- Opowiadanie: Józef - Kim jestem? cz.1

Kim jestem? cz.1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kim jestem? cz.1

 

Po kilku godzinach wędrówki opuścił górskie zbocza Marhakamu. Głód zajrzał mu głęboko w oczy. Trakt, po którym wędrował, od trzech dni był niemalże nieprzejezdny. Ulewne opady sprowadziły powódź na całą okolicę. Koń z trudnością stawiał kolejne kroki po grząskim gruncie. Po południu deszcz dał o sobie znać, niespełna pół godziny wystarczyło by okoliczne pola zamieniły się w wielkie jeziora. Bjorn postanowił zatrzymać się w pobliskim miasteczku Villenhaim. Wszedł do gospody Pod Czarcim Jeziorem. Na widok uzbrojonego przybysza, gwar panujący pod strzechą nagle ucichł. Po dokładnym obejrzeniu gościa przez wszystkich w karczmie, panujący chaos wrócił z powrotem.

– Podać coś? – spytał oberżysta, dokładnie wycierając brodę ze spływającego z niej piwa.

 

– Wody – odparł Bjorn.

 

– Jak chcesz wody to wyjdź na zewnątrz tam masz jej w bród. Weź coś porządnego, może dobrego bimbru? Sam pędziłem.

 

– Niech będzie.

 

Karczmarz zszedł po schodach prowadzących do piwnicy i po chwili przyniósł ze sobą cały antałek.

 

– Zaraz ci tu bratku naleję tego specyfiku, nie musisz nic mówić mina wyrazi wszystko.

 

Oberżysta z dumą zaserwował klientowi szklankę bimbru. Bjorn nie zastanawiając się długo wypił jednym tchem zawartość naczynia. Co do jakości karczmarz nie kłamał. Napój faktycznie był przedni.

 

– Mocne – powiedział Bjorn ze łzami w oczach. – Porządny alkohol.

 

– Smakowało? Może jeszcze jedną szklaneczkę, hę?

 

– Może innym razem. Wiesz gdzie tu można zarobić kilka srebrników? W końcu żeby pić trzeba mieć za co.

 

 

– To zależy jakiej pracy szukasz bratku. Jak chcesz uczciwie popracować to idź do Bernarda, podobno potrzebuje pomocy w stolarni.

 

– A ta nieuczciwa praca? – spytał Bjorn.

 

– W takim razie idź pan do najlepszej dziewki w tym miasteczku. Cholerą się zwie! Nie potrzeba nam tu rzezimieszków i rębaczy.

 

Przybysz westchnął i zamówił jeszcze jedną szklankę bimbru, niepewnie spoglądając na swój mieszek.

 

– Słuchaj no – powiedział oberżysta – nie wiem po co ci to mówię, ale słyszałem jak wczoraj Cilius, kapitan straży, rozmawiał z jednym osiłkiem podobnym do ciebie, też nietutejszym.

 

Bjorn zaczął uważniej słuchać karczmarza.

 

– Zarządca miasta szuka kogoś do brudnej roboty, zgłoś się do niego jak chcesz, ale pamiętaj nie wiesz tego ode mnie.

 

– A podobno nie potrzeba wam rębaczy. – zadrwił z właściciela gospody.

 

– Może i jest pewien problem do rozwiązania dla ludzi z twoim… wykształceniem. Tutaj problem tego starego dziada jest i moim problemem. Tylko pamiętaj, ja nic nie wiem o tej sprawie, rozumiemy się?

 

– Myślę, że tak.

 

* * * * * *

 

Rano udał się wprost do domu zarządcy. Budynek znajdował się w środku miasta. Otoczony był rozległym placem, na którego skraju umiejscowiony został kamienny pręgierz. Rezydencja wyróżniała się spośród innych nieruchomości oryginalnym stylem. Drzwi miały kształt portalu z barwną rozetą umieszczoną nad futryną. Dach podparty licznymi kolumnami przyciągał do siebie wzrok. Na ścianach umieszone były dziwne zdobienia. Bjornowi wydawało się, że są zrobione ze srebra, jednak cena materiału sugerowała inny budulec. Niepewnie wszedł do środka. Poczuł się jeszcze bardziej nieswojo, gdy ujrzał bogate wnętrze domu. Nigdy wcześniej nie widział takiego wystroju, nie potrafił ująć w słowa tego co widzi.

 

– Czego tu!? – wycedził strażnik do nieproszonego gościa.

 

– Przyszedłem do zarządcy, słyszałem, że szuka kogoś do pracy.

 

– To źle słyszałeś, jak chcesz zarobić to do Bernarda idź, albo do kopalni, nie trzeba nam tu wojaków co to wszystko by niszczyć chcieli.

 

– Zabawne, bo mówi się co innego. Posłuchaj, wiem, że potrzebujecie kogoś z moimi umiejętnościami, a ja oferuję wam swoje usługi. A myślę, że to nie od ciebie zależy z kim zarządca chciałby rozmawiać, prawda?

 

Strażnik bacznie zmierzył wzrokiem przybysza.

 

– A może się mylę?

 

– Ostatnie drzwi po prawo – odpowiedział wrogo wartownik. – Tylko łapy przy sobie, bo nie ręczę za siebie!

 

Bjorn udał się bez słowa do wskazanego miejsca, gdzie czekał na niego zarządca. Odczuwał wrażenie, jakby spodziewał się jego przybycia. Ku zdziwieniu Bjorna, nie był to człowiek lecz elf. Wysoki, z dumnym spojrzeniem, spoglądał na niego z widoczną pogardą. Długie kasztanowe włosy spływały na policzki, zasłaniając przy tym wydłużone uszy. Nie wyglądał staro jak twierdził karczmarz. Musiał być elfem wysokiego rodu. Krew tych istot zawiera dziwne właściwości. Przeciwciała zawarte w ich płynie ustrojowym w wydajny sposób regenerują komórki organizmu. Po masowym wymieraniu długouchych na zespół Hillera, zaczęto prowadzić na nich badania. Dopiero po dwudziestu latach udało się przerwać pseudonaukowe eksperymenty.

 

– Witaj panie – zaczął oficjalnie przybysz – Jestem Bjorn, nazywany również khar vander. Doszły mnie słuchy, że potrzebujesz pomocy w pewnej delikatnej sprawie. Z racji swoich umiejętności i długiego już stażu, oferuję swoje usługi.

 

– Miło mi poznać. Możesz mi zatem powiedzieć, skąd posiadasz informacje o moim problemie?

 

– Informator prosił, by nie zdradzać jego tożsamości.

 

– Dobrze więc, nie będę naciskał. Proszę siadaj.

 

Pokój zarządcy różnił się od wystroju w holu jego posiadłości. Ściany pokryte skórami zwierząt, wzbudzały niepokój. Stojaki na broń były niemalże w każdym kącie pomieszczenia. Właściciel mógł być dobrym wojownikiem lub zwykłym kolekcjonerem. Nie potrafił tego stwierdzić patrząc na dumnego elfa. Po środku stał nieduży stół, z trzema krzesłami.

 

– Powiedz mi na początek chłopcze, jak przyjąłeś swój przydomek? Nieczęsto widzi się tu ludzi z takim przedrostkiem.

 

– Wychowałem się wśród orków, w twierdzy Porannego Brzasku przyjąłem ich zwyczaje, poznałem ich styl walki. Za nich walczyłem…

 

– Niezwykle ciekawa historia – przerwał mu elf. – Szkoda, że nieprawdziwa. Mieszkańcy osady, o której mówisz nie opuszczają swojego miejsca zamieszkania, nie pozwalają również przebywać tam ludziom. Mimo to masz czelność kłamać mi prosto w oczy.

 

– Zostałem przygarnięty jeszcze jako dziecko przez jednego z nich – kontynuował Bjorn.

 

– Nadal brniesz w zaparte,no cóż szczerze mówiąc to nie obchodzi mnie zbytnio kto ci nadał ten przydomek, czy może sam się tak nazwałeś. Być może mówisz prawdę, istnieje również prawdopodobieństwo, że łżesz jak pies.

 

Próbował wtrącić uwagę na temat swojego pochodzenia lecz elf znaczącym gestem mu tego zabronił.

 

– Jest zadanie do wykonania, którego może dokonać tylko osoba z zewnątrz. Villenhaim ma bowiem problem. Chorobę, która ją trawi od środka, zatruwa umysł i ciało. Wiesz o czym mówię? – spytał zarządca.

 

– Chyba nie panie – odparł lekko zmieszany Bjorn.

 

– Chciwość chłopcze, chciwość.

 

Elf podszedł do okna, spojrzał na pracujących ludzi i westchnął głęboko.

 

– Bo widzisz – kontynuował – jest pewna osoba, której umysł został skalany przez tą właśnie dolegliwość. Ten ork jest chory, problem w tym, że nie ma dla niego lekarstwa…

 

– Wydaje mi się, że nadal nie rozumiem – odrzekł tym razem kompletnie zdezorientowany Bjorn.

 

– Wy młodzi, nie potraficie dostrzec oczywistych faktów. Posiadam kopalnię, zaś ten małpiszon, chce położyć swoją śmierdzącą łapę na moim srebrze. Teraz rozumiesz?

 

– Tak panie, a chorych orków zapewne należy tępić by ich przypadłość nie przeniosła się na innych?

 

– Widzę, że zaczynasz rozumieć, ale nie tępić chłopcze lecz eliminować – dokonał poprawki elf.

 

– Naturalnie panie – powiedział Bjorn.

 

– Ten ork nazywa się Berngar, nie mam jednak pojęcia gdzie się znajduje jego melina i to jest twoje zadanie. Odszukać miejsce pobytu brudasa i przy okazji nie dać się zabić.

 

– Co zrobić jak już odkryję to miejsce?

 

– Wróć do mnie. Jeśli okażesz się na tyle sprytny by znaleźć jego kryjówkę, porozmawiamy o dalszej części zlecenia, jeśli tylko będziesz chciał – odparł długouchy.

 

– Nie powiedziałeś jednak panie, jaka jest cena za wykonanie pracy – wtrącił Bjorn.

 

– Karczmarz ci nie powiedział? – zdziwił się zarządca. – Sto srebrników, za pierwszą część zadania. Reszta do uzgodnienia.

 

– Ale skąd… – próbował wtrącić swoje pytanie.

 

– Nie jestem na tyle głupi by nie wiedzieć gdzie można nabyć informacje o tym miasteczku – przerwał mu elf.– Idź już. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia.

 

Bjorn wyszedł z siedziby zarządcy i udał się z powrotem do karczmy. Tym razem jego widok nie wzbudził takiego zaciekawienia, jak za pierwszym razem. Usiadł przy pierwszym wolnym stoliku. W jego głowie znajdowało się wiele pytań, na które nie znał odpowiedzi. Nie tak wyobrażał sobie swoją pracę. Rzezimieszek polujący na orków, których do nie dawna miał za swoich sprzymierzeńców. Nie zwlekając, zawołał karczmarza.

 

– Przynieś mi piwa i smażone rekkany, tylko szybko!

 

Oberżysta, błyskawicznie wykonał swoją pracę. Bjorn dał mu należyte pieniądze i zaprosił do stołu.

 

– Przychodzą może do karczmy górnicy z pobliskiej kopalni srebra? – spytał Bjorn

 

– A przychodzą, moi najlepsi klienci! Ha, piją za dwóch, jedzą za dwóch, pracują za dwóch i niestety chędożą za dwóch. Jak ostatnio się spili mojego bimberku, to tak im się bab zachciało, że mi chcieli dziewczyny co piwo podają wydupczyć.

 

– Za mocny bimber pędzisz – stwierdził Bjorn.

 

– Głupiś, dobry depciuch nie może być słaby. Młody jeszcze jesteś to się nie znasz.

 

– Może masz rację – odparł beznamiętnie Bjorn. – Zapewne gdy są pijani opowiadają wiele ciekawych rzeczy.

 

– No sporo się słyszało, ale nie widzę powodu, dla którego miałbym ci o tym powiedzieć – odpowiedział karczmarz.

 

– A ja natomiast dostrzegam w mojej sakwie dziesięć pięknych, lśniących srebrników, z wizerunkiem naszego nieomylnego władcy. Może takie powody uznajesz dobrodzieju? – spytał lekko kpiącym głosem Bjorn.

 

– Przekupić mnie chcesz gówniarzu!? A idź w cholerę! Co to ja jaki sklepikarz, żeby mnie można było pieniądzem omamić? – wycedził oberżysta.

 

– Szkoda – powiedział kierując dłoń w kierunku sakiewki. – Bardzo chciałem się pozbyć tych srebrników.

 

– Posłuchaj no obwiesiu – chwycił go za rękę uniemożliwiając włożenie waluty do kiesy. – Twoją osobę mam głęboko w zadzie, ale królowi to nie wypada odmówić.

 

Bjorn przekazał karczmarzowi ustaloną kwotę i przeszedł od razu do rzeczy.

 

– Znasz kogoś kto kontaktował się z Berngarem?

 

– Nikt nie jest taki głupi by powiedzieć, że zadaje się z tym bandytą. Ale na moje oko to każdy z tych wszystkich odmieńców ma z nim konszachty.

 

– Kogo masz na myśli? – spytał zaciekawiony Bjorn.

 

– No nieludzi wszystkich, nie popracują ci tacy u Bernarda czy na polu, bo im duma nie pozwala. Chromolone dziwactwa. Nic dziwnego, że ich Elsyyr przegnał.

 

– Mówisz o zarządcy? Wygnał swoich z miasta? – spytał z niedowierzaniem.

 

-Wszystkich na zbity pysk nie wywalił… Ale rodziny tych, co przyłączyli się do buntu poszły w pizdu.

 

– Kiedy miała miejsce ta rebelia?

 

– A będzie z jakiś rok. Od tamtego wydarzenia rozpoczęły się napady Berngara, srebra się małpie zachciało.

 

– Kiedy najczęściej następowały ataki?

 

– Przeważnie podczas przewożenia rudy do magazynu. Czasami też podczas dostarczania żywności dla więźniów. Za dwa dni będzie kolejna dostawa jedzenia. Jak będziesz miał szczęście, to może sobie pooglądasz jak się Cilius z Berngarem tłucze.

 

– Ostatnio wspominałeś, że pracownicy kopalni to najlepsi klienci, a teraz nagle awansowali na więźniów?

 

– Głupiś bratku, nie wszyscy to więźniowie. Pracują tam też ludzie, którym jakby to ująć nie najlepiej się w życiu układało. Elsyyr dał im możliwość pracy, a oni by nie sczeznąć z głodu, przyjęli propozycję. Robota trudna, ale za to dobrze płatna.

 

– Dzięki karczmarzu, wiele mi to wytłumaczyło. Porządny z ciebie chłop.

 

– Nie podlizuj się już gówniarzu. Tylko nie wpakuj się w jakąś kabałę. Powiedz mi jedno, po co ci te informacje.

 

– Zarządca dał mi pewne zlecenie. Więcej nie mogę ci powiedzieć.

 

– Uważaj na siebie, niby w porządku ten cały Elsyyr, ale odwrócić się od swoich też nieładnie. Jakby co to mów, że znasz Gibsiego z Czarciego Jeziora, może ci od razu łba nie utną.

 

– Zapamiętam.

 

* * * * * *

 

Kogut głośnym pianiem, oznajmił mieszkańcom nadejście nowego dnia.

 

„Dzień jeszcze dobrze się nie rozpoczął, a bezczelna praca, krzycząc z najmroczniejszych zakamarków mojego umysłu, nie pozwala oddać się objęciom Morfeusza.” – oddał się porannej zadumie Bjorn szukając wymówki do dłuższego pobytu w łóżku.

 

Niechętnie wstał z posłania przygotowanego przez karczmarza. Błędnymi oczami próbował dostrzec miednicę z wodą, by móc umyć twarz. Bezowocnie. Rankiem każda czynność wydawała mu się trudniejsza. Po nużącym poszukiwaniu znalazł coś, co przypominało miskę z cieczą. Nie namyślając się długo zamoczył w niej głowę, zwilżając przy tym długie poskręcane włosy.

 

„Od razu lepiej.” – pomyślał Bjorn, odczuwając gwałtowny napływ energii.

 

Po wydaniu ostatnich srebrników na opiekane pory i gulasz u Gibsiego, opuścił gospodę. Przechadzka miastem o poranku nie należała do najprzyjemniejszych czynności. Miejscowość pozbawiona była kanalizacji, przez co fekalia ze wszystkich domów lądowały na ulicy. Dochodząc do targu ujrzał nieprzyjemny widok, na który składali się ludzie załatwiający się wprost na ulicę. Co gorsza większość przechodziła obok tego zjawiska beznamiętnie, jakby niczego nie wiedziała. Ludzie i nieludzie mieszkający w wyższych partiach domów wielorodzinnych, wylewali wszystko przez okna. Przechodzenie rankiem obok takich budynków, nie należało do rozsądnych pomysłów. Miło było jednak ujrzeć piękną damę, z jeszcze piękniejszym pieskiem oblanych nieczystościami. Mimo całego brudu i smrodu jego uwagę przykuły misy, w których znajdowały się fekalia. Były bardzo podobne do tej, w której rankiem obmył twarz. W tym momencie zdał sobie sprawę, jak wielki błąd mógł popełnić tego ranka. Po ostrożnym marszu doszedł do celu. Kopalnia mieściła się niedaleko dzielnicy rzemieślniczej. Cały zakład wydobywczy otoczony był grubą palisadą. Wydawać by się mogło, że znajdowało się tam więcej strażników niż w całym mieście. Zbliżając się do bramy odczuł na sobie baczne spojrzenia wartowników, których ręce automatycznie kierowały się w kierunku broni.

 

– Kopalnia nie jest dostępna dla zwiedzających – oznajmił stróż bramy.

 

– Chciałbym porozmawiać na temat ostatnich ataków Berngara – powiedział Bjorn.

 

– Nie ma o czym gadać. Panujemy nad sytuacją – wycedził strażnik. – A teraz wynoś się stąd, nie można zbliżać się do zakładu.

 

Widząc, że nic nie zdziała postanowił zaczerpnąć informacji w spichlerzu. Czuł, że tam znajdzie odpowiedź na nużące go pytania. Powrócił do miasta, odór unoszący się z ulic przypomniał mu namiot wodza. Dla skrócenia drogi postanowił przejść dzielnicą kupiecką. Przy straganach z biżuterią zatrzymał go przechodzień. Mężczyzna miał na sobie długi, czarny płaszcz, z przyszytym kapturem. Blizna ciągnąca się od kącika ust do lewej brwi potęgowała jego wrogi wyraz twarzy. Zapach jaki emanował od mężczyzny zdradzał jego poziom. Odrażająca woń ryb i zgnilizny zniechęcała do rozmowy.

 

– Słyszałem, że kręciłeś się w okolicy kopalni. Powiedz mi młodzieńcze, czego taka osoba jak ty mogła szukać w łez padole?

 

– Nie twój interes – odparł beznamiętnie Bjorn.

 

– I tu się mylisz. Wszystko co się znajduje w kopalni i dookoła niej to mój interes – odpowiedział nieznajomy.

 

– Ciekawe… podobno to majątek Elsyyra. Nie słyszałem nic o człowieku spod mostu – zadrwił z przechodnia.

 

– Zadzierasz z niewłaściwym człowiekiem chłopcze. Ale to może i dobrze. Widzę, że nie jesteś stąd.

 

– Tak łatwo to zauważyć?

 

– Można tak powiedzieć. Obserwowałem cię trochę, wiem, że zatrzymałeś się w karczmie. Byłeś również u zarządcy. Można wiedzieć po co się tam udałeś?

 

– Czy to jakiś szczególny rodzaj przesłuchiwania nowo przybyłych? – spytał znużony rozmową Bjorn.

 

– Nie, ale gdy za rogiem czeka na ciebie pięciu uzbrojonych mężczyzn, lepiej nie pogarszać swojej sytuacji, nieprawdaż?

 

– Okradziono mnie – skłamał. – Myślałem, że dostanę od Elsyyra pomoc. Nie myliłem się.

 

Człowiek bacznie przyglądał się Bjornowi.

 

– Nie odpowiedziałeś jeszcze na moje pierwsze pytanie – przypomniał mu nieznajomy.

 

– Karczmarz powiedział, że można zarobić u Bernarda i w kopalni. Pomyślałem, że jak znajdę się w środku, będzie można wynieść kilka mniejszych kawałków rudy – kontynuował kłamstwa. – Nie wiedziałem tylko, że to była ironia tego starego durnia.

 

– Więc interesuje cię zawartość kopalni… – stwierdził mężczyzna.

 

Tajemnicza postać zmierzyła Bjorna wzrokiem. Po chwili zastanowienia przemówiła ponownie.

 

– Myślę, że wiem jak sprawić by twój mieszek ponownie stał się pełny. Powiedzmy, że znam osobę, której bardzo zależy na tym miejscu, nie tylko ze względu na wartość. Mój pracodawca potrzebuje osoby z zewnątrz. Nie posiadającej konszachtów z miejscowymi.

 

Bjorn rozweselił się w duchu. Nie spodziewał się, że dotarcie do Berngara będzie tak proste.

 

– Ten kto mnie zatrudnił oferuje spore pieniądze. Jeśli chcesz łatwo i szybko zarobić sporo srebrników, udaj się o zmierzchu pod skałę Złamanych Serc.

 

– Nie wiem jak tam dotrzeć – odpowiedział bez zastanowienia.

 

– Wybacz, zapomniałem, że nie jesteś z Villenhaim. Idź w stronę młyna, a następnie na pierwszym skrzyżowaniu skręć w prawo. Jestem pewien, że trafisz.

 

Z dużą ilością informacji udał się wprost do Czarciego Jeziora. Przeczuwał, że do zmroku jego nowi znajomi nie będą opuszczali go na krok. Mimo wczesnej pory karczma była już w połowie zapełniona, zapowiadał się wyśmienity dla karczmarza wieczór. Usiadł w samym końcu gospody przy małym stoliku dla dwóch osób. Wyjął z kieszeni spodni kawałek materiału. Na jego prośbę jedna z dziewczyn roznoszących piwo, podała mu pióro i atrament. Światło kaganka niemrawo oświetlało ławę. Pospiesznie napisał list do zarządcy, informując o aktualnym stanie rzeczy. Zastanawiał go jeden fakt. Dlaczego obie strony poszukują kogoś z poza miasta, wydawałoby się bezstronnego. Wyczuwał, że sprawa jest bardziej skomplikowana niż sądził.

 

– Witamy strudzonego wędrowca podać coś do… – Gibsi spojrzał na twarz siedzącego przed nim Bjorna. – No patrzcie, a ja już myślałem, że cię zaszlachtowali.

 

– Nie ma takich co by chcieli – odparł ze śmiechem w głosie.

 

– Nie był bym tego taki pewien. Pytali o ciebie.

 

– Człowiek z blizną?

 

– Tak. Śmierdzący suczy syn, klientów mi wystraszył.

 

– Widzę, że i tak masz ich niemało – stwierdził Bjorn

 

– Nie narzekam.

 

– Słuchaj masz tu kogoś zaufanego, kto mógłby przekazać pewną korespondencję?

 

– Myślę, że kogoś bym znalazł. Filda, kochanie choć tu na chwilkę! Ten pan ma do ciebie prośbę.

 

Dziewczyna nieśmiało podeszła do stolika. Jej wzrok wbity był w podłogę wyłożoną rdzawym kamieniem.

 

– Zaniesiesz ten list do zarządcy. Wiesz jak tam trafić? – zapytał Bjorn.

 

Filda kiwnęła głową potwierdzająco.

 

– Treść tej wiadomości może przeczytać tylko Elsyyr, nikt inny rozumiesz?

 

Dziewczyna ponowiła wcześniejszy gest. Schowała korespondencję do fartucha i czym prędzej wyszła z gospody.

 

– Powiedz mi teraz gówniarzu tak wprost, o co w tym wszystkim chodzi?

 

– Szczerze? Nie mam pojęcia…

Koniec

Komentarze

Marhakamu – prawie jak Mahakam… Wciąż nie radzisz sobie ani z przecinkami, ani z zapisem dialogów. Nie lepiej wziąć nieco na wstrzymanie i nauczyć się tych rzeczy?

I po co to było?

Po przeczytaniu twojego komentarza myślałem, że popełniłem gdzieś w tekście literówkę i napisałem inaczej nazwę góry. Dopiero wujek Google ujawnił prawdę :) Co do przecinków i dialogów, postaram się je poprawić.

Mam pytanie do użytkowników z niemałym już stażem. Gdzie mógłbym znaleźć DOBRY I PRZEJRZYSTY poradnik dotyczący zasad interpunkcji? Bardzo chciałbym poprawić przecinki i całą resztę, ale strony które dotychczas odwiedziłem wiele mi nie wyjaśniły… Pozdrawiam.

Trakt, po którym zmierzał, – zmierza się w jakimś kierunku, tu raczej wędrował/szedł

rozmawiał z jednym osiłkiem podobnym do ciebie, też nietutejszy. – chyba "też nietutejszym"

a ja oferuje wam swoje usługi -oferuję 

Nikt nie jest taki głupi by powiedzieć, że spółkuje z tym bandytą – a tu sobie pochichotałam. Nie chciałeś raczej opowiadać o seksie z orkiem, prawda?

Jej wzrok spuszczony był w podłogę wyłożoną rdzawym kamieniem. – raczej "wbity"

Jeszcze trochę takich rzeczy pojawia się w tekście. Ale całkiem ciekawe wprowadzenie do czegoś większego. Jeśli chodzi o przecinki – chyba najlepiej czytać jak najwięcej zwracając uwagę na zapis dialogów i interpunkcję.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Co do poradnika interpunkcji, ja niestety nie potrafię pomóc. Nigdy takowego nie szukałam, Bemik ma rację – bardzo dużo daje po prostu czytanie, obycie się z językiem. Im dłużej patrzysz na prawidłowo skonstruowane i zapisane zdania, tym łatwiej samemu takie tworzyć ; )   Źle nie jest, ale też nie jestem jakoś szczególnie zainteresowana tym, co działo się dalej. Ot, tak do poczytania.   O dialogach już było. A o interpunkcji wiesz ; ) Za "wrócił z powrotem" – trzy dni w dybach pod ratuszem. Zdarzają Ci się powtórzenia tych samych słów w kolejnych zdaniach. Staraj się to zwalczać. Budynek, który otaczał wielki plac, zabrzmiał mi bardzo dziwnie. Raczej mówi się, że budynek stoi pośrodku placu, od tej strony, nie odwrotnie…   Masz kłopoty z niedookreślaniem podmiotów. Bardzo często nie wiadomo co kto zrobił lub powiedział.  Przykład: "– Ostatnie drzwi po prawo – odpowiedział wrogo wartownik. – Tylko łapy przy sobie, bo nie ręczę za siebie!

Udał się bez słowa do wskazanego miejsca, gdzie czekał na niego zarządca. Miał dziwne wrażenie, jakby spodziewał się jego przybycia." Kto się udał, jeżeli ostatnim podmiotem był wartownik? Kto miał wrażenie? Kto się spodziewał?   A propos powtórzeń. I zaimków, o których jeszcze nie było mowy… "Miał dziwne wrażenie, jakby spodziewał się jego przybycia. Ku jego zdziwieniu nie był to człowiek lecz elf. Wysoki, z dumnym spojrzeniem, spoglądał na niego z widoczną pogardą. Jego długie kasztanowe włosy…"   "Ściany pokryte były skórami zwierząt. Stojaki na broń były niemalże w każdym kącie pomieszczenia. Właściciel był dobrym wojownikiem…" Konstruowanie takich samych zdań jedno po drugim to kiepski zabieg.    Nieczęsto łącznie. I dlaczego nieczęsto się "słyszy" ludzi z takim przedrostkiem? Czemu słyszy, a nie widzi? Od niedawna też łącznie. TĘ dolegliwość a nie tą dolegliwość. "Na zamówienie nie musiał długo czekać. Oberżysta szybko wykonał zleconą mu pracę." – Piszesz dwa zdania, które znaczą praktycznie to samo. Po co się powtarzać? Raczej ton jest kpiący niż głos.   "– Kogo masz na myśli? – spytał zaciekawiony Bjorn.

– No o nieludziach wszystkich…" Nieludzi wszystkich, powinno być.   Rok czasu? Seriously?   Kopalnia mieściła się niedaleko dzielnicy górniczej? No popatrz.   Pytania raczej nie są nużące, tylko dręczące czy coś.   Czemu odór przypomina namiot wodza?…   Wydawałoby się łącznie. Niemało łącznie.   Tak, wzrok spuszczony w podłogę to nie za dobra konstrukcja.   Dużo jeszcze pracy przed Tobą. Ale potencjał jest, więc do roboty ; )   Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dziękuję za cenne porady. Wspomniane błędy już poprawiłem, jeśli chodzi o namiot wodza, jest to nawiązanie do moje poprzedniego opowiadania. Joseheim, możesz mi dokładnie przytoczyć zdanie o ratuszu? Nie mogę znaleźć tego o czym napisałaś :( Pozdrawiam 

Hmm, o to chodzi? "Budynek usytuowany był w środku miasta. Otaczał go wielki plac z charakterystycznym kamiennym pręgierzem." Może się czepiam, po prostu dziwnie mi to brzmi ; ) Inaczej jest, kiedy mamy wielki dom otoczony ogrodem, a inaczej, kiedy jesteśmy na rynku w środku miasta. Takie odniosłam wrażenie. Tu na upartego można dodatkow uznać, że pręgierz też otacza budynek ; P

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Poprawione :)

Nieco lepiej, aczkolwiek znów stworzyłeś ciąg zdań był-był, a pręgierz raczej był ustawiony na skraju placu niż obok, nie? ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

 Niech to szlag, usunę zaraz to sformułowanie :P Zmieniłem nieco poprzednie zdanie żeby usunąć upiorne był. I tak oto w magiczny sposób pręgierz zmienił swoje położenie ;) Mogłabyś mi powiedzieć czego brakowało w opowiadaniu, że nie przykuło w większym stopniu Twojej uwagi? Kwestia gustu czy może popełniam jakieś szczególne błędy?

Czy ja wiem? Jak Bemik napisała, wstęp jest niezły, ale to nadal tylko wstęp. Przypomina trochę questa – bohater chodzi od postaci do postaci i zbiera informacje… Przez cały ten fragment właściwie nic się nie wydarzyło, a i kończysz go niczym, nie dając czytelnikowi żadnej obietnicy, że coś się zaraz ciekawego zdarzy.   Publikowanie fragmentów w ogóle jest niepolecane, ale jak już, to zakończże fragment czymś mocnym, tak, żeby czytelnik poczuł napięcie, zagadkę, cokolwiek, żeby chciał dowiedzieć się, co dalej ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dobra wskazówka. Pomysł napisania całego opowiadania zagościł mi w głowie jako pierwszy, jednak stwierdziłem, że tekst może być zbyt długi(około pięciu tysięcy słów). Uznałem, że lepiej to podzielić, by nie zniechęcać zbytnio odbiorców :)

Generalnie wszyscy już napisali o błędach, to co sam chciałbym Ci przedstawić. Masz co prawda dużo pracy przed sobą. Masz też sporo roboty nad przemyślaniem swoich pomysłów, nim cokolwiek zaczniesz pisać. Dużo czytaj, róznych książek, dzięki czemu wzbogacisz swój język o wiele słów. Czasem nie tylko nie dookreślasz podmiotów, ale też stosujesz błędne ich znaczenia, to tzw. błedy słownikowe. Uważaj na powtórzenia, bo nadal jest ich trochę w tekście. Sam tekst mnie nie zainteresował, brak pomysłu, zarysu świata bohatera, brak akcji. Takie czytanie o czymś. Pozdrawiam i owocnej pracy nad kolejnymi tekstami.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Dobra rada: zanim weźmiesz się za pisanie wiekopomnych kilkutomowych dzieł, postaraj się wytrenować w formach krótkich. Dzięki temu nabędziesz obeznanie z językiem, nauczysz się konstruować świat w sposób nie budzący wątpliwości, itd. Zapewne po kimś powtarzam, ale nie czytałem komentarzy.   Aha – i nie wrzucaj tekstów w częściach. Naprawdę. Dzieło da się ocenić dopiero jako całość.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Berylu, jeśli chodzi o kilkutomowe dzieło, to traktuje to jako formę treningu. Opowiadanie nawiązuje do „Przewrotności losu” tylko pod względem imienia i co najwyżej trzech elementów fabularnych.  Zgodzę się, że nie warto od razu brać się za coś większego nie posiadając umiejętności, aczkolwiek staram się umieszczać jak najmniej informacji, nawiązujących do poprzednich części :) Co do tekstów w częściach, dziękuję za dobrą radę. Faktycznie ciężko jest coś ocenić mając tylko kawałek tekstu.

Nowa Fantastyka