- Opowiadanie: emocja - Skazana na samotność [MASAKRA 2010]

Skazana na samotność [MASAKRA 2010]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Skazana na samotność [MASAKRA 2010]

– Przeżyła ciężki szok. Jeszcze nie ustaliliśmy, czym był spowodowany. Obrażeń wewnętrznych nie ma, jednak nadal jest nieprzytomna. Powinni być państwo wdzięczni jej koleżance za szybką reakcję, jej organizm był niesamowicie wycieńczony… Długo by nie wytrzymał.

Otwieram oczy. Białe, sterylne ściany. Pachnie szpitalem. Nade mną pochyla się lekarz. Obok widzę ojca z płaczącą mamą w ramionach. Zaczynam mówić.

 

***

 

– Justyna, no chodź, proszę – zniecierpliwiona ciągnę ją za rękę. Boże, czemu ona musi być taka strachliwa. – Ten las jest niedaleko. Oniemiejesz jak ci pokażę, co odkryłam!

Ha, udało się. Chyba jednak rzeczywiście mam dar przekonywania. Po paru minutach szybkiego marszu jesteśmy już na miejscu.

– Widzisz? Mówiłam ci, że to coś niezwykłego… To wygląda jak jakiś stary budynek. A nie, czekaj, tu są schody… Kurczę, to jest pod ziemią!

Pełna entuzjazmu schodzę na dół. Pełno tu zeschłych liści, błota, odłamków kamieni… Ogólnie niezły bałagan. Spoglądam w górę.

– Wiesz, jesteś po prostu niemożliwa – przewracam oczami. – Co ty tam jeszcze robisz? Schodź. Tu jest przynajmniej chłodniej. I całkiem przyjemnie.

Justyna spogląda nieruchomo w jakiś punkt tuż nad moją głową. Obracam się gwałtownie.

– No co? – wymownie patrzę na przyjaciółkę.

– Nie, nic, po prostu wydawało mi się… Widziałam… Zresztą nieważne. No ok, idę już do ciebie.

 

Na początku idziemy w milczeniu. Poobdrapywane ściany, coraz to nowe korytarze, jakieś potłuczone kawałki glinianych naczyń, półmrok…

– No i co w tym niby takiego ciekawego? O żesz… – wściekła Justyna z obrzydzeniem zdejmuje pajęczynę z włosów. – No nie, tego już za wiele. Ewelina, mam dość. To bez sensu. Na dodatek jestem głodna!

No tak, cała ona. Jak zwykle narzeka. Już mam strzelić jakąś celną ripostę, gdy raptem mój wzrok przykuwa napis na ścianie. Zaintrygowana podchodzę bliżej. Jest namalowany chyba farbą, bo gdzieniegdzie widać spore zastygłe plamy. Z trudem odczytuję rozmazane słowa. „Zostawiłeś mnie. Samą. Zagubioną. Ale ja nie zapomnę" Drżącą dłonią zaczynam bezwiednie wodzić po literach. Nagle z przerażeniem zauważam, że są napisane krwią. Gwałtownie się cofam. Wołam Justynę, ale nie odpowiada. Nie ma jej. Raptem cienie robią się jakby czarniejsze, a chłód bardziej dotkliwy. Przeszywa mnie dreszcz. Tknięta jakimś niewytłumaczalnym niepokojem powoli się odwracam. Za mną stoi dziewczynka. Jest pochylona, więc nie mogę dostrzec jej twarzy. Bosa, ubrana jedynie w poszarpaną koszulę, z krwawymi smugami wyraźnie odznaczającymi się na nienaturalnie bladym ciele wygląda naprawdę strasznie. Zbliża się do mnie i wyciąga wychudzoną rękę. Krzyk zamiera mi na ustach; stoję jak sparaliżowana, nogi odmawiają mi posłuszeństwa. W pustym pomieszczeniu rozlega się cichy głos:

 

– Nikt nie wie, jak to jest być niezrozumianą. Odrzuconą. Nawet on… Wstydził się mnie. Nie chciał mieć takiej córki. Zostawił mnie tu – mówiąc to, dziewczynka podchodzi do mnie coraz bliżej. – Obiecał, że wróci. A ja czekałam. Bardzo długo czekałam… – podnosi głowę. Ma okropnie zdeformowaną twarz i ziejące pustką oczodoły.

 

Zaczynam uciekać. Serce bije mi w piersi jak oszalałe, biegnę na oślep, przestaję myśleć. Chcę tylko jak najszybciej się stąd wydostać. Potykam się, upadam. Niespodziewany ból na moment całkowicie zaćmiewa mi umysł. Nie dam rady się ruszyć. Przez skórę czuję jej obecność; musi być już niedaleko… Zbieram resztki sił i podnoszę się. Kuleję. Z trudem przychodzi mi pokonywanie kolejnych metrów. Już widzę schody, gdy nagle czuję na karku zimny oddech…

 

***

 

Trzymali mnie na obserwacji przez miesiąc. W końcu psycholog orzekł, że uległam chwilowemu zachwianiu emocjonalnemu i długi wypoczynek w domu dobrze mi zrobi. Wszystko wraca do normy, staram się wymazać to zdarzenie z pamięci. Lekarze mają rację – tego nie było… Przynajmniej chcę w to wierzyć. Tak jest prościej.

 

Niepokoją mnie tylko moje sny. Jak się budzę, nie mogę ich sobie dokładnie przypomnieć, urywki obrazów zacierają się. W głowie pozostaje jedynie złowrogi szept: „Ty też mnie zostawiłaś, przez ciebie znowu jestem sama… Ale to jeszcze nie koniec…"

Koniec

Komentarze

Krótko. Szkoda, bo fajnie piszesz.

OK, do konkursu.

Fajne, ale zdecydowanie zbyt krótkie. Mogłaś poświęcić więcej miejsca na zbudowanie klimatu.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka