- Opowiadanie: MehetUret - Tkaczka marzeń

Tkaczka marzeń

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tkaczka marzeń

O tej porze roku zmierzch zapadał szybko. Na bezchmurnym niebie wisiał księżyc, oświetlając drogę. Całe szczęście, gdyby nie on Magdalena zabłądziłaby w ciemnych zaułkach. W tej dzielnicy latarnie były zbytnim luksusem. Żona wpływowego bankiera nie powinna w ogóle wiedzieć o tej części miasta, nie mówiąc już o samotnych spacerach po nocy. Cóż było jednak robić. Była to jej ostatnia, choć nadzwyczaj wątła, nadzieja. Była praktyczną kobietą, nie wierzyła w magię i zabobony. Zazwyczaj. Teraz postanowiła zrobić wyjątek. Nie pomogli lekarze, zielarze i znachorzy, może ona pomoże. Przypadkiem usłyszała rozmowę służby, o guślarce, wiedźmie, z rogu Garncarskiej i Mydlanej. Mówili, że umie zamawiać, rzucać klątwy, że za jej pomocą spełnia się każde marzenie.

Zaczął wiać zimny wiatr, otuliła się więc szczelniej grubym płaszczem, nasuwając głębiej kaptur na głowę. Rozglądała się czujnie, mając nadzieję, że nikt, tym bardziej znajomy, jej nie zobaczy. Zdawała sobie sprawę, że to mało prawdopodobne. Nikt z jej znajomych nie zapuściłby się w te rejony. Nie znała tej części miasta, obce jej były ulice bez bruku, zaśmiecone podwórka, odrapane ściany. Układ ulic był na szczęście prosty. Dwie przecznice od parku, później w lewo. Trafi, musi trafić.

Już prawie dotarła na miejsce, gdy coś zaszeleściło w krzakach. Serce, które i tak biło zbyt szybko, podeszło jej do gardła. Stanęła wpatrując się w ciemność i nasłuchując. Po chwili odetchnęła z ulgą. To tylko kot, wielki czarny kocur. Dobrze, że nie jest przesądna. Mimo to przyspieszyła kroku.

Skręciła za róg i oto była na miejscu. Kamienica z czerwonej cegły musiała pamiętać lepsze czasy. Wybite okno zaklejone dyktą i duże, pstrokato pomalowane drzwi raczej nie dodawały jej uroku. Nad wejściem pysznił się lekko przekrzywiony napis:

Tkaczka Hortensja. Wszystko, czego sobie życzysz.

 

Tkaczka? Czyżby pomyliła adres? Jej zdenerwowanie jeszcze przybrało na sile, postanowiła mimo wszystko sprawdzić. Złapała za srebrną kołatkę w kształcie sowy. Przemknęła jej przez głowę myśl, że kołatka nijak do tych brudnych drzwi nie pasuje. Była jakby nie na swoim miejscu. Ona, Magdalena, również, pomyślała z ironią. Poważna kobieta, żona, matka, pani z dobrego domu, nie powinna tu być. A jednak jest, równie dobrze może więc doprowadzić ten szalony plan do końca. Odetchnęła głęboko kilka razy i zapukała. Drzwi otworzyły się natychmiast. Przekroczyła próg i weszła w jeszcze głębszą ciemność.

– Halo, dobry wieczór, jest tu kto? – zawołała nie widząc nic poza mrokiem.

Rozległ się trzask a tuż po tym zobaczyła płomień zapałki. W jej świetle ujrzała pomarszczoną twarz starej kobiety.

– Witaj Magdo – powiedziała spokojnym, dźwięcznym głosem. Głosem, który nie pasował do starej kobiety. Zapaliła oliwną lampkę spoglądając na Magdalenę z oczekiwaniem. – Usiądź i opowiedz mi wszystko.

– Ja, ale, chyba… – zaczęła dukać Magdalena. Zapomniała, co miała powiedzieć, po co właściwie tu przyszła. Zapatrzyła się w ciemnoniebieskie oczy staruszki. Młode, przenikliwe, choć jednocześnie emanujące mądrością i spokojem. Podobnie jak głos, zdawały się należeć do innej osoby. – Ja nie mówiłam jak się nazywam – dokończyła tylko odrobinę bardziej pewnie.

– Usiądź, zaparzyłam herbatę, opowiesz mi wszystko – powiedziała kobieta ignorując uwagę.

Magdalena posłusznie usiadła. Nieco trzęsącymi się dłońmi podniosła herbatę to ust. Była dobra, nie za gorąca, nie za zimna. Nigdy takiej nie piła, miała dziwny posmak nieznanych ziół.

Nie pamiętała później jak to się stało. Przyszła tylko po amulet, eliksir, zaklęcie, cokolwiek. Nie pamiętała dlaczego opowiedziała tej kobiecie dużo więcej ni zamierzała, właściwie całe swoje życie.

Była bezużyteczna, tak mówił. Absolutnie do niczego. Choć zaraz po ślubie był taki dobry. Uśmiechał się, żartował, troszczył o jej samopoczucie. Gdy zaszła w ciążę był taki dumny i szczęśliwy. Snuł marzenia, jak to będzie razem z synem jeździł konno po lesie, jak będzie go uczył czytać i pisać. Będzie miał komu przekazać wiedzę i majątek. Gotów był dać jej wszystko, o co poprosiła. Niestety, urodziła dziewczynkę. Zdrową i ładną, ale tylko dziewczynkę. Był rozczarowany, ale powiedział, że następnym razem… Niestety następnym razem znów była dziewczynka. W jego spojrzeniu zaczęła odczuwać obojętność. Mijały lata, na świat przyszły jeszcze dwie córki, i z każdym kolejnym porodem stawał się coraz bardziej obcy, więcej było igieł lodu w jego spojrzeniu. Starała się jak mogła odwiedzając wszystkich znanych i mniej znanych lekarzy, na próżno. Mawiał, że dzięki niej ma tylko więcej posagu do rozdania. Po piątej córce zaczął znikać na całe noce. Nawet nie krył się z tym, że ma kochankę. Pewnie uznał, że lepszy będzie bękart, niż brak dziedzica. Dziś wieczorem znów do niej pojechał. Zapewne wróci jak zwykle, nad ranem. Gotowa mu była wybaczyć, lodowata obojętność tak bardzo ją bolała. Pragnęła tylko jego dotyku, ciepłego słowa, choćby jednego szczerego uśmiechu. Dostawała tylko milczenie. Przeniósł się do własnej sypialni, choć przychodził jeszcze raz na jakiś czas, spełnić małżeński obowiązek. Taki sam, jak jego spojrzenie. Posuwał ją bezosobowymi, mechanicznymi ruchami. Zastanawiała się, czy myślał wtedy o tej drugiej, tej, dla której teraz rezerwował wszystkie uśmiechy i miłe słowa. Jednak to na pewno się zmieni, kiedy tylko da mu chłopca, znów będzie tak, jak dawniej, była tego pewna i pragnęła najmocniej na świecie.

Powiedziała to wszystko starej kobiecie i poczuła niespodziewaną ulgę. Dobrze jest móc w końcu przestać udawać idealną i szczęśliwą panią domu. Dobrze jest móc zdjąć przed kimś maskę.

Kobieta o nic nie spytała. Podniosła się biorąc w dłonie lampę i powiedziała tylko:

– Chodź za mną.

Weszły do małej izby, dużo cieplejszej niż poprzednia. W kominku płonął ogień i w jego świetle Magdalena zobaczyła jedyny sprzęt ustawiony w pomieszczeniu, drewniane krosno.

– Będzie mi potrzebny pukiel twoich włosów – powiedziała tkaczka podając jej nożyce.

Magdalena ucięła spory kawałek swych długich blond włosów i podała kobiecie. Ta zaczęła wplatać je między nici nucąc przy tym pieśń w nieznanym języku. Śpiewała i plotła, a pieśń przybierała na sile. Hipnotyzujące dźwięki sprawiały, że rozpłynął się czas i znikła przestrzeń wokół. Magdalena zobaczyła swojego syna. Miał duże, błękitne oczy i ledwo widoczne blond włoski. Uśmiechał się łapiąc ją za kciuk. Zobaczyła go jak stawia pierwsze kroki, jak wraz z ojcem ślęczą nad jakąś lekturą. Gdyby wyciągnęła rękę mogłaby ich dotknąć. Z tych marzeń wyrwał ją głos kobiety. Nie wiedziała ile czasu upłynęło, zdawało się jej, że zaledwie chwila.

– No, już prawie gotowe. Podejdź. Oddech to życie. Dmuchnij – powiedziała rozkazującym tonem. Magdalena wykonała polecenie lekko oszołomiona.

– Dobrze – kontynuowała tkaczka – Podaj rękę. Krew. Krew, to miłość.

Po tych słowach ukłuła ją w palec nie wiadomo skąd wyciągniętą igłą. Magdalena syknęła i w odruchu chciała cofnąć rękę, lecz znieruchomiała pod groźnym spojrzeniem. Staruszka przyciągnęła jej palec do tkaniny i rozsmarowała pojawiające się krople krwi. Następnie zdjęła materiał z maszyny i tą samą igłą zaczęła zszywać ponawiając przy tym tajemniczą pieśń. Obraz pokoju znów się rozpłynął i Magdalena zobaczyła twarz męża pochyloną nad kołyską ich synka, patrzył na niego z czułością, miłością, choć również, co rozpoznała z pewnym zdziwieniem, ze smutkiem. Nie zdążyła się nad tym zastanowić, usłyszała bowiem głos kobiety.

– Gotowe, kiedy znów do ciebie przyjdzie załóż to – powiedziała podając jej koszulę w kolorze purpury. Magdalena ze zdziwieniem stwierdziła, że nigdy nie widziała czegoś tak pięknego. Koszula była delikatna, prześwitująca, jakby utkana z pajęczych nici. Można było zamknąć ją w jednej dłoni.

– Należy się sześć srebrnych monet – dodała staruszka.

Magdalena odliczyła pieniądze drżącymi rękami, spojrzała jeszcze raz i wyszła oszołomiona na zimne powietrze. Zaczynało świtać. Nie zdawała sobie sprawy, że tak długo to trwało. Przyspieszyła kroku. Musi zdążyć przed mężem, bo jak mu wyjaśni swoją nieobecność?

Na szczęście, gdy wróciła, jego jeszcze nie było. Dom był ciemny i cichy, gdy wchodziła kuchennymi drzwiami. Dopiero teraz poczuła zmęczenie po nieprzespanej nocy. Zasnęła trzymając koszulę w dłoni. Miała nadzieję, że przyśni się jej przyszłe, szczęśliwe życie.

Niestety śniły jej się tylko koszmary. Wieczorem wytłumaczyła się chorobą. Leżała i czekała, na próżno. Nawet nie przyszedł sprawdzić, jak się czuje. Przez kolejne dni snuła się po domu ze słabnącą nadzieją. Wieczorami zakładała pajęczą koszulę. Czekała. W końcu przyszedł. Obojętny jak zawsze. Bała się poruszyć, choćby zerknąć, do bólu zaciskając kciuki. Rozłożył jej nogi i wszedł, kończąc już po kilku ruchach. Chciało jej się płakać, jak nigdy wcześniej. Już miał wyjść, lecz odwrócił się w drzwiach. Spojrzał na nią z uwagą.

– Ładnie wyglądasz. Ta koszula… nowa? – zapytał.

Podniosła wzrok zbyt zaskoczona, by odpowiedzieć. Pokiwała tylko głową. Naprawdę nie sądziła, że coś się zdarzy, tym bardziej, że już teraz. Chciała mieć tylko pewność, że spróbowała wszystkiego.

Podszedł do niej i pocałował ją. Tak, jak miał w zwyczaju dawniej, w poprzednim, szczęśliwym życiu. Wtulił swoją twarz w jej włosy, zaczął całować uszy, szyję, dekolt… Tym razem został na noc.

 

****

 

Zmierzchało. Wyszła na zewnątrz biorąc na ręce dużego, czarnego kota, który wpatrywał się w nią oczekując zapewne na codzienną porcję mleka. Na progu, tuż pod pstrokatymi drzwiami leżała dzisiejsza, odrobinę wilgotna, gazeta. Znów padało, pomyślała. Nic dziwnego, nadchodziła jesień. Przełożyła kota przez próg, biorąc gazetę i schowała się na powrót w ciepłym mieszkaniu. Kot dostał mleko, ona miała śniadanie, mogła, jak co wieczór, zacząć czytać. Nic niezwykłego się nie stało. Jej uwagę przykuł jedynie krótki artykuł na dwunastej stronie. Tytuł głosił: „Żona znanego bankiera umiera przy porodzie, osierocając szóstkę dzieci. W tym nowonarodzonego syna." Wybierając z miski ostatnią łyżkę owsianki stara kobieta mruknęła do kota: Oddech to życie, krew to miłość. Uważaj o co prosisz.

Koniec

Komentarze

przeczytane

Tekst naprawdę fajny, bardzo mi się podobał, z małym ale:
1) "Kamienica z czerwonej cegły pamiętać musiała lepsze czasy" - po co ta inwersja? Kamienica z czerwonej cegły musiała pamiętać lepsze czasy, według mnie brzmi lepiej.
2) "A jednak jest, zaś skoro już jest" - powtórzenia strasznie drażnią czytelników
3) "Rozległ się trzask a tuż za nim zobaczyła płomień zapałki" to trzask jest rzeczą? Tak to brzmi.
4) "Zapatrzyła się w ciemnoniebieskie, czy może raczej wpadające w fiolet, oczy staruszki." to wtrącenie całkiem wytrąca z nastroju, który tworzysz
5) "Zapatrzyła się w ciemnoniebieskie, czy może raczej wpadające w fiolet, oczy staruszki. Młode, przenikliwe, choć jednocześnie emanujące mądrością i spokojem oczy, podobnie jak głos, zdawały się należeć do innej osoby."  
i znowu powtórzenie :/
6) "Podszedł do niej i pocałował" ?? Brakuje "" na końcu.
A propos końca - mocny :)

Hm, no nie wiem... Mam mieszane uczucia. Z jednej strony napisane naprawdę dobrze, ale z drugiej wydaje mi się, że nie wycisnęłaś z tematu wszystkich soków. Zakończenie mniej zaskakujące i ,,mocne" niż myślałam, że będzie, po komentarzu Deony. No i dlaczego temu skurczysynowi się nie dostało, no dlaczego? xD Powiesiłabym za przyrodzenie nad progiem domu.

To moje pierwsze opowiadanie, dzięki takiej konstruktywnej krytyce kolejne mają szansę być poziom wyżej. Dziękuję więc za komentarze. :)

To moje pierwsze opowiadanie, dzięki takiej konstruktywnej krytyce kolejne mają szansę być poziom wyżej. Dziękuję więc za komentarze. :)

Winky, otóż dostało mu się. Choć pewnie mogłam to uwydatnić. Kiedy na powrót zaczął dostrzegać swoją kobietę ta wzięła i zmarła, zostawiając go z małym przedszkolem. ;)

@MehetUret, słaba kara dla takiego buca ;)

Tekst bardzo fajny, zwłaszcza jak na pierwszy raz. Piszesz dobrze i widać, że masz pomysły. Może spróbuj swoich sił w konkursie Harem 2011? Widać, że radzisz sobie z "łóżkowymi" klimatami. Masz jeszcze dużo czasu na napisanie opowiadania :)

Kilka wieków temu ów model buca był standardem. ;)

Dzięki za podpowiedź w sprawie konkursu. Nie wiedziałam, że taki istnieje :D

MehetUret, jak dla mnie to za mało. xD Przedszkole przecież może gdzieś oddać lub porzucić, poziom skurwysyństwa (i realia, pobrzmiewające z lekka dawnymi czasami) mógłby wskazywać na skłonności w tym kierunku. Zatłuc drania i po kłopocie.

PS Wywołałaś u mnie żywe emocje, gratuluję. ;)

Ok, jeśli będzie część druga, przyjdzie żeńska Inkwizycja (panie z pejczami w lateksie, obowiązkowo kilkunastocentymetrowe obcasy), zakują drania w dyby i będą chłostać. :P

@MehetUret, mogę użyczyć jedną z bohaterek mojego haremowego tekstu ;P Pasuje do opisu jak ulał ;)

Szczegóły dot. konkursu znajdziesz TUTAJ. Tesksty można wstawiać do 15 lipca, więc czasu jest dużo.

Nowa Fantastyka