- Opowiadanie: rid27 - Druga Apokalipsa

Druga Apokalipsa

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Druga Apokalipsa

21:35, Lublin – okolice

 

– Tak, słuchaj. To dobry łowca. Jest bystry, sprytny i dużo wie. – młody mężczyzna rozmawiający przed telefon wyglądał na poddenerwowanego. Chodził w kółko po swoim mały, drewnianym domku. – Tak, dałem mu informacje, sam się z tobą skontaktuje. Zaraz powinni się pojawić, nie ma odwrotu. Przestań! Nie powstrzymamy już tego. – nagle w oknie mężczyzna zauważył czarny dym szybko przelatujący kilka metrów za jego domem. Zatrzymał się, stał bez ruchu i patrzył na panoramę Lublina. – Już są. – powiedział mężczyzna, wciąż stojąc bez ruchu – Żegnaj. – rozłączył się, a komórkę wypuścił z rąk, jakby zapomniał że trzyma w niej cokolwiek. Usłyszał pukanie do drzwi, wciąż stał, pukanie nie nasilało się. Po chwili ktoś otworzył drzwi. Był to wysoki mężczyzna w garniturze, a towarzyszyła mu kobieta w stroju bizneswomen.

 

– Musieliście opętać jakiś bezbronnych ludzi? Jeśli chcecie mnie mieć to opuśćcie ich ciała.

 

– Nie taka była umowa. – odpowiedział opętany mężczyzna

 

– W umowie nie było nic o cywilach. – odpowiedział zdenerwowany chłopak – Zostawcie ich, weźcie mnie.

 

– Teraz umowy nie zmieniamy, panie K. – po tych słowach opętany człowiek podszedł do mężczyzny, złapał go za ramię, a niejaki pan K. padł na ziemię, bez duszy.

 

 

 

Czas – brak, miejsce – brak

 

Marek stał pomiędzy dwoma światami, pomiędzy łąką i żużlem. Wciąż patrzył na obydwie strony, myślał. Na łące stała jego rodzina, a na żużlu żniwiarz. Nagle obok Marka pojawił się jego zmarły pradziadek.

– Pomyśl. – powiedział – Co jest lepsze? Świat bez problemów, świat, gdzie nie ma zła, nie ma śmierci, nie ma demonów, nie ma apokalipsy. – staruszek wskazał ręką na letnią polanę – Czy świat, gdzie rządzi pieniądz. Miejsce gdzie wszędzie panuje śmierć, smutek, zło w czystej postaci?

Wahania nie miały końca, Marek stał i stał. Wciąz patrzył się na obie strony, uśmiechnął się i poruszył nogę delikatnie w strone polany. Nagle usłyszał krzyk w swojej głowie, krzyk swojej siostry. Zamknął oczy i zrozumiał co się dzieje. Dom… czarodzieje… iluzja… Otworzył oczy z przerażeniem.

– Wybieram świat realny. – młodzieniec ruszył w strone żniwiarza. Śmierć czekała już na niego, złapała go za głowe, twarz chłopaka zaczęła się robić blada, pojawiały się żyły na policzkach, a jego oczy zapełniły się białością. Nagle otrząsnął się, był w małym mieszkaniu na przedmieściach, związany razem ze swoją siostrą, siedzieli na podłodze. Obok nich stała dwójka ludzi, małżeństwo. Mieli koło pięćdziesiątki, mężczyzna stał uśmiechnięty ze skórzaną księgą w ręce. Gdy zobaczył że się wybudził, zatrzymał wzrok na chłopaku.

– Przełamałeś zaklęcie. Ty mały draniu! – spojrzał złowrogo

– Widzisz, nie dość że potrafię przełamać czyjeś zaklęcie to potrafię je także blokować. – Powiedział z uśmiechem na twarzy. W ręce trzymał mały medalik. Tuż po wybudzeniu zaczął odprawiać rytułał blokowania magii. – Nic więcej nie zrobicie, jesteście żałośni, ile wogóle paracie się z magią? Kilka miesięcy?

– W takim razie zrobimy to po staremu – kobieta wyjęła z szuflady nóż myśliwski, wydawał się ostry. Rodzeństwo przez chwile pomyślało że to koniec, na szczęście nagle ktoś wywarzył drzwi, a do pokoju wbiegło kilku policjantów. Zaczęli krzyczeć, ale młodzieniec ich nie słuchał, był skupiony na znakach, na księdze, którą trzymał mężczyzna. Po całej akcji młodzieniec wracał do domu, miał uśmiech na twarzy. Nie dlatego że ludzie, którzy wynajmowali jego rodzinie mieszkanie właśnie idą za kratki, tylko dlatego że przełamał zaklęcie, był z siebie dumny. Przełamanie iluzji to coś trudnego, oczywiście nie tak trudnego, jak złamanie klątwy. Trzeba mieć na prawde mocną siłę woli, by przezwyciężyć iluzję, zaczął widzieć plusy bycia wybrańcem. Jego uśmiech szybko zbladł. Wracając do domu radiowozem, patrzył się na szare budynki, na rutyne, do której musiał wrócić. Mijał kościół, patrzył się na krzyż, wciąż myślał o tym samym. Sięgał myślami tak głęboko że nie zauważył ściany kościoła, która leciała prosto na radiowóz, którym jechali.

Otworzył oczy, nie czuł nóg, dotykał, uderzał w nie, nic. Nagle przygniecione drzwi zostały wyrwane i dwie osoby wyciągnęły Marka ze zniszczonego radiowozu. Zobaczył że ludzie, którzy go wyciągali to zwyczajni przechodnie. Mówili do niego, pytali się o wiele rzeczy, ale jedyne co słyszał to pisk. Delikatnie obrócił głowe w strone kościoła i zobaczył coś niesamowitego. Stworzenie, pół człowiek, pół byk, coś co przypominało minotaura. Miało to koło 3 metrów wysokości, i mięśnie wielkości ludzkiej głowy na szerokość. To stworzenie niszczyło wszystko dookoła, cały kościół był w ruinie, policjant, który wiózł Marka i jego siostre strzelał do tej istoty, ale na marne. Marek pomyślał o swojej siostrze, zerwał się szybko, i podszedł do radiowozu gdzie wyciągali Magde. Gdy zobaczył że nic jej nie jest, coś przyszło mu do głowy. Spojrzał się na swoje nogi, jego paraliż minął od tak. Podniósł znowu głowę do góry i spojrzał na dziwnego stwora, który szedł prosto na Marka. "Tu mam zginąć?" zapytał sam siebie. Nagle znikąd wyjechał samochód, bardzo szybko, trącą istote. Niestety, nic z tego nie wyszło, stworzenie wciąż stało równo, natomiast z samochodu wiły się kłęby dymu. Kierowca samochodu wychylił się przez drzwi, zobaczyłem w jego ręce czarny rewolwer. Oddał jeden strzał, a stworzenie zrobiło krok do tyłu i padło z hukiem na ziemię. Marek podbiegł szybko do samochodu, zobaczył że kierwca to młody mężczyzna, w wieku dwudziestu kilku lat. Ten człowiek od razu skojrzaył mu się ze studentem. Brudna stara koszula, kilkudniowy zarost, ślady po niedokładnie zmytym markerze na twarzy.

– Klucznik? – zapytał student.

– Tak. Skąd wiesz?

– Potem ci wytłumaczę. – student pobiegł po siostre Marka i przeniósł ją do swojego samochodu, mówiąc każdemu że wiezie ją do szpitala. Mężczyzna podnosząc dziewczyne spojrzał się na nią, coś błysnęło w jego oku. Była to sytuacja nieodpowiednia żeby myśleć o takich rzeczach, ale jej długie, kasztanowe włosy, długie rzęsy i w szczególności, krótka, żółta koszulka na ramiączka, która odkrywała delikatnie jej dekolt, czyniła tą dziewietnastolatke bardzo atrakcyjną. Kierowca szybko skupił się na ważniejszych rzeczach, położył dziewczyne na tylnych siedzeniach i rozkazał Markowi wsiadać do samochodu, tak też zrobił chłopak. Mimo całej tej sytuacji wciąż próbował zachować zimną krew.

– Jestem łowcą. – powiedział student, patrząc kątem oka za Marka – Chyba wiesz co to oznacza?

– Ja… ja… – Marek na chwile przestał kontaktować, próbował wyjęczeć jedno słowo, po chwili odwrócił się, żeby spojrzeć na stan siostry i powiedział – Druga apokalipsa się zaczęła?

– Dokładnie. Wiesz jaką masz w tym role? – Marek nagle podskoczył zbulwersowany

– Jasne że wiem! Mam uratować ludzkość, bla, bla, bla. Lepiej powiedz mi jak mam zabijać to coś… właśnie! Co to wogóle jest?

– To demony, tak na prawde one wyglądają. Czarny dym, opętanie. Tylko na to mieli siłę od kilku wieków. Musieli dostać jakąś duszę, silną duszę. – Kierowca przełknął ślinę, najwidoczniej sam był przerażony tą sytuacją. Młodzieniec wpadł nagle na coś. Wyjął telefon, wybrał numer i zadzwonił. Czekał, pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piąty.

– Wiem czyją dusze otrzymali. – Marek włożył telefon z powrotem do kieszeni i spojrzał na własne podrapane i posiniaczone ręce. – Mają duszę mojego nauczyciela.

– Skąd to wiesz? Po nie odebranym telefonie?

– Zawarł pakt z demonami. Jak widać, teraz po niego przyszli. – chłopak westchnął ciężko – Muszę pojechać do jego domu.

– Nie teraz, nie mamy czasu. – Odpowiedział stanowczo mężczyzna. Po czym ostro skręcił omijając zniszczony motor, całe miasto było wręcz w ruinie. Zastanawiali się jak to możliwe, minęło dopiero 10 minut od tego zdarzenia. – Z wszystkich kościołów zaczęły otwierać się bramy piekieł, możliwe że na całym świecie tak jest.

– Całym świecie… – powtórzył echem Marek – Skoro Lucyfer jest w klatce, to kto teraz im przewodzi?

– Tego nie wiem, od wielu miesięcy badamy tą sprawe, z innymi, doświadczonymi łowcami, ale o przywódcy demonów nic nie wiemy. – Samochód zatrzymał się, Marek powoli wyszedł z pojazdu. Jego oczom ukazała się ogrodzona działka, po środku, której stał drewniany domek letni. Młodzieniec rozejrzał się dookoła, zobaczył łąkę, jak w iluzji. Jego oczom ukazał się pradziadek i rodzina, którą zostawił na tej łące, złapała go myśl co się z nimi stało. Szybko potrząsnął głową. "To była iluzja." Powiedział do siebie.

– Tu jest ostatnia, najsilniejsza aktywność demonów. – westchnął kierwca, rozglądając się

– Jak wy to wykrywacie? – Spytał Marek z zaciekawieniem – Wyszukanie demonów nie jest proste. Szczególnie, jeśli nie chcesz zeby wiedzieli o tym.

– Trzeba mieć kontakty, tylko tyle potrzeba. – Student uśmiechnął się do mnie i zamknął drzwi od samochodu. Podszedł do bagażnik, otworzył go wyjął srebroną piersiówkę z wygrawerowanym pentagramem. Tuż po tym wyciągnął długi nóż, ostrze koło 25 cm. Z kieszeni wyjął starą szmatkę, polał ją wodą święconą i zaczął nią wycierać ostrze noża. Wykonywał to powoli i dokładnie. Po tym posypał nóż solą i jeszcze raz wytarł szmatą. Spojrzał się na nóż i podał Markowi.

– Jedynie tyle mogę ci dać, mało jak dla wybrańca. – powiedział z uśmiechem student

– Przestań to powtarzać, niecierpię tego że jestem wybrańcem, a teraz chodź, jestem ciekawy co tam jest. – powiedział zdenerwowany chłopak.

Powoli uchylili drzwi wejściowe i weszli do domku. Nie było tam nic znaczącego: półka, półka, biurko, łóżko, telewizor i po chwili obydwaj spojrzeli na ciało młodego mężczyzny, był to brunet, miał krótki włosy. Nawet gdy leżał widać było jego niski wzrost. Marek rozpoznał od razu tą osobę.

– Kamil! – wykrzyknął chłopak. Patrzył z przerażeniem na ciało swojego nauczyciela i mentora. Chciał podejść, przyjżeć się, ale jednak stał. Stał wpatrując się bezmyślnie. Kierowca powoli podszedł, przejechał palcem bo ręce trupa i powąchał.

– Siarka… Sprzedał się demonom. – Po tych słowach Marek wyskoczył na studenta. Przywarł go do ściany i przyłożył nóż do podbrzusza.

– Nigdy więcej tak nie mów. To był mój mentor, wierzyłem w niego, więc nawet nie próbuj źle o nim mówić. – wybraniec powoli odsunął się od studenta – A tak przy okazji, wiesz że ja nazywam się Marek, ale ja nie wiem jak ty się nazywasz.

– Jestem brat Jerzy. – powiedział mężczyzna chowając broń do pochwy.

– Jesteś kapłanem? Ciekawe. – Powiedział z uśmiechem

– Tak wyszło, niestety ostatnio miałem dużo roboty z demonami i długo nie byłem w swojej celi. Chodźmy lepiej stąd, demony pewnie cię już szukają.

– Nie wydaje mi się. – chłopak podniósł koszulkę do góry. Na klatce piersiowej miał wytatuowany znak enochiański ukrywający przed demonami. – Kilka miesięcy temu, rodzice mnie prawie za to zabili.

– Sprytne. – powiedział Jerzy z zachwytem. – Teraz idziemy, muszę pogadać z kilkoma osobami. Gdy obydwaj wyszli z domku zauważyli jedną znaczącą zmiane. Dookoła nich zamiast trawy i pachnącej polany była spalona ziemia, w niektórych miejsca ogień delikatnie dogasał, a odór palonej trawy roznosił się dookoła. Marek i Jerzy szybko przygotowali się. Przed nimi pojawił się jakby człowiek. Był to wąsaty mężczyzna, ubrany jak szlachcic. W ręce trzymał małą laseczkę, a na palcach widniały sygnety. Jedyne czym się wyróżniał, to delikatnie czerwona skóra i dwa krótkie rogi, którymi nie mógłby zabić nawet wróbla.

– Myśleliście że mnie przechytrzycie? Ciekawe. – odrzekł szlachcic. – Wciąż nie wiecie kim jestem? – Marek spojrzał się na ubranie, sygnety – wiedział już kto to – Mam na imie Rokita, byłem szlachcicem, ale diabeł przechytrzył mnie i zabrał do piekła. Na moje szczęście zdobyłem szansę odznaczenia się.

– Wystarczy tej gadki, pomiocie szatana! – krzyknął zakonnik. Na te słowa Rokita pojawił się obok nich. Uderzył Marka w głowe swoją laską. Chłopak padł bezwładnie na ziemię. Zakonnik szybko się odwrócił i strzelił. Stali obydwaj w bezruchu. Brat Jerzy spojrzał się w dół, zobaczył ogromną ranę pod żebrem. Podniósł głowę do góry.

– Boże… – to było jego ostatnie słowo. Padł na ziemie i zamknął oczy. Rokita wciąż stał w bezruchu, zaczął grzebać w brzuchu dwoma palcami i wyjął kule. Nagle upuścił ją z bólem, na jego palcach został delikatnie wypalony ślad. Demon odkaszlnął i zniknął.

Kilka godzin później Marek otworzył oczy, znowu słyszał głośny pisk w uszach. Podniósł sie z ziemi, z bólem, otrzepał z kurzu i rozejrzał dookoła. Pamiętał radiowóz, atak demona, śmierć mentora. Patrzył się na brata Jerzego, coś mu świtało w głowie, ale wciąz nie mógł sobie przypomnieć kim ta osoba jest. Podniósł pistolet i włożył za pasek. Chłopak wyszedł powoli na trasę, rozejrzał się i zaczął iść w strone miasta, które było w płomieniach.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Słabe... Słabo napisane, nie wiadomo o co chodzi, nic z tego nie wynika.

Z twojej wypowiedzi też nic nie wynika. Podaj powody, zastrzeżenia, cokolwiek. Muszę wiedzieć w czym robię błędy, żeby ich znowu nie popełnić.

Opowiadanie jest słabe ze względu na dość chaotyczną fabułę, która urywa się w momencie, w którym się rozkręca.  O gramatyce nie będe się wypowiadał bo specem w tej dziedzinie nie jestem. Według mnie największy problem stanowi fabuła, która nie porywa. Jest w niej sporo niedomówień, nie wiadomo o co właściwie chodzi, wrzucasz czytelnika w sam środek wydarzeń nie dając rzadnych informacji. Gdybyś bardziej skupił się na jednym wątku i napisał jakieś wprowadzenie, lub wspomniał o tym jak bohater znalazł się w tej sytuacji uniknołbyś wilu niedomówień.

Otóż to. Ponadto tu nie chodzi tyle o tajemnicze niedomówienia, ile o zwykły chaos. Wraca z jakiejś akcji...Nagle dowiadujemy się, ze wraca z niej radiozowem... A po chwili wyciąga z rozbitego radiozowu siostrę, o której do tej pory nic nie było mowy.

A nic nie wynika, no bo... Nic nie wynika. Nie wiadomo o co chodzi a zakończenie jest ni w pięć ni w dziewięć, urwane.

Acha, ponadto ktoś kto nosi tytuł "brata" na pewno nie jest kapłanem. Zakonnicy ze święceniami kapłańskimi to "ojcowie".

Przepraszam was wielce, ale zapomniałem wspomnieć, że to jedno z kilku opowiadań, które układają się w całość.
Co do tego "brata", "ojca". Z tego co mi wiadomo, na zakonnika mówi się brat.

No właśnie. Zakonnik nie równa się kapłan. W sumie większość mnichów nie ma święceń kapłańskich. A tytuł ,,brata" przysługuje właśnie zakonnikowi bez święceń.

Dzięki za zwrócenie uwagi na błąd. ;)

Nowa Fantastyka