- Opowiadanie: Shagarot - Prawdziwa Dusza

Prawdziwa Dusza

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Prawdziwa Dusza

Na wstępie pragnę poinformować, że choć główna bohaterka ciągle jest nazywana "Suzan" i mogą pojawić się głosy mówiące, iż Suzann to poprawna forma. Informuję – to tylko pseudonim. Jest to w pewnym momencie niejasno wyjaśnione, ale wolę zawczasu o tym powiadomić.

Ponadto może zdarzyć się podobieństwo do prawdziwej osoby oraz zdarzeń, gdyż artystka jest inspirowana moją znajomą, a opowiadanie powstało za jej zgodą.

Dziękuję za poświęcenie czasu i życzę miłej lektury.

 

 

 

Po drewnianych panelach mieszkania, pląsały bose stopy roześmianej artystki. Biegała ona od płótna do płótna i pospiesznymi, energicznymi ruchami, kreśliła kilka linii, z pozoru niedbałymi maźnięciami pędzla. Rzucała przelotnie krytyczne spojrzenie na tworzony właśnie obraz, marszczyła zadarty lekko nosek i już za chwilę, roześmiana, pędziła dalej.

Dziewczyna nie przykładała zbytniej wagi do codziennego stroju, stąd jej pląsy odbywały się w jeansowych, wytartych ogrodniczkach oraz niegdyś białej, a aktualnie zredukowanej do roli szmatki do wycierania umazanych farbą dłoni, podkoszulce.

Malarka zatrzymała się na dłużej przy jednym ze swych malowideł, które ustawione zostało przed jedynym na całym poddaszu, okrągłym okienkiem. Przez zabrudzoną szybkę, wpadały właśnie ostatnie promienie gasnącego dnia, barwiąc twarz młodej dziewczyny na delikatny pomarańcz.

Wykrzywiła lekko swą śliczną buzię, białe ząbki zacisnęła na rączce drobnego pędzelka i niedbale poprawiła blond kucyk, z którego to pomimo pozornych starań, wciąż wymykały się niesforne, poznaczone farbą kosmyki włosów. Podparła się rękoma pod boki, stanęła w luźnej pozycji, a jedną stopę oparła jak gdyby od niechcenia na przewróconej puszce po farbie. Gdyby ktoś spoglądał na nią w tej właśnie chwili od tyłu, ucieszyłby oczy widokiem oberwanej kieszeni ogrodniczek, a co ważniejsze, zwisającego wraz z nią płatu materiału spodni. Powstała w ten sposób dziura, odsłaniała kuszącą krągłość prawego pośladka. Jednak tym widokiem mogły nacieszyć się jedynie myszy, bo tylko one przemykały po poddaszu w poszukiwaniu resztek jedzenia.

Obraz stojący naprzeciwko niej, przedstawiał jej autoportret. Jedna, lekko uniesiona brew, oraz szelmowski uśmiech, sprawiały, że można było odnieść wrażenie, iż obraz owej zielonookiej blondynki mówił „Hej przystojniaku, podobam ci się?”

Kilka ostrożnych, delikatnych muśnięć pędzla i gotowe. Ostatni z obrazów wieńczących jej najbliższą wystawę, właśnie został ukończony. Z czystym sumieniem mogła stwierdzić, że jest to jej najlepiej wykonana praca, a sama myśl o ludziach, którzy podczas wystawy będą się nią zachwycać, sprawiła, że przyjemne mrowienie odezwało się w okolicach podołka.

Pędzelek został wytarty o poplamioną podkoszulkę i schowany do górnej kieszeni ogrodniczek. Blondynka obrzuciła krytycznym spojrzeniem swoje dłonie, pokryte zaschniętymi, kolorowymi plamami i z cichym westchnięciem poczęła się rozbierać, kierując się jednocześnie w stronę ciasnej łazienki, wyposażonej w kabinę prysznicową.

Ciepła woda pieściła i pobudzała zmysły, a pod stopami zawirowały nagle fantazyjne, wielobarwne strumienie gdy farba spływała po nagim, jędrnym ciele. Zakręciła oba kurki z wodą i wymykając się spod prysznica, starannie wytarła mokrą skórę ze wszystkich łaskoczących kropelek wody. Już po chwili, wilgotny ręcznik leżał na podłodze pomiędzy szlakiem rzuconych niedbale ubrań, które zostawiła za sobą gdy szła pod prysznic.

Teraz natomiast, kroki swe pokierowała w stronę dziwnej konstrukcji, zasłoniętej przez buro-szare prześcieradło.

Zgrabnym ruchem ściągnęła płachtę materiału i stanęła przed kilkunastoma lustrami, różnych kształtów i rozmiarów. Mogła tutaj, ustawiwszy się odpowiednio, podziwiać całe swe sprężyste, kuszące ciało, włączając w to niewielki pieprzyk tuż pod lewym pośladkiem.

Pogładziła dłońmi swoje biodra, z których przeciętnej szerokości, była jak najbardziej zadowolona. Palce zacisnęły się na drobnych, dziewczęcych piersiach i wydęła lekko wargi. Niegdyś bardzo jej przeszkadzało, że są takie drobne i zazdrościła swoim koleżankom ich dorodnych niczym jesienne jabłuszka cycuszków. Z wiekiem jednak przyzwyczaiła się do tego ciała i nauczyła się je kochać, a ową miłością dzieliła się chętnie z innymi.

Założyła na głowę skórzany czepek, dbając przy tym o to by ani jeden z jej blond włosków nie wystawał z pod niego, a następnie sięgnęła po dwa pędzelki i kilka puszek z farbami. Rozpoczyna się jej pokaz. Pomyślała jeszcze przelotnie, że gdyby nie lata spędzone na treningach jogi, to co teraz ma zamiar zrobić, nie byłoby możliwe. Zanurzyła oba pędzelki w farbie, złapała ostatni głębszy wdech i już czuła jak miękkie włosie oraz zimna farba pieszczą jej ciało, wywołując gęsią skórkę, podczas swego fantazyjnego tańca.

Mijały minuty, a ona prężąc się przed lustrami, dokładnie pokrywała swą skórę malunkiem, przedstawiającym wijące się w przedziwnym, ale jednocześnie cudownie egzotycznym tańcu węże. Nie pozostawiła ani jednego, pozbawionego ubrania z farby, fragmentu skóry, ale mimo to poprawiała jeszcze miejsca, w których jej zdaniem, kolor zbyt słabo chwycił.

Teraz nadeszła najprzyjemniejsza część tej rozrywki. Na wysokim taborecie, położyła aparat cyfrowy i ustawiła auto wyzwalacz by robił zdjęcia w odstępach co dwie sekundy. Sama stanęła przed zawieszonym na ścianie płótnem, pokrytym malunkiem tropikalnej dżungli. Rozpoczął się taniec, gdy młoda malarka wyginała się i prężyła w fantazyjnych pozach, podczas sesji trwającej długie minuty. Ani jeden fragment jej ciała, najdrobniejszy szczegół anatomii, nie ukrył się przed czujnym okiem obiektywu. Jednak nie o to nawet chodzi, bo jej tam nie było. Istniały tylko węże, wijące się w swym hipnotyzującym tańcu na tle ojczystej Amazonii. Ciszę powstającego dzieła, mąciło jedynie ciche cykanie aparatu, oraz nieśmiało postukujące o brudne okienko, pierwsze krople letniego deszczu.

 

 

^^^*^^^*^^^

 

 

Poddasze pogrążone było w leniwej, ciemnej senności, w którą wplotło się ciche, jednostajne pochrapywanie, dobywające się spod warstwy umazanych w farbie koców. Tu i ówdzie, na rozdartym prześcieradle, lub pocerowanej poszewce poduszki, niczym czujne, złociste węże, leżały rozsypane kosmyki blond włosów.

Requiem dla snu rozdarł nagle senną sielankę i swym cudnym brzmieniem spłoszył, śpiącego nad zadaszeniem okna, gołębia. Dłuższą chwilę trwało nim z pomiędzy warstw materiału, wyłoniła się smukła dłoń, a w chwilę później cała ręka. W niezgrabnym tańcu błądziła po deskach podłogi, starając się namierzyć źródło hałasu. Wreszcie szpony palców zacisnęły się na swej zdobyczy i zaciągnęły ją wprost do powstałej jaskini, prowadzącej ku leżu bestii.

– Mmm… halo? – Odezwał się słodki, lepki z zaspania, głos dziewczyny.

– Halo? Suzan? – Żeński głos w słuchawce brzmiał nieco niepewnie. – Jesteś tam? Halo!

– Ciii… Aniu, chcesz mnie zabić? – W głosie artystki brzmiał wyrzut. – O co chodzi? Właściwie, to która jest godzina?

Zapadła chwila nieco niezręcznej ciszy.

– No… – bąknęła w końcu druga dziewczyna. – Coś koło trzeciej w nocy?

– Zabiję… powieszę i każdy sąd mnie uniewinni. Potwór! Nieczuła!

Anna zaśmiała się wesoło, co pogłębiło tylko u Suzan ochotę, aby udusić przyjaciółkę.

– Dzwonię, bo właśnie skończyłam spotkanie z Tomkiem i wiesz co? Zgodził się wystawić twoje obrazy w swojej galerii.

– Co?! – Suzan wyskoczyła z łóżka i runęła na podłogę, gdyż jej nogi dalej były zaplątane w nieprzebraną ilość koców.

– To co słyszysz. Przekonałam go w końcu. Choć nie chciał z początku wystawiać prac mało znanej artystki, to sama przecież wiesz jak bardzo potrafię być przekonująca, prawda?

O tak, już nie jednego przekonałaś podczas łóżkowych zabaw, pomyślała malarka, masując jednocześnie obolałe od upadku ramię.

– Tak, wiem Aniu. Jezu, udało się, wreszcie się udało! Kocham cię mała, jesteś wielka. Jak ja ci się odwdzięczę?

Ugryzła się w język, ale było za późno.

– Wieeeesz… – Odezwał się lisi głos przyjaciółki. – Od dawna mam ochotę poznać twojego brata. Może zaprosisz go na wernisaż?

No pięknie, pomyślała – teraz jeszcze zbałamuci mi brata i dołączy go do swojej kolekcji „trofeów”. Jednak pal licho, wątpliwą cnotę braciaka. Anka właśnie pomoże jej zaistnieć jako artystce, a za to przymknęłaby oko nawet gdyby przespała się z jej własnym ojcem.

– Dobrze moja ulubiona nimfomanko, umowa stoi. Tylko nic na siłę, dobrze? Nie chcę żeby później naskarżył matce, że moja przyjaciółka go wykorzystała i porzuciła, bo staruszkowie gotowi odciąć mnie od funduszy na wynajem lokalu.

– No wiesz co? – Fuknęła obruszona przyjaciółka. – Za kogo ty mnie masz?

Za puszczalską zdzirę, pomyślała Suz, jednak nie powiedziała tego na głos.

– No już, już, nie gniewaj się Anka. Jeszcze raz jesteś kochana i w ogóle, ale jeśli zadzwonisz znowu w środku nocy z czymś mniej ważnym, to podmienię ci pigułki na aspirynę, pozwalając spełniać ci się w roli troskliwej matki.

W słuchawce słychać było odgłos, towarzyszący nagłemu wciąganiu powietrza.

– Ty… nie ośmieliłabyś się. – Stwierdziła, lecz nie była do końca pewna.

Suzi uśmiechnęła się tylko pod nosem i słodko zaszczebiotała.

– Założymy się?

Cisza, która nastała, trwała tylko kilka sekund, jednak z perspektywy Ani, były to całe eony poświęcone na głębokich przemyśleniach.

– Dobranoc Suz – Burknęła tylko. – Niech ci się przyśnią koszmary.

– Nawzajem kochanie, ssij słodko.

Zakończyła rozmowę, zadowolona słysząc jeszcze jak Anka znów się zapowietrzała, po jej drobnym i oczywiście przypadkowym przejęzyczeniu.

Początkowe, wywołane rozmową, ożywienie minęło i zaspana artystka użyła wszelkich, dostępnych jej o tak pogańskiej godzinie sił aby wdrapać się do swego łóżka. Już nie starczyło jej jednak energii aby nakryć się kocem, lub poprawić wymiętą, na wpół przeźroczystą koszulkę nocną. Po chwili posapywała cicho, leżąc na brzuchu, a wpadające przez okienko, pojedyncze promienie księżyca, oświetlały delikatnie błękitnym blaskiem, jej kształtne pośladki.

 

 

^^^*^^^*^^^

 

 

Wystawa odbywała się w niewielkiej galerii, wybudowanej o rzut kamieniem od warszawskiej starówki. Budynek został zaprojektowany aby pasować wyglądem do pobliskich kamieniczek, jednak w środku dominowały długie, szerokie korytarze, przyozdobione niekończącymi się rzędami kolumn, pokrytych wyrzeźbionymi wizerunkami nagich nimf, które oddawały się beztroskim hulankom w towarzystwie faunów.

Suzan nie lubiła strojów oficjalnych, dlatego nawet na taką uroczystość przyszła ubrana w czarne i mocno sfatygowane bojówki, czerwony t-shirt z napisem „Safe sex, soft drugs and Coco Jumbo”. Głowę nakryła jeansową czapką z daszkiem, nałożoną tyłem do przodu, przepuszczając przez szczelinę wyznaczoną zapięciem na rzepę, swoją blond grzywkę. Wściekle czarne, wypastowane glany, stukały o marmurową posadzkę gdy artystka przechadzała się niespiesznie pomiędzy kolumnami, zerkając niby to od niechcenia na szczegóły anatomiczne faunów.

Można więc powiedzieć, że zrobiła dookoła siebie takie zamieszanie, że prasa poświęcała jej znacznie więcej uwagi, niż obrazom.

Pięści Tomka, patrzącego na tę scenę z boku, zaciskały się tak mocno, że aż pobielały mu kostki. Zgrzytał cicho zębami i przeklinał w duchu, że dał się przekonać Ance na ten poroniony pomysł. Jest mu winna coś więcej niż tylko ta jedna noc, zdecydowanie więcej.

– Suzan! – Malarka drgnęła na dźwięk głosu przyjaciółki. Niechętnie odwróciła wzrok od ciekawej sceny przedstawiającej harce nimfy z trzema faunami jednocześnie, i spojrzała na dziewczynę.

– Hej Anka – Bąknęła i otaksowała wzrokiem kumpelę, wciśniętą w obcisłą, czerwoną kieckę. Dorodne piersi, idealne narzędzie mordu poprzez zaduszenie, wyeksponowane były nazbyt przesadnie przez głęboki dekolt. – Jak się masz?

Ta pokręciła tylko głową, wprawiając w drgania rude, skręcone na podobieństwo sprężynek, kosmyki włosów.

– Suz, jak ty się ubrałaś do cholerny? Nie zdziwię się, jeżeli jutro w artykułach poświęconych temu wernisażowy, pismaki zamiast o twoich obrazkach, opiszą ekscentryczną artystkę.

Blondynka uśmiechnęła się wesoło, najwyraźniej zachęcona taką wizją.

– O, to by mi nawet pasowało. Wypromowaliby mój wizerunek i zlecenia posypałyby się lawinowo. Nie pamiętasz najstarszej zasady Aneczko? Nieważne co o tobie piszą, ważne aby pisali.

Na czole przyjaciółki pojawiła się pionowa kreska, wywołana nagłym zmarszczeniem brwi.

– Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego tak właściwie ja się z tobą przyjaźnię?

– Może dlatego – Artystka nie dała się zgasić. – że mam nieodparty urok, ciekawą osobowość i twoja ciemna strona ma ochotę dobrać się do mojego seksownego tyłka? Ale chyba głównie z tego powodu, że w liceum kryłam cię przed starszymi i dawałam alibi na długie noce, gdy ty tańczyłaś i zabawiałaś się z chłopakami na dyskotekach?

– Szkolne lata – Zielonoszare oczy zaszkliły się delikatnie. – To były czasy. Dzikie imprezy, alkohol, marihuana i tylu fajnych chłopaków, że ciężko było spamiętać ich imiona.

– Więc co tak właściwie, zmieniło się w twoim życiu poza brakiem marihuany?

Anka puściła złośliwość koleżanki mimo uszu, ale wróciła do wcześniejszego tematu rozmowy. Tym razem pomimo poważnej miny, w jej oczach błyszczały się dwa roześmiane chochliki.

– Jak już mówiłam, co to za strój? Mam nadzieję, że chociaż w tych spodniach nie masz na tyłku dziury, w której zmieściłaby się cała moja dłoń, bo inaczej twoja matka zapadnie się ze wstydu pod ziemię gdy jakiś paparazzi odda do druku odpowiednie zdjęcie, a dziennikarz opatrzy je komentarzem w stylu „Młoda artystka Zuzanna Morańska a.k.a Suzan, podczas prezentacji obrazów, świeciła czymś więcej niż tylko talentem.”

Obie dziewczyny roześmiały się serdecznie, a Suzan aż przykucnęła.

– Dość, dość już tego – Powiedziała jednocześnie ocierając łzy wierzchem dłoni. – bo zdaje się, że w duecie wzbudzamy jeszcze większe zainteresowanie gryzipiórków.

– Skoro o parach mowa – Podjęła natychmiast Anka. – to gdzie jest twój braciszek? Zdaje się, że miałaś mnie z nim zapoznać.

Malarka wzruszyła tylko ramionami i rozłożyła bezradnie ręce.

– Niestety – westchnęła z przesadną troską. – Nie mógł dziś przyjść abyś go uwiodła i wykorzystała w łóżku, bo był już umówiony na kolację ze swoją narzeczoną. Mają dziś drugą rocznicę wiesz? Ale jestem przekonana, że na pewno żałuje i wolałby pocić się dzisiejszej nocy w twoich objęciach, nie zaś u boku miłości swojego życia.

– Umiesz być wredną suką Suz, wiesz? – Syknęła ruda dziewczyna.

Artystka skłoniła się głęboko, znów przesadnie przy tym gestykulując.

– Uczę się od najlepszych madame.

Ponownie wybuchnęły czystym, szczerym śmiechem.

 

 

^^^*^^^*^^^

 

 

Wernisaż powoli dobiegał końca i na całe szczęście, bo Suzan czuła już znużenie ciągłymi wywiadami oraz pozowaniem przed fotografami. Co prawda lubiła gdy jej ciało było uwieczniane, ale nie w taki sposób. Wolała raczej w pracowni, gdy nagą, pobudzoną pieszczotą wody skórę, odziewała w kreacje z farby i wtedy tańczyła przed aparatem. Atmosfera tłumu powoli ją przytłaczała, zwyczajnie była typem samotnika, co tłumaczyło, że pomimo nienagannej figury oraz typu urody, który przywodził na myśl słowa takie jak urocza oraz śliczna, w wieku dwudziestu dwóch lat, nie miała partnera.

Cała impreza zakończyła się wreszcie i zmęczona, choć szczęśliwa artystka, mogła wrócić na swoje zaciszne, ciasne poddasze. Jej obrazy pozostaną na wystawie jeszcze przez tydzień, do wglądu dla każdego, złaknionego piękna mieszkańca Warszawy. Później albo ktoś je zakupi, albo powrócą do jej pracowni, gdzie zrobi im zdjęcia i wystawi za mniejszą cenę na allegro. W końcu artysta nie samą sztuką żyje.

 

 

^^^*^^^*^^^

 

 

Wystawa okazała się na tyle popularna, że już drugiego dnia od jej rozpoczęcia, artystka otrzymała pierwsze zlecenie. Było dość kłopotliwe i z początku, czytając maila, próbowała odnaleźć ukryty sens, ale nigdzie go nie było. Całe zamówienie brzmiało „Obraz ma być mroczny.”

Dziewczyna stanęła przed białym płótnem i nerwowo postukując końcówką pędzelka o ząbki, zagryzające dolną wargę, mamrotała pod nosem.

– Co do ciężkiej zarazy znaczy, że ma być mroczny? Jak ja mam to zrobić? Namalować czarne tło i odesłać?

Olśnienie przyszło nagle i rozwiązanie okazało się tak oczywiste, że dziewczyna chciała uderzyć się otwartą ręką w czoło, ale z powodu wiaderka farby trzymanego w jednej, oraz pędzelka w drugiej, musiała zrezygnować z tego gestu. Zamiast tego szybko przygotowała sobie paletę, na której czarną farbę mieszała z różnymi kolorami, tworząc wiele odcieni czerni.

Ująwszy szeroki pędzel, przystosowany raczej do malowania ścian niż obrazów, zamoczyła go w gęstej niczym smoła, czarnej farbie i starannie pokryła nią biel płótna. Odczekała aż ta wyschnie i już po chwili, trzymając w każdej z dłoni po dwa pędzelki, niczym pałeczki do ryżu, nanosiła na płótno, linie o fantazyjnych kształtach. Wszystkie były czarne, różniły się tylko odcieniem. Na sam koniec umoczyła pędzel o nieco szerszym włosiu w fioletowej farbie i naniosła kilka, niedbałych, rozmazanych plam na swoje najnowsze dzieło.

– Voila – Powiedziała z odznaczającą się w głosie, wyraźną nutą przekornego samozadowolenia. – Jest mroczny jak jasna cholera.

 

 

^^^*^^^*^^^

 

 

Artystka była na etapie wykańczania ostatnich detali na obrazie, przedstawiającym szczupłego, smagłolicego anioła o czarnych, niby bezksiężycowa noc skrzydłach. Właśnie nanosiła ostatnie zmarszczki dookoła jego oczu, gdy dzwonek telefonu wyrwał ją z zamyślenia. Rzuciła przelotnie okiem na wyświetlacz i zdecydowała się odebrać tylko dlatego, że dzwonił właściciel galerii.

– Halo? Suzan z tej strony, coś się stało Tomku? – Rzuciła cicho do słuchawki.

– Nie uwierzysz – Jego głos był niezwykle podekscytowany. – Wykupiono całą twoją kolekcję i to za podwójną cenę!

Oczy dziewczyny rozszerzyły się ze zdziwienia niczym spodki i upuściła na podłogę ociekający, właśnie nabraną farbą pędzelek.

– Niemożliwe – wymamrotała z niedowierzaniem. – Przecież to dopiero piąty dzień wystawy. Oferty kupna miały spływać dopiero za dwa dni, po jej zamknięciu.

– I to jest najlepsze – tłumaczył zaaferowany mężczyzna. – Klient tak napalił się na twoje obrazy, że chciał je mieć od razu, na teraz. Dlatego właśnie zapłacił podwójną cenę bez mrugnięcia okiem. Jesteś teraz wolna?

Dziewczyna spojrzała na twarz malowanego anioła i stwierdziła, że jeżeli będzie kontynuować wykończenia w tej chwili, to zaciśnięta kreska ust, zamieniona zostanie na szeroki uśmiech, a to zdecydowanie popsuje efekt końcowy.

– Tak i to w sumie od ponad dwudziestu lat– Zagruchała żartobliwie, jednocześnie wplatając odrobinę kokieterii do swego głosu. – a co? Czyżbyś nagle doznał olśnienia i chciał się oświadczyć genialnej artystce Tomeczku?

Kierownik jej wystawy parskną, ale spoważniał natychmiast.

– Żarty na bok Suzan, musisz podejść do galerii i podpisać kilka dokumentów, albo nie będę mógł przelać pieniędzy na twoje konto. Wpadnij za kwadrans dwudziesta, ok?

– Dla ciebie wszystko skarbie, a teraz już kończę. Czuję nagłą potrzebę wydawania z siebie nieartykułowanych, dziewczęcych pisków i obdzwonienia rodziny oraz znajomych aby i im popiszczeć do słuchawki.

– No to, do wieczora Suz.

– Ty też się trzymaj.

Dziewczyna spoglądała jeszcze chwilę na gasnący z wolna ekranik komórki, a po chwili na jej usta wypłyną szeroki uśmiech, z oczu popłynęły łzy, a ona sama skacząc po całym poddaszu, piszczała niczym wniebowzięta nastolatka.

 

 

^^^*^^^*^^^

 

 

Euforia związana z tak wczesnym zakupem jej obrazów była olbrzymia. Myśli wciąż wirowały jej w głowie, tworząc kolorowe serpentyny bystrych strumieni. Nawet nudna, papierkowa robota, zdająca ciągnąć się przez długie godziny, nie mogła przygasić jej entuzjazmu. Co chwilę Tomek podsuwał jej jakiś dokument, pospiesznie zerkała na niego aby mieć pewność, że właśnie nie podpisuje jakiejś podejrzanej umowy, która związałaby ją na lata z galerią za marne grosze.

Wreszcie, tuż przed dwudziestą drugą, złożyła ostatni autograf. Tomek rzucił pospiesznie okiem na dokumenty i pokiwał głową.

– Dobrze, no to formalności mamy za sobą. Pieniądze wyślę przelewem jutro rano, więc wieczorem powinny być już na twoim koncie.

– Jezu – W głosie artystki nawet po tylu godzinach, wciąż brzmiało niedowierzanie. – Naprawdę zapłacił aż tyle? Niewiarygodne…

– Tak, tak, tak – Właściciel galerii machnął kilka razy ręką, nie patrząc nawet na artystkę. – Czasami spada z nieba jakiś nowobogacki i chce udekorować swoją nową willę, obrazkami w jego mniemaniu uchodzącymi za dzieła sztuki. Dostrzega je w pierwszej galerii, do której wejdzie, a już po chwili na stole leży czterdzieści tysięcy euro.

Suzan wykrzywiła się nieładnie.

– Trzydzieści sześć tysięcy – rzuciła z niechęcią. – Złodziejskie dziesięć procent idzie do kieszeni właściciela galerii, zapomniałeś?

Oderwał wzrok od dokumentów i uważnie przyjrzał się twarzy siedzącej za jego biurkiem malarki.

– Nie, nie zapominam. Może jednak to ty nie chcesz pamiętać, że poza mną, nikt inny nie chciał wystawić twoich obrazów?

Suzan nie wytrzymała.

– Zrobiłeś to tylko dlatego, że Anka dała ci dupy! – Ryknęła uderzając jednocześnie pięścią w stół. – Więc nie rób z siebie wielkiego zbawcy. Czytałeś artykuły o wernisażu? Zostałam dostrzeżona, zamówienia jedno po drugim sypią się na mnie w takim tempie, że za rok sama będę mogła kupić taką galeryjkę jak twoja.

Zaskoczony Tomek rozdziawił usta, ale artystka nie dała mu czasu aby mógł pozbierać myśli.

– Nie myśl więc sobie – Wysyczała bardziej niż powiedziała. – że zrobisz na mnie jakiekolwiek wrażenie. To, iż jesteś idiotą z kompleksem niespełnionego artysty oraz małego fiuta, nie daje ci prawa aby próbować patrzeć na innych z góry.

Mężczyźnie zaświtało coś w głowie i uśmiechną się krzywo. Suzan bardzo się ten uśmiech nie spodobał.

– Ach tak – rzucił znudzonym głosem. – A czy pani wielka artystka wie, że chociaż zgarnęła podwójną kwotę za pełną wystawę, to jeden obraz nie został tak naprawdę zakupiony?

Brwi malarki powędrowały do góry ze zdziwienia, ale nic nie powiedziała.

– Otóż wiedz, że klient nie zdecydował się zakupić jedynie twojego autoportretu, stwierdziwszy, że oczy osoby na nim namalowanej są puste i pozbawione życia oraz duszy, a on na ścianie trupa wieszać nie będzie.

– Łżesz – Wychrypiała, choć w jej głosie nie było zbyt wiele pewności.

– Doprawdy? – Paskudny uśmiech Tomka poszerzał się. – W takim razie zapraszam za mną.

Wyszli z jego gabinetu i niespiesznie, pragnąc przeciągać tę chwilę, zaprowadził ją do miejsca niedawnej wystawy. Zatrzymał się pomiędzy dwiema z wielu kolumn i wskazał malarce jedyny, wiszący tutaj obraz.

– Proszę bardzo, oto i twoja wielka sztuka. Hmm, jak się ten obraz nazywał? A tak „Iskra namiętności”, a może lepiej zmienić nazwę na „Pozory życia” lub „Artystka niemal żywa”, co o tym sądzisz Suzi?

Nie spodziewał się, że w tak smukłej, stworzonej do malowania dłoni, może być aż tyle siły. Pod wpływem siarczystego policzka, głowa Tomka odskoczyła na bok, a on sam zachwiał się i runą na marmurową posadzkę. W jego oczach przelewał się bezkresny ocean niedowierzania gdy siedział oparty o ścianę, jedną ręką masując obolały policzek, a drugą trzymając w pogotowiu gdyby artystka chciała dokonać ponownego ataku. Ona stała jedynie nad nim, cała czerwona na twarzy. Sapała tylko groźnie, a jej drobne, dziewczęce piersi falowały pod materiałem luźnej podkoszulki.

– Jesteś świnią – Wycedziła przez zęby. – Nie, wybaczcie mi świnie za tę obelgę. Ty jesteś zwyczajnym, pospolitym skurwysynem. Popatrz jaki jesteś żałosny, zgodziłeś się wystawić moje prace, choć wcale ci się nie podobały, a w zamian za co? Za noc z najbardziej puszczalską dziewczyną jaką znam, nie będącej przy tym zwykłą kurwą? Popatrz jak nisko upadłeś, a dopiero później krytykuj innych.

Odskoczył na bok, gdy wściekła dziewczyna ruszyła w jego stronę, ale ona zdjęła tylko obraz ze ściany i tuląc go do siebie niczym matka ukochane dziecko, odwróciła się na pięcie, odchodząc pospiesznym krokiem.

Tomek siedział na zimnej posadzce jeszcze długo po tym, gdy odgłos kroków kobiety ucichł na dobre.

 

 

^^^*^^^*^^^

 

 

Suzan była wściekła. Odrzucenie jej obrazu, było niczym splunięcie w twarz i nie mogła pozbyć się tego uczucia, od czasu wizyty w galerii. Teraz malowała ostrymi, gwałtownymi pociągnięciami pędzla, kolejny autoportret z żywszą mimiką. Główną uwagę przykładała do tego, aby nadać oczom wewnętrzny blask. Gdy wreszcie była przekonana, że osiągnęła zamierzony efekt, ustawiła oba portrety obok siebie i zrobiła im zdjęcie.

Wyciągnęła z pod łóżka laptop i do lekko chwiejącego się gniazdka, podłączyła ładowarkę. Szybko zalogowała się na deviantarta i wybiórczo przeczytała kilka komentarzy, dodanych pod zdjęciami z „wężowej” sesji. Mimowolnie, uśmiech pojawił się na jej twarzy gdy jej oczy odnajdywały słowa pełne uznania i podziwu dla tego co tworzyła.

Zeskanowała zdjęcie autoportretów i zamieściła je na serwisie. Teraz wystarczy tylko poczekać, jak ludzie przyjmą jej najnowszą pracę i będzie mogła zapomnieć o niedawnej krytyce.

Pierwszy komentarz pojawił się zaledwie po kilku minutach. Czytając go artystka, poczuła jakby jej serce zatrzymało się na chwilę, a w głowie, świat zawirował jej niczym nazbyt prędka karuzela, z której natychmiast chciała wysiąść.

Komentarz został dodany przez użytkownika o nicku G. i brzmiał następująco.

 

„Nie wiem po co umieszczać takie śmieci na deviantarcie. Co autorka chce nam przekazać? Spełnienie marzeń każdego nekrofila? Na lewym obrazie widzę trupa, a na prawym zaś, zwłoki, które ktoś na siłę próbuje przyoblec w pozory życia. Jeszcze raz pytam, jaki jest sens pokazywania tego w internecie? Na miejscu wątpliwej artystki, spaliłbym oryginały, a zdjęcie usuną z serwisu jak najszybciej, zanim wywoła masową falę obrzydzenia u odbiorców.”

Tym razem już nie czuła się tylko opluta, ale również spoliczkowana i skopana. Najgorsze było jednak to, że gdy wypowiedział się jeden troll internetowy, za chwilę zleciało się całe ich stado, by porównywać nie tylko owe nieszczęsne portrety, ale i inne jej prace do umarlaków. Nie czuła się tak upokorzona jeszcze nigdy, ale w głębi serca, narastała zimna determinacja.

– Dobrze sukinsyny – warknęła pod nosem. – Ja wam jeszcze wszystkim, kurwa pokażę.

 

 

^^^*^^^*^^^

 

 

Powiedzieć, że malarka popadła w obsesję, byłoby nazbyt lekkim stwierdzeniem. Przez dwa tygodnie, jedyne czym się zajmowała to malowanie własnych autoportretów, gdzie jej twarz przedstawiała najróżniejsze oraz najbardziej skrajne emocje. Zaniedbała sen, przestała odżywiać się regularnie, a blond włosy pociemniały od zlepiającej je farby i brudu.

Umieszczała wciąż i wciąż nowe zdjęcia obrazów na stronie, ale trolle rozgościły się tam na dobre i każdą pracę krytykowały bezlitośnie. Nieliczni użytkownicy serwisu, którzy bronili autorki, również stali się obiektem ataku słownego i musieli ustąpić pod naporem nieustannego potoku obelg.

W końcu Suzan nie wytrzymała, cisnęła w kąt pędzelki i farby, padła na łóżko i gapiła się tępo w sufit. Gdy zadzwonił telefon, odebrała go odruchowo, nie sprawdzając nawet kto dzwoni.

– Halo? – Rzuciła apatycznie do słuchawki. – Kto mówi?

– Suzan? Coś się stało? – W głosie Anki, słychać było szczere zaniepokojenie. – Nie odzywałaś się od ponad dwóch tygodni i zaczęłam się martwić.

Dziewczyna opowiedziała przyjaciółce o rozmowie z Tomkiem, pominęła jednak fakt nazwania przyjaciółki puszczalską. Podzieliła się z nią również ostatnimi wydarzeniami, oraz tymi komentarzami trolli, które najbardziej zapadły jej w pamięć.

Po dłuższej chwili ciszy, jaka zajęła rudowłosej na przetrawienie nowych informacji, zdecydowała się zagrać Va Banque.

– Posłuchaj mnie Suz, tylko proszę, nie zrozum mnie źle. Może faktycznie coś w tym jest? Popatrz na siebie, nigdy nie byłaś w związku, nie opuszczasz prawie pracowni i nie poznajesz nowych ludzi. Powinnaś wyjść z ciemnicy, rozejrzeć się po świecie i poczuć smak prawdziwego życia. Jestem przekonana, że wtedy twoje prace również nim przesiąkną.

– No nie wiem – Artystka nie była przekonana. – Sądzisz, że to mogłoby mi pomóc?

– Jestem tego pewna! Słuchaj, jutro jest impreza u moich znajomych. Wpadnę po ciebie o osiemnastej i pojedziemy tam razem.

– Ale…

– Nie! – Przerwała jej Anka. – Nie będę słuchać żadnych „ale”. Masz się wyszykować i pójdziemy razem potańczyć. Odprężysz się trochę i zapomnisz o tym co te dzieci neostrady powypisywały pod twoimi pracami. Widzimy się jutro, trzymaj się mała.

Suzan chciała jeszcze coś powiedzieć, ale przyjaciółka już się rozłączyła. Może nie będzie tak źle? W sumie Anka była jej jedyna przyjaciółką i wypadałoby od czasu do czasu zastosować do jej porad. Wyjdzie, wypije parę piw i powygina się na parkiecie, a po wszystkim wróci na swoje małe, ciasne poddasze i z nową energią zacznie malować kolejne obrazy.

Uśmiechnęła się delikatnie wtulając twarz w poduszkę. Jednak ta rudowłosa lisica, czasami potrafi być kochana i pomyśleć o czymś więcej niż czubek własnego nosa.

 

 

^^^*^^^*^^^

 

 

Anka sapnęła tylko, ale bardziej dla zasady niż konieczności. W sumie nie miała się do czego przyczepić, bo jej przyjaciółka ubrała się odpowiednio na taką domową imprezę. Czerwona koszulka z napisem „Naughty Girl” oraz jeansowe spodnie, z wytartymi dziurami na kolanach i tuż pod pośladkami, sprawiały, że Suzan cieszyła się nie małym zainteresowaniem chłopaków goszczących na imprezie. Najbardziej zdziwił ją fakt założenia przez przyjaciółkę trampek, bo do tej pory była święcie przekonana o tym, iż posiada ona tylko te cholerne glany.

Teraz bawiła się w najlepsze tańcząc na parkiecie i niby od niechcenia, ocierając się w tańcu o jednego z przystojniejszych chłopaków. Dobrze, pomyślała Anka, baw się póki możesz kochanie, bo za chwilę to ja się zabawię i to na całego.

 

 

^^^*^^^*^^^

 

 

Wszystko działo się jak przez sen. Ostatnią czystą i niezmąconą przez gęstą mgłę myślą, była chwila gdy Ania wręczyła jej kolejne piwo i poklepała po ramieniu.

Później był ciemny, ciasny pokój i kilku półnagich karków, o mięśniach wyrobionych przy pomocy sterydów. Pamięta jak przyjaciółka spojrzała na nią i z krzywym uśmiechem powiedziała.

– Więc według ciebie jestem po prostu puszczalską dziwką? Dobrze, skoro ty zrobiłaś ze mnie kurwę, to ja zabawię się w alfonsa. – Wzięła coś od jednego z dresów, chyba banknot. – Miłej zabawy panowie, macie towar z najwyższej półki.

Wyszła i zostawiła ją samą. Nie, nie samą, byli tu jeszcze oni, skryci w półmroku. Trzech, a może czterech? Chciała się podnieść, wyjść stąd, ale nogi i ręce były jak z waty, a głowa dla odmiany ciążyła niczym kula odlana z ołowiu. Rozbierali ją pospiesznie. Czuła smród stęchłego potu, wymieszanego z ostrą wonią alkoholu. Toporne, niedelikatne paluchy ugniatały jej drobne piersi, ściskały boleśnie różowe sutki. Czuła jak ocierają o jej uda i brzuch nabrzmiałe, żylaste penisy. Do ust wpychali naprzemiennie to języki, to cuchnące moczem kutasy. Chciała się bronić, ale nie miała nawet dość sił aby zacisnąć szczęki, jedyne co mogła zrobić to leżeć i pozwolić spływać łzom po policzkach. Ból rozdarł ją na pół gdy ktoś brutalnie wszedł w jej ciasną, suchą pochwę. Krzyk stłumiło wepchnięte w gardło prącie, którym się krztusiła.

W końcu ciemność opadła jej wszystkie zmysły i straciła przytomność. Wybudzała się z niej kilka razy, ale były to przebłyski niczym ze snu kogoś innego. Przecież to nie mogło się dziać z nią i jej zadbanym, delikatnym ciałem artystki.

Gwałcili ją brutalnie, po kilku na raz. Z powodu ciągłych utrat przytomności, nie mogła stwierdzić ile to wszystko trwało. Minuty? Godziny? Z perspektywy Suzan to był trwający całą wieczność koszmar, z którego nie mogła się ocknąć bez względu na to, jak usilnie tego pragnęła.

Obudziła się całkiem przytomna, z potwornym bólem głowy. Leżała nago, rozciągnięta na kocu, niedbale ciśniętym na podłogę. Całe jej ciało lepkie było od potu i męskiego nasienia, którego intensywny odór sprawiał, że robiło jej się niedobrze. Włosy lepiły jej się do twarzy, a z zaczerwienionej i poobcieranej pochwy, na pośladki wyciekała stygnąca sperma, wymieszana z krzepnącą powoli krwią, stanowiącą świadectwo jej utraconego dziewictwa. Chciało jej się płakać, ale nawet na to nie miała sił. Jej ramionami zatrzęsły się konwulsje, a z gardła wyrwał się suchy, podobny do kaszlu szloch.

Długie minuty trwało nim oparła się na łokciach i powoli przekręciła na brzuch, żeby móc znaleźć oparcie kolanami. Szarpnęła głową i zwymiotowała obficie na wymięty, poplamiony już wcześniej koc. Opróżnienie żołądka przyniosło ulgę, ale wysiłek z tym związany, był zbyt wielki, więc ponownie straciła przytomność, wpadając twarzą we własne rzygowiny.

 

 

^^^*^^^*^^^

 

 

Suzan od kilku dni nie wychodziła z poddasza, a ściślej mówiąc, większość czasu spędzała siedząc apatycznie na łóżku i kiwając się niczym autystyczne dziecko. Upokorzono ją, zdeptano i skalano. Czuła się brudna i żaden prysznic, nieważne jak długi by on nie był, nie pomagał. Z imprezy przywiózł ją chłopak, którego imienia nawet nie pamiętała. Wcześniej znalazł ją zwiniętą na kocu, wypraną z wszelkich sił. Umył i ubrał w jakieś czyste cichy. Byłaby mu za to wdzięczna, ale wszystko jej zobojętniało do tego stopnia, że zaprzestała nawet malowania. Już nie żyła, egzystowała tylko.

Po raz pierwszy od rozmowy z Anką, zdecydowała się włączyć komputer. Na jej skrzynce mailowej była nowa wiadomość od byłej przyjaciółki.

 

„Podobała się zabawa, moja ty trupia artystko? Jak to jest w jedną noc z dziewicy stać się pospolitą kurwą?

Pozdrawiam serdecznie

G. lub Anka, jak wolisz”

 

Ponadto do maila dołączony był link przekierowujący na jakąś stronę internetową. Suzan czekała beznamiętnie aż witryna się załaduje. Pojawił się film, tandetny pornos, w którym czterech napakowanych typków, pieprzy jakąś blondynkę na wszelkie możliwe sposoby. Zimny pot oblał jej plecy gdy zorientowała się, że to ona jest ową rżniętą dziewczyną. Nagranie trwało około godziny i miało już ponad osiem tysięcy wyświetleń.

Wtedy coś pękło w Suzan, przekroczyła granicę bez powrotu. Jej poczytalność rozsypała się, a jej samej znowu zaczęło zależeć.

Wstała powoli z łóżka i skierowała się pod prysznic, aby zmyć z siebie kilkudniowy bród i wypłukać ponure myśli. Tym razem to pomogło, już nie myślała o gwałcie, o tym upodleniu, bo przecież co to mogło ją obchodzić? Teraz stworzy swoje idealne arcydzieło, autoportret tak pełen życia, że nikt nie będzie mógł pojąć tego przy pomocy tylko pięciu zmysłów. Przecież rozwiązanie problemu było tak blisko przez ten cały czas. Krew to życie, w niej tkwi istota duszy, a teraz trzeba tylko sprawić żeby inni zobaczyli to, co ona ujrzała wewnątrz swojej głowy.

Wzięła ostry nóż kuchenny i stanęła naprzeciwko jednej ze ścian mieszkania. Rozejrzała się dookoła i uśmiechnęła delikatnie do swoich twarzy, które to spoglądały na nią z kilkunastu autoportretów niczym maski, stworzone by przez wieki ukazywać tylko jedną emocję.

Mieli rację, pomyślała artystka, one są takie martwe. To przecież tylko bezduszne trupy. Udają, że żyją, a tak naprawdę są puste w środku, ale jej najpiękniejsze arcydzieło, będzie inne.

Powoli podcięła sobie jeden, później drugi nadgarstek, odrzuciła zbędny nóż na bok i uśmiechając się spoglądała wciąż na ścianę. Pozwoliła aby gorąca krew, spływała po wnętrzu dłoni, barwiąc wszystkie jej dziesięć palców, szkarłatną farbą życia.

– Oto rodzi się sztuka – Wypowiedziała z namaszczeniem artystka. – Oddaję wam mą duszę muzy, a w zamian wy dajcie życie mojemu dziełu!

Rozpoczął się jej ostatni, najpiękniejszy z wszelkich tańców, gdy dziesięć palczastych pędzli kreśliło czerwone linie na ścianie. Suzan tworzyła swój ostatni autoportret. Choć z minuty na minutę, upływ krwi osłabiał ją i spychał świadomość w stronę niebytu, to do ostatniej chwili była pewna, że kto raz ujrzy jej arcydzieło, nie zapomni go już nigdy.

 

 

^^^*^^^*^^^

 

 

Ankę dręczyły wyrzuty sumienia. To co zrobiła, było niewybaczalne i doskonale zdawała sobie sprawę, że musi przeprosić. To nic nie zmieni, bo tego grzechu nie da się zmazać, a krzywda nie zostanie naprawiona. Ale Suzan zawsze była jej przyjaciółką i zrobi wszystko żeby pomóc jej się podnieść po świństwie, które jej zrobiła.

– Faktycznie – mruknęła do siebie pod nosem. – Jestem zwykłą szmatą… kurwa.

Dwa radiowozy zaparkowane przed bramą, nie zaniepokoiły rudowłosej dziewczyny, weszła do klatki w kamienicy i ruszyła po schodach na górę. Usłyszała jakąś rozmowę dochodzące z poddasza i ostatnie dwie kondygnacje pokonała biegiem. Drażniący, piskliwy głos w jej głowie krzyczał, że coś jest cholernie nie w porządku.

Przed otwartymi drzwiami, do mieszkania Suzan, stało dwóch policjantów w odblaskowych kamizelkach. Rzuciła się na przód, a ci zgodnie, niczym bliźniaki jednojajowe, złapali ją za ramiona.

– Tam nie wolno wchodzić – rzucił jeden, głosem wskazującym na znudzenie rutyną pracy.

– Jestem jej siostrą do cholery! – W przypływie emocji zełgała odruchowo. – Wpuśćcie mnie natychmiast!

Obaj mundurowi popatrzyli po sobie i zgodnie kiwnęli głowami. Pozbawiona uścisku ich silnych dłoni, Anka wpadła do środka ciasnego poddasza i nagle coś złapało ją kościstymi, zimnymi niczym lód palcami, ścisnęło gardło i rzuciło ją na kolana. Łzy popłynęły z oczu, a szloch wyrwał się ze ściśniętego zgrozą gardła. Poddasze przeistoczyło się w swego rodzaju grobowiec. W stronę jednej ze ścian, skierowane było niemal dwadzieścia portretów blondwłosej malarki, a pod nią spoczywały jej własne nagie, blade niczym płótno zwłoki. Zielone oczy Suzan, zawsze błyszczące i roześmiane, teraz były szkliste, matowe, po prostu martwe. Wzdłuż tułowia leżały bezwładne ręce. Przeguby i dłonie cała były we krwi, a dookoła nich, na podłodze wykwitły niewielkie, ciemnobrązowe aureole zakrzepów. Na sinych ustach, malował się jednak triumfalny uśmiech samozadowolenia.

Dookoła klęczącej dziewczyny, kręciło się kilku policiantów, którzy wyglądali na znudzonych, zobojętniałych wręcz. Nie zwracali uwagi na rudowłosą dziewczynę, a dla niej byli jedynie rozmazanymi, przesłaniającymi widok plamami.

Anna powoli uniosła głowę i omal nie zakrztusiła się powietrzem. Ze ściany, spoglądała na nią szkarłatna, pogodnie uśmiechnięta twarz Suzan. Każdy, najdrobniejszy nawet szczegół był oddany tak dokładnie, że w pierwszej chwili zadać się mogło, iż jest to zdjęcie wyświetlone na dużym, czerwonym ekranie. Najbardziej fascynujące były oczy, tak pełne życia i energii, że w każdej chwili mogły zacząć rozglądać się po mieszkaniu.

Drzwi prowadzące na poddasze zatrzasnęły się z hukiem. Zdezorientowana dziewczyna, rozejrzała się pospiesznie dookoła. Była całkowicie sama, a za oknem widziała tylko ciemność nocy, choć gdy szła tutaj, było ledwie południe. Nagle dreszcz przeszedł ją po plecach wzdłuż kręgosłupa i targana niepokojącym przeczuciem, spojrzała na krwawe malowidło. Twarz wykrzywiona była teraz w maskę nienawiści, a te piękne, pełne życia oczy, przewiercały przerażoną dziewczynę na wylot.

Głos artystki zadźwięczał nagle i niespodziewanie, brzmiał niemal jak za życia, ale towarzyszył mu obrzydliwy bulgot, jak gdyby dobywał się z pod powierzchni wody.

– A CZY TERAZ, JESTEM DLA CIEBIE DOŚĆ ŻYWA?!

Anka wytrzeszczyła oczy i złapała się za pierś, czuła niesamowity uścisk w klatce piersiowej, a przed oczyma zatańczyły jej czerwone plamy. Zakaszlała sucho i splunęła na podłogę krwią. Myśli stawały się coraz powolniejsze i miała wrażenie. że ziemia rozstępuje się pod nią. Myślała, iż oszalała, nie wytrzymała i po prostu traciła właśnie zmysły. Teraz straci przytomność, a gdy się obudzi będzie już w psychiatryku. Gdzie resztę życia spędzi jako kiwające się i rozglądające z przestrachem, pół-warzywo. Jednak nie było aż tak źle, ona po prostu umierała, a po drugiej stronie lepiącej się do zmysłów ciemności, już ktoś na nią czekał. W jej stronę wyciągała swe szpony, roześmiana upiorzyca, zwana niegdyś Suzan.

Koniec

Komentarze

Shagarot napisał: (...) gdyż artystka jest inspirowana moją znajomą, (...).

Artystka czy postać artystki? Inspirowana znajomą?

Shagarot napisał: Malarka zatrzymała się na dłużej przy jednym ze swych malowideł, które ustawione zostało przed jedynym na całym poddaszu, okrągłym okienkiem. Przez zabrudzoną szybkę, wpadały właśnie ostatnie promienie gasnącego dnia, barwiąc twarz młodej dziewczyny na delikatny pomarańcz.

Jakoś nie chce mi się wierzyć, że ktokolwiek może malować przy takim oświetleniu. Atelier z jednym małym, brudnym okienkiem?

 

Nie wiem, czy świadomie, czy przypadkowo podsuwasz czytelnikom inne, mylące tropy: Suzan pokrywa całe ciało malunkami węży i fotografuje się na tle obrazu amazońskiej dżungli. Przyznasz chyba, że to silna sugestia? Jeśli celowa — tym lepiej. Kontrastuje z (prawie) realistycznym zakończeniem.

Niedopracowana końcówka. Policja, śledztwo — kto wezwał policję, dlaczego Anka została sama — nie wszystko trzeba wykładać na tacę, ale dwa, trzy słówka podpowiedzi mogłyby się przydać. Dlatego, że Twoje opowiadanie trudno nazwać fantastyką. Zawał serca i przedśmiertne majaczenia też pasują...

Miejscami lekko przesadzasz w opisach. Dłużą się. Interpunkcja kuleje... Uwaga na zaimki względne — nie zacytuję, ale minimum jedną poważną wpadkę zaliczyłeś.

Nie jest źle, jest nawet dobrze. Moim zdaniem, oczywiście. Minimum domniemanej fantastyczności, która wystarczająco intryguje, dość ładny i sprawny język, postaci wiarygodne — seria tekstów „treningowych” i powinno być OK.

Dopracować. Przemyśleć. Poskaracać. Może wyjdzie fajne.
Pozdrawiam.

Bardzo dobra praca!

Nowa Fantastyka