- Opowiadanie: Helionis - Ostatnie Obietnice

Ostatnie Obietnice

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ostatnie Obietnice

Przesunęła zaspanym spojrzeniem po pokoju, z umysłem otumanionym przez przerwany sen. Zielone cyfry elektronicznego zegarka stojącego na szafce obok łóżka wyświetlały pierwszą trzydzieści dwa. Połowa zmiętej, cuchnącej krochmalem kołdry o barwie brudnego śniegu zwisała za krawędź łóżka. Noc była chłodna, więc z poirytowanym mruknięciem przyciągnęła pościel z powrotem i owinęła się nią jak kokonem, pełna nadziei, że zaraz ponownie zamknie oczy i otworzy je dopiero około godziny dziewiątej, albo nawet później.

 

– Nie śpisz?

 

Cichy głos popłynął od okna, a kojące uczucie osuwania się w sen zniknęło jakby ktoś zaświecił jej w twarz lampą. Na moment w gardle utworzyła się spora gula zmieszanego razem podniecenia i strachu, która powstała tam jakby napompowana przez gwałtownie bijące serce. Nie była pewna, czy stał tam gdy przed chwilą otworzyła oczy i zerknęła na zegarek.

 

– Nie – odparła z lekką chrypką.

 

Była odwrócona plecami do okna, ale mogła się założyć iż na jego twarzy widniał uśmiech. Uwielbiał się uśmiechać, nawet jeśli czasem nadawało to jego rysom pewien zwierzęcy, brzydki wyraz. W swych słabszych momentach cieszyła się, że widywali się tylko nocami, bo gdyby zobaczyła ten grymas w świetle dnia, to prawdopodobnie by oślepła.

 

Trzy kroki skórzanych butów na obcasie zastukały po posadzce, a towarzyszyło im szuranie składanego krzesła, które podsunął do łóżka. Nie odwróciła się, gdy westchnął wygodnie siadając obok.

 

– Co jest, Pati? Nie chciałem cię obudzić, przepraszam. Wiesz jak jest. Robię się nieostrożny, gdy cię od dawna nie widziałem. Tęsknię. Zmartwiłem się, gdy cię nie zastałem w domu…

 

Przez długą chwilę nie odpowiedziała. Obudziła się niecałe dwie minuty temu, ale, jak zawsze przy jego wizytach, napięcie jakie odczuwała na ciele i w głowie nie mogło się równać z żadnym egzaminem, kłótnią czy gniewem jaki dotąd przeżyła. Zacisnęła skrzyżowane nogi pod kołdrą.

 

– Jeśli chcesz, wyjdę… – rzekł ściszonym głosem.

 

– Tak naprawdę, to właśnie tego chcę.

 

– Oh, Pati – odpowiedział z tą kpiącą nutą, która rozbrajała ją równie mocno co jego uśmiech. – Moja mała kłamczuszka…

 

Co gorsza, miał rację. Słowa mówiły jedno, ale tak naprawdę pragnęła tylko tego by został. Mówił do niej, trzymał za dłoń i znacznie, znacznie więcej. Pożądała tego w zaślepieniu, które budziło strach w niej samej. Wiedziała, co oznacza słowo uzależnienie. Prawdopodobnie pięć minut wcześniej z całą szczerością na jaką było ją stać gotowa byłaby zadeklarować, co należy uczynić by rzucić nałóg i jak ona jest gotowa to zrobić. Krok po kroku, jej własny plan dwunastu kroków, jak ten u Alkoholików.

 

No, ale nie teraz. Jeszcze nie.

 

– Nie wszedłbym tu, gdybyś naprawdę tego nie chciała, wiesz… To dar i przekleństwo – rzekł, mówiąc ostatnie słowa w przesadnie dramatycznym tonie.

 

– Trochę jak ty cały.

 

Chichocze.

 

– Coś w tym jest.

 

– Wpadłeś na długo?

 

Marszczy brwi i odwraca wzrok, jak zawsze gdy musi odpowiedzieć na niezręczne dla siebie pytanie. W pokoju nie ma jednak zbyt wielu elementów, które przykuwałyby spojrzenie i pozwoliły zaimprowizować wymijającą odpowiedź. Dwa tanie obrazki, jeden przedstawiający wazon kwiatów, a drugi staroświecki statek na oceanie. Drzwi prowadzące do łazienki. Drugie, puste łóżko, oraz trzy krzesła identyczne do tych, na którym siedział.

 

– Kiedyś pływałem na starym statku, po Morzu Śródziemnym, Bałtyku i dalej… dotarłem nawet do Przylądka Dobrej Nadziei. To były wspaniałe chwile, opowiadałem ci może o nich? W…

 

– Zabierzesz mnie stąd?

 

– Pati…

 

– Nie chcę żebyś znowu odchodził. A zawsze się to tak kończy.

 

– Nie jestem do końca typem, który zostaje długo w jednym miejscu. Chyba sama to wiesz najlepiej.

 

– Pieprzysz.

 

Odpowiada jej milczenie. Trwa ono na tyle długo, że przez ułamek sekundy ma nadzieję, że faktycznie sobie poszedł. Gdyby nie jego kpiący, pełen życia głos, nie zdawałaby sobie nawet sprawy iż siedzi obok. Nie słyszała jego oddechu, a pomarańczowe światło z ulicy nie malowało bladego cienia.

 

– Odwróć się.

 

Wykonała to polecenie, starając się stłamsić w sobie te obrzydliwe poczucie ulgi jakiej doznaje, gdy spotkały się ich spojrzenia. Wyciągnął dłoń w czarnej rękawiczce i pogłaskał jej policzek. Był to gest czuły, delikatny jak muśnięcie listka, gest którym obdarowywał ją na tyle rzadko, by każdy kolejny pozostawał jej w pamięci na wiele nocy. Uśmiechnęła się słabo, bezwiednie.

 

– Gdy powiedziałem, że tęsknię, nie kłamałem rybka… Wierzysz mi, przecież widzę.

 

– Wierzę. Ale gdy przychodzisz do mnie, mógłbyś chociaż zmyć z siebie zapach jej perfum. Klaudia wie, że mnie odwiedzasz? Pewnie też tęskni…

 

On opuszcza wzrok, a blada twarz tężeje. Ujmuje jej dłoń i delikatnie zaczyna ją głaskać.

 

– Klaudia… nie rozumie mnóstwa rzeczy, wiesz? Odstawia cyrki o które nie warto się już nawet kłócić. Jest ciężko, bo się nie rozumiemy. Ale wiesz co? Ja mam kogoś, kto mnie rozumie. Pasujemy do siebie Pati, czuję to jak bicie twojego serca, które chyba zaczyna przyspieszać, sądząc po rumieńcu…

 

– Nic nie widzisz – odpowiada dziewczyna, czując ciepło na policzkach.

 

– Widzę. Ja zawsze wszystko widzę. Tak jak dostrzegłem, że mnie potrzebujesz… ale hej, zabawna sprawa. Okazało się, że to ja również potrzebuję ciebie.

 

Nachyla się do jej niej, a następnym słowom towarzyszą usta ocierające się tuż pod płatkiem ucha.

 

– Jesteś stworzona dla mnie… niezastąpiona… mała Pati.

 

Zadrżała słabo. Piętro niżej rozległ się łoskot przewracającego się blaszanego naczynia oraz czyjś krzyk. Dźwięki te, chociaż zawsze ją straszyły, nie mogły się równać ze ściszonym głosem sączącym się do jej ucha przez te przyjemnie chłodne wargi oraz okrężny, przyjemny ruch jego palców na jej dłoni.

 

– Zerwij z nią… weź mnie ze sobą.

 

– Zrobię co zechcesz.

 

– Nie chcę słuchać o tym, gdzie podróżowałeś, gdzie byłeś. Chcę w tych wszystkich miejscach być razem z tobą.

 

– I tak się stanie. Tak się dzieje nawet teraz.

 

– Więc dlaczego…

 

I wtedy ją całuje. Jego suche, chłodne usta odnajdują jej wargi i uciszają kolejne słowa, które z trudem wypowiadała, wyławiając je z ospałego bagna własnych myśli.

 

– W swoim czasie. Już niedługo, nawet się nie obejrzysz gdy to się stanie, ale to musi jeszcze trochę poczekać.

Obniża się do jej szyi.

 

– Nie chcę, żebyś cierpiała przeze mnie. Jeśli tego pragniesz, mogę…

 

– Nie! Nie. Zrób to. Proszę, widzę, że potrzebujesz. Tylko nie przesadź, dobrze…?

 

Nie słyszy odpowiedzi. Iskra bólu nagle rodzi się gdzieś z boku szyi, po czym szybko zostaje ugaszona przez spływające ciepło. Oddech chłodzi ból, gdy usta zamykają się dookoła ukąszonego miejsca. Ból ustępuje miejsca napięciu, jakby złapał ją na karku skurcz, jednak jest to przyjemne uczucie, otumaniające. Jak zawsze, nie wie ile to trwa, ale gdy odrywa się od niej zostawia na ustach kolejny, lżejszy całus, a wilgoć warg niesie ze sobą miedziany posmak.

 

– Byłaś świetna, maleństwo. Do diabła, aż mną wstrząsnęło… nie wiem, co robisz ani jak, ale kontynuuj, jasna cholera… Ćwiczyłaś? Haha, wybacz, żart. Czasami jak pakują w człowieka leki to zostaje takie dziwne wrażenie, jak drapanie z tyłu gardła, którego za nic nie da się wypłukać albo ulżyć…

 

Krzesło szura w miejscu, a kroki kierują się na powrót w stronę okna. Pati pragnie coś powiedzieć, ale nie jest w stanie. Ogarnia ją przeraźliwa senność oraz ból głowy. Z otępiającym brakiem zainteresowania zauważa, że nie jest się w stanie ruszyć. Przypomina sobie, że nigdy wcześniej się tak nie działo.

 

– Dam ci znać następnym razem, jak będę w okolicy. Postaram się załatwić tę sprawę z Klaudią jak najprędzej, w porządku? To trochę może zająć, wiesz jak jest. Tfu… wybacz, ale mnie trochę aż zatelepało. Niebywałe. W każdym razie, dzięki. Mam nadzieję, że nie będą cię tu długo trzymać. Nie bardzo przepadam za szpitalami, chociaż podczas „Wampiriady" warto się tu przejść. Wiem, wiem, potworny żart… W każdym razie, do zobaczenia Pati. Uwielbiam cię maleńka, pamiętaj. Bon Chance!

 

Nie odpowiada mu, gdy cicho jak cień wymyka się przez okno. Jej oczy padają na zwisający, czerwony przycisk wiszący kawałek od jej głowy. Za pierwszym razem, rodzice znaleźli ją na podłodze przedpokoju, zwiniętą w kłębek, bladą, z trudem łapiącą oddech, ale także uśmiechniętą. Wszystkie badania wskazywały na potworne niedokrwienie, oraz problemy z krzepliwością. Była hospitalizowana już po raz trzeci, ale nawet ona nie wierzyła że wróci do domu i szkoły po raz kolejny. Zadawano jej mnóstwo pytań… czy bierzesz narkotyki? Tniesz się? Przekraczasz limit oddawania krwi? Zawsze była szczera i odpowiadała: nie. Bawiło ją, gdy badali jej nadgarstki i uda, ale nigdy nie zaglądali tuż pod ucho… bo co by tam znaleźli? Dwa blade znamiona, wielkości pieprzyków. Rozkręcali nawet rury w kranie i ubikacji by sprawdzić, czy tam nie ma śladów po spłukanej krwi. Była jednak przekonana, że gdyby wniknęli głębiej w jej skórę, wzięli pod mikroskop zakończenia nerwowe wszędzie tam gdzie ją dotykał i całował, to odkryliby iż się całkowicie wypalili.

 

Kłamał… we wszystkim, ale na pewno nie w kwestii swego powrotu. Oh, z pewnością wróci. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Tacy jak on nie zostawali takich jak ona w spokoju, nieważne czy mieli nienaturalnie duże kły czy normalny zestaw ludzkich zębów. Będzie wracać i wracać, ale ona mu odmówi. Następnym razem nie da się do niczego przekonać. Nie powie o nim rodzicom… jeszcze by tego trzeba, by ją wysłali do czubków… ale gdy ponownie przejdzie przez jej okno, a uśmiech rozszerzy mu się na jej widok, czeka go srogie rozczarowanie.

 

Na pewno. Tak będzie.

Była to jej ostatnie myśl, nim zamknęła oczy.

Ostatnia, ósma już z kolei tego typu obietnica.

Koniec

Komentarze

Ok..."I know what yer' thinkin'", że zacytuję C. E. ... ale zanim rzucicie się na mnie z kołkiem i dzikim rykiem "ZMIERZCH LOVEEEEEERRRR", dajcie mi coś powiedzieć.

Uwielbiam wampiry. Ale wampir zawsze miał tylko trzy oblicza, żadne z nich nigdy nie przedstawiało go w specjalnie pozytywnym świetle:
- wampir jako żądna krwi bestia, drapieżnik.
- wampir jako elokwentny, ale wciąż potwór w ludzkiej skórze, który nawet jeśli cię zaprosi na kolację, to ty skończysz z wydartym gardłem i tyle w tym romantyczności...
- wampir jako pasożyt, kłamca, istota żerująca zarówno na ciele jak i emocjach. Podobni ludzie istnieją w świecie rzeczywistym, a jeśli sami ich nie spotkaliście - na pewno słyszeliście o osobach, które coś takiego spotkało.

To uproszczony pogląd na to, jak postrzegam Nosferatu. Napisałem to może z poczucia "... nie nie, robaki, TO jest wampir...", przyznaję. Ale w ostatecznym rozrachunku, moje intencje są czyste, splamione tylko krwią. Więc jeśli KTOKOLWIEK zacznie piszczeć o moim zżynaniu Meyer, osobiście zakradnę się w nocy do twojego domu, nasikam na masło, zadźgam psa, podpalę ulubiony kocyk i wbiję kołek w oko. Good night.

Hmm, przeczytałem twój komentarz i tak sobie myslę, że właściwie, to wpadłeś we własne sidła. Według mnie, je sli chciałeś ukazać wampira jako istotę romantyczną i posiadającą uczucia, to niezbyt Ci wyszło. Dlaczego? Otóż gość przychodzi do tej dziewczyny, która tęskni za nim tak bardzo, że aż nogi pod kołdrą ściska, żeby jej nie pociekło na prześcieradło, na jego widok dostaje dreszczy, chce z nim spędzić życie itp itd... A on chodzi spijać inną, co gorsza, wykorzystuje też naszą biedną, nieszczęśliwie zakochaną bohaterkę, pożywia się nią i odchodzi, zostawiając nieszczęśliwą z osłabionym organizmem, złamanym któryś z kolei raz sercem i łudzącą się, że następnym razem odmówi mu dojścia do poidła, jeśli nie zabieże jej ze sobą. Twój wampir to właśnie skurwysyn i pasożyt z punktu trzeciego wymienionych przez Ciebie kategorii. Sory za odrobine ironii w komentarzu, ale jakoś za tego rodzaju tekstami nie przepadam. Pozdrówka.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Albo ja się źle wyraziłem albo źle mnie przeczytałeś ale...

Dokładnie o to mi chodziło. Właśnie taki miał być, skurwiel, pasożyt, który o ile potworny to budzi wciąż obrzydzenie, tak jak wielu ludzi dookoła nas.

Romantyczny wampir? Nigga', please. Świat w ciągu ostatnich lat dostał ich za dużo i o to mi chodziło.

Ponieważ moje poprzednie komentarze mogły być niejasne, tutaj wyrażę się jasno...

Ekhm...

FUCK TWILIGHT, FUCK BELLA, FUCK JACOB, AND A TRIPLE AROUND THE WORLD FUCK EDWARD. Grafomaństwo dla niezaspokojonych trzynastolatek i suszejących czterdziech, zidiociała fabuła o kretyńskich postaciach i karykatura wampirów! FUCK THAT SHIT. I HATE IT.

Ekhm...

Opowiadanko powyżej powstało jako jeden z moich obrazów o tym, jak powinen wyglądać wampir. Nie jest to dla wszystkich, zgodzę się. Nie jest to nawet dla mnie, znacząco to odbiega od tego co piszę na ogół... still, fajnie się pisało.

No to chyba faktycznie źle zrozumiałem twój komentarz. Myslałem, że chciałeś właśnie uniknąć tych podpunktów, które wymieniłes. No ale skoro miało być tak jak w tym trzecim, no to Ci się udało :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dammit. Po skonsultowaniu z bliską współpracowniczką, zmuszony jestem przyznać iż mój pierwszy komentarz napisałem jak kiep i nie dziwię się, że tak to zrozumiałeś. Chylę kapelusz w pokornym milczeniu i więcej grzechów nie popełnię...

Przeczytałem opowiadanie, jak i waszą wymianę podlądów powyżej. Szczerze mówiąc to komentarze są ciekawsze niż tekst, który znudził mnie po prostu. To oczywiście moja subiektywna ocena, ale nie podobało mi się. BTW Autorze czy mógłbyś mi wyjaśnić, co oznacza użyty przez Ciebie zwrot "nigga' please"?

Mastiff

http://en.wikipedia.org/wiki/Nigga_Please

Opisałeś w swoim pierwszym komentarzu trzy najczęściej kreślone sylwetki wampirów. Postać którą przedstawiłeś w swoim opowiadaniu podciągamy więc pod typ trzeci:wampir jako pasożyt, kłamca, istota żerująca zarówno na ciele jak i emocjach. I tutaj zdaje się leży problem - brakuje tutaj jakiegoś świeżego spojrzenia na tą postać, nie wychodzisz poza schemat, więc i opowiadanie nie rzuca na kolana.


Lionhead,

Najczęściej kreśloną ostatnio postacią wampira jest wróżka świecąca się w słońcu, dla mnie przypadek wampira, który nie zadurza się w jakiejś nastolatce to zakrawa na pieprzoną rewolucję... Tak na marginesie, nie byłoby logiczne dla wampirów by, jeżeli już muszą, zakochiwać się w starszych osobach? Istota chodząca po świecie od wieków chyba prędzej zainteresuje się kimś, kto może ma większy bagaż doświadczeń, wspomnień etc... taka luźna dygresja.

Nie chcę uchodzić za osobę, która rozpaczliwie broni swojego dzieła ale pozwólcie, że jednak trochę je pobronię... Dla mnie, to opowiadanko było po trosze eksperymentem, zabawą... oraz formą odstresowania się. Eksperyment, ponieważ napisałem to, nomen omen, w sposób, który miał się odwoływać nieco bardziej do kobiecej stylistyki. Nie ukrywajmy, każde opowiadanie/powieść ma swą publiczność, a ja dla odmiany chciałem napisać coś właśnie dla pań. Czy udało mi się? Nie wiem, wy mi powiedzcie. Eksperymentowałem także, ponieważ w swojej opinii, jestem potworny gdy chodzi o pisanie postaci kobiecych. Potraktujcie to jako trening. Dodatkowo, eksperymentowałem z umieszczeniem "znaczenia" w opowiadaniu. Wiele razy czytałem, jak to "konieczne" jest by każda forma fantasy/sf posiadała jakieś głębsze, zamaskowanie znaczenie... osobiście, uważam to za stek bzdur. Jednakże, czemu nie miałbym spróbować? Wyżej chodziło o ukazanie właśnie takich pasożytów emocjonalnych, jakie otaczają nas na co dzień.
Opowiadanko to było dla mnie zabawą, gdyż znacząco różni się od tego co na ogół piszę. To przyjemne, gdy ma się wrażenie iż wychodzi ci nieźle coś, czego jak dotąd nigdy się nie podjąłeś.

There. To jest moje stanowisko dotyczącego Ostatnich Obietnic.
Namaste.

Kiedyś wampir był istotą tajemniczą, wzbudzającą niepokój i w pewien sposób tragiczną. Potem, o ironio, padł ofiarą sobie podobnych, którzy wyssali z niego co najlepsze, zostawiając tylko plastikowego idiotę z kłami.

Powyższy tekst, choć przedstawia scenę wielokroć przerabianą na wszystkie sposoby, czytało się przyjemnie. Fajny przerywnik - bo niczym innym niż zabawą, jak sam napisałeś, nie miał przecież być. Swoje zadanie spełnił.

Pozdrawiam.

Eferelin,

Ty mnie nigdy nie zawodzisz :)

Nie ukrywajmy, każde opowiadanie/powieść ma swą publiczność, a ja dla odmiany chciałem napisać coś właśnie dla pań.

Eferelin, Ty mnie nigdy nie zawodzisz :)
.

Eferelin jest facetem, sądząc po komentarzach. Poza tym to nie jest kwestia tego, kto kogo nie zawiódł itp. We wprowadzeniu do tekstu nawet słowem nie wspomniałeś, że ten tekst to zabawa, eksperyment itd. Po tym, jak opisana przez Ciebie historia nie przypadła do gustu mi i Lionhead okazało się, że jednak jest. Myślę, że gdybyś inaczej ujął to co przekazałeś na wstępie, to odbiór byłby inny.

Mastiff

Bohdan,

I co z tego, że Eferelin jest facetem? Co mnie to obchodzi? Co to ma wspólnego z czymkolwiek? Swoją drogą, miałem wrażenie, że postawienie ":)" przy tekście o 'zawodzeniu' wskaże na to, że pisałem to z przymrużeniem oka...

Przecież nie traktuję jako osobistej porażki tego, że wam się to nie podobało. Nie wspomniałem słowem, bo chciałem też zobaczyć normalne reakcje, a wasze były prawdę mówiąc, spodziewane. Gdybym czytał to z waszej pozycji, też pewnie nie czułbym się powalony na kolana. Poza tym, Eferelin napisał: "Czytało się przyjemnie", a podejrzewam że taka opinia w jego głowie pojawiła się zanim zerknął do komentów. No i dobrze.

Dobrze, chyba pojąłem Twoje oczekiwania odbioru opowiadania. Pozdrawiam

Mastiff

Nowa Fantastyka