- Opowiadanie: mstronicki - Brzeg grabarza

Brzeg grabarza

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Brzeg grabarza

Łódź wypłynęła na środek stawu. Mieliśmy z niej wówczas widok na całą polanę, która rozciągała się niezmiennie wzdłuż filarów zakładu przetwórczego. A minęło pół dekady od chwili, gdyśmy spostrzegli je z daleka, obijając łokcie w ciasnym powozie. Jechało nas tam sześciu, ja, dziadkowie, siostra i wujostwo. Rodzice przyjechali koleją, mieli to szczęście, że załapali się za baniaczek wódki do wagonu po częściach od maszyn napędzanych siłą jądrową. Zbiegiem okoliczności owe maszyny składano właśnie we wspomnianym zakładzie, a odpadki topiono w stawie, na którym dryfowała nasza łódź.

Wuj wychylił się za burtę.

– Wiecie – powiedział – wcale nie jest lepiej.

Jego syn zerknął na mnie pytająco, po czym zaczął dociekać, w czym rzecz. Dlaczego nie jest lepiej?

– Popatrzcie na wodę. – I stryj zanurzył w niej palce. – Gęsta jak zupa.

Miał rację, dłonie aż w niej grzęzły.

– Co poradzić? – pocieszyłem go. – Przynajmniej mamy czym latać.

– To prawda – odparł, zbierając w myślach stosy wspomnień. Przypominał sobie pierwsze dni służby na pokładach kaespeków ( KSP jest skrótem od Krążownika Szybkiego Przemieszczania). Był to sprzęt już wtedy wysłużony, aczkolwiek z renomą i grosem wyróżnień. Składał się z trzech przedziałów: kapitańskiego, umieszczonego na szczycie, nawigatorskiego, podpiętego między podwoziem, oraz obronnego, gdzie przy karabinie kalibru 82. stacjonowali strzelcy. Zazwyczaj ludzie zasłużeni, nie najmłodsi, z siwizną i pooranymi twarzami. Bez problemu dostrzegało się, że są czymś zmęczeni.

Łodzią zachybotało.

– Co to? – zapytał kuzyn (syn wuja).

– Kaespek – odpowiedział stryj. – Ale jakiś nowy, chyba go dopiero oblatują.

Pokiwaliśmy głowami z uznaniem.

– Nie żałujesz, że przerwałeś służbę? – zapytałem. – Możesz wrócić?

– Eh. – Machnął ręką. – Mogę, ale nie chcę. To strasznie męczące.

– I ryzykowne – dorzucił kuzyn.

Wuj zastanowił się chwilę, po czym odrzekł, że w jego fachu więcej było nudy niż niebezpieczeństwa.

– Nieraz żartowaliśmy, że prościej wylądować niż się rozbić. – I na jego twarzy zawitał uśmiech. – To był stary sprzęt, ale jeszcze sprawny. Zresztą, dostał podzespoły najlepszej klasy. Chociaż…

Popatrzyliśmy na niego. Skończy opowiadać? Cholera, przyjemnie słucha się człowieka, który ma coś do powiedzenia.

Zamilkł raz, a dobrze. Ustaliliśmy jednak – chyba telepatycznie – że do niczego nie zostanie zmuszony. Tak więc czekaliśmy, aż powróci mu ochota na wspominki.

– Chociaż – kończył – paru zginęło. Paru… parunastu. Na samym początku. I później też.

– Świeć panie nad ich duszami – powiedziałem. – Znałeś tych pilotów?

Nie zaprzeczył.

– Może nie wszystkich, ale zdecydowaną większość. Z reguły roztrzaskiwali się w regionach dawnego Dalkau.

– Ale czemu? – dopytywał kuzyn. – Źle ich naprowadzano?

Stryj pomyślał.

– Nie zaprzeczę, jesteś na tropie. Ale nawigacja nie spycha maszyn na dno wąwozów, a załóg nie rozwiesza między gałęziami.

Doszedłem wówczas do wniosku, iż w swych słowach zawarł pewną aluzję.

– Tak – pokiwałem głową i chwyciłem za wiosła. Moimi siłami dotarliśmy do brzegu.

Znów usłyszeliśmy ryk silników i nad głowami mignęły nam kaespeki. Na tle pomarańczy zachodzącego słońca wyglądały niczym jastrzębie w pełnej rozpiętości.

– Uważasz, że pogrzeby tamtych pilotów były przykre? – zapytał kuzyn.

– Pewnie tak – skłamałem, omijając bladą, na wpół zgniłą dłoń, wyjawiającą się sponad powierzchni wody. A było ich tam wiele więcej.

Koniec

Komentarze

Obiecujący wstęp, potem nieco gorzej, ale końcówka to znów sinusoida wznosząca. Mieszane uczucia, ale nie żałuję przejażdżki po stawie. Może dlatego, że trwała krótko.

Wrażenia jak kolegi wyżej. Pióro nawet wprawne, jakiś tam klimat zbudowany, ale calość za ktrótka by próbować stawiać ocenę fabuły, czy stylu.

Czytało się ciężko, język strasznie kanciasty, tak, jakbyś pisał neidla czytelników, tylko dla siebie.   Dla mnie to jest fragment czegoś większego, który bez kontekstu nie istnieje. Nie wiadomo o co chodzi, natłok informacji nie tylko nie naprowadza, ale wręcz irytuje. Fabuły brak, pomysł szczątkowy... Jako zamknięta całość kiepsko.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Zgadzam się z kolegą powyżej. Fragment niczego nam nie mówi. Jeżeli to osobna całość, to jest do niczego. Jeżeli masz zamiar pisać dalej, to może coś da radę z tego wykrzesać.

jesienny, kolega powyżej jest kobietą :P
Mam podobne zdanie co Suzuki.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka