- Opowiadanie: baranek - Powrót

Powrót

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Powrót

Świtało.

 

Poduszkowiec najnowszej generacji miękko wylądował na dachu budynku. Owszem, podskoczył kilka razy i okręcił się raz czy drugi wokół własnej osi, ale zrobił to z właściwą poduszkowcom, szczególnie tym najnowszej generacji, gracją.

Kiedy się wreszcie zatrzymał, przez dłuższą chwilę nie działo się nic. Absolutnie nic.

A później drzwi od strony kierowcy uniosły się bezgłośnie i z pojazdu wysiadł Jan. Nie wyglądał kwitnąco. Jasny garnitur… Na pewno był kiedyś jasny, bo tu i ówdzie widać było jeszcze niewielkie fragmenty kremowej bawełny. Tak więc, jasny niegdyś garnitur był straszliwie wymięty. I w kilku miejscach rozerwany. Na kołnierzyku koszuli ślady gaszenia papierosów sąsiadowały ze śladami szminki. Czy też może raczej, sądząc po bogactwie odcieni, kilku różnych szminek. Krawat był co prawda starannie zawiązany, ale tuż pod węzłem zwisał w postaci kilkunastu fantazyjnie poskręcanych farfocli.

Innymi słowy, Jan wyglądał jak przysłowiowy obraz nędzy i rozpaczy. Jedyne w miarę wesoły akcenty jego stroju stanowiły zawadiacko przekrzywiona tekturowa czapeczka i czerwone damskie stringi niedbale wetknięte do butonierki.

Lecz to nie wygląd był w tej chwili największym zmartwieniem Jana. Zresztą, najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy ze swojego wyglądu.

Największy problem stanowiło dotarcie do mieszkania. Jan opadł powoli na kolana i ruszył w stronę wejścia do budynku. Próbował zebrać myśli. Trzeba przecież jakoś przebrnąć przez tego mechanicznego cerbera.

Podpełzł do drzwi i z niemałym trudem przyjął pozycję pionową. Chwiejąc się lekko stanął naprzeciwko panelu „Naszego Konsjerża”.

Zamrugało czerwone światełko i miły, choć ewidentnie mechaniczny, damski głos oznajmił:

– Witam serdecznie w budynku 745/34/57…

Tak, w budynku! Żeby to było takie proste! Przecież jeszcze ta cholerna…

– Proszę się przygotować do procedury identyfikacyjnej.

Jan wytarł dłonie o spodnie. Spotniałym ze zdenerwowania dłoniom niewiele to pomogło, ale poczuł się pewniej. Spodniom zaś nic już nie mogło zaszkodzić.

– Rozpoczynam identyfikację linii papilarnych.

Jan skupił wzrok, wyciągnął przed siebie prawą dłoń i dotknął kciukiem kółka umiejscowionego w centrum panelu. Już w czwartej próbie dotknął. Nowy rekord!

– Dziękuję. Proszę się przygotować do skanowania siatkówki oka.

Jan oparł czoło na chłodnej powierzchni „Naszego Konsjerża”. Później, marszcząc kilkakrotnie brwi, przesunął głowę tak, aby oczy znalazły się w zasięgu skanera. Błysnęło.

– Dziękuję. Przystępuję do identyfikacji głosu.

To było zawsze najtrudniejsze. Jan oblizał spierzchnięte wargi. Pomyślał jeszcze, że to dziwne – im bardziej pociły mu się dłonie, tym większą odczuwał suchość w ustach. Kto wie, być może istniała jakaś zależność między tymi dwoma zjawiskami.

Wypróbowaną już metodą marszczenia brwi dotarł do niewielkiego mikrofonu i schrypniętym głosem wyrecytował;

– Szepszeszynie szonszcz szmi szcinie.

System przez dłuższą chwilę analizował otrzymane dane. Wreszcie światełko zmieniło się na zielone, a miły, choć wciąż mechaniczny, głos oznajmił:

– Witaj w domu Janie.

I drzwi wejściowe rozsunęły się z cichym szelestem. Jan ruszył do windy. Z niemałym trudem wybrał na tablicy kontrolnej właściwą sekwencję cyfr i już po chwili stał pod drzwiami swojego mieszkania.

Helena czekała, jak zwykle, w przedpokoju. Jak zwykle piękna. Jak zwykle – z wałkiem.

– Potrafisz się jakoś wytłumaczyć? – spytała. Retorycznie.

Jan westchnął. Ze zwieszoną smętnie głową czekał na pierwsze uderzenie.

Koniec

Komentarze

Heh, chyba powoli staję się fanką Twojej prozy:)
Rozpisywać się nie będę. I tak już za dużo mnie tutaj... 

Poduszkowiec? Na dachu?
Zgrabny szort. Kiedyś mieszkałem w bloku, w którym domofon i winda mówiły. Fajny efekt, szczególnie po pijaku :P

Fajne, uśmiałem się. Super się czyta i konkluzja z życia wzięta...
Pozdrawiam

Mastiff

Ze z życia wzięte?
Poduszkowiec na dachu wieżowca mogę Ci darować, ale gaszenia paierosów na kołnierzyku koszuli --- nie. Dlaczego, chyba wiesz.

Ciekawe i śmieszne przede wszystkim :) przyjemnie się czyta.

Hehe, całkiem całkiem :)

Przypomniało mi się, dlaczego koleżanka cieszy sie, że mieszka w pokoju nr 333 - bełkocząc szy-szy-szy łatwo dostać klucz na portierni ;)

Ten tekst śmieszy pewnie tylko tych, co jeszcze nie mają 'ślubnej Heleny' w domu ;)
I pytanie - gdzie tu fantastyka? Bo rozumiem, że ten - wytykany już - poduszkowiec, to takie potknięcie, a procedurę identyfikacujną to już dawniusio widziałem we filmach o Bondzie i tych Pentagonach.
Weź, baranku, daj chociaż owej nieszczęsnej Ksantypie jakies narzedzia tortur bardziej od wałka fantastyczne :D

No dobra, na koniec dodam, że fajnie się czyta. Pozdro.

baranek, dzięki za miły poranek. To opowiadanie rozbawiło mnie niemal do łez. Choć krótkie, ale bardzo mi się podobało.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

mi tam poduszkowiec ani kołnierzyk nie przeszkadzał.
fajnie sie czytało:)

Hmmm... No to ja chyba nie mam poczucia humoru, bo cały tekst przeczytałam z kamienną twarzą. Napisane dobrze, ale jakoś nie mogę się dopatrzeć żadnego powodu, dla którego warto to było napisać. Ot, taka sobie scenka. Jako początek czegoś dłuższego w sam raz, ale w takiej formia, to, moim zdaniem, niczym się nie broni.

www.portal.herbatkauheleny.pl

dobre :)
lekkie i zabawne, fajnie się czytało :)

Ale przecież Ty absolutnie nie musisz się przede mną z niczego tłumaczyć :) Po prostu wyraziłam swoje zdanie. Nie oczekuję, że wszyscy będa pisać tak, żeby mi się podobało :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Dobra próba napisania śmiesznego opowiadanka. Cała sytuacja była raczej zabawna i odpowiedni karykaturalnie przerysowana. Pomysł dobry ale literacko jeszcze za słaby żeby wzbudzać emocje. Bardziej wprawka niż opowiadanie. Gratulacje, tylko tak dalej.

Żeby nie wyjść na gbura i zadufanego w sobie mentora. I nie daj Boże, pożal-się- boże krytyka, dodam, że nawet mi się podobało. Bardziej tak, niż nie. Chociaż, delikatne tak, niż nie. 

Temat trudnych powrotów męża z imprezy do domu był tak wiele razy wałkowany przez satyryków i najróżniejszej maści kabarety, że w tej kwestii nie jest łatwo wymyślić coś zabawnego. Po przeczytaniu twojego opowiadania mam podobne odczucia co Suzuki M. Ot, takie sobie krótkie opowiadanie na 3, językowo całkiem zgrabne, ale podczas czytania nie rwałem boków ze śmiechu.


Powrót, jakich wiele i, co dziwne, zawsze trafia się do domu. Techniczne nowinki okazują się żadną przeszkodą w dotarciu do mieszkania, w przeciwieństwie do kochającej Heleny wojowniczej z wałkiem. Nawiasem mówiąc, to przeszłość, dzisiejsza Helena dałaby sobie spokój z, jak zwykle obcałowanym, przypalonym, wymiętoszonym Janem... tak sądzę :)

Napiszę tak: od strony czysto warsztatowej szału nie ma, ale w sumie czyta się to nieźle. Nie o to jednak w fantastyce moim zdaniem chodzi. Skupię się na samej treści i pomyśle, odnosząc się do kilku powyższych zarzutów szanownych "przedmówców". W opowiadaniu serwujesz nam futurystyczną wizję świata, prawda, że nie odkrywczą, ale ważniejszy od tego, jak ta przyszłość wygląda, jest sam fakt, że pewne rzeczy pozostają stałe i wałek w ręce żony jest atrybutem niemal symbolicznym i zostać musi. W zasadzie stanowi on clou komicznego konceptu, jaki sobie zamierzyłeś. Koszula niech też zostanie, bo podobnie jak garnitur i za milion lat nie wyjdzie z mody. Co do poduszkowca, hmmm, przywodzi on niestety trochę na myśl świat z Jetsonów i jak sądzę wielu czytelników tak odczytało twoją wizję zautomatyzowanej rzeczywistości, a może się mylę, bo ja wyobraziłem to sobie inaczej. Mianowicie widziałem skacowanego kolesia, który wrócił nad ranem z jakiegoś zakątka kosmosu, słynącego z dzikich orgii. Widziałbym więc raczej zamiast poduszkowca, coś w rodzaju międzygalaktycznego prywatnego promu, dzięki któremu olbrzymie odległości można pokonywać w godzinę. Można by sobie wówczas pozwolić na wypad w okolice Aldebarana, słynące z prostytutek tak wprawnych, że ziemskie kobiety są przy nich jak Amiga naprzeciw wielkiego zderzacza hadronów. Ale po najbardziej wyuzdanych rozrywkach człowiek wraca w końcu do swej Heleny i wracał będzie, bo miłość jest ponadgalaktyczna. Moim zdanie wzbogaciło by to wymowę opowiadania, ale tak czy siak dla mnie jest ok. Nie żałuję, że przeczytałem. Dziękuję, pozdrawiam i gratuluję. S.B.

Poduszkowiec na dachu wieżowca boli z powodu zasad jego działania.

Ok a.k.j. rozumiem twój punkt widzenia, ale (kieruję słowa do autora tekstu) mi poduszkowiec nie przeszkadza, podobnie jak nie widziałbym nic złego w podziemnym śmigłowcu. Ja w s-f wolę raczej fiction niż science i chyba o to chodzi żeby przekraczać granice wyobraźni, naginać prawa fizyki. Bez tego chyba fantastyka nie byłaby fantastyką. Latający poduszkowiec, czemu nie. Ja bym się więc nie czepiał, choć u czytelników którzy lubią jak wszystko działa w miarę na znanych nam ogólnie zasadach funkcjonowania, to nieszczęsny poduszkowiec lądujący już w drugim zdaniu mógł wzbudzić lekkie rozbawienie. Utwór z założenia jest komiczny więc się niechcący w ten klimat nasz pojazd wpisuje. Zresztą pal licho poduszkowiec. Mi się podobało. S.B.

P.S. Dobrze, że są ludzie tropiący takie kwiatki. Normalnie poduszkowcem wjechał na dach wieżowca hehe. Nawet dr Lubicz by tego nie potrafił.

Takie średnie, szczerze mówiąc. Do przeczytania i bez większych błędów, poduszkowiec niech sobie lata po dachach, w końcu to fantastyka :P Ale nic poza tym. Ani mnie nie rozśmieszyło, ani nie zostanie w pamięci na dłużej.

Zabawne, ale szału nie ma. Motyw raczej ograny, dekoracje przyjemne.

Babska logika rządzi!

No cóż, po udanym wieczorze zazwyczaj wraca się do domu. I do rzeczywistości. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka