- Opowiadanie: disorder - Nowa Religia Część 1

Nowa Religia Część 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nowa Religia Część 1

Siedzieliśmy tam w całkowitej ciszy. Żadne z nas nie ośmieliło się odezwać. A co, jeśli ONI nas znajdą? Znajdą i to na pewno. Dobrze o tym wiedziałam. Kuba też. Czekaliśmy prawie na pewną śmierć. Przeszłam przez kartony z lekami i stanęłam przy oknie. Czarne niebo rozświetlał księżyc i statki obcych. Tak na dobrą sprawę ONI nie byli już obcymi. Wprowadzili tu wszystko, czego chcieli. Władza. To było pierwsze. Panowali nad nami wszystkimi. Nie, nie wszystkimi. Przecież ona z Kubą się wyrwała. Może inni też? Nie mogą tu tak siedzieć, trzeba wyjść i poszukać innych świadomych. Musi o tym pogadać z Kubą. Jednak teraz odrzuciła od siebie myśli o tej rozmowie. Jeszcze raz spojrzała na okno. Tafla szkła odbiła jej zmęczoną twarz. Szare oczy popatrzyły na swoje odbicie. Smutek. Smutek i rezygnacja. To zobaczyłam w swoim odbiciu. Nie, tak nie może być. Muszę wziąć się w garść. Obydwoje musimy. Co jeszcze zrobili ONI? Nowa religia. Tak, ta ich religia doprowadziła do tego stanu. Oczywiście ludzie się buntowali, ale to nic nie dało. Takich buntowników łapali i zabijali na oczach wszystkich. Dla respektu, żebyśmy czuli przed NIMI respekt. Udało im się. Niestety. No ale kto chciał by tak okropnie umrzeć? Widziałam to tylko raz, ale na samą myśl o tym odechciewa się walki o prawdę. ONI po prostu bawili się ludźmi jak szmacianymi lalkami. Rozrywali ich w powietrzu tą dziwną siłą. Nie wiedziałam, co to w ogóle jest. Nikt nie wiedział i nadal nie wie. Zresztą, co to miało za znaczenia? Ja i Kuba siedzimy tu jak jacyś nędzni pseudo-wyzwoleńcy, którzy łudzą się, że uda im się wyzwolić resztę. Samo to, że wyrwaliśmy się z pod działania tego… Hymm… W sumie, to nie wiedzieliśmy, co to jest. Narkotyk? Chyba tak można było by to najtrafniej określić. Więc samo wyrwanie się z pod działania tego narkotyku graniczyło z cudem. Jak to zrobiliśmy? Tego też nie wiemy. Same niewiadome. Nie dobrze. Muszę porozmawiać z Kubą. Odeszłam od okna i wróciłam do niego. Siedział tam, obok kartonu z środkami przeciwbólowymi. Wczoraj połknął połowę opakowania czegoś z morfiną, więc nie dziwne, że siedział jeszcze trochę otępiały. Nie robiłam mu wyrzutów. Wiedziałam, że go boli. Mnie też bolało. Odstawianie tego narkotyku, który codziennie serwowali nam ONI bardzo bolało. Dlatego włamaliśmy się do tej opuszczonej, brudnej apteki. To była okropna rudera, ale nie mieliśmy się gdzie podziać. Był już koniec listopada, na dworze było okropnie zimno. Jeszcze trochę i mogliśmy spodziewać się śniegu. No i jeszcze jeden problem. Trzeba będzie zorganizować jakieś ciepłe ubrania. Mimowolnie zmarszczyłam brwi. Kuba widocznie to zobaczył, bo spojrzał na mnie pytająco. Odwróciłam wzrok. Jednak nie byłam jeszcze gotowa z nim porozmawiać. Tyle problemów. Zdecydowanie za dużo, jak na mnie. Koniec. Koniec myślenia o tym całym syfie. Odeszłam od Kuby i usiadłam na przeciw niego. Nie chciałam otumaniać się tymi psychotropami, które były, tu, w aptece, więc wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów. Zapaliłam jednego. Przez cały czas siedzieliśmy w milczeniu. Tyle myśli tłukło mi się w głowie. Zaczęłam zastanawiać się, czy te życie, w nieświadomości, pod ICH kontrolą nie było łatwiejsze. Stop. Co za głupota. Chyba przestaje trzeźwo myśleć. Spojrzałam na Kubę. Zasnął. Przynajmniej tak mi się zdawało. Jutro trzeba będzie gdzieś iść. Nie możemy tu zostać. I tak pewnie w końcu nas znajdą.

-Cieszmy się życiem… – zabawne, zabawne słowa. Czemu powiedziałam je na głos? Po prostu uwielbiam tą ironię w moim głosie. No i chciałam sprawdzić, czy Kuba na prawdę śpi. Okazało się, że niestety śpi. Wypaliłam papierosa. Pogadam z nim, od razu, jak się obudzę. Nie, przedtem wypalę jeszcze jednego. Tak, na uspokojenie. Dotknęłam ręką czoła. Gorączka. Nie specjalnie mnie to zdziwiło. Podeszłam do półki z napisem na górze "PRZECIWGORĄCZKOWE". Napis totalnie mnie wkurzył, sama nie wiedziałam dlaczego. Czułam się fatalnie. Wzięłam jakieś opakowanie i łyknęłam jedną tabletkę. Wróciłam na swoje miejsce pod ścianą, na przeciw Kuby. Po drodze wzięłam ze sobą ten śmierdzący koc. Strasznie chciało mi się spać. Przykryłam się tym kawałkiem niebieskiego materiału, który miał mi zapewnić przynajmniej prowizoryczne ciepło. Natychmiast zasnęłam.

Obudziły mnie promienie słońca. Było strasznie zimno. Doskonale wiedziałam, że nie możemy tu dłużej zostać. Czas najwyższy porozmawiać z Kubą. Wstałam. Wszystko mnie bolało. Podeszłam do Kuby i cicho powiedziałam: -Obudź się, musimy porozmawiać. Kuba… Wstawaj… – Otworzył oczy. Prawie krzyknęłam. Jego piękne, niebieskie oczy były całe przekrwione. Szybko się uspokoiłam. To od tych środków przeciwbólowych. Na pewno. Ostatnio byłam jakaś przewrażliwiona. Usiadłam obok niego. Musiałam zapalić. Wyjęłam papierosy i podpaliłam jednego. Teraz nie było już odwrotu. Czas na rozmowę. Zaciągnęłam się i spojrzałam na Kubę. Mimo, że znałam go już od tylu lat, on nadal mnie jakoś onieśmielał. "Dość. Nie czas na sentymenty". Upomniałam się w duchu. Spytałam:

-Kuba, hymm… Co zamierzasz? Co mamy teraz zrobić? Przecież nie zostaniemy tu, w tej brudnej dziurze. – Dłuższa chwilę milczał. Wpatrywałam się w niego nieustępliwie. W końcu odpowiedział:

-Szczerze? Nie mam pojęcia. Zastanawiałem się nad tym dziś w nocy, kiedy spałaś, jednak nic konkretnego nie wymyśliłem. Jedyne, co przychodzi mi do głowy to iść stąd. Jedno jest pewne. Nie możemy tu zostać.

– Wiesz, do tego doszłam sama. Sądziłam, że wymyślisz coś, jakiś dobry pomysł. Nie wiem, cokolwiek!

-Cholera! Nie wydzieraj się na mnie! Sądzisz, że mi się to podoba?! Ta cała sytuacja? Wyobraź sobie, że nie! Mam tego serdecznie dość. Nie potrzebuje jeszcze twojego obwinianie mnie, o brak jakiegoś durnego pomysłu, co z tym całym syfem zrobić. Jak masz dość, to proszę, idź do NICH i wróć do tamtego życia, ja nie zamierzam.Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Coś było nie tak, Kuba nigdy nie podnosił na mnie głosu. Nie rozumiałam, czemu to zrobił. Nie wiedziała, co ja mam zrobić. Siedziałam tam całkowicie otępiała.

-Daj mi papierosa. – Spojrzałam na Kubę. On na mnie nie patrzył. Wyjęłam paczkę z kieszeni kurtki i podałam mu jednego. Zapalniczkę miał własną. Odwróciłam wzrok. Nie wiedzieć czemu, zaczęłam płakać. Poczułam się opuszczona i bezsilna. Dawno nie płakałam. Ostatnio chyba jako mała dziewczynka. Poczułam jego wzrok na sobie. Usiadł przy mnie i pogładził mnie po twarzy.

-Przepraszam, ja… Nie wiem właściwie, co we mnie wstąpiło. – Zgasił papierosa i rzucił niedopałek w kąt. Popatrzyłam na niego. Uśmiechnął się. Mimowolnie uśmiech pojawił się też na mojej twarzy.

-To jak, już wszystko dobrze?

-Tak, już dobrze. – Nie prawda, wcale tak nie myślałam. Nic nie było dobrze. Mimo to, nic mu nie powiedziałam. W tym dziwnym świecie miałam teraz tylko jego i nie chciałam go stracić. Już chciałam zadać mu pytanie, które znów mnie dręczyło: "Co teraz?" Jednak Kuba bez jakichkolwiek pytań z mojej strony sam podjął temat.

-Judyta, sądzę, że już teraz powinniśmy stąd gdzieś iść. Oczywiście, jeśli się zgadzasz.

-Tak, no oczywiście, że się zgadzam.

-Tylko musze zrobić jeszcze jedną rzecz. Wczoraj znalazłem tu radio. Poszukam jakiejś stacji, może ktoś coś nadaje. I mam prośbę…

-Tak?

-Jeśli mogła byś wziąć z stad trochę leków. Szczególnie tych psychotropów. Jeśli kogoś spotkamy, moglibyśmy nimi pohandlować. Tak przynajmniej mi się wydaje.

-No jasne. Oczywiście. To ja biorę torbę i zabieram się za pakowanie tych leków, a ty idź zająć się tym radiem.

-Ok. Już idę. – Patrzyłam za nim jak odchodzi na tył apteki. Podeszłam do niego po cichu i złapałam za rękę.

-Kuba, na pewno wszystko dobrze? Martwię się…

-Nie potrzebnie. Wszystko jak najbardziej gra. – Pocałował mnie w policzek. Puściłam jego dłoń i odeszłam zająć się lekami. Czułam, że coś nie było tak, jak powinno. Coś się zmieniło.

 

Po kilkunastu minutach Kuba zawołał mnie. Wzięłam torbę z lekami i poszłam do niego, na tył apteki. Radioodbiornik była stary. Czerwona farba łuszczyła się i odpadała odsłaniając metal. Było na baterie, ponieważ nigdzie nie widziałam kabla od radia. Mimo to radio działało. Chciałam coś powiedzieć, jednak Kuba uciszył mnie gestem ręki. Szepnął:

-Ciii… Posłuchaj.

-Ale nic nie słyszę, nie możesz tegopogłośnić …

-Zamilcz kobieto. Cierpliwości. – Po tych słowach już się nie odezwałam. Zamiast tego starałam wsłuchać się w ewentualnie słowa, które mogłam usłyszeć. I nagle je usłyszałam.

-Nadajemy z północnej części kraju. Co tydzień czekamy na drodze krajowej nr7, obok zjazdu do Płocka. Mamy jedzenie i możemy zapewnić schronienie. Czekamy. Powtarzam…

Kuba wyłączył radio. Między nami zapadła cisza. Nie musiał nic mówić. Obydwoje już wiedzieliśmy, gdzie pójdziemy. Czekało nas kilka dni drogi. Trudno. Tylko tam mogliśmy spodziewać się innych, świadomych ludzi. Przez chwilę błysnęła mi myśl, że to pułapka lub złudzenie. Odrzuciłam ją od siebie. Popatrzyłam na Kubę. Chyba myślał o tym samym. Jedna żadne z nas nie powiedziało tego głośno. Wyszłam z tego pomieszczenia i udałam, że nadal pakuje leki. Nie miałam już miejsca w torbie, więc i tak nie mogła bym tego zrobić. Chciałam być przez chwilę sama. Czułam, że Kuba też chciał. Obydwoje potrzebowaliśmy chwili samotności. Mnóstwo myśli tłoczyło mi się w głowie. A co, jeśli ONI nas znajdą? Jeśli coś się stanie ? Znów mnóstwo niewiadomych. Bałam się tego. Bałam się tej niepewności. Wszedł Kuba. Spojrzał na mnie i spytał:

-To jak? Idziemy? Chyba nie ma tu na co czekać. – Odwróciłam się. Po raz kolejny tego dnia z oczu popłynęły mi łzy. Znów nie wiedziałam, dlaczego. Kuba widocznie to zauważył, bo podszedł do mnie, objął mnie i spytał:

-Co się dzieje? Czemu płaczesz? – Po tych słowach otarł mi twarz rękawem swojej kraciastej koszuli.

-Nic… Po prostu nie wiem, co może nas tam czekać. Boję się. Bardo się boję. Widziałeś przecież, co ONI zrobili tu, na ziemi. Przywieźli jakieś dziwne zwierzęta, sami pewnie się tu kręcą. Boje się, że coś Ci się stanie, że umrzesz. Nie chce być tu sama. – Po tych słowach już nie mogła powstrzymać płaczu. Przytuliłam się do Kuby i zaczęłam płakać. On objął mnie ramieniem. Prze chwilę poczułam się bezpiecznie. Jak dawniej. Może jednak nic się nie zmieniło? Nie wiedziałam. Przestałam płakać i spojrzałam moimi szarymi, czerwonymi od łez oczyma na Kubę. Uśmiechnął sie do mnie.

-Nic się nie bój. Jakoś to będzie. -Jego ciepły głos dodał mi otuchy, jednak nie przekonał. Wiedziałam, że coś się stanie. Po prostu to czułam. Odwzajemniłam uśmiech. Było jeszcze wcześnie. Wzięłam torbę z lekami. Kuba wziął plecak z naszymi rzeczami. Wsadził jeszcze do niego stary, niebieski koc i radio. Zasunęłam suwak mojej kurtki. Wyszłam przed aptekę. Za mną wyszedł Kuba. Słońce było jeszcze nisko na wschodzie. Zawiał zimny wiatr. Ruszyłam do przodu. Kuba dołączył do mnie i złapał mnie za rękę. Było bardzo zimno. Szliśmy w całkowitej ciszy. Nagle usłyszałam to, czego tak bardzo się obawiałam. Ten skowyt. Już wiedziała, że to nie był pies. To było jedno z ICH zwierząt. Jeśli w ogóle można nazwać je zwierzętami. Przyspieszyliśmy kroku. Mimo, iż ten straszy skowyt słychać było z daleka, bałam się . Kuba mocniej ścisnął mnie za dłoń . Skierowaliśmy się na północ.

 

Na początku nic nie mówiliśmy. Wiał silny wiatr. Słońce wzeszło już wysoko. Skowyt zwierzęcia ucichł. Trochę się uspokoiłam. Szliśmy jakimiś bocznymi ulicami opuszczonego miasta. Patrzyłam po domach. Wszystkie były zniszczone. Znów ogarnął mnie strach. A co, jeśli ONI się tutaj pojawią? Nie, na pewnie nie. Po co mieli by jeszcze raz niszczyć coś, co już zniszczyli. Było by to totalnie pozbawione sensu. Spojrzałam na Kubę. Miał wzrok wpatrzony w coś na ulicy. Leżały tam kartki. Całe mnóstwo identycznych kartek. Wyglądały trochę jak ulotki. Zatrzymaliśmy się. Kuba puścił moja dłoń. Ten gest jakoś mnie zdenerwował. Znów zaczęłam się bać. Pomyślała, że to głupie, przecież on jest tuż obok. Też się schyliłam i sięgnęłam po jedną z kartek. Po pierwszych słowach domyśliłam się, że są to jakieś głupie, propagandowe ulotki należące do NICH. Napis na górze brzmiał: "JEDNYNA PRAWDZIWA RELIGIA". Nie chciałam na to patrzeć. Nie wierzyłam w żadnego boga, ale ta ICH religia mnie obrzydzała. Była brutalna i okrutna. Zmusiłam się i spojrzałam niżej, pod ten głupi napis. Jakaś paplanina na temat ich rzekomego "BOGA". Co należy robić, aby dostąpić wiecznego szczęścia? Według NICH i ICH religii po pierwsze ufać tylko sobie i IM. Beznadziejna głupota. Co tam jeszcze wymyślili? Nie zabijaj od razu niewiernych. Najpierw zadaj im ból. Sadystyczne. Kolejna prawda "jedynej, właściwej religii" to oczywiście zażywanie tego dziwnego narkotyku, pod karą śmierci, aby "być tylko wiernym i oddanym jedynemu, prawdziwemu bogu". Zgniotłam kartkę w dłoni w wyrzuciłam. Nie chciałam nawet czytać o tych głupotach. Nagle usłyszałam śmiech Kuby.

-Co jest? Czemu się śmiejesz?

-Przepraszam Cię, ale rozbawiła mnie ta ulotka. Na dole piszą, że mają dla każdego "księgę prawdy". Zabawne, "księga prawy". Jak to idiotycznie brzmi.

-To brzmi głupio. Jak można wierzyć w taką bezwzględną religię?

-Normalnie, jak jesteś nie świadoma, też być uwierzyła we wszystko, co by Ci wmówili.

-No tak, masz rację. – Kuba wstał i znów złapał mnie za rękę. Jednak przed tym zauważyłam, jak schował tą ulotkę do tylniej kieszeni dżinsów. Odwróciłam wzrok. Nie chciałam nawet go pytać, po co to zrobił. Przyspieszyliśmy kroku. Musieliśmy znaleźć jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy przenocować. Ponownie zaczęłam się bać. Nie tyle śmierci, ale tej ICH religii. Zaczęłam mieć złe przeczucia. Spojrzałam na Kubę. Był całkowicie spokojny. Puściłam jego dłoń i sięgnęłam po papierosa. Nawet na mnie nie spojrzał. Tak, jednak było źle. Zapaliłam jednego, a resztę schowałam do kieszeni. Musiałam zacząć trochę "oszczędzać" te papierosy, zostało tylko kilka. Zaciągnęłam się. Szliśmy dalej obok siebie. Żadne z nas nie powiedziało nic. Cisza była przytłaczająca.

Koniec

Komentarze

fajna koncepcja. Lekko napisane, ale może o to chodzi. Obcy niebezpiecznie przypominają mi zgrupowanie Rydzyka. Czekam na nexta.

Chciałam wszystkich przywitać, bo jestem tu nowa. To jest moje pierwsze opowiadanie, a raczej jego początek. Licze na szczerą krytykę ;) No i proszę, o komentarze. Komentujcie, co jest złe, a co dobre.
Pozdrawiam

spoko, ja mam podobnie, z tą pierwszyzną na tej stronie - z góry uprzedzę, że użytkownicy potrafią nieźle dowalić, ale lepsza konstruktywna krytyka, niż obłudne słówka.

Btw, jak na pierwsze opowiadanie, podoba mi się. 

To opowiadanie odrzuciło mnie już po kilku zaledwie zdaniach, niestety.

"Siedzieliśmy tam w całkowitej ciszy.", "Nie mogą tu tak siedzieć, trzeba wyjść i poszukać innych świadomych"
Raz piszesz z pierwszej osoby, raz z trzeciej. I tak na zmianę, bo potem znów powracasz do pierwszej - "Smutek i rezygnacja. To zobaczyłam w swoim odbiciu." Bez sensu, musisz się zdecydować jak chcesz pisać. Poza tym, zdania krótkie i proste, nie pozwalają wczuć się w tekst.
Nie przekonałaś mnie.
Pozdrawiam.

do Redi: no tak, z tym pisaniem w osobach, racja, musze to zmienić, nie chciałam żeby tak wyszło. Co do krótkich zdań. Właśnie na takich mi zależało, według mnie dobrze oddają to, co chciałam w tym tekście przekazać.
Pozdrawiam :)

"28 dni później" w nowej wersji?
Prykro mi, disorder, ale słownik ortograficzny wziąć należy i wkuć kilka regułek, co z czym razem, co osobno, i czy "idziemy z tąd", czy "idziemy stąd".

do AdamKB: napisałam gdzieś "idziemy z tąd"? No jeśli tak, to z pośpiechu. Kompromitujący błąd. Wybacz mi, ale nie wiem, co to jest "28 dni później".

Dziękuję za opinię i pozdrawiam.

Mi idea przejmowania kontroli nad ludzi kojarzy się z Matrixem. Pomysł ciekawy,czekam na dalszą część.
Coś mi mówi ,że Jakub albo jest podstawiony albo znowu przyłączy się do NICH kimkolwiek są.

Przyczepianie się do "krótkich zdań" jest bez sensu, taka konwencja, ale konstruowanie z nich absolutnie całego opowiadania jest nieporozumieniem. Nieźle napędzasz nimi tempo, z tym, że to metoda dobra miejscowo - ja, prawdę mówiąc, zwyczajnie się zmęczyłam przy czytaniu tekstu, w którym nie ma ani jednego (?) zdania złożonego. Chwilami tracisz też kontrolę nad tym, nazwijmy to, strumieniem świadomości - tak jak już ktoś napisał, zgubiłaś się z narracją, ale to chyba wynik nieuwagi. Poza tym dobrze, eksperymentowałaś i wyszłaś z tego całkiem obronną ręką. Do wyczyszczenia są pierdółki (jak choćby "Ci", "Ciebie" itd. pisane wielką literą w dialogach - to nie Twoja rozmowa z kimś, to element prozy!). I nie bierz do siebie krytyki, przecież wszyscy oceniamy, żeby sobie nawzajem pomóc, a nie uprzykrzyć życie :) Pisz dalej, ja czekam.

To taki bzdurowaty, jak 99% horrorów SF, film. Nieważne.
Błędów jest od czorta. Różnego kalibru.
Musiałam zacząć trochę "oszczędzać" te papierosy, zostało tylko kilka.
Wytłumacz mi, po co wzięłaś oszczędzanie w cudzysłów. Zostało kilka, oszczędzanie (w znaczeniu: ograniczenie palenia do minimum) jest oczywistością. Nieznajomość funkcji cudzysłowu. Te papierosy. Co tu robi podkreślenie, że o te właśnie papierosy chodzi? Ostatnia paczka, innych nie ma. Hiperzaimkoza.
(...) zauważyłam, jak schował tą ulotkę (...).
Że schował. Jak pasowałoby, gdyby doszło określenie sposobu chowania. Jak uważnie, aby nie pognieść, schował. I nie tą. Pospolity, cholernie pospolity błąd. TĘ. W języku pisanym, a nie szkodziłoby nikomu, gdyby w mowie także, TĘ, TĘ, TĘ...
To tylko przykłady.
Pomysł masz, według mnie, warty dopracowania i dociągnięcia do końca --- ale, błagam, bez tylu takich różnych tych jak wyżej...

Dzięki za cenne uwagi. Że tak powem, młoda jeszcze jestem, więc się mogę uczyć na błędach (chyba). Co do błędów takich językowych, no cóż, na polskim w szkole zbytnio nie uwarzałam, zresztą tam i tak niczego nie uczą. Jeśli mogła bym prosić, to może jakieś wskazówki? Z góry dzięki i pozdrawiam. 

@disorder - czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Dużo. Nic innego nie wpoi Ci przede wszystkim zasad ortografii i interpunkcji, a i żadnym innym sposobem nie otrzaskasz się z operowaniem językiem pisanym, jak z pomocą książek. O pańciach polonistkach faktycznie można zapomnieć.

Disorder, nie zrozum mnie na opak, ale:
--- uczenie się na błędach dotyczy wszystkich początkujących w dowolnej dziedzinie, lecz czy nie lepiej zacząć od poszukania dobrych wzorów? Wczytać się w piszących ładną i dobrą polszczyzną autorów, sięgnąć w bibliotece po występujące w relatywnej obfitości poradniki, słowniki językowe... Masz na luzie kilka dyszek? Skok na stronę PWN, księgarnia, wybór ogromny;
--- że na polskim w szkole niczego nie uczą --- zaskoczyłaś mnie tym stwierdzeniem. Ortografia, gramatyka --- tego chyba nie przestali uczyć? No, chyba że miałaś pecha i na niedouczonych nauczycieli trafiałaś przez wszystkie lata...;
--- wskazówki rzeczą dobrą, ale w miarę i to w obie strony. Nie sztuka przyjrzeć się każdemu zdaniu i każdemu słowu, skrytykować, co krytyki wymaga, i zaproponować poprawki --- lecz to droga właściwie donikąd, bo sprowadzi się do napisania czegoś za kogoś, albo ten ktoś tak się "wczuje" w sugestie, że zatraci własny styl. A nie na tym zabawa polega...

Co do czytania: jak tylko mam chwilkę to sięgam po książki, niestety tu się przyznam, nie polskich autorów. AdamKB, wybacz moje stwierdzenie, ale chyba dawno nie chodziłeś do szkoły. Ja się jeszcze będę uczyła kilka ładnych lat, niestety. Co do nauczycieli to może się nie powinnam za dużo wypowiadać. Jedni uczą, inni mają to totalnie gdzieś. Trafiłam na takich i takich. No i chodziło mi o takie wskazówki techniczne, nie w kwestii stylu, więc masz tu całkowitą racje, wskazówki w kwestii stylu są raczej zbędne, bo psują całą zabawę.
Dziękuję za wszystkie rady no i pozdrawiam :) Mam nadzieję, że niedługo napiszę coś lepszego niż dotychczasowy, opublikowany tu tekst. Młoda jestem, mam czas na kształcenie stylu ;)

no cóż, na polskim w szkole zbytnio nie uwarzałam, zresztą tam i tak niczego nie uczą. - O! Tożto prawda święta. Polski w szkole nie nauczył mnie właściwie nic. Czytanie uczy.

A mi się nawet podobało. Co prawda początek zdezorientował. Narracja pierwszo-trzecio-bezosobowa. I te krótkie zdania... Cóż, niby taki styl. Ja też robię krótkie, ale ja tam wolę robić to tak po Sapkowskiemu. Mam na myśli, że po długim zdaniu następuje kilka krótkich. Przykład z głowy:

Chcę pisać dobrze i, pomimo tego, że wiele osób otwarcie krytykuje moje prace, pisać będę. I nie odpuszczę. Nigdy.


Ale dialogi bardzo fajnie poprowadzone.

Jeszcze jedno.

Jedni uczą, inni mają to totalnie gdzieś.

Z uczninami jest tak samo;D Ja tam mam polonistkę taką, co nawet daje sobie rade, ale czytanie bardziej mnie wyćwiczyło. W większości gramatyka i omawianie nudnych tekstów. Ale do pisarstwa niewiele można z tych lekcji wyciągnąć.

A jeszcze tak z offtopu:
Słyszałaś, o tym IV ogólnopolskim konkursie na opko Fantasy / Sci-Fi dla gimnazjów? Organizowanym przez gimnazjum nr.3?

Oto będzie mój pierwszy komentarz krytyczny (wypada zacząć nabijać punkciki). Zaczynam tu, bo zupa... to znaczy tytuł, był zachęcający.

Z serwisu opowiadania.pl (stare dzieje) wyniosłam takie zboczenie, że najpierw lecę po uwagach krytycznych, a na koniec rozdaję cukierki, okay? ;) Więc:

Generalnie tekst jest nieuporządkowany; ciężko go ogarnąć okiem. Brakuje akapitów, dialogi są niesympatycznie posklejane, osoby w jednym miejscu nie sztymują. Za dużo literówek, np: tam, gdzie słowo powinno kończyć się na "ę" notorycznie piszesz "e". Wystąpił także konflikt z interpunkcją, pisownią "nie" z przymiotnikami, zwrotami "spod", "naprawdę", "naprzeciwko" etc.

Piszesz "Ci" dużą literą, myląc prozę z listem/formą grzecznościową. Zdarzają się powtórzenia. Np. w miejscu, w którym występuje ulotka zanotowałam duże nagromadzenie przymiotnika "głupi" i jego pochodnych. Był błąd pod tytułem "z środkami" (winno być "ze"), a także "te życie" i Ziemia napisana małą literą, gdzie ewidentnie powinna być wielka. I na tym zakończę smenty. No, może jeszcze tylko:

I owszem, tekst pisany niemal wyłącznie krótkimi zdaniami, to nie najlepsze rozwiązanie.

Ach, i przypomniał mi się jeszcze pewien brak konsekwencji. Piszesz, parafrazując, o oczach szarych, czerwonych od łez. Rozumiem, że chciałaś na chybcika dać czytającym do zrozumienia, że generalnie oczy bohaterki są szare, ale teraz są czerwone. Jednak... to jakby trochę zbyt wiele. Może, gdyby ciut zmienić konstrukcję zdania, miałoby to lepszy wydźwięk.

Koncept jest nawet zachęcający. Dla mnie zrobiło się ciekawie, kiedy zaczęło ujadać tajemnicze zwierzę. Na pewno dałoby się z tego wycisnąć coś dobrego, jednak widzę przed Tobą jeszcze kilka dobrych lat czytania, pisania, uzupełniania prywatnego słownika wyrazów bliskoznacznych, ćwiczenia interpunkcji, ortografii i wypracowanie nawyku przejrzystego pisania (disorder nie stanowi wymówki ;) ).

Napisałam tyle, bo prosiłaś o wskazówki. Chcesz, to masz :D.

(Między nami mówiąc, kiedyś - powiedzmy: po dwóch latach - gdy odgrzebiesz ten tekst, nie uwierzysz własnym oczom ;-) ).

Rubid, konstruktywna krytyka zawsze się przydaje. Tekst jest juz poprawiony, ale na NF niestety nie zdąrzyłam tego zrobić. Widzę,że znasz angielski, no tak, to słówko nie usprawiedliwa.
Dzięki za komentarz, kolejne teksty zapowiadają się lepiej, trzeba uczyć się na błędach.
Pozdrawiam
d.   :)

Nowa Fantastyka