- Opowiadanie: Jankes97 - Persona non grata

Persona non grata

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Persona non grata

 

Za jakiekolwiek błędy, wybaczcie :) Miłej lektury :)

 

 

 

 

Rozdział I

 

 

Słońce grzało bardzo mocno. Horace i Tristan leżeli w trawie i obserwowali obóz koczowników ze wschodu. Obóz liczył trzysta namiotów. Horace wiercił się cały czas. Leżeli tam już co najmniej przez sześć godzin. W końcu Tristan się odezwał.

-Musisz się tak kręcić? – spytał irytująco.

– Jest tu strasznie niewygodnie! Nie ważne . Jak myślisz ilu ich tam jest?– odpowiedział Horace.

– Nie wiem, stawiam, że około tysiąc pięciuset piechurów i policzyłem sześćdziesięciu kawalerzystów. To jest oddział rozpoznawczy, rekonesans. Reszta ich armii przywlecze się za około cztery dni, może pięć dni.

Horace głośno gwizdnął.

– Chcesz żeby nas usłyszeli jełopie?!- powiedział żartobliwie Tristan, po czym wpatrzył się w obóz.

Horace wiercił się znowu, Tristan chciał już coś powiedzieć,ale nagle oboje usłyszeli tętent kopyt. Rozpoznali jeźdźca, wyszli mu na spotkanie. Horace z zadowoleniem wstał i przeciągnął się. Jeźdźcem był ich przyjaciel z oddziału rozpoznawczego, Ronald.

– Dowódca prosi o raport z sytuacji.

Tristan dał mu zwój papieru z raportem.

– Napisałem go godzinę temu, a do tego czasu nic się nie zmieniło– powiedział Tristan.– Jakieś cztery godziny temu z obozu wyjechało tuzin konnych. Jechali w stronę,z której przybyli.

– Dobrze więc, za dwie godziny wracajcie do zamku. Tam opowiecie dowódcy wszystko co widzieliście.– powiedział do Tristana i znudzonego Horace.

Następnie podali sobie ręce i Ronald odjechał. Horace z grymasem na twarzy położył się w trawie. Tristan też się położył z lekkim uśmiechem na twarzy.

-Co? – powiedział Horace.

-Nic, nic.-odpowiedział mu Tristan.

Horace pomyślał, że jeszcze przez dwie godziny musi się gapić na duże zbiorowisko białych namiotów.

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział II

 

 

 

Późnym wieczorem oboje wrócili do Zamku Cadarn. Horace zadowolony z siebie poszedł do kuchni. Całą drogę powrotną zanudzał Tristana jaki on jest głodny i ile zje jak wróci. Tristan tylko przewalał oczami na prawi i lewo. W tym czasie Tristan poszedł złożyć raport ustny dowódcy. Rozległo się głośne pukanie do drzwi.-Wejść!.– odpowiedziało głośne wołanie z gabinetu. Tristan wszedł do środka. Był tam Oswald, główny dowódca sił specjalnych Królestwa Magelfaru.

– Witaj Tristanie, co cię tu sprowadza?

– Miałem zgłosić raport z sytuacji ze wschodniej marchii.– powiedział Tristan.

– Ach… racja, ja będę pił herbatę,a Ty będziesz mówił.-powiedział rozbawionym tonem Oswald.

– Dobrze więc, przeszli przesmyk dzisiaj rano,bardzo szybko, zabili z łatwością nasze straże na granicy i osiedlili się tutaj.– wskazał palcem na mapie Tristan. Jest ich około tysiąc pięciuset piechoty i po dokładnym przeliczeniu sześćdziesięciu kawalerzystów.

Oswald podrapał się po brodzie myśląc.

-Musimy zebrać wojsko tutaj.– teraz on wskazał punkt na mapie.– Będziemy walczyć na otwartym terenie, bardzo dobrze się spisze tutaj kawaleria, w końcu stanowi trzon naszej armii, strzelcy też się przydadzą. Nie możemy przecież pozwolić, żeby jakaś cholerna banda koczowników panoszyła się od tak sobie po naszym kraju! Jutro pojedziesz do generała Yusufa i zawiadomisz go, masz tu list, on czeka na nasze rozkazy.– powiedział Oswald i podał Tristanowi list z rozkazami.

– Tak zrobię.– odpowiedział Tristan.

– Horace pojedzie z Tobą na pewno się ucieszy.– oboje uśmiechnęli się.– Ale najpierw zjedz coś i odpocznij.

-Tak jest ! I dziękuje Oswaldzie!

 

– To ja dziękuje,że wytrzymałeś piętnaście godzin z Horac'em i jeszcze za raport i informacje. Tristan potem wyszedł z gabinety z lekkim uśmiechem. Pomyślał, że od razu powie Horece'owi, że jutro z rana jadą do Midgardu przekazać rozkazy.

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział III

 

 

 

Tristan obudził się wczesnym rankiem. Zjadł śniadanie i poszedł do pokoju Horace'a. Był bardzo ciekawy, czy Horace jest gotowy do drogi, czy dalej się wyleguje w łóżku. Tristan zapukał do drzwi .

– No już,już! Przecież wychodzę, ile razy mam to powtarzać!!-odezwał się bardzo zbulwersowany głos.

– Horace to ja, Tristan. Po co się drzesz? Pukam pierwszy raz.– odpowiedział rozbawiony długowłosy mężczyzna.

– Aaa…to Ty. Wybacz , przed Tobą był tu trzy razy stajenny i prosił żebym już wychodził, bo Tristan już na mnie czeka gotowy do drogi w stajni. Wiesz coś o tym? .– zapytał szyderczo Horace.

– Ani trochę przyjacielu.

– Czemu tak wcześnie jedziemy? – spytał Horace.

– Im szybciej wyjedziemy tym szybciej będziemy w Midgardzie.– ten odpowiedział.

– No masz rację.

Po tych słowach oboje wyszli z pokoju i udali się w stronę stajni, gdzie czekały na nich wierzchowce, oraz stajenny Jack. Wsiedli na swoje konie i pojechali traktem wiodącym w stronę Midgardu,gdzie czekał na nich generał Yusuf. Przez długi czas podróży panowała cisza. Szlak, którym jechali był nudny, nic się nie działo, przez cały czas ciągnęły się pola i lasy, od czasu do czasu można było zaobserwować gospodarstwa rolników. Po sześciu godzinach w siodle zostało im do Midgardu jeszcze około dwóch godzin drogi. Tristan zastanawiał się jak długo Horace będzie milczał przez ich podróż. Jednak ich milczenie nie przerwał Horace,tylko głośny tupot nadchodzących z naprzeciwka żołnierzy. Towarzysze rozpoznali sztandary, był to oddział z Midgardu.

– Co oni tutaj robią?– spytał Horace .

– Zaraz się przekonamy.

Po czym podjechali kłusem do idącego oddziału piechoty. Kiedy się zbliżyli rozpoznali dowódcę pułku. Był to ich przyjaciel z dzieciństwa,Alex. Podczas gdy oni wybrali oddziały specjalne, to Alex postanowił zostać kadetem w Akademii Wojskowej w Midgardzie. Tam szkoleniowcy zauważyli jego talent strategiczny i przywódczy,do tego był bardzo dobrym szermierzem. Mógłby startować na corocznych zawodach o tytuł Czempiona Królestwa Magelfaru,ale twierdzi, że mu to wcale nie potrzebne. W boju ludzie pójdą za nim wszędzie. Alex również rozpoznał swoich dawnych towarzyszy.

– Witajcie przyjaciele! – krzyknął zadowolony Alex.

– Witam. – odpowiedzieli w tym samym czasie Tristan i Horace.– Zapewne zmierzasz do Zamku Cadarn?– ciągnął dalej Tristan.

– Tak,generał Yusuf kazał mojemu oddziałowi już ruszyć naprzód w razie gdybyście potrzebowali pomocy szybciej.

– Bardzo miło z jego strony.– wtrącił się Horace.

– W każdym razie,my jedziemy do generała z rozkazami.– powiedział Tristan.

– To dobrze,bo generał się niecierpliwi. Nie może się doczekać,aby skopać parę tyłków w boju.– odpowiedział Alex z wielkim uśmiechem.– To do zobaczenia przyjaciele!

Pożegnali się gestem dłoni i każdy ruszył w swoją stronę. Po dziesięciu minutach odezwał się Horace.

– Tyłek mnie już boli, zrobimy postój?

– Przecież staliśmy już jakiś czas temu.

– Ale ja muszę rozprostować nogi!

Tristan tylko przewalił oczami i przyspieszył kroku do galopu . Horace zrobił grymas i poszedł w ślady towarzysza, mamrocząc pod nosem.

 

 

 

 

 

Rozdział IV

 

 

 

– Nareszcie, już się zaczynam robić głodny! – powiedział zadowolony Horace na widok potężnych murów Midgardu.

– Dość szybko przyjechaliśmy, myślałem, że nam to dłużej zajmie,a tu popatrz już widać mury.

– Szybko? Dla mnie to były wieki!! -odpowiedział oburzony Horace.

Potem w drodze do stajni żaden się nie odezwał. Rozsiodłali konie i ruszyli za pułkownikiem do gabinetu generała Yusufa. Sam gabinet mieścił się w lewej wieży dziedzińca zamkowego na czwartym piętrze. Yusuf ustawiał znaki prowadzące do jego gabinetu tak, aby każdy mógł tam trafić bez problemu. Horace i Tristan wraz z eskortą szli schodami na czwarte piętro. Tristanowi wydawało się, że Horace coś mamrocze pod nosem idąc do góry,ale nie miał pewności. Nie przejął się tym, wolał podziwiać uroki zamku. Midgard to jedna z najpotężniejszych twierdz w całym Królestwie. Yusuf był panem zamku i dbał zawsze o jego porządek. Za zamkiem rozciągały się piękne ogrody wraz z fontanną i małym jeziorkiem. Kiedy Tristan przebywał w zamku, w wolnym czasie, to lubił chodzić do ogrodu i spędzać tam długie godziny czytając w ciszy i spokoju. Niestety teraz musiał przerwać swoje rozmyślenia, ponieważ wszyscy stanęli przed drzwiami gabinetu generała. Horace puknął Tristana w ramię mówiąc

– A ty co, zaspałeś? Trzeba zapukać, bynajmniej tak mi się wydaje.

Tristan otrząsnął się z marzeń i zapukał do wielkich drewnianych drzwi. Pułkownik z dwoma strażnikami stanęli dumnie na baczność, oczekując na wejście do gabinetu generała.

Rozległo się pukanie do drzwi … ale nikt nie odpowiadał,więc Tristan spróbował jeszcze raz. Niestety i tym razem była cisza. Chwycił za klamkę i lekko otworzył,chciał zobaczyć , czy ktoś jest w środku. Pułkownik powiedział, że nie ma innej opcji,aby generał był gdzie indziej. Tristan zajrzał przez drzwi do środka. Zobaczył jak Yusuf drzemię na swoim wielkim fotelu przy biurku. Horace z ciekawości też chciał zobaczyć co tam jest. Podszedł wraz z pułkownikiem i strażnikami bliżej drzwi. Ostatni ze strażników potknął się i poleciał na tych z przodu, Nagle wszyscy znaleźli się w gabinecie,robiąc straszliwy hałas. W tym samym czasie Yusuf zerwał się z fotela krzycząc:

– Co tu się dzieje do jasnej cholery!!!.– mówiąc to chciał wyciągnąć miecz z pochwy myśląc, że jest napadany,ale zobaczył znajome twarze.

– Paap…pep..pułk…– wybąkiwał Thomas.

– Ppppepe, co wy tam bredzicie pułkowniku?– spytał Yusuf.

– Pułkownik Thomas melduje przybycie posłów od generała Oswalda z Zamku Cadarn, Sir! – krzyknął sierżant,który stanął na baczność wraz z resztą strażników.

– To dobrze, ale mogliście zapukać, a nie wpadać tutaj jak jakieś stado dzikich wieprzy!- krzyknął zirytowany Yusuf.

– Pukaliśmy,Sir, ale spałeś.– wtrącił się Horace .

– Ja spałem!? Gdzie tam… jestem na służbie , mam dużo dokumentów do przejrzenia i podpisania!- powiedział oburzony, brodaty mężczyzna w średnim wieku.– Nie ważne , no dawać mi te rozkazy , bo mam jeszcze sporo pracy! – potarł ręce i sięgnął od Tristana list z rozkazami. Analizował go chwilę i w końcu powiedział z wielką aprobatą.

– No…Za dwa dni wymarsz!Pułkowniku każcie przygotować się żołnierzom. Idziemy skopać parę tyłków ze wschodu panowie !!!

 

 

Rozdział V

 

 

Generał Yusuf dwa dni później ogłosił wczesnym rankiem wymarsz,była to godzina 7.00. O godzinie 4.00 w wielkiej sali spotkań odbyło się zebranie oficerów dowodzących poszczególnymi oddziałami. Armia z Zamku Midgard liczyła sześć rot piechoty,cztery chorągwie kawalerii i jeden regiment ochotniczych strzelców, łącznie było: czterech rotmistrzów kawalerii, sześciu rotmistrzów piechoty i jeden pułkownik strzelców, ale na zebraniu było pięciu rotmistrzów piechoty, ponieważ Alex ze swoją rotą ruszył szybciej z Midgardu na Pola Talaulijskie. W tym właśnie miejscu cała armia Królestwa Magelfaru miała się zebrać. Horace nie miał ochoty brać udziału w naradzie,wolał się porządnie wyspać, dlatego chciał przekonać Tristana by poszedł sam, natomiast on pośpi sobie jeszcze do godziny piątej.

 

– Tristanie jak tylko ty pójdziesz, to chyba nic się nie stanie.– powiedział Horace.

 

– A Ty co zamierzasz teraz robić?

 

– No ja… yyy, muszę sobie naostrzyć miecz.

 

– Robiłeś to wczoraj wieczorem.

 

– Ale nie podoba mi się wczorajsze naostrzenie, osełka była dziwna. Opowiesz mi co było na zebraniu jak będziemy jechać.

 

– Rozumiem, jak tam sobie chcesz.– odpowiedział Tristan, wiedział , że Horace położy się spać jeszcze i wyszedł z komnaty uśmiechając się od ucha do ucha.

 

Po drodze Tristan spotkał pułkownika Thomasa, który również szedł na zebranie,Thomas dowodził strzelcami. Na swój widok skinęli głowami i w milczeniu poszli na salę obrad. Przed wejściem stali już wszyscy, oni byli ostatni. Generał Yusuf był w środku, a reszta czekała,aż każę rozpocząć naradę. W końcu generał kazał im wejść. Yusuf czekał aż wszyscy się usadowią na krzesłach.

 

– Na pewno każdy wie po co się zebraliśmy, a jeśli nie to zaraz przejdziemy do sedna sprawy.– zaczął mówić Yusuf.– Panowie,mamy poważny problem… Na nasze ziemie wkroczyli koczownicy nie pytając nikogo o zdanie:palą,mordują i rabują…Musimy temu zapobiec!

 

W tym momencie zapanowało spore poruszenie na sali. Lazar wstał i uniósł dłoń w geście uciszenia zgromadzonych. Lazar był rycerzem w poczcie Yusufa i jednym z najlepszych szermierzy w królestwie. Na ten gest zgromadzeni uspokoili się. Yusuf znów mógł mówić.

 

– Dziękuje Lazarze.– powiedział Yusuf. Lazar skłonił się.– O czym to ja…? Aa, no tak, osiedlili się tutaj,– wskaźnikiem pokazał miejsce na dużej mapie Królestwa.– My rozmieścimy nasze wojska tutaj, na tym polu, około dziesięciu kilometrów od nich, musimy ich wygnać z naszych ziem! Dokładne plany bitwy, a raczej takowa się odbędzie,bo wątpię,aby udało nam się przekonać tych dzikusów do pokojowego załatwienia sprawy poznamy później. W każdym razie taktyka bitwy będzie opowiedziana i rozplanowana już tam na miejscu. Sam Król Gunther nam ją przekaże. Teraz czekamy tylko na Generała…– i w tym właśnie momencie drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i pojawiła się w nim mroczna postać, w czarnej zbroi.

 

– Sir Malagant!- Krzyknął Yusuf.– właśnie o Tobie mowa przyjacielu.

 

Malagant nic nie odpowiedział,kroczył dumnie ku Yusufowi. Wokół Generała Malaganta krążyło wiele plotek i różnych historii, nie cieszył się najlepszą opinią wśród żołnierzy. Wielu twierdziło, że zna się na czarnej magii i wykorzystuję ją do czynienia wierzchowców swych rycerzy niezwykle sprawnymi i szybkimi. Wszystkie konie w jego oddziale odziane były w czarne kropierze ,a jego przyboczni nosili czarne zbroję. Tristan słyszał wiele opowieści o Malagancie,ale nigdy nie miał okazji go spotkać. Nigdy jeszcze nie widział tak lodowatego spojrzenia i mrocznego wyrazu twarzy. Malagant stanął przed wielkim krzesłem Yusufa i rzekł:

 

– Moi ludzie są gotowi do drogi.– powiedział chłodno Malagant.

 

Yusuf zmieszany wycedził.

 

– Ee… no dobrze, to nie widzę przeszkód żebyśmy już ruszyli. Pułkowniku proszę trąbić na wymarsz!

 

Z tymi słowy wszyscy wyszli z sali i ruszyli ku przygotowanych do drogi swoich wierzchowców. Po dwudziestu minutach byli już w drodze na Pola Talaulijskie. Na przedzie jechał Malagant ze swymi czarnymi jeźdźcami.

 

 

Rozdział VI

 

 

Podróż dla Horace'a jak zwykle była nudna. Jechali już trzy dni i nic się nie działo. Wydaje się, że Horace i Tristan to przeciwieństwa, Horace nie lubi wielkich podróży i zawsze narzeka na wszystko, natomiast Tristan dobrze się czuje w siodle i jest bardziej zmobilizowany od Horace'a, ale oboje stanowią drużynę, ponieważ są w Siłach Specjalnych Królestwa. Te oddziały w przeciwieństwie do regularnej armii zajmują się tym co regularna armia zrobić nie może lub nie potrafi, a zazwyczaj nie potrafi. Do oddziałów specjalnych nie dostaje się byle kto, każdy kadet musi przejść sześcioletnie szkolenie. Rekrutów wybierają mistrzowie z Akademii sił specjalnych,na drodze selekcji i dobierają im odpowiednie profesje na podstawie posiadanych przez ucznia umiejętności i predyspozycji. Możemy wyróżnić takie profesje jak np. szermierz, zwiadowca, łucznik, kusznik, szpieg, skrytobójca i negocjator. Kadet w ostatnim roku swojego szkolenia,czyli w szóstym, wybiera profesję, w której czuje się najlepiej i poświęca jej ostatni rok, aby na koniec toku nauczania zaprezentować swoje umiejętności czterem mistrzom, którzy sami spełniają służbę w profesji zdającego. Przejdźmy może już do teraźniejszości gdzie wojsko dzielnie maszerowało w miejsce zbiórki. Czarni rycerze wraz z Malagantem oddali się dosyć od reszty.

 

-Gdzie oni tak gnają?– spytał Horace Tristana, który jechał obok niego.

 

-Nie wiem, może nasze tempo z całą armią i ze wszystkimi wozami jest dla nich za wolne.

 

-Wolne ? Mnie tak strasznie tyłek boli, że sobie nawet nie wyobrażasz

 

-No niestety nie wyobrażam i wiesz, dobrze mi z tym.– odpowiedział Tristan z lekkim rozbawieniem.

 

-Bardzo śmieszne. Patrz,coś ich zatrzymało i jedzie w naszą stronę trzech jeźdźców.

 

Był to podoficer Dragan,przyboczny Malaganta. Zbliżył się do Horace'a i Tristana.

 

-Na drogę zwaliło się drzewo, moi ludzie w ciężkich zbrojach nie będą mogli go usunąć. Jesteście w oddziałach specjalnych więc chyba możecie się tym zająć.– powiedział Dragan z drwiną w głosie do obojga.

 

-Zwalone drzewo na drodze, ciężka sprawa Ci powiem.– opowiedział rozbawiony Horace.

 

Tristan spojrzał na niego tak jakby chciał powiedzieć żeby lepiej już nic nie mówił. Dragan popatrzył chwile na nich po czym odjechał. Tristan pokazał dwa palce uniesione do góry po czym pogalopował wraz z tuzinem jeźdźców z sił specjalnych zająć się zwalonym drzewem. Horace wymamrotał tylko pod nosem.

 

-Cholera…No pięknie. Teraz jeszcze dłużej w siodle muszę siedzieć.

 

Ludzie Tristana bez problemu usunęli przeszkodę, ponieważ są dobrze przygotowani do takich sytuacji. Pojechali od razu naprzód, przed całym konwojem, żeby upewnić się czy nie ma innych przeszkód. Horace natomiast rozmawiał z Lazarem przez resztę drogi. Na szczęście na inne przeszkody nie trafili. Pod wieczór widzieli już pierwsze namioty na Polach Talaulijkich. Horace odetchnął z ulgą widząc już swój cel. Zaczął szukać Tristana, ale długo nie musiał,bo wpadli na siebie.

 

-No nareszcie! Ja cie tyle szukam.-wysapał Horace.

 

-Przecież przed chwilą przyjechaliście, nawet piechota nie zdążyła jeszcze w całości wejść do obozu.

 

-Yyy… gdzie jest nasz namiot? Chętnie bym coś zjadł i jak trafić do polowej kuchni?

 

-Chodź,zaprowadzę cię do namiotu, pomożesz mi przygotować posłania, a potem razem pójdziemy do kuchni bo też jestem bardzo głodny.

 

Horace poszedł za Tristanem do namiotu, gdzie się rozpakowali, przygotowali miejsca do spania i zagospodarowali cały namiot. Namioty były dość spore, ten akurat był sześcioosobowy, ale Horace i Tristan mieszkali w nim sami.

 

-Król już jest, dziś będzie jeszcze zebranie, na które oczywiście zamierzasz iść?

 

-No tak, a co ty myślałeś? Podobno król już lekko siwieje, a ja chciałbym to zobaczyć.– powiedział do Tristana.

 

-Bardzo mi przykro to mówić, ale Króla jeszcze na tym zebraniu nie będzie,bo pojechał do Zamku Cadarn do Generała Oswalda.

 

-Przecież mówiłeś, że już tu jest.

 

-No bo formalnie tu jest, ma swój namiot rozłożony. Gwardia Królewska też się tu kręci, a oni tam gdzie nie ma Króla to nie przebywają, chyba to jest jasne, no nie? – powiedział Tristan z zadowoleniem, że mógł dopiec towarzyszowi.-Obecność gwardii królewskiej ma sprawiać pozory, że król jest w obozie, aby panował spokój, ale nic to nie daje, dlatego mam nadzieję,że Gunther wróci szybko,bo w obozie panuję straszne zamieszanie:rycerze chleją bez opamiętania, rekruci popuszczają w gacie ze strachu,doszło już do paru burd i pojedynków,a dowódcy nie umieją zapanować nad tym całym burdelem, a właśnie jeśli już o tym mowa słyszałem, że kolejka do wojskowego zamtuza ciągnie się stąd do zamku Cadarn!

 

-Hmm…Jak król wróci zrobi tu porządek.

 

W tym właśnie momencie do namiotu wszedł Dragan. Rycerz z pocztu Malaganta, z którym oboje mieli już do czynienia podczas podróży kiedy pojawiła się przeszkoda na drodze.

 

-Macie tu jeszcze miejsce? – spytał ich czarny jeździec.

 

-No mamy, możesz się tu usadowić.– Horace wskazał miejsce przybyłemu.

 

-Dzięki, a tak w ogóle to nazywam się Dragan.

 

-Ja jestem Tristan, a to jest Horace.

 

Dragan tylko pokiwał głową i zawołał dwóch rycerzy, którzy wnieśli jego bagaż, po czym wyszli. Następnie rozłożył bagaż i zaczął zdejmować zbroje. Tristan i Horace gapili się na niego jak sroka w gnat, po chwili Tristan szturchnął Horace'a i oboje wrócili do swoich zajęć, czyli Tristan do papierkowej roboty, a Horace do wylegiwania się na swoim posłaniu. Dragan poszedł w ślady Horace'a po zdjęciu zbroi. Tristan pokiwał głową, bo pomyślał, że kolejny leń mu się przytrafił do towarzystwa.

 

 

 

 

 

Rozdział VII

 

 

 

 

 

Nastał kolejny dzień. Zebranie z wczoraj przełożono na dzisiaj. Tristan i Horace zmierzali do namiotu obrad.

 

– Zebranie już się zaczęło? – spytał Tristan Gwardzistę Królewskiego,stojącego przed namiotem na warcie.

 

– Jeszcze nie, wszyscy czekają na Króla, lepiej się pospieszcie, by zająć miejsca.– odpowiedział mu gwardzista.

 

Tristan wraz z Horace'em weszli do środka, zebrał się tam kwiat rycerstwa Magelfaru i wszyscy dowódcy wojsk królewskich. Wśród nich byli: Generał Oswald, Yusuf, Malagant, Aradan, Nordri oraz Brian, a także wielu innych oficerów między innymi: pułkownik Thomas i rotmistrz Alex, który cieszył się sporym poważaniem u króla.

 

Tristan i Horace zajęli miejsca obok siebie. W tym momencie weszło do namiotu trzech gwardzistów królewskich i jeden herold który krzyknął donośnym barytonem:

 

– Król Gunther! Z łaski bogów król Magelfaru, ziemi andawari, banaheim,wielki książę Hymiri, pan i dziedzic Westiri!

 

Na te słowa każdy na sali skłonił się nisko. Po tym wszedł wysoki i barczysty mężczyzna, bardzo pokaźnej postury. Miał już lekko posiwiałe włosy, ale był jeszcze w pełni sił i zdrowia. Jego broda i wąsy były tak samo siwe jak włosy na głowie. Kobiety uważały go za bardzo przystojnego mężczyznę ,zresztą król słynął z licznych romansów o których jego żona nie miała pojęcia, bo ufała mu bezgranicznie. Każdy na tej sali darzył Gunthera wielkim szacunkiem i respektem, ponieważ sprawiedliwie i bardzo dobrze władał krajem, w towarzystwie swoich generałów czuł się najlepiej. Był znakomitym strategiem i taktykiem. Żołnierze bardzo go szanowali,a najbardziej za to, że zawsze z nimi stawał ramie w ramie w boju, tak też się miało stać teraz. Król bardziej uważał się za wojownika niż polityka ,ale zręcznie radził sobie w obu dziedzinach. Za nim wszedł jego syn, Książę Galahad,następca tronu. Był również pokaźnej postury jak ojciec, ale trochę mniejszy. Król zajął miejsce w środku na wielkim ,rzeźbionym tronie, obok niego po prawej usiadł Galahad,a po lewej Oswald. Po chwili Gunther przemówił.

 

– Witajcie przyjaciele, z jednej strony rad jestem, że was widzę.– w tym momencie wszyscy na sali zaczęli walić pięściami o oparcie krzeseł i krzyczeć radośnie, Król się uśmiechnął tak jak inni.– ale i z drugiej strony jest mi przykro, że musimy tu być, ponieważ przeleje się krew i zginie wielu ludzi co jest nieuniknione. Wczoraj wysłaliśmy do tych barbarzyńców emisariusza, z prośbą,aby w pokoju opuścili nasze ziemię. Dzisiaj rano wrócił koń z jeźdźcem bez głowy.– na sali zawrzało.– jest to znak.– kontynuował Król.– agresywności tych ludzi wobec nas, z ciężkim sercem muszę ogłosić,że bez przelewu krwi się nie obędzie. Pojmaliśmy jeńca dzisiaj rano, jak to się stało? Powiem wprost, nasi zwiadowcy natknęli się na niego jak srał w lesie.– wszyscy na sali wybuchnęli śmiechem i powtórzyła się czynność z waleniem pięściami o oparcia krzeseł, Gunther uniósł dłoń w geście uspokojenia zgromadzonych.– Został już przesłuchany, ale niewiele się dowiedzieliśmy, bo z niego twarda sztuka. Wiemy skąd pochodzą i dlaczego tu są, a mianowicie jak powiedział pochodzą z Dalekiego Wschodu, tak określają swoje krainy, a są tutaj, ponieważ zostali przepędzeni z rodzinnych ziem i szukają nowej ojczyzny. Inne Królestwa też miały z tym problem, teraz przyszła nasza kolej. Więcej nie udało się z niego wycisnąć. Macie jakieś pytania?

 

– Wiadomo ile ich jest dokładnie? – spytał Nordri.

 

– Około 1600 wojowników w obozie, ponoć jutro mają do nich dołączyć pozostali w liczbie dziesięć tysięcy ludzi.

 

Na sali rozległy się szepty i rozmowy.

 

– Nasza armia liczy około sześć tysięcy pięćset żołnierzy, mają przewagę liczebną.-odezwał się Aradan.

 

– Zauważcie przyjaciele, że to są ludzie bez ziemi, czyli wojownicy idą tutaj z całymi rodzinami, wozami i całym majątkiem jaki im jeszcze został.– powiedział Król.

 

– Jaką mamy pewność, że jeniec nas nie oszukał? -Spytał ponownie Generał Nordri.

 

– Nie mamy właśnie żadnej, jest duże prawdopodobieństwo, że nas oszukał, ale możemy się kierować tym, że ich liczba zmalała podczas ostatnich wojen, które toczyli z innymi Królestwami, więc ta liczebność, którą przekazał nam jeniec może się zgadzać.

 

– Czemu nie zaatakujemy ich teraz kiedy my mamy przewagę liczebną ?– wtrącił się Tristan. I na to pytanie odpowiedział mu Galahad.

 

– Chcemy żeby wszyscy się zebrali w jednym miejscu i dzięki temu zniszczymy ich raz na zawsze ,nie lubimy niepotrzebnego rozlewu krwi, ale oni sami wydali na siebie wyrok Iacta alea est!

 

Po krótkim milczeniu odezwał się Gunther.

 

– Taktyka bitwy jest jeszcze opracowywana,ale nie martwcie się panowie! My mamy regularną armię pełną dzielnych żołnierzy i kwiat naszego rycerstwa, a oni są zwykłą bandą dzikusów. Wiem ,że nie wolno nie doceniać wroga, ale my walczymy za ojczyznę dlatego z całą pewnością bogowie dadzą nam zwycięstwo! Na razie idźcie odpoczywać i przygotować ludzi do bitwy, która odbędzie się już niedługo.– powiedział Król.

 

 

Rozdział VIII

 

 

 

 

 

 

 

Wieczorem Tristan i Horace otrzymali zadanie rozeznania się trochę w terenie, gdzie będzie się rozgrywała bitwa. Mieli sprawdzić, czy ich wrogowie nie zastawili na polu jakiś pułapek lub innych rzeczy,a finalnym punktem zwiadu miało być inwigilowanie obozu przeciwnika. Po dwóch godzinach przeczesywania pola nie znaleźli żadnych pułapek, a dokładnie wykonywali swoją pracę. W końcu zbliżyli się do obozu barbarzyńców. Oboje usadowili się na niewielkiej górce gdzie mieli dobry widok na całe obozowisko, jeszcze nie było ciemno, więc problemów z widocznością nie mieli.

 

– Hmm… jest ich około dwóch tysięcy,a nie tysiąc sześciuset .– zauważył Horace.

 

– Też mi się tak wydaje. Mają już przygotowane wszystko na nadejście pozostałych. Wiesz, chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej.

 

– Co masz na myśli?– spytał Horace.

 

– Zejdę do obozu i spróbuję się czegoś dowiedzieć. Ty tu zostań i obserwuj mnie.

 

– Dobra, tylko uważaj na siebie, w razie kłopotów pójdę po Ciebie, bo samego cię w tarapatach nie zostawię.– powiedział Horace.

 

– Świetnie,poczekam aż się ściemni.

 

Czekali niewiele około czterdziestu pięciu minut. Następnie Tristan wstał i zaczął powoli schodzić na dół. Musiał bacznie uważać po czym stąpa żeby nie przykuć uwagi wartowników na skraju obozu. Niewiele było miejsc po drodze by się schować, ale w końcu dotarł do obozu. Po drodze musiał wyeliminować wartownika. Wepchnął mu sztylet w plecy kiedy on był odwrócony plecami i schował go w krzakach. Przebrał się w jego strój i ruszył odważnym krokiem do obozowiska. Czuł, że za łatwo mu poszło. Starał się walczyć ze strachem,bo przebywał we wrogim obozie zdany tylko na siebie. Podszedł ostrożnie do dwóch wojowników, którzy rozmawiali ze sobą przy ognisku.

 

– Vie vanlan gerey alan darn?– spytał jeden

 

– Va fal veydianoi darn galah.– odpowiedział drugi

 

– A więc mówią w starym języku. – mruknął do siebie Tristan.

 

Odszedł od nich, ponieważ nie mówili o niczym ważnym. Poszczęściło mu się, ponieważ zauważył kogoś w rodzaju dowódcy, a mianowicie dwóch i jakaś postać w kapturze. Tristan podszedł bliżej, tak blisko, żeby ich usłyszeć. Jeden z dowódców mówił do zakapturzonej postaci.

 

– Dostaniesz o wiele więcej jeśli wykonasz zadanie. – powiedział to i wręczył sakiewkę, która była dość spora, na pewno były tam pieniądze. Tristana zdziwiła ta sytuacja, ponieważ mówili w współczesnej mowie.

 

– Masz dokładnie określić stan armii twoich ziomków i nam go podać,oraz szczegóły taktyki, rozumiesz?– kontynuował dowódca.

 

– Nie martw się, wszystko będzie załatwione. Ruszę jutro przed południem.

 

Dowódca skinął głową i odszedł wraz z kompanem. Tymczasem Tristan ruszył za zakapturzoną postacią. Po chwili zatrzymał się, ponieważ śledzona osoba weszła do namiotu i kazała swojemu strażnikowi ,nie wpuszczać nikogo do rana. Tristan postanowił wrócić do Horace'a. Po drodze, podchodził do jakiś większych grup wojowników i podsłuchiwał, ale niczego ważnego się nie dowiedział.

 

– I czego się dowiedziałeś?– spytał zaciekawiony Horace.

 

– Niewiele, ale jedną wiadomość mam dość ważną.

 

– A mianowicie?– ponaglał Horace.

 

– Już, już. Mamy w obozie szpiega, albo zdrajcę.

 

– Co?Jak to?

 

– Podsłuchiwałem bardzo wielu ludzi. Wszyscy rozmawiali starym językiem, oprócz kilku osób. Dowódca z jakąś zakapturzoną postacią rozmawiał we wspólnej mowie. Prosił ją ,aby dowiedziała się wszystkiego o stanie naszej armii i o planach króla. Podczas tej rozmowy zakapturzona postać dostała wypełniony po brzegi mieszek, na pewno pieniędzy. Rozmowa też wskazywała na to, że to przekupstwo. Będziemy mieli problem, jeśli się nie dowiemy kto to. Chciałem iść za nim, bo myślałem, że wyruszy od razu i go dopaść, ale poszedł do swojego namiotu i zostawił na straży wojaka, a do naszego obozu przyjedzie jutro. Najlepiej będzie jeśli go schwytamy,wcześnie rano wrócimy tutaj i będziemy czekać,aż wyjdzie z obozu, wtedy wkroczymy do akcji.

 

– Wcześnie rano czyli kiedy? – spytał zażenowany Horace.

 

– Oj wcześnie,wcześnie…-powiedział rozbawiony Tristan.

 

 

 

Rozdział IX

 

 

 

 

 

Tristan i Horace wrócili na wzgórze bardzo wcześnie rano. Powiedzieli wartownikom, by nikogo nie wpuszczano do obozu co ułatwi sprawę, ale jeśli się nie będą czujni to szpieg znajdzie jakiś sposób na dostanie się do obozu.

 

– Kiedy on ma wyjechać?– spytał Horace, po czym ziewnął.

 

– Z tego co wiem to tak przed południem, czyli za sześć godzin.

 

Horace westchnął. Przez pięć godzin nic się nie działo. Horace kręcił się nerwowo i zdarzyło mu się przysnąć, za to Tristan czuwał cały czas. Nagle z obozu wyjechała czarna postać. Tristan szturchnął swojego kompana po czym powiedział.

 

– To on.

 

Obaj zerwali się szybko i ruszyli w stronę swoich wierzchowców.

 

– Weź go z lewej, ja pojadę z prawej.

 

Horace kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Szpieg nie wiedział co się święci. Oboje byli już po swoich stronach goniąc cel. Nagle szpieg obrócił się i zobaczył dwóch jeźdźców szybko zbliżających się do niego.

 

Przyspieszył, ale stracił nadzieję na ucieczkę bo jego prześladowcy byli szybsi. Obóz Królewski,do którego kierował się szpieg był niecałe trzy kilometry przed nimi. Szpieg nie skupił się na tym gdzie jedzie,patrzył się tylko w tył za goniącymi go jeźdźcami. Tristan był coraz bliżej szpiega,wyciągnął rękę, aby złapać wodzę jego konia ,ale nie udało mu się. Zakapturzona postać wyjęła miecz z pochwy, w tym czasie Tristan się z nim zrównał. Kiedy szpieg miał uderzyć mieczem Tristana, ten złapał go za rękę i zrzucił z konia,a szpieg pociągnął go za sobą. Oboje upadli na ziemię. Szpieg próbował się uwolnić z uścisku Tristana. Tristan puścił go oszołomiony bolesnym uderzeniem w nos. Zapowiadała się walka na pięści, ponieważ miecz szpiega leżał daleko,a on sam nie zdążył by po niego pobiec. Chodzili w kółko patrząc na siebie, w tej chwili przyjechał Horace, ale Tristan powiedział, że ma się nie mieszać. W końcu Tristan ruszył pierwszy, wykonał zamach, ale przeciwnik uchylił się podcinając mu nogi. Ten obalił się, ale szybko wstał i ruszył z kontrą, uderzając w brzuch rywala, który się skulił. Wyciągnął sztylet i zaatakował Tristana. Oboje padli na ziemie, Tristan siłował się z nim,ale szpieg był silny i ostrze było coraz bliżej jego twarzy. Nagle oboje usłyszeli tupanie i głosy. Zobaczyli, że otacza ich sama Gwardia Królewska,a do kręgu wszedł mężczyzna, który wyglądał na przybocznego Króla.

 

-W imieniu Króla i całego Królestwa Magelfaru aresztuję Cię! Poddaj się i pójdź z nami po dobroci. – odezwał się rycerz, mówiąc to do szpiega. Następnie podeszło do niego dwóch gwardzistów i mocno odciągnęło od Tristana, spętali mu ręce i bez słowa odprowadzili.

 

– Dobrze się spisaliście, szukamy tego człowieka już parę miesięcy, to morderca i zdrajca Królestwa, który zamordował komesa Wracimira po czym uciekł zabijając przy tym kobietę, która próbowała go zatrzymać. Odpowie teraz przed trybunałem koronnym i najpewniej zostanie powieszony za to co zrobił,a zrobił wiele złego. Wracajcie do obozu i tam odpocznijcie, bo Król Gunther będzie chciał Wam osobiście podziękować.

 

– No to pięknie, kolejny dobry uczynek. – powiedział Horace kiedy rycerz już od nich odszedł

 

– Wracajmy do obozu.– odpowiedział mu Tristan.

 

 

 

Rozdział X

 

 

 

– Panowie dzień bitwy nadszedł– zaczął Król – strategia bitwy będzie prosta, ustawiamy się tutaj – wskazał palcem na mapie – I, II, IV i V pułk włóczników ustawi się na przedzie, ale jeszcze przed nimi ustawiają się ochotniczy strzelcy. Na flankach staną piechurzy i pawężnicy Generała Aradana. Natomiast tutaj ustawią się hufce kawalerii pod dowództwem Generała Malaganta. Na pewno mają sporą przewagę liczebną, ale my mamy doświadczoną i zdyscyplinowaną armię. Będziemy walczyć w zwartym szyku, tak żeby nie mogli się przebić. Powinniśmy ich wykrwawić przy pierwszym ataku, w drugiem etapie będziemy walczyć już w rozproszeniu. Proszę Malagancie byś ze swymi chorągwiami ukrył się w lesie i czekał na sygnał, najpewniej zaatakujecie w drugim natarciu, by rozgromić ich doszczętnie. Jeżeli sytuacja będzie dla nas niekorzystna to wezwiemy was szybciej. Rozkazy będę wydawał osobiście na polu bitwy poprzez adiutantów. Proszę takowe rozkazy od nich wykonywać. Czy są jakieś pytania? Nie…? W takim razie do dzieła panowie i niech Bogowie nam sprzyjają dzisiejszego dnia!

 

Wszyscy wstali, pokłonili się Królowi, poczekali aż wyjdzie wraz z Gwardią,po czym sami wyszli z namiotu. Horace szedł z Tristanem do namiotu po raz ostatni.

 

– Co myślisz o tej taktyce? – spytał Horace

 

– Wszystko okaże się podczas bitwy,znam Gunthera, lepsze taktyki opracowuje już podczas samej bitwy, kiedy wie co się dzieje.

 

– Masz rację.

 

Dźwięk rogu rozbrzmiał na cały obóz. Oddziały uformowały się się przed nim w formację bojowe, gotowe do walki. Żołnierze stali jeszcze chwilę bez ruchu,a dowódcy motywowali ich do boju. Nagle rozległ się bardzo donośny okrzyk.

 

– NAPRZÓD…. MARSZ!!!

 

Wszyscy w tym samym momencie zrobili pierwszy krok, a potem kolejne podchodząc do linii gdzie będą zmagać się z przeciwnikami.

 

Rozlegał się bardzo donośny tupot,odgłosy zbroi i stali,a kurz zakrywał maszerujących żołnierzy. Tym odgłosom towarzyszyło walenie doboszów w werble i bębny,oraz głośne dźwięki rogów, by zmotywować żołnierzy do walki. Wszyscy posuwali, się dość szybko w wyznaczone miejsce.

 

Tristan i Horace maszerowali wraz z rotą piechoty, ponieważ byli jedynymi członkami oddziałów specjalnych biorącymi udział w bitwie. Po chwili rozległ się ten sam donośny głos i dźwięk rogu.

 

– WSZYCY…. STAĆ!!!

 

I wtem wszystko ucichło, tupot, bębny, brzęki stali. Wszyscy stanęli w bezruchu, a sprzed tłumu na białym rumaku wyjechał Król Gunther wraz ze swoim synem Galahadem i Generałem Oswaldem. Popatrzył się po swoich żołnierzach po czym krzyknął,do wszystkich.

 

– Dokąd cholera zmierzamy??!

 

– NA BITWĘ!!!! – odpowiedziało mu tysiące gardzieli.

 

– Po co zmierzamy??!

 

– PO ZWYCIĘSTWO!!! – i znowu Król doczekał się odpowiedzi.

 

– Jak będziecie dzisiaj walczyć?!

 

– DO KOŃCA!!!!!

 

– Włócznie pójdą na przód, tarcze pójdą w drzazgi. Galahadzie weźmiesz prawą flankę do boju, ty Oswaldzie lewą . Naprzód ! Nie bać się wrogów! Dalej, do boju, nie bać się śmierci ! Bogowie bądźcie dzisiaj z Nami!!!

 

Z tymi słowy pogalopował wzdłuż linii swoich ludzi, którzy radośnie wiwatowali,uderzali bronią w tarczę,bili w bębny i śpiewali pieśni na chwałę bogów wojny. Przeciwnicy już dawno się ustawili po przeciwnej stronie i czekali. W liniach Królewskich znowu rozległ się głos,to był tak zwany bitewny ''krzykacz''.

 

– Łucznicy na pozycje! Stopień trzeci. Dwieście metrów.

 

Łucznicy ustawili się i czekali na dalsze rozkazy.

 

– Czemu oni stoją i nic nie robią.-spytał Nordri Króla

 

– Czekają aż zrobimy pierwsi ruch, są przekonani, że nasze strzały ich nie dosięgną.– odpowiedział Król.

 

Gunther podniósł rękę. Na ten znak łucznicy wzięli strzały i założyli je na cięciwy.

 

– 200 metrów,brak wiatru, napięcie 100cm,WYKONAĆ!!!- krzyknął dowódca łuczników.

 

Król miał podniesioną rękę przez cały czas i czekał aż łucznicy wykonaj rozkaz. Rozkaz wykonany. Władca machnął ręką.

 

– STRZELAĆ!!!

 

W niebo poszybowały setki strzał i po chwili trafiły celu. Linie wroga zaczynały opadać,ludzie ze strzałami w ciele padali martwi jak kłody na ziemie.

 

– Vas varidian drian!! ( Niech to szlag!!) – krzyknął Grolflan, przywódca koczowniczego plemienia.– dosięgnęli nas, wysłać do ataku pierwszą linie.

 

Rozbrzmiał dźwięk rogu i koczownicy ruszyli do ataku.

 

– O to mi chodziło, brak jakiejkolwiek taktyki.– powiedział Król do Aradana.

 

Łucznicy oddali drugą salwę, która po chwili trafiła w cel. Chorąży stojący przed łucznikami wykonał chorągiewką znak X, łucznicy schowali strzały do kołczanów,odwrócili się i ruszyli na tyły biegiem. Po wycofaniu się łuczników,Alex wykrzykiwał rozkazy.

 

– Formacja ''jeża'' utworzyć!!

 

Żołnierze wystawili w pierwszych szeregach włócznie do przodu, żeby wystawały jak najdalej, by przeciwnik wbiegając nadział się na nie. Słychać było odgłosy krzyczących barbarzyńców, którzy biegli jak szaleni na naszpikowanego włóczniami ''jeża'', którego mieli przed sobą. Jeszcze chwila, a bitwa rozpocznie się pierwszymi trupami.

 

– NAPRZÓD… MARSZ!!!- krzyknął Alex, po czym ''jeż'' z wolna ruszył do przodu,zagrzewany trębaczem,który dawał z siebie wszystko, żeby podnosić morale. Alex krzyczał do żołnierzy motywując ich do walki.

 

Starli się, Koczownicy wbiegli w nich z pełnym impetem,większość nadziała się na włócznie,ale i też niektórzy dotrwali do walki z żołnierzami już na bardzo bliską odległość. Ale magelfarczycy pchali ich tarczami…pchali jak najmocniej, by jak najwięcej nadziewało się na ich włócznie.

 

– STAAAĆ!!!- Alex,znowu krzyknął.

 

Żołnierze zatrzymali się i dźgali włóczniami,przeciwnicy padali jak muchy. Nie mogli się dostać do formacji wroga,by ją przełamać.

 

– Posłać III i IV kolumnę.– powiedział Grolflan.

 

Wojownicy przedzierali się do włóczników i powoli im się to udawało, zaczynała się walka na miecze. Cieli ich z góry, by przełamać wielkie tarcze magelfarczyków, padały już pierwsze trupy żołnierzy Króla.

 

– Pchajcie mocniej, pchajcie!!! Nie dać się do cholery!!!- wykrzykiwały jakieś głosy.

 

Żołnierze cieli z góry, raz z boku i znowu z góry. Koczownicy zaczęli podcinać włóczników z dołu atakując nogi, zmuszając wrogów do upadnięcia i przełamania szyków. Zaczęła się potyczka twarzą w twarz. Krew lała się strumieniami, w górę zaczęły latać głowy, bojowe okrzyki wojowników mieszały się z potwornymi jękami rannych i umierających, oraz z panicznymi wołaniami o pomoc. Niektórzy przerażeni żołnierze próbowali uciekać, ale nie było dokąd,tłok i ścisk był zbyt wielki. Uderzenia ogromnych toporów barbarzyńców nie były możliwe do sparowania, z łatwością przebijały tarczę zarówno drewniane jak i metalowe. Żołnierze ślizgali się na własnych flakach,barbarzyńcy byli pijani, ci z żołdaków ,którzy stali w pierwszej linii czuli potworny smród bijący od nietrzeźwych dzikusów. Alex motywował żołnierzy do walki,ale ich morale stale spadały. Stanowili regularną armię, ale atak pijanych ,oszalałych rządzą mordu i krwi,w większości nagich dzikusów wywoływał w nich paniczny strach. Horace i Tristan walczyli obok siebie, Horace robił za tarczownika i osłaniał Tristana przed uderzeniami wroga. Walka zrobiła się bardzo wyrównana, wznosiły się tumany kurzu,trupów pod nogami było mnóstwo,przez moment zrobiło się tak mrocznie,że nie było widać kto wróg,a kto swój. Szyki włóczników załamywały się,król liczył,że wytrzymają dłużej,ale nawet Alex nie był w stanie wspierać nadal swoich ludzi. Byli tacy którym udało się zdezerterować, ale od razu ginęli pod ciosami barbarzyńskich toporów, ci którzy pozostali w szyku wiedzieli, że walczą o przetrwanie dlatego siekli koczowników przepełnieni panicznym strachem i z jednym marzeniem – przeżyciem tego koszmaru.

 

– Wysłać wsparcie, są już zmęczeni niech piechurzy zaatakują z flanki i wzmocnią morale włóczników.– powiedział Król do Aradana, po czym Aradan pobiegł do swoich ludzi i poprowadził ich do boju.

 

Piechurzy szybko okrążyli wojowników i znaleźli się na ich prawej flance, następnie z głośnymi okrzykami zaatakowali swych przeciwników. Szala zwycięstwa przechyliła się na korzyść armii Królewskiej, koczownicy zaczynali panikować i nie wiedząc co robić przepychali się nawzajem i walczyli ze śmiercią. Nowa nadzieja wstąpiła w włóczników i zmobilizowani okrzykami Alexa,który odzyskał nad nimi kontrolę rzucili się na wroga. Krew tryskała po twarzach i zbrojach żołnierzy obu stron. Koczownicy zaczęli uciekać do swoich linii, a wojska Magelfaru przegrupowywały się.

 

– Merda!! (Cholera!!) – krzyknął Grolflan.

 

– Musimy się przegrupować inaczej nasi będą padać jak muchy.

 

– I tak zrobimy, oni się teraz grupują, świetna okazja by zaatakować z całą mocą. Vie al zahr veidnai!!!.– krzyknął przywódca.

 

Cała armia wraz z ich hersztem ruszyła od razu do ataku na wojska Królewskie.

 

– Panie,atakują nas, nie jesteśmy jeszcze przegrupowani!!!-krzyknął do króla adiutant przysłany od generała Aradana.

 

– Widzę, uformować to co jest możliwe, wkraczam na pole!PANOWIE KOMU OJCZYZNA MIŁA ZA MNĄ!!!

 

Gunther zadowolony machał mieczem,przeklinając plugawię wrogów ,był tak pochłonięty bez reszty tym zajęciem,że nawet nie zauważył czy odział pogalopował za nim. Rycerze byli trochę skonsternowani,król był już dość daleko, a oni zostali. W końcu generał Nordri wydał komendę i gwardia w euforii ruszyła, aby dogonić króla, a w głowie generała Nordriego rodziła się jedna myśl „Bogowie i ten kretyn nami dowodzi”

 

Żołnierze zrobili prostą linie. Następnie Alex wykrzyczał:

 

– ATAK, za Królem!!!

 

Król zadowolony gnał przed siebie, Generał Nordri wraz z gwardią usiłował go dogonić,ale Gunther był zbyt daleko. Ciągle krzyczał „BIĆ SUKINSYNÓW LUDZIE”, a generał Nordri znowu pomyślał „Z kim ja do cholery pracuję?! Ten kretyn z bożej łaski zaraz zginie”.

 

Wszyscy ruszyli za królem w stronę przeciwnika. Zaraz mieli wbiec w siebie i tak też się stało… Wszyscy wbiegli w siebie z pełnym impetem szarży i siły jak jeszcze została. Rozpoczęła si krwawa walka, teraz już o wszystko. Walka trwała dobrą godzinę, ludzie ginęli po obu stronach równo,szanse były wyrównane. W końcu wojska dobiegły do króla ,który o dziwo przeżył szaleńczą szarżę. Nagle Tristan zauważył wodza, która wynajął szpiega, pojmany. Był to sam Grolflan.

 

– To Ty!- krzyknął Tristan do niego.

 

– Nie znam Cię chłopcze i nie mam zamiaru poznawać, teraz umrzesz.

 

Oboje skrzyżowali miecze, następnie herszt wykonał zmyłkę i zamiast zaatakować z góry, zaatakował z boku, Tristanowi udało się sparować cios, szczęściem. Wykonał kontrę z boku, odbita. Pojedynek parowania mieczami, Tristan chciał zmęczyć wielkiego przeciwnika i osiągał rezultat. Grolflan wiedział o tym, że się już zmęczył i to nie dobrze, że przy jednym przeciwniku. Zamachnął się od góry i przeszedł na dół, wyrywając miecz Tristanowi z dłoni, który upadł na ziemię.

 

– I co? Było się pchać do tej bitwy? To nie jest miejsce dla chłopców.– powiedział pewny siebie herszt.

 

Po czym wykonał ostatni ruch… lecz Tristan obrócił się wstał zwinnie na nogi, wyjął szybkim ruchem sztylet i wbił go w szyję Grolflana, który z niedowierzaniem patrzył się na Tristana. Zwalił się na ziemię jak kłoda, był to jego koniec, Tristan także upadł, był raniony na tułów. Bitwa jeszcze nie była wygrana, żołnierzy Magelfaru było coraz mniej, a koczownicy jak byli tak byli dalej.

 

– Już czas!!- krzyknął Król do trębacza, który wziął głeboki wdech i tak mocno dmuchnął w róg,że pomimo wojennego chaosu każdy usłyszał ten odgłos. Z lasu dobiegła odpowiedź na wezwanie, jak szarańcza z lasu wyjechało mnóstwo konnych zakutych w czarne zbroje po same uszy. Wywołało to wśród barbarzyńców panikę,zaczęli uciekać gdzie popadnie, lecz to był błąd, bo padali przy tym jak muchy. Kawaleria wpadła z impetem na uciekających dzikusów. Kilku dowódców koczowników, próbowało uformować szyk,aby zatrzymać pędzącą konnice. Oddział Malaganta wbił się w prowizoryczny mur tarcz, ale koczownicy wiedząc, że walczą o przetrwanie, walczyli desperacko i zaciekle. Konie stratowały wojowników. Koczownicy wykrzykiwali ''Poddajemy się'', ale wojska magelfarskie nie słuchały panicznych okrzyków koczowników. Jeden z jeszcze żywych dowódców barbarzyńskich zwalił z konia Malaganta, po czym chciał go dobić, ale mroczny rycerz przeturlał się w bok i uniknął pchnięcia. Barbarzyńca podszedł do niego jeszcze i zamachnął się toporem, ale nagle…. wbiegł w niego generał Nordri,przewracając olbrzyma. Ten wstał i otrząsnął się z szoku. Podszedł do Nordriego i zamachnął toporem, ten odbił z trudem tarczą cios. Kolejny cios z góry,tarcza przełamała się na dwie części. Nordri upadł,rzucił w olbrzyma kawałkiem tarczy, rozbijając mu nos, dało mu to czas na podniesienie się z ziemi. Koczownik upuścił topór i złapał się za złamany nos, wtem nadjechał Galahad na koniu i ściął mu głowę jednym uderzeniem.

 

– Zwycięstwo!! Mamy zwycięstwo!!- wykrzykiwały jakieś głosy wśród wojennego zgiełku. Ostatni koczownicy uciekali do swoich rodzin w popłochu. Tristan nie mógł w ogóle znaleźć Horace, ponieważ podczas drugiego ataku rozdzielili się. Po dziesięciu minutach szukania znalazł go, siedział i jadł na kamieniu pod,którym leżało mnóstwo trupów koczowniczych barbarzyńców.

 

– Rozumiem, że to Twoje ofiary?– spytał ucieszony na widok przyjaciela Tristan.

 

– A jakże, to wszystko moje, pozwoliłem sobie już coś zjeść, ponieważ zgłodniałem od tego machania mieczem.

 

– No tak, nie dziwi mnie to.

 

– Rozumiem, że bitwa wygrana?– spytał Horace

 

– Tak, mamy zwycięstwo.

 

Podał rękę Horace'owi i pomógł mu wstać. Następnie poszli dowiedzieć się czegoś od swoich dowódców. Po drodze zauważyli Dragana, który poił swojego konia.

 

– Piękna szarża z waszej strony.– zwrócił się do niego barczysty rycerz.

 

– Ano tak, nie daliście Nam choć trochę zabawy.– odpowiedział mu żartobliwie czarny rycerz.– piękna bitwa, piechota dzielnie walczyła.

 

– Pięknie, ponieśli duże straty, bardzo duże.– wtrącił się Tristan.

 

– Chodźmy do dowódców, liczą straty i omawiają dalsze posunięcia.– powiedział Dragan i we troje poszli na zebranie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

     Aitorze, przynajmniej popraw edycję tesktu i polikwiduj  te okropne czarne dziury. 

Wybacza się co, nie za co. Miłą ta lektura, niestety, nie będzie --- zbędne spacje przed znakami zapytania, wykrzyknikami, brak spacji w innych miejscach, kiepski zapis dialogów, no i te czarne dziury na trzy czwarte ekranu... Przejrzyj, popraw, co zdążysz przed upływem czasu edycji.

Dobra. Poprawiłem interpunkcje i oraz zlikwidowałem czarne dziury. Mam nadzieje, że teraz będzie dobrze lub lepiej. Nie lubię pisać na komputerze, bo raz napiszę tak, a raz tak, wolę ręcznie pisać, ale mniejsza. Na moje dialogi są fajne i wcale nie są kepskie, ale nie przyczepiam się do opinii :). Jest to moja pierwsza taka na poważnie napisana praca, więc proszę to też wziąć pod uwagę, a także pierwszy raz wrzucam takie coś do interentu.

Jankesie, hmm, Twoje opowiadanie dopiero przejrzałem, dokładna lektura jeszcze przede mną, a Ty już mnie zniechęcasz do niej swoim butnym komentarzem. Żeby nie być gołosłownym: "- Merda!! (Cholera!!) - krzyknął Grolflan." to NIE jest fajna wypowiedź. Nawias jest niepotrzebny, dwóch wykrzykników nie używa się, a na to wszystko "Merda" to polski czasownik, "merdać" w czasie teraźniejszym, w trzeciej osobie liczby pojedynczej. A nie francuskie przekleństwo;)

Nie chciało mi się wypisywać wszystkich błędów. Pomijając milion literówek i fatalną interpunkcję, oto co znalazłem w dwóch pierwszych rozdziałach:

Rozdział 1 - niedługo dojdzie do tego, że rozdziały będą krótsze niż jedno zdanie. Jesteś w awangardzie tej mody.

przez sześć godzin - od sześciu godznin.

-Musisz się tak kręcić? - spytał irytująco. -> spytał zirytowany
- Jest tu strasznie niewygodnie! Nie ważne . Jak myślisz ilu ich tam jest?- odpowiedział Horace. -> Tu jest... Nieważne

policzyłem sześćdziesięciu -> naliczyłem sześćdziesięciu

 za około cztery dni, może pięć dni. -> za dużo "dni"

Horace głośno gwizdnął. 
- Chcesz żeby nas usłyszeli jełopie?!- powiedział żartobliwie Tristan -> ja bym go zamalował w ten durny ryj, a nie mówił żartobliwie. Mało przez kretyna nie zginąłem.

powiedział do Tristana i znudzonego Horace -> Horace'a

Późnym wieczorem oboje wrócili -> obaj wrócili

Tristan tylko przewalał oczami na prawi i lewo. W tym czasie Tristan poszedł złożyć raport ustny dowódcy. -> poszedł w czasie przewalania? Ech, nie będę nawet pisał nic złośliwego...

osiedlili się tutaj.- wskazał -> osiedlili? Yyy, może o to Ci chodziło, w sumie to tutaj nie jestem pewien, ale czy przypadkiem nie chodziło o wroga armię? Bo jeśli tak, to armie się zwykle nigdzie nie osiedlają.

- Horace pojedzie z Tobą na pewno się ucieszy.- oboje uśmiechnęli się.- Ale najpierw zjedz coś i odpocznij. -> obaj, nie oboje. Co Ty masz z tymi uśmiechami?

Tristan potem wyszedł z gabinety z lekkim uśmiechem. -> nie przesadzasz z uśmiechaniem się? No tak, teraz wyjdę na ponuraka...

Ogólnie rzecz biorąc, z treści Rozdziału 2 wynika dla mnie, że dowódca Oswald był ojcem, wujkiem, dziadkiem lub kochankiem Tristana.


Jankesie, nie przeczytałem już dalej. Twoje opowiadanie to klasyczny, konkursowy przykład grafomanii. Poczytaj (świadomie, uważnie) klasykę literatury światowej, na pewno to Twojemu pisarstwu nie zaszkodzi. Pozdrawiam!

Pamiętam swoje pierwsze opowiadania, których też tak butnie broniłem. Jeżeli wrzucasz coś do internetu, a szczególnie na taki portal, musisz liczyć się z konstruktywną krytyką. Poza tym, krytyka cenniejsza niż złoto. Możesz mi wierzyć. A co do Twojego tekstu, to widać, że zaczynasz. Wiele powtórzeń. Niezbyt plastycznie utworzone zdania. To co napisałeś przeczytaj na głos i opanuj emocje. Najpierw posiedź nad tekstem, popraw a później wrzuć. Nie będę mówił już o wcześniej wspomnianych błędach. Technicznie jest po prostu blado. Pracuj a będzie dobrze : )

Heh, widzę, że kiepsko. Tak to już jest, gdy się ma swoje początki :). Zjechaliście ją równo xd. Hmmm.... nie wiecie ile ja nad tym opowiadaniem przesiedziałem godzin sprawdzając wszystko, gramatyczność, ortografię, interpunkcje oraz nad sensami zdań. Po prostu nie lubię pisać na komputerze, bo raz napiszę tak, a raz tak, myli mi się, jestem tylko człowiekiem i mam do tego prawo :) Jeśli chodzi o słowo "Merda", wziąłem z włoskiego, a nie z francuskiego, czy z polskiego. Po włosku znaczy to "gówno" bodajże, a tutaj zmieniłem jego znaczenie, jak może ktoś się dopatrzył, występuje tutaj zmyślony język i to właśnie słowo pochodzi stąd. Przyznam, że robię mnóstwo powtórzeń, język polski jest na tyle głupi (oczywiście moim zdaniem), że czasami wymusza to powtórzenie, albo trzeba tracić czas na wymyślenie czegoś innego i zmienić przez to całe zdanie. Mam nadzieje, że ogólnie opowiadanie pod względem fabuły nie było takie złe, bo jak na razie krytykujecie moją pisownie na komputerze, czego cholernie nie lubię. Pozdrawiam.

     Fabuła jest do przerobienia... Leżą w trawie --- po to, aby ich nie widziano i nie słyszano. Dobra. Przybywa jeździec. Wstają, gadają, dają list. Widać ich, może nie jak na dłoni, ale widać.  A jeżeli zachowują się tak, jak zachowali, to chyba jednak z obozu ich  nie widać. A potem znowu kladą się  w trawie.

     Po co?

     Nielogiczne. Albo scena przybycia jeżdzca napisana źle... A to pierwszy rozdział. Nadal szwankują  spacje...

     Pozdrówko.

Zapoznaj się konecznie z wątkiem z poradami dla piszących:

 

http://www.fantastyka.pl/10,4550.html

Dobra, to ja się wycofuję z tamtego przekleństwa.

 

Dla formalności, ja akurat nie krytykowałem Twojej "pisowni na komputerze", tylko zły dobór słów. I, wiesz z jedną rzeczą muszę się zgodzić: to całe pisanie zajmuje trochę czasu. Na szczęście nie jest obowiązkowe:)

 

A, jeszcze jedno - musisz zrozumieć, że wrzucając tu opowiadanie prosisz uniżenie (nawet jeśli tego wprost nie wyrażasz) o poświęcenie mu kilku-kilkunastu minut czyjegoś życia. Jeśli dodatkowo Czytelnik będzie miał chwilę czasu i świetny humor, może nawet skomentować. Za co należy mu się podziękowanie. Może nie po każdym komentarzu, ale co trzy-cztery to już by wypadało. Jankesie, piszę to, żebyś nie dostał ochrzanu, albo - co gorsza - żeby Cię ludzie tutaj nie zaczęli ignorować.

 

Jeśli chodzi o Twoje rozżalenie brakiem komentarzy odnoszących się do treści: może się jeszcze pojawią, nie mam pojęcia. Od siebie mogę Ci powiedzieć, że Twoje opowiadanie czyta się, z powodu kiepskiego języka, trudno. Bardzo trudno. Po co mam się męczyć, jeśli wszystko wskazuje na to, że zwyczajnie nie warto? O, mam pomysł. Napisz coś znacznie krótszego. Takiego na dwa tysiące znaków. Wtedy nawet jeśli będzie napisane fatalnie, łatwiej będzie mi doczytać do końca i (d)ocenić pomysł. OK?

Nikogo się nie czepiam za skrytykowanie pisowni :). Nawet i dobrze, że to wypominacie, bo następnym razem będzie lepiej :)

Jankesie, napisałeś w komentarzu:  język polski jest na tyle głupi (oczywiście moim zdaniem), że czasami wymusza to powtórzenie, albo trzeba tracić czas na wymyślenie czegoś innego i zmienić przez to całe zdanie.  

Język polski jest tak bogaty, że poza powtórzeniami celowymi niemal zawsze można uniknąć mielenia w kółko tego samego słowa czy zwrotu. Wyszukanie synonimu żadną stratą czasu nie jest --- poszerzy zapas słów.

Dlatego napisałem "moim zdaniem" i moim zdaniem język polski wcale nie jest bogaty. W większości utrudnia sprawę i ma beznadziejne, NIEKTÓRE przepisy, są bo są. Takie jest moje zdanie.

To w takim razie radzę zaopatrzeć się w Słownik Synonimów i Antonimów. Pewnie wtedy zmienisz zdanie. Skoro przesiedziałeś tyle godzin, to średnio widać efekt. Musisz doszkolić warsztat techniczny. Nikt nie wytyka błędów z przyjemności. Rozumiem, że to Twoje pierwsze dziecko i go bronisz, ale po dziesięciu opowiadaniach dotrze pewnie do Ciebie, że TO akurat nie jest wybitne. I faktycznie, jak mówi tintin, powinieneś raczej podziękować za to, że ktoś poświęcił trochę czasu na przeczytanie Twojego tekstu.

Co do fabuły to jest miałka, i jak wcześniej wspomniano, lekturę utrudniudnia strona techniczna. Pewnych rzeczy niestety nie da się przeskoczyć. Dialogi, sceny są nieraz absurdalne. Trudno powiedzieć cokolwiek więcej, bo ciężko przebić się dalej.

Pisz, a na pewno za którymś z kolei opowiadaniem będzie lepiej.

Jankes97  2013-06-24  16:23
Dlatego napisałem "moim zdaniem" i moim zdaniem język polski wcale nie jest bogaty.

Faktycznie tak napisałeś, choć powinieneś był problem ująć precyzyjniej, czyli: „MÓJ język polski wcale nie jest bogaty.”  Czytający mogliby Ci wówczas szczerze odpisać: Masz absolutną rację Jankesie97. BogactwoTwojego języka jest porównywalne z bogactwem złóż uranu w dorzeczu Parsęty lub Pregoły.

Żeby sprawdzić, czy stworzone przez ciebie dialogi są tak „fajne”, za jakie je uważasz, wykonaj prosty zabieg: Ctrl + a, żeby zaznaczyć cały tekst, a następnie w okienko opcji „Znajdź” wpisz – „powiedział”. Możesz zdiagnozować  w ten sposób także liczebność populacji „spytał” oraz „krzyknął”. Na tych trzech standardach udało ci się oprzeć 90% wszystkich dopowiedzeń narratora w dialogach. Klęska!

-W imieniu Króla i całego Królestwa Magelfaru aresztuję Cię! Poddaj się i pójdź z nami po dobroci. - odezwał się rycerz, mówiąc to do szpiega.

Odezwać się w trakcie mówienia  – marzenie każdego krasomówcy cierpiącego na schizofrenię katatoniczną.

(…) to morderca i zdrajca Królestwa, który zamordował komesa Wracimira po czym uciekł zabijając przy tym kobietę, która próbowała go zatrzymać.
Morderca  zamordował, a następnie uciekł zabijając! Zwycięzca tegorocznej edycji tutejszego konkursu, którego nawa zaczyna się literką „G”, powinien zrzec się przyznanego mu lauru na korzyść autora tego zdania.

Yusuf był panem zamku i dbał zawsze o jego porządek.
Czy chodzi o to, że pan na zamku każdy nowy dzień rozpoczynał od przebieżki po komnatach, ze ściereczką i płynem antystatycznym w garści? Tu przepolerował poręcz, ówdzie komódkę lub zbroję po pradziadach? Czyścioch, żeby nie powiedzieć – pedant! Niezły materiał na męża albo kamerdynera.  

Horace puknął Tristana w ramię mówiąc
- A ty co, zaspałeś? Trzeba zapukać, bynajmniej tak mi się wydaje.
Tristan otrząsnął się z marzeń i zapukał do wielkich drewnianych drzwi. (…)Rozległo się pukanie do drzwi … ale nikt nie odpowiadał

No, cóż można rzec. Festiwal pukania i szlus.

Powyższe cuda wybrałam na chybił-trafił. Wskazanie wszystkich – delikatnie mówiąc – potknięć, nie jest możliwe. 

Nie mam bladego pojęcia o czym traktuje fabuła Twojego tekstu. Jest ona dla mnie niemożliwa do odkrycia, ponieważ skutecznie zamaskowałeś ją kuriozalnym stylem i niebywale ubogim językiem polskim, którego chyba faktycznie nie lubisz. Po co się więc tak męczysz, używając go w celach „twórczych”? Może pisz w jakimś innym, lepiej znanym ci języku?

 

W większości utrudnia sprawę i ma beznadziejne, NIEKTÓRE przepisy, są bo są. Takie jest moje zdanie.   Cóż – by rzucić taką opinię, wypadałoby najpierw dobrze poznać te zasady. Tekst jest dość długi, do tego najeżony przeróżnymi bublami – trudno się dziwić, że nie dobrnąłem do końca ; ) Z chęcią bym przeczytał Twoje opowiadanie, ale wpierw musiałbyś o nie zadbać. pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka