- Opowiadanie: Marcin Robert - Panowie Uniwersum

Panowie Uniwersum

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Panowie Uniwersum

Mistrz siedział na macie pod obrazem przedstawiającym Harmonię Wszechświata, szczycącą się kilkoma parami rąk, wyszczerzonymi zębami i wywalonym językiem. Powietrze było ciężkie od kadzidlanego dymu.

 

– Wejdź synu! – rozkazał.

 

Do komnaty wkroczył młody mnich w ubłoconej, niegdyś prawdopodobnie zielonej szacie. Przybysz uklęknął przed nauczycielem i pokłonił się, dotykając czołem maty.

 

– Usiądź i opowiedz, jak poradziłeś sobie w wielkim świecie.

 

– Gdy tylko nadszedł okres próby – zaczął mnich – wziąłem żebraczą miskę i wyruszyłem, jak mi kazałeś, do miasta. Na przedmieściu natknąłem się na człowieka stojącego w ogrodzie przed bogato wyglądającą willą. Serce podpowiedziało mi, że jest to jej właściciel, postanowiłem więc poprosić go o jałmużnę. Zbliżyłem się, złożyłem pokłon i poprosiłem o sto tysięcy złotych. Skromność, ozdoba mnicha, nie pozwalała mi wymienić większej kwoty.

 

– Bardzo słusznie. I co zrobił ten człowiek?

 

– Był niezbyt uprzejmy. Zaśmiał się szyderczo, powiedział, że chyba mam coś nie w porządku z głową i kazał mi się wynosić. Wykonałem wtedy pełny oddech jogi, skupiłem się na punkcie leżącym centymetr poniżej pępka i tym sposobem zjednoczyłem jaźń z energią Wszechświata. Następnie popatrzyłem temu człowiekowi prosto w oczy i z otwartym sercem wypowiedziałem prorocze słowa: – Przecież nikomu to nie zaszkodzi! Mężczyzna poszedł wtedy do domu i po chwili wrócił z czekiem na sto tysięcy. Następnie obszedłem kilku jego sąsiadów i zebrałem w ten sposób niezłą sumkę. Mogłem teraz kupić za nią pewną działkę nad rzeką, która wyglądała na świetnie nadającą się do naszych celów. Niestety, jakiś urzędnik uznał, że jest to teren zalewowy i nie wolno tam nic budować, chociaż tylu ludzi postawiło przecież domy w sąsiedztwie. Przygotowywałem się na długą biurokratyczną mordęgę w magistracie, okazało się jednak, że czysta dusza i prorocze słowa także tutaj sprawiają cuda. Już po tygodniu grunt został przekwalifikowany na działkę budowlaną, mogłem więc zacząć stawiać dom, w którym postanowiłem umieścić zakład produkujący pseudogóralskie pantofle. Potrzebowałem jednak pracowników. Poszedłem na plac, gdzie zwykle stoją bezrobotni szukający jakiegoś zajęcia i wygłosiłem do nich mowę o korzyściach z pracowitego życia i hańbie nieróbstwa. Początkowo śmiali się ze mnie, a gdy zaproponowałem im siedemset złotych miesięcznie zezłościli się i kilku rzuciło w moją stronę kamieniami. Wtedy znowu zjednoczyłem się z Wszechświatem i rzekłem: A komu to przeszkadza? Wówczas przyłączyli się do mnie i w dwa miesiące dom był gotowy. Potem zatrudniłem nowych robotników, znających się na szewstwie. Kazałem im pracować dwanaście godzin dziennie. Początkowo protestowali, lecz gdy spojrzałem im w oczy i powiedziałem: – Przecież wszyscy tak robią, zamilkli i wzięli się do uczciwej pracy.

 

– Działasz już jednak półtora miesiąca, możesz więc chyba pochwalić się jakimiś sukcesami na rynku? Wytłumacz się ze stanu w jakim tutaj przyszedłeś!

 

– Niestety, Mistrzu! Ta powódź, która przez ostatni tydzień pustoszyła południową Polskę, wszystko zniszczyła. Cały zakład zalany, materiały i gotowe już pantofle zniszczone, ściany popękane, fundamenty naruszone. Zostały nam tylko te kapcie, które ukryłem w połach szaty.

 

– Co w takim razie przyniosłeś? – Mistrz groźnie zmarszczył brwi. – Poza parą kapci.

Uczeń wziął głęboki oddech i popatrzył mistrzowi prosto w oczy:

 

– Przyniosłem ci serce wypełnione modlitwą. A poza tym, przecież nic się nie stało!

Koniec

Komentarze

Nadaje się dycht na coachingową parabolę - bierz tyle ile możesz dać;)
Pozdrawiam

Końcówka wypełniła mi oczy łzami. Jak Mistrz mógł zadać to okrutne, bezlitosne pytanie "Co mi przyniosłeś poza parą kapci?" (mniej więcej). Były to, jak się zapewne domyślić łatwo - łzy śmiechu. ;-)

Witam. Końcówka jest przeróbką pewnej autentycznej opowieści o Gichinie Funakoshim - twórcy współczesnego karate - którą podał Jerzy Miłkowski w swoim podręczniku owej sztuki walki. ;-)

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Zgrabne, zabawne. Daje lajka. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Nowa Fantastyka