- Opowiadanie: jarek08 - Dryf

Dryf

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dryf

PROLOG

Kosmos od zawsze wydawał się być miejscem zimnym i pustym, gdzie wszelkie obiekty dzieliły olbrzymie dystanse, a dotarcie od jednego z nich do drugiego było praktycznie niemożliwe. Kosmos był jedynie bezgraniczną przestrzenią, w której tylko drobniutkie fragmenty były dobrze znane.

Tak było jednak do czasu. W końcu ludzie rozwinęli technikę w takim stopniu, że możliwe stały się podróże międzygalaktyczne, a podróż z jednej planety na drugą była tak łatwa jak przejażdżka samochodem. Oblicze kosmosu zmieniło się na zawsze.

Nikt nie powiedział jednak, że tylko ludzie posiedli wiedzę potrzebną do odbywania gwiezdnych podróży. W kosmosie było bowiem pełno Rozumnych Ras.

*****

Tego dnia wszechświat, a konkretnie jego część położona w pobliżu układu planetarnego gwiazdy Sol-II, był wyjątkowo gorący i zatłoczony. Powód był jeden: naprzeciw siebie stały dwie olbrzymie i wrogo nastawione floty statków kosmicznych– jedna ludzka a druga należąca do Zertarian– jednej z Rozumnych Ras.

Zertarianie byli istotami humanoidalnymi, ale wyglądem przypominali wilka. Byli więc czymś w rodzaju wilka chodzącego na dwóch nogach, z powodu czego zostali przezwani przez ludzi Wilkołakami.

Po raz pierwszy człowiek zetknął się z nimi trzysta lat wcześniej, penetrując dalekie rubieże wszechświata w poszukiwaniu planet nadających się do eksploatacji. Zertarianie robili dokładnie to samo. Opuścili swoją macierzystą planetę i przeczesywali galaktykę po galaktyce.

Do pewnego momentu te dwie rasy mogły pokojowo współistnieć, chociaż od czasu do czasu wybuchały niewielkie konflikty. W końcu jednak ich interesy stały się sprzeczne do tego stopnia, że konieczne było rozwiązanie siłowe. Wybuchła więc wojna.

Wojna trwała już jednak dwadzieścia lat, a rozstrzygnięcia nie było widać. Obie strony odnosiły naprzemiennie sukcesy, szala zwycięstwa przechylała się z jednej strony na drugą. Konflikt nie mógł trwać wiecznie, dlatego zdecydowano się w końcu na radykalne rozwiązanie– o zwycięstwie miała zadecydować walna bitwa wszystkich dostępnych sił.

Ludzie i Zertarianie zmobilizowali więc wszystkie statki jakimi tylko dysponowali, wliczając w to również obiekty handlowe naprędce przerobione na jednostki wojskowe. Miejscem bitwy miały być okolice gwiazdy Sol-II leżącej w połowie drogi między Ziemią a planetą Wilkołaków– Zertarem.

I

Admirał Jorge Lepanto, dowódca Zjednoczonej Floty Ludzi, stał na mostku swojego okrętu flagowego Copernicus i obserwował jak jego myśliwce walczą z myśliwcami Zertarian. W myślach analizował przyjętą taktykę bitwy i wprowadzał do niej modyfikacje, kiedy nagle usłyszał za plecami czyjś głos:

– Panie admirale, oto raporty od dowódców drużyn.

Głos należał do jego adiutanta, który podszedł do pulpitu sterującego i uruchomił na monitorze plik z raportami.

Admirał wodził oczyma po literach, cyfrach, wykresach i obrazkach. Od natłoku danych aż kręciło mu się w głowie, trudno było mu się skupić.

Jedno wiedział na pewno– było źle. Straty w poszczególnych drużynach sięgały kilkunastu procent stanu ludzi i statków, a w niektórych były jeszcze większe. Bitwa niedawno się zaczęła i strach było myśleć co będzie, gdy potrwa dłużej.

– Musimy coś zrobić Rauf– odezwał się do adiutanta.– Jeśli szybko czegoś nie wymyślimy, Wilkołaki nas zniszczą.

– Tylko co admirale?– zapytał Rauf.– Oni mają nad nami przewagę technologiczną. Ich statki są szybsze, zwrotniejsze i lepiej uzbrojone niż nasze.

– Przy dobrej taktyce można tę różnicę zniwelować. Sądzę, że już czas by skorzystać z asa, którego mam w rękawie.

Rauf spojrzał na Lepanto ze zdziwieniem. Nie miał pojęcia o jakim asie mówił admirał.

Ten tylko uśmiechnął się nieznacznie i powiedział:

– Mam coś, o czym Zertarianie nie mają pojęcia. Ba, nie wiedzą o tym nawet moi dowódcy. Myślę, że pozwoli mi to przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę.

Rauf nadal nie mógł sobie wyobrazić, o czym może mówić Lepanto. Co to takiego, że nawet dowódcy drużyn o tym nie wiedzieli?

Już miał pytać admirała, kiedy nagle Copernicusem wstrząsnęła eksplozja. Lepanto i Rauf upadli na podłogę, a na monitorze pojawił się schemat statku z migającym czerwonym punktem.

– Trafili nas w pole siłowe– powiedział admirał, patrząc na schemat.– Pocisk musiał być silny, skoro tak nami rzuciło.

Ewidentnym stało się, że Zertarianie uzyskują przewagę. Skoro byli w stanie zaatakować okręt flagowy, znaczyło to że mogą zrobić bardzo dużo.

– Nie ma co dłużej myśleć!- stwierdził stanowczo admirał.– Wyjmuję mojego asa!

Rauf nie mógł już dłużej wytrzymać i krzyknął:

– Ale co to takiego?!….Panie admirale– dodał.

Jorge Lepanto popatrzał na niego jak na uczniaka, ale odpowiedział:

– Nie tak daleko zostawiłem sobie odwód na wypadek, gdyby sprawy przybrały niekorzystny obrót, tak jak teraz. Dwieście nowiutkich Orłów-73 czeka na moje rozkazy.

Adiutant aż się zachłysnął.

– Dwieście?– zapytał ledwo łapiąc oddech.– Skąd?

Trzeba dodać, że Orły-73 to najnowocześniejsze statki bojowe, wyposażone w wysokoenergetyczne pole siłowe i mnóstwo zaawansowanych systemów ofensywnych. Jeden taki statek mógł z łatwością zniszczyć kilkanaście zertariańskich myśliwców.

Lepanto uśmiechnął się i odrzekł:

– W zeszłym roku Flota zamówiła je w stoczniach Meratu.

– Ale jak to możliwe, że nikt o nich nie wiedział?

– Wszystko odbyło się w najściślejszej tajemnicy. Baliśmy się, że zertariańscy szpiedzy odkryją nasze plany i tym samym odbiorą nam atut w walce. O wszystkim wiedziałem tylko ja i klika osób w Radzie.

– Dwieście Orłów…– Rauf nie mógł uwierzyć.– Teraz na pewno wygramy!

Admirał podszedł do pulpitu sterującego i nawiązał łączność z dowódcą eskadry Orłów-73. Na monitorze pojawiła się głowa czterdziestokilkuletniego mężczyzny o czarnych włosach i piwnych oczach.

– Słucham admirale?– odezwał się mężczyzna.

– Kapitanie Forbeck, ruszajcie do akcji!- Lepanto wydał rozkaz, a jego podwładny zasalutował i rozłączył się.– Teraz damy tym skurczybykom wycisk– rzekł do Raufa.

Nie wiedział jednak, że te skurczybyki mają w zanadrzu coś jeszcze groźniejszego niż dwieście Orłów– nową śmiercionośną broń.

W tym samym czasie gdy Lepanto wydawał rozkaz Forbeckowi, Zertarianie przygotowywali się do wystrzelenie swojego najnowszego wynalazku– bomby anihilacyjnej. Gdy Orły wyruszyły, oni bombę wystrzelili.

Pierwsze co zobaczył Lepanto, to lecąca w stronę Copernicusa duża metalowa kula. Kula leciała obracając się wokół własnej osi, aż w końcu zatrzymała się w niewielkiej odległości od statku. Następnie w jej skorupie otworzył się właz, a ze środka buchnął strumień antycząstek. Nie minęła sekunda, a antycząstki zanihilowały z Copernicusem, niszcząc go. W kosmos powędrował podmuch energii.

II

– Dostaliśmy rozkaz od admirała, cała naprzód!- kapitan Forbeck oznajmił dowódcom Orłów-73.

Dwieście silników jonowych zostało uruchomionych i statki ruszyły ku polu bitwy, wychodząc z cienie planety Volg.

Szły pełną mocą, bowiem kapitan Forbeck wiedział, że nie zostaliby wezwani, gdyby walka z Zertarianami szła dobrze. Ludzie najwidoczniej przegrywali, co zmusiło admirała Lepanto do podjęcia ostatecznej decyzji.

Kapitan trzymał na kolanach małego pieska i głaskał go w zamyśleniu. Przypominał sobie swoje wcześniejsze wojny i tryumfy jakie w nich odnosił. Wtedy było łatwiej– to ludzie mieli znaczącą przewagę, a kosmici musieli się bronić.

Ludzkie statki międzygalaktyczne walczyły nierzadko z tak prymitywnymi jednostkami jak wahadłowce– wolne i mało zwrotne pojazdy, jakich ludzie używali przy końcu XX w. Takie rzeczy można było niszczyć z zamkniętymi oczyma, bez jakichkolwiek strat własnych. Kosmici ginęli tysiącami, a wokół unosiły się sterty złomu.

Teraz było inaczej. Walka była wyrównana jak nigdy przedtem. Ludzie ponosili straty porównywalne, ba!, nawet większe niż Zertarianie. Cała potęga Zjednoczonej Floty nie mogła ich rozgromić. Trzeba było wezwać jego– kapitana Forbecka i jego Orły-73.

-Po co myśmy atakowali tych Wilkołaków?– zapytał i aż złapał się za głowę.– Wiedzieliśmy jak są zaawansowani technologicznie, a mimo to wypowiedzieliśmy im wojnę. Czyż nie mogliśmy żyć w pokoju? Czy wszechświat jest za mały? Jeśli tak, to czego nam potrzeba?

Pies, siłą rzeczy, nie mógł mu odpowiedzieć na te pytania. Kapitan westchnął więc ciężko i powiedział:

– Tylko tobie mogę ufać Velix. Ty mnie nigdy nie zawiedziesz.

Zwierzę zeskoczyło z kolan Forbecka i z głośnym szczeknięciem pobiegło w głąb statku. Mężczyzna został sam i na powrót pogrążył się w posępnych myślach.

Co będzie, jeśli tę bitwę przegrają? Czy będą w stanie wydać następną i zrewanżować się Zertarianom? Chyba nie. Na to starcie zgromadzili wszelkie dostępne statki, więc zniszczenie ich równałoby się końcowi Zjednoczonej Floty. Odbudowanie jej potencjału byłoby niemożliwe technologicznie, finansowo i czasowo, bowiem trudno się spodziewać, by Wilkołaki zwlekały z rozbiciem ludzkości w pył.

Jeśli eskadra Orłów nie pomoże, ludzi czeka zagłada. Życie setek miliardów osób i losy wszechświata leżały w tej chwili w rękach jednego człowieka– w jego rękach.

Kapitan Forbeck poczuł nagle silną dawkę adrenaliny i zerwał się na równe nogi. Energia rozsadzała go i musiał ją jakoś ukierunkować.

– Dowódcy Orłów, zgłoście się!- krzyknął, a na jego zawołanie na monitorze pojawiło się sto dziewięćdziesiąt dziewięć twarzy.

– Tak jest, kapitanie!- odrzekli wszyscy na raz.

– Zbliżamy się do miejsca bitwy, do miejsca, gdzie rozstrzygną się losy wszechświata. Musimy być bardzo dobrze przygotowani na to starcie z silniejszym od nas wrogiem. Tam nie będzie już czasu na zabawę, zacznie się walka na śmierć i życie.

Dowódcy patrzeli na niego z mieszaniną szacunku, zainteresowania i strachu, a on mówił dalej.

– Jesteśmy tymi, których poczynania zapiszą się na kartach historii. Tylko od nas zależy, czy własny rozdział zapiszemy złotymi zgłoskami. Postarajmy się więc, by miał kto o nas czytać. Jesteście ze mną?!

Sto dziewięćdziesiąt dziewięć gardeł ryknęło:

– Tak jest panie kapitanie!

Forbeck słuchał tego z zadowoleniem. Pozostało już tylko wydać rozkaz:

– Uzbroić systemy ofensywne! Niech Zertarianie zobaczą ludzką technologię!

Oczyma wyobraźni już widział jak roboty na dwunastu statkach przygotowują je do walki, doprowadzając broń do stanu użycia. Dosłownie czuł na własnej skórze, jak kosmos gęstnieje od natężenia energii.

Wtem otrzymał komunikat, jakiego nie spodziewał się od nowiutkiego Orła. Jeden z dowódców meldował:

-Nasze główne działo nie chce się uzbroić. Komputer pokładowy nie zna przyczyny, technicy nie mogą jej wyeliminować. Proszę o pozwolenie na wycofanie się z walki.

– Zgłupiałeś?!- ryknął kapitan.– W takim momencie, gdy ważą się losy ludzkości, ty chcesz się wycofać?

Forbeck aż dyszał z wściekłości, ale musiał jakoś rozwiązać problem. Było zgłoszenie, musiał być rozkaz.

– Co z resztą uzbrojenia?

– Działa.

– A pole siłowe?

– Osiągnęło pełną moc.

– W takim razie lećcie dalej.

Od decyzji kapitana nie było odwołania dlatego dowódca, chociaż mocno niezadowolony, rozłączył się.

– Wycofać się!- prychnął Forbeck.– Jeśli wszystko dobrze się skończy…

Ale nie zdążył dokończyć co się wówczas stanie, bowiem do eskadry Orłów dotarł właśnie podmuch energii wyzwolonej przez bombę anihilacyjną.

Statkiem Forbecka gwałtownie rzuciło. System alarmowy uruchomił się, błyskając czerwonym światłem i rozgłaszając komunikaty. Monitor rozświetlił się nagle feerią barw. To system przekazywał informacje o uszkodzeniach.

Do kabiny Forbecka wpadł starszy technik, którego uwagę natychmiast przykuł monitor.

– Silniki uszkodzone, główne działo i działa boczne unieruchomione…– wyliczał.-… zniekształcenia poszycia i przechył na prawą stronę.

Kapitan rozumiał aż zanadto, że stan Orła był opłakany. Na usta cisnęło mu się jedno pytanie:

– Co nas tak uszkodziło?

Technik podrapał się po głowie, przestąpił z nogi na nogę i w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami.

– W takim razie co nam jeszcze pozostało?

W tej materii technik czuł się znacznie lepiej, więc momentalnie odrzekł:

– Osłona pola siłowego pozostała na maksymalnym poziomie, a poza tym mamy tylko lasery i wyrzutnie torped.

– Tylko tyle? Do walki z hordami Zertarian?

– Obawiam się, że nawet do nich nie dotrzemy, gdyż jak mówiłem silniki zostały uszkodzone i dodatkowo to coś co w nas uderzyło, nadało nam pęd oddalający nas od miejsca bitwy.

– Czyli znosi nas w kosmos?

Technik kiwnął głową, a kapitan zaklął siarczyście.

Cóż można było w takiej sytuacji zrobić? Jego statek nie był zdolny do walki, a on przecież musiał dowodzić eskadrą. Nie mógł tego robić z dala, musiał mieć pełny ogląd sytuacji. Postanowił więc przesiąść się do innego Orła.

– Komputer, połącz mnie z resztą statków!

Nic. Kapitan ponowił polecenie, ale to nie dało rezultatu.

– Co jest?– zdziwił się.

– Utraciliśmy łączność– odrzekł technik.– Jesteśmy zdani tylko na siebie.

To stwierdzenie wytrąciło kapitana z równowagi. Wyobraził sobie statek samotnie dryfujący w kosmosie, bez możliwości jakiegokolwiek manewru i nawiązania komunikacji. Najgorsze było jednak to, że nie mógł pomóc Zjednoczonej Flocie Ludzi w walce z Zertarianami.

Tak go to zdenerwowało, że aż wyżył się na biednym techniku.

– Na co jeszcze czekasz?!- krzyknął.– Zrób coś, żeby ta kupa żelastwa mogła walczyć!

Mężczyzna momentalnie wybiegł z kabiny Forbecka, a ten pozostał sam, dysząc z wściekłości. Nie był to jednak koniec złych wiadomości. Komputer dołożył coś od siebie.

Kiedy kapitan to usłyszał, nie mógł uwierzyć własnym uszom. Tak źle po prostu nie mogło być! Niemożliwe, żeby jeden statek miał aż takiego pecha.

Wezwał ponownie starszego technika. Ten wszedł skulony, z wyraźnym strachem w oczach. Bał się kolejnego wybuchu złości kapitana i wolał być jak najmniej widoczny. Forbeck już się jednak nie złościł. Bał się.

– Udało się coś naprawić?– zapytał z nadzieją w głosie.

Technik tylko pokręcił głową, nie odważył się tego powiedzieć.

– Dostałem właśnie komunikat…– kapitan przełknął ślinę-… o pewnym obiekcie na naszej drodze.

– Asteroida?

– Gorzej…

– Planeta? Tutaj blisko nie ma planet.

– Jeszcze gorzej…

Mężczyzna wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia, co mogło być gorszego od zderzenia z planetą. A jednak coś takiego istniało.

– Komputer zawiadomił mnie, że lecimy wprost w czarną dziurę.

Pod technikiem nogi się ugięły i mało brakowało, a runął by pod stopy Forbecka.

– Cz-czarna d-dziura?– wyjąkał.– T-to n-niemożliwe.

– To więcej niż możliwe. To pewne!

– O Boże…– jęknął technik.

– Bóg nam tutaj nie pomoże. Musimy liczyć tylko na siebie.

III

Przez następne kilka godzin ludzie biegali w jedną i drugą stronę, próbując naprawić statek. Próby te spełzały jednak na niczym, co bardzo frapowało kapitana.

Specjalnie nie powiedział ludziom o czarnej dziurze, by nie wzbudzać paniki. Wiedzieli o tym tylko on i starszy technik. O dziwo, mężczyzna stał się w tym momencie najbardziej zaufaną osobą Forbecka na Orle, której kapitan mówił o każdym nowym wydarzeniu.

Raz wezwał go do siebie i ze smutkiem powiedział:

– Nie mam pojęcia co robić, gdy statku nie uda się naprawić.

– Wtedy się ewakuujemy, panie kapitanie.

Forbeck pokręcił głową.

– Niestety nie. Moduł z kapsułami ratunkowymi został uszkodzony. Nic z tego.

Technika to już nawet nie wystraszyło. Od dawna przygotowywał się na najgorsze.

– W takim razie cóż nam pozostaje?– spytał obojętnie.

– Próbujmy dalej naprawić napęd.

I próbowali. Próbowali, próbowali, próbowali, ale znowu nic. Potem próbowali jeszcze raz. I znowu nic. Sprawa była beznadziejna. Napęd wydawał się być nie do naprawy.

– W takim razie trzeba wznowić łączność– kapitan chwytał się ostatniej deski ratunku.– Wówczas będziemy mogli wezwać pomoc.

Technik natychmiast uczepił się tej iskierki nadziei i skoczył do pulpitu sterującego, wypełnionego przyciskami i kontrolkami. Zaczął nimi manipulować, próbując nawiązać kontakt z jakimkolwiek ludzkim statkiem.

Początkowo nic nie było słychać. Głośniki pozostawały milczące i obojętne. Wszechświat był głuchy na wołanie o pomoc.

Technik nie poddawał się jednak i uparcie próbował dalej. Kabinę wypełniło pykanie przycisków i ciche przekleństwa. Mężczyzna denerwował się coraz bardziej bowiem wszystko wskazywało na to, że i teraz się nie uda.

Wtem jednak głośniki przemówiły, a kapitan i technik aż podskoczyli. Najpierw słychać było tylko pojedyncze trzaski, które równie dobrze mogły być zakłóceniami pochodzącymi z kosmosu i niekoniecznie musiały mieć związek z jakimkolwiek statkiem. Stopniowo jednak nabierały „kształtu” i z masy szumu zaczęły wyodrębniać się głosy.

Początkowo słabo słyszalne i przytłumione, stawały się coraz wyraźniejsze. W końcu dwóch mężczyzn z Orła usłyszało upragnione pytanie:

– Słucham?

Kapitan był tak podniecony, że nie odpowiedział od razu. Głos ponowił pytanie.

– Tutaj kapitan Forbeck ze Zjednoczonej Floty Ludzi. Mamy problem ze statkiem. Nasz napęd nie działa i znosi nas w kierunku czarnej dziury. Nasze systemy ofensywne zawiodły. Prosimy o pomoc.

– Podajcie swoją pozycję.

– Galaktyka Arteba, r sto pięćdziesiąt, alfa szesnaście.

– Przyjęliśmy.

– Lecimy Orłem-73– dodał Forbeck.

– Powtórz.

– Lecimy Orłem-73.

Głos natychmiast się rozłączył, nie precyzując kiedy nadejdzie pomoc. Dziwne…

Kapitan i technik nie zwracali jednak na to uwagi. Byli tak podnieceni i jednocześnie zadowoleni z faktu nawiązania łączności, że przestali myśleć logicznie. Do rzeczywistości brutalnie przywrócił ich komputer.

Krótką chwilę po zakończeniu połączenia na monitorze pojawił się komunikat. Forbeck myślał, że to może komunikat o kolejnej usterce albo coś takiego, ale się mylił. Kiedy go przeczytał, włosy stanęły mu dęba. Komunikat brzmiał następująco:

UWAGA!!!

Nawiązane przed chwilą połączenie uzyskało status NIEBEZPIECZNY! Jednostka kontaktowa prawdopodobnie nie należała do ludzi. Połączenie zrealizowano przez syntezator mowy.

– Co? To niemożliwe!- krzyknął kapitan.– Rozmawialiśmy z Zertarianami?

– Na to wygląda– potwierdził technik.

– Ale… To znaczy, że zdradziłem im naszą pozycję! Pewnie przylecą nas zaatakować!

– O nie…– technik jęknął już po raz któryś.

– Nasza broń nadal nie działa? Mamy tylko lasery i wyrzutnie torped? Musimy się przecież jakoś bronić!

– Mechanicy cały czas próbują reperować i napęd i bronie, ale to nic nie daje.

– No to teraz już na pewno zginiemy.

Perspektywa walki z Zertarianami wobec braku najsilniejszych systemów ofensywnych i bez możliwości manewrowania nie była szczególnie kusząca. Z drugiej jednak strony mieli do wyboru tylko ją i wpadnięcie do czarnej dziury. Forbeck nie wiedział co jest gorsze.

Ich położenie było z tego względu tragiczne. W walce z Wilkołakami mogli albo przegrać (co było bardziej prawdopodobne i równało się ich śmierci) albo wygrać. W przypadku wygranej i tak spotkaliby się z czarną dziurą (co również było jednoznaczne ze śmiercią). Jak to mówią, znaleźli się między młotem a kowadłem.

Kapitan był w końcu wojskowym, dlatego postanowił nie poddawać się i podjąć walkę z agresorami. Chciał zabrać w zaświaty tylu Zertarian, ilu tylko mógł.

Wydał rozkaz załodze statku by obsadziła stanowiska i w przypadku starcia dała z siebie wszystko. Tylko tyle mógł w tej chwili zrobić.

Jak się okazało, na Zertarian nie trzeba było długo czekać. W pobliżu Orła-73 pojawiły się ich trzy myśliwce, które natychmiast nawiązały kontakt ze statkiem.

– Poddajcie się– nawoływały wilkołaki.– Wiemy, że jesteście bezbronni. Nikt wam nie pomoże, Zjednoczona Flota Ludzi została rozbita.

Forbeckowi ciarki przeszły po plecach, ale nie tracił zimnej krwi.

– Nigdy się nie poddamy!- odpowiedział.

– Poddajcie się, a nie zrobimy wam krzywdy. Nie zależy nam na waszej śmierci.

„Akurat!- pomyślał kapitan.– Dostaniecie statek w swoje łapska, a później nas powybijacie. Niedoczekanie wasze!”

– Nie dostaniecie nas żywcem!- krzyknął.– Walczcie tchórze!

Ze strony Forbecka było to postępowanie desperackie, ale w obecnej sytuacji tylko ono wchodziło w rachubę. Jeśli miał zginąć, to przynajmniej w honorowej walce, jak na żołnierza przystało.

Myśliwce Zertarian rozproszyły się, próbując otoczyć statek ludzi. Orzeł pruł za nimi z laserów, ale jednostki wroga były bardzo zwrotne i unikały trafienia. Wilkołaki z kolei strzelały do Orła, ale ten miał uruchomione pole siłowe, więc pociski niewiele mu robiły. W walce zapanował chwilowy impas.

Myśliwce krążyły wokół statku, chcąc znaleźć słaby punkt w osłonie. W przeciwnym razie pokonanie ludzi mogło przynieść więcej trudności niż się spodziewano.

Jeden z pojazdów Zertarian był jednak tak zajęty poszukiwaniem owej luki, że nie zauważył pędzącej ku niemu torpedy. W ostatniej chwili chciał jej uciec, ale było już za późno. Blask wybuchu wypełnił kosmos. W walce pozostały dwa myśliwce.

Tego Forbeck się nie spodziewał. Wyeliminowanie wroga już na samym początku było dla niego wielką niespodzianką. Po ustach przebiegło mu coś na kształt uśmiechu.

Na tryumfowanie było jednak jeszcze zdecydowanie za wcześnie. W pełni sprawny Orzeł zniszczyłby pozostałe myśliwce w mgnieniu oka, a tak rezultat walki nie był przesądzony. Trzeba było zrezygnować ze ślepej siły i zagrać taktycznie. Trzeba było coś wymyślić.

Kapitan był bardzo dobrym strategiem, ale przy ograniczonych zasobach statku jego zadanie było utrudnione. Musiał uruchomić pokłady sprytu, których istnienia nawet nie podejrzewał. I uruchomił.

Pomysł był prosty– trzeba było tylko wciągnąć Zertarian w zasadzkę. Tylko tyle i aż tyle.

Forbeck podszedł do pulpitu sterującego i uruchomił łączność. Chciał nadać wiadomość.

– Do admirała Lepanto, dowódcy Zjednoczonej Floty Ludzi. Tutaj kapitan Forbeck, dowódca eskadry Orłów-73. Wzywamy pomocy. Wszelkie systemy ofensywne w naszym statku zawiodły, brak pola siłowego. Atakują nas dwie wrogie jednostki. Odbiór.

Technik zdziwił się.

– Panie kapitanie, przecież z nikim się nie połączyliśmy. A pole siłowe i…

– Wiem– przerwał mu kapitan.– Broń i pole siłowe są sprawne. Liczę tylko, że Zertarianie usłyszą ten komunikat i złapią się w pułapkę.

Mężczyzna nadal nie rozumiał.

– W jaką pułapkę?– zdziwił się.

– Zauważyłem, że bardzo zależy im na naszym statku. To dlatego na początku proponowali nam poddanie się. Jeśli zobaczą że jesteśmy całkowicie bezbronni, powrócą do myśli opanowania Orła. Zbliżą się do nas, a wtedy…

Kapitan przeciągnął palcem po gardle. Technik zrozumiał.

– Co jeśli nie usłyszą komunikatu, albo nie zechcą przejąć statku?

– Musiałem zaryzykować. I tak czeka nas śmierć.

Jak się okazało, przypuszczenia Forbecka były słuszne. Wilkołakom rzeczywiście zależało na zdobyciu Orła, bowiem po przejęciu komunikatu przestali go atakować. Zaczęli krążyć wokół niego, obmyślając plan działania. Krążyły coraz bliżej i bliżej, aż w końcu rozpoczęły przygotowanie do dokowania.

Kapitan nie mógł dłużej czekać. Przejął sterowanie nad laserami, wymierzył i strzelił. Myśliwce zostały zlikwidowane. Zertariańskie zagrożenie przestało istnieć.

Gdyby nie czarna dziura na drodze Orła, Forbeck byłby najszczęśliwszym z ludzi. No właśnie, czarna dziura…

Komputer, jak każda maszyna, nie miał wyczucia chwili. Najgorsze informacje potrafił podać tuż po chwilach największej radości. Tak było i tym razem.

Monitor rozbłysł czerwienią, a na środku pojawił się ekran odliczania. Głosił on:

 

Zderzenie z czarną dziurą nastąpi za 10 sekund.

Pod Forbeckiem i technikiem nogi się ugięły. Wiedzieli już, że to absolutny i niezaprzeczalny koniec. Koniec wszystkiego.

9…

Przed oczyma zaczęły im się przewijać sceny z życia. Już wiedzieli, że z tymi scenami to prawda.

8…

Nadszedł czas na rachunek sumienia. Wszelkie grzechy nagle opuściły zakamarki pamięci i zaczęły cisnąć się do świadomości.

7…

Czy istnieje życie po śmierci? Czy opowieści o niebie i piekle są prawdziwe? Dokąd trafią?

6..

Ciekawe czy wpadnięcie w czarną dziurę boli? Co jest po drugiej stronie?

5…

Zastanawiali się, czy ludzie naprawdę przegrali bitwę. Jeśli tak, to nie byli jedynymi, których żywot miał się gwałtownie skończyć.

4…

Gdyby nie awaria Orła, daliby Zertarianom nauczkę!

3…

Szkoda, że muszą umierać. Mogliby jeszcze tyle przeżyć. Tyle rzeczy zostało do zrobienia, tyle słów do powiedzenia.

2…

Ich rodziny nigdy nie poznają prawdy o ich śmierci. Codziennie będą czekać na ich przybycie, aż w końcu stracą nadzieję.

1…

Kapitan Forbeck i technik uścisnęli sobie dłonie. Wspólne przeżycia połączyły ich więzami silniejszymi niż śmierć.

0…

Orzeł-73 zbliżył się do czarnej dziury i przekroczył horyzont zdarzeń.

EPILOG

Na monitorze pojawiła się twarz admirała Jorge Lepanto, dowódcy Zjednoczonej Floty Ludzi.

– Kapitanie Forbeck, ruszajcie do akcji– wydał rozkaz.

Kapitan zasalutował i rozłączył się. On z kolei oznajmił dowódcom Orłów-73:

– Dostaliśmy rozkaz od admirała, cała naprzód!

Dwieście silników jonowych zostało uruchomionych…

Koniec

Komentarze

"Wspólne przeżycia połączyły ich więzami silniejszymi niż śmierć." Uwielbiam takie zdania. Szlocham przy nich i długo wysmarkuję nos w chusteczkę. To takie wzruszające! ;-)

Jakub, to ironia czy pochwała? Bo nie wiem jak mam to odczytywać.

Nowa Fantastyka