- Opowiadanie: Pol Saj - Braterstwo Smoków - Przewodnik (pierwsze rozdziały I-II)

Braterstwo Smoków - Przewodnik (pierwsze rozdziały I-II)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Braterstwo Smoków - Przewodnik (pierwsze rozdziały I-II)

Braterstwo Smoków – Odrodzenie(Przewodnik) – Pol Saj

I
Ostatkiem sił i resztką tlenu w płucach odbił się mocno od dna z nadzieją, że bezpiecznie uda się uniknąć tego cholerstwa. Nadzieja jednak zwykle bywa ułudą. Wiweryn trwał z uporem nad krawędzią zalanej niszy i wpatrywał się w krwistą breję. Wiedział doskonale że jego ofiara wcześniej czy później musi wypłynąć.
I słuszna to logika, lecz rozlewisko było zbyt rozległe i nie sposób było upilnować każdej krawędzi i zaułka poszarpanego brzegu. Było to zadanie niewykonalne nawet dla wiweryna.
Wiweryn w skupieniu nasłuchiwał pojedynczych pęknięć baniek gazu uwalniających się z krwistej brei, starał się kontrolować własny oddech który wydawały przytłumiony syk kiedy opuszczał nozdrza, by nie przegapić momentu wynurzenia zabójcy jego samicy i ich dwójki dorosłych prawie młodych. Jego wściekłość mieszała się ze zdziwieniem jak do tego mogło dojść, tutaj w ich własnym legowisku. Kim jest ten człowiek, który samotnie zaatakował gniazdo wiwerynów.
– Muszę zaryzykować, dłużej nie wytrzymam, utonę w tym gównie– myśl o bezsensownej śmierci zrobiła swoje. Zabójca wiwerynów musiał wypłynąć. Wypływał spokojnie pod ostrym kontem od miejsca gdzie spodziewał się swego przeciwnika. Przerażał go fakt, że nawet tuż pod powierzchnią było ciemno i nie mógł dostrzec nic ponad lustrem gęstej, mętnej wody wymieszanej z juchą i wnętrznościami trzech wiwerynów które dzisiaj wypatroszył. Liczył na swoje szczęście i intuicję zabójcy, która nigdy go nie zawiodła. Lecz nie tym razem…
Wiweryn przeklinał los i stwórcę. Jest podgatunkiem smoka, nie posiada smoczej kości i musi polegać tylko na swoim zmyśle węchu i wzroku. Jakże teraz przydała by się umiejętność usłyszenia przesuwających się cząstek pod powierzchnią wody… Wszystko byłoby jasne, bez trudu czekałby w miejscu wynurzenia zabójcy jego rodziny. Jednak nie wszystko stracone. Jego przeciwnik pod wodą wypuścił odrobinę powietrza – Na to czekałem – pomyślał wiwery, który bez trudu wyczuł zapach cząstek wymiany gazów – No jeszcze tylko raz a najlepiej dwa razy żebym wiedział gdzie na ciebie czekać – i oto jak odpowiedź na modlitwę, półtora metra w lewo do wystającego z zalewiska ostrego pala skalnego pękła druga i chwilę dalej trzecia bańka powietrza uwolniona z płuc człowieka. To najlepszy trop dla zmysłu tak potężnego. Wiweryny, mistrzowie tropienia. Jedyne stworzenia które potrafią wywęszyć ofiarę nawet kiedy tropią z wiatrem .
Bezszelestnie przesuwał swoje wężowate, zaopatrzone w mocno uzbrojone pazurami łapy wzdłuż śladu jaki pozostawiła woń baniek powietrza wypuszczona z płuc człowieka. Sunął się z nisko opuszczonym pyskiem by jeszcze nim się zabójca wynurzy pochwycić go w jego silne i potężne szczęki. Nie chciał z nim walczyć, chciał jak najszybciej go zniszczyć, zabić jednym kłapnięciem szczęk. Był gotów zabić w każdej chwili…
Odległość od miejsca, w którym zabójca ukrył się przed kłami wiweryna w zalewisku, a miejscem wynurzenia była niewielka, jakieś pięć, może osiem metrów, ale czas który oddzielał te dwa punkty wydawał się nieskończony. Zabójca po omacku instynktownie kierował się do miejsca, które uważał za bezpieczne. Tam chciał wynurzyć się i ponownie zaatakować . Był już tuż pod powierzchnią kiedy w jego czaszce zadudniło potężnym echem wezwanie Przewodnika – Miecz głupcze! Miecz idzie przed tobą !! – Nienawidzę tego głosu – pomyślał. Głos który posiadał tylko nazwę, nie posiadał imienia, kształtu, zapachu.

 

******************
– Co to znowu do cholery. Pieprzony listonosz. Nigdy nie chce się mu wrócić i zawsze to samo, zostawia przesyłki pod drzwiami. Jak pada zwykle niewiele z nich zostaje… – Tyle razy już to zgłaszał w urzędzie pocztowym, gdzie, zwykle uprzejmie go przepraszała uśmiechnięta i piękna młoda dziewczyna, na którą nie sposób się wściekać, i deklarowała że coś z tym zrobią…
A swoją drogą, we wszystkich urzędach i punktach obsługi klienta chyba celowo obsadzają stanowiska tak uroczymi pięknościami by facet zmiękł na sam widok, lub totalnymi maszkarami, które gdy mówią -„czym mogę służyć"– to już odnosi się wrażenie, że cię zaatakowały…
-Tak, to było wtedy, wtedy pierwszy raz usłyszałem głos, który był tak wyraźny i tak silny. Wtedy zrozumiałem o czym mówią schizofrenicy, gdy oskarżają głosy w ich głowach. – Wracając do domu znalazł pod drzwiami zawinięty w jakieś płótno przedmiot. Spore, płaskie pudełko. Było oczywiście mokre bo panienka w okienku nadal jest śliczna, a listonosz nadal totalnym idiotą. Był wściekły na listonosza. Dopiero w domu zauważył, że jego złość nie powinna batożyć listonosza, bo nie jest to przesyłka pocztowa… Nie posiadała adresu odbiorcy ani nadawcy. Nie posiadała żadnych oznak urzędowych. To było zwykłe zawiniątko podrzucone pod drzwi.
Ostrożnie zaczął rozwijać przemoczoną niespodziankę. Nie zdjął nawet mokrego płaszcza i mokrych pantofli – to było bardzo interesujące – Co to jest i co to robi pod moimi drzwiami. Przecież nikt mnie tu nie zna – przeniósł się do Zjednoczonego Królestwa z europy wschodniej trzy miesiące temu i nikogo nie poinformował gdzie i dlaczego jedzie. Taką miał wewnętrzną potrzebę.
Pozbył się mokrej szmaty, która służyła wierzchniej ochronie zawartości i oniemiał…. – Ale numer, tak lało a ty nawet plamki wody nie masz na swej pięknej obwolucie – Przykrył dłońmi skórzaną okładkę księgi – Jesteś piękna, kto cię tu podrzucił, jesteś ręcznie robiona, ile ty masz lat moja droga – przemawiał do księgi jak do kochanki, kochał książki, czuł do nich szacunek. Potrafił godzinami wpatrywać się w ciekawy egzemplarz, a taki mu się niewątpliwie trafił.
– Jestem szczęśliwy, że jesteś, tylko powiedz mi skąd i kto cię tu podrzucił, a może dlaczego? Jesteś jedną wielką tajemnicą… – oglądał księgę z każdej strony, ważył ją w rękach, lecz nie chciał jej jeszcze otworzyć, chciał czuć jej tajemnicę. Usiadł w ulubionym, od dwóch miesięcy, fotelu z księgą na kolanach. Zamknął oczy i wyłączył myślenie. Chciał się szybko zrelaksować. Wtedy poczuł, że nie tylko księga jest nowym zjawiskiem w jego domu. Wyraźnie czuł czyjąś obecność, nikogo nie widział i nie słyszał, ale wiedział, że nie jest w domu sam.
– Kto tu jest?– zapytał głośno, nerwowo rozglądając się po jedynym pokoju jaki posiada jego mieszkanie. Nikt nie odpowiedział. Zerwał się na nogi, księga upadła uderzając głucho o drewnianą podłogę. Nerwowo przeszukał łazienkę i kuchnię. Wrócił do pokoju. Na podłodze leżała otwarta księga. Spojrzał z góry na zawartość strony i osłupiał.
– Dziwisz się, Przyjacielu – tuż za sobą niemal w swojej głowie usłyszał dźwięczny silny i wyraźny głos. Obejrzał się gwałtownie nikogo nie było….

*************************

Głos Przewodnika, który był jak jego osobisty anioł stróż. Zawsze wiedział co należy zrobić.

– Miecz przede mną. Dobrze, Przewodniku, zaraz wszystko się rozstrzygnie. Cztery bestie w jeden dzień– jestem niesamowity – dodawał sobie otuchy i odwagi tuż przed wynurzeniem.
Wiweryn napiął mięśnie całego grzbietu gotowy uderzyć. Dokładnie wiedział w którym miejscy wynurzy się jego przeciwnik. Widział już poruszającą się wodę na powierzchni wypychaną od dołu. -Teraz! – przebiegł przez myśl rozkaz dla mięśni. Ten sam rozkaz dla dwóch różnych istot. Uderzyli. Wiweryn z całą mocą uderzył otwartą paszczą w lustro wody. W tej samej sekundzie z dużą siłą wynurzył się z toni jego przeciwnik, lecz nim pojawił się człowiek najpierw z toni wystrzelił śmiertelnie groźny miecz…
Obaj chybili.
Obaj byli blisko. Zanurzająca się paszcza otarła się o gwałtownie wynurzające się ciało. Nim atak się zakończył obaj wiedzieli, że ponieśli klęskę. Wiweryn był pewny, że zdąży zacisnąć swoje mocarne szczęki na ciele zabójcy, ale wiedział też, że nie uniknie jego miecza – oto koniec – pomyślał i uderzył na ślepo obok. Trafił. Czół jak jego kły wpijają się w coś miękkiego cielistego, był szczęśliwy mimo tępego bólu jaki poczuł w chwili ponownego ataku. Bólu, który rozchodził się ogniem po całym ciele od dołu czaszki ku mózgowi, gdzie utkwiło ostrze potężnego miecza, ku sercu, ku wszystkim mięśniom, które słabły z każdą sekundą – tylko jeszcze trochę, muszę przetrzymać, nie mogę rozluźnić szczęki. Dlaczego on nie ginie, dlaczego jeszcze walczy. Już nie mogę bardziej zacisnąć. Giń razem ze mną – szalały w głowie ostatnie myśli, świat robił się ciężki, ból odchodził razem z życiem. Wiwerym po raz ostatni rozluźnił szczęki…

************

Obudził go gwałtowny hałas i ból. Kolejna noc nie przespana. Kolejna noc serialu z koszmarami. Od dwóch miesięcy nie przespał spokojnie jednej nocy. Zawsze budził się wyczerpany, zmęczony jakby walczył całą noc. Myślał już poważnie o tym by zgłosić się do psychiatry, ale nie koniecznie był przekonany co ma powiedzieć.

– Nie powiem przecież, że czuję się smokiem i od dwóch miesięcy miewam koszmary ze smokami i innym paskudztwem w roli głównej – cóż to prawda, brzmi to dziwnie ale tak właśnie było.

*************************

Nim skończył 32 lata nic nadzwyczajnego w jego życiu się nie wydarzyło. Kochał. Trochę szalał. Dużo czytał. Kocha książki za ich mądrość, którą rozdają wszystkim. Wystarczy po nią sięgnąć… Teraz jednak jego świat nabrał dziwacznej fabuły. Sam nie wie dlaczego któregoś dnia, rano obudził się ze świadomością, że musi wyjechać jak najdalej. Jak najszybciej wybiegł z domu wprost do samochodu. Włączył silnik i za chwilę stał w centrum, przed jakimś biurem turystycznym. Przed nim stała bardzo zgrabna młoda kobieta, która pachniała cudownie Angel Cacharel'a. Ten zapach wielokrotnie go zniewalał. Był gotów iść za nią wszędzie.

– Tak, jeśli to możliwe może być na jutro. O której będę w Manchesterze.– zapytała zjawiskowa piękność
– Po jutrze około 19.00. Odpowiada to Pani – upewniła się agentka biura podróży
– O, tak poproszę o ten rejs.
Rejs… jak to ładnie i romantycznie zabrzmiało– pomyślał i zapadł w dziwne odrętwienie, z którego wyrwała go agentka biura podróży
– Słucham pana, w czym mogę pomóc?
– Pomóc, mi, ach tak. Proszę mi wybaczyć, zamyśliłem się…
– Tak, i to bardzo, aż mnie pan przestraszył…
– Słucham?
– od jakichś dwóch minut pytałam pana, czego Pan sobie życzy… Ale Pan nie odpowiadał…
-O, przepraszam bardzo. Czy są jeszcze bilety na Rejs – zaakcentował celowo to słowo rozkoszując się jego magią – do Manchesteru na jutro?
– Tak, mam jeszcze dwa miejsca…
-To świetnie, ale poradzę sobie na jednym – starał się być dowcipny, lecz nie koniecznie mu wyszło. Najważniejsze, że już jutro będzie siedział gdzieś blisko tej piękności i będzie w drodze do nowego życia.

*******************

-Psychiatra. Może jednak powinienem do niego pójść. – zastanawiał się głośno. Nieprzespane noce bardzo dużo go kosztowały, a do tego te głosy w jego głowie. Przewodnik… Obiektywizm tej sytuacji nie pozostawia złudzeń. Myślał trzeźwo, mimo głębokiej irytacji swoim stanem – Muszę znaleźć początek, tak, wtedy będzie mi łatwiej….
********************
Do godziny 21.00 cały dom wypełniał zgiełk szalejących dziesięcio i jednenastolatków. Tak, to był dzień jego jedenastych urodzin. Padł na łóżko tak zmęczony, że rodzice odpuścili mu wieczorną toaletę. Dwadzieścia minut po drugiej w nocy obudził cały dom krzykiem. Nim rodzice weszli go jego sypialni zdążył już zapalić światło i schować się pod łóżko.
– Boże, co się dzieje! Synek gdzie jesteś. To tylko sen…. Chodź do mnie, już, tu jestem – mówił czule ojciec wydobywając jego rozedrgane, spięte ciało spod łóżka. Wczepił się w ojca z taką siłą, że ten musiał protestować.
– Dziecko co się stało, miałeś zły sen. To dlatego że dzisiaj miałeś dużo przeżyć. Powiedz co ci się przyśniło… – lecz odpowiedzi nie było. Pierwszy raz opowiedział o tym śnie dopiero po trzech tygodniach. Kiedy po raz drugi postawił cały dom na nogi.
– Trzeba koniecznie coś z tym zrobić – orzekł ojciec – on ma koszmary. Dzieci w jego wieku miewają koszmary, ale on się okaleczył! Jutro idź z nim do lekarza niech coś mu dadzą.
Matka tylko kiwnęła głową na zgodę. Nie potrafiła nic powiedzieć, gdyż łzy dławiły jej gardło. Jej synek, jej jedenastoletni synek rozciął sobie prawie całą klatkę piersiową i brzuch i to aż cztery razy…
– Gdzie jest Przewodnik – mamrotał, najpierw cicho potem coraz głośniej, aż zaczął krzyczeć.-Gdzie jest Przewodnik. On mnie uratuje! Zabierzcie mnie do niego!.
Rodzice z przerażeniem przytulili go między sobą jakby chcieli go przed czymś ukryć. Trwali tak około Godziny. Nikt już nie usnął do rana.
– Kim jest Przewodnik, synku, przed czym cię uratuje, co ci się śniło opowiesz mam? – starał się uspokoić go i czegoś dowiedzieć ojciec.
– Tato, tu się będą działy bardzo złe rzeczy. Musimy stąd uciekać …
– Skarbie, nic się złego tu nie stanie, o czym ty mówisz. To tylko sen…
-Dlaczego nie chcecie mi uwierzyć – zaczął szlochać – to ON mnie tak podrapał. Przewodnik mnie uratował…
– Ktoś cię tak podrapał, a może ty sam tylko nie pa….
– Nie! – ostro zaprotestował – to On chciał żebym z nim poszedł, ale On jest zły, bardzo zły. Kiedy mnie dotykał widziałem straszne rzeczy. Jak powiedziałem, że z nim nie pójdę, chwycił mnie w swoje łapy i chciał porwać. Przewodnik w ostatniej chwili zdążył złapać mnie za nogi. Bardzo mocno mnie ciągnął, aż mam siniaki na nogach.– w tej chwili uniósł swoje zbyt długie nogawki piżamy i ukazał wyraźne ślady palców dużej męskiej dłoni na jego goleniach. Matka zemdlała. Ojciec tydzień później wszedł do pokoju sypialni syna by sprawdzić czy wszystko w porządku i już nigdy z niej nie wyszedł. Zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego ciało znaleziono rano obok łóżka przerażonego syna.

*********************

-Rzeczywiście, Przewodnik, już ze mną bywał w dzieciństwie, jak mogłem o tym zapomnieć. -pomyślał i w tej chwili poczuł ogromny lęk. Jednak jego życie było bardziej barwne niż pamiętał. Przypomniał swoje dzieciństwo, o którym za wszelko cenę pragnął zapomnieć – tamte koszmary – wyszeptał niemo do własnej świadomości – one były bardzo rzeczywiste. Prawie, jak te teraz. Tylko wtedy nie walczyłem na śmierć i życie, nie byłem śmiercią…. Co się znowu do cholery dzieję! Jestem cały mokry. Lepię się od potu i noga mnie boli jak diabli. Musiałem na nią spaść niefortunnie z łóżka – pomyślał. Czuł nieznośne parcie na pęcherz. Kuśtykając wszedł do łazienki. Włączył światło. Naprzeciwko wejścia, całą prawię ścianę zdobiło lustro, w którym za każdym razem wchodząc do łazienki pozdrawiał się i zadawał sobie pytania egzystencjonalne, na które oczywiście nie odpowiadał, gdyż nie znał na nie odpowiedzi…..

Tym razem nie zadał pytania. Nie zdążył. Jedyne co zdążył powiedzieć nim osunął się na podłogę to było klasyczne – O kurwa!…

*********************

Angel… Najsłodszy zapach pożądania zespolony z pięknym ciałem niszczył jego niezależność i indywidualizm. Nie był kobieciarzem. Co to, to nie. Był smakoszem, degustatorem piękna i namiętności. Odznaczał się tym czego większości facetów brakuje… Był niezwykle nieśmiały wobec kobiet, lecz tą nieśmiałość tłumił w sobie i traktował jak wyzwanie życie. Więc im piękniejsza i bardziej niedostępna kobieta tym szybciej ją osaczał, nie po to, by ją zdobyć ale po to, by pokonać siebie. Zwierzyna szła w sidła sama.

– Witaj – odezwał się pierwszy do zapachu który go zniewolił – wczoraj spotkaliśmy się w biurze turystycznym, zapamiętałem twój zapach. Piękny..
– Dzięki, to Cacharel….
– Wiem, Angel. Uwielbiam tę kompozycję na pięknych kobietach. Będę miał przyjemną podróż… Pozwól, że się przedstawię. Jestem…
-Nie – zaprotestowała cudowna istota – lepiej nie… Nie chcę wiedzieć jak się nazywasz, nie chcę wiedzieć o tobie nic. To nasze dwa dni. Nie wiemy co się wydarzy więc jeśli znikniemy na koniec podróży nie będzie nam tak żal…
– Ciekaa postawa, lecz jej nie rozumiem…
– Wiem, wczoraj kupowałeś bilet do Manchesteru, stałeś za mną i wąchałeś moje włosy. Robiłeś to dyskretnie, ale to czułam. Czekałam by cię zaczepić, ale nie musiałam. Słyszałam jak zamawiasz bilet. Więc ….
-Więc dostrzegliśmy się wzajemnie.
– Chyba tak, ale to tylko chwila w naszym życiu. To zauroczenie, które odpłynie lecz teraz da nam sporo radości i podróż uczyni znośną.. – największa bzdura jaką wymyślić mogła tylko kobieta. Po takim wstępie obudziła pożądanie w każdym włóknie jego ciała. Pachniała cudnie, wyglądała jeszcze cudniej. Co chwila ocierała się o niego, dotykała go, nęciła i powiedziała, że zniknie na zawsze w Manchesterze. I to ma uczynić podróż znośną. Czuł zgrozę sytuacji. Żałował, że uległ tej chwili.– Po co mi to – myślał nerwowo, czuł, że zaczyna się pocić z napięcia, a to dopiero początek podróży…
Szukał innych obrazów w swojej pamięci by odciąć się od Angell – tak ją nazwał. Niestety ona zdecydowała inaczej. Po godzinie jazdy oparła się o jego ramię i zasnęła. Czuł jak coraz bardziej się w niego wtula. Objął ją ramieniem, jej czubek głowy znalazł się pod jego brodą. Nie mógł się powstrzymać. Pocałował jej włosy. Nie spała, Natychmiast zareagowała. Wsunęła dłoń pod jego bluzę i zaczęła głaskać niemal niewidocznie jego brzuch, wyraźnie kierując się ku klamrze paska u spodni. – To będzie bardzo ciężka podróż – pomyślał i bez zbędnej żenady przesunął ramię tak by jego dłoń spoczęła na jej kształtnym i jędrnym pośladku…

**************

To było miłe wspomnienie. Najlepsza podróż jego życia. Angell potrafiła improwizować i wykorzystać każdą chwilę by mogli się zbliżyć. W życiu tyle razy nie szczytował jak podczas tych niedogodnych warunków…. Ale dlaczego teraz to do niego wraca. Czemu teraz, gdy jest tak przerażony ten obraz wypełnia mu wspomnienia.

***********************
Jedno spojrzenie w lustro łazienki i cały świat zachwiał się w posadach. Zawył z bólu i przerażenia – wszystko wraca – pomyślał siedząc na chłodnych kafelkach – tak było i w dzieciństwie, dlaczego o tym zapomniałem – jego myśli biegały nie tylko po głowie ale po całym zdawałoby się mieszkaniu. – Ojciec, Przecież wiem co się stało, byłem tam. Dlaczego nie mogę sobie tego przypomnieć. – Intensywnie szukał najmniejszego szczegółu o który mógłby oprzeć wspomnienia z tamtej nocy. Nic pustka. Pozostała tylko jedna pewność. Jego sen przechodził w jawę. Nie potrafił tego wyjaśnić. Nikt też mu nie wierzył. Nie pamiętał bardzo bolesnego dla niego okresu kiedy w niecały miesiąc po śmierci jego ojca matka odebrała sobie życie. Tak brzmi oficjalny raport koronera. On był przy niej gdy przybyła pomoc. Cały splamiony krwią płynącą strumieniem z podciętego gardła matki siedział na podłodze, podtrzymywał jej głowę i mruczał dziwną melodię złożoną ze słów których nikt nie rozumiał. Następne pięć lat spędził w zakładzie zamkniętym utrzymywany w stanie silnego odurzenia.

*************

W lustrze ujrzał siebie, nie zdążył nawet zareagować na to co ujrzał. Usłyszał tylko – O kurwa! – które wydarło się z jego gardła i osunął się na podłogę łazienki. Nie potłukł sobie nogi spadając z łóżka, to nie koszmar nocny tak go zmęczył. Był lepki od krwi. Miał ranny na całym ciele, a noga wyraźnie nosiła ślady olbrzymich zębów – O Kurwa, kurwa, kurwa! To nie był pieprzony koszmar. Ja, ja walczyłem z tymi bestiami. Kurwa, przecież mogłem zginąć. Co się tu dzieje. – zaczął głęboko oddychać by odzyskać spokój – Muszę chwilę spokojnie pomyśleć, a może ja dalej śnię, może muszę się obudzić. Tak, to musi być dalszy ciąg tych koszmarów. Nie ma innego logicznego wyjaśnienia dla takich zdarzeń. – oj jak się mylił i jak się łudził. Ślepo wierzył w zrządzenie losu, lecz los nigdy nie bywa ślepy. Księga nie trafiła do niego też przypadkowo. Nic nie jest dziełem przypadku. Nic…

 

 

II

Czuł się wspaniale. Po ostatnich kosznarach i zdarzeniach wszystko wróciło do normy. Sypiał dobrze. Każdy dzień był doskonały. Nie miał lęków, dziwnych wizji. Czuł w sobie wielką siłę. Był gotowy na dalsze życie.

– Jesteś tutaj moja piękna – czule zwrócił się do księgi, którą znalazł jakiś czas temu na progu swoich drzwi. – Wybacz, że nie poświęciłem ci czasu ale teraz jestem twój. – zdecydował się przestudiować księgą i znaleźć odpowiedzi na pytania, które się w związku z nią zrodziły. Usiadł wygodnie w ulubionym fotelu. Ujął księgę w dłonie. Czuł się dziwnie. Czuł że ta sytuacja go ekscytuje, wręcz podnieca. Otworzył księgę i równie szeroko oczy. Z kart księgi zniknęły zapisy. Zobaczył czyste pożółkłe stronice.
Znowu poczuł nieodpartą obecność kogoś lub czegoś w domu, nie miał jednak ani siły ani ochoty protestować poddał się biegowi zdarzeń…
– Przyjacielu, otwierając tę księgę zagłębiasz się w jedną z największych tajemnic tworzenia losów świata i nie mówię tu o twoim świecie, ani też o świecie mego czasu, bo tylko czas może być wagą, którą można mierzyć zaplatającą się w sobie przestrzeń i zdarzenia. – Nie był przekonany czy te słowa przeczytał czy je słyszy, lecz przestało to już mieć znaczenie. Godził się na wszystko.
– Z własnego wyboru– ciągnął dalej głos do którego już chyba przywykł – dotkniesz największych trosk i najmilszej rozkoszy poznanie tego, co było, tego, co jest i tego, co będzie. I nie myśl proszę, że to wystarczy byś mógł czytać losy przyszłe, bo te, w chwili, gdy to czytasz, są już przeszłe, podobnie jak mój los, który już minął, ale jeszcze trwa i toczy bój o pamięć. – nic z tego nie rozumiał, ale było mu to obojętne. Nie protestował.
-Oto jesteś, ty, którego odnalazła Księga Czasu . Oto chwila, która przynależy do ciebie i twoim jest wyborem. Znaki i Księga wybrały ciebie, ale ty możesz odrzucić ten wybór. Pamiętaj jednak, że jeśli zdecydujesz się zagłębić w jej tajemnice i nie odłożysz jej teraz, nie uczynisz tego nigdy, stanie się ona twoim przeznaczeniem, bo los twój jest zapisany w tej księdze i tworzy się nieodłącznie z jej treścią. Próżno szukać odpowiedzi na pytania dnia następnego, bowiem nie ma znaczenia miejsce, w którym księgę otworzysz. Zawsze będziesz w tym właściwym miejscu, dokładnie tu gdzie odwróciłeś się od naznaczonego ci czasu. Bo czas jest w mocy Księgi. – o czym on mówi? Zastanawiał się, lecz nie na tyle by się angażować. Przyjął postawę obojętności. Jednak słowa układały się w pewien przekaz, który wpajał się w jego najdalsze zakamarki mózgu. Więc trwał.
-I o ile posiadłeś już tajemnice Atlantydów, Hetytów, Akadyjczyków, Babilończyków, Chaldejczyków i innych starożytnych czy też, poznałeś dumę ludzi Kitaju i światłą myśl Kantończyków, o ile starłeś się z bytami panów olimpijskich, o tyle powiem ci, błądzisz, wierząc, że wiesz, jak rodzi się blask księżyca, jak budzi się poranny promień życiodajnego światła. Legendy o największych bohaterach przeszłych światów, jak więdnące płatki kwiatu odsłaniają rodzący się owoc tak one odsłaniają jądro zdarzeń spirali życia.
Oto jestem przed tobą, Przyjacielu, by cię z twojej woli i mojego przeznaczenia, powieść w głąb prastarych zdarzeń. Jeśli serce masz czyste i otwarte, głowę jasną i wolę niezłomną to mówię ci, oto jest czas, który czekał na ciebie, przyjmij mnie swego przewodnika. O nic nie pytaj, bowiem pytania już mają odpowiedź, doprowadzę cie do niej. Bądź silny, niezłomny i ufny w twoje przeznaczenie, a posiądziesz nowe serce do nowego życia. Wyjawię ci twe imię, jakie nadano ci w chwili stworzenia oraz moc drzemiącą w jego brzmieniu – musisz jednak być przygotowany na jego siłę. Zatem odłóż księgę teraz lub pójdź za naznaczonym losem. – nastała cisza, która trwała. Nie potrafił określić jak długo. Z ciszy i zadumy wyrwał go ponownie głos Przewodnika.
– Dokonałeś wyboru. Nie zamknąłeś księgi. Pozostajesz w jej mocy. Nauczę cię ją odczytywać. Oto księga ksiąg, której nie czyta się oczami a pełnią ducha i otwartym sercem. Wystarczy ją ująć w dłonie, zewrzeć powieki i poddać się jej treści.
Posłuchaj, zatem, o zdarzeniach, które były udziałem mego czasu, zaczerpnij z mej mądrości i ocal pamięć pierwszej chwili życia.
Widzę twoje przerażenie, twój lęk i zdziwienie. Nie obawiaj się. To, co teraz czujesz jest wyrazem twego człowieczeństwa. Zatop się w tym cieple, które zaczyna cię wypełniać, za chwilę doznasz uczucia głębokiego spokoju i nie opuści cię ono do naszego następnego spotkania. Oto przygotowanie do tego, co poznasz. Dzisiaj tylko tyle. Będziesz w swym umyśle ciągle słyszał barwę mego głosu, nie obawiaj się to nie szaleństwo cię trawi, ale uczysz się mnie słyszeć w zgiełku świata. Uczysz się mego głosu, aż zaczniesz go rozumieć i przyjmiesz naukę z niego płynącą. Jesteś jak szczenię wilka, które musi rozpoznać zawołanie swej matki, lub zginie.
Teraz trwaj.
Po niejasnym doznaniu, w którym bardziej słyszał słowa niż je widział na stronach dziwacznej księgi, usnął.

**************

Za zasłoną powiek rozwiera się kraina pełna upiornej nagości skał, wysokich i ostrych. Jedne gotowe do ciosu, inne wyglądają jakby dopiero, co rozpruły nabrzmiały brzuch stroskanej matki ziemi. Smutne, cienkie stróżki potoków sączą się ku dolinie jak krew z użytego ostrza. Ich wstyd mordu kryje ciężka mgła, chciwie uczepiona skalnych wypustów. I ten wszędobylski ni to szum, ni to ryk wiatru łamiącego swe członki na graniach. Obraz wiruje coraz szybciej, słyszał bardziej niż czuł głuche uderzenia serca, które z taką siłą tłoczy krew do mózgu, że ten zdaje się za chwilę eksplodować. Jakże to inne uczucie od spokoju, dnia wczorajszego. I ten ból odczuwany całym ciałem.

Świtało, kiedy głęboki i spokojny głos Przewodnika, jakby maga z tajemniczych baśni wezwał go do siebie. Nie potrafił określić treści słów, może ten głos nie miał treści, ale wiedział, że ma ująć w dłonie Księgę. Zrobił to nie wstając nawet z łoża. Zamknął oczy i został wchłonięty w coś, co nie miało nazwy w jego odbiorze. Czuł tylko olbrzymi pęd, w którym nie używał nawet najmniejszego włókna mięśni, a jednak pędził w dziwny i przerażający świat. Całą swoją mocą starał się skupić i wychwycić choćby cień głosu Przewodnika, lecz słyszał tylko ryk wiatru powodowany pędem. Lęk i jednocześnie złość na siebie samego za wczorajszą ciekawość doprowadzała do obłędu.
Takie rzeczy się nie zdarzają. – tłumaczył sobie – Cóż mogło mi się stać! To tylko kilka słów wstępu starej księgi spisanej na starych, tłustych kartach. A teraz czuję się jak idiota w klasycznym filmie grozy, wchodzący nocą po ciemku do piwnicy, z której słychać odgłosy bestii. Uległem przemożnej pewności siebie i sceptycznej naturze mego charakteru. Zostałem wessany w nieznany miraż, który jest fizyczny i namacalny. A jeśli to się dzieje naprawdę, a jeśli nie obudzę się, bo to nie sen. Boże Wszechmogący zostanę sam w tym dziwnym miejscu, jako kto? Jako ofiara rzucona na pożarcie w tym dzikim bezludziu?
– Przyjacielu… Przyjacielu…
– Przewodniku, to ty, co się ze mną dzieje, gdzie jesteś! Dlaczego jestem sam, nie widzę cię i nie słyszę? Przecież to nie może dziać się naprawdę.
– Przyjacielu, poddaj się czasowi, nie walcz z tym, co postanowione. I nie narzekaj. Jestem ciągle przy tobie dla twojej ochrony, nim nie dojrzeje twoja świadomość.
– Do czego mam dojrzeć, wyjaśnij mi to, nie decydowałem się na to w pełni świadomy, bo jak można decydować się na coś, co jest fikcją, mirażem literackim. Powiedz, o co tu chodzi. I dlaczego cię nie widzę i nie słyszę.
– Bo nie umiesz patrzeć, ani słuchać, bądź cierpliwy.

*************

Krajobraz, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nagle zmienił się w soczystą zieleń, która pojawiła się z nikąd. Jej barwa była tak głęboka, że aż nienaturalna. Stopniowo wyciszał się tępy huk i ból w uszach. Przed oczami miał przepiękną rzeźbę łagodnych pagórków usianych tu i ówdzie wąwozami spowitymi starym borem. Nadal miał wrażenie olbrzymiej prędkości, ale mimo to dostrzegał szczegóły, nawet drobne, a to złamany konar, a to gęsto zasłany kobierzec mchu na pniu pochylonego drzewa, czasami jakiś głaz o fantazyjnej fakturze. Wszystko to było ostre, jakby miał przed sobą fotografię i nieograniczony czas na jej analizę. Dziwne uczucie, ale miłe, uspakajające.

Dźwięk! Piękny nowy dźwięk. Nie jest to muzyka, ani śpiew. Wydobywa się z ziemi! Nie potrafił go nazwać, ale jest tak piękny, że zapomniał o tym, czego już doświadczył – Chcę tu pozostać, chcę go słyszeć ciągle. – myślał – Otwieram się całym ciałem na to doznanie by nic nie uronić.
Tak tego pragnął, że nawet nie zauważył, że już nie pędzi, nie lewituje a jest twardo osadzony na rozległej polanie otoczonej olbrzymimi drzewami, które muszą liczyć setki lat. Są rozłożyste i potężne, nadnaturalne i magiczne jak miejsce, w którym się znalazł.
-Przyjacielu, oto jesteś u progu swej wędrówki. Tutaj narodzisz się powtórnie.
– Przewodniku, to ty?… Co to znaczy, o czym mówisz. Błagam pokaż się, niech wiem, z kim rozmawiam. Jak to narodzę się powtórnie?
– Jesteś niecierpliwy i pełen lęku, ale to naturalne, jesteś bardzo ludzki…
– Jestem człowiekiem, więc jestem, jaki jestem, ale dlaczego tak mnie określasz, kim lub czym ty jesteś. Przestało to być zabawne. Po co mnie tu sprowadziłeś?
– He, he, he. To ty jesteś zabawny. Nie ja cię tu sprowadziłem. To ty sam. Ja nie mam takiej władzy, już ci mówiłem, jestem tylko przewodnikiem i mam cię chronić.
– Co to za brednie, o jakiej władzy mówisz, że co, że ja mam taką władzę…
– To też i nie twoja władza, choć ta będzie się rozwijała, a ja mam zadanie cię do niej przygotować. Jeszcze raz przypomnę ci, że to ty podjąłeś decyzję. Poddaj się więc temu co jest ci przeznaczone, a ułatwisz mi zadanie i nie będziesz musiał tak cierpieć.
– To nie cierpienie, ja jestem wściekły, bo czuję się oszukany, zmanipulowany i bezsilny. Rozmawiam z wiatrem, słucham głosu w mojej głowie, to głupie. Poza tym nie muszę cię słuchać, nie jesteś moim władcą.
– To prawda, ale na wszystko przyjdzie czas.
– Mam dosyć tych gier, chcę wrócić do swego życia, wypuść mnie, natychmiast!
– Już ci mówiłem, nie mam takiej władzy by cię tu trzymać lub zwalniać. Wystarczy, że odłożysz Księgę…
Jeszcze nie umilkł dźwięk słów Przewodnika, a już rozwarł dłonie, które nie wiedzieć czemu miał zaciśnięte na Księdze, aż do bólu. Usłyszał jak ta upada na podłogę tuż obok.

**************

Poczuł gwałtowne szarpnięcie i ponownie świat zawirował, wracał drogą, którą już raz przebył, ale doznania były bardziej wyostrzone, skały bardziej upiorne, a ból rozrywał każdy centymetr jego ciała. Zbierało mu się na torsje, lecz siła z jaką pędził zamknęła mu szczelnie usta. Kolejne gwałtowne szarpnięcie i uwolnił całą zawartość żołądka wprost na pościel. Był w swoim łóżku, jak podczas większości koszmarów, które mu dokuczały. Szczęśliwy, obolały i zanieczyszczony. Zegar nadal wskazywał 5.15 – nie było go kilka sekund. Więc to musiał być koszmar, bardzo rzeczywisty, ale to tylko mara senna.

Starał się uspokoić i uporządkować myśli, podjąć jakąś decyzję. Co dalej? Czy ma o tym zapomnieć, a może potrzebuję jakiejś pomocy, jakiegoś proszku?… – może jednak to wszystko to tylko urojenie! Jestem wolny! Sprzątnę pościel, wezmę kąpiel i będzie ok. – Nic bardziej mylnego.
Opuścił nogę z łóżka, stopą trafił na coś – przeszył go dreszcz przerażenia. Na podłodze leżała Księga z inskrypcją pożerających się wzajemnie smoków, a jego stopy były świeżo ubłocone! Świat zgasł. Mmózg wyłączył się.
Ocknął się około południa, czuł zimno, głód i wszechobecny fetor wymiocin. Bał się wyjść z łóżka, bał się spojrzeć w kierunku Księgi, mając nadzieję, że jednak jej tam nie ma. Była.

***********

W głowie dudniło, powiedzmy… coś, bo nie potrafił nazwać tego. Nie był to głos ludzki, bardziej przeciągający się zwierzęcy ryk, może skowyt… Coś. Jednak miało to swoje znaczenie, rozumiał, że aby to wyciszyć, wyłączyć, musi jak najszybciej wrócić do Księgi. Wyciągnął ramię w jej kierunku, ta zdaje się sama wdarła się w dłonie. Była pełna pożądania, jak spragniona długim wyczekiwaniem na kochanka kobieta. Czuł jej delikatność, miał wrażenie, że jej skurzana obwoluta jest rozgrzana i delikatna w dotyku. Tak, niewątpliwie dotykał aksamitnej, młodej, jędrnej dziewczęcej skóry. Doznał takiej podniety, że jego męskość, aż bolała z napięcia. Całe ciało napięło się w jednej chwili. I stało się. Pokój zawirował, poczuł, że nic już nie będzie proste i oczywiste. Wyruszył w bezmiar bólu. Mijał znane już obrazy, tylko wszystko działo się znacznie szybciej i intensywniej. Wszystko było większe, ale najbardziej rozwinął się wszechobecny ból. Odczuwał go w każdym włóknie ciała. Każda komórka była rozdzierana od wewnątrz. Olbrzymi pęd i olbrzymi ból. Ponownie stracił przytomność.

Ocknął się w znanym już miejscu. To ta sama cudowna zielenią i barwami polana otoczona szczelnie starym lasem.
Rozglądał się dookoła, rozcierając zbolałe ciało, które wydawało mi się bardzo obrzęknięte i obce.
– Witaj – usłyszał głos przewodnika, który zdawał się być wszechobecny, nie potrafił określić kierunku, z którego docierał, ale z pewnością był po raz pierwszy, poza jego głową, był zewnętrzny. Był pewny, to nie dudnienie w głowie jak dotychczas.
– Witaj, Przewodniku, oto jestem. Nie miałem przyjemnych doznań dzisiejszego poranka i myślę że to za twoją przyczyną.
– Mylisz się, nie mam z tym nic wspólnego, ale współczuję szczerze wszystkiego. Jest coś, o czym muszę powiedzieć ci zanim ruszymy…
– Ruszymy, dokąd. Znowu będę musiał przechodzić przez to piekło?
– Nie, te niedogodności wynikają ze złej kondycji twego słabego ciała, ale to minie. Twoje ciało dostosuje się do tych przeciążeń. Doznanie te dotyczą tylko podróży między światami, które różnią się czasem. Tu podróż jest obciążona zwykłymi doznaniami zmęczenia fizycznego. Przed mani długa droga, którą przejdziesz pod moim przewodnictwem w etapach, jakie będziesz mógł znieść.
– Cieszę się, że dbasz o moją wygodę, powiedz mi o co chodzi z tym czasem. Poprzednim razem wydawało mi się, że nie było mnie cały dzień, a okazało się, że to wszystko trwało kilka sekund. Możesz mi to wyjaśnić.
– To właśnie chciałem ci powiedzieć. Pierwsza twoja podróż była rzeczywiście krótka, lecz doznania były tak intensywne, że miałeś wrażenie ich rozciągnięcia w czasie. Dlatego tym razem, zanim wyruszyłeś wyłączyłem ci świadomość, byś mógł to znieść.
– Ale przecież czułem, widziałem te obrazy, słyszałem dźwięk…
– Tak, to prawda, ale tylko w ostatnim momencie podróży. Tym razem podróżowałeś znacznie dłużej. W rzeczywistości jaką znasz upłynął miesiąc.
– Chryste, miesiąc, co ty bredzisz…
– Nigdy więcej nie używaj imion sakralnych w tej rzeczywistości, gdyż nie znasz ich prawdziwego znaczenia, a nie każda postać, którą uważasz za opiekuńczą i przyjazną ludziom i tobie, a którą nieroztropnie przywołasz może stanowić o życiu i śmierci, zapamiętaj to na zawsze.
– Zapamiętam to i będę tego przestrzegał – stwierdził odruchowo.
– Czas, który potrzebny był na twoje tutaj dotarcie można skrócić do mgnienia oka, ale nie jesteś na to gotowy, nie zniósłbyś tego, jeszcze nie teraz., Przebywając w przestrzeni między jedną a drugą rzeczywistością twoje ciało doznaje wzmocnienia przez siły astralne, w skutek olbrzymich przeciążeń stajesz się silniejszy i bardziej odporny na ból.
– Jak to możliwe. Odporny na ból, za pierwszym razem, aż tak mnie nie bolało, a teraz jeszcze odczuwam ból. Poza tym nie ma mnie już miesiąc? Ja mam swoje życie.
– Twoje życie jest tu i teraz. Zapomnij o tamtym życiu, ono nic nie znaczy. Będziesz jeszcze wielokrotnie odbywał tę podróż między światami, ale nie radzę pojawiać się wśród innych ludzi, a szczególnie wśród przyjaciół. Twój świat jest poza tobą. A ból jaki odczuwasz obecnie jest wynikiem przeciążeń.
– Zabrałeś mi mój świat, co ty sobie wyobrażasz, dlaczego nie mam spotykać się z przyjaciółmi?
– Jeszcze raz ci przypominam, nic nie mogę ci nakazać, zabrać, nie mam władzy nad tobą. Teraz udaj się nad strumień i obmyj się bo cuchniesz.
– Co tu się dzieje, czy to wszystko przez tę starą Księgę, którą znalazłem pod swoimi drzwiami, czy to ona zmieniła wszystko?
– Nareszcie, właśnie tak i to ty dokonałeś wyboru, ostrzegałem cię, a ty podjąłeś decyzję. Wierz mi najlepszą dla wszystkich, więc nie narzekaj. A teraz obmyj się w strumieniu.
Wściekły i bezsilny na sytuację, która jak się okazuje zaistniała z jego wyboru, rozejrzałem się dookoła i dopiero teraz zauważył, jak jest ciepło i słonecznie, jak kusząco szumi strumień płynący nieopodal. Ruszył, więc ku niemu, boso stąpając po soczystej i miękkiej trawie. Około pięćdziesięciu metrów przede nim strumień tworzył spore rozlewisko, nad brzegiem którego stanął by się zanurzyć i umyć, bo rzeczywiście śmierdział jak padlinożerca. Wszedł po kolana do wody, ta była rześka i przyjemna, przynosiła ukojenie w bólu i ogólnym uczuciu zmęczenia. Nabrał w dłonie wody by przemyć twarz i dopiero wówczas zauważył, że jego dłonie są jakieś inne, większe, masywne, twarde. Spojrzał w lustro wody u swoich stóp i omal się nie przewrócił – to nie jestem ja– wyrwało mu się mimowolnie – To nie moje odbicie. Spojrzał ponownie. Jego oczom ukazał się silny, barczysty mężczyzna, młodszy od niego jakieś dziesięć lat, z długimi spadającymi na ramiona, ciemnymi, kruczymi prawie włosami. – Przecież to nie ja – szeptał – . Ja jestem trzydziesto dwu letnim facetem, normalnej postury, nie jestem typem wojownika. Teraz rozumiem o czym mówił Przewodnik. A jeśli to się jeszcze zmieni, nikt mi nie uwierzy, że to ja.
Opanował pierwszy odruch zaskoczenia i zanurzył się cały pod wodę. Poczuł gwałtowny skurcz i palenie całego ciała. Nie mógł się wynurzyć, był sparaliżowany. Bał się, że utonie. Nic nie mógł zrobić, leżał nieruchomo pod wodą, twarzą ku niebu z otwartymi oczyma i czekał na śmierć. Był całkowicie bezsilny. Dusił się, brakowało mu powietrza. Całym umysłem walczył, lecz ciało było bezsilne. – Jeśli mam w tak głupi sposób skończyć to niech się to stanie jak najszybciej.– Głęboko wciągnął wodę do płuc zamiast powietrza i wtedy dopiero zrozumiał co to znaczy ból. Od wewnątrz rozrywało się całe jego ciało. Leżał na dnie, ledwie metr pod wodą i nie mógł się ruszyć. Przed szeroko otwartymi oczyma przewijały się jakieś dziwne, mroczne obrazy. Widział morze ognie na przemian z morzem krwi, z których to raz po raz wyłaniały się dziwaczne i przerażające bestie, podobne do smoków jakie ozdabiały Księgę Czasu i jakie już widywał w swych koszmarach. Widział, jak walczą między sobą, jak wzajemnie się pożerają. Widział też niezwykle dziwny i odrażający obraz. Na wielkim i bardzo zdobnym tronie niesionym przez ludzi o smoczych głowach, siedziała przepiękna kobieta, bogini, przed tronem leżał olbrzymi i przerażający złoty smok, który mimo wszystko wzbudzał zaufanie i nadzieję. Kiedy bogini odwracała swe oblicze stawała się mężczyzną, wówczas tron podtrzymywały potężne węże, a przed tronem czaił się potwór o cielsku ni to węża, ni to smoka. Była to czarna bestia o zielonkawym połysku, najeżony kolcami. W oczach żywy ogień, z pyska toczył krwistą pianę.
Z bogini ludzie o smoczych głowach żywcem zdzierają pasy skóry, na których smok przed tronem wypala jakąś treść, a potem zamyka to w księgę. Z oczu bogini płyną obfite strugi łez, aż ku ziemi, tworzą strumyk, następnie rwący potok. Raptem wszystko znika. Odzyskał władzę nad ciałem. Nie wiedział jak długo leżał pod wodą, ale to nie była chwila, gdyż słońce wyraźnie zmieniło położenie. Zerwał się na równe nogi. Jednak mimo tak drastycznego przeżycia i dziwacznych wizji czuł wewnętrzny spokój. Spokojnie przyjrzał się raz jeszcze swemu odbiciu w wodzie. Niech tak będzie – pomyślał, patrząc w taflę wody – jestem gotowy na wszystko co przyniesie mi los. Patrząc w swoje nowe oblicze ujrzał coś jeszcze, co zimnym potem zlało całe ciało, poczuł jak pocą mu się stopy mimo tego, że stał w wodzie. Tuz obok, w mgnieniu oka pojawił się bardzo realny, wyraźny obraz smoczego pyska. Nim jednak zdążył zareagować obraz zdał się odmienić i już wyraźnie i z całą pewnością widział za sobą dobrze zbudowanego mężczyznę, może starca, lecz trudno było to ocenić. Odwrócił się i ujrzał go. Był rzeczywiście dobrze zbudowany. Jego głowę otulały gęste siwiejące pasmami, długie do pasa włosy. Również broda zdawała się nie mieć końca, była jednak zadbana, wypielęgnowana. Było to bardzo mądre i pogodne oblicze mędrca wojownika. Uśmiechał się tajemniczo, a jednocześnie przyjaźnie.
– Oto jestem, chciałeś mnie zobaczyć, oto jestem – to był ten sam głos, który tyle razy słyszał i tyle razy przeklinał. Słyszał w swojej głowie i wokół niej, a teraz nareszcie jest, widzi go, jest rzeczywisty, może go dotknąć. Poczuł się o wiele lepiej i wszystko nagle nabrało bardziej rzeczywistych kształtów.
Mimowolnie uśmiechnął się do niego jak do starego znajomego, którego już dawno nie widział.
– Przewodnik, to ty, więc to wszystko dzieje się naprawdę, nareszcie to do mnie dociera.
– A miałeś jakieś wątpliwości? – roześmiał się szczerze – jestem ci winny kilka wyjaśnień. To co wydarzyło się dzisiaj wymaga wyjaśnień. Wiem, że dużo zrozumiałeś, sporo się domyślasz, ale ty nie możesz się domyślać, musisz trwać w pełni przekonany w prawdzie na ścieżce twego przeznaczenia.
– Mówisz o moim zdarzeniu w tym stawie? Tak, tu się wiele wyjaśniło. Miałem wizję. Myślę, że wiem czym jest Księga Czasu, chyba widziałem jak powstała. Widziałem dużo więcej, lecz nie wszystko rozumiem. – Przewodnik uniósł dłoń w geście mówiącym dosyć, zatrzymaj się. Zamilkł, wpatrzony w tego ni to starca, ni to dojrzałego mężczyznę.
– Załóż to na siebie – Przewodnik podał mu jasną szatę, białą prawie, z haftowanym złotą nicią szeregiem symboli jakby pismem kantońskim od góry do samego dołu. Był to rodzaj sukni, którą przepasałem szerokim, długim pasem wokół bioder – nie możesz iść dalej nago, a twój ubiór do niczego się już nie nadaje.
Jesteś w miejscu znanym we wszechświecie jako Galena , to miejsce święte i niedostępne. Są tylko dwie istoty w całym wszechświecie, które potrafią je odnaleźć, tego wymaga jego bezpieczeństwo. Tutaj odradza się z woli boga wszystko co obumarło. Tutaj rozpoczniesz swoją podróż i przygotowania do niej. Zrobiłeś już pierwszy krok, zanurzyłeś się w uświęconym źródle, które powstało z łez Gaii , kiedy płakała nad zagładą swych dzieci. Musiałeś zanurzyć się w nim by zmyć z siebie cechy ludzkie, a jednocześnie pobudzić w sobie życie, zostałeś opłukany w ogniu smoka i przeszedłeś tę próbę, przeżyłeś. Dzięki temu twoja skóra odporna jest na urazy i rany, wzmocniło się twoje ciało, teraz wzmocnimy twego ducha.
Słowa ta obudziły gwałtowny wir myśli, zrodziło się nagle mnóstwo pytań.
– Powiedz, czy ta kobieta – mężczyzna, trudno mi to określić, to jakieś bóstwa, dlaczego są jakby jednym. I co oznacza, że zmyłem cechy ludzkie, zostałem wyzuty z uczuć, stałem się zwierzęciem, to niejasne.
– Wiem, że ciężko ci będzie to pojąć, ale oswoisz się z tym. Nie lękaj się tego stanu, nie stanowi on dla ciebie zagrożenia. Wszystkiego dowiesz się jednak w swoim czasie. Naucz się cierpliwości, szanuj czas, by i on ciebie szanował. To co widziałeś w swojej wizji odrodzenia to obraz jaki widziało w całych dziejach stworzenia niewiele bytów, a jeszcze mniej to przeżyło. Jesteś więc tym, kim jesteś. Jesteś wskazany! Nie pytaj mnie co to znaczy, to przyjdzie samo, a mi nie wolno o tym mówić. Przyjacielu, widziałeś Najwyższego i jego tron. Widziałeś też jak powstała Księga Czasu, jedyna księga w dziejach napisana przez samego boga. Powstała ona na skórze zdjętej z samej Gaii. Bóg poświęcił swoje ciało i krew by dać zbawienie swoim dzieciom. Oto jedyna Księga, której nie da się powielić, nie da się jej zniszczyć. Wypalona słowo po słowie przez samego Dracona .
Oto ja, Przewodnik, poprowadzę cię przez wszystkie tajemnice jakie pokrył czas, a oto historia dziejów wszelkich, oto chwila stworzenia samego boga.
Wówczas to wszystko zostało nazwane i wszystko otrzymało swoją kolejność… W tym miejscu dziejów wykuto twoje imię na równi z czasem, w którym rodzili się kolejni bogowie i doświadczali nieporadnie swej mocy.
Koniec

Komentarze

Przeczytaj tekst do pierwszych gwiazdek. Później jeszcze raz. Następnie popraw.
Z początku nie wiedziałem w ogóle o co chodzi. Nie miałem pojęcia na kim (czym) skupia się narrator. Totalny chaos!
I proszę Cię. Najlepsza rada jaką mogę udzielić. Wielokropki precz. A jak już je stosujesz, to (...) nie (..), czy (....).
Pozdrawiam.

Niezbyt zgrabne to wszystko, ani interpunkcyjnie, ani stylistycznie. Na obu polach pojawiały się zgrzyty, ale skupię się głównie na tych drugich.

przesuwał swoje wężowate, zaopatrzone w mocno uzbrojone pazurami łapy
Mocno uzbrojone pazurami? A to mogą być nie mocno?

Czół
Aaa!

coś miękkiego cielistego
,,Cielisty" kojarzy mi się bardziej z kolorem. Poza tym niezbyt poważnie to brzmi.

- Tak, jeśli to możliwe może być na jutro. O której będę w Manchesterze.- zapytała zjawiskowa piękność
- Po jutrze około 19.00. Odpowiada to Pani - upewniła się agentka biura podróży
- O, tak poproszę o ten rejs.
Rejs... jak to ładnie i romantycznie zabrzmiało- pomyślał

To ja już nie wiem w końcu, kto tu co do kogo mówi.

Wypisuję tylko kilka przykładów z początku, które najbardziej rzuciły mi się w oczy. Nie zaintrygowało mnie to na tyle, by mieć ochotę śledzić dalsze losy bohatera, choć pomysł nie wydaje się zły. Po ilustracji z ,,Eragona" obawiałam się, że będziesz się na jego twórczości wzorować, ale na szczęście nie dostrzegłam dużych podobieństw. Co jeszcze mi się nie podobało: nie cierpię wprost, gdy bohaterowie nieustannie gadają sami do siebie, a jak jest to napisane w formie dialogowej, to już w ogóle. Zapewne każdy w życiu codziennym prowadzi ze sobą rozmowy (w końcu miło czasem pogadać z kimś inteligentnym ;)), ale jednak doskonała większość nie czyni tego na głos. Zamiast umiarkowanie zajmującego i brzmiącego po prostu głupio i naiwnie bla, bla, bla lepiej dać nie za długi opis, że bohater pomyślał o tym i tamtym. Ale, na litość boską, niech on tak nie nawija!

Ale tragicznie nie jest. Dużo czytaj i dużo pisz, a wyjdziesz na ludzi. ;) Pozdrawiam.

Słabiutkie. Przeczytałem do pierwszych gwiazdek i zwątpiłem. Kupa powtórzeń, nielogicznych zdań, sporo chasou... Nie rozumiem, po co pchałes to od razu wszystkie części, skoro po fragmencie pierwszej raczej nikt tego do końca nie przeczyta. Lepiej było wpakować jedną, dowiedzieć się jakie byki robisz, a następne systematycznie poprawiać i dopiero wrzucić. Ja wiem, że jak człowiek coś napisze, to mu się dupa pali, żeby wrzucić, ale nie tędy droga.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka