- Opowiadanie: autorzwihengan - Kamień niebios - do zbiorów "Zwihengan - zwoje Fraterty"

Kamień niebios - do zbiorów "Zwihengan - zwoje Fraterty"

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kamień niebios - do zbiorów "Zwihengan - zwoje Fraterty"

Czapnik siedział na drewnianym stołku przy swoim sklepie "Metalowe wyroby – tylko na głowy" wyczekując to nowych klientów. Był jak zwykle wypełniony optymizmem i radością z tego co robi, gdyż jest to jego zawód jak i ciekawa pasja. Grał na fujarce, aby w ten oto sposób zwabić gapiów, a może nawet klientów. Niestety tamtego dnia trwała parada z okazji święta zjednoczenia dwóch narodów Dolphów, więc nikogo nie było w okolicy. Siedział już tam co najmniej trzy godziny, a nikt nie podszedł nawet zobaczyć jego gry na instrumencie. Dzisiaj jednak sprzyjało mu szczęście, czego się jeszcze nie spodziewał…

 

W końcu zaprzestał wydobywania muzyki z fujarki i postanowił się trochę zdrzemnąć. Po sekundzie jednak ktoś krzyknął :

 

– Obywatelu, wiem, że będzie tobie na tym zależało.

 

Czapnik natychmiastowo się zerwał i zwrócił twarz ku postaci nieznajomego. Wkrótce rozpoznał w nim niejakiego Herolksięcia Dorvira, syna Oliberga.

 

– Widzę, że jesteś czapnikiem. Mam nadzieję, że masz ochotę spełnić moją małą prośbę. Oczywiście zapłacę – powiedział Dorvir.

 

– Oczywiście mój księciu. Mów czego sobie życzysz. Hełmu, może korony?

 

– Wyjąłeś mi to z ust rzemieślniku. Mój ojciec, król Oliberg, zażyczył sobie abym ja nosił srebrną koronę z wielkim Firtunem w środku…

 

– Firtunem?! – przerwał mu czapnik – Przecież to jest praktycznie nie do zdobycia. Na targu tego nie znajdę, a ja przecież nie mam warunków do podróżowania!

 

– Transport ci zapewnię. Tak się składa, że znam położenie jednego z tych kamieni. Jest on na najwyższym drzewie w lesie Dolphen. Został przyniesiony przez jakiegoś ptaka, który go zostawił – poinformował go książe.

 

– Mój panie. Nie chcę być nietaktowny, ale nie mogę się na to zgodzić nawet za najwyższą cenę.

 

– Nawet za cenę życia? – zakończył Dorvir.

 

Czapnik zamarł. Nie do końca wiedział co zrobić aż wreszcie powiedział:

 

– Czekam na twoje rozkazy.

 

– To mi się bardziej podoba. W moich planach miałeś wyruszyć jutro, ale rozsądek podpowiada mi, że powinieś pojechać dzisiaj – powiedział Dorvir.

 

– Jak sobie życzysz.

 

Zza muru jego sklepu wyjechała piękna biała kareta z wykończeniami o jakich nie śnili nawet najwięksi królowie. Czapnik nie żegnając się niezwłocznie wsiadł do karety. Po zamknięciu drzwiczek ruszyła z sykiem i pędziła tak aż pod najwyższe drzewo w lesie Dolphen. Kareta zatrzymała się dwadzieścia metrów od punktu docelowego.

 

– Dalej musisz iść sam. Rozkazy księcia! – krzyknął woźnica.

 

Czapnik wysiadł z wozu i powoli się posuwając doszedł do drzewa. Patrząc w górę można było dostać zawrotów głowy od wysokości tego drzewa. Przez chwilę staruszek chciał uciec, ale na pewno nigdzie nie byłby bezpieczny od gniewu księcia. Tak więc rozpoczął wspinaczkę na ponad czterysto metrowe drzewo. Wchodził po gałęziach z niezwykłą szybkością, lecz po drodze raniąc sobie nogi. Po czterech godzinach, już w nocy, stał on na szczycie drzewa. Rozglądał się w poszukiwaniu drogocennego kamienia, lecz jego poszukiwania okazały się marne. W końcu się poddał i usiadł na jednej z gałęzi. Podparł się z tyłu rękami. Na jednej z nich poczuł coś ostrego co wżynało mu się w dłoń. Podniósł ją trzymając niechcianego gościa cały czas w swojej ręce. Po otworzeniu jej ujrzał w swojej dłoni fioletowy kamień, już wygrawerowny. Oczy czapnika błysnęły z radości. Wspiął się on z powrotem na szczyt drzewa i krzyknął na całe gardło "Znalazłem".

 

Po chwili kamień zadrżał. Jego kolor zmienił się na złoty, a na nim odbiła się podobizna jakiegoś starca. Twarz w kamieniu poruszyła wargami.

 

– Przyjacielu, to bez znaczenia…

 

– Co nie ma znaczenia? – zapytał się cicho czapnik.

 

– Twoja tułaczka. Droga nędzny i przyszłej rozpaczy, i bólu – odpowiedział nieznajomy głos.

 

– Czego?

 

– Nędzy. Naprawdę wydaje ci się, że książe daruje ci życie?

 

– Z pewnością. Przecież mi to obiecał…

 

– Mylisz się. Nigdy nie dowiesz się co stanie się z tobą. To będzie zbyt szybkie – oznajmiła twarz w kamieniu.

 

– Ufam ci nieznajomy. Co mi zatem proponujesz?

 

– Pójdź ze mną, do lepszego świata, gdzie wszystkie twoje smutki i radości zamienią się tylko w szczęście. Jeżeli się na to godzisz złap mnie za ręke.

 

– Nie. Moje życie toczy się tutaj. Nie ulegnę pokusie.

 

– Odmawiasz mnie? Azbendowi? Nigdy się z czymś takim znieważającym nie spotkałem! Przeklinam cię na te krótkie chwile twego życia. Niech te ostatnie momenty będą dla ciebie cierpieniem!

 

– Azbendzie panie, wybacz mi. Nie wiedziałem!

 

– Za późno już. Ubolewaj więc…

 

Podobizna zniknęła, a kamień rozsypał się na proch. Dotychczas wesoły czapnik stracił nadzieję w sens życia. Wstał z podłoża z liści i podszedł do pobliskiej gałęzi. Łzy napłynęły mu do oczu. Pomyślał przez chwilę o swych bliskich, przyjaciołach jak się będą czuć po stracie jego. Zostało to rozmyte przez myśl o tym co się stanie z nim jak Dorvir dostanie go w swoje ręce. Miał już tego dosyć i krzyknął do siebie:

 

– Wolę zginąć jako tchórz, a nie jak jeden z nieszczęśników, którzy musieli być ofiarami tego nikczemnika Dorvira!

 

I skoczył. Nikt nie rozpaczał nad jego śmiercią, a nawet o nim nie wspominał…

Koniec

Komentarze

Wrzuciłeś już dziś jeden tekst i dostałeś komentarze, z których wynika, że wpierw musisz popracować nad umiejętnością pisania. Po co więc publikować to opowiadanie? W kwadrans nie opanujesz ortografii...

pozdrawiam

I po co to było?

Smutna bajka, chociaż trochę banalna. Zły książę i poddany, który musi wykonać rozkazy i umrzeć. Zgrany motyw. Jednak sam pomysł mimo wszystko mi się podoba. Szkoda, że błędy przeszkadzają w czytaniu.

Był jak zwykle wypełniony optymizmem i radością z tego co robi, gdyż jest to jego zawód jak i ciekawa pasja.- Nie mieszaj czasów." Był to jego zawód", a nie "jest". Chociaż wtedy i tak byłoby to wszystko do przeróbki, bo powtórzenie "był" w jednym zdaniu nie brzmi dobrze. Inna sprawa, że "był wypełniony optymizmem" to też jakiś koślawy zwrot. Przepełniony optymizmem - znacznie lepiej, nie sądzisz?

wyczekując to nowych klientów. - Na stałych/starych klientów nie czekał? Chyba powinien, skoro nikt się nie pojawiał. Myśl o tym, co piszesz, czy to się w ogóle kupy trzyma.

zażyczył sobie abym ja nosił srebrną koronę - Po co "ja"?

- Oczywiście mój księciu. Mów czego sobie życzysz. Hełmu, może korony?

- Wyjąłeś mi to z ust rzemieślniku. - Wybacz, ale wybuchnęłam śmiechem. Jakieś niefortunne zestawienie - brzmi to tak, jakby książę mówił o koronie wyjętej z ust :D

piękna biała kareta z wykończeniami - Beznadzieja. Wykończenia - okropne słowo, zupełnie nie klei się z fantastcznym klimatem opowiadania. Strasznie lakonicznie. Brzmi to tak, jakby nie chciało Ci się opisywać, jakie to wykończenia miała kareta. A jeśli już uznałeś, że nie ma sensu jej opisywać w szczegółach (zbyt długi opis rzeczywiście nie pasowałby tutaj), trzeba było po prostu napisać "piękna biała kareta, o jakiej nie śmieli marzyć najwięksi królowie" czy jakoś tak. Bo teraz (kolejny błąd) jest to napisane tak, jakby królowie marzyli o samych wykończeniach, a nie karetach...

- Twoja tułaczka. Droga nędzny i przyszłej rozpaczy, i bólu - Droga nędzy i przyszłej rozpaczy? Nędza, rozumiem, jest nie tylko przyszła, ale i obecna, a rozpacz jedynie przyszła, dlatetgo musiałeś to jakoś zaznaczyć? Tylko po co? Wystarczyłoby "droga nędzy i rozpaczy".

Dalej nie mam czasu wymieniać.

Powiem więc jeszcze tyle - zwracaj uwagę na to, w jaki sposób przedstawiasz akcję i jej tło. Wyobrażaj sobie to, o czym piszesz. Twoje opisy są pozbawione naturalności, wyglądają miejscami, jakbyś pisał je na siłę.

nikt nie podszedł nawet zobaczyć jego gry na instrumencie.  ---> na pewno o samo patrzenie chodzi?  

"Wolę zginąć jako tchórz, a nie jak jeden z nieszczęśników, którzy musieli być ofiarami tego nikczemnika Dorvira!" - to dość długi okrzyk... Nie lepiej by brzmiało "Geronimo!!!", albo "Śmierć faszystom!" albo chociaż banalne "Wolnoooość!!!"?

Geronimo... :D Oplułam monitor :D

Zakładam, że umieściłeś tu ten tekst na serio, więc też na serio go skomentuję.

Unikaj zwrotów typu zaprzestał wydobywania muzyki z fujarki. Naprawdę, przestał grać wystarczy. Masz kilka takich dziwolągów sprawiających, że tekst upodabnia się do policyjnych raportów (sporządzanych przez tych nieco mniej bystrych policjantów). 

Zastanów się nad logiką. Jak można chwycić kamień za rękę?

Dzisiaj jednak sprzyjało mu szczęście, czego się jeszcze nie spodziewał...- pierwsza rzecz, dziwnie skonstruowane zdanie, druga - ja dziękuję za takie szczęście.

Dialogi są straszliwie drętwe, przez co wydają się wręcz komiczne.

Ale to tylko przykłady, bo najróżniejsze błędy są właściwie w każdym fragmencie tego tekstu.

Pozdrawiam.

Tak się składa, że znam położenie jednego z tych kamieni. Jest on na najwyższym drzewie w lesie Dolphen. Został przyniesiony przez jakiegoś ptaka, który go zostawił - tak się zastanawiam, kto tego ptaka obserwował i po co? Będąc w lesie słabo widać to, co dzieje się ponad koronami drzew, więc ktoś z jakieś wieży lub wzniesienia musiał za pomocą lunety  bądź lornetki uważnie przyglądać się ptakowi. Tak uważnie, by zobaczyć, co ze sobą niesie... Tak przynajmniej sobie myślałem, póki nie doczytałem dalej, że drzewo miało 400m wysokości i jakiś starzec wszedł na sam szczyt zaledwie w cztery godziny, bez jakiegokolwiek sprzętu (!) Na dodatek w samym środku nocy, bez pochodni, szukał na nim kamienia (!!) To, że go przypadkowo znalazł pominę, bo zdarza się. Ale jeśli ktoś oglądał film Avatar, to wie, jak bardzo rozgałęzione potrafią być takie drzewa, więc... To poszukiwania na długie tygodnie raczej, a nie na jeden dzień (bądź noc). Dlaczego główny bohater nie zaufał księciu, ale uwierzyć całkiem obcemu starcowi, który pojawił się w kamieniu, nie miał problemu? Dlaczego grał na fujarce, by zwabić gapiów, skoro i tak nie było nikogo w okolicy?

Ochu, przecież takiego zdania ze zwrotem chwycił kamień za rękę nie było. Zamieszczam tu opowiadania, aby użytkownicy je na SERIO komentowali i bym mógł dopracowywać swoje umiejętności. To co napisałem nie związane z zasadami języka pozostaje mnie i mojej wyobraźni Bravincjuszu. Teraz piszę kolejne opowiadanie, więc mam nadzieję, że się trochę poprawi, gdyż wczoraj jak i dzisiaj siedziałem nad książkami i opowiadaniami :) Te opowiadania są takie jakie są, gdyż zrobiłem największy błąd pisarza czyli nie sczytałem ich i nie dokonałem korekty. Wiem, że straszny żal, ale trzeba się uczyć na porażkach...

Jasna sprawa. Wierzymy, że następnym razem będzie lepiej. Korekta to b. ważna rzecz. Wielu z nas popełniło taki błąd i wrzuciło spontanicznie napisany tekst, bez sprawdzenia go.

Wyobraźnia wyobraźnią, ale pisany tekst musi być przekonujący. Nie mówię, że nie możesz pisać o rzeczach, które zawarłeś w tekście powyżej. Po prostu musisz do tego podejść z nieco innej strony, by nie dawać czytelnikowi zbyt dużego pola do kwestionowania tego, co dzieje się w opowiadaniu.

Za faceta jeszcze mnie tu nikt nie wziął :)

Po chwili kamień zadrżał. Jego kolor zmienił się na złoty, a na nim odbiła się podobizna jakiegoś starca. Twarz w kamieniu poruszyła wargami.
- Przyjacielu, to bez znaczenia...
- Co nie ma znaczenia? - zapytał się cicho czapnik.
- Twoja tułaczka. Droga nędzny i przyszłej rozpaczy, i bólu - odpowiedział nieznajomy głos.
- Czego?
- Nędzy. Naprawdę wydaje ci się, że książe daruje ci życie?
- Z pewnością. Przecież mi to obiecał...
- Mylisz się. Nigdy nie dowiesz się co stanie się z tobą. To będzie zbyt szybkie - oznajmiła twarz w kamieniu.
- Ufam ci nieznajomy. Co mi zatem proponujesz?
- Pójdź ze mną, do lepszego świata, gdzie wszystkie twoje smutki i radości zamienią się tylko w szczęście. Jeżeli się na to godzisz złap mnie za ręke.
- Nie. Moje życie toczy się tutaj. Nie ulegnę pokusie.

Mnie jednak wygląda na to, że kamień zaproponował, by złapać go za rękę:).

Pozdrawiam

Jeśli mam być szczery to jest w tym jakiś sens :P

Dzięki ocha. Zapomniałem dodać, że z kamienia wyszła głowa i ręce Azbenda.

No widzisz, to by sporo jednak zmieniło;).

Zamieszczam tu opowiadania, aby użytkownicy je na SERIO komentowali i bym mógł dopracowywać swoje umiejętności.


A czy ktoś to robi nie na serio? Wybacz, ale moim zdaniem nie na serio jest publikowanie trzech tekstów jeden po drugim, skoro przy pierwszej próbie powiedziano Ci, że musisz jeszcze sporo ćwiczyć. Postaraj się najpierw przeanalizować rady, które Ci dano i wyciągnąć wnioski.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka