- Opowiadanie: Jan_Janek - Ostateczna groza

Ostateczna groza

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ostateczna groza

 

 

Hmm, powinienem chyba dodać, że tylko dla dorosłych. Wulgaryzmy, specyficzny erotyzm…Tylko czemu brzmi to jak zachęta?

 

 

 

Komisarz Wanhelski stał zamyślony nad wysuszonym do cna ciałem.

 

– To wampir – potwierdził. – Widziałem już takie przypadki. Ten tutaj, to Grzesio Pawęcki. Był znanym w dzielnicy fotografem. Witrynę od wewnątrz zasłaniają grube, ciężkie kotary. Teraz już wiem, dlaczego.

 

– Ale przecież wampiry w dzień śpią w trumnach, panie komisarzu. Przynajmniej na filmach.

 

Wanhelski spojrzał krzywo na mądrzącego się aspiranta.

 

– Słyszałeś o wirusie asymilacyjnym? Wampiry coraz częściej mogły funkcjonować w ciągu dnia– odparował. – Ale ten wygląda po prostu na zagłodzonego.

 

– Znaczy, nie popijał krwi? Przecież one tak łatwo nie umierają.

 

– Wampir zawsze znajdzie dostęp do krwi. Za młody jesteś, by słyszeć o szacherkach odstawianych w stacjach krwiodawstwa. To tutaj – trącił czubkiem bezwładne ciało – wygląda bardziej na autodestrukcję. Jakby sam w sobie zgasił tę ichnią parodię iskry życia.

 

– Ale co go do tego skłoniło?

 

Wanhelski uśmiechnął się z przekąsem. Przypomniał sobie dwustuletniego Romusia Hiacynta, który poddając się, płakał krwawymi łzami plamiąc rękaw kurtki komisarza. I jęcząc, wyrzucał z siebie powtarzające się dwa słowa:

 

"Ostateczna groza, ostateczna groza, ostateczna groza".

 

– Czasami myślę, że lepiej tego nie wiedzieć – podsumował komisarz.

 

---

 

 

–Hej ho! Hej Ho!

 

–Do kibla by się szło!

 

– Witają was w "Muzycznym tasiemcu"…

 

– Jak zawsze w niedzielę, dniu ponoć świętym…

 

– Skacowany WyTyF.

 

– I sponiewierany Łodefak.

 

– Najlepsiejsi didżeje w eterze!

 

– Którzy lubią gdy im się bierze…

 

– Do …buziaczki drodzy słuchacze!

 

– Tak, tak, buziaczki niedzielne!

 

– Dwa typy bezczelne

 

– Znów witają was!

 

– Na początek jedziemy masakrycznie. Podkręćcie głośniki, zagłuszcie dzwony! Rumcajsteeeeeeein!

 

……………..music: –aaargh… hrrrrrr…eeeeeeererereeere…rebedeberebegrhhhhhhhh………..

 

– I jak owieczki? Ten kawałek poruszyłby nawet wampira.

 

– A skoro o wampirach mowa, to mamy zajefajny pomysł.

 

– Namierzyliśmy jednego, ale biedaczek jeszcze o tym nie wie! Tak drodzy słuchacze! Juz za niedługo zaprezentujemy wam prawdziwy wywiad z wampirem! To będzie hicior!

 

– Ale powiedz, drogi WyTyFie. Nie masz stracha?

 

– Łodefaku! Czemu miałbym mieć stracha? To przecież teraz takie pokorne istoty. Trzeba dać im trochę szczęścia. Wspólnie postanowiliśmy, że go nakarmimy!

 

– Napoimy, chciałeś rzec.

 

– Taaak, będziem purpurową krynicą płynącą wprost do ust krwiopijcy.

 

– A może nawet…

 

– Poprosimy by nas przemienił!

 

– Dlaczego WyTyF i Łodefak nie mieliby być wampirkami? Didżejami z kłami?

 

– Kto nam wtedy podskoczy!

 

– Drodzy słuchacze! Już za tydzień dowiecie się jak to się skończyło!

 

– A przed audycją wrzucimy fotki na nasz portal!

 

– Natęż się, wyrzuć to z siebie! Znajdź swoje miejsce na …

 

– www.sraka.pl!

 

– Ho, ho, ho ! Bądźcie z nami! Jedziemy dalej… Megaaaaafreeeeeed!

 

 

---

 

 

 

 

Od lat nie zajmował się tymi sprawami. Wirus asymilacyjny sprawił, że dawni krwiopijcy jakby zapadli w sen zimowy. Komisarz wciąż lubił wyjmować pojemnik z nabojami ze srebra i obracać je w palcach. Moc przeciw mocy– myślał. Ale przyszło coś innego. Coś, co wyeliminowało nadludzką rasę. Wanhelski pamiętał, jak prostolinijny mimo swojego wieku Romuś, siedząc w zaciemnionej celi opowiadał:

 

– Więc zabieram się ja za Maryśkę, osiemnastoletnią, świeżutką, z pulsującą tętnicą, gdy wtem puka mnie w ramię panie władzo coś, ktoś i przy uchu nagle to słyszę.

 

– Co? Co słyszysz?

 

Romuś tylko kręci głową.

 

– W takich warunkach się nie da. Zwieram pośladki i natychmiast nie mogę ssać. Rozglądam się, potem rzucam jak wściekły we wszystkich kierunkach i nikogo nie mogę znaleźć. Nikt tak nie potrafi. To jest nieuprzejme, to jest patowa sytuacja i ja jako wampir się zamykam. A wampir jak się zamknie w sobie, to na parę lat przynajmniej.

 

– Mówiłeś o tym – "ostateczna groza".

 

Romuś śmieje się gorzko.

 

– Bo to jest ostateczna groza! Nie wiem jak to schwytać, jak walczyć! Proroctwo się spełnia!

 

Wanhelski skupia swoje spojrzenie na wampirze.

 

– Proroctwo? Czy nam, ludziom, też to zagraża?

 

Romuś patrzy na niego zaskoczony.

 

– A chuj wie…– rzuca tylko.

 

– A chuj wie… – wspominając, komisarz powtórzył bezwiednie słowa wampira. Srebrna kula wypadła mu z dłoni i potoczyła się w ciemny kąt pokoju, pod szafkę. Odłożył pojemnik do szuflady. Po kulę nawet nie chciało mu sie schylać.

 

 

---

 

 

 

 

– Działa ci wszystko? Kabelki masz podłączone? Jak mu pstrykniemy fleszem po oczach to cholera wie, co mu odpieprzy.

 

– Maniek obserwował go cały tydzień. To wypalony dziadunio. Jeździ nocnym autobusem. Wsiądziemy, a potem dorwiemy go na pętli. Mam nowe cacko, mikrokamerę. Chcę mieć full wypas, nagranie audio, fotki, filmik. Gdyby mu przyszło do głowy protestować, czy nas zaatakować, to może przynajmniej jedna wersja ocaleje.

 

– Kurwa. Trzeba było zamówić jakiś patrol, ochronę.

 

– Gościu spłoszyłby się tylko. Zresztą sprawdzałem. Od pięciu lat nie było udokumentowanego ataku wampira na człowieka. Tylko zgony tych zębatych fagasów. Nie mamy się czego obawiać.

 

– Dobra Jareczku, skoro tak twierdzisz. Maniek obiecał, że będzie jechał za nami i w razie czego wezwie gliny. Ale kurwa, wolałbym tego uniknąć.

 

– Patrz, podjeżdża! No, drogi WyTyFie, czas na nocną przygodę!

 

N44 podjechał na przystanek. WyTyF i Łodefak, zawijając szalikami twarze wskoczyli do środka. Woleli, żeby ich celebryckie facjaty nie zostały rozpoznane przez jakiegoś oddanego fana. Cierpliwie, słuchając pijackich zaśpiewek współpasażerów, zmierzali do końca trasy. Im bliżej pętli, tym więcej ludzi wytaczało się z tramwaju. W końcu autobus zatrzymał się na ostatnim przystanku. Dwójka didżejów czekała na swoich miejscach.

 

Zgasły światła.

 

Łodefak nie wytrzymał i parsknął. A może pisnął.

 

– Koniec trasy– zabrzmiał zmęczony, starczy głos.

 

– Hej, hej hej! Wiemy , że zaraz zjeżdżasz do bazy, mistrzuniu– WyTyf skoncentrował sie i rozpoczął tyradę. – Ale no wiesz, mamy sprawę.

 

– Gorącą! Płynną jak lawa z wulkanu!

 

Kierowca autobusu wstał i stanął między siedzeniami. Nie było widać jego twarzy.

 

– Co wy tam odpierdalacie? Skończyłem pracę na dzisiaj i zrywam do domu. Mam dzwonić po ochronę?

 

– Nie , nie ,nie mistrzuniu. Mamy sprawę.

 

– Jaką sprawę? Zostawcie mnie w spokoju.

 

– Wiemy o twojej prawdziwej naturze.

 

Rozległ się świst. To kierowca wciągnął powietrze.

 

– Mam to w dupie. Wychodzę, a wy sobie tu zostańcie.

 

– Kurde, wampirku, nie bądź taki!- wykrzyknął za nim rozpaczliwie WyTyF. – Przyszliśmy w pokoju! Przyszliśmy cię nakarmić!

 

Kierowca, już stojąc w drzwiach, obrócił się nagle.

 

– No weź– Wytyf szturchnął Łodefaka . – Klepnij się w szyję.

 

– Czaruś, czemu ja?– pisnął Łodefak.

 

– Bo masz kurwa nabrzmiałe żyły, baranie. Dawaj!

 

W autobusie rozległo się stukanie. Łodefak, drżąc cały, klepał się raz po raz dłonią w szyję. Obydwaj usłyszeli głębokie westchnięcie.

 

– Przestańcie do cholery, przestańcie!- głos kierowcy nagle zmienił się, był bardziej mroczny i władczy.

 

– Nie przestawaj Czarek. Napierdalaj!

 

Autobus nagle zatrząsł się i chyba nawet uniósł. WyTyF poczuł spływający po nodze mocz. Wampir nagle pojawił sie tuż przy Łodefaku i zaryczał!

 

– Mówiłem kurwa żebyś przestał! Groza!

 

– Jaka groza?– wyjąkał Łodefak? Przestał klepać się w szyję i rozdziawił usta, widząc świecące czerwienią oczy wampira.

 

– Kurwa, jak pulsujesz – jęknął krwiopijca. Rozległ się trzask i w ciemności zaświeciły białe kły. – Nie wytrzymam, muszę….

 

Wampir nagle krzyknął, autobus z łomotem opadł na asfalt. WyTyF i Łodefak polecieli na podłogę.

 

– Jesteś tu! Kurwa, znowu tu jesteś, słyszę cię! Zostaw mnie w spokoju!

 

WyTyF szturchnął Łodefaka w ramię.

 

– Ty, co mu kurwa jest?

 

– Nie wiem, nawet mnie nie zahaczył. – Łodefak zebrał się na odwagę i podniósł z podłogi.

 

– Co ci jest, panie wampirze? Co tu sie odpierdala?

 

Wampir cofnął się i zawieszony w powietrzu, kłapiąc szczęką, patrzył na dwójkę didżejów przerażonym wzrokiem.

 

– Nie słyszycie? Jest tutaj, zawsze jest! Nic nie mogę zrobić!

 

– Kto tu jest? Gościu, czy ty aby nie jesteś psychiczny? Nie ma tu nikogo!

 

–Jest!- wrzasnął wampir. – Jest tu ostateczna groza! Nasłuchujcie!

 

Świsnęło i wampir znowu był przy szyi Łodefaka. Charcząc, zbliżał kły. W autobusie zrobiło się nagle bardzo zimno.

 

– Przepraszam, mógłbym cię puknąć w pupkę? – znikąd rozległ się uprzejmy głos.

 

– Dlaczego nie dasz naszej rasie spokoju! – wyjęczał zrezygnowany wampir, cofając kły.

 

– Ty, coś tu naprawdę gada– WyTyf strzelił Łodefaka w ucho. – Kurwa, co za materiał! Ej, wampirze!. Dawaj jeszcze raz! Kiełki do szyjki mojego kumpla!

 

Oszołomiony wampir spojrzał z niedowierzaniem na didżejów. I bardzo powoli zaczął sunąć w stronę szyi Łodefaka. Kły dotknęły pulsującej tętnicy.

 

– Przepraszam, czy mógłbym cię puknąć w pupkę?– znowu rozległ się cichy, uprzejmy głos.

 

WyTyF parsknął śmiechem. Łodefak wyszczerzył zęby.

 

– To groza– szepnął wampir. – Przestańcie się śmiać! To groza. Ostateczna groza znikąd!

 

Didżeje, jak na komendę, zarechotali.

 

– Groza – jebioza– wykrztusił WyTyF.

 

– Hej grozo!- krzyknął nakręcony Łodefak, trąc dłonią piekącą szyję. – Co powiesz na train? Ty pukasz wampira w pupke, ja ciebie w twoją niewidzialną dziurkę, a WyTyF, niech już mu będzie, mnie zacznie obłapywać! Pasi ci to?

 

– Bez kitu! Grozo jebiozo? Idziesz na taki układ?– zagaił WyTyF, ledwie dysząc ze śmiechu.

 

W powietrzu rozległo się sapanie. Jak gdyby ktoś nie mógł ukryć oburzenia.

 

– Eee….to ja przepraszam!- w uprzejmym głosie słychać było ślad histerii.

 

Coś dmuchnęło. Coś zawirowało.Didżeje poczuli unoszące sie na rękach włoski. Potem rozległo się ciche pyknięcie i nagle wszystko ucichło.

 

– Zniknęło– szepnął wampir po dłuższej chwili ciszy.

 

– Niby taka groza, a jak przyszło co do czego…– zaśmiał sie WytyF, nie kończąc.

 

Wampir uniósł się nad podłogę. Kły znowu wystrzeliły.

 

– "I rzekł profeta z Transylwanii: Groza , ostateczna groza stanie się przyczyną upadku, bądź rozrostu, do niebotycznych wyżyn– naszej rasy. I nie wie nikt, skąd groza nadejdzie" – wydeklamował, patrząc na didżejów roziskrzonym wzrokiem.

 

– No właśnie. Czy teraz, jak podziękowaliśmy grozie, możemy przejść do interesów? Do sedna sprawy?– zagaił WyTyF.

 

– Kurwa, ty naprawdę unosisz się w powietrzu! Ale hardkor!- nie wytrzymał rozentuzjazmowany Łodefak.

 

– Panowie– wampir odezwał się urokliwym głosem, patrząc z czułością na niezwykłą dwójkę. – Czego sobie życzycie?

 

WyTyF i Łodefak, szczerząc zęby, spojrzeli po sobie porozumiewawczo.

 

– Ja mam już tatuaż na jajkach.

 

–Ja skiknąłem na golasa na bungee.

 

– Rozumiesz mistrzuniu? Trzeba nam czegoś maksymalnie ekstremalnego.

 

– I myślimy, ze jesteś nam to w stanie zapewnić.

 

– No to do roboty! – zaśmiał się wampir. – Który pierwszy?

 

Łodefak splunął w prawą dłoń. Szyję wciąż miał zaczerwienioną. Patrząc wampirowi prosto w oczy, dwoma palcami zaczął uderzać w tętnicę.

 

 

---

 

 

 

Wanhelskiemu, ze starych przyzwyczajeń pozostały spacery po pustych ulicach, tuż przed wschodem słońca. Jeśli znało się odpowiednie miejsca i trasy, najłatwiej o tej porze można było upolować nieostrożnego wampira. Ale to należało już do przeszłości, spacerując usiłował przypomnieć sobie naładowane adrenaliną momenty. Teraz, wzburzyć mógł go co najwyżej przejeżdżający po zalegającej na szosie kałuży, zachlapujący mu brudną wodą nogawki spodni samochód.

 

Gdzieś w górze usłyszał jakiś dźwięk. Wcale nie dziwny. Kiedyś dobrze mu znany. Spojrzał szybko w górę. Zobaczył tylko trzy cienie, przeskakujące z budynku na budynek. W powietrzu rozbrzmiewało echo przerażającego śmiechu.

 

Nagle pożałował, że nie wziął ze sobą pistoletu na srebrne kule.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Początek niezbyt obiecujący, ale potem jest coraz lepiej. Wciąga i śmieszy. Ostateczna groza… Po prostu iks de iks de iks de XD. Dobrze to rozegrałeś. Dzięki za kawałek bezpretensjonalnej rozrywki :-)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

W sumie nie bardzo wiem, co sądzić o tym tekście. Przeszkadza mi to, że nie wiem, czy była ostateczna groza oraz, hm, grubiański sposób rozwiązania całej sprawy. Niezabawny, żeby nie powiedzieć – prostacki. Bo w sumie całość napisana jest tak, że czyta się nieźle. Postacie dj-ów są fajnie zarysowane. Ale jednak coś mi nie gra.   Jest troszkę potknięć interpunkcyjnych, osobliwie chaos spacjowy, literówek, a unoszenie do góry to masło maślane. Aha, i wielokropek ma trzy kropki, a nie cztery.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki za opinie! Już myślałem , że opko przepadnie między Cyceronami :) Jest "grube" , bo takie miało być, miałem świadomośc, że to tekst nie dla każdego. A "ostateczna groza"? Myslałem, że dość mocno zaakcentowałem, o kim można tak powiedzieć… Może gdybym didżejów uczynił discopolowcami? joseheim – a jesli chodzi o chaos spacjowy, to podpowiesz? Ostatnio ogarniałem myslniki, półpauzy, jakoś chciałbym to zebrać do kupy.

Cóż, nie wiem, czy to nie wina edytora, który tu czasem wariuje. Chodzi mi głównie o dialogi i brakujące spacje przy półpauzach. Tego typu: "– To groza– szepnął wampir." Bo po obu stronach myślnika powinna być spacja, a u Ciebie często wszystko się skleja.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A jak dla mnie trochę za dużo dialogów. Zwłaszcza w stosunku do cześci opisowych. Niemniej historia całkiem fajna ; )

No i spacje. Tylko i wyłacznie po przecinkach i kropkach. Nigdy przed.

Aha – ten typ "ostatecznej grozy" pasował fabularnie do didżejów. Ale myślałem też nad czymś w wersji "light",  w rodzaju: "Przepraszam, poszedłbyś ze mną do teatru na nowy spektakl Warlikowskiego?" :) Albo – "Może poczytalibyśmy razem "Morfinę?" 

Hehe.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Nowa Fantastyka