- Opowiadanie: jarek08 - Nietypowe zlecenie, część 1

Nietypowe zlecenie, część 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nietypowe zlecenie, część 1

Dziwne. Jak daleko sięgał pamięcią, nie przypominał sobie takiej sytuacji. Owszem, wiele razy ludzie byli na niego, jakby to powiedzieć, zdenerwowani. Często była to większa liczba osób, ale, na bogów!, nie wszyscy byli uzbrojeni. I z nie wszystkimi musiał walczyć. Walkę uznawał za ostateczność i starał się jej unikać. Tym razem jednak wplątał się w bardzo nietypową, jak na jego standardy i dotychczasowe doświadczenia, sytuację.

Po pierwsze, musiał walczyć. Czynność tę dobitnie potwierdzał szczęk metalu, gdy szpady zderzały się ze sobą. Po drugie, walczył nie z jedną osobą, jak nakazywał zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy, ale aż z pięcioma. Tylko jedna rzecz była jak zawsze– ludzie ci byli na niego zdenerwowani, można by rzec że piekielnie.

Na szczęście był bardzo dobrym szermierzem, a ktoś kto zna się na szermierce mógłby powiedzieć, że świetnym. Miał to coś, ten wrodzony odruch, który kazał mu się uchylać przed ostrzem szpady akurat w tym momencie, gdy wydawało się, że już już zostanie trafiony i pojawiać się tam, gdzie przeciwnik się tego nie spodziewał. Musiał przyznać, że bardzo się to przydawało.

Znaczenie swoich umiejętności docenił właśnie w tej chwili. Ktoś słabiej walczący pewnie leżałby już na ziemi, brocząc krwią i podtrzymując rękoma własne wnętrzności. Ale nie on. On walczył z pięcioma mężczyznami i świetnie dawał sobie radę. Parował wszelkie pchnięcia mknące ku jego ciału i wyprowadzał śmiertelne riposty. Kręcił się w piruetach i skakał jak sarna, unikając szpad przeciwników. Był w kilku miejscach jednocześnie. Dopiero co stał przed swoim adwersarzem, a ułamek sekundy później był już za nim, śląc ku niemu szpadę. Uwijał się jak w ukropie, próbując zniwelować niekorzystną dla siebie przewagę liczebną.

Musiał jednak przyznać, że w tej nierównej walce dwa, a właściwie to nawet trzy, czynniki działały na jego korzyść. Pierwszy to jego zdolności szermiercze, co było widać. Nie wiedział czy uważać to za czynnik, bo w końcu ten element towarzyszył mu zawsze, nie tylko w tej sytuacji. Po drugie, była noc. Dookoła panowały ciemności słabo tylko rozjaśniane przez księżyc, co również wybitnie mu pomagało. Można powiedzieć, że był stworzeniem nocnym (wiązało się to z jego fachem), więc walka po ciemku nie sprawiała mu kłopotu. Po trzecie wreszcie, sprawę ułatwiali mu sami przeciwnicy. Zauważył z rozbawieniem, że walczą w dość dziwny sposób, całkowicie sprzeczny z wszelką logiką. Gdyby rzucili się na niego wszyscy jednocześnie, istniała szansa że prędzej czy później zakłuliby go na śmierć. Nie mógł w końcu cały czas kontrolować tego co się dzieje w zakresie trzystu sześćdziesięciu stopni wokół niego. Zamiast tego, agresorzy walczyli turami. W jednej chwili ścierało się z nim najwyżej dwóch, a reszta stała i przyglądała się. Niby prawidłowo bo regenerowali siły, ale jednak sześćdziesiąt procent ich potencjału było bezużyteczne. Jego pragmatyczny umysł nie mógł tego pojąć.

No cóż, trzeba korzystać z tego co przynosi los, a on to umiał. W końcu przyszedł taki moment, że jego atuty przeważyły nad atutami przeciwników i wreszcie ich pokonał. Nastąpiło to tak niespodziewanie, że aż sam się zdziwił. Odczuł coś w rodzaju podziwu dla własnych umiejętności. Ale nie tylko on.

Z wyjątkowo ciemnego zaułka wyłonił się starszy mężczyzna. Szedł powoli w jego kierunku i klaskał.

– No, no– pokiwał z uznaniem głową, patrząc na gromadę jęczących i trzymających się za wszystkie części ciała kształtów ludzkich.– Dobra robota. Pan Virg Dobler jak mniemam?

– To zależy z kim mam… przyjemność.

– Och, to nie jest w tej chwili ważne– zaśmiał się mężczyzna.– Na potrzeby naszej rozmowy może mnie pan nazywać jak chce, Może być na przykład Tom. Zawsze żałowałem, że rodzice mnie tak nie nazwali. To takie ładne i proste imię…

– A więc Tom– przerwał mu Virg– skąd wiesz jak się nazywam?

Mężczyzna ponownie się roześmiał. Jego śmiech przywodził na myśl głos sępa, który wypatrzył padlinę.

– To nie było takie trudne. Zapytałem kilka osób o Virga Doblera a one powiedziały mi, żeby szukać młodego mężczyzny w kapeluszu z rondem przesłaniającym pół twarzy, w pelerynie i ze szpadą u boku. Aha, i kazali mi to robić w nocy. Tak się składa, że tylko pan pasował do tego opisu, więc na mocy dedukcji wnioskuję, że jest pan Virgiem Doblerem.

Tym razem to Virg zaklaskał.

– Gratuluję umiejętności logicznego myślenia– powiedział.– Ale nie boisz się stać tak przede mną? Może obiło ci się o uszy, że nie lubię osób, które mnie szukają. Mógłbym cię w każdej chwili zabić, Tom.

– Ależ wiem, że pan tego nie zrobi– mężczyzna lekceważąco machnął ręką.– Atakuje pan tylko w odpowiedzi na atak i nigdy nie zabija bez powodu. Nawiasem mówiąc, czym zdenerwowało pana tych pięciu?

– Nie podobało im się jak rozmawiam z ich siostrą– odparł Virg.– Nic wielkiego.

– No tak, typowe– mruknął Tom.– Ale wracając do nas. Wiem, że mnie pan nie zabije, bo jeszcze w żaden sposób panu nie zagroziłem. Poza tym, jestem tylko bezbronnym starszym człowiekiem.

Virg przysiągłby, że w rękawie Toma błysnął sztylet, ale mogło mu się wydawać.

Na dłuższą chwilę zapanowało milczenie. W powietrzu zaczęło iskrzyć, kiedy mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Jeden próbował rozgryźć drugiego, chociaż wydawało się, że Tom wiedział już o Doblerze wszystko co chciał wiedzieć.

Tom. Na pewno nie było to jego prawdziwe imię, zatem jak ono brzmiało? Kim był ten człowiek? Prawie na pewno nie gadatliwym starszym facetem, za jakiego uchodził w tej chwili. Jego rysy przywodziły na myśl arystokratę, ale Virg nie dostrzegł żeby nosił ozdoby typowe dla tego stanu. No cóż, pierścienie na palcach w tej dzielnicy oznaczały prawie pewną ich utratę (i bynajmniej nie miał na myśli samych pierścieni). Czego jednak tutaj szukał? No tak, jego. Ale po co? Virg zdał sobie sprawę, że najprościej będzie po prostu zapytać.

– Co cię tutaj sprowadza, Tom?– spytał więc.

– Wreszcie jakieś konkrety, to lubię– uśmiechnął się.– Pomyślmy po co mogłem tutaj zawitać. Pierwsze co się nasuwa, to że w poszukiwaniu kłopotów. No tak, o nie tutaj najłatwiej. Ale czy ktokolwiek szukałby ich z własnej woli? Wydaje mi się więc, że to fałszywy trop. Myślmy dalej. Z czego innego słynie ta dzielnica? Z brudu, smrodu, ubóstwa. To prawda, ale jeszcze z czegoś. Nie domyśla się pan panie Dobler?– Virg pokręcił głową.– Ależ to zagłębie ciemnych interesów!- wykrzyknął.

– W takim razie sprowadziły cię tutaj ciemne interesy. Poza tym szukałeś właśnie mnie. Pozwolę sobie w takim razie mniemać, że odegram znaczącą rolę w tych twoich… ciemnych interesach.

– Trafiony zatopiony!- ucieszył się Tom.– Nie bez kozery nazywają pana najinteligentniejszym ze złodziei.

– Mniemam również– kontynuował Virg– że to co jest ci potrzebne, to właśnie moje złodziejskie talenty. Czyż nie?

– I znowu strzał w dziesiątkę! Doprawdy, jest pan niesamowity!

Virga zaczęło to powoli denerwować. Stał tutaj i tracił czas na bezproduktywną gadaninę, zamiast działać. Trzeba było z tym skończyć.

– Mów wreszcie o co ci chodzi Tom, czy jak tam masz na imię!- krzyknął.– Nie mam ochoty stracić całej nocy na wysłuchiwanie twojej paplaniny! Konkrety proszę, mówiłeś że je lubisz!

Tom kiwnął głową, ale wyraz jego twarzy zmienił się. Widocznie nie lubił, kiedy ktoś się na niego wydzierał.

– Konkrety mówisz?– powiedział zmienionym, twardszym głosem.– Dobrze. Otóż jest coś, co musisz dla mnie ukraść. Zlecenie jest, hm, nietypowe, gdyż ta rzecz już i tak należy do mnie.

Virg zdziwił się i to bardzo. Jeszcze nigdy właściciel rzeczy nie zlecał mu jej kradzieży.

– Ale po co?– zapytał.– Po co kraść coś, co jest już twoje?

– Gdyż chciałbym z tej rzeczy skorzystać, a zależy mi na tym, by nikt się o tym nie dowiedział. Rozumiesz?

– Nie bardzo.

– Moja własność leży głęboko w podziemiach Banku Hormadich, w jednej ze skrytek. Notabene to jest jeden z powodów, dla których szukałem właśnie ciebie– najlepszego złodzieja w Ferianie. Bardzo trudno jest ukraść coś z banku, a zwłaszcza z Banku Hormadich.

– Wiem– przyznał Virg.– Miałem przyjemność coś stamtąd ukraść. Rzeczywiście było bardzo trudno.

– Nie mogę jej podjąć w normalny sposób, gdyż mój, nazwijmy go wróg, dowiedział się że ją tam deponuję i uważnie obserwuje cały bank. Gdybym tylko spróbował swoją rzecz zabrać, natychmiast by o tym wiedział.

Virg zaczynał rozumieć.

– Dlatego chcesz żebym ją ukradł i oddał tobie– dokończył za Toma.– Tym samym będziesz ją mógł spokojnie użytkować, a twój wróg się nawet nie domyśli, że ją masz. Sprytne, trzeba to przyznać.

– Najlepiej by było, gdybyś przy okazji okradł jeszcze kilka innych skrytek, panie Dobler. Najlepiej takich cennych, chociaż tam są same takie. To już znacząco odsunęłoby podejrzenia od mojej osoby.

Dobler kiwnął głową. A więc chodziło o zlecenie. Trochę nietypowe, to fakt, ale w końcu kradzież to kradzież. Na tym znał się najlepiej i nie ważne było co, skąd i dla kogo kradnie. W gruncie rzeczy chodziło o to, by jakąś rzecz przenieść z jednego miejsca w inne, nie powodując przy tym uszkodzenia tej rzeczy ani własnego zdrowia, tudzież życia.

– No dobrze– odezwał się.– Samą naturę zlecenia rozumiem, ale żeby coś mogło się nazywać zleceniem w pełnym tego słowa znaczeniu, to oprócz instrukcji powinna być jeszcze zapłata. No więc, Tom?

Tom uśmiechnął się paskudnie. Bynajmniej, o tym wiedział bardzo dobrze.

– Oczywiście możesz sobie zatrzymać to co ukradniesz z innych skrytek…

– I tak bym to zrobił. Złożyłeś zamówienie na jeden przedmiot, więc reszta pozostaje do mojej dyspozycji.

-…poza tym proponuję ci pięćdziesiąt galeonów. Dziesięć jako zaliczkę, resztę po wykonaniu zadania.

– No, no– Virg pokiwał z uznaniem głową.– To sporo pieniędzy, Tom. Musi ci bardzo zależeć na tej rzeczy. Chyba się zgodzę.

– Nie ma chyba– odrzekł ostro Tom.– Albo się zgadzasz, albo nie.

Dobler nie musiał się nawet zastanawiać.

– Dobrze, przyjmuję twoją propozycję. Ukradnę to coś ze skrytki w Banku Hormadich.

Nie mam akurat nic lepszego do roboty i przyznam, że te pięćdziesiąt galeonów plus dodatkowe profity przekonały mnie. Poza tym chcę zobaczyć, co jest dla ciebie takie ważne.

Tom rozluźnił się nieco. Skoro Virg Dobler powiedział, że coś ukradnie, to można było to uważać za ukradzione.

– Pora teraz na kilka szczegółów, że tak powiem, technicznych. Moja rzecz znajduje się, jak już powiedziałem, w skrytce w Banku Hormadich. Numer skrytki to 3162. Nie ma w niej nic oprócz przedmiotu, który masz ukraść. Takiemu fachowcowi jak ty nie muszę chyba mówić, że nic nie może mu się stać? To dobrze. Aha, jeszcze jedno. Pod żadnym pozorem nie dotykaj go gołymi rękami.

– Dlaczego?

– Dla własnego dobra. Na kradzież masz tydzień. Spotkamy się za siedem dni w tym samym miejscu i o tej samej porze. Wtedy oddasz mi moją własność i dostaniesz zapłatę. Zrozumiałeś?

Virg kiwnął głową. Mężczyzna nie powiedział już ani słowa, tylko odwrócił się i ruszył ku zaułkowi, z którego się wcześniej wyłonił. Po chwili jednak przystanął i rzucił jeszcze:

– Nie próbuj mnie wykiwać, Dobler. Kilku próbowało i była to ostatnia rzecz jaką zrobili w życiu. W razie czego znajdę cię jeszcze raz.

– To ty mnie nie oszukuj, Tom. Zapomniałeś o mojej zaliczce? Wyskakuj z dziesięciu galeonów!

 

Koniec

Komentarze

Nieśmiałość żre ten tekst od pierwszego akapitu. Śmielej sobie poczynaj, autorze! Twarde warunki stawiaj i pisz bez kokietowania. Pozdrawiam.

Następna część powyższego opowiadania jest już gotowa, ale zanim ją umieszczę, chciałbym poznać opinie na temat częśći pierwszej. Dlatego zachęcam byście pisali komentarze.

Jeśli do jutra nie będzie tu minimum 20 komentarzy, już nigdy nie przeczytacie o Virgu Doblerze! :)

Nowa Fantastyka