- Opowiadanie: Heinekotzl - (19)Wszyscy święci idą do… - Panta rhei

(19)Wszyscy święci idą do… - Panta rhei

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

(19)Wszyscy święci idą do… - Panta rhei

(19)Wszyscy święci idą do… – Panta rhei

Seledynowo-błękitna kula ognia na mgnienie rozświetliła zasnute czarnym dymem niebo. Podmuch fali uderzeniowej potężnie szarpnął ściętym ostrosłupem, tworzącym bryłę centrum dowodzenia.

– Hree! Ostatnie przesyłki dużego kalibru! – wychrypiał w komunikator uszczęśliwiony Radju. – Sprawdźcie trajektorię i poślijcie odpowiedź. Nie chcę ciężkiej artylerii kiedy przekroczymy granicę drugiej strefy.

Dzięki generatorom utrzymującym pojazd ponad powierzchnią gruntu, zyskiwaliśmy trzy metry działającej jak amortyzator, wolnej przestrzeni. Prócz tarcz energetycznych chroniących dach i ceramiczne płyty ścian mobilnego bunkra, wierzchołki trójkąta tworzącego strefę bezpośredniej obrony centrum, zostały obstawione przez zmodyfikowane baberbonty osłony artyleryjskiej. Plujące salwami przeciwpocisków rakietowych pojazdy uzupełniał pułk ciężkiej piechoty. Tak jak w przypadku vergha, deflektory tarcz pełniły także funkcję teleskopów, dzięki czemu okno widokowe tarasu dowódcy zamieniano co chwilę w ekran dalekiego przedpola. Ze swego stanowiska mogłem bez przeszkód obserwować postępy trzeciego rzutu. Kompozytowe skorupy pancerzy gwardzistów, upodabniały ich do mrowia żółwików pędzących po plaży w stronę zbawczej głębi. Prędkość przemieszczania się centrum i baberbontów została skorelowana z możliwościami pieszych, manewrujących pośród zrytych wybuchami ruin pierwszej linii obrony. Co jakiś czas, głuchy łoskot sygnalizował boczne trafienia zaliczane przez ostatnich grenadierów ukrytych jeszcze wśród gruzów. Nie mogły poważnie zagrozić naszemu bezpieczeństwu, bowiem resztki ocalałej piechoty heloi obsadzającej zewnętrzny pierścień umocnień, dysponowały jedynie lekkimi zestawami przeciwpancernymi. Towarzysząca nam fala wojowników sukcesywnie oczyszczała teren.

– Teraz, Odkupicielu. – Oficjalny ton był zapowiedzią powrotu do polityczno-propagandowej części widowiska.

Zamontowane na bocznych wysięgnikach projektory holograficzne rozpoczęły emisję. Poprzez taflę szyberdachu ujrzałem swą czterdziestokrotnie powiększoną sylwetkę, górującą ponad centrum niczym anioł śmierci. W specjalnie uszytym na tę okazję, szkarłatnym mundurze ze złotymi szamerunkami, czułem się jak klaun udający dowódcę, którym zresztą nie byłem. Formalnie na pokładzie centrum dowodzenia spełniałem funkcję obserwatora goszczonego przez szefa całej operacji. Radju nie okazał ani krzty litości: Żołnierze kochają łatwe zwycięstwa i zapewniających im je wodzów. Zrób to dla nich i dla mnie, zrób to dla Ox. Zaledwie kilkanaście kilometrów od naszych aktualnych pozycji, szpica wojsk szturmujących ostatni bastion starej władzy, toczyła morderczy bój z dziesiątkami tysięcy pozbawionych instynktu samozachowawczego heloi, a ja miałem przemawiać do sześćdziesięciu dywizji drugiego i trzeciego rzutu, roztaczając wizję pięknej przyszłości Ox-Hox, wykuwanej z mozołem w ogniu i krwi. Liczebność wystawionej przez nas armii oraz ilość ściągniętego sprzętu, znacznie przekraczały realne potrzeby, jednak bitwa stanowiła okazję do zamanifestowania militarnej potęgi rozbuchanych wolnością jassich. Do końca próbowałem odwieść generałów od bezsensownego marnotrawienia tysięcy istnień – na próżno. Dopiero tu, stercząc przed obiektywami kamer, zdałem sobie sprawę, jak bardzo przeceniłem swoje wpływy. Zaślepiony przepychem własnego wizerunku, przegapiłem moment, w którym rewolucja religijna zdegradowała rozum; biznes zbrojeniowy wyrugował sumienie; polityczne kalkulacje zastąpiły lojalność przyjaciół. Powinienem teraz stać u boku ukochanej, noszącej w łonie nasze dziecko. Zamiast tego, dryfowałem ponad polem bitwy – potężny jak nigdy, nic nie znaczący – jak zawsze.

– Zaczynaj, Odkupicielu. Czekają na twoje słowa.

Mogłem odegrać swą rolę, albo ratować resztki godności i powiedzieć prawdę. W obu przypadkach nie byłem już w stanie niczego zmienić. Megafony podpięte pod kadłubami szybującej wysoko flotylli vergha, transmitowały przemowę do najdalszych zakątków frontu.

– Żołnierze! Bracia! Wolni wojownicy jassich! Jako wasz Odkupiciel, powiadam wam, jesteście dokładnie tam, gdzie chcieli was skierować Starsi, i robicie dokładnie to, co przewidzieli.

Ledwie dokończyłem, gdy z odsłuchu popłynęła muzyka. Wystąpienie dobiegło końca.

– Nie tak się umawialiśmy, ale niech ci będzie. To co zrobiłeś, nie ma już żadnego znaczenia. Dokończymy tę rewolucję po swojemu. Bez twojej pomocy.

– Wiem, Radju… Przyjacielu.

– Zabierzcie go stąd. Nie będzie nam już potrzebny.

Kiedy w eskorcie moich własnych gwardzistów wyprowadzano mnie z centrum, ponad rozwijającymi szyk dywizjami nadal rozbrzmiewały dźwięki melodii, która przerwała spóźnione wyznanie wiary. Przestworza wypełniał skoczny rytm „The Logical Song”, jednego z największych przebojów Supertramp. Nie było mi do śmiechu. Myślałem tylko o Kornelii.

***

W trakcie przerzutu mieliśmy sporo czasu by opracować strategię postępowania na wypadek, gdyby wydostanie pierwowzoru okazało się niemożliwe. Przy okazji Kornel przemycał rozmaite ciekawostki zasłyszane na temat Tulferbejli.

– Podobno panują tam przejmujący chłód i rozkład. Wszystko spowija zimna mgła i odór zgnilizny.

– Widziałeś kiedyś Siostrzyczkę?

– Nie, pani. Skriiz Narg Pouff unikają rejestratorów.

– Jak to?

– Pod ich wpływem niszczeją wszelkie zapisy obrazu i dźwięku. Wariują nawet skanery molekularne.

– Zawodne zmysły są lepsze niż najbardziej zaawansowana aparatura?

– Tak to ponoć wygląda w Tulferbejli.

– To po co targamy ze sobą ten cały majdan?

– Majdan?

– Sprzęt.

– Będzie okazja do eksperymentów. Być może odkryjemy coś nowego.

– Czy to inicjatywa Radju? – Moje pytanie najwyraźniej spłoszyło Kornela. Zwlekał z odpowiedzią, a plamy na pysku poczęły delikatnie ciemnieć.

– Co jest grane?

– Nie rozumiem, pani.

– Natomiast ja rozumiem, że nie jesteś ze mną szczery, Kornelu. Dlaczego?

– Wypełniam rozkazy. – Źrenice obu par oczu jassiego uległy gwałtownemu powiększeniu.

– Nie potrafisz kłamać. Pomogę ci. Radju zorganizował tę wyprawę pod pretekstem likwidacji zaburzenia, jakim jest współistnienie w obrębie tego samego kontinuum pozytywu i negatywu bytu jednostkowego. Wątpię, czy wie co naprawdę może nas spotkać tam, dokąd zmierzamy. Gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, iż prawdziwym celem było rozdzielenie mnie z mężem. Przy okazji wycieczki przetestujecie dostępne rozwiązania technologiczne. To bardziej wojenny rekonesans, niż misja ratunkowa, czyż nie? Imperialne plany wymagają wiedzy na temat słabych punktów potencjalnego przeciwnika. Wszystkie nasze wcześniejsze ustalenia są guzik warte. Znając zapobiegliwość twego dowódcy, podejrzewam, że masz już gotowy plan awaryjny, dzięki któremu zdobyte informacje dotrą z powrotem do Ox. Czy ja i moje dziecko będziemy mieli szansę? Nie udawaj zaskoczenia. Przygotowując intrygę, Radju nie mógł pominąć tak istotnego szczegółu jak moja ciąża.

– Pani! Zdumiewasz mnie, ja… To co mówisz, jest prawdą, lecz przysięgam, instrukcje zobowiązują mnie do zapewnienia ci wszelkiej pomocy i ochrony. Ja… – Kornel dygotał jak rozpięty na łożu tortur. – Nigdy nie wykonałbym rozkazu bezpośrednio zagrażającego twemu życiu. Wyprawa jest niebezpieczna, ale póki jestem przy tobie…

– Nic mi nie grozi?

– Tak! – Urażony do żywego zerwał się z miejsca marszcząc pysk w grymasie prawdziwej udręki. Po plamiastych policzkach spływały gęste, błękitne krople. – Mam swój honor, pani. Nie interesuje mnie polityka. Jestem żołnierzem!

– Spokojnie. Muszę w to wierzyć. Nie mam wyboru. Zapamiętaj jednak, że brak zainteresowania polityką nie zwalnia cię z odpowiedzialności za własne czyny. Prędzej czy później, rewolucja upomni się o ciebie. Twoje obecne położenie to najlepszy dowód, jak trudno zachować neutralność. Ciężko ci? Rozważ, przed jakimi wyborami musieli stawać Starsi? Jakie brzemię dźwiga Odkupiciel? Co czuje matka walcząca o życie dziecka?

– Pani! Wystarczy! Przestań, proszę. Pojąłem swą lekcję. Będę bronił ciebie i nowego życia, które w sobie nosisz. Korpfejt uprzedzał, że jesteś niebezpieczna, ale aż do tej chwili, nie rozumiałem co go niepokoiło. Nikt nigdy nie próbował mnie nakłonić do zamachu! Wybacz pani, czy mogę odejść?

– Tak, Kornelu.

***

Koniec
Nowa Fantastyka