Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Witam Wszystkich! Niektórzy mnie znają z innego forum, a w ramach debiutu na NF wrzucam takiego oto szorciaka:
Wszystko wokół pachniało Wielkim Światem: wyłożone marmurem halle, obrazy w pozłacanych ramach, ręcznie tkane czerwone dywany. Hotel, w którym obywał się Kongres Psychoterapeutyczny, zasługiwał na swoje pięć i pół gwiazdki. Elżbieta nie żałowała, że poświęciła część prywatnych oszczędności, by się tu znaleźć, bowiem dotacja z Nekroośrodka Psychoterapii Synkretycznej w Zalesiu Dolnym nie wystarczyła na bilet i opłatę kongresową.
Odstawiła opróżniony kieliszek po Prawdziwej Krwawej Mery na pokryty czarnym obrusem stolik. Naczynie błyskawicznie zniknęło w dłoni ubranego w purpurową liberię kelnera – diabelnie przystojnego inkuba.
Oblizała wampirze kły i powolnym korkiem udała się do Sali Szkarłatnej C, gdzie miały odbywać się warsztaty z rozwiązywania konfliktu wewnętrznego w terapii transkognitywnej. Wiedząc, że przyjdzie jej wystąpić przed uczonymi kolegami z renomowanych zachodnich ośrodków, pierwszy raz w karierze zawodowej poczuła silną tremę.
Sesję moderował profesor Ludwig Von Groom, nestor psychoterapii synkretycznej z Południowej Saksonii. Dziesięciu uczestników usiadło przy okrągłym hebanowym stole. Każdy miał przedstawić trudny przypadek, z którym zetknął się w swojej pracy, oraz opisać metodę jego rozwiązania.
– Pół roku temu moim pacjentem był ghoul-wegetarianin – opowiadał Josh Razor z Irlandii Północnej. – Spożywanie ludzkich szczątków powodowało u niego bolesny dysonans poznawczy.
– Ciekawe, bardzo ciekawe… – mruknął Von Groom.
– Udało mi się mu wytłumaczyć – kontynuował Razor – że konsumpcję ludzkiego mięsa można traktować raczej jako niezbędną do życia, ups… przepraszam, niezbędną do nieżycia transplantację, której wegetarianizm nie wyklucza. Pacjenta satysfakcjonowało takie przewartościowanie zagadnienia.
Zgromadzeni w kilku zdaniach pochwalili błyskotliwe rozwiązanie problemu.
– Miałem podobny przypadek, nawet trudniejszy – rzekł Imre Boross z Transylwanii. – Moim pacjentem był wampir będący jednocześnie Świadkiem Jehowy. Z jednej strony posiadał niesamowitą umiejętność wpraszania się do obcych mieszkań, z drugiej jednak uważał, że religia zakazuje mu przyjmowania krwi w jakiejkolwiek postaci.
Po sali rozległ się pomruk zdziwienia, casus rzeczywiście wyglądał na bardzo trudny.
– Punktem wyjścia dla terapii transkognitywnej było uświadomienie pacjentowi, że Bóg nie mógłby stworzyć systemu wewnętrznie niespójnego – rzekł Imre, a Von Groon twierdząco pokiwał głową. – Usiedliśmy nad Biblią, by przeanalizować fragmenty o powstrzymywaniu się od krwi. Po dłuższej analizie przekonałem pacjenta, że odnoszą się one tylko do śmiertelników, ale nie do wampirów. Są wręcz elementem większego planu, który zapobiega konfliktowi ludzi i nieumarłych w walce o zasoby krwi.
– Bardzo dobry przykład analizy transkognitywnej – mruknął z uznaniem profesor. – Została nam jeszcze koleżanka Elżbieta Pająk z Polonii, którą pierwszy raz gościmy na Kongresie. Z jakim najtrudniejszym przypadkiem zetknęłaś się w swojej pracy, Elżbieto?
Wampirzyca ugryzła się w język, by przełamać tremę i powiedziała:
– Przyszedł do mnie kiedyś łowca czarownic. Mówił, że coraz gorzej czuje się w swojej pracy, zaczyna współczuć ofiarom. Szczególne problemy nastręczało mu eliminowanie wampirzyc, strzyg i sukubów…
– Najpewniej głęboka trauma z dzieciństwa wywołana przez zaborczą matkę – wtrącił belferskim tonem moderator. – Jak sobie poradziłaś, Elżbieto?
– Uznałam, że najprościej będzie przemienić go w wampira – odparła z dumą w głosie.
Ku jej zdziwieniu, przez salę przebiegł pomruk konsternacji.
– Intymne kontakty z pacjentem? To zupełnie wbrew standardom! – zagrzmiał Von Groom.
– Psychoterapia ma pomóc w rozwiązaniu konfliktu wewnętrznego, a nie ingerować w światopogląd klienta! – jęknął ktoś inny.
– Terapeuta to nie naprawiacz świata! – histeryzował kolejny uczestnik warsztatu. – Cóż za brak profesjonalizmu!
Elżbieta wzburzona wybiegła z sali. Gdyby wampiry mogły płakać, pewnie zalałaby się łzami. Gdy trochę ochłonęła, przemieniła w nietoperza i poleciała do swojego pokoju na szóstej podziemnej kondygnacji hotelu. Żałość powoli ustępowała miejsce wściekłości.
– Co za przemądrzałe snoby! – pomyślała. – Na tym zgniłym zachodzie już całkiem się im we łbach poprzewracało…
Oryginalny pomysł. Fajne opowiadanie - krótka forma dobrze do tego pasuje, przedłużanie na siłę dałoby raczej skutek odwrotny od zamierzonego. Bohaterowie nieco przerysowani w swej strukturze, ale stosunkowo wiarygodni (o ile można tak mówić o nieumarłych) - w czytaniu to przerysowanie bynajmniej nie przeszkadza.
Całkiem, całkiem przyjemne. Krwawą Mary pija się w collinsówkach, ale "prawdziwą" zapewne z racji oszczędności w kieliszkach ;) Pozdrawiam
Całkiem fajny szort. Oryginalny pomysł z tą nekropsychoterapią;)
Pozdrawiam