- Opowiadanie: sokol07 - Labirynt

Labirynt

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Labirynt

Odkąd pamiętam mieszkam w Labiryncie. Nigdy nie widziałem nieba – zawsze otaczają mnie czyste, białe ściany. Niebo – czym ono właściwie jest? Skąd w ogóle znam znaczenie tego słowa? Nigdy w życiu nie opuszczałem Labiryntu. Urodziłem się tu i dorosłem. Tu śpię, jem i tu zapewne umrę.

 

Moim jedynym celem jest się wydostać. Cały czas idę przed siebie. Przemierzam kilometry identycznych korytarzy, mając nadzieję, że może kiedyś znajdę jakieś drzwi, magiczną furtkę lub chociaż mysią dziurę, prowadzącą na cały świat. Do ludzi. Z dala od samotności. Z dala od sterylności Labiryntu.

 

Wydaje mi się, że poznałem jedyną zasadę Labiryntu – nie można dojść do końca. Kiedy wydaje się, iż już za następnym zakrętem będzie wyjście, upragniona nagroda za trud, okazuje się, że jest tam tylko ściana lub kolejny zakręt. Kiedyś był pewien komputerowy wygaszacz ekranu: kamera bez końca krążyła po labiryncie. Ja jednak nie mogę poruszyć myszką, przerwać tego koszmaru…

 

Doszedłem do krańca Labiryntu. Dzięki zmysłowi orientacji zauważyłem jedną ścianę biegnącą cały czas prosto. Wszystkie korytarze kończą się na niej. Próbowałem w niej wydrapać przejście, wygryźć je chociażby… Moje wysiłki spełzły na niczym. Kolejny raz. Może jednak lepiej nie sprawdzać, co jest za nią? A jeśli nic tam nie ma?

 

Odkryłem, że jednak nie jestem sam w Labiryncie! Kiedy mijałem przecięcie trzech korytarzy, z jednego z nich ktoś wybiegł. Zawołałem go. Obrócił się i spojrzał na mnie. Nie udało mi się go zatrzymać. W jego oczach dostrzegłem szaleństwo. Zanim ruszył dalej, krzyknął tylko, że zbadał wszystkie korytarze, z których przybiegł i nic tam nie ma. Poszedłem za nim – może mimo szaleństwa wiedział gdzie idzie?

 

Tracę zmysły. Przysiągłbym, że wczoraj zasnąłem na połączeniu trzech korytarzy, gdzie znalazłem, jak zawsze, odrobinę jedzenia. Dzisiaj jednak obudziłem się w ślepej uliczce. Szukałem jakiś śladów świadczących o tym, że ściany są ruchome, ale nic nie znalazłem. To koniec. Niedługo zobaczę różowe myszki, które zaniosą mnie na tamtą stronę…

 

Dziś w nocy obudziło mnie szuranie. Myślałem, że to złudzenie, że w końcu zwariowałem. Jednak nie, w korytarzu ukazał się ten, który minął mnie kilka dni temu. Był tym razem bardzo wychudzony. Ledwo szedł. Z jego oczu zniknęło szaleństwo – pozostało w nich tylko wyczerpanie i ból. Powiedział, że nie znalazł wyjścia. Że ono nie istnieje, a naszym przeznaczeniem jest jedynie śmierć. Tej nocy modliłem się pierwszy raz od bardzo dawna. Prosiłem, żeby on się mylił. Tylko czy ktokolwiek słyszy jeszcze nasze modlitwy? Może te sterylne, białe ściany je zatrzymują, tłumią?

 

Ktoś jednak wysłuchał mojej modlitwy, jakaś siła wyższa zlitowała się nade mną. Następnego dnia jedna ze ścian zniknęła mi z drogi na moich oczach. Bezszelestnie, w sposób przeczący wszelkim prawom fizyki, uniosła się do góry, przepuszczając mnie. Gdybym tylko mógł zadrzeć głowę do góry i zobaczyć tego, kto mi pomógł. Wiedziałbym, komu dziękować. Uznałem to za znak, wskazanie mi drogi. Drogi do wyjścia. Postanowiłem iść tym korytarzem, aż je znajdę. Nie zatrzymywać się, nie spać i nie jeść. Przysiągłem, że moim następnym posiłkiem będzie triumfalna uczta na wolności.

 

Idę już dwanaście godzin. Czuje straszne zmęczenie. Mam ochotę upaść na środek korytarza i usnąć. Na wieczność. Ale mój cel pcha mnie na przód. Może to już za następnym zakrętem? W następnym załomie?

 

Jestem zbyt wyczerpany by iść dalej. Ledwo się czołgam. Ale nie mogę odpuścić. Ten kto mi dał znak nie wybaczyłby mi takiej słabości. Muszę iść dalej!

 

To koniec. Umieram. Na środku białego, sterylnego korytarza. Bez pogrzebu, bez rodziny, sam. Nie znalazłem wyjścia. Nie udało się to mi i nie uda się nikomu. Bo nie ma wyjścia. Nigdy go nie było. A może to śmierć jest tym wyjściem? Po cóż więc go szukać?

 

***

 

Starzec z długą, białą brodą, w drucianych okularach pochylił się nad Labiryntem. Delikatnie wziął w swoje duże, wydawałoby się niezgrabne, dłonie niewielkie ciało. Popatrzył chwilę. Następnie podszedł do gorejącego płomienia i powoli wsunął do niego zwłoki. Podrapał się po głowie, podniósł kilka ścian w Labiryncie, kilka opuścił. Odnalazł wzrokiem innych poszukujących wyjścia. Uśmiechnął się smutno.

© T.S.,luty 2011

Koniec

Komentarze

Z góry przepraszam za brak akapitów (nie dałem rady zwyciężyć w walce z programem do wrzucania tekstów) oraz za ewntualne błędy...

Akapitami się nie przejmuj, są na tej stronie surowo zakazane.:) Błędów nie będę wypisywał, natomiast nieco mnie razi bardzo częste powtórzenie słowa labirynt, choć przypuszczam, że zrobiłeś to celowo. Podobał mi się pomysł. Nie bedę zgadywał kim jest starzec, bo skojarzeń mam kilka (to mi się chyba najbardziej w Twojej historii podoba). Pozdrawiam

Mastiff

Rozbijamy się o problem natury epistemologicznej. Jeżeli nasz bohater całe życie spędził w zamkniętym labiryncie, to skąd wie, że jest w labiryncie i skąd zna świat poza labiryntem. Dlaczego sądzi, że są ludzie poza labiryntem? Nie ma źródeł poznania i rozterek protagonisty co do ich oceny, zaś koncepcja wiedzy wrodzonej jest na skróty i do mnie nie przemawia.
Drugi problem, który napotykamy, to aksjologia. Deus nie określa oczekiwanych zachowań. Człowiek ma tylko jedną opcję postępowania. Niemniej w końcu i tak trafia do piekła. Wydawałoby się, że z powodu tego, że jest świadom ograniczeń i poszukuje wolności.
Deus niby jest ridens, ale śmieje się z żałosnego stworzonka, w którym nie ma cienia pychy.
Moim zdaniem tekst wymaga merytorycznego przemeblowania. Językowo chyba jest dobrze, w każdym razie nic mnie w oko nie ukłuło.
Akapity rzeczywiście nie istnieją -- i nikt nie wie, czemu.
pozdrawiam

I po co to było?

Wiedza bohatera zadziwia, skoro nie zna niczego poza Labiryntem.
Ale dobrze napisane.
Pozdrawiam.

Bohater miał komputer w labiryncie? Jeżeli nie, to skąd wie o wygaszaczach ekranu? Komputerowa metafora wydała mi się wyjątkowo nietrafiona, bo pozostała wiedza bohatera jeszcze dałaby się wyjaśnić swoją yyy... niewyjaśnionością  ("Bo tak" jako odpowiedź na wszystkie metafizyczne pytania ;). Tak naprawdę wystarczyłoby zmienić pierwszy akapit na "Pewnego dnia znalazłem się w labiryncie..." czy coś w tym stylu i wszystkie epistemologiczne niejasności, o których wspomniał syf. nagle przestałyby mieć znaczenie (z drugiej strony zniknąłby wtedy sens tekstu "życie jako labirynt"). Chyba że są one celowe, a bohater sam nie zastanawia się, skąd wie o ludziach i komputerach, różowych myszkach i pogrzebach, i ma to skłonić do rozmyślań czytelnika :P Ale to chyba nadinterpretacja...
Jeszcze raz polecam Dom Asteriona...

Tia, dokładnie to samo przyszło mi na myśl w trakcie czytania, dlatego pomysł wydał mi się nietrafiony już u podstaw. Ale, niestety, nawet jakieś usprawiedliwienie tego błędu, jak dla mnie, nie nadałoby tekstowi jakiejś wybitnej wartości. Ot taka sobie metaforka, wariacja, nawet nie bardzo oryginalna.

Z kwesti technicznych - momentami zaimek na zaimku (z wyjątkowym upodobaniem "się") i powtórka za powtórką. Robi wrażenie tekstu, nad którym komuś nie chciało się bardziej popracować. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Podobnie, jak w przypadku Dreammy, ów komputer ubódł mnie bardziej niż inne niedociągniecia. Opowiadanie generalnie średnie; bardziej średnie w wykonaniu niż w treści.
Wystarczyłoby jednak poprawić pierwszy akapit (niech bedzie w labiryncie od pewnego czasu, tak jak bohaterowie filmów cyklu "Cube") i już inne kwestie stana się jasne.

No tak, z komentarza Dreammy przeczytałem ledwie linijkę, a później zobaczyłem, że moja wypowiedź w całości pokrywa się z tym, co zostało tam napisane ;) Pozdrawiam

Sam pomysł jest dobry. Myślę, że można go trochę dopracować. Opowiadanie byłoby dla mnie bardziej spójne, gdyby błądzenie po labiryncie okazało się na przykład męczącym swą monotonnością i zagubieniem długim snem. Wiedza bohatera o świecie zewnętrznym byłaby wówczas jego świadomością odzywającą się podczas pozbawionego logiki snu..

ˆ T.S., marzec 2011

AAAAAA,pan z innej strefy?U nas jeszcze stare czasy,u was w UE,to pewno inaczejj...

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Mnie się podoba opowiadanie. Pomysł orginalny, ale troszkę faktycznie niedopracowany. 4

Doszedłem do krańca Labiryntu. Dzięki zmysłowi orientacji zauważyłem jedną ścianę biegnącą cały czas prosto - pytanie zasadnicze: czy ryba wie, że pływa w akwarium? I to raczej nie zmysł orientacji a wzrok umożliwił zauważenie tej ściany, która mogła przecież "biec" ukosem. Do mnie ni eprzemawia, pomysł potraktowany powierzchownie!

Dzięki zmysłowi orientacji bohater dochodzi do wniosku, że wszystkie korytarze, którymi idzie w daną stronę, kończą się w określonym miejscu, wzdłuż jednej płaszczyzny.

Ryba prawdopodobnie nie wie, że znajduje się w akwarium, ponieważ ryba ma zbyt mały mózg, żeby być w stanie wyobrazić sobie, że znajdują się w akwarium. ;)

A ze wszystkich niedoróbek usprawiedliwiam się - to moje pierwsze opowiadanie. :) Czuje żal za popełnione winy i obiecuje poprawę!

Pomijając fakt błędu zbyt dużej wiedzy bohatera, podoba mi się sam pomysł. Bardzo ciekawe i powiem, że zaciekawia. Na końcu człowiek ma ochotę zastanowić się, co autor miał na myśli. Plus dla Ciebie :)
Całkiem przyzwoity debiut, jeżeli chodzi o oryginalność opowiadania i stopień zaciekawienia :)

Wszystkie byki i zarzuty które miałem wymienić, wymienili poprzednicy. Powiem tylko, że pomimo tych niedoróbek tekst mnie wciągnął. A to na plus.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka