- Opowiadanie: Enkidu - SNC

SNC

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

SNC

Miała długie, czarne włosy. Smukłą sylwetkę i czarne oczy. Była piękną kobietą. Wiatr wiejący od morza unosił jej włosy. Miała na sobie tylko lekką niebieską sukienkę i sandały. Było ciepło. Stała na klifie zwrócona w stronę morza, ale głowę miała odwróconą w moją stronę. Uśmiechała się. Tak ją zapamiętałem…

Pustynia od zawsze towarzyszyła mojemu życiu. Pokochałem ją. Ją i ruiny wśród których bawiliśmy się z kolegami. Oni założyli rodziny, dochowali się dzieci i wnuków, ja zagubiłem się w czasie. Nie wiedziałem czy to dar czy przekleństwo dopóki nie usłyszałem szumu morza i nie zobaczyłem błękitnych fal uderzającego o żółty piasek. Moi rówieśnicy znali tylko szare morze i czarny piasek. Urodziłem się czterdzieści siedem lat po wojnie. Do piętnastego roku życia byłem normalnym chłopcem. Ale potem zaczęło się.

Nie będę narzekał. Dzięki temu poznałem przedwojenny świat, wiedzę i ludzi. To oni zdefiniowali moją chorobę. SNC czyli syndrom niestabilności czasowej. Czyli niezależne od mojej woli przemieszczanie się w czasie. W jednej chwili idę ścieżką do wioski, robię krok, a następny robię już na nowojorskiej ulicy sześćdziesiąt lat wcześniej. Ulica zatłoczona, pełna ludzi, którzy mnie potrącają. Ja w swoim workowatym ubraniu ze szmat sprawiam wrażenie bezdomnego. Nie pamiętam ile czasu zajęło mi nauczenie się żyć. Praca, jakaś stabilizacja, a potem niespodziewanie znowu przenoszę się w czas gdy moi rodzice są małymi dziećmi. Przychodę do wioski, ubrany w garnitur, mając w kieszeni klucze od samochodu, komórkę, parę drobnych. Teczkę z którą szedłem do pracy. Ludzie patrzą na mnie jak na dziwoląga. Boją się podejść. Tam skąd przyszedłem byłem niezauważalny. Tu jestem niczym Bóg. Już wiem, że zostanę tu jakiś czas. Dopiero po kilku takich skokach zacząłem nosić ze sobą tzw. zestaw podróżnika. Zawsze scyzoryk, zawsze zapałki, broń, leki, plecak i wojskowe buty. Jakieś żarcie w plecaku. Ciągły podróżny. Zacząłem się zastanawiać dlaczego ja gdy czas rozłączył mnie z nią. Umierałem, przeklinałem dzień swoich narodzin. Czas mi ją odebrał. Jednak nic nie dzieje się bez przyczyny.

Dopiero mały Ben, któremu uratowałem życie uświadomił mi coś. Nie żyłem dla siebie. Nie cierpiałem po to by od tak sobie cierpieć. W jednej chwili widziałem ją na plaży a w drugiej słyszałem jak za mną obsuwają się kamienie. Stałem na jakiejś ścieżce w górach. Słońce paliło jak diabli.

Można to porównać do wypadku. Gdy w jednej sekundzie ukochana osoba…

Ocknąłem się pod wieczór, słysząc głos dziecka. Odnalazłem je i zająłem się nim. Jego rodzice… nieważne, krew była wszędzie. Jego płacz pozwolił mi nie myśleć. Nawet sporo czasu spędziliśmy razem. Potem znowu mnie wywiało.

Moje życie to podróż. Zdałem sobie sprawę, że nigdzie na dłużej nie zagrzeję miejsca. Nie żyję dla siebie. Żyję dla tych których spotkam po drodze. Nigdy nie założę rodziny, nie zestarzeję się przy ukochanej kobiecie. Ale podróżuję razem z dziadkiem Czasem. Jestem jego ulubieńcem. On zabiera mnie by coś pokazać, albo komuś pomóc. Nigdy do mnie nie mówi. Pokazuje, a ja sam wyciągam wnioski. Czas, mój niemy nauczyciel.

Najbardziej lubię błękitne morze. Nieskończone jak on…

Koniec

Komentarze

Spróbuj zamienić w tym tekście ile się da na dialog. Dorób dekoracje. A potem się zoabczy. Pozdrawiam.

Ładne, acz cholernie deprymujące opowiadanie. Ciekawy pomysł z tym syndromem, ale niedopracowany mi się wydaje. Problem z podróżami w czasie jest taki, że prowadzą do najróżniejszych paradoksów. Czy podróże głównego bohatera nie doprowadziłyby czasem do zmiany przyszłości? "To oni zdefiniowali moją chorobę." - czy mam rozumieć, że dostał konkretną diagnozę? Na jakiej podstawie ją dostał w takim razie? Gdyby przyszedł do mnie jakiś delikwent i powiedział, że przemieszcza się wczasie, to bym go wysłała do psychiatryka. Gdyby zniknął po kilku dniach, to może bym mu uwierzyła, ale za Chiny Ludowe bym już nie mogła go zbadać, ani tym bardziej powiedzieć, co mu jest. Gdyby takich ludzi było więcej, to podejżewam, że świat stanąłby na głowie i dobiegł końca bardzo szybko, skoro ludzie pojawialiby się i znikali w różnych momentach od tak, bez konkretnego schematu. To taka ciekawa rzecz, którą przeczytałam w książce "Wideo z Jezusem" - podróże w czasie nie zostały wynalezione i nie są możliwe, w przeciwnym razie czas obecny zawalony byłby czasowymi turystami. Szczerze mówiąc polecam tą książkę, jeżeli interesują Cię tego typu tematy i zamierzasz coś jeszcze pisać o podróżach w czasie. Bardzo ładnie jest to wszystko tam wyjaśnione, po za tym historia jest też ogólnie bardzo ciekawa.

Dziękuję. To taki pomysł do rozwinięcia i i mam nadzieję, że jak to zrobię znajdą się tam wszystki odpowiedzi na Twoje pytania. Ale nie zgadzam się że podróże w czasie nie są możliwe. Tego nie wiemy na 100%. Najważniejsze to przesłanie tej opowieści. Nie patrzenie na to co się traci, lecz co zyskuje. No i wątek miłości.

Klimatyczne prace;) Gratuluje talentu. Można wiedzieć na jakim programie rysujesz? bo ja na razie testuje Corel Paniter 11, i jestem średnio zadowolony, choć nie jest zły.

Nowa Fantastyka