- Opowiadanie: dawidiq150 - Pechowa podróż

Pechowa podróż

W tym opowiadaniu wysiliłem się, by było logicznie i bez błędów. Proszę czytajcie i komentujcie! :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Pechowa podróż

 Wydawałoby się, że jestem farciarzem. Przyszło mi żyć w niezwykle interesującym dla ludzkości czasie, czasie kiedy to podróże poza układ słoneczny stały się możliwe. Zostałem wylosowany w wielkiej globalnej loterii, dzięki czemu miałem przeżyć niezwykłą przygodę życia. Jednak ta historia początkowo tylko wydaje się szczęśliwa. Ale zacznijmy od początku!

14 marca 2043 stał się dniem, w którym ludzkość dowiedziała się, że nie jest sama we wszechświecie. Dowody na to były niepodważalne.

Po prostu, nagle, w odległości około dwudziestu jeden milionów kilometrów od Ziemi pojawiła się planeta. Ci, którzy to zauważyli, osłupieli i nikt nie potrafił tego zjawiska wytłumaczyć. Zauważono także obiekty na orbicie ziemskiej nie należące do ludzi. Jak się później okazało, były to bazy kosmiczne mające na celu, ogólnie rzecz biorąc, doglądanie życia na Ziemi.

Tego dnia o godzinie 17:43, gdzieś na środku oceanu spokojnego, a później i w innych akwenach, na powierzchnię wynurzyły się zajmujące olbrzymią powierzchnię obiekty. Te gigantyczne konstrukcje wyglądające jak hangary, wzniosły się na wysokość około dwustu metrów i zaczęły powoli otwierać. W środku znajdowały się, ułożone w porządku obok siebie różne maszyny, niektóre wyglądały jak powszechnie używane myśliwce, inne jak różnego rodzaju rakiety. Od najmniejszych kilkunastometrowych do znacznie większych.

W tym samym czasie nad Saharą zauważono latające maszyny, które paliły piasek niebieskim laserem zamieniając go w szkło. Później na tym podłożu miała powstać gigantyczna konstrukcja.

 

&&&

 

Obcy skontaktowali się z ludźmi. Nie był to jednak kontakt twarzą w twarz. W jakiś zagadkowy sposób, na każde internetowe konto pocztowe przyszedł dziwny załącznik. Świadczyło to o tym, że Ziemia była niezwykle mocno zinfiltrowana przez obce byty.

Nie wszyscy na początku otworzyli załącznik, bojąc się szkodliwego oprogramowania.

Ja, gdy zobaczyłem nazwę pliku „KONTAKT z OB42” bez wahania kliknąłem.

Na moim komputerze błyskawicznie zainstalował się jakiś program. Gdy go włączyłem, ukazał się żartobliwy animowany filmik; planety krążące wokoło słońca i spodek latający z jednej do drugiej. Po chwili zobaczyłem napis: „Jestem Omnibus – sztuczna inteligencja. Moim zadaniem jest odpowiedzieć na frapujące cię pytania dotyczące kosmosu.” i niżej okienko – miejsce na moje pytanie.

Zaintrygowany wpisałem:

– Kto cię stworzył?

– Zespół naukowców, inżynierów i matematyków z planety Xass, w układzie G-14 – wyskoczyła odpowiedź.

Pomyślałem, że to musi być jakiś żart, ale długo tak nie sądziłem.

– Co to za głupi dowcip? – kontynuowałem dialog z programem.

– To nie jest dowcip! Ja nie potrafię żartować. Zadaj proszę, jakieś konkretne pytanie!

– Czy istnieje życie w kosmosie poza naszą planetą?

Odpowiedź:

– Tak, oczywiście. Są miliony planet posiadających bogatą faunę i florę.

Chyba w tym momencie uwierzyłem. Zacząłem ochoczo wypytywać program:

– Jak to się stało, że w pobliżu Marsa pojawiła się nowa planeta?

– Ona zawsze tam była, tylko miała aktywną kamuflującą osłonę, zgodnie z obowiązującym prawem, które mówi, że światy o niskim poziomie rozwoju technologicznego mają być zostawione same sobie i rozwijać się samodzielnie.

– Dlaczego się ujawniliście? – pytałem dalej podniecony.

– Tak, to jest dobre pytanie. Ta kwestia jest kluczowa. Wszystkie najmądrzejsze istoty wchodzące w skład Najwyższej Rady Galaktycznej były przekonane, że wszechświat jest w całości zbadany. Ogromnie wielki, ale do ostatniej planety zbadany. Ostatnio odkryto anomalię w układzie blisko waszego. Anomalia okazała się „tunelem”, który łączy jakieś inne Universum, o którym kompletnie nic nie było wiadomo. Okazało się też, że ci z tamtej strony są agresywnie nastawieni. N.R.G. posiada potężne wojska. Tylko, że te wojska nie zdążyłyby dotrzeć na czas by zatrzymać agresora. Na szczęście, dawno, kiedy na waszej Ziemi nie było jeszcze ludzi, zostawiono ukryte rezerwy. Teraz je aktywowano.

Zacząłem bombardować program przeróżnymi pytaniami. Zawładnęła mną ciekawość. Odpowiedzi były niezwykle interesujące.

– Jaka jest średnia długość życia osobników podobnych ludziom na innych planetach?

– Teraz to będzie około 150 waszych lat. Ale nie biorę pod uwagę, że na ten wynik wpływa rozwój techniki, która u was jest bardzo słaba. Na pewno zainteresuje cię, że rekordziści dożywają nawet czterech tysięcy lat. Z kolei jest planeta, na której rozumne istoty żyją zaledwie cztery miesiące.

– Jaki my, na Ziemi, mamy iloraz inteligencji w porównaniu do innych ras? – zapytałem, gdyż interesuje mnie ten temat, należę bowiem do stowarzyszenia Mensa.

– Dość wysoki. Ale do tych z najwyższym brakuje wam sporo. Wyróżniacie się tym, że niektóre jednostki rodzą się z dużo wyższym niż średnia w waszej populacji. Nawet ponad dwukrotnie, co jest bardzo rzadko spotykane. Na pewno znasz: Goethego, Leonarda da Vinci, Einsteina. Ich podpięte do maszyn, zaopatrujących w tlen i utrzymujące w aktywności mózgi wykorzystujemy w niektórych projektach badawczych.

Różne pytania przychodził mi dalej do głowy.

– Czy Ziemia jest zagrożona waszą wojną?

– Owszem jest, ale już trwają prace by uczynić ją bezpieczną.

– Czy, gdy minie zagrożenie, będziemy mogli zwiedzić inne planety?

– Tak, rozpocznie się współpraca z ludźmi. Nie będzie już żadnych tajemnic. Na Ziemię przybędą wykładowcy, którzy przekażą wszelaką wiedzę. Do tego zobowiązujemy się zabrać tysiąc ludzi, którzy zwiedzą Universum. Plan takiej wycieczki stworzony dla wielu ras istnieje już od dawna.

– Powiedz, jak wygląda kwestia wiary w Boga we wszechświecie?

– Nie wiem o co konkretnie pytasz. Na około 96% planet, to kwestia osobista każdego. Nikt tam nie jest zmuszany do oddawania czci bóstwom. Natomiast naukowcy w zdecydowanej większości są przekonani, że Bóg istnieje, zbyt wiele działo się i dzieje rzeczy, których nie sposób wytłumaczyć racjonalnie. Innymi słowy zbyt wiele jest udokumentowanych cudów.

Długo rozmawiałem ze sztuczną inteligencją obcych. Program miał także bazę zdjęć i filmów. Później w nocy przeglądałem ją godzinami.

 

&&&

 

Wieczorem siadłem z rodzicami i siostrą przed telewizorem obejrzeć wiadomości. Mówione było o programie, dzięki któremu ludzie posiadający komputer z internetem mogli dowiedzieć się wszystkiego, czego tylko chcieli w nowym sensacyjnym temacie. Pokazywali jak z platform na oceanach startują należące do obcych wehikuły i jak na Saharze w błyskawicznym tempie rosła tajemnicza konstrukcja.

Powstał całodobowy program, w którym mówiono wyłącznie o niezwykłych wydarzenia związanych z obcymi.

 

&&&

 

Minęło osiem dni. Przerażenie ogarnęło ludzi, gdy nieznana rakieta eksplodowała na Ziemi. Co prawda uderzyła w bazę naszych sojuszników unoszącą się nad oceanem, ale nikt nie wiedział jakie są dalsze zamiary agresorów.

Baza ta była prawie już opuszczona i wykonała swoje zadanie.

Takich rakiet spadło potem jeszcze siedem. Jedna eksplodowała w Ameryce Południowej, na terenie Paragwaju, uśmiercając pół miliona ludzi. Broń, której używali agresorzy musiała być dla nich bardzo cenna, może trudna do zdobycia bądź wytworzenia. Tak spekulowano. Skutecznie niszczyła materiał (stop nieznanych na Ziemi pierwiastków), z którego nasi obcy sojusznicy zbudowali swoje bazy.

Dzień później po atakach, na Saharze ukończono wreszcie dziwny obiekt. Było to coś jakby grupa iglic o wysokości około dwóch tysięcy metrów każda. Czubki tych iglic łączył pulsujący czerwony laser. Nie wiadomo było, do czego to miało służyć, okazało się to dopiero wtedy, gdy nowe rakiety leciały w stronę Ziemi. Obiekty niczym magnes przyciągały pociski, a one eksplodowały przy nich bezpiecznie dla ludzi. Nasza planeta przestała być zagrożona.

 

&&&

 

Minęło dziewięć dni i obcy skontaktowali się z Ziemią. Wybrali do tego Stany Zjednoczone. Nad trawnikiem przed Białym Domem w Waszyngtonie na wysokości trzech metrów zawisł obiekt wielkości dużego domu. Miał trudną do opisania budowę, gdzieniegdzie był kanciasty, gdzieniegdzie obły. Po chwili drzwi u jego spodu rozsunęły się i na zewnątrz wyskoczył dwu i półmetrowy osobnik przypominający gigantycznego owada, miał bowiem czworo długich nóg i dwie pary skrzydeł, a jego skóra była jasnozielona. Luźno wisiała na nim szata o ciemnoniebieskim kolorze, przyozdobionym srebrnym i czerwonym pyłem.

Było wcześnie rano, lecz prezydent już nie spał. Wyszedł z uśmiechem na spotkanie obcego emisariusza. Ten pokłonił się i powiedział głosem przypominającym czasem gulgotanie, czasem śpiew ptaka:

– Witam w imieniu Najwyższej Rady Galaktycznej! – i ukłonił się. Mimo dziwności dźwięku wydobywającego się z innego aparatu mowy dało się go bez problemu zrozumieć.

– Witam w imieniu ludzkości – odparł prezydent i podał rękę gościowi, którą ten uścisnął. – Zapraszam do siebie.

I obaj zniknęli za drzwiami Białego Domu. Wizyta trwała nieco ponad cztery godziny. Później obcy zaprosił prezydenta do swojego statku i odlecieli nie wiadomo gdzie. Zaczęło się ściemniać, gdy statek wrócił „oddając” prezydenta.

 

&&&

 

Najważniejsze informacje, które przekazano mediom były następujące: bitwa zakończyła się sukcesem, agresor został pokonany, a dziwny portal się zamknął, za kilkanaście dni na Ziemię przybędą wykładowcy w celu zapoznania ludzi z różnoraką techniką i nauczą rozwiązań, które podniosą standard życia ludzi, zlikwidują głód i wiele chorób. Niezwłocznie przybędą specjaliści, którzy przy pomocy maszyn zredukują, ile tylko będzie się dało, zniszczenia na Ziemi, którego dokonały wrogie rakiety.

Ostatnią wiadomością było, że obcy zabiorą tysiąc losowo wybranych osób z całego globu, którzy będą mieli okazję zwiedzić kosmos podczas wspaniałej wycieczki, trwającej około dwa miesiące.

 

&&&

 

Nad oceanami i morzami, w miejscach, gdzie doszło do eksplozji niszczących bazy naszych sojuszników, pojawiły się maszyny z gigantycznymi cysternami. Faktycznie woda tam przybrała czarny kolor, a mnóstwo zdechłych ryb pływało na powierzchni do góry brzuchami. Maszyny zaczęły odpompowywać zanieczyszczoną wodę i sypać jakiś proszek, który miał zapobiec dalszemu skażeniu.

Ruszył program, który miał na celu ustalenie, kto poleci na „kosmiczną wycieczkę”. Każdy powyżej szesnastego roku życia mógł się zapisać do losowania.

Zrobiłem to ja, moi rodzice, koledzy, koleżanki i bardzo wielu ludzi których znałem. Pewnego dnia, to była niedziela, godzina dziewiętnasta, w telewizji z Ameryki transmitowano losowanie.

Całą rodziną siedzieliśmy przed telewizorem, czekając czy może załapie się ktoś z Polski kogo znamy. Jako trzysta czterdziestą drugą osobę wyczytano mnie. Myślałem, że się przesłyszałem. Na internecie po losowaniu pojawiła się lista szczęśliwców i rzeczywiście tam byłem. Myślałem, że oszaleję ze szczęścia.

 

&&&

 

Miesiąc później.

 

Plan był taki; co godzinę z lotniska w USA, które błyskawicznie zbudowano w oparciu o wskazówki obcych, mniejszy statek miał zabierać dwieście osób, na olbrzymi statek matkę.

Na miejsce moja rodzina przybyła ze mną. Nie zapłaciliśmy za dojazd ani grosza, gdyż wszystko było opłacone, takie ustalono zasady, by każdy wylosowany, także ten, którego nie było na to stać, mógł skorzystać. W końcu przyszła kolej na moją grupę. Statek o kształcie walca z silnikami umieszczonymi po bokach, pionowo wylądował. Serdecznie pożegnałem się z rodzicami i siostrą, następnie zabrałem swój bagaż. Potem ruszyłem razem z innymi w stronę wehikułu. Przed wejściem do pojazdu musiałem się jeszcze wylegitymować.

Poczułem niezwykłą ekscytację, gdy moja noga stanęła na pokładzie stworzonym przez obcych.

Statek miał kilka pięter. W środku były fotele umiejscowione przy zaokrąglonej białej ścianie. Siedziało się „do wewnątrz”. Najniżej wszystko było już zajęte, więc po schodkach wszedłem wyżej i dopiero tam znalazłem wolne miejsce. Na środku pomieszczenia było dużo miejsca na bagaże.

Rozglądnąłem się. Twarze wszystkich były zadowolone i uśmiechnięte. Na start nie trzeba było długo czekać. Usłyszałem cichy warkot silników i poczułem, że się wznosimy.

Niecałą godzinę później, silniki się wyłączyły. Przez radio usłyszeliśmy gulgoczący głos po angielsku informujący, że jesteśmy na miejscu. Wszyscy zaczęli brać swoje bagaże i wychodzić.

Gdy znalazłem się na zewnątrz doznałem uczuć fascynacji jakich nigdy wcześniej nie zaznałem. Znajdowałem się w olbrzymim hangarze. Stały tu dwa identyczne, jak ten którym przyleciałem statki i kilka innych różniących się kształtem, nieco mniejszych i większych. Ujrzałem przed sobą w odległości kilkudziesięciu metrów otwartą klatkę schodową. Obok znajdowały się cztery przeźroczyste szklane windy, mogące pomieścić chyba ze trzydzieści osób każda.

Blisko nich, metr nad ziemią, unosiło się dwóch obcych. Ich twarze były kanciaste i niezbyt ładne. Posiadali żółtą skórę, tylko jedno oko, szpiczasty nos, otwór gębowy bez warg i tak jak ludzie, parę rąk. W miejscu nóg przyczepione mieli coś, co mogło być odpychającym podłoże magnesem albo jakimś silnikiem. W każdym bądź razie, urządzenie świadczyło o używaniu tutaj zaawansowanej technologii.

Tak jak wszyscy współtowarzysze ruszyłem w stronę obcych. Podałem znowu swoje imię i nazwisko, a wiszący w powietrzu osobnik wręczył mi niedużą kartę, na której było kilka znaków przypominających cyfry, o różnych kolorach.

Wszedłem do windy i gdy ta się zapełniła, przeźroczyste drzwi zamknęły się i ruszyliśmy. Od razu zauważyłem, że piętra oznaczone są zielonymi znakami o specyficznej czcionce. Takiej jak na karcie którą trzymałem. Wysiadłem, zgodnie z numerem, na drugim piętrze. Przede mną ukazał się dość szeroki korytarz o białych ścianach, który kilka razy się rozwidlał, był jednak tak dobrze oznaczony, że wiedziałem gdzie mam iść. Po dłuższej chwili spaceru stanąłem przed drzwiami mojej kajuty.

Przyłożyłem kartę do czytnika, ten piknął i drzwi się rozsunęły. Wszedłem do środka. Jednoosobowy pokoik nie był duży, ale w zupełności wystarczający. Łóżko szerokie i długie, skonstruowane na pewno, także z myślą o istotach większych rozmiarów niż ludzie. Dwie duże szafy. Były też drzwi, prawdopodobnie do łazienki. Nigdy tego nie sprawdziłem.

Zainteresowało mnie wielkie okno. Podszedłem by zobaczyć co z niego widać. Ujrzałem ciemną otchłań kosmosu, gwiazdy i kawałek mojego statku. Widać było jasne okna innych kajut i wyglądających z nich ludzi.

I wtedy niespodziewanie zaczęło bardzo mocno trząść, usłyszałem hałas jakby zgniatanego i rwanego metalu, i straciłem przytomność.

 

&&&

 

Gdy się ocknąłem zobaczyłem, że ściana mojego pokoju, tam gdzie znajdowało się okno była rozerwana. Wiał silny wiatr, a słoneczne promienie ogrzewały mi skórę. Myślałem, że jestem z powrotem na Ziemi.

Nie czułem się dobrze, bolała mnie głowa i byłem potłuczony. Wyszedłem na zewnątrz przez zniszczoną ścianę. Nie dało się tego zrobić inną drogą, bo część pokoju, gdzie znajdowały się drzwi, była zgnieciona.

Stałem na gigantycznym wraku statku, którym miałem zwiedzić kosmos. To, że wycieczka się nie odbędzie było teraz oczywiste, natomiast wynikły inne poważniejsze problemy.

Z miejsca, w którym stałem rozciągał się wspaniały widok, na nieznaną mi planetę. Ujrzałem wielkie jeziora, które w promieniu kilkuset metrów otaczała bujna roślinność. Reszta planety to był teren skalisty z gejzerami wypuszczającymi gaz o żółtej barwie.

To koniec mojej historii. Wyjaśnię jeszcze co prawdopodobnie się stało, że rozbiliśmy się na nieznanej planecie. Otóż wróg zaatakował drugi raz, tym razem otworzył dziwne portale zasysające materię, mające na celu pozbycie się pobliskich wojsk. My, na nasze nieszczęście, byliśmy blisko wojennych okrętów. Zostaliśmy wyrzuceni z ogromną siłą w miejscu przez nikogo jeszcze nie zbadanym, blisko tej planety.

Wielu przeżyło kraksę. Zarówno ludzi jak i obcych. Teraz pracujemy, by stworzyć nową społeczność. Wiem, że nie wrócę już do domu.

Koniec

Komentarze

Hej da­wi­di­q150, Podoba mi się, taki styl – relacjonowania wydarzeń. W poprzednim opowiadaniu, też tak pisałeś – ja to kupuje. Trochę kojarzy mi się z Wellsem i Wojną światów. W Twoim opowiadaniu, ciekawie przedstawiasz krok po kroku, czemu obcy przylecieli. Zaskoczeniem jest, że chcą pomóc mieszkańcom ziemi, przed nadchodzącym starciem, między kosmitami, a nie jak zawsze nas zniszczyć :). Ciekawie wypada też losowanie i pomysł zabrania ludzi na wycieczkę po innych planetach. Ale mam wrażenie, że opisałeś wszystko zbyt skrótowo. Zabrakło mi większej ilości opisów, za to jest trochę za dużo mało istotnych informacji – na przykład – ile osób pomieści winda :). Sama końcówka ok, choć też mam wrażenie, że jest wrzucona po to, by już zakończyć całe opowiadanie, a nie spuentować całą opowieść. Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej Bardjaskier !! !

 

Spoko jesteś gość, znalazłeś i plusy i minusy opowiadania. I rzeczywiście jak teraz myślę to ta ilość ludzi w windzie była niepotrzebna. Końcówka, podobnie, chyba nie miałem pomysłu na twist :)

 

Tak właśnie się obawiałem, że mogła wtargnąć się lekka nuda, ale pozmieniałem by tej nudy nie było. Ostatecznie nie wiem czy tam gdzieś w środku nie było trochę monotonnie, nudno.

 

Serdecznie pozdrawiam!!! :)))

Jestem niepełnosprawny...

A dziękuję :). Jeśli chodzi o monotonię, to raczej się nie nudziłem, no może trochę, przy rozmowie z AI, jak coś, to tu bym skracał :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dawidzie,

Historia bardzo ciekawa, mogłaby powstać z tego powieść. “Boboli” było mniej niż w ostatnim Twoim opowiadaniu. Zdecydowanie robisz postępy, ale jeszcze trochę musisz popracować nad warsztatem. Nie wytknę błędów, bo i tak po mnie nie poprawiasz, ale wspomnę o powtórzeniach, które sam z pewnością wyłapiesz. Oczywiście podobało mi sięsmiley

Pozdrawiam

Cóż, tym razem historia mnie nie porwała. Było trochę przynudnawo i zakończenie moim zdaniem bardzo pospieszne. Jakbyś nie miał pomysłu i chciał po prostu zakończyć. 

Nadal jest trochę baboli np. Układ Słoneczny małą literą.

Mimo to życzę powodzenia w dalszym pisaniu, bo od strony stylu widać mały postęp :) Jak napisał Bardjaskier relacjonowanie wydarzeń wypada tu dobrze i również kupuję taki typ narracji.

Pozdrawiam! 

Milis

 

Dziękuję! Mam już pomysł na następne opowiadanie i sakramencką chęć pisania :) Co do poprawiania to nie mam komfortu przez moją chorobę, naprawdę. Mam lęki, że coś spartaczę w tekście i nie będzie się dało tego cofnąć. Uwierz mi ja wielu rzeczy nie mogę robić przez chorobę. Nawet zrezygnowałem z jazdy na rowerze bo miałem lęki przy zamykaniu garażu. :(

 

Serdecznie pozdrawiam!!!

 

Storm

 

Może nawet jutro zaczynam znowu pisać opowiadanie. Naprawdę taka mi ochota przyszła. I nawet sobie z tym poradziłem, że dużo publikuję. Nie wiem czy zauważyłeś, że znacznie więcej komentuję :)

Nuda to dla mnie straszna rzecz. Rozumiem, że więcej akcji musi być. Wezmę to pod uwagę w przyszłości :)

 

Pozdrawiam!!!

 

Jestem niepełnosprawny...

Hej Dawidzie, skoro jesteś chory, rozumiem. Powodzenia w pisaniusmiley

Pozdrawiam!

Cześć dawidiq150

To opowiadanie czytało mi się dobrze. W momencie, kiedy obcy pojawili się w Stanach Zjednoczonych, i kiedy prezydent ciesząc się witał z obcym, trochę się zniechęciłem do dalszej lektury, ale kontynuowałem. Nie mogę zrozumieć, dlaczego niby to Amerykanie zazwyczaj są przedstawicielami gatunku ludzkiego, a nie np. Brazylijczycy. To może wbijmy kij w mrowisko i niech będą to Chińczycy. Dlaczego, w filmach najczęściej, obcy atakują i lądują w Ju Es end Ej? Czy USA to jakieś marzenie zielonych ludzików? Czy kuszą ich światła wielkich miast widocznych z orbity okołoziemskiej? Przecież większe metropolie, molochy miast, są w Chinach? Dlaczego nie wylądują na Syberii? Może boją się zimna? Lub Alasce?

To że prezydent Ameryki wsiadł bez wahania do statku kosmicznego i odleciał (nie wiadomo gdzie), chyba tak napisałeś, jest serio… kiepskie. Mało realne, żeby głowa państwa, bez obstawy i tak sobie poleciała z kosmitami na wycieczkę. Poza tym, piszesz sprawnie.

Jedynymi kosmitami, których uznaję w wersji amerykańskiej to Obcy – Ósmy pasażer Nostromo, chociaż i tak projektował go Giger, który według mnie zapożyczył kształt głowy Obcego od klasyków malarstwa holenderskiego /postacie, i twarze zbudowane z warzyw/. Oraz akceptuję i podoba mi się wersja obcych pokazana w filmie Inwazja porywaczy ciał – mam na myśli film z 1978r. Jest to ekranizacja powieści Jack Finney.

Pozdrawiam

Cześć Hesket .

 

Dzięx.

 

Powiem ci, miałem problem z tym kontaktem obcych z Amerykanami i Bóg mi świadkiem myślałem tak jak ty. W ogóle jak dzieją się rzeczy, przygody na całym globie to ciężko mi się pisze, mam trudność, żeby wszystko było logiczne i autentyczne. Myślę, że tu trzeba już mieć wysokie IQ i dużą wiedzę.

 

Dzień kuje.

Pozdrawiam serdecznie!!!

 

Jestem niepełnosprawny...

Cześć Dawidzie,

Kilka drobnych błędów:

– Jak to się stało, że w po­bli­żu Marsa po­ja­wi­ła się nowa pla­ne­ta?

21 mln kilometrów od Ziemi to bliżej Ziemi niż Marsa, bo:

– średnia odległość Ziemi do Słońca ~ 150 mln kilometrów

– średnia odległość Marsa do Słońca ~ 227 mln kilometrów.

Roz­gląd­ną­łem się. 

Rozejrzałem się*

W każ­dym bądź razie

W każdym razie* albo bądź co bądź.

Często kuleje szyk zdania w opowiadaniu.

 

Ogólnie, to faktycznie pechowa podróż dla bohatera, nie zobaczył już rodziny, choć z drugiej strony miał okazję zakładać całkiem nową, wielogatunkową cywilizację. :P Taki Robinson Cruzoe w wersji galaktycznej.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Cześć Sagitt

 

Dzięki, że przeczytałeś moje opko. Kurcze teraz pisze opowiadanie, które chyba będzie kamieniem milowym w moim pisaniu. Wejdę na wyższy poziom.

Jestem niepełnosprawny...

Zgadzam się z przedpiścami, że relacja jest raczej streszczona i opowiedziana niż pokazana.

Zaskoczyła mnie naiwność Ziemian. Kosmici obiecali wiedzę i wycieczki, pokazali parę sztuczek atakującego wroga? U Zajdla to był początek zniewolenia ludzkości, a tutaj nasi ufnie wysyłają prezydenta USA bez ochrony.

Z okna pokoju widać kosmos, gwiazdy itd. A po ataku bohater tamtędy ucieka. To za oknem nie było próżni?

Ale historia ciekawa.

Babska logika rządzi!

Witam szanownie, droga Finklo

 

Dzięki, że przeczytałaś i dałaś komentarz!!!

 

Pragnę ci powiedzieć, że pracuję nad pierwszym opowiadaniem które w zamyśle mam, by nie było streszczeniem tylko prawdziwą opowieścią. Nie powiem, żeby mi szło jak po maśle, ale 3000 znaków już mam. I to pisanie sprawiam mi frajdę. 

 

Z okna pokoju widać kosmos, gwiazdy itd. A po ataku bohater tamtędy ucieka. To za oknem nie było próżni?

Nie ma próżni bo na planecie na której się rozbili jest atmosfera podobna ziemskiej.

 

:D

Jestem niepełnosprawny...

A gdzie znajdował się pokój bohatera – na planecie czy na jakiejś stacji kosmicznej?

Babska logika rządzi!

Pokój bohatera był na olbrzymim statku, który się rozbił na planecie. Motyw był taki, że wrogowie z innego świata stworzyli, po pierwszej porażce portal który zasysał materię, by pozbyć się wojsk przeciwnika. A statek którym leciał bohater na wycieczkę po kosmosie znalazł się w pobliżu. Został wciągnięty z olbrzymią siłą, ta siła była tak wielka, że go zgniotła po części (dodatkowo się jeszcze rozbił).

 

Ja się zawsze staram pisać, żeby wszystko było zrozumiałe. :)

Jestem niepełnosprawny...

Interesujący pomysł.

Mnie się podobało zakończenie – miało być tak pięknie, wycieczka w kosmos, a tu niespodzianka.

Zgadzam się z pozostałymi komentującymi, fajnie byłoby tekst rozbudować, dodać więcej szczegółów. Mnie też uderzyła łatwowierność ziemian – prezydent USA (ani żaden inny) nie wsiadłby ot tak do statku obcych bez przygotowania, wcześniejszych rozmów z obcymi, obstawy itd. Nie ma takiej opcji!

Jeszcze jedna rzecz mi się nie spina: umieściłeś planetę obcych bardzo blisko Ziemi, ona była tam zawsze, ale ludzie o niej nie widzieli, bo była niewidzialna. To niemożliwe – każdy obiekt, który ma masę, oddziałuje grawitacyjnie (dzięki temu odkryto Neptuna – wpływał on na ruch Urana). Taka planeta również oddziaływałaby grawitacyjnie na planety Układu Słonecznego, w tym na Ziemię. Jej istnienie miałoby pewnie olbrzymi wpływ na rozwój nauki na Ziemi (to też ciekawy pomysł na opowiadanie, ale wymaga dobrej znajomości fizyki).

Lepiej byłoby umieścić naszych kosmitów gdzie indziej – może na obrzeżach US? Wielu astronomów sądzi, że w Pasie Kuipera znajduje się kolejna planeta, której istnienia jak dotąd nie potwierdzono. Może tam?

Pisz dużo i dużo czytaj – dobrych książek, klasyki literatury, a będziesz coraz lepszy. Nie bój się publikować, większość z nas to też amatorzy stawiający pierwsze kroki w pisaniu ;)

Powodzenia!

Hej hej pusia !!!!

 

Wielkie dzięki!!! Niezwykle miłe i budujące mnie słowa. Dziękuję!!!

 

Pisz dużo i dużo czytaj – dobrych książek, klasyki literatury, a będziesz coraz lepszy. Nie bój się publikować, większość z nas to też amatorzy stawiający pierwsze kroki w pisaniu ;)

 

Dzięki za radę, zmobilizuję się i będę jeszcze więcej czytał i pisał. 

 

Serdecznie pozdrawiam!!!!!!!!

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka