- Opowiadanie: Dudensky - Dziewczyna o perłowych włosach

Dziewczyna o perłowych włosach

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dziewczyna o perłowych włosach

Kacper zapalił dziesiątego papierosa tej nocy.

Przeważnie pozwalał sobie na jednego, ewentualnie dwa dziennie, chyba że akurat pił ze znajomymi. Albo gdy był w dołku emocjonalnym. Tak jak teraz. Gdy parę godzin temu rzuciła go Małgorzata.

Jego piękna perłowowłosa Gosia. Gosiek. Gościu, jak zwracał się do niej w żartach.

Powód kosza? Jak to powiedziała? Że Kacper na dłuższą metę jest niedojrzały, co według przeważającej większości płci pięknej jest przypadłością wszystkich mężczyzn. On sam nie widział nic złego w zachowywaniu się od czasu do czasu jak dziecko. Gosia jednak uważała, że zachowuje się tak zbyt często, co wytknęła mu tonem nieznoszącym sprzeciwu, bolesnym jak wbicie noża w serce. Prosto przez mostek. Kacper ciągle odczuwał w piersi to przykre uczucie rozdzierania od wewnątrz.

Zaciągnął się porządnie i nie spieszył się z wypuszczeniem dymu. Przycupnął na krawężniku, opierając ręce na kolanach i od niechcenia rozglądając się na boki czy czasem nie jedzie jakiś debil za kółkiem. Dopiero teraz zauważył, że nadal trzyma ze sobą bukiecik sześciu róż. To miał być skromny podarek dla jego Gosi z okazji półrocznego związku. Wyraz wdzięczności za sześć miesięcy spędzania z nim wielu wieczorów, czasem całych dni, kilku poranków po nocowaniu u niego lub u niej, spacerów, trzech wyjść do kina, jednego wspólnego gotowania zupy grzybowej…

Zaszlochał na to wspomnienie. Jakoś tak się złożyło, że któregoś dnia, po około dwóch miesiącach spotykania się, wpadł do niej do akademika z zamiarem wyjścia na spacer, póki pogoda była jeszcze ładna na miarę jesieni. Gdyby jednak się okazało, że jest sama w pokoju, miał zamiar odstawić z nią małe 69, póki byłaby okazja. Na miejscu zobaczył, że krząta się po kuchni pichcąc coś w trzech małych garnuszkach.

I tak spędzili półtorej godziny na gotowaniu, Kacper w zasadzie tylko mieszał by nie przywierało do dna, ale czuł tą małą radość, że pomaga ukochanej dziewczynie. Nie zrobili sobie dobrze, ale i tak wracał do siebie z tą charakterystyczną satysfakcją, że przyjemnie spędził dzień. To było nawet lepsze niż chwilowy orgazm.

Wypalił fajka do połowy. Nierówny krawężnik kłuł go w tyłek, ale Kacper nie kwapił się, by usiąść wygodniej, tylko dalej się zaciągał i wydmuchiwał dym przed siebie. Ściskany bukiet smutnie chylił się ku jezdni jakby chciał wypaść mu z ręki, ale palce trzymały go zbyt kurczowo, aż w przedramieniu po jakimś czasie czuł ból. Zgasił papierosa na płatku jednej z róż. I wyciągnął następnego.

Gardło drapało, czuł kapcia w gębie i miał wrażenie, że już zebrał się wyraźny osad na zębach, ale palił dalej. Jeszcze wcześniej zastanawiał się, czy nie iść gdzieś i spić się do nieprzytomnego, ale odezwał się cichutki głos rozsądku mówiący, że nie powinien tego robić w tym stanie. Więc ograniczył się do palenia jak smok. Bez pośpiechu, miał na to całą noc.

Już przy samym filtrze wetknął papierosa w zęby i wyciągnął telefon z zamiarem dzwonienia do Gosi. Zrezygnował po pierwszym sygnale. Dym z dopalającego się szluga ukłuł w oczy, aż Kacper się odruchowo cofnął, po czym wypluł peta na jezdnię przed sobą.

Gdy nagle komórka zabrzmiała tęsknymi słowami: Igen, jött egy gyöngyhajú lány…, Kacper nieomal zerwał się na równe nogi. Zaskoczony sprawdził kto to. Na wyświetlaczu wyraźnie widniało ''Gosiek ;*'', co napełniło go nadzieją. Zdając sprawę jak bardzo to żałosne, nacisnął zieloną słuchawkę i po chwili się rozłączył.

Następne dziesięć minut co chwila zerkał na telefon, nasłuchując, nawet sprawdzając nieodebrane połączenia, ale komórka zawzięcie nie chciała drugi raz rozbrzmieć węgierską piosenką.

Kacper wstał z krawężnika z dobrze znanym mu uczuciem bezsiły i rezygnacji. Nie chciało mu się nawet bluźnić. Schował telefon do kieszeni, przełożył róże do drugiej ręki, a tą zmęczoną strzepnął i rozruszał palce.

– Pół roku i już koniec? – mruknął żałośnie pod nosem. Odpowiedział mu jedynie słaby wiatr leciutko potrząsając różami. Wyjął jeszcze raz telefon i sprawdził godzinę: blisko kwadrans po północy.

Po dłuższej chwili miotania się w sobie podjął decyzję: wróci do Gosi i odbędą poważną rozmowę. Przełożył bukiet do poprzedniej ręki i ścisnął go mocno, jakby chciał zadusić martwe róże. W tym przypaloną, którą zaraz rzucił w krzaki. Może Gosiek nie zauważy braku jednej, najwyżej wciśnie jej kit, że upuścił ją prosto w błoto. Kłamstwo uznawał za dopuszczalne, jeśli przyświeca mu dobry cel, jak na przykład odzyskanie dziewczyny.

Dwadzieścia minut później opłacił nockę w akademiku i z rosnącym strachem udał się na trzecie piętro czując, że każdy kolejny schodek pokonuje z coraz większym wysiłkiem. Zgryzając wargę zacisnął palce na bukiecie, przełknął ślinę i oblizał usta. Wóz albo przewóz, pomyślał.

Zapukał do drzwi. Wydawało mu się, że czeka całą wieczność zanim się otworzyły i ujrzał w nich rozdrażnioną twarz Gosi. Zdążyła już zasnąć, aż tu nagle walenie w drzwi wyrwało ją z tego błogiego stanu. Kolejny dobry powód, by mnie rzucić, przemknęło Kacprowi przez głowę.

– Mogę wejść? – spytał cicho.

– Po co? – westchnęła.

– Chciałem… – głos uwiązł mu w gardle. Odczuwał pierwsze symptomy paniki, zupełnie jak u zaszczutego zwierzęcia.

– Chciałeś – CO? – zacisnęła zęby.

– Chciałem… porozmawiać. O nas. – wydukał.

– Nie mam ochoty. – parsknęła i chciała zamknąć drzwi, ale Kacper przytrzymał je wolną ręką. W końcu w drugiej trzymał róże. Mocno zaciskając na nich palce, aż do bólu.

– To zajmie chwilę. – powiedział tonem, którym prawie do nikogo się nie zwracał. Poza swoimi byłymi, gdy odbywał z nimi poważną rozmowę, jaką chciał przeprowadzić teraz z Gosią.

– Dobra, ale się streszczaj. – wpuściła go. – Spać mi się chce.

– To zajmie chwilę… – powtórzył, a jego oczy rozbłysły dziwną ekscytacją. A może to było tylko odbicie światła?

I faktycznie, nie zajęło to dużo czasu. Przed Gosią przeprowadził już osiem takich rozmów. Za każdym razem Kacper odchodził z rozkosznym uczuciem, jakby zepchnął ogromny głaz przytłaczający jego pierś. Dziewiąty już raz wyszedł od kolejnej byłej z wielką ulgą. Róże zostawił. Wszystkie dziewczyny je lubiły. I wszystkie miały perłowe włosy.

Dwa dni później można było przeczytać w lokalnej gazecie o brutalnym morderstwie młodej studentki politologii. Ponad czterdzieści ran kłutych, brak narzędzia morderstwa, żadnych śladów jakiejkolwiek walki. Na miejscu znaleziono pięć róż.

Przeczytawszy ten kolejny artykuł o ''lubelskim kwieciarzu'', Kacper złożył gazetę, wygrzebał z paczki papierosa i wyszedł przed główne wejście instytutu neofilologii UMCS-u. Tam rozejrzał się po ludziach, po czym nieśmiało poprosił o ogień stojącą na uboczu palącą dziewczynę.

Miała przepiękne perłowe włosy.

W myślach nucił melodię ulubionej piosenki:

 

Igen, jött egy gyöngyhajú lány,

Álmodtam, vagy igaz talán,

Így lett a föld, az ég

Zöld meg kék, mint rég,

Igen, jött egy gyöngyhajú lány,

Álmodtam, vagy igaz talán…

Koniec

Komentarze

Fantastyki w tym za grosz. Nic to, skoro już przeczytałem, skomentuję.
W tego rodzaju tekstach bardzo ważne jest oddanie przybicia bohatera i motywującej go do działania determinacji. Niestety, nie znalazłem tego w tekście. Dodatkowo ani odrobinę nie pasuje fragment z grzybową i 69. Rozumiem, że celem Autora było pokazanie, że bohater mógł dla swojej lubej zrezygnować nawet z uciech celesnych, poświęcając się mieszaniu zupy w garze... Jednak nie przekonało mnie to.
Nie wiem też, po co się rozłączył, kiedy dziewczyna do niego dzwoni, skoro tak bardzo chciał z nią porozmawiać. Zero logiki.
Zakończenie mało zaskakujące, zbyt wiele shortów z takimi zakończeniami przeczytałem, żeby się na to złapać.
Z technikaliów: źle zapisujesz dialogi. Poszukaj poradnika Mortycjana (przez wyszukiwarkę na stronie), tam znajdziesz rozwiązanie tego problemu. Jakieś inne rzeczy też gdzieś tam były, ale nie wypisałem sobie i zdążyłem już zapomnieć.
Ogólnie nie zachwyca, ale nie jest złe, szczególnie jak na debiut na stronie. Bywało znacznie gorzej.

Pozdrawiam 

Dzięki, dopiero zaczynam bawić się w te klocki, więc nic dziwnego że popełniam mnóstwo błędów, a chciałem by ktoś kompetentny mi to ocenił.:P Co do tego rozłączania się - nie chciałem pisać czegoś jak "puścił jej strzałę(/sygnał) a ona zaraz odpuściła". Dzięki za uwagi, zaraz biorę się za tego Mortycjana.:)

Pozdrawiam

W zasadzie exturio napisał niemal wszystko, co chciałem Ci przekazać. Dodam tylko, że masz problemy z interpunkcją.

Pozdrawiam

Mastiff

Gdybyś popracowal nad technicznymi aspektami, wymienionymi powyżej, to wyszedłby z tego całkiem znośny tekst. Wiekszośc zdań wygląda nieźle, historia taka sobie i zachowanie bohatera z lekka irracjonalnie, ale ujdzie. Jest tylko jedno ale. To trekst raczej nie na stronę fantastyka.pl
Na przyszłość zmień realia: papierosy na ziarna słonecznika, a telefony na gołebie i juz :)

Pozdro

Albo niech da do zrozumienia, że główny bohater jest opętany przez demona. To też dobry sposób (sprawdziłem). ;)

Hehe, wiem że tematyka trochę tu nie pasuje, ale jak już wspomniałem, chciałem by ktoś wytknął mi błędy.:) A ziarna słonecznika to niezły pomysł, gołębie już nie bardzo.:) Bo cholery srają gdzie popadnie.

Nowa Fantastyka