- Opowiadanie: Cedrik - Samoprzyjemność (HAREM2011)

Samoprzyjemność (HAREM2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Samoprzyjemność (HAREM2011)

 

Samoprzyjemność

 

 

 

 

 

Kursor migał jednostajnie na białym tle. Siedzący przed ekranem komputera mężczyzna wpatrywał się w niego bez wyrazu. Raz, dwa, trzy… jego usta poruszały się bezgłośnie, kiedy liczył poszczególne mignięcia. Prawie bezwiednie sięgnął ręką ku ziemi. Zacisnął palce na czymś chłodnym i uspokajająco ciężkim. Podniósł. Ze zdziwieniem popatrzył na otwartą puszkę ciemnego piwa. Pociągnął długi łyk i znów przeniósł spojrzenie na ekran. Zacisnął zęby.

Czekał już zbyt długo. Coś się musiało stać…

 

Użytkownik Ania1 zaakceptował twoją prośbę rozmowy prywatnej.

 

Uśmiechnął się z ulgą. Jest. Odstawił puszkę z powrotem na ziemię. Pochylił się nad klawiaturą i zastygł w oczekiwaniu.

 

Ania1: Długo czekałeś?

Paweł: Długo. Tęskniłem za Tobą…

Ania1: I ja za Tobą… przepraszam, że tak długo.

Paweł: Nie ma sprawy. Co robiłaś dzisiaj?

Ania1: Nic szczególnego. Szczerze mówiąc, siedziałam w domu. Źle się czułam…

Paweł: Co? Co się stało? Coś Cie bolało?

Ania1: Głowa. No i stłukłam sobie rano palec u nogi.

Paweł: Pocieszyć cię?

Ania1: Pociesz, pociesz. Potrzebuję dziś tego…

Paweł: Mam dokładnie te same objawy. Widzisz, przeznaczenie…

Ania1: Wolałabym, gdyby to przeznaczenie mniej bolało.

Paweł: Ja też… kochanie?

Ania1: Tak?

Paweł: Myślałaś o tym, o czym rozmawialiśmy wczoraj?

Ania1: Spotkanie w Virtualu?

Paweł: Tak.

Ania1: Nie mam o czym myśleć.

Paweł: To znaczy…?

Ania1: Boję się. To chyba zbyt szybko… rozmawiamy ze sobą dopiero parę dni.

Paweł: Nie kochasz mnie?

Ania1: Kocham! Po prostu nie wiem, czy jestem gotowa… wiesz, że nie jestem łatwa.

Paweł: Gdybyś była, nie zainteresowałbym się Tobą. Wiesz przecież…

Ania1: Wiem. Tylko nie rozumiem, po co. Dostałeś już moje nagie zdjęcia…

Paweł: To nie to samo, co spotkanie w Virtualu. Poza tym nigdy nie widziałem Twojej twarzy…

Ania1: Nie chciałbyś, wierz mi. Jestem brzydka.

Paweł: Chciałbym. Pragnę tego. Pragnę cię. Nigdy nie rozmawiałem z taką kobietą jak Ty. Kocham cię…

 

 

 

Nie odpisała. Paweł zagryzł wargi. Obraziła się? Niemożliwe. W końcu mu ulegnie. Wszystkie ulegały. Choć ta była… inna. I chyba faktycznie coś do niej czuł. Uczucie, którego nie zaznał już od bardzo dawna. To dlatego nie potrafił zasnąć.

 

Ania1: Nie jestem Twoją pierwszą, prawda?

 

Skąd ta zmiana nastroju…?

 

Paweł: Nie rozumiem… Aniu, ja… to prawda, kiedyś kogoś miałem. Ale w moim wieku to chyba oczywiste. Teraz nie mam. Chcę Ciebie. Tylko na Tobie mi zależy…

Ania1: Nie kochasz mnie!

Paweł: Kocham! Aniu, nie mogę bez Ciebie żyć. Nie potrafię nawet pracować. Chyba mnie zwolnią. Aniu, Aniu, o co chodzi?

Ania1: Jesteś naiwny. Od początku chciałeś mnie wykorzystać. Szybki cyberek, a potem może i na żywo. Przeliczyłeś się. Ja jestem inna. I nie pij więcej tego piwa. To już ósma puszka.

Paweł: Aniu, o co chodzi?! Co Ty mówisz, kochanie?! Aniu, błagam…

 

Milczenie. Skąd ona wiedziała o piwie? Skąd wiedziała? Rozejrzał się po pokoju, jakby spodziewał się ujrzeć w ciemności migającą diodę kamery. Potem znów zerknął na ekran. Zerwał się z krzesła, czując na plecach ciarki. Kursor migał na białym, czystym tle. Nie było ani śladu po prowadzonej rozmowie. Czuł bolesne pulsowanie w skroniach. Co się dzieje? Co się dzieje?! Łomot serca zagłuszył wszystkie inne odgłosy, a potem zrobiło się ciemno.

 

***

 

 

Zerwał się z łóżka z krzykiem. Leżał w białej, szpitalnej salce. Był nagi. Na całym ciele poprzyczepiane miał jakieś czujniki z odchodzącymi od nich kabelkami. W panice zaczął je zrywać całymi garściami.

– Uspokój się!

Zamarł. Drzwi do pomieszczenia otworzyły się i wszedł przez nieubrany w zielony kitel mężczyzna. Jego okolona podsiwiałą już brodą twarz wydała się Pawłowi znajoma. Jan. Lekarz miał na imię Jan.

– Paweł, spokojnie. Wiem, że jesteś zdezorientowany, ale to minie. Masz – podał mu zwinięte, białe spodnie. – Odłącz resztę czujników i załóż to.

Stanął obok i cierpliwie zaczekał, aż pacjent wykona polecenie.

– Twoja chwilowa amnezja to wynik leków. Za chwilę powinna minąć. Pamiętasz, jak usiłowaliśmy stwierdzić co ci jest za pomocą lekkiej hipnozy?

Mężczyzna zastygł w pół ruchu. Mgła, która dotychczas blokowała mu dostęp do wspomnień zaczęła rzednąć.

– Tak… ale potem nic.

– Zemdlałeś. Nic nie wskóraliśmy, potrzeba było… bardziej dosadnych metod.

Paweł wreszcie uporał się z czujnikami i ubrał spodnie. Usiadł na łóżku, wpatrując się uważnie w twarz lekarza.

– Co mi zrobiliście?

– Uśpiliśmy i podaliśmy lekki narkotyk, dzięki któremu zyskaliśmy dostęp do twojej podświadomości.

– Pamiętam, że byłem w pokoju i rozmawiałem z… Anią – zająknął się. Z trudem przełknął ślinę. – Ale to było, zanim mnie tu przysłano.

– Jesteś dobrym bioinżynierem. Firma nie mogła sobie pozwolić na to, by cię stracić. Pozwolili mi użyć wszystkiego, by cię wyleczyć. Tylko, że to nie jest takie łatwe.

Paweł mimowolnie zacisnął ręce na krawędzi łóżka.

– Choć za mną, coś ci pokażę – lekarz obrócił się i skierował do drzwi. Chcąc nie chcąc, mężczyzna podążył w ślad za nim.

Przeszli przez jasno oświetlony korytarz, skręcili w jego prawą odnogę i weszli przez drzwi, które Paweł zapamiętał jako wejście do gabinetu doktora Czarnieckiego. Tu było mniej szpitalnie. Pokryta skórą kanapa, szklany stolik, naprzeciw drewniane krzesło. Pod ścianą biurko, nad nim okno za którym błyszczały gwiazdy. Chwilę później przesłoniła je jasna tarcza Ziemi.

Czarniecki przechwycił jego spojrzenie.

– Chcesz, bym zmienił na coś przyjemniejszego? Łąkę pełną kwiatów? Wodospad Niagara?

– Nie, dziękuję. Lubię patrzeć na Ziemię. To mnie uspokaja.

Tamten skinął głową.

– Siadaj proszę – wskazał kanapę. – Herbaty?

Paweł rozsiadł się na skrzypiącym meblu i zaprzeczył ruchem głowy.

– Jeśli można, poprosiłbym szklankę wody.

Doktor uniósł brwi w niemym zdumieniu, ale nie skomentował. Zabrzęczały szklanki.

– Kiedy wracasz? – Zapytał jakby od niechcenia.

– Na Ziemię? Kontrakt kończy mi się za trzy lata.

– Zostawiłeś tam kogoś?

– To znaczy?

– Rodzinę. Kobietę.

Pacjent wzruszył ramionami.

– Rodzice umarli. Dziewczyna nie chciała zaczekać, wolała innego. Nie, nikogo nie zostawiłem. Czy to ma coś do rzeczy?

Czarniecki podszedł do stolika i postawił przed nim szklankę wody. Sam usiadł naprzeciwko z filiżanką herbaty. Paweł rozpoznał charakterystyczny aromat Earl Greya. Lekarz upił łyk, patrząc w milczeniu na swojego pacjenta, którego cała sytuacja zaczynała już mocno denerwować. Widać doktor uwielbiał budować niepotrzebne napięcie.

– Więc? – W końcu nie wytrzymał.

Tamten z westchnieniem odstawił filiżankę na stół.

– Ma. Ma znaczenie – wyjął z kieszeni kitla poskładany w kostkę ekran i rozłożył przed nim na stole. Wcisnął jakiś mały przycisk i na wyświetlaczu pojawił się obraz przedstawiający mózg. Niektóre obszary mrugały na czerwono.

– Widzisz – zaczął. – Delikatna hipnoza, jakiej cię poddaliśmy wykazała bardzo wysoki stan rozdwojenia jaźni. Okazało się, że sama hipnoza nie wystarczy. Po uśpieniu cię, była możliwość dokładnego przyjrzenia się tej… drugiej osobowości. Okazuje się, że to w zasadzie nie jest już tylko osobowość, ale osoba. Nie pytaj mnie jak to możliwe – dodał, widząc oszołomione spojrzenie Pawła. – Takich przypadków zarejestrowano tylko kilka w całej historii.

Przez chwilę w gabinecie panowała cisza. Wreszcie Paweł sięgnął po napój i jednym haustem opróżnił swoją szklankę.

– Więc ona… żyje? – Zapytał przez zaciśnięte gardło.

– Tak samo, jak i ty. Tyle tylko, że nie ma własnego ciała. Wtedy, na czacie, rozmawiałeś z nią naprawdę.

Znów cisza. Paweł bezwiednie zacisnął pięści. Była w nim cały czas. Czy wiedziała o tym? Pewnie tak. Czemu nic nie powiedziała? I kim ona jest? Nim? Kimś całkiem odrębnym? Co czuła, gdy spotykał się z innymi kobietami? I czemu wcześniej nic…?

Dosyć. Pochylił się do przodu i zaczął masować sobie skronie. Znów czuł pulsowanie tępego bólu.

– Będę musiał się z tym jakoś… oswoić. Tylko co teraz? Czy ona może, wie pan, przejąć w jakiś sposób moje ciało? I pewnie będę musiał wrócić teraz na Ziemię, tak? Nikt nie zechce bioinżyniera z rozdwojeniem jaźni…

Czarniecki rozparł się wygodnie w fotelu.

– Widzisz, kiedy spałeś, zrobiliśmy międzynarodowe sympozjum. Myślimy, że jest jeszcze jedno wyjście…

 

 

 

***

 

 

Paweł nerwowo wyłamywał palce. Zerwał się z krzesła i zaczął chodzić po pokoju. Czemu to tak długo trwa? Może coś nie wyszło? A może to tylko kolejny sen, a on leży ciągle w szpitalu…? Dość! Oddychać głęboko.

Usiadł z powrotem. Zaraz potem wstał, bo drzwi do jego pokoju rozsunęły się z sykiem. Do środka wszedł Jan Czarniecki, uśmiechając się szeroko.

– Pawle, pozwól sobie przedstawić…

Urwał. Zatoczył się, gdy zza jego pleców wychynęła smukła ręka i odsunęła go od drzwi.

– Paweł! – Kobiecy krzyk. Niemalże wskoczyła do środka, biegiem pokonując dzielący ich dystans. Zatrzymała się jak wryta, jakieś cztery metry przed nim.

Lekarz wyprężył się z dumą.

– Nie musieliśmy wiele kombinować z wyglądem. Otóż okazało się, że w komórkach, które należą do niej, a które od ciebie pobraliśmy, są już niezbędne geny. W ten właśnie sposób… – urwał w pół zdania. Dwójka jego pacjentów nie zwracała na niego najmniejszej uwagi, wpatrując się intensywnie w swoje oczy. Odchrząknął. – Przyjdę później…

Paweł stał nieruchomo. Ania… była o pół głowy niższa od niego. Drobniejsza. Okrągłe, pełne biodra. Drobne, spiczaste piersi, których twarde sutki wyraźnie rysowały się na materiale szpitalnego kitla. Pełne, nawykłe do uśmiechu usta. Lekko zadarty nosek i bujne, rude włosy. Oczy koloru dojrzałych oliwek, których rozszerzone źrenice wpatrywały się teraz w niego.

Podszedł krok. Cofnęła się. W jej oczach dostrzegł wahanie. Potem, jakby walczyła sama ze sobą, posunęła się o dwa kroki do przodu. Wyciągnął rękę dotykając jej twarzy. Z wahaniem uniosła swoją dłoń i położyła ją na wierzchu jego dłoni.

– Jesteś – powiedział.

– Jestem… – głos miała czysty, ni to kobiecy, ni dziecięcy.

– Aniu, ja… – Zaczął, ale nie dała mu skończyć. Wbiła się w jego usta swoimi. Przejechała mu językiem po zębach. Wyszarpnął się, dysząc.

– Ania…!

– Zamknij się – Ponowiła atak. Teraz już nie protestował. Całując, ugryzł ją w dolną wargę. Przerwała, ze zdziwieniem oblizała usta. Przez chwilę smakowała z uśmiechem. Potem, pchnęła go na stojące metr dalej łóżko i usiadła na nim okrakiem. Poczuł, jak jego męskość twardnieje, napierając na materiał spodni. Widząc to, kobieta złapała za ich brzeg i jednym, płynnym ruchem, ściągnęła, podnosząc się nieznacznie. Przez ułamek sekundy widział jej wygolone łono, z cienką nitką zarostu, tuż nad nim.

Ona tymczasem przyglądała się jego pulsującemu przyrodzeniu, jakby oceniając. Przygryzła wargę i zamruczała jak kotka. Delikatnie złapała nasadę penisa. Spojrzała mu w oczy, przekrzywiając głowę i uśmiechając się drapieżnie. Pochyliła się. Delikatnie przejechała języczkiem, najpierw – wywołując rozkoszne dreszcze – po jądrach, potem wspinając się w górę, nieugięcie kierując się na sam szczyt. Tam jej język ożył, zataczając małe okręgi, naciskając i wijąc się namiętnie. Przymknął oczy, czując, jak przez ciało przechodzą fale rozkoszy. Krzyknął cicho.

– Aniu, co my robimy? – Wysapał.

– Jeśli ci to odpowiada, nazwij to masturbacją – odparła szeptem.

Poczuł ciepło, gdy przyrodzenie zniknęło w jej ustach. Czuł jej język, drgający i obracający się szybko we wszystkich kierunkach. Gdy był już prawie u szczytu, przerwała nagle, nie chcąc jeszcze kończyć zabawy. Położył jej ręce na pośladkach i powoli przesuwał w górę. Westchnęła, kiedy trafił na kość ogonową i piął się dalej. Zerwał z niej kitel i odrzucił na bok. Jego dłonie błądziły po jej ciele, poznając, wciąż pragnąc więcej. Usiadł. Zaczął całować jej usta, lecz zanim zdążyła odpowiedzieć na pieszczotę, uciekł na policzki, potem kark i uszy. Czuł, jak drży. Jej mokre łono przesuwało się w przód i w tył po jego udzie. Oddech przyspieszył. Lewą ręką ścisnął jej pierś, podczas gdy, wciąż całując kark, prawą podłożył pod pośladek. Bez ostrzeżenia podniósł ją i przekręcił. Teraz ona leżała pod nim, rozchylając nogi. Tuż pod sobą widział spazmatycznie unoszące się i opadające podbrzusze i dalej zaczerwienioną, nabrzmiałą kobiecość. Spojrzała mu w oczy pytająco. Chciała tego. Uśmiechnął się.

– Jeszcze nie.

Zaczęła się druga runda. Zszedł na sam dół. Najpierw wziął do ust jej palec. Rozsmakował się, drażniąc go językiem i ssąc. Potem, całując, zaczął piąć się do góry. Kiedy dotarł do uda, jęknęła, napinając mięśnie. Przeszedł przez pachwinę, by wreszcie zanurzyć się w słodko pachnącym miejscu. Rozchylił delikatnie wargi. Zaczął od dołu, kierując się do góry, spijając zachłannie jej nektar. Poczuł, jak we włosy wplątały mu się delikatne, kobiece dłonie, przytrzymując głowę. Przez chwilę, koniuszkiem języka pieścił łechtaczkę.

Ciało wygięło się w łuk. Biodra poruszały się w przód i w tył już bez udziału jej woli. Jęczała cicho, dłońmi pieszcząc piersi. Zacisnęła powieki.

Na to czekał. Przybliżył się i wszedł w nią delikatnie, nie napotykając prawie żadnego oporu. Szarpnęła się, krzyknęła ostro. Otworzyła oczy, intensywnie wpatrując się prosto w niego.

– Całuj… – poprosiła.

Więc całował. A jednocześnie kochał się z nią z całych sił. Długo. Coraz mocniej i szybciej wbijał się w nią, po granice wytrzymałości, mieszając rozkosz z bólem. Wreszcie zacisnęła nogi na jego plecach, wgryzła się w jego kark, po którym natychmiast pociekła strużka krwi i krzyknęła rozdzierająco. On także krzyknął. Pod powiekami eksplodowały galaktyki. Zapomniał o Ziemi, kontrakcie, rozdwojeniu jaźni. Liczył się tylko wielki wybuch. Razem tworzyli wszechświat.

 

 

 

***

 

 

– Co on robi? – Ubrany w drogi garnitur młody wysłannik firmy Bioelektronics spojrzał w przez szybę w dół, na miotającego się na łóżku mężczyznę.

Jan Czarniecki podrapał się z zakłopotaniem w głowę.

– Masturbuje się.

Tamten spojrzał na niego zaskoczony.

– Słucham?!

– Nie jest pan zaznajomiony z sytuacją? – Zdziwił się lekarz. – Zaawansowane rozdwojenie jaźni. Halucynacje. Stracił kontakt ze światem. Jak widać… chyba mu z tym dobrze.

– I on już tak zawsze…?

– Zawsze. A przynajmniej dopóki nie znajdziemy odpowiedniej metody leczenia. Konwencjonalne środki nie pomagają. Jesteśmy bezradni.

Mężczyzna w garniturze odwrócił się od szyby.

– Muszę powiadomić zarząd – stwierdził.

Czarniecki skinął mu głową. Kiedy tamten miał już wchodzić za zakręt korytarza, drgnął nagle.

– Proszę pana! Halo! – Zamachał rękami.

– Tak? – Urzędnik przystanął i obrócił się. Obdarzył lekarza pytającym spojrzeniem.

– Odsyłacie go…? Odsyłacie na Ziemię?

– Jest to wysoce prawdopodobne – tamten znów się odwrócił i po chwili został już po nim tylko oddalający się stukot butów na posadzce.

Doktor westchnął i znów popatrzył na pacjenta, który, przytrzymywany przez trzy pielęgniarki, właśnie doznawał największego w swoim życiu orgazmu.

 

 

 

Kraków,

14 Lipca2011

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Na początek komunikat ortograficzny. StrUżka!!! Strużka krwi :D Popraw, póki jeszcze możesz, podobnie jak "pokarzę" na "pokażę".
Opowiadanie... no cóż, taki pornosik w klimatach a la science-fiction, które właściwie są jedynie dekoracją, a całość jest podporządkowana niczym nie skrępowanej seksualnej rozrywce. I ilustracja klasycznej złotej myśli, że "masturbacja to seks z kimś, kogo się najbardziej kocha". A poza tym... Mhhhhmm... Co to ja miałam napisać? :P

No patrz. Zawsze się jakieś babole przedostaną, ech :)
No i dzięki za komentarz... mam nadzieję, że się w sumie podobało ^^

Jeśli chodzi o erotyke to faktycznie wyszedł z tego pornosik i nie specjalnie mi to odpowiada więc nie będę sie wypowiadał. Mimo wszystko czytało sie przyjemnie, a zakończenie naprawdę mnie zaskoczyło.

Najsłabszym punktem jest początek, który ani nie jest zbyt przyjemny (rozmowa internetowa jakoś mi nie spasowała) ani specjalnie wiele nie wprowadza do fabuły.

W jednym zdaniu zauważyłem, sugestie, że penis ma oczy :) ale doprawdy nie wiem jakby to można inaczej napisać i czy tego rodzau skojarzenie to moja przypadłość czy też wszyscy tak mają (wtedy koniecznie trzebaby skorygować).

Chodzi o to zdanie:
"Delikatnie złapała nasadę penisa. Spojrzała mu w oczy, przekrzywiając głowę" :)

OK, do konkursu.

Pojawia mi się tu pewna nieścisłość, mianowicie chodzi o sytuację, gdy doktor i Ania wchodzą do pomieszczenia - najpierw jest sugestia, że firma genetycznie rozdzieliła Pawła i Anię, a na końcu okazuje się, że Paweł ma halucynacje. To jak w końcu jest?

A tak poza tym, to świetnie, lekko się czyta, jak opis dobrego pornosa :)

Nie wiem, co o tym myśleć. Tekst podejrzanie przypomina Perfekcyjną masturbację Ibastro. Nie twierdzę oczywiście, że to jawny plagiat... Takie dublowanie pomysłów się zdarza. Co nie zmienia faktu, że opowiadanie bazuje na pomyśle, który ktoś już wcześniej zrealizował... i to lepiej. Scenki dobrze opisane, ale zbyt pornosowate, jak na mój gust.


@nwn9- już tłumaczę. Istotnie, Paweł ma halucynacje. Właśnie o tym, że on i Ania zostali rozdzieleni. Dlatego też, kiedy w swoim umyśle przeżywa rozkosz, w rzeczywistości tak naprawdę się masturbuje :)
Mam nadzieję, że wyjaśniłem. No i cieszę sie, że się podobało.

@Ranferiel nie czytałem podanego przez Ciebie opowiadania. Zaraz zobaczę. W każdym razie plagiat to nie jest. A co do zbytniego poziomu ,,hard" - cóż, w zamyśle tak właśnie miało być...

Cedrik, szczerze, to takie se... Napisane jakoś tak po szczeniacku, mocno ascetycznie, jak tekst na ulotce. Sama fabuła ni ziebi, ni grzeje. Rozwlekasz tam, gdzien nie potrzeba, a rzeczy, które naprawde mogłyby być istotne, pomijasz, np. to, co przed chwilą musiałeś tłumaczyć. 

Cały czas miałam wrażenie opowiadania machniętego na szybko, byleby coś skrobnąć... I nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jesteś bardzo młodym człowiekiem...

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka