- Opowiadanie: khamulek - Duchy przeszłości

Duchy przeszłości

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Duchy przeszłości

Czy wierzycie w życie poza grobowe, duchy? Zapewnie większość z was nie potrafi uwierzyć w tego typu zjawiska. Byłem jedną z tych osób, która śmiała się z opowiadań o zjawach, aż do czasu, gdy moje życie przeszło przemianę. Nazywajcie mnie Mr. Nobody, a o to moja historia.

 

Wszystko miało swój początek dnia 17 lipca 2004 roku. Byłem 34 letnim przedsiębiorcą w dużej firmie telekomunikacyjnej. Miałem żonę od pięciu lat, a szczęście jakie posiadałem mogłoby trwać jak najdłużej. Tego dnia czekał nas wylot na Hawaje. Był to wymarzony urlop. Nareszcie mogliśmy odpocząć w innym miejscu niż rodzinnym miasteczku White Lake. Szybko popakowani, radośni i pełni pozytywnych myśli wyruszyliśmy w podróż.

 

Szczęście nie trwało zbyt długo. Z początku lot przebiegał spokojnie. Brak turbulencji, ani innych niebezpiecznych sytuacji. W pewnym momencie postanowiłem podziwiać widok zza małego okienka samolotu. Pogoda była ładna, żadnych chmur na niebie, czego można by chcieć więcej. Wzruszenia na tym punkcie przeszkodził dym ulatniający się z wnętrza silnika. Z niepokojem wezwałem stewardessę. Podeszła młoda kobieta o bujnych blond włosach. Byłem pewien, że nie wiedziała, jakie uszkodzenie miało miejsce na prawym skrzydle.

– Czy coś się stało? – zapytała z uśmiechem.

– Tak, proszę spojrzeć zza okno – oznajmiłem.

Po skierowaniu oczu na zadymiony silnik, jej mina zbledła Przewyższał lęk i strach. Popatrzała w moją stronę, a następnie pędem pobiegła do pilota.

Przeczuwałem, że lot nie będzie należał do tych udanych. Obudziłem żonę z głębokiego snu. Nie mogłem jej powiedzieć co się wydarzyło. Nie chciałem narażać ukochaną na stres wiedząc, że nie pomaga to kobiecie w siódmym miesiącu ciąży.

Myślałem, że już nic gorszego nas nie spotka, lecz nagle poczułem jak spadamy. Jeden z pilotów wszedł do pomieszczenia, gdzie siedzieli wszyscy pasażerowie.

– Musimy lądować awaryjnie, silnik uległ uszkodzeniu – oznajmił. Proszę się nie martwić, wszystko będzie w porządku.

Patrząc mu w oczy miałem domysły, że prawda jest o wiele gorsza. Sytuacja z minuty na minutę była coraz to bardziej niebezpieczna, Żona zaczęła panikować. Miałem nadzieję na za tłumienie jej strachu, choć i tak wiedziałem, że wszyscy umrzemy.

Spoglądając zza okno ujrzałem wielki zielony las. Objąłem ukochaną z całych sił.

 

– Witamy wśród żywych nieznajomy – powiedział doktor.

– Gdzie jestem? – zapytałem.

– Znajduje się pan w szpitalu klinicznym w Nowym Yorku – oznajmił lekarz. – Proszę odpoczywać, wszystko zrozumiesz w swoim czasie.

Czułem przeszywający ból głowy, nie wiedziałem czemu wszystko mnie boli. Miałem odczucie jakbym trafił do nieba. Czyżby ten wypadek samolotem był snem? Nurtowało mnie wiele pytań na, które nie znałem odpowiedzi.

Będąc trochę ogarnięty, postanowiłem, że pora bym wstał z łóżka. Musiałem znaleźć żonę Christie. Poszedłem do recepcji, jednak nie znalazłem tam odpowiedzi na pytania zaprzątające głowę. Pielęgniarka wezwała lekarza, a następnie zostałem odstawiony do pokoju. Doktor, który mnie obudził podszedł pełen uśmiechu.

– Pamięta pan swoje imię? – zapytał.

– Nie jestem w stanie przypomnieć – oznajmiłem.

– Co się wydarzyło? Czemu jestem w szpitalu? – zapytałem doktora.

Moja pamięć bardzo szwankowała. Pytania, które chciałem zadać nie dawały spokoju.

– Nie wiem czy pamiętasz, ale miał miejsce wypadek lotniczy. Jesteś jedynym ocalałym z tej katastrofy, lecz byłeś w śpiączce 2 tygodnie. Na szczęście ze zdrowiem wszystko w porządku – powiedział.

Byłem w szoku, przecież to nie możliwe, bym jako jedyny przeżył. Nie mogłem w to uwierzyć. Ku memu zdziwieniu trzymałem się bardzo dobrze, jedynie ból głowy doskwierał. Teraz wiem, że to co się wydarzyło w trakcie lotu na Hawaje było prawdą.

– A co z moją żoną? – zapytałem.

– Zginęła na miejscu. Przykro mi – oznajmił ze skruchą.

Poczułem ogromna pustkę na wieść, że nie mam już nikogo. Najbliższa mi osoba nie żyła. Miałem ochotę dołączyć do swojej Christie.

 

Minęły 3 tygodnie od ostatniego dnia spędzonego w szpitalu. Przez ten czas sprzedałem dawne mieszkanie w White Lake i przeprowadziłem do Chicago. Nie pozostało nic innego jak zacząć wszystko od początku, choć trudno było poukładać życie od nowa. Myślałem, że wszystko ze mną w porządku, a jednak sprawy przybierały zły obrót. W ciągu ostatniego tygodnia zacząłem widzieć niespotykane zjawiska. Nie przesypiałem noce, a dodatkowo gdy nastawał wieczór słyszałem częste pukanie do mieszkania. Niby to coś normalnego, jednakże wychodząc otworzyć komuś drzwi, byłem w szoku widząc jak korytarz jest pusty. Najgorszą sytuacją jaka mnie spotkała to sylwetki postaci, które stały nad moim łóżkiem. Próbując zasnąć słyszałem jak podłoga skrzypi. Po otwarciu oczu zauważyłem kilka nieznajomych ludzi, którzy skupiali wzrok na mnie. Ogólnie próbowałem być twardy, lecz wtedy odczuwałem jak cieknął z ciała zimny pot. Na szczęście, gdy postanowiłem wstać nieznajomi zniknęli.

 

Pewnej nocy, przechodząc przez oświetlone centrum miasta, byłem świadkiem wypadku, gdzie autobus potrącił młoda kobietę. Wybiegłem jej na pomoc, a następnie sprawdziłem puls. Byłem niemal pewien, że zmarła. Ku memu zdziwieniu zauważyłem po drugiej stornie ulicy jej ducha, a obok niej jakąś mroczną i niewyraźną postać. Budziła lęk, a zarazem ciekawość czy to co widzę nie jest złudzeniem.

Dziwna zjawa złapała kobietę za ramię, a następnie zniknęli w świetle lamp miejskich.

Zjawiska, które doznałem były trudne do wytłumaczenia jak na mój przeciętny rozum. Nie pozostało mi nic innego jak porozmawiać z kimś o tym.

Przebywając w pracy, wyczytałem ogłoszenie o pewnej jasnowidzącej. Pomyślałem sobie, że może ten ktoś pomoże, dlatego postanowiłem zadzwonić i umówić na spotkanie.

 

Wieczorem, zapukałem do mieszkania kobiety, która podobno miała pomóc. Po chwili drzwi zostały otwarte, a naprzeciw mnie stała kobieta przypominająca, aż do złudzenia niedawno zmarłą żonę. Stanąłem jak słup soli na jej widok, nie mogłem wykrztusić jakichkolwiek słów.

– Zapraszam do środka – powiedziała z uśmiechem.

Wchodząc, przeszło mnie uczucie jakbym był w swoim dawnym domu. Ciepło dochodzące z kominka sprawiało, że czułem powrót miłych wspomnień sprzed kilku miesięcy. W tamtym czasie byłem szczęśliwym facetem u boku żony, a teraz jestem samotny.

Opowiedziałem pani Rose swoją historię z wypadkiem, oraz co mnie spotykało od ostatniego czasu.

Zaciekawiona moją opowieścią, postanowiła powróżyć z rąk. Raczej nie wierzyłem w jakiekolwiek widzenie; najczęściej takie osoby wyłudzały pieniądze kłamiąc klientom w żywe oczy.

– Przepraszam, ale musi pan natychmiast iść! – wykrzyknęła.

Nie rozumiałem, dlaczego chwilę po złapaniu za rękę, odskoczyła na sam koniec pokoju i próbowała wygonić z domu.

– Co pani zauważyła? – zapytałem.

– Jesteś medium. Widzę Żniwiarzy, posłańców śmierci. Jednego już spotkałeś przy kobiecie, którą potrącił autobus. Twoja żona nadal tu jest. Wizja jest nie wyraźna. Zmory powstrzymują od jakiejkolwiek próby zbliżenia się do niej – powiedziała.

– Idź stąd, natychmiast! – wykrzyczała.

Nie rozumiałem o co może jej chodzić. Nie pozostało mi nic innego jak wsiąść do samochodu i pojechać do domu.

 

Pogoda w ten wieczór nie była zbyt ładna, ciągle padało i nie było widać końca. Całą drogę byłem zamyślony tym co usłyszałem od tej jasnowidzącej. Zaniepokojony całą tą sytuacją, sprawdziłem wszelkie informacje na Internecie. Wyczytałem, że osoby takie jak ja, które doznały śmierci klinicznej, mogą widzieć niewyjaśnione zjawiska paranormalne. Jednak naukowcy nie zdołali do końca udowodnić tego wszystkiego. Wychodzi na to, że Rose miała rację, widziałem dusze zmarły. Moje życie było jak jeden wielki odbiornik między niebem, a ziemią. Jednak czego chcą ci żniwiarze? Nadal nie miałem wszystkich odpowiedzi na pytania.

Sięgnąłem po wino, odrobina alkoholu nikomu nie zaszkodzi. Na koniec nie pozostało nic innego jak zasnąć samotnie w łóżku.

 

– Najdroższy, pora wstawać.

Cichym, kobiecym głosem zostałem obudzony ze snu. Ten głos należał do Christie. Pełen radości otworzyłem oczy. Przed łóżkiem stała żona, którą straciłem. Chciałem objąć, ucałować, lecz wiedziałem że to tylko duch.

– Kochanie jesteś tu przy mnie. Tak mi ciebie brakowało – oznajmiłem.

– Uratuj ją, uratuj Rose – powiedziała i krzyknęła: – Ona nie może umrzeć!

Nie wiedziałem, dlaczego ta kobieta jest dla niej tak ważna.

– Co jej grozi? – zapytałem krótko.

– To moja siostra, jedź do niej. Chcą zabrać z tego świata – oznajmiła, a następnie zniknęła.

Po tych słowach stanąłem w bezruchu. Od tego momentu wiedziałem czemu była podobna do Christie. Mówiła mi kiedyś, że miała siostrę, ale zaginęła. Widocznie przed wylotem musiała ją odnaleźć, ale nie zdążyła o tym powiedzieć. Nie mogłem zawieść żony, wziąłem nogi za pas i poszedłem do pojazdu.

 

Mieszkanie Rose stało na uboczach miasta, a droga nie posiadała oświetlenia. Starałem się jechać jak najszybciej, jednak deszcz nie pomagał zbytnio.

Po kilkunastominutowej jeździe nareszcie dotarłem do wyznaczonego celu. Przed domem stała ze świecami spora grupa duchów. Wyglądało to tak jakby czekały na coś, lub kogoś.

– Nie uratujesz jej. Ona odejdzie razem z nami – powiedział jeden z duchów.

Nie wierzyłem w jego słowa. Sądziłem iż mam czas, że zdołam ją uratować.

Każda z tych zjaw skupiała wzrok w moją stronę. Próbując nie zwracać uwagi, podążyłem w kierunku mieszkania.

Drzwi były lekko uchylone. Lampa w holu świeciła na całe pomieszczenie. Zauważyłem przemoknięty płaszcz i kilka par butów. Wychodziło na to, że zastałem szwagierkę w domu.

Przeszukując pomieszczenie, nagle z salonu dobiegł kobiecy krzyk. W pokoju na podłodze leżała Rose. Schyliłem się nad nią, chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku. Nie wyczuwałem tętna, a reanimacja nie przynosiła efektów. Czułem, że wszystko zawaliłem, gdyż nie zdołałem jej uratować.

Wokół mnie i ciała stali żniwiarze. Poczułem ogromny ból głowy. Czułem jak próbowali przeszyć na wylot myśli.

– Już czas by dołączyła do siostry. Takie jest jej przeznaczenie – usłyszałem głos jednego z nich w głowie.

– Nie pozwolę na to. Zabierzcie mnie, nie ją – oznajmiłem i krzyknąłem: – Od dawna powinienem dołączyć do żony!

Po tych słowach, zauważyłem jak zjawy zaczęły kolejno znikać. Na koniec usłyszałem wielki huk wyrwanych drzwi do mieszkania, a ostatnia ze zjaw skierowana ku wyjściu popatrzała w moją stronę. W krótkim odstępie czasu wszystkie szyby w oknach popękały, a kawałki szkła skierowane były w naszym kierunku.

Osłoniłem ciało Rose, a po chwili poczułem ogromny ból na twarzy. Drobne kawałki szkła odebrały wzrok, nic nie widziałem. Ciemność ogarnęła mnie wokoło.

-Jeszcze nie czas na ciebie – powiedziała zjawa.

Od tej chwili nie czułem już obecności innych duchów w pokoju. Jedynie co słyszałem to delikatny oddech Rose. Moje poświęcenie uratowało szwagierce życie.

 

Teraz wiecie jak wyglądało życie medium. Widziałem to czego większość nie jest w stanie uwierzyć. Teraz mieszkam w ośrodku dla niewidomych. Przekleństwo jakie było mi dane częściowo zniknęło. Czasem słyszę szepty zagubionych dusz, jednak próbuję tłumić w sobie ich głos. Siostra Christie przychodzi często w odwiedziny. Przyjaźnimy się i wspominamy stare dobre czasy.

 

Koniec

Komentarze

To jest mój drugi tekst, mam nadzieję że ten jest lepiej napisany. Wcześniej pisząc, że nie mam korektora, nie miałem na myśli tłumaczenia się dlaczego sa błędy itp. Raczej chciałem ująć to tak, że nie mam korektora, gdyż sam chcę dojść do czegoś i próbowac samemu poprawiać swoje błedy. I tak jak niektórzy komentują w różnych opowiadaniach autorów, że jak masz 15 czy 14 lat to wporzo, a jak więcej to odpuśc sobie pisanie. Ja mam 20 lat i to że napisałem tekst z błedami to znaczy że mam sobie odpuścić? Niektórzy późno zaczynają pisać, a trochę ambicji i treningu pozwoli na bycie lepszym pisarzem. Nie każdy od początku jest wielki autorem opowieści itp.

Tekst niby poprawnie napisany, ale:
-- narracja nie pasuje do historii; bohater, który z perspektywy czasu opowiada o nadprzyrodzonych zjawiskach powinien nabrać dystansu, do tego, o czym mówi. Dwa akapiciki o wierze/niewierze nie wystarczą. Pytanie jest, czy ty, przeżywszy wypadek, z taką radością i pewością siebie chwaliłbyś się, że widzisz duchy,
-- opisy; historie o duchach powinny mieć klimat, znaczy się wywoływać strach albo niepewność. Twoje opisy niestety są dość toporne i mają charakter głównie sprawozdawczy, tj. brakuje w nich wyrazistych środków stylistycznych,
-- nieścisłości;, bohater nie wie, jak się nazywa, ale z miejsca pyta o żonę. Widzi postać na ulicy i bez wahania nazywa ją duchem. Naraz miało miejsce kilka traumatycznych zdarzeń, a w nim nie widać cienia emocji,
-- świat; mamy przecież własny kraj, mamy tu samoloty, które nawet raz na jakiś czas się rozbijają, więc nie wiem, po co przenosić akcję za wielką wodę. Podejrzewam, że gdybyś osadził opowiadanie w swoim rodzinnym mieście, to nabrałoby znacznie więcej charakteru.

Podsumowując, to dam 3. Nie ma tragedii, jeżeli chodzi o techniczne aspekty języka, co do artystycznych to jest słabo, fabularnie jest nihil novi. Jeszcze z pięć dłuższych tekstów i powinno być przyzwoicie. Postaraj się w akapitach opisujących umieszczać jakiś środek stylistyczny. Fajna metafora nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Ale pamiętaj: jedna, żeby nie popaść ze skrajności w skrajność.
pozdrawiam

I po co to było?

Byłem 34 letnim przedsiębiorcą w dużej firmie telekomunikacyjnej. - liczebniki piszemy słownie

Szybko popakowani, radośni i pełni pozytywnych myśli wyruszyliśmy w podróż.
- hehe

Po skierowaniu oczu na zadymiony silnik, jej mina zbledła Przewyższał lęk i strach. - to zdanie jest bez sensu

- Musimy lądować awaryjnie, silnik uległ uszkodzeniu - oznajmił. Proszę się nie martwić, wszystko będzie w porządku.
- brak myślnika?

Patrząc mu w oczy miałem domysły, że prawda jest o wiele gorsza. Sytuacja z minuty na minutę była coraz to bardziej niebezpieczna, Żona zaczęła panikować. - miałem domysły? Żona z dużej? Ojej, chłopie.

Miałem nadzieję na za tłumienie jej strachu, choć i tak wiedziałem, że wszyscy umrzemy. - że, co?

Doktor, który mnie obudził podszedł pełen uśmiechu. - haha

Jesteś jedynym ocalałym z tej katastrofy, lecz byłeś w śpiączce 2 tygodnie. - liczebniki zapisujemy słownie

Byłem w szoku, przecież to nie możliwe, bym jako jedyny przeżył. - niemożliwe

Minęły 3 tygodnie od ostatniego dnia spędzonego w szpitalu. - liczebniki - wiadomo

Nie przesypiałem noce - nie rozumiem tego zdania

Po otwarciu oczu zauważyłem kilka nieznajomych ludzi,
- kilku

Pewnej nocy, przechodząc przez oświetlone centrum miasta, byłem świadkiem wypadku, gdzie autobus potrącił młoda kobietę. - młodą

Widocznie przed wylotem musiała ją odnaleźć, ale nie zdążyła o tym powiedzieć. Nie mogłem zawieść żony, wziąłem nogi za pas i poszedłem do pojazdu.  - hehe

Przeszukując pomieszczenie, nagle z salonu dobiegł kobiecy krzyk.
- to zdanie jest bez sensu

Uff, przeczytałem. Nic więcej nie da się napisać. Udało Ci się mnie kilka razy rozśmieszyć, ale  w przypadku takiego opowiadania komplement to raczej nie jest. Błędów jest dużo więcej. Nie podobało mi się, niestety. Pozdrawiam

Mastiff

Przykro mi, ale ten tekst nie jest napisany lepiej od pierwszego.
Khamulku, doskonalenie warsztatu pod dowolnym względem nie polega wyłącznie na pisaniu jednego tekstu po drugim. Podręcznik gramatyki, słownik ortograficzny, słownik jezyka polskiego --- wiem, nudne jak cholera, ale bez tego ani rusz... Dużo lektur dobrych autorów też ma swoją wagę. Bardzo pomaga; zapoznanie się z dobrymi przykładami zawsze pomaga...

Niestety tekst jest fatalnie napisany i prawie każde zdanie zgrzyta. Do tego nielogiczności wystepują w tekście stadami. Lekarz mówiący do pacjenta "witamy wśród żywych nieznajomy" mnie rozbawił. Potem lekarz raz zwraca się do bohatera na "ty", raz na "pan". Nie panujesz nad tym, co bohater wie i co rozumie - np. nagle mówi, że zauważył ducha kobiety - skąd to wie? No i sporo błędów stylistycznych, składniowych i wiele innych - niestety wymienienie ich zajęłoby więcej miejsca niż sam tekst. Który, niestety jest też strasznie sztampowy - ani pomysł nie powala, ani opowiadanie nie próbuje choćby trochę przestraszyć - jak to zauważył syf., jest raczej suchą relacją niż tekstem literackim. Ja bym go oceniła na 2.

Czy wierzycie w życie poza grobowe, duchy? – Pierwsze zdanie, a już jest fatalne. Dlaczego? Już wyjaśniam. Chciałeś swoje pytanie skierować do czytelnika. Niestety, w takiej formie jak jest, jest ono skierowane do duchów. Pytasz duchy, czy wierzą w życie pozagrobowe. Co by było, gdybyś zamiast duchy, wstawił np. chłopcy?

- Czy wierzycie w życie pozagrobowe, chłopcy?

Czaisz o co mi biega? Gdybyś napisał:

- Czy wierzycie w życie pozagrobowe i duchy? – byłoby ok.

Ja do uwag kolegów tylko tę jedną dołączę. Faktycznie, tekst jest bardzo słaby. Niektórzy przesadzają z zaimkami. Ty ich wręcz unikasz, przez co zdania brzmią cholernie dziwnie.

Co do reszty, to koledzy i koleżanki wyżej napisali co trzeba.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Znowu się spóźniłem. Wszystko zostało już powiedziane, łapanka zrobiona, tekst wybebeszony. Tekst jest zwyczajnie słaby i ciężo się go czyta, głównie przez przedziwnie stworzone zdania i wymyśloną historię, która jest banalna. Można opowiedzieć banalną historyjkę w sposób ciekawy, można. Nie wszystko musi być nowatorskie. Tutaj jest banalnie i nudno. 
I jeszcze coś: nie uwierzę, jeśli powiesz, że tekst odleżał więcej niż 5 godzin. Nie uwierzę.  

Nowa Fantastyka