- Opowiadanie: Lassar - Bariera krytyczna (short)

Bariera krytyczna (short)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bariera krytyczna (short)

Gdzieś daleko, bardzo daleko, na mroźnej północy wznoszą się niedostępne szczyty Ostatnich Gór. Chociaż kraina wydaje się zbyt surowa, by mógł w niej przebywać jakikolwiek człowiek, znajdowało się tam kilka niewielkich wiosek, przytulonych do śnieżnych zboczy. Mieszkali w nich ludzie szorstcy, lecz bogobojni i sprawiedliwi. Niestraszne były im mroźne wiatry, urwiste granie czy pełne niebezpieczeństw górskie szlaki, lecz w końcu w ich surowym życiu pojawiło się niebezpieczeństwo, któremu nie potrafili ani zapobiec, ani nawet zrozumieć.

W krainie zjawił się pewien stary i biegły w swej sztuce czarnoksiężnik. Jego przyjście znaczyła krwistoczerwona łuna na odległym zboczu najwyższej z gór, kiedy zaś nastał ranek i przerażeni wieśniacy wyszli poza progi swych domostw, ujrzeli w oddali strzelistą, kruczoczarną wieżę. I – dziw nad dziwy! – odtąd, niezależnie od kaprysów pogody, nawet w największą zamieć jej złowieszczy zarys był widoczny z wszystkich zakątków podgórza.

Widok ten nie pozostawał obojętny dla żadnego człowieka. Niektóre serca truchlały z grozy, inne zaś tłukły w pierś bezradną wściekłością. Całkiem jawnie przepowiadano wszelkie zarazy i klęski, lecz wkrótce i tego zaprzestano. W tym bowiem, co się naprawdę zaczęło dziać, gubił się nawet mrok ich najczarniejszych snów.

Na początku wilki w niespotykanej dotąd liczbie zeszły z gór, zagryzając samotnych ludzi, a często atakując nawet uzbrojone grupy. Potem zaś pojawiły się rozliczne szkaradztwa, niewątpliwie diabelskiego pochodzenia, tak że nawet najodważniejszym góralom włos się na karku jeżył. Porywały one dzieci, młodych chłopców na stracenie kusiły, zaś rozsądnym ludziom gubiły drogę wśród borów. Nocami z lasów słychać było dzikie okrzyki, tak że nawet we śnie nie można było znaleźć ukojenia.

Mieszkańcy próbowali się do tego przystosować tak, jak od dziecka ich uczono – wystrzegać się hazardu i ostrożnie brnąć przez i tak ciężkie życie. Lecz przestało to wystarczać, kiedy wróciło wielu z zaginionych wcześniej ludzi, zmienionych w bezmyślne i wstrętne kreatury. Niejeden nieszczęśnik z krzykiem rzucał się w ich ramiona, patrząc na twarz, której już nie miał nadziei więcej zobaczyć, by zginąć, rozszarpany przez zakrzywione pazury potwora.

Wielu uciekało, w skromnym węzełku pokładając więcej nadziei niż w rodzinnych sadybach. Nad wioskami, które niczym twarde i skarlałe sosny przez wieki stawiały czoło surowej przyrodzie, zawisło widmo unicestwienia. Tylko zbyt uparci, zbyt kochający swoją ojczyznę lub zbyt starzy na podróż zostali, aby dzień w dzień strzec swych chałup za pomocą zimnego żelaza i jasnego ognia.

Stało się tak, że uciekinierów spotkał pewien heros, o duszy czystej i sercu jasnym jak kryształ, który świat przemierzał, by wypędzać z niego wszelkie zło i szatański pomiot. Usłyszawszy on o niedoli tych biednych ludzi, okulbaczył swojego śnieżnobiałego rumaka, wsiadł na siodło i pokłusował ku mroźnej północy, aby i tam światło bożych nauk zanieść.

Przywitano go z wielką radością, a w pozbawionych już nadziei ludziach zaświtała ona na nowo. Promienie słońca odbijały się od wspaniałej zbroi rycerza, tak że wydawał się wręcz w światłość obleczony, aż zalęknieni wieśniacy klękali na ziemi, z pokorą przypominając sobie grzechy, które popełnili lub popełnić zamierzali. Niedługo jednak pozostał, zostawił tylko pod opieką troskliwych ludzi swego ogiera, sam zaś na piechotę powędrował ku przeznaczeniu, a przerażone kreatury ciemności umykały, wyczuwając w nimi twardość i czystość diamentu.

Jakie pokusy i przeszkody musiał pokonać, by stanąć w końcu przed siedliskiem zła, próżno opowiadać. Jednak, niczym dobra stal zahartowany, nie zaś zniszczony w ogniu, doszedł do swego celu, by rękojeścią miecza załomotać w drzwi wieży.

– Jam jest Augeniusz Wspaniały, zabójca smoka Yandelaynegoixa oraz pogromca siedmiu wiedźm z Trupich Mokradeł! – zawołał głosem jak spiżowy dzwon – Wyjdź, przebrzydły czarnoksiężnik, któryś nie wahał się bezbronnych uciskać, i staw mi czoła!

Na balkon wieży wyszedł mroczny mag, w szacie czarnej niczym dziura w nicości. Na jego starczej twarzy widniała irytacja i niepokój, zaś w swych rękach trzymał wykałaczkę do zębów oraz niedokończoną kanapkę z sałatą.

– Spierdalaj – przemówił głosem podstępnym niczym syk węża.

– Nie boję się twych szatańskich mocy! Stawię czoła wszelkim plugawym pomiotom diabła, które ośmielisz się na mnie naszczuć! – wykrzyknął nieustępliwy bohater.

– No i dobrze. – Czarnoksiężnik machnął ręką.

W stronę Augeniusza zaczął opadać jakiś mroczny kształt, coraz bliżej i bliżej, aż wkrótce przesłonił mu niemal całe pole widzenia…

ŁUP!

Strącona z góry doniczka roztrzaskała głowę wojownika na kawałki.

– Ci wścibscy rycerze są naprawdę potężni. – westchnął mag. – Ale są pewne bariery, których nigdy nie przekroczą. Beliarze?

– Hmm?

– Możesz powiesić tę tabliczkę na drzwiach?

Daleko, daleko na mroźnej północy, wysoko, wysoko, na najstrzelistszej z Ostatnich Gór, stoi czarna, najczarniejsza i najbardziej niepokonana z wież. Na jej drzwiach dotąd wisi ostrzeżenie:

 

Bohaterze!

Pamiętaj!

Płytka wyobraźnia – to kalectwo!

Jak dotąd żaden się nad tym nie zastanowił.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Nie straszne --- razem.
(...) któremu nie potrafili ani zapobiec, ani nawet zrozumieć.--- Któremu zapobiec, którego zrozumieć.
widoczna --- y
tłukły w pierś --- się w piersi z
ludzi- zmienionych --- przecinek, nie dywiz
bezmyślnej --- o jedną literę za daleko. Pardon --- za wiele.
(...) przebrzydły czarnoksiężnik, co nie wahał się bezbronnych uciskać, i staw mi czoło! --- czarnoksiężniku, któryś (...) czoła!
szyk węża --- hę?
(...) na najodleglejszym szczycie Ostatnich Gór, leży czarna, najczarniejsza i najbardziej niepokonana z wież. --- A może ta wieża stoi jednak?
---------------
Z przyjemnością stwierdzam, że to mi się podobało. Niby nic specjalnego, ale kanapka z sałatą i doniczka...

Rozbawiło mnie, a to dobry znak:) Podobało mi się to stopniowanie powagi tekstu, bo powodowało to element zaskoczenia puentą.

(...)zarys był widoczna z wszystkich zakątków podgórza.

(...)przestrzegać się hazardu(..) - nie rozumiem

(...)zmienionych w bezmyślnej i wstrętne kreatury.

- Wyjdź, przebrzydły czarnoksiężnik, co nie wahał się bezbronnych uciskać, i staw mi czoło! - on tak specjalnie mówi, jak Polak na emigracji, czy mu coś nie wyszło?

Trochę z przecinkami jest słabo, poza tym, w kilku miejscach źle technicznie zapisałeś dialogi. Opowiadanie takie sobie. Oczekiwałem ciekawszego zakończenia niż uderzenie doniczką w głowę. Ale przeczytać można. Może ktoś o większym poczuciu humoru niż moje, lepiej je odbierze. Pozdrawiam.

Mastiff

O! Brawo za samorzutną poprawę formy typograficznej ostrzeżenia.
No to ja mam większe poczucie humoru, Bohdanie. Albo nieco inne.

A ja się przyczepię i będę czepiał niezmiennie jednej rzeczy: 
- Możesz powiesić tą tabliczkę na drzwiach? 
TĘ! W połączeniu z biernikiem (w liczbie pojedynczej) zawsze piszemy TĘ!

Reszta raczej wyłapana wcześniej, zresztą skupiłem się głównie na treści. Nic nowego nie napiszę; przyjemny szorcik, można się nad nim uśmiechnąć nawet. Fajne szyderstwo z autorów, którzy, nie wiedzieć czemu, sądzili, iż jeśli powtykają w imię czarnego charakteru/bestii jak najwięcej "th", "v" i "x", uzyskają mroczny rezultat, przy czym efekt zazwyczaj przypominał właśnie kaleczącego nie tylko język, ale i oczy Yandelaynegoixa. ;)

Przyzwoicie napisane. Chociaż dostrzegłem kilka literówek i błędów przy odmienianiu ...

Jego przyjście znaczyła  - lepiej by chyba brzmiało nadejście. Słowo znaczyła spróbowałbym zastąpić jakimś innym. Może poprzedzała albo zwiastowała.
przestrzegać się hazardu - tutaj chyba chodziło ci o wystrzegać się

Pozdrawiam

Jak wolisz, Adamie. Tak czy inaczej, strzeliłem sobie w stopę:).

Mastiff

`Można jeszcze dodać powtórzenie czasownika " pojawiać się" w swóch sąśiadujących ze sobą zdaniach. Szybki zastąpienie jednego z nich innym czasownikiem wyeliminuje drobną stylistyczną niedoróbkę.
Bardzo ladnie napisany tekst.  Bardzo ładna lekka, lecz wyrazita, archaizacja języka. Zdanko, które świetlisty heros kieruje do czarnoksięznik- miód !  To " któryś.. ". Ho.ho.. Tekst krótki, zwarty, logiczny, dramaturgicznie dobrze rozwiązany. Czyta sie lekko, łatwo i z usmiechem na twarzy. A to wcale nie jest takie łatwe ...
Przy okazji opowiadanie jest bardzo sympatycznie szydercze. I przwrotne.
`Poczekam na ewentualne dokonane  zmiany prze Wielce Szanownego Autora, wtedy trzeba będzie ocenic.

No już dosyć tego wyszukiwania, dosyć, bo Lassar cały wieczór zmitręży na poprawkach...

Niechże mitręzy ten człek zacny ... Ocena będzie wyższa, choc niewątpliwie sprawiedliwa ...

Przy czytaniu rozmowy bohatera z magiem rechotałem z 10 minut jak głupi. :P Genialny dialog.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

No proszę, potwierdzenie tezy, że i tak zawsze coś się przemknie...
Na balkon wieży wyszedł mroczny mag, z szatą czarną niczym dziura w nicości.
Niósł tę szatę w ręku? Czy miał ją na sobie? Jeśli był w nią odziany, no to chyba nie muszę podpowiadać...

W końcu... Jestem tu dopiero kilka dni, ale już coś niepokojącego rzuciło mi się w oczy. Oczywiście, że publikują tu amatorzy, ale nawet oni powinni dbać o poprawność językową. Przeczytałam kilka nowych opowiadań, a w każdym masa błędów przede wszystkim interpunkcyjnych- autorzy to przecinkofobowie albo przecinkofilowie. Ten tekst jest od tego wolny i czytało się go świetnie. Cudne opisy i rozkładające na łopatki zakończenie. Jedyna wada: chciałabym aby tekst był znacznie, znaaaacznie dłuższy. Z niecierpliwością czekam na twoje nowe dzieła. Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów, Lessarze.

Coraz bardziej bezbłędne. Jeszcze jedna drobniuteńka uwaga. Blisko siebie są dwa zwroty " jasny ogień" i "jasne serce". Powtórzenia. Skromnie i nieśmiało sugeruję " przeczyste serce" - byłoby to chyba w tonacji opowieści .... Ale to tylko sugestia.

MoriNoMusume, połowa młodej części populacji obstawia się zaświadczeniami o przeróżnych dys-. Dzięki rozwojowi psychologii oraz pedagogiki będziemy musieli opanować sztukę rozumienia każdego dukania i bełkotania. Przyzwyczajaj się...
(Lassarze, to nie o Tobie!!! Czestnoje słowo sowietskowo pioniera, że nie!)

Oceniłem na  "pięć". Przewrotna historia, bardzo dobrze opowiedziana. Świetny język.

Fajne, ciekawe i miło się czyta. Mnie osobiście zastanawia fragment "wsiadł na siodło i pokłusował ku mroźnej północy" . Nikt niby się tego nie czepiał, ale mimo, że wcześniej wiemy, że okulbaczył tego konia to nadal wsiada na siodło i kłusuje. Może to tylko moje widzimisie.
Pozdrawiam

miłe (bo krótkie! i z pointą).
przypomina mi się:
- Ha, a jak zamierzasz nas wszystkich pokonać, podstępny czarnoksiężniku?
- Magic (tu chrupnięcie karkiem), motherfuckers!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Witaj!

Dobry język, dobra historia i celująca puenta. Jak ja nie lubię prawych rycerzy w lśniących zbrojach. Wykazuję więc daleko posunięte zrozumienie dla mrocznego czarnoksiężnika, a skąpany w popularnych ostatnio "oparach absurdu" tekst zasługuje na pochwałę. I na piątkę, ale tej jeszcze nie mogę wystawić.

Pozdrawiam
Naviedzony

Lekkie, przyjemne i z pointą.

Sam dialog z magiem - genialny:)

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka