- Opowiadanie: Jarek D - Przeciw Królestwu I

Przeciw Królestwu I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Przeciw Królestwu I

Stał na wysokiej skarpie. Biegł pod nią stromy, przechodzący w łagodny, ciągnący daleko w dół piaszczysty teren pokryty śniegiem. Patrzył na rozległą rozciągającą się poniżej równinę. Wszystko było zaszronione i czuć było, że jest jest tutaj i daleko stąd. Było bardzo ciemno, noc była bezksiężycowa, tylko gwiazdy swym blaskiem oświetlały jakby niechętnie i tylko niektóre, pędzące szybko i przemykające jak zjawy chmury pchane przez wicher, który jakby chciał je szybko przemieścić w panicznym strachu o życie.

Patrzył w dal. Trolle mogły nadejść z każdej strony. Wiedział że jeszcze dziś, jutro i trzy, cztery dni na pewno będzie tutaj spokój, później przyjdzie upiorny strach. Przed sobą miał pozamarzane bagna, gdzieniegdzie wyrastały zeschłe trzciny, dalej już tylko las, ogromne połacie lasu, niewidoczne w tej ciemnicy, jednak tak silnie obecne jakby poszczególne drzewa potworzyły bezimienne plemiona i chciały zaznaczyć swą obecność, jedno bardziej zauważone od drugiego, a jednak bratnia kraina równości bez wyraźnej granicy i końca. Wszystko to sprawiało w nim wrażenie jakby miał przed sobą ogromną mapę bez legendy, gdzie panuje całkowita dowolność, gdzie wszystko można czytać jak się chce, gdzie północ, gdzie południe, gdzie kończy się mroźna zima.

I jedno zastanawiało go od lat, kiedykolwiek stał w tym miejscu. Ten jeden malutki punkcik koloru żaru ognistego, daleko, daleko pośród lasów, gdzie rozległy teren zaczynał powoli wznosić się do góry i tylko tam od teraz spoglądał. Kiedykolwiek spojrzał w jego stronę zastanawiał się, cóż to może być. Gdy tylko o nim pomyślał, czuł ciepło, kojarzące się z kuźnią kowalską, do której wchodzi się w jeden z najmroźniejszych dni. Od razu wyobrażał sobie ciepło ludzi z kuźni, ich nagrzane ubrania, ciepłe oczy kowala, w których jak w lustrze odbijają się płomienie. W tempie błyskawicy nasuwało mu się odczucie ciepła jakiego doznał będąc dzieckiem, na wspomnienie kamiennego pieca przy który siedziała babcia opowiadająca mu legendy o Lunigrii i ognia grzejącego mu twarz gdy za oknem wył potężny wicher niosący śnieżną zamieć. Jakże czuł się wtedy bezpiecznie. Bardzo chciał wiedzieć, co tam tak naprawdę się znajduje. Za każdym razem kiedykolwiek wpatrywał się tamtędy, cokolwiek by to było zastanawiał się co się tam odbywa. Ten płomień jakże odległy i malutki zważywszy na ogromną odległość tętnił życiem, ogrzewał serce Jargina, jakby był jego towarzyszem.

-Jaka to może być wioska? – myślał. Czy ktoś wie o jej istnieniu? Jakim językiem tam mówią? Co tam teraz robią? Takimi myślami się zabawiał, widocznie po coś mu były potrzebne. Tak jak obrazy tamtejszych krain niekoniecznie istniejących, gdzie wszystko zagłusza odgłos strumieni.

Odwrócił się na chwilę za siebie w stronę rodzinnej wioski. W oknach gdzieniegdzie widać było blask ognisk domowych, a z kominów wydobywał się gęsty dym. Wokół panowała neutralna cisza.

Jeszcze raz spojrzał w stronę maleńkiego żaru, by choć przez chwilę czuć się adorowany przez płomienie ciepła. Wiedział, że w przeciągu kilku dni od tamtych stron będzie biło złem. Wypatrywał, próbując domyślić się, w którym miejscu maszerują trolle, w którym punkcie się znajdują? Tak było zawsze. Za każdym razem, gdy przechodziły hordy Alzugura wokół olbrzymich przestrzeni biło nienawiścią i krwią jeszcze długo zanim dotarli oni do miejsca, gdzie wyprzedziły ich siejące grozę okropne zjawy, aby zabijać. Odnosiło się wrażenie, jakby przed najeźdźcami szły złe duchy popychane następnie na wszystkie strony przez wiatr, aby straszyć. Wiedział, że okolica nie będzie taka przyjazna jak teraz, a na pewno nie jak w jego dzieciństwie. Czuł, że coś się kończy.

– Co się stanie z osadami, co z tyloma dobrymi ludźmi? Co z losem tych, którzy przeżyją? Czy po przejściu trolli będzie jeszcze odległy płomyk? – intensywnie myślał.

Starcy z Ulnigaru pamiętali ich łupieżczy najazd podczas Zimy Lat Minionych oraz Czasu Przesilenia Ery, kiedy wichry na wszystkie strony rozwiewały przenikliwy strach, tak potężny i złowieszczy, że nawet najpotężniejsze dzikie zwierzęta były nim przeszyte. Niektóre podobno próbowały kopać dół w zamarzniętej ziemi, zdzierając sobie łapy aż do krwi. Ogarniał je tak przerażający lęk, że nawet czując potworny głód nie atakowały drobnej zwierzyny. Można było przejść obok nich spokojnie, bez obawy o życie. Tak było zawsze, gdy wiatr niósł odgłosy nadchodzącego zniszczenia, tak będzie i teraz. Wiedział o tym dobrze. Mowa starców tylko to potwierdziła.

 

 

 

Mam na imię Jarek. Przedstawiłem krótki fragment opowiadania fantasy"Przeciw Królestwu" nad którym obecnie pracuję. Będę zamieszczał również kolejne części opowiadania. Wszelkie uwagi dotyczące tekstu, opinie, komentarze i krytyka mile widziane.

Jarek

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Witaj, Jarku. Jestem Winky i przyszłam ocenić twoje dzieło.

piaszczysty teren pokryty śniegiem - skoro pokryty śniegiem, skąd wiadomo, że piaszczysty?
czuć było, że jest jest tutaj - powtórzenie
Wszystko było zaszronione i czuć było, że jest jest tutaj i daleko stąd. - że właściwie CO jest tutaj i daleko stąd? I jak coś może być jednocześnie tutaj i daleko stąd? Ot, problem teologiczny.
Było bardzo ciemno, noc była bezksiężycowa - za dużo ,,była", możnaby to zapisać np. ,,Bezksiężycowa noc była bardzo ciemna"
tylko gwiazdy swym blaskiem oświetlały jakby niechętnie i tylko niektóre, pędzące szybko i przemykające jak zjawy chmury pchane przez wicher, który jakby chciał je szybko przemieścić w panicznym strachu o życie. - za dużo ,,jakby". I ta metafora trochę jakaś taka... wycudowana? No bo czym wiatrowi gwiazdy szkodzą? Albo wicher gwiazdom, czy też chmurom... coś tu zamotane jest.
Przed sobą miał pozamarzane bagna - najpierw urwisko, potem równiny, teraz nagle bagna... WTF?
tak silnie obecne jakby - obecne, przecinek. Przed każdym kolejnym ,,jakby" też przecinek
ogromne połacie lasu, niewidoczne w tej ciemnicy, jednak tak silnie obecne jakby poszczególne drzewa potworzyły bezimienne plemiona i chciały zaznaczyć swą obecność, jedno bardziej zauważone od drugiego, a jednak bratnia kraina równości bez wyraźnej granicy i końca. - pod koniec tego astronomicznie długiego zdania sens i podmiot najwyraźniej wzięły nogi za pas, bo całość przestaje być zrozumiała

Doszłam do babci przy piecu albo w kuźni... czy coś tam. Na więcej chwilowo nie pozwala mi późna pora. Obecnie mogę powiedzieć, że:
a) piszesz zdecydowanie za długie zdania i sam się w nich gubisz,
b) najwyraźniej chyba nie przeczytałeś tego tekstu ponownie, a jeśli tak, to niezbyt dokładnie, bo w tak króciutkim fragmencie jest sporo pomyłek i przeinaczeń, jak choćby ten zmieniający się ustawicznie krajobraz,
c) silisz się na przesadną poetyckość. Taki trochę syndrom Paoliniego - baaardzo długie porównania, cudaczne metafory... A przecież piękno tkwi w prostocie.

Co do fabuły, nie bardzo jest co oceniać, ale obecność trolli wróży coś umiarkowanie oryginalnego. Ale może jeszcze mnie zaskoczysz. Czekam na ciąg dalszy.

czuć było, że jest jest tutaj i daleko stąd - Jest "tutaj i daleko stąd"? Czyli, inaczej mówiąc, posiadł zdolność bilokacji?

Było bardzo ciemno, noc była bezksiężycowa, tylko gwiazdy swym blaskiem oświetlały jakby niechętnie i tylko niektóre, pędzące szybko i przemykające jak zjawy chmury pchane przez wicher, który jakby chciał je szybko przemieścić w panicznym strachu o życie. - Próbując przeczytać to zdanie na głos, można sobie zwichnąć szczękę.

Wiedział że jeszcze dziś, jutro i trzy, cztery dni na pewno będzie tutaj spokój
- Ale akurat piątego dnia będzie już przejebane, tak?

gdzieniegdzie wyrastały zeschłe trzciny
- Skoro był zeschnięte, to nie mogły wyrastać.

Czy ktoś wie o jej istnieniu? Jakim językiem tam mówią? Co tam teraz robią? Takimi myślami się zabawiał
. - Zabawiał się myślami? A to świntuch!

Tak jak obrazy tamtejszych krain niekoniecznie istniejących, gdzie wszystko zagłusza odgłos strumien
i. - Cholernie głośne te strumienie.

Wokół panowała neutralna cisza
- Czym różni się cisza nuetralna od ciszy nieneutralnej? Ta pierwsza jest tak samo cicha dla wszystkich, a druga nie?

Wiedział, że w przeciągu kilku dni od tamtych stron będzie biło złem.
- Śmierdziało, cuchnęło, waliło... ale "biło"?

Jeszcze raz spojrzał w stronę maleńkiego żaru, by choć przez chwilę czuć się adorowany przez płomienie ciepła
- Dziwne zachcianki ma ten koleś. Zabawia się myślami, chce być adorowany przez płomienie...

Koniecznie zamieść ciąg dalszy.









Tak na szybko rzuciły mi się w oczy bagna na terenie piaszczystym oraz pewna typowa dla początkujących nadzaimkoza (nie piszemy, że gwiazdy, lampy, świeczki czy płomienie oświetlały "swoim" blaskiem, bo przecież nie mogą oświetlać cudzym).

Przeczytałem kawałek, ale po paru zdaniach zwątpiłem. Kompletnie nie połapałem się o co chodzi. Szczegóły wytknęła Ci Winky, więc ja się już nie mieszam.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Piękno nie tylko tkwi w prostocie. Długie porównania też są dobre. Przecież znani  pisarze też takich używali . Tylko trzeba je ładnie pisać.

Nowa Fantastyka