Panie i panowie – Xsięciunio z entuzjazmem naśladował werble, by po chwili budowania napięcia, otworzyć kolejne drzwi – Przed państwem, najlepszy drink jaki tego wieczoru dostaniecie w tej obskurnej ruderze, Krwawa Mary.

Na łóżku leżała naga kobieta. Srebrne łańcuchy krępowały praktycznie każdy jej ruch. Patrzyła na nich nienawistnym wzrokiem, szczerząc swoje długie, ostre kły.

– Bierzcie i pijcie z tego wszyscy! – wykrzyczał Xsięciunio, nim wbił zęby w tętnice udową wampirzycy. Pozostali bez chwili wahania poszli w jego ślady.

 

 

Nataniel siedział w salonie babki Rozalii, z rozbawianiem przyglądając się jak ta wrzeszczała i ciskała wszystkim, co tylko wpadło jej w ręce, w chudego mężczyznę o twarzy przypominającej szczurzy ryjek, nawet nie słuchając jego nieśmiałych prób wyjaśnień – I nie pokazuj mi się więcej na oczy, ty bezużyteczny, śmierdzący gryzoniu! – rzuciła na pożegnanie, a następnie zwróciła się w stronę Nataniela – Dobrze, że już jesteś mój drogi chłopcze, bo musimy poważnie porozmawiać.

– Zaniepokoiła mnie wiadomość, że chcesz mnie niezwłocznie widzieć babciu. Coś się stało?

– Właściwie to tak. Nie jesteś już dzieckiem, zatem nie będę owijała w bawełnę i postawię sprawę jasno. Interesy idą coraz gorzej. Powiem więcej. Odsetki bankowe powoli nas wykańczają. Jesteśmy bankrutami. Rozmawiałam z twoim ojcem i… – babka westchnęła – rzadko zgadzam się z tym idiotą, ale tym razem nie widzę już innych możliwości. Czy ci się to podoba czy nie, w przyszłym miesiącu odbędzie się twój ślub z panienką Li…lo…lu… zresztą kogo to obchodzi – machnęła ręką – z uśmiechem na ustach i wielkim entuzjazmem poślubisz młodą dziedziczkę fortuny Kosakowskich.

– Ależ babciu, chcesz kupczyć moją niewinnością? – zapytał Nataniel starając się zachować kamienną twarz.

– Chyba się nie zrozumieliśmy. To nie prośba, to rozkaz. Zatem jak to mawiacie wy, młodzi… nie pierdol. A teraz wyjdź, bo mam jeszcze parę ważnych spraw do załatwienia. Acha. W piątek odbędzie się twoje przyjęcie zaręczynowe, zatem miło żebyś się pojawił. Czy to jasne?

– Jaśniej się już raczej nie da.

 

Cdn.

Koniec

Komentarze

Fajny początek opowiadania, choć znajduję kilka niezbyt zawoalowanych odniesień do uznanych tekstów. Na Twoim miejscu porobiłabym gwiazdki między poszczególnymi partiami tekstu, bo jednolity blok trochę ciężko się czyta, a poza tym przy zmianie dekoracji potrzeba czasu, żeby zorientować się, że to już inna scena.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Zgadza się. Na razie wygląda straszliwie chaotycznie. Melanż przestrzeni i czasu chyba też. I kto w końcu wygrał w tej bitwie na początku?

Babska logika rządzi!

Nie zainteresowało mnie. Za dużo osób, za dużo szczegółów, a i tak za mało się dzieje i nie wiadomo o co chodzi.   Są potknięcia interpunkcyjne – trochę przecinków za dużo, trochę brakuje. Jest kilka literówek, kilka potknięć w zapisie dialogów. I w tekstach literackich nie stosujemy skrótów – to jest, a nie tj.   "Businesswoman z jajami większymi niż wszyscy faceci z którymi pracowała razem wzięci…" – to brzmi, jakby jej jaja były większe niż faceci, a nie jaja facetów.   I "Acha" to nie to samo co "Aha".

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Bez rewelacji. Czytać się dało, ale czy da się przeczytać całość, pokaże czas i ciąg dalszy tej opowieści.  

„…że tym przyjemniej będzie pokrzyżować jej plany. Bardzo dobrze pamiętał kiedy ich drogi skrzyżowały się po raz pierwszy”. –– Powtórzenie.

 

„Nataniel należał do jednego z najstarszych magicznych rodów i mimo że dzisiejsza fortuna i wpływy były jedynie marnym cieniem dawnej potęgi, ich rodzina…” –– …jego rodzina

 

„Nataniel gardził ojcem i pokazywał mu to na każdym kroku”. –– Wolałabym: Nataniel gardził ojcem i okazywał mu to na każdym kroku.

 

Nikt z nich nie potrafił przedstawić jednak jednoznacznego dowodu…” –– Wolałabym:  Żaden z nich nie potrafił przedstawić jednak jednoznacznego dowodu

 

„Xsięciunio, wraz ze swoim nieodłącznym atrybutem – laseczką ze srebrną głową wilka – siedział w ich loży…” –– Ze zdania wynika, że loża należała do Xsięciunia i jego nieodłącznego atrybutu. ;-)  

„…nim wbił zęby w tętnice udową wampirzycy”. –– Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Po namyśle chciałabym dodać coś jeszcze – przypadła mi do gustu postać Kornelii. Nie wiem czemu, i nie wiem, czemu teraz mi to przyszło do głowy, ale jakoś tak się przypomniało. że jak na taką zdzirę została przedstawiona lekko i w sposób nie budzący niesmaku, tak w sam raz. Ciekawy ognisty akcencik, ale jednocześnie nie coś, co odrzuca. Ładnie wyszło, moim zdaniem.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dziękuję wszystkim za odwiedziny. bemik – ponoć wszystko zostało już kiedyś napisane – a wykorzystuję to czasem bardziej, czasem mniej świadomie.   Finkla – totalny melanż czasu i przestrzeni. Bitwy jeszcze nikt nie wygrał – a kto zwycięży? Zależy od kaprysu autora. Joseheim – no trudno, jakoś będę musiał z tym żyć. Ale mimo wszystko wróciłaś, więc może jednak troszeczkę zainteresowało. Miejmy nadzieję, że Kornelia się rozkręci i pokaże pazurki. Regulatorzy – przynajmniej to koniec mojej literackiej posuchy – może tym razem uda mi się doprowadzić coś do końca. A z uwagami zgadzam się wszystkimi. Dzięki,A.

Cieszę się, że mogłam pomóc. To miło ze strony muzy, że jej łaskawość spłynęła na Ciebie nowymi pomysłami, kładąc kres posusze literackiej. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka