- Opowiadanie: Macielos - Piekło na ziemi (MASAKRA 2010)

Piekło na ziemi (MASAKRA 2010)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Piekło na ziemi (MASAKRA 2010)

…czołówki wszystkich dzienników świata zdominowały informacje o chaosie, jaki ogarnął Teheran i największe miasta Islamskiej Republiki Iranu. W całym kraju wybuchły zamieszki, a wiele jednostek irańskiej armii zdezerterowało. Oficjalnie władze obwiniają o rozruchy islamskich radykałów i przywódców religijnych, którzy od kilku lat pozostają w konflikcie z prezydentem Akbarem Chameinim. Stany Zjednoczone wyraziły głębokie zaniepokojenie sytuacją w tym kraju, tym bardziej że od 2021 roku Iran oficjalnie posiada broń atomową…

– BBC News, 13 sierpnia 2035

 

I

Dwa amerykańskie śmigłowce szturmowe AH-92 Chimera z dużą szybkością mknęły nad pogrążonym w mroku nocy Iranem. Pod nimi migotały światła wiosek i miasteczek, pojawiały się i znikały równiny, wzgórza i górskie szczyty. Na horyzoncie, u celu ich podróży, delikatnie wzbijały się ku niebu ledwo widoczne łuny pożarów. Załogi śmigłowców miały świadomość, że lecą do piekła.

Ich celem był Teheran.

– Alfa 2, mówi Alfa 1 – kapitan Matthew Bathley, siedząc w kabinie pilota pierwszego ze śmigłowców, włączył komunikację – Do celu mamy trzydzieści kilometrów. Alfa 1 desantuje nas w punkcie zrzutu nr 1, zajmiemy się kodami do instalacji atomowych. Alfa 2 obierze kurs na ambasadę USA i ewakuuje pracowników. Pamiętajcie, w Teheranie rozpętało się piekło. Każdej minuty giną tam dziesiątki ludzi. Priorytetem jest zdobycie kodów i ewakuacja naszych ludzi w ambasadzie. Jasne?

– Tak jest – odpowiedział kapitanowi głos z drugiego śmigłowca.

Mijały minuty, zabudowania na horyzoncie stawały się coraz większe i wyraźniejsze, łuny pożarów zakrywały coraz większą część nieba. Drogami pod nimi wlokły się dziesiątki samochodów i setki pieszych, próbujących wydostać się w ogarniętego wojną miasta. Przybierał na sile koncert serii z kaemów, eksplozji min i granatów, jęków rannych i umierających.

Jak mawiają w Ameryce, Welcome to Hell.

O tym, że wyruszają na Środkowy Wschód, dowiedzieli się na kilkadziesiąt minut przed wybuchem walk, po tym jak Dowództwo Centralne Stanów Zjednoczonych USCENTCOM otrzymało informacje od wywiadu, że grupa wpływowych islamskich duchownych i oficerów, dzięki olbrzymiej dostawie broni z Rosji, planuje drugą rewolucję w Iranie i obalenie słabego i skorumpowanego prezydenta Akbara Chameiniego. Amerykanie obawiali się powtórki z 1979 roku, tym bardziej, że Iran posiadał broń jądrową zdolną zmieść z powierzchni ziemi Izrael, a nawet uderzyć w Europę. To właśnie skłoniło ich, by natychmiast zacząć działać. Zadanie sabotażu kodów dostępu do irańskich instalacji atomowych, a przy okazji ewakuacji ambasady USA w Teheranie, utrzymała najbardziej elitarna amerykańska jednostka specjalna.

1st Special Forces Operational Detachment. Bardziej znana jako Delta Force.

– Alfa, tu Orzeł – odezwał się głos z komunikatora – przesłaliśmy wam współrzędne silosu rakietowego w Teheranie. Tam zdobędziecie kody. Powodzenia. Orzeł bez odbioru.

Chimery leciały już nad zabudowaniami przedmieść Teheranu. Liczne budynki stały w ogniu, na ulicach leżały stosy ciał, wielu mieszkańców chwyciło za rosyjską broń i stanęło do walki przeciw znienawidzonemu prezydentowi. Policja i wojsko rozpędzały demonstrantów, z początku armatkami i gazem łzawiącym, następnie ostrą amunicją. Chameini wprowadził stan wojenny. I mało kto zwracał uwagę na amerykańskie śmigłowce.

– Alfa 1, tu Alfa 2. Lecimy do ambasady. Jesteście zdani na siebie. Odbiór.

– Przyjąłem, Alfa 2 – odparł Bathley – Powodzenia. Alfa 1 bez odbioru.

Śmigłowce rozdzieliły się. Alfa 1 przemierzał kolejne ogarnięte walkami dzielnice Teheranu. Pilot próbował nie zwracać na siebie uwagi rebeliantów, jednak było to niemożliwe i w Chimerę poszybował pocisk z RPG. Helikopter uratowało tylko wystrzelenie flary.

Po kilkunastu minutach piloci ujrzeli na horyzoncie cel. Kompleks nuklearny Irańska Duma. Założone w 2016 roku centrum programu atomowego tego kraju. Potężny zespół masywnych, betonowych budynków i duży silos, pozwalający odpalić rakiety balistyczne. Symbol potęgi militarnej i niezależności od Zachodu. Aż do dzisiaj. Wysoka, okalająca obiekt siatka pod napięciem była rozcięta, nie bez ofiar, sądząc po dwóch leżących przy niej ciałach. Teren dookoła usłany był trupami zarówno rebeliantów, jak i sił rządowych. Jeszcze niedawno trwały tu zacięte walki.

– Desantuj nas – rozkazał kapitan pilotowi.

Boczne luki otworzyły się. Ośmiu komandosów po kolei spuściło się po linach i lekko wylądowało na ziemi. Spenetrowali teren dookoła i ruszyli w stronę kompleksu. Z początku myśleli, że walki przeniosły się już dalej.

– Kapitanie, zbliżają się wrogowie – zameldował sierżant Khaled Ellison, widząc kilka postaci w zniszczonych bramach głównego budynku.

– Rebelianci – ocenił Bathley – Pewnie myślą, że przylecieliśmy na pomoc siłom rządowym.

– Atakujemy? – Ellison zawahał się.

Miał prawo się wahać. Pochodził z irańskich slumsów. Ci rebelianci to byli jego rodacy.

– Atakujemy – odparł kapitan po chwili milczenia.

Khaled wciąż się łudził, że obejdzie się bez zabijania rewolucjonistów, w dużej mierze teherańskiej biedoty. Teraz pozbył się tych złudzeń.

Komandosom nie trzeba było wydawać dokładnych poleceń. Oddział natychmiast zajął pozycje bojowe pomiędzy skrzyniami i wrakami spalonych pojazdów na parkingu. W ruch poszły karabiny maszynowe i granatniki. Rebelianci bez wahania odpowiedzieli ogniem.

– Alfa 1, zajmij się nieprzyjacielem – rozkazał kapitan pilotowi.

Chimera wykonała szybki zwrot w stronę rebeliantów i posłała im śmiercionośną serię z Gatlinga. Kilkanaście ludzkich ciał rozbryznęło się w promieniu kilku metrów, zmasakrowane ostrzałem prowadzonym z zabójczą częstotliwością 6000 pocisków na minutę.

– Ruszamy – rzekł Bathley.

 

II

Korytarz był wąski, z jasnoszarymi ścianami i podłogą wyłożoną kafelkami. Oddział szedł naprzód, sprawdzając wszystkie pomieszczenia – opuszczone i pełne ciał zabitych – i osłaniając się nawzajem. Ich celem było pomieszczenie kontroli broni jądrowej.

– Uwaga! – krzyknął Ellison i rzucił się na ziemię na moment przed tym, jak z pomieszczenia naprzeciwko rozległa się długa punktowa seria z cekaemu. Komandosi odruchowo odskoczyli i skryli się w pobliskich drzwiach. Nie wszyscy.

Spc. Geoffrey Roberts zginął na miejscu, przebity kilkunastoma pociskami.

– Musimy rozwalić ten cekaem! – wrzasnął kapitan, klnąc siarczyście. – Ellison, wiesz, co masz robić!

Ciemnoskóry sierżant zdjął z pleców granatnik, wychylił się i posłał po kolei trzy granaty w drzwi, zza których prowadził ogień cekaem. Po chwili ostrzał ustał.

– Teraz! – polecił kapitan.

Dwóch szturmowców ruszyło naprzód i po krótkim sprincie przypadło do ściany za drzwiami. Do pomieszczenia wpadł granat błyskowy. Komandosi wparowali do środka, posyłając długie serie z kaemu, ale było to zbędne. U ich stóp leżały trzy martwe, poszarpane ciała.

– Nie zatrzymujmy się – rzekł Bathley – Pomieszczenie kontroli jest blisko.

Penetracja kolejnych pomieszczeń kompleksu przebiegła bez problemów. Komandosi nie napotkali oporu, jednak po budynku cały czas niosły się dźwięki eksplozji i wystrzałów, odgłosy dziejącej się dookoła makabry, dramatu milionów ludzi, na który z trwogą spoglądał cały świat. Gdzieś w mieście słychać też było wytłumione głosy z megafonów, wzywających rebeliantów do „złożenia broni lub poniesienia wszelkich możliwych konsekwencji".

Po kilku minutach żołnierze dotarli do schodów, a po nich na wyższy poziom kompleksu.

Tam przywitał ich grad pocisków.

Meble w dużej sąsiadującej z pomieszczeniem kontroli stołówce były w większości zniszczone, a z większości z nich rewolucjoniści zbudowali prowizoryczną barykadę, obsadzoną przez kolejny cekaem, ryczący teraz jak wściekły amstaff, oraz kilkunastu żołnierzy. Zaniepokojeni zniknięciem ich patrolu przy bramie kompleksu rebelianci przygotowali się do obrony przed nowymi nieprzyjaciółmi.

Komandosi zajęli pozycje bojowe na klatce schodowej przy drzwiach do pomieszczenia. A raczej przy tym, co zostało z drzwi, mocno podziurawionych ogniem.

– Musimy się tam dostać! – wrzasnął Bathley, przekrzykując ryk cekaemu.

– Wezwij Chimerę – zaproponował Ellison – Niech się nimi zajmie.

– Chimera będzie tu z powrotem za kilkanaście minut. Nie możemy czekać, bo rebelianci nas otoczą. Musimy załatwić to szybko – kapitan ruchem dłoni wskazał granatnik ciemnoskórego komandosa – Na przykład tak.

Ellison zrozumiał w lot. Trzy granaty jeden za drugim wpadły za barykadę. Cekaem ucichł od razu. Gdy tylko rozległ się trzeci wybuch, Bathley wychylił się i otworzył ogień. W ślad za nim reszta oddziału ruszyła naprzód, wdając się w strzelaninę. Pociski dzwoniły głośno, uderzając w metalowe stoły, ściany drżały od prowadzonej przez obie strony kanonady. Komandosi pochyleni dotarli do barykady, wrzucając za nią kolejne granaty.

– To byli ostatni – rzekł Ellison.

– Nie traćmy czasu. Przed nami pomieszczenie kontroli. Ellison, idź na szpicy.

W rzeczy samej, w budynku zapadła głucha cisza, nie licząc odległych odgłosów walk w mieście. Ellison z kaemem w ręku powoli uchylił drzwi do środka i ostrożnie postąpił krok naprzód. Pomieszczenie wyglądało na opuszczone, ale trudno było uwierzyć, że rebelianci poddali właściwy cel bez walki. Sierżant wychylił się i rozejrzał, mierząc dookoła lufą karabinu. Nikogo nie było. Odetchnął z ulgą.

Za wcześnie.

Za drzwiami ni stąd ni zowąd pojawił się wysoki, muskularny żołnierz z nożem wojskowym w dłoni i niczym grom uderzył w zaskoczonego Ellisona. Komandos w ostatniej chwili zrobił szybki unik i odskoczył. Przeciwnik przeszedł do kolejnego ataku, pionowo ciął nożem powietrze, o włos chybiając Sierżant wykorzystał ułamek sekundy przed następnym ciosem, chwycił karabin i posłał długą serię, dosłownie dziurawiąc rebelianta jak sito.

Walka rozegrała się w ciągu niespełna czterech sekund.

– Dobry refleks, sierżancie – pochwalił Bathley, który dopiero teraz zobaczył skrytego wcześniej za drzwiami napastnika, leżącego w kałuży krwi.

– Lata praktyki – skromnie odparł Ellison.

– W porządku. Zajmijmy się w końcu tymi kodami.

Na wyposażenie pomieszczenia kontroli składały się rzędy stanowisk komputerowych, niewielki podest ze stanowiskiem centralnym oraz duży, zajmujący całą ścianę ekran. Bathley wszedł na podwyższenie i uruchomił komputer sterujący, podczas gdy reszta oddziału zajęła pozycje obronne przy wejściu.

– Cholera – odezwał się Bathley – Rakiety są zabezpieczone. Ktoś zablokował wyrzutnie. Pewnie personel kompleksu, zanim baza wpadła w ręce wroga. Kody, które mamy, już nie wystarczą.

– Możesz zhakować te wyrzutnie? – spytał Ellison.

– Nie w tych warunkach i nie w tak krótkim czasie. Za kilka minut może tu być pełno rebeliantów. Albo sił rządowych. Nie wiem, co gorsze.

– To co robimy?

– Mamy jeszcze plan awaryjny. Zabierzemy aktualne kody ze sobą. Jeśli Irańczycy ich nie zmienią, i tak mogą być przydatne. A co do samych rakiet… Harvest załatwi sprawę.

Ellison spojrzał na Bathleya. Obaj uśmiechnęli się szelmowsko.

– Delta, tu Alfa 1 – odezwał się przez komunikator pilot śmigłowca.

– Co jest, Alfa 1?

– Mam na ogonie myśliwce nieprzyjaciela. Nie wytrzymam długo. Dowództwo już wysłało Reapery, by udzieliły mi wsparcia, ale muszę was stąd zabrać jak najszybciej, zanim zaczniemy tu regularną wojnę z Irańczykami.

– Przyjąłem, Alfa 1. Odbierz nas z dachu za dziesięć minut.

– Dziesięć minut? Jeśli za pięć nie będę trupem… W porządku, kapitanie. Alfa 1 bez odbioru.

Bathley nie tracił więcej czasu. Wyjął z kieszeni przenośnik danych, na którym trzymał wirusa, i podłączył go do komputera. Harvest 18X. Najnowsze osiągnięcie amerykańskich informatyków. Pokonuje większość zabezpieczeń rządowych serwerów i systemów. Powinien zadziałać i tym razem, na dobre kilka miesięcy niszcząc irański program atomowy.

Zadziałał. Ekran zapełnił się dziesiątkami komunikatów o błędach.

– Udało się – wyszeptał kapitan z wyraźną ulgą w głosie – A teraz ruszajmy. Alfa 1 odbierze nas z dachu.

 

III

Gdy tylko znaleźli się na dachu, ich oczom ukazał się koszmar jeszcze większy niż przedtem.

Nisko nad miastem krążyło kilkadziesiąt irańskich śmigłowców z otwartymi lukami. Pożary przybierały na sile, odwrotnie proporcjonalnie do natężenia walk. To właśnie było dziwne.

Snajper Mike Nickson rozglądał się dookoła przez przyrządy optyczne.

– To niewiarygodne… Kapitanie, spójrz.

Bathley wyjął lornetkę. I zaniemówił. Wszędzie dookoła, na dachach budynków, na ulicach i placach, żołnierze rewolucji, niedobitki sił rządowych i cywile umierali w cierpieniach, dusząc się i krztusząc. Jeśli kilka minut temu piekło było w czymś gorsze od Teheranu, to tę przewagę właśnie utraciło.

– Delta, tu Orzeł, odbiór – Bathley poczuł przerażenie, przemieszane z ulga, gdy usłyszał głos z dowództwa. Może oni wiedzą, co tu się dzieje

– Orzeł, tu Delta. Co się tu do cholery dzieje? Odbiór.

– Delta, słuchajcie uważnie! Żołnierze Chameiniego rozpylają cyjanowodór w całym mieście. Wygląda na to, że skurwiel prędzej wysadzi, wypali i wytruje cały Teheran niż odda władzę! Irański Quds Force w kombinezonach ochronnych zabezpiecza ważniejsze punkty miasta. Wynoście się stamtąd.

– Co?! Skąd do cholery Iran ma cyjanowodór w takich ilościach?!

– Też chciałbym to wiedzieć, Delta. Zniszczyliście rakiety?

– Wyrzutnie były zablokowane. Nie mogliśmy uruchomić samozniszczenia ani podmienić kodów. Ale zdobyliśmy aktualne kody i wpuściliśmy im Harvesta do sieci.

– Lepsze to niż nic. W porządku, Delta. Alfa 2 opuścił już miasto z ambasadorem i resztą. Alfa 1 będzie u was za kilka minut. Eskortę zapewnia mu eskadra Reaperów. Wszystko, co musicie teraz zrobić, to utrzymać pozycję do przybycia wsparcia. Jasne?

– Tak jest, sir. Zrobimy to. Delta bez odbioru.

Kapitan wyjrzał przez barierkę. Oddziały Quds Force, elitarnej jednostki irańskiej znanej też jako Straż Rewolucji, desantowały się ze śmigłowców dookoła bazy. Głównymi ulicami Teheranu poruszały się kolumny czołgów.

Kilka minut do przybycia wsparcia. Trujący gaz rozprzestrzeniający się dookoła. I cała armia wroga, która lada chwila zwali się siedmiu osaczonym komandosom na głowę.

Chleb powszedni dla Delta Force.

– W porządku – Bathley odwrócił się do reszty oddziału. Wszyscy spojrzeli na niego w milczeniu – Po pierwsze, założyć maski gazowe. Cyjanowodór jest śmiertelną trucizną, gdy dostanie się do ust, ale pewnie pamiętacie z chemii, że poważne zagrożenie stanowi tylko przez pierwsze kilkanaście minut.

Komandosi bez słowa wykonali polecenie.

– Posiłki są w drodze. Greene, Greylock – wskazał dwóch szturmowców – zajmijcie pozycje przy wejściu na dach i nie dopuśćcie nikogo. Najlepiej zaminujcie schody. Reszta będzie bronić dachu. Gdy nadlecą śmigłowce Quds Force, użyjcie tych RPG, które zostawili rebelianci. Nickson, zajmiesz się zdejmowaniem wrogiej piechoty, która wejdzie w zasięg strzału. Otworzycie ogień na mój sygnał – Kapitan zamilkł na chwilę – To wszystko. Wróćmy do domu w komplecie.

Żołnierze Delty rozproszyli się i zajęli wyznaczone pozycje. Kilkuset żołnierzy nieprzyjaciela zbliżało się do kompleksu Irańska Duma ze wszystkich stron. Komandosi zamarli w bezruchu, obserwując nadciągające oddziały wroga i czekając na sygnał, by prewencyjnie ostrzelać napastników. Sekundy wydawały się minutami, serca biły im w piersiach coraz mocniej, adrenalina rosła. Aż padł sygnał.

– Ognia!

I zaczęło się.

Pierwszy padł, od kuli Nicksona, wyglądający na oficera żołnierz stojący na tyłach. Rozpoczęła się wymiana ognia. Irańczycy byli świetnie wyszkoleni i sprawnie wykorzystywali skrzynie i wraki samochodów, by kryć się przed ogniem Amerykanów. Ryczały kaemy, wybuchały granaty. Napastnicy przecięli siatkę w kolejnych kilku punktach i zaczęli podchodzić pod bazę z wielu stron jednocześnie. Komandosi byli zbyt nieliczni, by zatrzymać napór nieprzyjaciół.

– Wytrzymać! – wrzasnął Bathley – Nie wpuścić ich do środka!

Kilkunastu Irańczyków dotarło do wejścia i prawie dostało się do wnętrza kompleksu, ale zatrzymała ich seria granatów wystrzelonych z dachu przez Ellisona. Wśród obrońców pojawiły się kolejne straty – technik Mark Spencer otrzymał centralne trafienie i zginął na miejscu, większość miała też lżejsze rany od pojedynczych pocisków i odłamków.

Jednak cały czas się trzymali.

– Weszli do środka! – zawołał Nickson – Są w bazie.

– Greene i Greylock ich zatrzymają – odkrzyknął kapitan – Skupcie się na tych na zewnątrz. O cholera, śmigłowce!

Dwa rosyjskie Ka-60 pojawiły się na horyzoncie i z dużą prędkością ruszyły w stronę kompleksu. Ellison i Bathley chwycili RPG i natychmiast wzięli je na cel. Mierzyli przez chwilę, obserwując smukłe, śmiercionośne maszyny. Wystrzelili prawie jednocześnie.

Ka-60 były do tego przygotowane. W tym samym momencie odpaliły flary i poderwały się do góry. Nie dając komandosom czasu na załadowanie nowego pocisku, wystrzeliły rakiety.

– Kryj się! – wrzasnął Bathley, odskakując w bok.

Obydwaj z Ellisonem zdążyli w ostatniej chwili.

– Jeszcze raz! – krzyknął kapitan, ładując drugi pocisk. Obaj wymierzyli jeszcze raz. Jednak zanim zdążyli wystrzelić, jeden ze śmigłowców zrobił szybką pętlę i znikł im z oczu. Komandosi rozejrzeli się.

Po chwili Ka-60 wzbił się w górę i pojawił się ponownie.

Dokładnie nad nimi.

– Strzelaj! – ryknął Bathley – Strzelaj!

Pilot śmigłowca pochylił dziób z zamiarem ostrzelania dachu z góry, jednak na moment przed otwarciem ognia poszybowały w niego jednocześnie dwa pociski z RPG. Komandosi zerwali się na nogi i odskoczyli od miejsca upadku. Ka-60 spadał ruchem wirowym i z ogromną energią uderzył w dach kompleksu, rozrzucając dookoła płonące odłamki.

Bathley poruszył się. Był cały pokaleczony odłamkami. Krwawił z rany na boku. Podniósł się z wysiłkiem i wycelował w drugi ze śmigłowców. Pocisk z RPG przeszył powietrze i minął Ka-60 o włos – pilot był dobrze wyszkolony i reagował bardzo szybko. Zbyt szybko.

Kapitan omiótł dach wzrokiem. Z oddziału pozostał on, Ellison i Nickson, nie znał też losu Greene'a i Greylocka. Piechota nieprzyjaciela była w budynku i lada chwila mogła do nich dotrzeć. Nagle zrobiło się jeszcze gorzej.

Na horyzoncie pojawiły się następne trzy śmigłowce. Przed tym komandosi nie mogli już się bronić. Pierwszą myślą Bathleya było, by wycofać się do środka. Betonowe bariery na dachu zapewniały dobrą osłonę przed piechotą, ale nie przed siłami powietrznymi. Zaczął czołgać się w stronę drzwi. Usłyszał za sobą ryk silnika.

Śmigłowiec był tuż za nim.

– Amerykanie! – rozległ się gruby, głośny głos z megafonu – W imieniu Islamskiej Republiki Iranu żądam, byście złożyli broń i poddali się.

Kapitan myślał, że to koniec. Otoczeni i zdziesiątkowani. Bez żadnych szans.

Szansa przyszła niespodziewanie.

Głośny świst rozległ się gdzieś z góry. Stojący nad nimi śmigłowiec został nagle odrzucony na kilkanaście metrów i, wirując, uderzył w ziemię, wzbijając tumany kurzu i chmurę dymu. Ułamek sekundy później ten sam los spotkał po kolei pozostałe trzy Ka-60. Bathley spojrzał w niebo i ujrzał cztery małe punkciki.

Eskadra dronów MQ-9 Reaper. Wsparcie przybyło.

Trójka ocalałych komandosów ponownie otworzyła ogień do piechoty wokół bazy. Ponownie rozbrzmiał koncert kaemów. AH-92 Chimera, oznaczenie Alfa 1, pojawiła się nie wiadomo skąd i zasypała piechotę w dole serią z Gatlinga. Nim Irańczycy zdołali zorganizować kontratak, śmigłowiec spuścił zawieszone na linach nosze.

Bathley, Ellison i Nickson dotarli do nich ostatkiem sił. W Chimerę leciał już grad pocisków. Śmigłowiec miał już wciągnąć liny, kiedy w drzwiach pojawił się, brocząc krwią, Greylock. Zaraz za nim na dach wypadli żołnierze wroga. Kapitan otworzył ogień z kaemu, osłaniając rannego szturmowca. Komandos chwycił się noszy. Zaraz potem zostały wciągnięte.

Chimera poderwała się i szybko zwiększyła wysokość. Zostawiała za sobą miasto w kompletnej ruinie. Setki tysięcy ludzi zastrzelone, wytrute, spalone żywcem.

Istne piekło na ziemi.

– Jeszcze tu wrócimy, kapitanie… – wyszeptał Ellison, gdy tylko zamknął się za nimi luk.

– Co takiego? – Bathley ledwo rozumiał słowa sierżanta.

– Amerykanie nie zostawią tej sytuacji bez odpowiedzi… Iran z bronią jądrową i chemiczną…

– Pewnie masz rację… Ale na razie wolę o tym nie myśleć…

 

Koniec

Koniec

Komentarze

Fajne :) Nawet bardzo. Styl masz świetny i widać, że dobrze czujesz się w militarnych klimatach. Opisy bardzo zgrabne i plastyczne. Pomimo wartkiej akcji, cały czas wiadomo co się dzieje. Brawo, brawo i jeszcze raz brawo!

Żeby nie było tak słodko, to dorzucę maleńką łyżkę dziegciu do beczki miodu, którą zaserwowałam powyżej ;)

Mam dwie uwagi (mniejszą i większą):

1. Wychwyciłam jedno powtórzenie, które proponuję poprawić: "Meble w dużej sąsiadującej z pomieszczeniem kontroli stołówce były w większości zniszczone, a z większości z nich rewolucjoniści zbudowali prowizoryczną barykadę, obsadzoną przez kolejny cekaem, ryczący teraz jak wściekły amstaff, oraz kilkunastu żołnierzy."

2. Brakuje mi jakiegoś elementu zaskoczenia albo mocnej puenty na koniec.

Poza tym, super :)

odpowiedział kapitanowi głos z drugiego śmigłowca.
raczej z głośnika lub hełmofonu. no chyba, że przez okno usłyszał ;) 

próbujących wydostać się w ogarniętego wojną miasta 

I mało kto zwracał uwagę na amerykańskie śmigłowce.
jak to się ma do:
. Pilot próbował nie zwracać na siebie uwagi rebeliantów, jednak było to niemożliwe

w większości zniszczone, a z większości z nich
powtórzenie

Nie było źle, ale średnio mi się podobało.
Przede wszystkim, w 2035 z pewnością broń będzie wyglądała inaczej (wg mnie ;), jeśli nie chciałeś wstawiać, żadnych nowatorskich rozwiązań, to trzeba było dać bliższą datę.
Opisy walk zbyt techniczne wg mnie, a za mało żywe. Owszem były dynamiczne, ale jednak dynamizm to nie wszystko.

Ten oddział Delta Force wydał mi się jakichś taki strasznie fajtłapowaty, niby piszesz, że elita, a tu zaraz jakichś Irańczyk się waha, chwilę potem ktoś się nad czymś tam zastanawia, zaraz ktoś ginie bo nie sprawdzono co jest za zakrętem itd.

No i opis walki z nożem, typ wchodzi i rozgląda się po pomieszczeniu, jest atakowany przez nożownika i dopiero wtedy chwyta karabin?

Jak mówiłem, nie było źle, ale mogło być lepiej. No a poza tym to nie horror ;)

Pozdrawiam,
Snow
 

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Czyta się rewelacyjnie, masz talent i to się czuje. Żywo, dynamicznie, z polotem. Tylko że rzeczywiście zakończenie jakieś takie nijakie... nawet jeżeli to wstęp do czegoś większego, to wypadałoby dać jakiś wyraźniejszy punkt kulminacyjny, żeby zachęcić czytelnika do dalszego czytania. A tak dostajemy pięknie opakowane pudełko, tyle że puste w środku... i zostaje niedosyt.

Po drugie - skoro już osadzasz akcję w przyszłości, to mogłeś puścić wodze fantazji, a tak to cała ta fantastyka jest mocno naciagana. Czy w 2035 będą jeszcze w powszechnym użyciu Ka-60 i mq-9 Reapery? Przy tak szybkim postępie technologii wysłali do ataku broń sprzed trzydziestu-czterdziestu lat???

No i masakra jest, ale horroru nie ma. W konkursie nagrody bym Ci nie dała, ale i tak mi się podobało. Takie trochę hamerykańskie, ale w dobrym znaczeniu tego słowa :)

Ranferiel - dzięki za pozytywny komentarz. Teraz faktycznie widzę, że zakończenie mogłoby być bardziej zaskakujące, ale na konkurs natrafiłem bodajże ok. 10-01, więc z braku czasu na dłuższe przemyślenia zacząłem pisać na pierwszy poważny temat, który przyszedł mi do głowy.

Snow - dzięki za wytknięcie błędów. Skomentuję tylko uwagi dot. broni - Iran używa tutaj broni sprowadzonej zza granicy, stąd też w użyciu jest broń starsza, choć na pewno po znacznych modyfikacjach - najnowsze uzbrojenie sprzedaje się głównie bliskim sprzymierzeńcom. Jeśli chodzi o ogólną taktykę, przez te dwadzieścia lat podstawowe założenia moim zdaniem pozostaną bez zmian. Więcej elektroniki i futurystycznego sprzętu byłoby w użyciu, gdyby komandosi działali w skrajnych warunkach, np. na pustyni, w dżungli czy w Arktyce, ale tu chyba nie było to potrzebne. Na pewno wzrośnie rola maszyn bezzałogowych, i to odzwierciedla użycie Reaperów. Same Reapery wprowadzono zresztą do służby dosyć niedawno, więc przez te dwie dekady z hakiem powinny jeszcze pozostać w służbie, obok nowszych, wprowadzanych później dronów. Dziś w siłach USA powszechny jest wciąż MQ-1 Predator, który przecież ma już prawie dwadzieścia lat. Delta ma oczywiście nowe śmigłowce (AH-92 Chimera), natomiast na opisy techniczne nowych karabinów dla komandosów po prostu nie starczyło miejsca w limicie 20 000 słów.

Co do wyszkolenia Delty, o którym wspomniałeś - nawet najlepsi popełniają błędy. I elitarnym jednostkom może się zdarzyć, że - jak w opowiadaniu - dadzą się zaskoczyć przez ukryty cekaem.

Dreammy - właściwie powtórzyłbym to, co napisałem powyżej. Odniosę się do ostatniego akapitu - konkurs nazywa się MASAKRA 2010, a nie HORROR 2010. Nigdzie nie pojawił się wymóg, by opowiadanie było horrorem albo czymś w ten deseń :). Tytuł wskazuje, że nacisk miał być położony na masakrę i elementy, które mogą wzbudzić lęk i niepewność (chaos w mieście, władza używająca broni chemicznej przeciw cywilom). Tak to odebrałem. Ale dzięki za opinię.

Dzięki za wasze komentarze. W kolejnych opowiadaniach, które planowałem kiedyś napisać w tych świecie, postaram się uwzględnić wasze uwagi, na pewno dodam więcej futurystycznego sprzętu i bardziej zróżnicowane uzbrojenie dla Delty. Praca będzie też dłuższa i bogatsza w zwroty akcji. Pozdrawiam :).

OK, do konkursu

Nowa Fantastyka