- Opowiadanie: BooMc - Upadek Róży v.1.2

Upadek Róży v.1.2

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Upadek Róży v.1.2

Na początek: Nie wiem jak edytować poprzedni temat dlatego proszę uniżenie o jego usunięcie. Ma ten samy tytuł co i tutaj.

 

 

 

Herbert

 

Ziemie południowe były najbardziej rozwinięte ze wszystkich czterech prowincji królestwa Róży.

 

Zasługą tego stanu była mądrość z jaką zarządzał pan tych ziem – Arystokrata Herbert.

 

Kreatywność i innowacyjność . Te dwie zalety sprawiły, że już po kilku latach od objęcia tytułu Lorda Zarządcy południe rozwinęło się pod względem gospodarczym tak bardzo, iż daleko w tyle zostawiło pozostałe prowincje. Herbert cieszył się szacunkiem nie tylko u króla ale także wśród ludu. Pozostali lordowie czuli zazdrość, gdyż żaden z nich nie mógł z nim się równać.

 

Pan Zarządca Ziem Południowych Lord Arystokrata Herbert miał życie jakiego niejeden mógł mu pozazdrościć.

 

Jednak przez ostatnie lata chodził smutny. Rzadko się uśmiechał, częściej bywał zamyślony.

 

„Cóż za wstyd!”. Ta myśl męczyła go każdego dnia już od wielu miesięcy. Nie ważne czy był na spotkaniu z lordami czy też leżał w łóżku przed snem. „Wstyd!” – słowo to niemal wyryło się w jego głowie. Ci, którzy go znali zastanawiali się czy to jeszcze smutek czy już rozpacz?

 

Niektórzy szeptali, że to nic innego jak depresja. Co to było tak naprawdę? Nikt nie wiedział.

 

Jednak wszyscy znali przyczynę, którą była jego córka – Beatrice.

 

Lord Zarządca mimo, iż bardzo się starał to nie mógł znaleźć jej męża.

 

Jego córka była już w tak dojrzałym wieku, że groziło jej staropanieństwo bądź zakon.

 

Herbert nie dopuszczał do siebie żadnej z tych opcji. Był gotowy zrobić wszystko, by ją wydać.

 

A Beatrice? Dziewczyna też nie należała do najweselszych. Podobnie jak jej ojciec tak i ona chodziła smutna. Jej smutek jednak wywodził się z innego powodu niż u Herberta. Przygnębiała ją myśl, że jest brzydka. W ciągu dnia nie sprawiało to problemu, gdyż starała się o tym nie myśleć i nie okazywać tego innym. Jednak wszystko wracało, gdy spoglądała w lustro. Wtedy znowu przypominała sobie jaka jest brzydka. Beatrice nie zależało na amatorach jej urody, którzy by ją podziwiali. Chciała jedynie poczuć się piękną.

 

Herbert mimo swoich talentów i licznych koneksji nie mógł nic zaradzić w tej sprawie. Nawet on nie był w stanie wygrać z naturą w tej sprawie…mimo, że nie raz pokonywał ją w innych dziedzinach. W swojej głowie obmyślił już chyba każdy z możliwych planów, lecz żadnego z nich nie był w stanie zrealizować. Nie pomogły obietnice ani pieniądze – nikt nie chciał dobrowolnie żony takiej jak Beatrice. Przez moment nawet przez głowę Herberta przebiegła myśl, by użyć siły i przymusu, lecz szybko go opuściła. Było to wbrew jego przekonaniom.

 

„Gdyby była choć odrobinę ładniejsza….wtedy ożeniłbym ją nawet z Sigmundem, synem Sigfrieda”.

 

Niestety nawet on nie był zainteresowany Beatrice, mimo iż nie należał do najprzystojniejszych mówiąc delikatnie, by nie powiedzieć że nieoficjalnie uznany został za definicję męskiej brzydoty.

 

Wtedy też wnuk Herberta miałby prawo do tytułu Lorda Ziem Wschodnich, które przy odpowiednim doradztwie dziadka zostałyby drugim południem. Próżne były jego poszukiwania nawet wśród biedniejszej arystokracji, którą Herbert próbował kusić pokaźną ilością złota. Większość z nich nie będąc zainteresowana grzecznie odmawiała złożonej propozycji. Nawet wizja bogactwa nie pomogła przełamać strachu jaką budziła noc poślubna z Beatrice.

 

Lord Herbert miał niestety ograniczony wybór. Mógł dalej szukać wśród coraz to biedniejszej szlachty bądź też oczekiwać powrotu króla, za którym poszło wielu potencjalnych przyszłych narzeczonych jego córki. Nie było jednak na to czasu. Król mógł wrócić za tydzień… ale też mogło to nastąpić za 10 lat. Beatrice nie robiła się młodsza, a z każdym dniem Zakon coraz natarczywiej o nią wypytywał. Herbert był coraz bardziej zdesperowany, chwyciłby się każdej brzytwy….gdyby tylko takowa się pojawiła i zechciała ślubu. W pewnym momencie ludzie szeptali między sobą, że Lord Zarządca Ziem Południowych postradał rozum, gdy zaczął oferować część swoich ziem w zamian za ślub z jego córką. Prostaczkowie zastanawiali się, czy to oznaczać będzie powstanie nowej prowincji? Niestety i to nie skusiło żadnego śmiałka, mało tego pozostali lordowie zaczynali być powoli zmęczeni tym żałosnym zachowaniem. Żaden z nich nie rozumiał dlaczego Herbert tak bardzo stara się znaleźć męża córce. Oczywistym jest, że byłby to wstyd dla niego, gdyby Beatrice została starą panną, ale nie była by ona pierwszą czy ostatnią. Zaczęła krążyć opinia, że Lord Zarządca Południa jest zbyt dumny, na to by pozostawić córkę w staropanieństwie.

 

Jednak pomysł podziału Południa nie podobał się w szczególności jednej osobie – Edgarowi.

 

Pierworodnemu synowi Lorda Zarządcy Herberta, który był dziedzicem jego tytułu i ziem.

 

 

 

– Po co miałbym dzielić się czymś co w oczach prawa i bogów należy się mnie? – spytał Edgar, gdy po raz pierwszy został mu przedstawiony ten pomysł.

 

– Nie mogę pozwolić jej, by została w panieństwie synu. To byłaby hańba dla mnie.

 

– A więc prawdą jest, że lord ziem południowych jest zbyt dumny by przyznać, że jego córka to potwór? Nie lepiej oddać tę maszkarę do zakonu? Tam chociaż nikogo straszyć nie będzie.

 

– Zamilcz wężu, tyś jest potwór zepsuty we środku do cna i z uczuć wyzuty! Nie interesuje mnie co ludzie myślą. Beatrice musi wyjść za mąż i zrobię wszystko co w mej mocy, by do tego doszło. Nie możemy dopuścić do jej NIEZAMĄŻPÓJSTWA.

 

– My? Ja nie zamierzam się w to mieszać. Jedyne czego zamierzam dopilnować to moich ziem.

 

 

 

Herbert był religijną osobą pozostającą w dobrych stosunkach z Wyznawcami Wiary jednak nie dopuszczał myśli, by jego jedyna córka została skazana na żywot w Zakonie. Niejednokrotnie mówiono o tym, że za tamtejszymi murami odprawiane są nie tylko rytuały związane z religią.

 

Kapłani nie mieli dobrej opinii wśród prostaczków, którzy to nierzadko nazywali ich zbereźnikami.

 

Herbert starał się jednak odpędzać te złe myśli z głowy, by nie zostać jednym z potępionych w piekłach.

 

Jednak w tej całej sytuacji najbardziej irytowała go myśl, że sama Beatrice nie przejmuje się tym, iż może zostać wysłana do Zakonu. Zachowywała się, jak gdyby to nie dotyczyło jej.

 

Herbert z każdym kolejnym dniem tracił nadzieję, że coś odmieni jego los.

 

Pewnego popołudnia jednak pojawił się na niebie niewielki promyczek słońca przebijający się przez ciemne chmury. To właśnie tego dnia do jego progów zawitał gość, którego nie widział już od kilku miesięcy. Gdyby jednak Herbert wiedział z czym wiąże się ta wizyta nigdy by do niej nie dopuścił. Chociaż z drugiej strony może był to znak od bogów, by zaprzestać tracić czas na rozmyślanie o ślubie córki. Kim był ów gość?

 

 

 

– Uszanowanie Panie Zarządco Ziem Południowych, Lordzie Arystokrato Herbercie! – powiedział wolno wychodząc z czarnego powozu przyozdobionego na drzwiach malowidłem brązowego konia.

 

– Witam. Zaszczytem gościć jest dla mnie długo nie widzianego Pana Zarządcę Ziem Zachodnich, Lorda Arystokratę Ulyssesa. Tym bardziej, że wizyta ta jest niespodziewana. – odpowiedział gospodarz wyciągając dłoń ku zbliżającemu się gościowi.

 

– Już przestań z tymi konwenansami Herbercie. Haha, jak zapewne się domyślasz nie bez powodu cię odwiedzam.

 

– Jak mniemam. Chodźmy jednak najpierw usiąść przy stole nim zaczniesz…zapewne podróż była męcząca?

 

– A jakżeby inaczej. Te piekielne ławeczki w powozie są tak twarde, że już po godzinie nie idzie wysiedzieć. A poduszeczki? Szkoda gadać! Haha, powiedz mi gdzie te czasy gdy wsiadało się na konia i jechało w siną dal? Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu nie potrzebowałem nawet siodła.

 

– Z każdym rokiem jesteśmy coraz starsi przyjacielu. Takie harce zostawmy młodym.

 

– Haha, święte słowa staruszku. Święte słowa.

 

 

 

Panowie Zarządcy szli wolno przez wybrukowany dziedziniec, wokół którego rosły niewielkie drzewa. Herbert mimo, że nie należał do najniższych przy ogromnym Ulyssesie wydawał się być o połowę mniejszy.

 

 

 

– Chcesz może się posilić nieco? – zaproponował gospodarz, gdy już zasiedli do stolika, który znajdował się pod białym namiotem.

 

– Dziękuję Herbercie, ale niestety nie czas na to… aczkolwiek schłodziłbym swe usta łykiem chłodnego wina. – po tych słowach Ulysses oblizał swoje wargi i przygładził zdobiącego twarz bujnego wąsa.

 

– Oczywiście. SŁUŻKU podejdź tutaj. – Herbert machnął ręką w stronę stojącego nieopodal sługi.

 

Młody chłopak kiwnął głową w geście zrozumienia i zbliżył się do stolika.

 

– Przynieś nam wina. Tylko migiem, nie każmy gościowi strudzonemu drogą czekać zbyt długo. Aaaa, weź te najbardziej schłodzone. – dodał, gdy sługa już się oddalał w stronę pałacu.

 

– Upał dzisiaj dotkliwy doskwiera. Moje zdrowie już nie pozawala mi się tak radować pogodą jak niegdyś za młodu.

 

 

 

Herbert nie skomentował tego, gdyż na myśl cisnęło mu się tylko jedno słowo, którego nie mógł powiedzieć by nie urazić gościa.

 

 

 

– Zapewne nie będziesz zdziwiony jeżeli powiem, że nie są mi obce twoje problemy z córką, że się tak wyrażę. Z resztą nikomu nie są. – Ulysses zaczął powoli mówić robiąc przerwy w połowie zdania, by przełknąć ślinę i mlasnąć.

 

– Wiem, ale cóż na to poradzę? Robiłem wszystko co mogłem, lecz jak widzisz mimo pieniędzy i władzy mogę niewiele skoro są niczym w porównaniu z jej….. – tutaj na twarzy Herberta pojawił się grymas zmieszania.

 

– …urokiem? – dokończył Ulysses.

 

– Dokładnie. – tym razem to Herbert przełknął ślinę.

 

– Niech się więc pan już nie smuci. Haha, mam dla pana intratną propozycję, która powinna pana wielce zainteresować…być może nawet ucieszyć.

 

– A jakaż to propozycja chodzi panu po głowie drogi Ulyssesie? Chciałby pan może poślubić Beatrice? – w głosie Herberta wyczuć można było przez moment ironię.

 

– Niechże pan nie będzie niemądry. Na cóż mnie żona, skoro moja stara jeszcze kwiczy? Z resztą nie sądzę, by i sama zainteresowana chciałaby takie próchno za męża.

 

– No więc jaką to propozycję ma pan dla mnie?

 

– Oh, w końcu. Dziękuję ci młodzieńcze, że raczyłeś nas w końcu odwiedzić. – powiedział Ulysses, gdy sługa wrócił z winem.

 

 

 

Gość przez chwilę zatrzymał wzrok na chłopaku, gdy ten podawał trunek dla gospodarza.

 

 

 

– A myślałeś panie, by oddać córkę temuż to młodzianowi za jego dzielną służbę? Haha, wydaje się być to odważny kawaler, który zaryzykowałby noc z pańską córką w zamian za przyszłe beneficjum.

 

– Wybaczy pan, ale nie udał się panu dowcip. Lepiej niech żarty zostawi pan błaznom, a sam przejdzie do meritum. Podobno czas pana nagli. – powiedział oschle Herbert nie spuszczając wzroku z gościa.

 

– Niech się pan nie obraża mym dowcipem. Faktycznie powinienem powstrzymać się od takowych docinków w tejże sytuacji….Pardon.

 

 

 

Gdy sługa odszedł od stolika, na jego twarzy można było zauważyć lekkie zaczerwienienie spowodowany zawstydzeniem.

 

 

 

– Nie powiedział pan nic, czego i tak już ludzie nie mówią. Ale niechże pan w końcu zdradzi w jakim celu tutaj do mnie przybył, gdyż ciekawość mnie wręcz zżera.

 

– Otóż słuchaj mój drogi przyjacielu Herbercie. Nie wiem czy wiesz, ale mój Oswald powrócił ze służby i miłościwie nam panującego króla Cedricka. Niestety los chciał, by syn mój został ranny i jego służba stała się zbędna, by nie powiedzieć uciążliwa.

 

– Och, moje wyrazy współczucia.

 

– Niepotrzebne, rana nie była śmiertelna…niestety na tyle poważna, by wykluczyć go z tej wojny.

 

– Szczęście w nieszczęściu w takim razie. A może pan mi powie co na froncie słychać?

 

– Powiem panu tylko tyle, że nasz król jest takim samym wojownikiem jak i władcą. Resztę niech sam już pan sobie dopowie.

 

 

 

Herbert spojrzał na usta Ulyssesa, gdy ten przerwał w środku zdania by je oblizać i przełknąć ślinę.

 

Ponownie pogładził rudego wąsa, jakby sprawdzał czy on tam dalej jest.

 

Herbertowi przychodziło tylko jedno skojarzenie, gdy widział olbrzymie czerwone wargi Ulyssesa.

 

Jego usta wyglądały jak dwie tłuste laski kiełbasy położone jedna na drugą. Wiedział, iż ta uwaga jest krzywdząca jednak nie mógł się pozbyć tej myśli widząc jak jego gość co jakiś czas przerywa, by się oblizać.

 

– … słuchasz mnie? – te słowa wyrwały Herberta z transu.

 

– Tak, oczywiście. – powiedział i spojrzał w oczy swego rozmówcy, by okazać zainteresowanie.

 

– Mimo wszystko powtórzę. – Ulysses chyba nie uwierzył w słowa gospodarza. – Wspólnie z synem, gdy nieco wydobrzał i wróciły mu siły rozmawialiśmy o pańskim jak już to nazwałem problemie z córką. Oswald zszokowany powiedział, iż to niegodne by taka cudowna kobieta z tak znamienitego rodu była jeszcze panną. Wysłał więc mnie jak to powiedział ekhm…powiernika dobrej nowiny, bym przekazał panu i pańskiej córce jego intencje i zaaferowanie zaistniałą sytuacją. Tak więc mówię, iż Oswald jest zainteresowany ślubem z Beatrice i jest tego w pełni świadom. – Ulysses mówiąc te słowa miał skupioną minę i pierwszy raz podczas wizyty powstrzymał się od gromkiego śmiechu.

 

– Ale o ile mnie pamięć nie myli szanowny syn jest już obiecany innej.

 

– Był.

 

– Był? – Herbert spojrzał spod oka .

 

– Tak, niestety panna Georginia zmarła na ospę. Świeć Panie nad jej duszą. – W głosie Ulyssesa słychać było wyraźny smutek.

 

– Och, cóż za straszne nowiny. Była taka młoda jeszcze. A jaka piękna.

 

– Tak, zaprawdę straszne. Ale jak to się mówi jedno się kończy, by inne…lepsze mogło się rozpocząć. Tak więc widzi pan, że mój syn ponownie jest kawalerem do wzięcia. Gotowym od zaraz do podjęcia niezbędnych czynności związanych z zaślubinami. – wraz z tym zdaniem iluzja smutku prysła jak bańka mydlana.

 

– No więc… ZGADZAM SIĘ! ZGADZAM SIĘ PO STOKROĆ PANIE ZŁOTY ZGADZAM SIĘ! – Herbert pierwszy raz od wielu lat wybuchł radością.

 

– Zostaje jedynie kwestia, ekhm….podziału południa. – powiedział Ulysses, gdy gospodarz nieco ochłonął.

 

 

 

Zapadła cisza. Gospodarz spojrzał na gościa, jak gdyby pierwszy raz słyszał tę informację.

 

 

 

– Podziału?

 

– Tak, o ile wiem oferował pan ziemię wraz z ręką córki.

 

– Ale…rozumiem. Jednak nie mogę zaoferować więcej niż jedną trzecią ziem.

 

– A czemuż to tak mało?

 

– Jak dobrze pan pamięta mam syna dziedzica i nie mogę pozwolić, by ożenić córkę jego kosztem.

 

– Ach, Edgar… cóż słychać u niego i jego ślicznej żony?

 

– Niestety Edgar został wdowcem. Biedna Kornelia utonęła.

 

– Widzę, że syn tworzy nową tradycję.

 

– Proszę powstrzymać się od takich uwag.

 

– Wybacz mi Herbercie, ale wino i słońce uderzyły mi chyba do głowy. Wracając jednak do interesów. Oswald poślubi Beatrice, w zamian za połowę Południa.

 

– A czemuż to miałbym oddawać, aż połowę? Nikt przy zdrowych zmysłach by tak nie uczynił.

 

– No cóż, biorąc pod uwagę obecną sytuację pańskiej familii martwiłbym się o przetrwanie rodu.

 

– Niech więc pan się nie martwi, bo to nie pańskie zmartwienie.

 

– Mam być z panem szczery?

 

– Jak najbardziej.

 

– No więc powiem coś panu. Niech pan tylko obieca, że zostanie to między nami.

 

– Przyrzekam.

 

– Król nie wróci z tej wojny. A nawet jeżeli to i tak już dawno stracił cały autorytet. Niezadowoleni lordowie szepczą, że tylko nas ośmiesza ten błazen.

 

Wielu z nas straciło synów przez jego decyzje, ludzie są niezadowoleni.

 

– To jest zdrada!

 

– Milcz Herbercie. Mądrzy ludzie słuchają zamiast kłapać językiem bez celu. Mogę stąd wyjść. Możesz mnie wziąć do niewoli ale to nic nie da. Stanie się to co ma się stać. LUDZIE CHCĄ WŁADZY! Chcą sami decydować o sobie. Sam wiesz, że ostatnie decyzje króla nie były mądre.

 

Żaden z nas nie chce być już tylko marionetkami w rękach jednej osoby. Już dziś większość z nas widzi koniec jego rządów. Król upadnie czy ci się to podoba czy nie. Monarchia nie ma racji bytu. Król musi upaść. Jego rządy muszą się skończyć, by ta róża mogła w końcu rozkwitnąć. Ziemie zostaną podzielone i każdy dostanie to co mu się należy.

 

– Ale dlaczego jesteś przychylny dla tej intencji? Przecież wiele na tym stracisz.

 

– Wolę stracić moje złoto niż życie.

 

 

 

-----------------------------------------------------------

 

 

 

'Ludzie chcą władzy dla siebie. Król musi upaść' – te słowa krążyły w głowie Herberta jak mantra od momentu wyjazdu Ulyssesa. „Co mam zrobić?” pytał sam siebie jakby liczył na jakąś wewnętrzną odpowiedź z rozwiązaniem problemu. Wiedział jednak, że w tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia.

 

Za oknem już dawno panował mrok. Herbert siedział przy swoim biurku układając w głowie to co usłyszał od Ulyssesa. Nawet myśl o zbliżającym się w końcu weselu Beatrice nie potrafiła go uspokoić. „Ślub to tylko słodki przedsmak gorzkiego dania jakie niedługo będziemy musieli spożyć”.

 

– Służku! – krzyknął nagle jakby wyrwany z transu.

 

Chwilę później sługa stał już obok biurka.

 

– Tak panie? – zapytał ze spuszczonym wzrokiem, jak gdyby spodziewał się kary za dzisiejszą opierzchłość przy gościu.

 

– Mam dla ciebie zadanie. Bardzo delikatne. Myślisz, że dasz radę?

 

– Tak panie.

 

– Więc wiedz, że jeżeli mnie zawiedziesz to zginiesz. Zginiesz Ty, zginę ja i zginie całe królestwo.

 

– Tak jest. – odpowiedział sługa.

 

– Czy Ty w ogóle rozumiesz co ja powiedziałem przed chwilą? – wyraz twarzy Herberta w tym momencie był nie do opisania.

 

– Rozumiem panie.

 

– No więc otwórz tamtą półkę. Weź cztery monety i idź osiodłać konia. Gdy to zrobisz masz tutaj wrócić. Śpiesz się.

 

Może to i był ryzykowny plan, ale lepszego w tym momencie nie mógł nic wymyśleć. Rozwinął kawałek papieru i zaczął pisać. Nim skończył, w gabinecie ponownie stał już sługa.

 

– Słuchaj mnie uważnie. Weźmiesz tę mapę … nie zgubiłeś złota, które wziąłeś? Nie? To dobrze. Weźmiesz tą mapę i ten list. Masz wyruszyć do króla. Masz jednak nikomu nie mówić, w jakim celu i gdzie jedziesz. Jakby ktoś pytał jedziesz z zaproszeniem na ślub. Znasz się na mapach?

 

– Tak.

 

– To dobrze. Zaznaczyłem ci ostatnią pozycję naszego króla. Masz go odnaleźć i dać mu ten list. Pod żadnym pozorem nie dawaj go nikomu przeczytać. Sam też go nie otwieraj. Rozumiesz?

 

– Tak.

 

– Więc ruszaj. Nie ma czasu do stracenia.

 

Sługa opuścił gabinet.

 

Teraz już zostało tylko czekać na nieuniknione.

 

 

Koniec

Komentarze

Hmm, jak by to delikatnie sformułować... Wiem. Brawo, o trzy i siedem dziesiątych procenta lepiej!

lepsze to niż nic;p

Niestety nawet on nie był zainteresowany Beatrice, mimo iż nie należał do najprzystojniejszych mówiąc delikatnie - przed mówiąc przecinek

- Tak panie. – przecinek między.

Tak jest. - odpowiedział sługa.  Bez kropki

- Rozumiem panie. – przecinek

Może to i był ryzykowny plan, ale lepszego w tym momencie nie mógł nic wymyśleć – pokrętne to, bez nic lepiej brzmi

 Weźmiesz tą mapę i ten list. – tę nie tą

To teraz będzie o trzy i osiem dziesiątych procenta lepiej. (ach, pycho)

Fabuła, pomysłowość i problematyka tekstu... pozostawię to bez krytyki. Tekst jest czasami przekombinowany, piszesz niekiedy tak, jak gdyby czytelnik był idiotą, więc trzeba mu wszystko powtarzać z dziesięć razy, by załapał. Ale może to tylko mi się tak wydaję

Pzdr.

A moge wiedziec, gdzie Twoim zdaniem:

1. Tekst jest przekobinowany?

2. Gdzie piszę jak do idiotów?

Byłbym wdzieczny za odpowiedz ;)

 

 

 

btw.  z 'tą' mapą... byłem poprawiony, gdy napisałem ostatnim razem 'tą'

Lord Zarządca mimo, iż bardzo się starał to nie mógł znaleźć jej męża.


Herbert mimo swoich talentów i licznych koneksji nie mógł nic zaradzić w tej sprawie.


W swojej głowie obmyślił już chyba każdy z możliwych planów, lecz żadnego z nich nie był w stanie zrealizować. – w nie dalekim sąsiedztwie, znajdują się takie o to zdania, których wydźwięk jest bardzo podobny.


Nie pomogły obietnice ani pieniądze.


Próżne były jego poszukiwania nawet wśród biedniejszej arystokracji, którą Herbert próbował kusić pokaźną ilością złota. – znowu.


Gdyby jednak Herbert wiedział z czym wiąże się ta wizyta nigdy by do niej nie dopuścił. – Jak mógł nie dopuścić do wizyty kogoś kogo się nie spodziewał.


Kim był ów gość? – pytasz się czytelnika, czy to pytanie retoryczne, bo jakoś nie wygląda.


- Witam. Zaszczytem gościć jest dla mnie długo nie widzianego Pana Zarządcę Ziem Zachodnich, Lorda Arystokratę Ulyssesa. Tym bardziej, że wizyta ta jest niespodziewana. –  przecież kilkanaście zdań wcześniej, można było to wywnioskować z narracyjnego opisu.


Wiedział, iż ta uwaga jest krzywdząca jednak nie mógł się pozbyć tej myśli widząc jak jego gość co jakiś czas przerywa, by się oblizać. – uwagą to ona, by była gdyby ją wypowiedział, wytknął, wyrzekł, wykrztusił z siebie, w jego myślach to może być spostrzeżeniem,


- Jak dobrze pan pamięta mam syna dziedzica i nie mogę pozwolić, by ożenić córkę jego kosztem. – po pierwsze kobiety się nie żenią; drugie wystarczyłoby tylko: nie mogę ożenić córki jego kosztem.


Niezadowoleni lordowie szepczą, że tylko nas ośmiesza ten błazen. Wielu z nas straciło synów przez jego decyzje, ludzie są niezadowoleni. – w sumie wychodzi na to samo: są niezadowoleni.


Jego rządy muszą się skończyć, by ta róża mogła w końcu rozkwitnąć. – jaka ta róża, nie chodzi o metaforę, ale o to do czego nawiązuje, proszę więc w tym miejscu o jakieś tłumaczenie.

- No więc otwórz tamtą półkę. Weź cztery monety i idź osiodłać konia. Gdy to zrobisz masz tutaj wrócić. Śpiesz się.

Może to i był ryzykowny plan, ale lepszego w tym momencie nie mógł nic wymyśleć. Rozwinął kawałek papieru i zaczął pisać. Nim skończył, w gabinecie ponownie stał już sługa.

- Słuchaj mnie uważnie. Weźmiesz tę mapę … nie zgubiłeś złota, które wziąłeś?

 

Po co służkowi cztery monety do siodłania konia? Najpierw lord kazał swemu słudze wziąć cztery monety, nie tłumacząc, jak to ma w zwyczaju, co ma z nimi zrobić. Po czym kazał swojemu służącemu iść osiodłać konia i wrócić. Na dodatek pyta się go czy nie zgubił pieniędzy. A ja się pytam: nie mógł iść osiodłać konia, wrócić i wtedy wziąć pieniędzy i listu? Absurd.

Mało tego - nie zgubiłeś złota, które wziąłeś? No w tym momencie, czuje, że chcesz zrobić ze mnie idiotę.


Pod żadnym pozorem nie dawaj go nikomu przeczytać. – przeczytać nie, ale na rozpałkę to go może użyczyć, co?

Pzdr.

 

 no dobra, z tym koniem i monetami to się j*błem przyznaje.  A co do reszty to wydaje się być już kwestią gustu. 

 Na rozpałkę, bo ma zniszczyć jeżeli w gre wchodzi wyjawienie tajemnicy tego listu.

Znośne. Da się czytać.

Nowa Fantastyka