- Opowiadanie: fanthomas - Sny o nieskończoności

Sny o nieskończoności

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy II, Użytkownicy III, Rossa, Użytkownicy V

Oceny

Sny o nieskończoności

 

Wsłuchałem się w delikatną muzykę płynącą wzdłuż korytarzy rezydencji. Wydawała mi się znajoma. Otulała mnie jak stare ubranie idealnie do mnie dopasowane.

– Fili gra nową melodię – szepnęła baronowa.

– Jeśli chciałaś pobawić się słowem, powinnaś raczej powiedzieć, że Fili gra nową sukienkę. Nie wiem, czy dźwięk może być filigranowy.

– Twoja racja, moja gracja, ale nie czepiaj się tak.

– Ta melodia brzmi intrygująco. To fortepian, prawda?

– Tak.

– Ktoś zna się na swojej robocie. Czy Fili to prawdziwe imię?

– Tak, to zdrobnienie od Filomeny.

– Kim ona jest?

– Moją córką.

– Mówiłaś, że nie masz dzieci.

– To prawda. Nie mam.

– Kto więc tam grał?

Dostrzegłem wiszący na ścianie obraz. Przedstawiał młodą dziewczynę w alabastrowej sukni. Jej długi warkocz uwił sobie gniazdko na podołku. Oczy baronowej wyraźnie się zaszkliły, jakby ten widok przepełniał ją smutkiem. Być może przypomniała sobie straszną prawdę, o której za wszelką cenę chciała zapomnieć.

Zadrżałem. Od razu pomyślałem o duchach, które zamieszkują tę rezydencję. Czy córka baronowej jest jednym z nich? Melodia urwała się, zupełnie jakby niewidoczna istota nas usłyszała, a raczej moje myśli i wreszcie uświadomiła sobie, że nie należy do naszej rzeczywistości i powinna odejść, by zaznać spokoju w zaświatach.

– Czy to ona? – zapytałem.

Nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Zdałem sobie sprawę, że nie powinienem drążyć dalej tego tematu i pozostawić przeszłość daleko za sobą. Któż jednak grał wcześniej tę piękną melodię? Czy na pewno ją słyszałem?

– Była taka młoda… – wyszeptała w końcu baronowa i nie podjęła więcej tego tematu.

Kontynuowaliśmy zwiedzanie rezydencji. Niezbyt podobały mi się te wszystkie ozdoby, którymi przesycone było wnętrze. Na ścianach wisiały arrasy, sufity wyłożono mozaikami, a każdy kąt wypełniały przeróżne figurki, mniejsze i większe, ładne i upiorne. Koty o wyginających się w pałąk grzbietach, porcelanowe lalki o błyszczących oczach, kłaniający się im kryształowi paziowie oraz porozwieszane tu i ówdzie groteskowe maski, przypominające te, które noszą na twarzach plemienni szamani.

– A ty chciałbyś wyparować? – zapytała mnie wreszcie.

– Nie, wolałbym pocałować. Ciebie.

– Dlaczego?

– Bo jesteś wyjątkową kobietą.

– Co we mnie takiego specjalnego?

Zaśmiałem się. Nie lubiłem prawić komplementów. Zupełnie się na tym nie znałem.

– Podobają ci się te posągi? – zmieniła temat. – Wyglądają jak żywi ludzie.

Niektóre rzeźby faktycznie przypominały zastygłe w bezruchu postacie, wpatrzone w nas niewidzącym wzrokiem. Pewnie gdybym dotknął którejś, poczułbym bijące od niej ciepło.

– Tak, wywołują niepokój. Dezorientują. Wprawiają w osłupienie, jak zręczny był artysta, który je tworzył.

Zwłaszcza jeden z posągów sprawił, że ponownie zadrżałem. Bardzo mocno przypominał mnie. Wahałem się, czy nie wspomnieć o tym baronowej, ale uznałem, że to tylko wymysł mojej wyobraźni. Na pewno zwróciłaby na to uwagę, gdyby zauważyła podobieństwo.

– Uwielbiam sny – rzekła baronowa. – Czuję się w nich jak u siebie w domu i mogę przebywać w dziwnej krainie, rządzącej się nikomu nieznanymi regułami.

– Porównanie z domem jest interesujące. W końcu to świat, który tworzysz sama, a raczej twoja podświadomość, więc zagłębianie się w nim to jak podróż po własnym umyśle.

– Co ci się ostatnio śniło?

– Wędrowałem po ogromnej, niekończącej się rezydencji, a ty szłaś obok mnie.

Zaśmiała się. Dopiero teraz dostrzegłem, że jej kok się rozwinął i zmienił w długi warkocz. Musiała przytrzymywać go jedną dłonią, by nie przydeptać. Nie wspomniałem jednak o podobieństwie do dziewczyny z obrazu, żeby znów nie popadła w melancholię.

Zajrzałem do jednej z sal, gdyż dostrzegłem stojący tam fortepian. Czy to na nim niewidoczna osoba tworzyła te piękne melodie?

– Umiesz grać? – zapytała baronowa.

– Nie, choć w sumie nigdy nie próbowałem. Może urodziłem się z talentem, o którym nie mam pojęcia i moje palce same wiedziałyby, co robić.

– Zdolności, które odziedziczyliśmy po przodkach, a nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Wierzysz, że geniusz przechodzi z ojca na syna?

– Nie mam pojęcia. Nie znam żadnego geniusza.

Zaintrygowało mnie, czy córka baronowej odziedziczyła talent do muzyki po swojej matce. Ciekawe, kim był ojciec. Jego portret nie wisiał na terenie rezydencji, a przynajmniej ja go nie dostrzegłem.

– A ty umiesz grać? – odpowiedziałem pytaniem.

– Nie, za to moja pokojówka jest do tego stworzona. Nazywa się Fili. Wspominałam ci o niej.

– Mówiłaś, że to twoja córka.

– Nie w sensie biologicznym, ale praktycznym. To ja ją wychowałam.

– Czyli nie jest duchem?

– Naprawdę tak pomyślałeś? Nie słuchaj bzdur ludzi gadających, że ta rezydencja jest nawiedzona.

– A dziewczyna z portretu?

– To ja, ale oczywiście w młodości. Smutno mi, gdy patrzę na swoje dawne ciało i dostrzegam w nim coraz mniej z siebie w obecnym stanie. Mam wrażenie, że tamta moja wersja coraz bardziej młodnieje, kiedy ja się starzeję. Za parę lat zmieni się w kilkuletnie dziecko, a ja będę stała nad grobem. Ciekawe, czy w końcu obie znikniemy.

– Nie mów tak. Jesteś teraz w sile wieku.

– Brzmi jak eufemistyczne określenie starości. Ach! Gdzież to się podziała ta niesforna pokojówka? Uciekła na nasz widok? Fili! Chodź tutaj i nam zagraj!

– Chyba będziesz musiała to zrobić sama.

Myślałem, że odmówi albo choć odrobinę zawaha się, ale ona od razu usiadła przy fortepianie, a palce zaczęły uderzać w klawisze, wydobywając z martwej materii niesamowite dźwięki. Była to ta sama melodia, którą słyszałem wcześniej, wędrując korytarzami tej niekończącej się rezydencji.

– Baronie, czy podoba ci się jak gram?

– Słucham? Jak mnie nazwałaś?

– To nie było do ciebie.

– Gdzież więc ten baron, o którym wspomniałaś?

– To ten, który nas wyśnił.

– Nie rozumiem.

Popatrzyła w górę, a ja podążyłem za jej spojrzeniem. Nie dostrzegłem sufitu. Wyglądało na to, że wzniósł się na wysokość kilkuset metrów, a ściany się rozciągnęły. Dźwięk fortepianu wciąż unosił się w powietrzu, choć baronowa już dawno przestała grać.

– Powiedz mi, kochanie, czy nasze życie jest snem, w którym się zatraciliśmy? Czy jesteśmy tylko tworami rozgorączkowanego umysłu, który umieścił nas oboje w tej rezydencji, istniejącej jeszcze tylko przez te krótkie sekundy, zanim śniący się nie obudzi? Spójrz, jak ta misterna budowla się rozpada. Zaraz nic po niej nie pozostanie.

W trakcie, gdy mówiła widziałem jak na ścianach wykwitają szczeliny, posągi pękają i rozpadają się, a ja stoję pośrodku tego narastającego chaosu.

– Tak jak i po nas – dodałem.

Koniec

Komentarze

Ujmujący szorcik! Spodobał mi się szczególnie opis rezydencji, naprawdę poczułem jej atmosferę. Inteligentnie przedstawiona jest też ulotność snu smiley Pozdrawiam!

Dzięki. TomaszFromasz podoba mi się twój nick i avatar, które sugerują, że lubisz klimaty dziwne i absurdalne, więc myślę, że moje teksty przypadną ci do gustu. ;)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Ładne. Mógłbym tak śnić, gdyby mi było dane. Lubię też zabawy słowem. Ujął mnie początek i melodia. jakby towarzysząca cały czas, mimo że urwana. :)

Eteryczne, klimatyczne, lekkie. Był mały niepokój ale chyba miał być. Bardzo fajnie się czytało. Tekst taki jak mikro-deser – chce się więcej a tu… ostatnia kropka.

Lubię taki dobrze skonstruowany oniryzm. Prowadzisz klimatem, wciąż zmieniającymi się oczywistościami, pewnym niepokojem. Język pasuje do nastroju. Bardzo ładne opowiadanie :) 

 

E.

Cześć, Krzysztofie. Bardzo udany szort w mojej opinii. Szczerze mówiąc chyba nie czytałem nigdy wcześniej podobnego motywu, czyli bohaterowie, którzy na końcu dowiadują się, że są jeno elementem snu. Naprawdę zacny pomysł. Klimat też wyszedł niczego sobie. Pozostaje zatem klikać. Pozdrawiam!

Dziękuję wszystkim komentujących za miłe słowa. :)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Nie lubię tekstów traktujących o snach, a ten, ku własnemu zdziwieniu, przeczytałam z prawdziwą przyjemnością. :)

 

My­śla­łem, że od­mó­wi albo choć odro­bi­nę za­wa­ha… → My­śla­łem, że od­mó­wi albo choć odro­bi­nę za­wa­ha się

 

ale ona od razu usia­dła przy for­te­pia­nie, a jej palce za­czę­ły ude­rzać w kla­wi­sze… → Drugi zaimek jest zbędny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ładny tekścik. Czytałam już kilka godzin temu i przynajmniej zdążyłam się zastanowić, co konkretnie mnie w tym opowiadaniu ujęło. I chyba poszło o jakiś smutek związany z przemijaniem, o narracyjną lekkość i poczucie braku stałości tego, co jest wokół nas. Nie jestem jakąś ogromną fanką motywu stricte onirycznego, ale w takim wykonaniu czytam o snach z przyjemnością ;-)

My jako postacie z czyjegoś snu, postacie zdające sobie w końcu w tego sprawę. Dobry zamysł, jeszcze lepsze wykonanie.

Pozdrawiam.

Nierealne, nieoczywiste, ale czy nieprawdziwe? Ulotność chwili i postaci i ich delikatnie zaznaczone uczucia. Moim zdaniem bardzo ciekawe i ładne, a nawet wzruszające. Jestem pod wrażeniem opowiadania i warsztatu.

Pozdrawiam :)

Dziękuję za tak pozytywny odbiór tego tekstu. Ja w sumie też nie przepadam za oniryzmem ukazanym w formie ciągu dziwnych i absurdalnych, ale kompletnie niepowiązanych ze sobą scen, z których nic nie wynika, aż w końcu bohater się budzi i mówi: ”A, to był tylko sen”. Wolę jednak tę atmosferę snu dozować powoli i najczęściej te groteskowe senne światy nie rozpływają się wraz z końcem opowieści.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

– Porównanie z domem jest interesujące. W końcu to świat, który tworzysz sama, a raczej twoja podświadomość, więc zagłębianie się w nim to jak podróż po własnym umyśle.

Nieco uczone i przy tym mało treściwe zdanie.

– Powiedz mi, kochanie, czy nasze życie jest snem, w którym się zatraciliśmy? Czy jesteśmy tylko tworami rozgorączkowanego umysłu, który umieścił nas oboje w tej rezydencji, istniejącej jeszcze tylko przez te krótkie sekundy, zanim śniący się nie obudzi? Spójrz, jak ta misterna budowla się rozpada. Zaraz nic po niej nie pozostanie.

Powyższa kwestia wydaje mi się nieco napuszona i nieco przewidywalna.

 

Ciekawe i nastrojowe, bardzo zręcznie zszyto sentymentalizm eleganckiej kobiety i klimat eteryczny. Za to niektóre kwestie brzmią niezbyt naturalnie, a przy tym mam wrażenie, że kilka razy natknąłem się na nieco sztampową frazeologię w temacie “jesteśmy we śnie”.

 

Mam wrażenie, że opis wnętrza domu mógłby być nieco bardziej staranny, bo pojawia się wiele elementów wystroju, ale trochę wymienionych ciurkiem.

 

Ogólnie uważam za ciekawy tekst.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Cześć, Fanthomasie! Przyjemny szorcik, w którym umiejętnie i stopniowo budujesz oniryczny klimat. W sumie bycie postacią z cudzego snu to niezwykle ciekawa koncepcja.

 

Pozdrawiam i klikam.

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Nowa Fantastyka