- Opowiadanie: Eskel - Zombiegame

Zombiegame

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zombiegame

 

Witam, moje pierwsze opowiadanie zostało słusznie mocno skrytykowane za błędy interpunkcji, gramatyki, budowę zdań, błędy fabularnie i w ogóle całkowicie, od góry do dołu. Wiem nie jest to najlepsza reklama, ale chce Wam przekazać, na co liczę – na krytykę.

 

Wiem że w ciągu kliku dni, które minęły od wrzucenia na stronę poprzedniego opowiadania, nie stanę się Sapkowskim, ale chcę wiedzieć, czy idę w dobrym kierunku. Z góry dziękuje i mimo wszystko, życzę miłej lektury :)

 

________________________________________________________________________________________

 

Na małym przedmieściu, gdzie wszystkie grzeczne dzieci już dawno poszły spać, w jednym z domów, z amerykańskim białym płotkiem, miał miejsce typowy dla braci konflikt.

 

– Jacob wyłącz ten pieprzony komputer! Wykąp się i do łóżka, jutro do szkoły – krzyczał zdenerwowany brat, z pokoju obok.

 

– No już, już… muszę jeszcze tylko zabić paru zombiaków – powiedział Jacob nie odrywając oczu od monitora.

 

– Masz pięć minut.

 

– Dobra, dobra…

 

 

 

Piętnaście minut później…

 

 

 

– Wiesz, która jest godzina? – powiedział Chris zaraz po tym jak trzasnął za sobą drzwiami wchodząc do pokoju Jacoba.

 

– Dziesiąta – odpowiedział, po czym strzelił w przegniłą głowę kolejnego żywego trupa.

 

– Północ gnoju! Oderwałeś się od prawdziwego świata! Wyłącz, to pudło, bo zaraz je wyrzucę przez okno.

 

– Czekaj… już tylko… – Postać, którą sterował zamachnęła się ostrą siekierą i ucięła głowę zielonej babci z mózgiem na wierzchu. – Utnę jej łeb! Haha…– zaśmiał się głośno, a następnie znieruchomiał ze zdumienia, bo ekran, na którym przed chwilą była jatka rodem z piekła, teraz był czarny.

 

– Słowo daję, że jeśli kiedyś te gry do czegoś ci się przydadzą, to cię przeproszę na kolanach, ale teraz spać. – To powiedziawszy szarpnął młodszego brata za koszulkę i podniósł z krzesła.

 

– Powiem mamie! – piszczał przez łzy mały Jacob.

 

– A mów, dostaniesz równo po dupie.

 

* * *

 

– I wiesz, co ci powiem młoda? Nie dotrzymał słowa, bo nawet nie miał kurwa kiedy – stwierdził zdenerwowany Jacob i oderwał się od wspomnień pięknych chwil z przeszłości, po czym wpatrzony w skromny płomień, dorzucił drewna do ogniska, które było na tyle silne, aby oświetlało twarz dziewczynki oraz starszego od niej o kilkanaście lat chłopaka. Światło jakie dawało ognisko, było natomiast na tyle słabe, by oświetlało jedynie mały obręb, ukazujący betonowy grunt.

 

– Co to jest monitor? – zapytała naprawdę zaciekawiona dziewczynka ubrana w czystą kolorową sukienkę.

 

– To jest taka skrzynka z szklanym ekranem… Ehhh – sapnął Jacob i machnął rezygnująco dłonią. – Nieważne i tak nie zrozumiesz.

 

Dzieciak się naburmuszył, założył ręce na małą klatkę piersiową i z dąsem powiedział.

 

– Ty zawsze tak, najpierw mówisz, a potem, to twoje NIEWAŻNE.

 

Jacob zaśmiał się radośnie wdziąc obrażoną dziewczynkę, lubił takie chwile jak ta. Dziś rzadko się śmiał, a teraz miał po temu śliczny powód

 

– Bo ty jesteś z nowego pokolenia.

 

– Że czego?! – zapytała jak nigdy zaciekawiona dziewczynka.

 

– Pokolenia, które urodziło się już podczas plagi. Nigdy nie zrozumiecie jak to kiedyś było – stwierdził i sapnął ciężko niczym lokomotywa. Niegdyś cud techniki, dziś do niczego niepotrzebny, kilkudziesięciotonowy złom.

 

Jacob miał rację tak było. Plaga dopadła każdego nie zwracała uwagi, na to czy biedny, bogaty, czy to mężczyzna, kobieta, dziecko, starzec. Nie ważna była rola, jaką pełnili za życia i tak w ciągu jednej nocy stali się truposzami; bezmózgimi istotami. Bez względu na wykształcenie teraz wszyscy albo walczą o przetrwanie albo są zombie i walczą o mięso tych pierwszych. Choroba dopadła także wszelkich artystów, gwiazdy, a nawet naukowców przecież tylko oni mogli teraz uratować świat od zagłady Homo Sapiens Sapiens… Z drugiej strony, to właśnie oni naukowcy sprowadzili na wszystkich ten koszmar.

 

Przy ognisku zapadłą cisza, a Jacob zaczął myśleć. Śmiertelnie zabawny paradoks uratować nas mogli jedynie nasi jeźdźcy apokalipsy. Jednak czy można tak patrzeć? Przecież człowiek jest sobie wilkiem od zawsze… – Jacob podrapał się po kudłatej brodzie, zupełnie tak jak miał, to w zwyczaju dawniej, nawyk został mu do dziś, jedna z tych rzeczy, które nigdy się nie zmienią. – Od czasów prehistorycznych, kiedy to walczyło się o pozycję w stadzie, poprzez czasy starożytne, gdzie jedyne co się liczyło, to jaka nacja ma więcej bogów po swojej stronie, potem przez erę stali i krwi, niektórzy nazywają ją wiekami ciemnoty, a niektórzy po prostu średniowieczem, nowożytność, aż po współczesność i grupę osób na szczycie świata. Której to mało było władzy i zapragnęli panować absolutnie nad wszystkim, co żywe. Sfinansowali wiec badania i pracę odpowiednich ludzi. Po kilku latach w końcu się im udało, coś jednak poszło nie tak, bo ludzie mieli być jedynie bardziej podatni na rozkazy, a zamienili się w, to „coś”… Być może, coś wymknęło się spod kontroli, być może coś zostało pominięte, a być może jakiś naukowiec naprawdę nie lubił ludzi? Próżno szukać prawdy. Stworzyli wirus przenoszący się droga kropelkową, zupełnie jak grypa. Nieliczni na ziemi mieli być odporni, dzięki szczepionce, w tym i Oni, to jednak się nie udało. Nie przewidzieli jednego, nikt tego nie przewidział. Wirus przekształcił się i zwiększył zarówno swoją moc, jak i natężenie, mało tego – uodpornił się na szczepionkę. Wkrótce zachorowała cała Rada Panujących, a wkrótce także sami naukowcy. Prawie wszyscy na całej ziemi wyginęli. Prawie, bo nieliczni przetrwali, z niewyjaśnionych przyczyn byli odporni na wirus. Jednak i ci mogli zginąć. Jeśli jakieś zombie ugryzło bądź, choćby zadrapało swoją ofiarę, wkrótce i ona sama stawała się truposzem. Wystarczyło, że bakterie dostały się do krwioobiegu człowieka.

 

Jacob nie pamiętał, by dostał do rąk jakiś dokument i wyraził zgodę na taki stan rzeczy, jednak on był tylko szarą myszką, jak to ładnie się kiedyś nazywało – klasa średnia. Tak naprawdę rządził ten, kto miał pieniądz, a pieniądze miała Rada Panująca. Kim byli? Pięciu największych przywódców z każdego kontynenty, założyli radę w celu wprowadzenia globalnego pokoju. Z początku było naprawdę miło, potem przejęli banki, prywatne organizacje i biznesy, aż w końcu im odbiło i zapragnęli zostać bogami za życia.

 

Wszelkie religie ogłosiły koniec świata, dzień ostateczny. Wkrótce i one wszystkie wyginęły, bo wśród pozostałych na świecie „odpornych” zapanowało anarchia i jedyne słuszne prawo natury – prawo silniejszego. W tym świecie nie było miejsca na religie, chyba że trafili się jacyś fanatycy.

 

Jeśli komuś brakowało woli przetrwania ginął szybko, naprawdę szybko. To dobrze, z wielu powodów. Nie męczył się długo prędzej, czy później i tak by zginął. Dawał w ten sposób większe szanse przetrwania innym, więcej jedzenia oraz picia, a przede wszystkim mniej bandytów, a to wszystko w zamian za kolejnego zgniłego przygłupa łaknącego naszej krwi. Taka wymiana jest naprawdę korzystna, przynajmniej dla jednostki walczącej o życie każdego dnia.

 

 

 

– Co to jest? – zapytała dziewczynka obracając w swoich malutkich dłoniach srebrną cegiełkę z dziesięcioma małymi otworami po jednej stronie i dwoma szerokimi wylotami po drugiej. Tym samym wyrywając Jacoba z transu.

 

– To? – zapytał, zabierając z dłoni dziecka przedmiot – To jest harmonijka. Kawałek starej cywilizacji, przez którą przemawia piękno starej epoki. Może kiedyś znajdziemy na tyle spokojne miejsce bym mógł Ci zagrać. Wiesz muzyka, jaka wydobywa się z tego instrumentu jest naprawdę piękna, ale nie zrozumiesz… Nie… Zrozumiesz dopiero wtedy, gdy usłyszysz, a teraz śpij.

 

– Ja rozumiem – powiedziała spokojnie dziewczynka w kwiecistej sukience, a jej twarz nie wyrażała zupełnie żadnych emocji.

 

– Co?! – odparł zdziwiony Jacob, zamierając w bezruchu.

 

Gdy harmonijka odbijała światłą ogniska, zmieniajac barwę niczym kameleon, dziewczynka z każdą chwilą wprawiała w coraz, to większy szok chłopaka.

 

– I nie pójdę spać, a zniknę w ciemności – powiedziała z spokojem, jakby to była zupełnie naturalna rzecz, zupełnie jakby mówiła o zachodzie słońca.

 

– Co Ty mówisz? Kładź się spać, ale już.

 

– Jacob nie udawaj, że nie wiesz. Od kilku dni, co wieczór ten sam problem. Nie poznajesz mnie? Nie przypominam Ci kogoś?

 

– Wiem, ja po prostu… – Jacob lekko oprzytomniał, a jego kąciki ust utworzyły skromny uśmiech.

 

– Ty po prostu jesteś sam, już tak długo. Nic dziwnego, że ci odbija.Twój umysł płata Ci figle. Dobrze wiesz, że mnie tutaj niema.

 

Wiesz, że ja jestem tobą, ty jesteś mną.

 

Wiesz, że jestem tylko twoją halucynacją.

 

Tak było. Dziesięcioletnia Cindy zniknęła w ciemności odchodząc z kręgu światła, jakie dawało ognisko. Natomiast trzydziestoletni Jacob, wstał i spojrzał na swoje podarte, brudne ciuchy, podszedł do skraju bloku. Na dach, którego wszedł kilka godzin temu. Barykadując solidnie wejście. Siadł na krawędzi i oglądał martwe miasto. Nie było świateł, nie było bilbordów, nie było samochodów, ani nawet krzątając się ludzi tylko z pozoru bez celu. Obserwował ten olbrzymi betonowy cmentarz, każdy szary blok przypominał mu gigantyczny nagrobek, puste okiennice z daleka wyglądały zupełnie jak zatarte przez czas napisy. Minął niecały kwadrans, a położył się na plecach i usnął.

 

Nic mu się tu nie stanie, zombie nie wejdzie, bandyta nie zobaczy, a noc była ciepła… Tak była ciepła w końcu, było już lato dwa tysiące dwudziestego roku.

Koniec

Komentarze

Cześć, "Wykąp się i kładź się spać…" – dałbym i idź spać; unikniesz się się. "…zabić paru zombiaków. – Powiedział Jacob…" – zapis dialogów; z małej. Częsty u Ciebie błąd. Zajrzyj tutaj. "…chwilą była jatka rodem z piekła. Teraz był czarny." – interpunkcja troszkę leży. Kropka zamiast przecinka; czasem "połykasz" przecinki. "…czegoś Ci się przydadzą, to Cie przeproszę…" – to nie jest list, nie musisz wielką literą. I cię, a nie cie. "…dorzucił drewna do ogniska; które było na tyle silne…" – po co ten średnik. Oki, dalej się giveupuję. Nie czytałem Twojego poprzedniego tekstu, ale daj sobie parę tygodni, poćwicz ze wskazówkami, które znajdziesz w linku. Nie śpiesz się, bo zrazisz do siebie czytelników. Życzę Ci zaskakujących postępów i pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ciekawa końcówka. Błedny zapis dialogów.Przykład: "– I nie pójdę spać, a zniknę w ciemności. – Powiedziała z spokojem, jakby to była zupełnie naturalna rzecz, zupełnie jakby mówiła o zachodzie słońca." – po "ciemnosci" nie powinno być kropki, a "powiedziała" z małej litery. Trochę interpunkcji. Takie sobie. :)

Mee!

O, koik mnie wyprzedził! :)

Mee!

     Drogi Autorze, tytułów z zasady nie kończy sie kropką. Z zasady, bo istnieją bardzo nieliczne wyjątki, ale w nie w przypadku tego tekstu.          Byk.        Pozdrówko. 

O! O tym, co Roger napisał zapomniałem :)

Mee!

Są błędy w zapisie dialogów, kuleje interpunkcja, ale nie to mi przeszkadza. Mnie brakuje fabuły. Mamy tu przedstawione dwie scenki, w których praktycznie nic się nie dzieje. Brak akcji. Jest za to opis apokaliptycznego świata, pełnego zombi, przedstawionego w formie dialogu z wyimaginowanym rozmówcą. Może nie byłoby źle, gdyby ten opis był oryginalny i ciekawy, ale nie jest. Jest kalką powtarzaną w większości historii o zombi – jacyś naukowcy, jakiś wirus – wybacz, ale to już było. Przełknąłbym to, gdyby to było jedynie tłem (uzasadnieniem) dla ciekawej historii.

 

Autorze, popuść bardziej wodze fantazji i wymyśl coś własnego, oryginalnego, zamiast mnożyć scenki w świecie już tak oklepanym i nudnym. A jeśli to już musi być apokalipsa-zombi, to niech przynajmniej bohater ruszy tyłek i coś zrobi, niech ma jakiś cel, niech się coś dzieje.

Wirusy i bakterie to nie synonimy. I powszechnie wiadomo, że mutują, wcale nie trzeba tego przewidywać. Jest jeszcze trochę literówek. Pozdrawiam. :-)

Babska logika rządzi!

Okej, więc tak, zacznę od tego, że naprawdę dziękuję wszystkim za poświęcony czas. Niestety dopiero dziś znalazłem chwilę, na poprawienie tych najbardziej widocznych błędów. Najważniejsze, że dowiedziałem się czego chciałem, moje pytanie na wstępie brzmiało "czy idę w dobrym kierunku?" patrząc po komentarzach tak idę :) i niesamowicie mnie to cieszy.

Koik wiem, że mogę zrazić, ale powiem Ci szczerze, że nie żałuje, wystawiłem te dwa opowiadania, w pierwszym dostałem kubeł zimnej wody, po którym się pozbierałem i wziąłem do pracy. Wstawiając drugie dowiedziałem się w czym robiłem błąd – za mało pracy nad tekstem. Rady które dostałem na stronie i wnioski jakie mi przyszły do głowy były warte paru batów w plery :). 

Eskelu, ja chcę dla Ciebie jak najlepiej, wbrew pozorom, i dlatego polecam teraz przysiąść przez parę miesięcy, ćwiczyć interpunkcję i zapis dialogów, czytać i podglądać zawodowców, a dopiero wtedy wrzucić kolejny tekst, który pokaże, jakie postępy zrobiłeś. Jak wrzucisz coś znowu za trzy dni, a później raz jeszcze za tydzień, to może się skończyć bezkomentowalnością stosowaną. ;) Pozdrawiam i gudlak!

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Opowiadanko raczej takie sobie, niezbyt mi się podoba. Niemal nic się w nim nie dzieje, mimo że na świecie wszystko przewróciło się do góry nogami. Masz problemy z poprawnym budowaniem zdań. O interpunkcji już wiesz. Ponieważ deklarujesz chęć coraz lepszego pisania, czekam na kolejne, ciekawsze, opowiadanie.

 

„…i ucięła głowę zielonej babci z mózgiem na wierzchu”. –– Czy mózg na wierzchu miała ucięta głowa czy zielona babcia? ;-)

 

„…dorzucił drewna do ogniska, które było na tyle silne, aby oświetlało twarz dziewczynki oraz starszego od niej o kilkanaście lat chłopaka. Światło jakie dawało ognisko, było natomiast na tyle słabe, by oświetlało jedynie mały obręb, ukazujący betonowy grunt”. –– Powtórzenia.

 

Ehhh – sapnął Jacob i machnął rezygnująco dłonią”. –– Wolałabym:  Ech –– sapnął Jacob i z rezygnacją machnął ręką.

 

„Jacob zaśmiał się radośnie wdziąc obrażoną dziewczynkę…” –– Literówka.

 

Nie ważna była rola, jaką pełnili za życia…” –– Nieważna była rola, jaką pełnili za życia

 

„Przy ognisku zapadłą cisza, a Jacob zaczął myśleć”. –– Literówka.

 

„Przecież człowiek jest sobie wilkiem od zawsze…” –– No, nie do końca. Powiedzenie brzmi: Człowiek człowiekowi wilkiem. ;-)

 

„Tak naprawdę rządził ten, kto miał pieniądz…” –– Wystarczyło mieć jeden pieniądz, by rządzić? ;-)

 

„…przynajmniej dla jednostki walczącej o życie każdego dnia”. –– Dlaczego jednostce zależało, by każdy dzień żył? ;-)

Pewnie miało być: …przynajmniej dla jednostki, każdego dnia walczącej o życie.

 

„…zmieniajac barwę niczym kameleon…” –– Literówka.

 

„…dziewczynka z każdą chwilą wprawiała w coraz, to większy szok chłopaka”. –– …dziewczynka, z każdą chwilą, wprawiała chłopaka w coraz to większy szok.

 

„Co Ty mówisz? Kładź się spać, ale już”. (…) „Nie przypominam Ci kogoś?” (…)

 

„Twój umysł płata Ci figle”. –– Zaimki piszemy wielką literą tylko w korespondencji.

 

„…a jego kąciki ust utworzyły skromny uśmiech”. –– …a kąciki jego ust utworzyły skromny uśmiech.

 

„Nic dziwnego, że ci odbija.Twój umysł płata Ci figle”. –– Brak spacji między zdaniami.

 

„Dobrze wiesz, że mnie tutaj niema”. –– Dobrze wiesz, że mnie tutaj nie ma.

 

„…podszedł do skraju bloku. Na dach, którego wszedł kilka godzin temu. Barykadując solidnie wejście”. –– Mam wrażenie, że chciałeś napisać: … podszedł na skraj dachu bloku, na który wszedł kilka godzin temu i solidnie zabarykadował wejście.   Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie powiem, żeby było fenomenalnie, bo rzeczywiście fabuła nie należy do najciekawszych. Jest jednak lepiej niż wcześniej, a to już coś. Tak więc nie poddawaj się autorze. Trochę pracy, trochę ćwiczeń, trochę siedzenia nad słownikiem poprawnej polszczyzny i będą z ciebie ludzie.

Nowa Fantastyka