- Opowiadanie: victor_d - Bogini

Bogini

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bogini

Ding. Dong. Ding. Dong.

Stary naścienny zegar, który kiedyś należał do jego dziadka, wystukiwał rytm, głośnymi, przeciągającymi się w nieskończoność dźwiękami informując o wybiciu północy. Thomas Catts przed zgaszeniem światła, przez chwilę patrzył na leniwie chodzące z lewa do prawa wahadło. To już czterdzieści lat. Jeszcze w liceum uważałby ten wiek za kres życia. A teraz? Nie był stary, o nie. Właściwie to dopiero co się narodził. Mimo iż jego praca i wizerunek publiczny nie uległy zmianie, on wreszcie czuł, że warto. Że jest dla kogo. Czekał na nią całe czterdzieści lat i w końcu się pojawiła. Od jej pierwszej wizyty minął już ponad miesiąc, a uczucie towarzyszące mu, gdy gasił światło i kładł się na łóżku, tkwiąc w niecierpliwym oczekiwaniu, nie zelżało ani na chwilę. Wręcz przeciwnie, tej nocy na jego ciele nie było miejsca, na którym nie pojawiłaby się gęsia skórka.

Leżał w ciemności, starając się uspokoić myśli. Podciągnięte kolana drżały mu z nerwów, choć wcale tego nie odczuwał. Pod kołdrą robiło się gorąco. W pokoju panowała ciemność, jednak czuł, że wszystko dookoła wiruje. Już zaraz, już zaraz…

Poczuł znajome lekkie ukłucie w szyję, tuż nad pierwszym kręgiem, tak jakby ktoś delikatnie dotknął skóry długim paznokciem. Najechał w to miejsce palcem. Wiedział, co to oznacza. Jego ciało zesztywniało, a w gardle zaczęło brakować śliny. Przybywała.

Następnie powinna nadejść fala zimna… Tak, dokładnie taka jak ta. Kojąca rozpaloną skórę, zwiększająca dreszcze, dająca uczucie świeżości i, wreszcie, zwiastująca jej obecność.

– Dziękuję, że przyszłaś, bogini – wyszeptał.

Nikt nie odpowiedział. Thomas uśmiechnął się lekko. Nigdy nie była bezpośrednia, zawsze czekała, aż zacznie się niecierpliwić, aż wzrośnie napięcie.

– Dziękuję, Bogini – powtórzył.

Kilka chwil upłynęło, zanim ją ujrzał, stojącą tuż nad łóżkiem. Z trudem przełknął ślinę. W nozdrza uderzył ten ponętny zapach bzu. Czuł jak na skroniach formują mu się krople potu. Minął już miesiąc, a on wciąż nie przyzwyczaił się do jej widoku, wciąż budziła w nim uśpione emocje.

Bogini stała nieruchomo, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. W pokoju panowała ciemność, ale kobieta emanowała srebrnym światłem, jakby okalającą ciało otoczką, która kończyła świecić na wysokości szyi, pozostawiając twarz niewidoczną. Ubrana była w granatową flanelową koszulę z dekoltem, sięgającą do kolan, ciut za szeroką, jak na tak kruchą posturę. Jej skóra była śniado-różowa, jakby lekko zmarznięta.

Kiedy wyciągnęła do niego rękę, odkrywając kawałek dekoltu, zobaczył to, co najbardziej go w niej intrygowało. Mniej więcej na środku prawej piersi Bogini znajdował się niewielki czarny tatuaż w kształcie kota. Kiedy pytał o przyczynę akurat tego wzoru, nigdy nie odpowiadała. Tajemniczość była jej drugim imieniem. Thomas nie wiedział nic, nic prócz tego, że jest.

Chwycił jej rękę. Nie była ciepła, ani zimna, tylko delikatna, przyjemna w dotyku.

– Zdobyłeś to, o co cię prosiłam? Wykonałeś zadanie, Thomasie? – jej głos, początkowo jakby dochodzący z dali, stopniowo nabierał wyrazistości, aż w końcu każde pojedyncze słowo huczało w jego głowie jak klakson pociągu.

– Tak, bogini.

– Gdzie to jest?

– W lodówce, nie chciałem, by się zepsuło, bogini.

– Przynieś, proszę.

Odgarniając mokrą od potu kołdrę, wstał z łóżka i poszedł do kuchni. Nie zapalał światła – bogini nie znosiła jasności. Kiedy koło niej przechodził, zapach bzu stał się jeszcze bardziej wyrazisty, jeszcze bardziej ponętny.

Otworzył lodówkę. Wewnątrz znajdował się sam nabiał; mleko, różnego rodzaju sery, jogurty i maślanki. Jedynym mięsem była poplamiona krwią głowa starszej kobiety, ucięta krzywo na wysokości połowy szyi. Na jej sinej twarzy widniały czarne, zaschnięte plamy krwi, a polepione, niegdyś srebrzysto siwe włosy wchodziły do otwartych w niemym okrzyku ust. Wyjął ją bez najmniejszych skrupułów. Może stary, zagubiony Thomas by się przeraził. Może wraz z dotknięciem zmarłej zobaczyłby scenę, w której przecina szyje starej siekierą, niczym łeb karpia na święta, czując jak ciepła krew tryska na policzek… Ale on już nie był zagubiony. Bogini kierowała go na właściwy tor, czyniła lepszym. Jeżeli jej wolą była śmierć tej anonimowej staruchy, to znaczy, że tak musiało być.

Położył zimną głowę na stole. Fetor unoszący się z jeszcze całkiem świeżego mięsa lekko zelżał, po zmieszaniu się z zapachem bzu. Nie widział twarzy bogini, ale czuł, że była szczęśliwa. To jego pierwsze zadanie, i nie zawiódł. Musiała być dumna. Podeszła do pozbawionej życia głowy, kładąc dłoń na czarnych od krwi włosach i przejeżdżając powoli po całej twarzy, jak ślepiec, który poznaje ludzi dotykiem.

– Jestem z ciebie dumna, Thomasie – powiedziała, odwracając się w jego stronę.

– Dziękuję, Bogini – ukłonił się lekko.

– Połóż się. Zimno ci.

Faktycznie, trząsł się na całym ciele, choć wcale nie był tego świadom. Inne emocje zdecydowanie górowały nad uczuciem chłodu. Posłusznie położył się na łóżku, nie spuszczając wzroku z kobiety. Ta poczekała, aż nakryje się kołdrą, po czym podeszła bliżej i powoli usiadła na jego kroczu. Zapach bzu znowu nabrał na sile. Siedziała na nim, emanująca tym bladym światłem, zakrywającym twarz. Wsunął rękę pod jej koszulę, delikatnie chwytając za zgrabną pierś. Czuł jak jej sutki powoli twardnieją. Wpatrywał się przy tym na wytatuowanego na piersi kota, czując jak zalewa go fala ekscytacji, apogeum pożądania.

– Bogini… – wyszeptał. Kobieta uciszyła go, przykładając palec do ust.

Nie odezwał się więcej. Milczał.

Tuż przed wschodem słońca Bogini odeszła, zostawiając mu do wykonania kolejne zadanie. Tym razem dużo trudniejsze.

Poluzował krawat; na zewnątrz było rzeczywiście nadwyraz zimno, ale szkoła przesadzała z ogrzewaniem. Zwłaszcza, że lekcje odbywały się w salach nie większych, niż mały pokój, przez co ich wnętrze nagrzewało się w dosłownie chwilę.

– Kawy? – spytała Ula, spoglądając na niego spod cienkich okularów.

– Poproszę.

Patrzył jak odwrócona plecami wsypuje kawę do szklanek i tonął w myślach. Wczoraj w nocy bogini wyznaczyła kolejne zadanie, kolejną śmierć. Nie byłoby prawdą, gdyby powiedział, że się nie zdziwił, słysząc nazwisko przyjaciółki(tak, chyba tak mógł ją nazywać), jako następnej ofiary. Z Ulą poznał się jeszcze na studiach. Od razu odnaleźli wspólny język, choć w rzeczywistości dziewczyna była jego przeciwieństwem. Komunikatywna, pewna siebie, odnajdująca się w dużych grupach, kochająca świat. Przy dokładnie odwrotnych cechach Thomasa, ta przyjaźń nie miała prawa w ogóle zaistnieć. Ula do tej pory śmiała się, że gdyby nie jego zdolności tłumaczeniowe, nigdy by do niego nie podeszła i nie musiałaby znosić jego posępnej twarzy codziennie w pracy. Jednak wbrew tym wszystkim różnicom, byli sobie naprawdę bliscy. Ula zaproponowała mu nawet bycie świadkiem na jej ślubie, czego oczywiście grzecznie odmówił – już sam pobyt w tak wielkim zbiorowisku nieznajomych, przeważnie sztucznie szczęśliwych ludzi był wystarczającą niedogodnością. Przyjaciółka nie czuła o to żalu, przez trzy lata studiów i dwa wspólnej pracy zdążyła go poznać. Wiedziała, że powinna być wdzięczna, iż w ogóle przyjął zaproszenie.

Kiedy podała kawę, spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem, odgarniając przy tym czarne gęste włosy, ale nic nie powiedziała. Thomas miał już ułożony plan i postanowił zacząć go realizować.

– Ula?

– Hm?

– Mam do ciebie prośbę. Będziesz dzisiaj miała chwilę czasu po zajęciach? Chciałbym pogadać…

Odpowiedź nie zajęła jej dłużej niż pół minuty, ale dla niego ten czas był wiecznością. Jeśliby się nie zgodziła, musiałby zabić ją tutaj w szkole, a tego nie chciał ani on, ani Bogini.

– Czekałam, kiedy o to zapytasz – uśmiechnęła się lekko, jakby dowiodła samej sobie, że zna go na pamięć – Wprawdzie dzisiaj miałam od razu po zajęciach odebrać dzieciaki ze szkoły, ale niech ci będzie, zadzwonię do Kuby, że nie dam rady – spojrzała lekko mrużąc oczy – jest bardzo kiepsko, nie?

Co miał odpowiedzieć? Że tak naprawdę, to nigdy nie czuł się lepiej? Że będzie musiał ją zabić, by udowodnić Bogini jak wiele dla niego znaczy? Że mimo, iż Ula dzisiaj zginie, on w głowie słyszy jedynie uradowany głos kobiety z tatuażem kota na piersi?

– Tak. Bardzo.

Skończyli o czternastej. Thomas miał dwie grupy dzieci w wieku cztery-pięć lat. Pracowało mu się z takimi najłatwiej, a rodzice czasami nawet chwalili nauczyciela za efekty podopiecznych. Podobno maluchy nie mogły doczekać się kolejnych lekcji, co było dla niego nie lada zagadką.

– Pojedziemy do mnie? Nie trzeba będzie płacić za herbatę.

Roześmiała się.

– A odwieziesz mnie potem? Przecież z tej twojej wioski autobusy jeżdżą rzadziej niż w Zimbabwe, nie mówiąc już o takiej pogodzie…

– Oczywiście.

Kiedy siedzieli w samochodzie, Thomas chłodno kalkulował każdy następny ruch. Na razie wszystko szło zgodnie z planem. Ula bez najmniejszych podejrzeń zgodziła się pojechać do jego domu. Jak mogła się nie zgodzić? Przecież znali się od blisko dziesięciu lat, byli u siebie dziesiątki razy. A na dodatek kobieta myślała, że Thomas od dłuższego czasu ma jakiś problem, którym wreszcie postanowił się podzielić.

– Już dwa miesiące, albo i lepiej. Widać, że nie śpisz po nocach. Rano w pracy wyglądasz jak zombie. Naprawdę, to zaczynało być martwiące. Co się stało, Tom?

Włączył wycieraczki, gęsty śnieg spadł momentalnie, jakby ktoś z nieba przewrócił olbrzymie pudełko popcornu.

– Nie chcę teraz o tym mówić. Rozumiesz, Ula, potrzebuję ciepła i herbaty.

– Rozumiem – przytaknęła i po chwili milczenia ciągnęła – Ja rozmawiałam o tym, z Kubą, wiesz, z tobą nawet nie było sensu… zwolnij trochę, strasznie pada… wiedziałam, że i tak nic mi nie powiesz. Czasami to w ogóle cię nie… kurwa, uważaj!

Jechał za szybko jak na tę pogodę. Zdecydowanie za szybko. Podczas wchodzenia w zakręt tył auta wpadł w poślizg, obracając ich w kółko piruetem. Thomas próbował manewrować, ale stracił kontrolę nad kierownicą, która była w tym momencie i tak bezużyteczna. Nic nie dało się zrobić, przed szybą wszystko się kręciło, silnik rzęził od desperackich prób manewru sprzęgłem. Ula krzyczała, słyszał tylko jej krzyk…

Łup! Poczuł nagłe uderzenie, a po nim falę przejmującego bólu w lewej części czaszki, jakby ktoś wbijał mu do środka nóż. Wszystko ucichło, słychać było tylko ciężko dyszącą Ulę. Mechanicznie chciał dotknąć głowy w miejscu bólu, jednak zrezygnował po tym jak poczuł płynącą ciurkiem wzdłuż skroni krew. Na nogach miał porozrzucane malutkie cząsteczki szyby, którą musiał zbić głową. Zimne płatki śniegu wlatywały przez na pokaleczoną odłamkami szkła twarz, od razu zamieniając się w kojącą zimną wodę. Ktoś trzasnął drzwiami. Ula.

Dopiero teraz oprzytomniał, przypominając sobie dokąd i po co jechał. Ula miała zginąć. I zginie. Tylko ten pieprzony ból…

Na zewnątrz panowała istna nawałnica. Mimo, że kobieta stała po drugiej stronie auta, widział jedynie jej zarys. To jednak wystarczyło, by dostrzec jak przykłada do ucha komórkę.

– Ula! Ula, spokojnie. Wszystko dobrze. Gdzie dzwonisz? Nie dzwoń nigdzie, już niedaleko do domu – próbował mówić jak najspokojniejszym tonem, ale uczucie wbijanego w głowę noża, w połączeniu z niepohamowaną złością, nie pozwalało mu brzmieć autentycznie.

– Człowieku, masz kawał szkła w głowie! Szkła! Dzwonię, dzwonię po karetkę. Właź do środka, Tom! Zaraz przyjadą! – krzyczała spanikowana.

– Nie! – próbował krzyknąć, ale ból sięgał coraz głębiej, wwiercając się wewnątrz czaszki niczym śrubokręt.

Nie mógł zawieść Bogini, musiał zabić. Zostało coraz mniej czasu, ból głowy powoli przechodził na resztę ciała, coraz ciężej było mu stać. Mógł jednak zdobyć się jeszcze na trochę siły. Prawdopodobnie wystarczająco…

– Właź do auta! Pomoc już jedzie. Jezu, Tom!

…żeby ją udusić. To jedyne co zostało, nie miał przy sobie broni, ani żadnego narzędzia, które byłoby pomocne. Zaczął iść w jej stronę. Nie cofnęła się nawet o krok, gdy wyciągnął ręce. Na jego twarz wstąpił upiorny uśmiech. Na tę sekundę zapomniał o bólu. Oczyma wyobraźni ujrzał tę drobną figurę, delikatnie siadającą mu na kroczu. To lśniące żywym srebrem ciało, ten cudowny zapach bzu. Nie, nie zawiedzie…

– Tom? Tom, co ty robisz? – spytała przerażona Ula.

Gdy już niemal dotykał jej szyi, tuż obok zatrzymał się jakiś samochód. Śnieżyca nie pozwalała rozpoznać nic, prócz dużych gabarytów i czarnego koloru karoserii. Ula podbiegła w miejsce jego postoju, a Thomas osunął się na śnieg, otępiały z bólu. Wiedział, że za chwilę zemdleje, przez jego ciało przechodziły pulsację cierpienia, jakby ktoś mielił mu flaki wiertłem.

Jakaś zamazana sylwetka grubego mężczyzny podniosła go z ziemi i ułożyła na tylnich siedzeniach czarnego auta. Słyszał dwa głosy, które dochodziły jakby spod ziemi; jeden z nich na pewno należał do Uli.

Fotele samochodu były wyłożone czarną skórą. Leżał głową przy siedzeniu pasażera, tuż za Ulą, której drżąca ręka spoczywała na pasie bezpieczeństwa. Nie miał sił, ani szans na jej zabicie. Zawiódł przez własną nieostrożność, własną głupotę. Ale czy Bogini mu przebaczy? Czy da mu jeszcze jedną szansę? Nie wiedział, nie mógł zebrać myśli w kupę, potworny ból przyćmił już wszystkie sensory. To już koniec – zawiódł. Czas się poddać…

I wtedy to zobaczył.

Pod siedzeniem pasażera, tuż przed jego twarzą, leżał prostokątny kawałek szkła wielkości nieco większej, niż karta do bankomatu. Jedna z końcówek wystawała od reszty, tworząc kształt podobny do sierpa. Szkło błysnęło mu w oczy, jakby na potwierdzenie, że naprawdę się tu znajdowało. Wydawało mu się, że przez sekundę pojawił się na nim srebrny kot.

– Słyszę sygnał. Karetka, nareszcie – głos Uli był drżący, zapewne nie tylko z zimna.

Nie zastanawiał się czy to szkło wypadło z kieszeni jego garnituru, leżało tutaj już wcześniej czy może po prostu to ten kawałek, który miał wbity w głowę. Nie obchodziło go to. Liczył się tylko fakt, że ostrze może spokojnie zabić. Wystarczy dobrze wycelować.

Chwycił je, ściskając najmocniej jak mógł. Po dłoni ściekła mu strużka krwi, choć wcale tego nie widział. Ręka drżała z wysiłku, kiedy podnosił ją na wysokość tętnicy szyjnej Uli.

– Bogini… – wyszeptał.

– Jezu, nie! – krzyknął na śmierć przerażony grubas.

Na twarz Thomasa Cattsa wpełzł uśmiech. Poczuł słodki, ponętny zapach bzu. Tak bardzo wyraźny.

Koniec

Komentarze

Napisałeś, że T i U poznali się na studiach, 3 lata nauki plus 2 pracy... ok, ale potem gdzieś jest, że znali się już "blisko 10 lat" 5 nie jest blisko 10, błąd rzeczowy, nieistotny, mogło ci umknąć :)

Zastanawiałam się, gdzie ma miejsce ta historia i tak:
Thomas, więc USA albo UK
ogrzewana szkoła, więc nie Polska
imię Ula i Kuba - więc jednak Polska?

Ogólnie fajnie się czytało, napięcia dobrze podkręcach.
Podobało mi się :)

Stary naścienny zegar (...) wystukiwał rytm, głośnymi, przeciągającymi się w nieskończoność dźwiękami informując - bez przecinka po ,,rytmie", przecinek po ,,dźwiękach". I jakoś nie pasują mi ani te ,,dźwięki", ani to, że były ,,wystukiwane".
Thomas Catts przed zgaszeniem światła, przez chwilę patrzył - przecinek po ,,Catts".
- Dziękuję, że przyszłaś, bogini - wyszeptał. (...) - Dziękuję, Bogini - powtórzył. - zdecyduj się, albo z wielkiej, albo małej litery.
okalającą ciało otoczką, która kończyła świecić na wysokości szyi - ,,kończyła świecić"? Może raczej przestawała świecić, albo blakła. Cokolwiek, tylko nie ,,kończyła świecić".
srebrzysto siwe włosy - srebrzystosiwe. Albo srebrzysto-siwe, jeśli i takie, i takie. Generalnie łącznie pisze się odcienie (bladoniebieski, zgniłozielony).
To jego pierwsze zadanie, i nie zawiódł - przecinek zbędny.
przyjaciółki(tak - zabrakło spacji.
chwilę czasu po zajęciach? Chciałbym pogadać... | Odpowiedź nie zajęła jej dłużej - powtórzenie z zajęciami i zajmowaniem. Niby nie to samo znaczenie, ale kłuje w oczy.
- Rozumiem - przytaknęła i po chwili milczenia ciągnęła - Ja rozmawiałam - zły zapis dialogu. Po ,,ciągnęła" dwukropek, ,,ja" z małej litery.
Ula krzyczała, słyszał tylko jej krzyk... - powtórzenie.
przez jego ciało przechodziły pulsację cierpienia - ,,pulsacje".
krzyknął na śmierć przerażony grubas - kiepski szyk. Obecnie to brzmi, jakby skrzyczał Kostuchę. Lepiej by było ,,krzyknął przerażony na śmierć grubas".

Wpadka logiczna nr 1: najpierw Thomas Catts, potem nagle Ula i Kuba... To gdzie się w końcu toczy akcja?

Wpadka logiczna nr 2: Thomasowi zwyczajnie nie mógł się wbić w głowę kawał zbitej szyby samochodowej (z tekstu wynika, że musiał być całkiem spory, być może to ten wielkości karty bankowej), bo są robione ze szkła klejonego. Takie szyby nie pękają na duże, potencjalnie niebezpieczne odłamki. Tutaj masz filmik z prezentacją.

Hem, hem. Sama nie wiem. Jest Bogini (jaka - cholera ją tam wie), są cycki, jest krew. I z grubsza nic poza tym. Niezbyt to ciekawe, bardzo mało oryginalne. Ale nie zniechęcam, pisz dalej.

Tfu, tfu! Mała errata:

- Rozumiem - przytaknęła i po chwili milczenia ciągnęła - Ja rozmawiałam - zły zapis dialogu. Po ,,ciągnęła" dwukropek, ,,ja" z małej litery.
,,Ja" w takim przypadku (to jest z dwukropkiem) zostaje z wielkiej.

Nowa Fantastyka