- Opowiadanie: 6Orson6 - Na pohybel zaskoczeniu! (SZORT)

Na pohybel zaskoczeniu! (SZORT)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Na pohybel zaskoczeniu! (SZORT)

– Ja pierdolę i co? Odjechałeś i nie zapłaciłeś?

– No – odparł zadowolony z siebie Sebastian. – Trzeba było zobaczyć minę alfonsa. Tylko słyszałem, jak odjeżdżałem, jak kurwił na kurwę, że jej potrąci kasę. Ale tak, to nic się nie stało.

– Kurwił na kurwę, dobre – zarechotał Wojtek i przechylił kufel, wypijając z niego połowę piwa.

Sebastian, Wojtek i Kamil siedzieli w małym, zadymionym pubie ,,Zajazd", spędzając czas na rozmowie, piciu alkoholu i grze w karty. Robili tak w każdy weekend. W małym miasteczku, jakim były Iglice, nie istniały w zasadzie inne rozrywki. Co prawda, kilka miejscowości dalej znajdowała się dyskoteka, ale komu by się chciało tak daleko jeździć po całym, pięciodniowym tygodniu pracy. W towarzystwie nie było również abstynenta, pojawiłby się więc problem z powrotem.

– A wiecie – zagaił Kamil – że w lesie, tam obok ciebie Sebastian, stara Jęczmieniówna diabła widziała? Matka mi mówiła, że dzisiaj Jęczmieniówna napierdalała o tym księdzu po mszy, a on, że sprawą się zajmie, bo nigdy nie wiadomo.

– Diabła – zaśmiał się Sebastian. – Diabła to ty masz pod skórą. I we łbie.

– Ty nie wierzysz, ale coś w tym może być – Wojtek nagle spoważniał i odstawił kufel. – Jak zawsze tam przechodzę, to jakiś taki dreszcz mnie przechodzi, jakby się kto patrzył. Może być, że i diabeł.

– Pierdolicie – podsumował Sebastian. – Ile wy macie lat, żeby w diabły wierzyć? Pięć? A wróżki? A wilkołaki też? Tyle razy tamtędy lazłem i nic się nie stało. Skończcie, bo szkoda was słuchać.

Panowie zamilkli na chwilę. Zrobiło się późno, w pubie zostali tylko oni, barman, dwie kelnerki i siedzący w kącie zakapturzony mężczyzna. Tajemniczy jegomość wstał od stołu i podszedł do milczącej kompanii.

– Witam panowie – głos miał zachrypnięty, nieprzyjemny, jakby nie robił nic innego w życiu, tylko palił papierosy. – Widzę, że się nudzicie.

– Odpoczywamy – odparł rezolutnie Wojtek.

– Rozumiem. Mam dla was zadanie. Dobrze zapłacę.

– Nie, dziękujemy. Mamy pracę.

– Uczciwą – dodał Sebastian.

– A to przepraszam – odpowiedział nieznajomy i wyszedł z pubu.

– Proszę, nic się nie stało – szepnął Kamil, bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego. – Widzieliście go? Chodzi taki i ludziom robotę proponuje. Na alfonsa pewnie chciał wziąć.

– Ciebie to prędzej na dziwkę – zażartował Sebastian.

Cała trójka roześmiała się. Zamówili następną, trzecią już kolejkę piwa.

– A wiecie, że mój kuzyn, gówniarz, ale łebski chłopak, to na telekinezie się zna? Kupił mu ojciec taką starą książkę na targu i tam wszystko jest od początku do końca napisane. Co, jak i w ogóle.

– Kamil, ty już lepiej nic nie mów, po prostu zamilcz. Diabeł, telekineza, co jeszcze, kurwa?

– Nie wierzysz – oburzył się Kamil – a ja ci pokażę! Nauczył mnie trochę.

– Dajesz.

Kamil odwrócił się, wyciągnął rękę, wskazał palcem na zbliżającą się kelnerkę, niosącą tacę z zamówionym alkoholem. Nadął policzki, zmarszczył czoło, stęknął. Zrobił się purpurowy na twarzy, kufle nawet nie drgnęły. Młoda dziewczyna, lekko zdziwiona tym, co wyprawia klient, położyła naczynia na stole i odeszła bez słowa.

– To działało! Na serio!

– I co? Nic się nie stało, baranie. Nie pierdol.

Znowu zapadło milczenie. Każdy sięgnął po szklanicę, zaczęli pić z wolna.

– Na mnie czas – powiedział niespodziewanie Sebastian.

– Nie dokończysz? – zapytał zdziwiony Kamil. Zanim padła odpowiedź, uprzedził Wojtka i przysunął kufel wychodzącego kolegi.

– Jutro do roboty, tak jak i wy. Idę. Na razie.

Sebastian opuścił ,,Zajazd", zeskoczył z małych schodków i wyszedł na chodnik. Pod czaszką szumiało mu lekko. Pił sporo, ale odkąd pamiętał miał słabą głowę. Zmierzał nieco zygzakowatym krokiem w stronę domu. Minął monopolowy, dom Wesołowskich, Kiślewskich, nowy budynek gminy. Dalej ciągnęły się pola i długa zagroda. Konie, schylając się po owies, szeleściły od czasu do czasu. Poza tym, noc była cicha, ciemna i spokojna. Chodnik kończył się tam, gdzie stała stara chata Jęczmieniówny i zaczynał las. Mężczyzna wszedł na piaszczystą ścieżkę. Brzozowy lasek tonął w mroku. Lśniąca bielą za dnia kora drzew, zdawała się być pokryta gęstymi plamami oleju, jakby szalony malarz postanowił wymalować pnie czernią. Wiatr nie szumiał, powietrze nie było chłodne, a mimo to Sebastian poczuł, jak na głowie jeżą mu się włosy. Przypomniał sobie opowieść o diable i o widzeniu starej Jęczmieniówny. Pewnie szybko przywołałby siebie do porządku, gdyby nie donośny odgłos łamanych gałęzi. Coś w zaroślach poruszało się. Trzaskające gałązki i odgarniane listowie zbliżały się coraz szybciej. Sebastian wstrzymał oddech i kiedy odgłosy zdawały się dobiegać z pobocza ścieżki, wypuścił powietrze ze świstem. Nic się nie stało. Dopiero teraz zganił się w myślach za uleganie głupim opowiastkom. Szybkim krokiem przemierzył las. Szosa oddzielająca Sebastiana od domu przypominała atramentową rzekę, w której zanurzono białe, równomiernie płynące prostokąty. Wszedł na ulicę, włożył rękę do kieszeni, szukając klucza do domu. Wtedy w Sebastiana uderzył samochód.

Całe miasteczko szybko dowiedziało się, że coś się stało.

Koniec

Komentarze

Heh, brak puenty też bywa puentą :D Powiem Ci tak szczerze, że mnie... zaskoczyłeś :P
Popraw literówki:
jeździć po cały, - po całym
Konie, schylając się po owiec, - "po owies", no chyba że "do owiec" ;) ale to tylko moje zoofilskie fantazje
zadawała się być pokryta - zdawała się

Heh, protest przeciwko obowiązkowi zaskoczenia w szortach? Całkiem udany, nie powiem. Trochę jak dowcip bez sensu, po zakończeniu którego niekumaci pytają "no i co dalej"? :)

Dzięki Dreammy. Tak, przejżę tekst jeszcze raz- word ostatnio mi wariuje i zmienia ciągle wyrazy i tak wyraz sala, w kontekście ,,weszli do sali", zmienia mi ciągle na ,,Sali", jako imię. Albo właśnie ,,owies", na ,,owiec". Jeśli ktoś wie jak zniechęcić program do przekory, byłbym wdzięczny za poradę;). 
Tak, tekst jest małym protestem przeciwko temu, jakoby szorty muszą być zaskakujące. Właśnie z racji na to, że tekst bazuje na pomyśle ,,dowcipu bez sensu", obawiałem się, że może być niezrozumiały, albo zbyt mętnie napisany. Wiadomo, absurd to balansowanie po cienkiej linie, rzadko kiedy się udaje. Stąd też i tytuł taki, a nie inny, w sensie, że znaczący.  

Na Bogów... przejrzę, rzecz jasna, nie przejżę. 

Przeczytałam, ale w sumie nie wiem, co powiedzieć. ;P Nie znam się na szortach, nie przepadam za takowymi, tralala, już to gdzieś mówiłam, chyba nawet w jakimś innym twoim tekście. Miało nie być zaskoczenia, ale w sumie jakieś tam było... Zresztą mi tam rybka, czy szorty charakteryzują się zaskoczeniem wbijającym w fotel czy wręcz przeciwnie - jak dla mnie tekst jako taki jest całkiem dobry. Ach, te zabobony. ;)

Nawet fajne.Myślałam, że może będzie to takie nudne pierdzielenie przy piwie, ale na szczęście  nie. Dobrze się czytało. Tylko końcówka średnio mi podeszła, mimo wszystko :P

Lubię szorty. Lubię wierzyć, że ze wzajemnością. Ten był odrobinę przegadany, w moim subiektywnym odczuciu. Tak siedzieli sobie chłopaki przy tym piwie i marudzili. Wszystko wiodło do puenty, która - tak mi się zdaje - idealnie zgrała się z tytułem ;P

 

Poniższy fragment, a konkretnie pogrubiony fragment fragmentu, mi nie gra. Już mówię dlaczego. Informować powinien o czymś, co się dzieje tu i teraz, zaś słowo użyte dotyczy zdarzenia rozłożonego w czasie:

 

" Sebastian wstrzymał oddech i kiedy odgłosy zdawały się dobiegać z pobocza ścieżki, wypuścił powietrze ze świstem."

 

Sugestia, którą można olać:  "Sebastian wstrzymał oddech i kiedy zdało mu się, że odgłosy dobiegają z pobocza ścieżki, wypuścił powietrze ze świstem."

I znowu nic.
I instrukcji obsługi nie ma - pewnie dlatego po przeczytaniu zapytałem "i co dalej?" ;-)

I pytanie arcyważne - gdzie ta fantastyka? To nie było pytanie retoryczne, drogi Autorze - oczekuję odpowiedzi. :-)

PS. Chyba że zaskoczenie ma być dwurzędowe: ani fantastyki, ani  niczego. Wtedy, jak najbardziej, z miłą chęcią oceniam na 6 - zadanie wykonane, że ho ho. O! 

Nowa Fantastyka