- Opowiadanie: Heinekotzl - (13)Wszyscy święci idą do… - Pętla Zbawienia

(13)Wszyscy święci idą do… - Pętla Zbawienia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

(13)Wszyscy święci idą do… - Pętla Zbawienia

(13)Wszyscy święci idą do… – Pętla Zbawienia

Człapałem niepewnie pomiędzy dwoma heloi, usiłując omijać co większe bryły dymiącego żużlu. Ze związanymi z tyłu rękami, nie było to wcale proste. Schodziliśmy wąską dróżką, po niestabilnym, rudoczerwonym zboczu. Wszechobecny fetor siarkowodorowych wyziewów wywoływał męczące napady kaszlu. Im niżej, tym sytuacja stawała się gorsza. W końcu, jajogłowy idący z przodu wykonał obrót i rąbnął mnie kułakiem w splot słoneczny. Gruchnąłem tyłkiem w stos kłujących okruchów. Aby zebrać gnaty do kupy, potrzebowałem około dziesięciu minut, co i tak stanowiło całkiem niezły wynik, zważywszy że był to już czwarty cios, jaki zaliczyłem od momentu opuszczenia vergha, a na pokładzie zostałem ostro wychłostany pejczem skręconym z cienkich kabli. Kiedy wreszcie stanąłem na równe nogi, strażnik poprawił z lewej mańki, posyłając udręczone ciało z powrotem na miałki kobierzec ścieżki. Wykonywał bezpośrednie polecenia Eurupiona, obserwującego pochód ze szczytu hałdy. Starszy kilkakrotnie machał, abym nie miał wątpliwości, komu zawdzięczam dodatkowe atrakcje. Zachodziła obawa, iż nie dotrę na dno Popielnika o własnych siłach. Najwyraźniej ryzyko mego przedwczesnego zgonu było wkalkulowane w plan podróży, co obracało w gruzy teorię rzekomej nietykalności. Dotarłszy na miejsce miałem tak obite bebechy, że mogłem jedynie leżeć, łykając kolejne dawki dławiących waporów. Ten, który bił, niósł na piersi i plecach płaskie videofony, stabilizowane przez dwa szerokie, nabijane ćwiekami pasy. Dzięki urządzeniom cyborg zapewnił sobie możliwość śledzenia bezpośredniej transmisji z drogi krzyżowej.

– Twoje żałosne rzężenie jest muzyką dla mych sensorów. Biczowanie i masaż kałduna, to dopiero początek atrakcji. Nie poddawaj się, homo. Jeśli zdechniesz zbyt szybko, będę musiał sprowadzić tu tę zieloną pokrakę, którą z takim poświęceniem ujeżdżałeś w ciągu ostatnich dni. Wstań!

Tym razem, pomimo najszczerszych wysiłków, nie mogłem spełnić żądania oprawcy. Zniecierpliwiony wydał odpowiednie polecenia siepaczom, ci ekspresowo przywrócili mnie do pionu.

– Naprzód!

Podtrzymywany pod pachy, próbowałem dotrzymać kroku dźwigającym mnie jajogłowym, ale jedynie symbolicznie gmerałem bosymi stopami w gorących pryzmach ostrych odłamków.

– Bądź dobrym mesjaszem i nie mdlej, homo. Godny naśladowca odkupicieli kroczy ciernistym szlakiem do końca. A zaprawdę, powiadam ci, koniec nie jest tak bliski, jakbyś tego pragnął.

Wbrew temu, co sądził Eurupion, nie miałem zamiaru odpuszczać. Co prawda solidnie oberwałem, jednak póki żyła Kornelia, miałem powód, by walczyć. Niestety, podliczając swe słabe punkty, popełniłem poważny błąd w rachunkach. Nie wziąłem pod uwagę, że powłoka cielesna może ulec na długo przedtem, nim zostanie złamana wola.

– I oto stacja pierwsza! – Heloi podnieśli dyndającą między ramionami głowę tak, bym mógł podziwiać wytwory cybernetycznego szaleństwa. – Czy widzisz do czego doprowadziła twa pycha? Niespodzianka!

– Aaaaa…!! – Rozdzierający spazm bólu szarpnął mym wnętrzem z taką gwałtownością, iż niemal udało mi się wyrwać straży. Poranionymi kolanami zaryłem w sypkim żużlu. Jajogłowi przecięli więzy i zwolnili chwyt. Czołgałem się ku rozpiętemu na stalowych belkach ciału Kornelii. Trwało to całą wieczność, lecz gdy w końcu dotarłem do podnóża konstrukcji, byłem w stanie dosięgnąć jej zwęglonych goleni. – Jezu Chryste!! Nie dam rady…!

– Tak, homo. Płacz i wzywaj nie istniejących bogów. Tako wypełniam proroctwo dawnych dni. Ból transformacji obmywa grzechy Ox-Hox. Pełzaj robaku! A przy okazji, czy nie dostrzegasz jeszcze mego geniuszu? Czyż Jeszua Ha-Nocri, nie cierpiałby dotkliwiej, gdyby to on musiał patrzeć spod krzyża na konającą Magdalenę? Cóż, robiłem co w mojej mocy, żeby utrzymać ją dłużej przy życiu, niestety padła, kiedy zacząłem przypalać kulasy. Wystarczy tego dobrego, cierpienie niejedno ma oblicze. W drogę, homo!

Strażnicy musieli mnie od niej odrywać siłą, przy okazji wyłamując dwa palce. Otępiały, prawie nie czułem bólu. Jeden z katów zaaplikował przy pomocy pneumatycznego pistoletu jakiś brunatny zajzajer, zapewne po to, żebym nie odpłynął zbyt wcześnie. Gdy preparat zaczął działać, wszystkie dotychczasowe obrażenia na krótko przypomniały o sobie ze wzmożoną intensywnością. Tonąłem w wymiarach, których istnienie możliwe było jedynie po wypaleniu wszystkich pragnień. Z ciemnych zakamarków pamięci na powierzchnię przygasającej z wolna świadomości, wypływały przemieszane strzępy wspomnień. Znów zobaczyłem twarz skazańca, tuż przed tym, jak pochłonął go koszmar Czarnej Kostki. Słyszałem rechotanie Radju przeplatane rzewnymi frazami trąbki Armstronga. Krzyk spadającej w otchłań rudowłosej Holenderki, w niewytłumaczalny sposób mieszał się z zapachem wilgotnego lasu. Przez chwilę tuliłem w ramionach Magdę, Kornelię, umierającą na szpitalnym korytarzu matkę. Kolejna wizja sprowadziła mnie na powrót do Popielnika.

– Patrz! Stacja druga. Ten kretyn sądził, że jest twardy. Wykrzykiwał coś o dumie wojownika jassich. Kiedy pokazałem mu brata, pakującego w siebie śmiertelną dawkę stymulatora, kwiczał jak twoja samica.

Na kole wprawianym w ruch przez automat, zwisały zmaltretowane zwłoki Radju. Czerwony język pokryty ciemnymi cętkami wystawał z rozbitego pyska. Czarne grudki na wpół zakrzepłej krwi, spływały na poznaczony szramami tors, a gdy koło zmieniało pozycję, powracały w okolice ran. Nawleczone na stalową linkę, odcięte palce dłoni, okręcono ciasno wokół nienaturalnie przekrzywionej, krótkiej szyi. Z dwóch par oczu pozostało tylko jedno.

– Nie uda ci się… – wychrypiałem.

– Co ty bredzisz, homo? Nim dotrzesz do ostatniej stacji, będziesz bezwolnym narzędziem mej sztuki. Powiesz i zrobisz wszystko czego zażądam.

– Być może, ale i tak nic ci to nie da.

– Co takiego?

– Warunkiem niezbędnym do aktywowania Pętli jest… – Przez zdarte od krzyku, zaschnięte gardło, słowa przeciskały się jak pinezki. – Jest…

– Co!?! – Ukłucie w przedramię, kolejna dawka pobudzacza.

– Myszka Miki, smutna maszyno…

***

– Żadnych zbędnych ruchów. Doznałeś poważnych obrażeń wewnętrznych. – Kątem oka dostrzegłem podrygujący słój pełen zielonkawej cieczy. Obok pomarańczowej skrzyni noszy diagnostycznych kroczył Beznogi Czyżyż. Tym razem kroczył naprawdę. Chciałem zapytać o nowe kończyny, ale usta przysłaniała maska tlenowa.

– Zostaniemy tu jakiś czas. Jassi muszą uprzątnąć pobojowisko. Popielnik jest teraz świątynią. – Głowa Czyżyża zniknęła z mocno ograniczonego pola widzenia. Jej miejsce zajął otulony szkarłatnym kapturem pysk.

– Jak tam? Będzie z ciebie jeszcze jakiś pożytek?

– Abuu…

– Leż. – Sześciopalczasta dłoń osłonięta żółtą rękawicą, delikatnie docisnęła do ciepłej wyściółki noszy uniesione z trudem ramiona.

– Auaa… buuwa.

– Żyjemy oboje. Dałeś się nabrać po raz drugi na tę samą sztuczkę. Eurupion nie zaryzykowałby likwidacji Kornelii. Stawianie wszystkiego na jedną kartę, nie leży w naturze Starszych. To domena wojowników.

Napływające łzy przeobraziły otoczenie w rozmazaną plamę.

– Poczekajcie! – Lekkie chybotanie noszy ustało na moment. – Znowu cały umazany. Muszę cię wytrzeć. Kornelia nie powinna cię oglądać w tym stanie. – Radju osuszył tamponem opuchnięte powieki. – No, będzie dobrze. Dalej! – Moja kołyska ponownie ruszyła z miejsca. – Do zobaczenia. To jeszcze nie koniec.

Zapewne każdy słyszał opowieści o ponownych narodzinach, nowym życiu, niepowtarzalnej szansie. Na ogół traktujemy takie historie jak banały, podniecające jedynie miłośników tanich, telewizyjnych wzruszeń. Ja też tak myślałem, dopóki Eurupion nie strzaskał mej skorupy ego. Zresztą, może tylko solidnie ją zarysował. Tak czy owak, nie byłem już sobą. To bardzo orzeźwiające uczucie.

***

Bitwa o Popielnik była krótka, ale zażarta. Eurupion zaprojektował heloi w taki sposób, aby ich defensywne moduły logiczne uruchamiały procedurę autodestrukcji, kiedy wartość współczynnika prawdopodobieństwa udanej akcji obronnej spadała poniżej założonego progu. Czerepy osaczonych lub rannych jajogłowych wybuchały, rozpryskując żrącą tkankę centralnego układu sterowania. To kosztowało życie wielu jassich. Starszy zginął na samym początku. Najpierw snajper odstrzelił jedno z jego ramion, a gdy cyborg padł, został zatłuczony kolbami lopów. Eliminacja dowódcy poprawiła sytuację nacierających, ponieważ heloi zostali odcięci od głównej jednostki obliczeniowej. Członkowie Wiecznej Rady zadecydowali o nadzwyczajnym umorzeniu postępowania wyjaśniającego w sprawie śmierci Eurupiona, zaś dotyczące go dane, zostały wymazane z programów szkoleniowych jassich.

Największym osiągnięciem zwycięzców było oczywiście uratowanie mego męża, któremu przyznano oficjalny tytuł Odkupiciela. Zapis jego transformacji ocalał z bitewnej zawieruchy, dzięki czemu Starsi zyskali znakomity materiał propagandowy, natomiast sam Popielnik przekształcono w ośrodek nowego kultu. Tak powstała Kongregacja Przemiany, ideologia zrodzona z przemocy, bólu, poniżenia, miłości i długiego ciągu nieporozumień. Wkrótce, trzy pierwsze miały się stać budulcem bastionu międzywymiarowej potęgi. Jak zawsze, ponad murami religijnej twierdzy powiewał złoty sztandar wolności. Żarliwi obrońcy nowej wiary byli gotowi poświęcać życie swoje i innych, szybko zapominając, że aby nieść wolność, trzeba jej nade wszystko samemu doświadczać. Owo przeoczenie szybko wydało gorzkie owoce.

– Czy wiesz, dlaczego cię wezwaliśmy, Kornelio?

– Jako Wybranka Odkupiciela, spełniłam rolę katalizatora jego transformacji. Zapewne nadszedł czas, aby rozstrzygnąć o losie mojego pozytywu.

– Bardzo dobrze. Czy znasz ogólne założenia postępowania w przypadku rozstrzygania konfliktu pozytyw-negatyw?

– Tak.

– Wiesz zatem, iż utrzymywanie zarówno wzorca jak i matrycy w obrębie tego samego kontinuum jest niezwykle kosztowne, zaś ich potencjalne spotkanie doprowadziłoby do destabilizacji lokalnego układu wymiarów.

– Tak powstają anomalie, będące tropami dla ontów.

– Istotnie. Dzięki Odkupicielowi zlikwidowaliśmy podobną skazę, brukającą osnowę Ox-Hox przez wiele obrotów. Nie możemy ryzykować powstania kolejnej.

– Rozumiem. Jaką odpowiedź zanieść Odkupicielowi?

– Wieczna Rada prosi o spotkanie, gdy tylko Odkupiciel zregeneruje siły.

– Przekażę waszą prośbę.

***

Koniec
Nowa Fantastyka